W
piątek w godzinach pracy poprosił Marek Aleksa żeby go zastąpił
przez dwie godziny w firmie. Bo ma ważną sprawę do załatwienia.
Ten drugi zgodził się bez problemu.
-
Wiesz jak przyjadę to będę chciał z tobą też porozmawiać
- powiedział Dobrzański do Febo.
-
Ok, to jedź, a jak wrócisz to pogadamy - odpowiedział Febo.
Marek
najpierw pojechał do Rysiowa aby zaprosić Józefa oraz dzieciaki do
siebie na obiad w niedzielę. Przy okazji prosił aby o niczym nie
wspominać Uli. Wyjaśnił, a raczej poprosił tatę Uli o jej rękę, a Ulę poprosi właśnie w niedzielę. Pan Józef widząc, że jego
najstarsza córka jest szczęśliwa, a i sam Marek nieba by jej
uchylił, przyjął jego oświadczyny. Młodszy mężczyzna
powiedział, że przyjedzie po nich Aleks albo Paulina. Gdy już
wszystko załatwił w Rysiowie pojechał do swoich rodziców, również
prosząc ich na obiad w niedzielę do niego i wyjaśnił co zamierza
uczynić w tym dniu.
Następnie
wrócił do firmy gdzie w swoim gabinecie zastał swoją Ulę.
-
O witaj kochanie, a co ty tu robisz? - pytał Marek.
-
O to co ja już nie mogę odwiedzić własnego chłopaka w jego
pracy? - pytała z grymasem na twarzy.
-
Ależ oczywiście, że możesz, ale jak bym wiedział, że
przyjdziesz wróciłbym wcześniej - powiedział Marek i ucałował
Ulę.
-
Byłam w pobliżu więc postanowiłam cię odwiedzić. A tak w
ogóle to gdzie ty się podziewałeś? - dopytywała.
-
Musiałem coś załatwić na mieście - odpowiedział.
Posiedzieli
jeszcze chwilę, po czym Ula pożegnała się z ukochanym i wraz z
Julią wróciła do domu.
Marek
udał się do gabinetu dyrektora finansowego. Zapukał do drzwi i gdy
usłyszał "proszę" wszedł.
-
No hej, przyszedłem z tobą porozmawiać, masz teraz chwilę?
- pytał Marek.
-
Tak mam, ale ty chyba nie za bardzo, widziałem się z Ulą miała
być u ciebie - powiedział Aleks.
-
Wiem, widziałem się z Ulą, ale już pojechała do domu z Julią
- odpowiedział prezes.
-
A więc co to za sprawa, o której mówiłeś przed wyjściem z
firmy? - zaczął dyrektor.
-
Jak wiesz chcę oświadczyć się Uli. I to w tą niedzielę.
Dlatego chcę zaprosić ciebie z Julią do mnie na obiad właśnie w
niedzielę. A i też moglibyście wy oznajmić wtedy, że jesteście
po słowie - mówił Marek.
-
Bardzo dziękuję w imieniu moim i Julii, na pewno będziemy -
odpowiedział Aleks.
-
A i mam jeszcze jedną prośbę, zrozumiem jeśli to będzie
problem, poproszę wtedy Paulinę - rzekł Marek.
-
A o co chodzi? - pytał Aleks.
-
Chciałem prosić abyś przywiózł rodzinę Uli -
odpowiedział Marek.
-
Ja nie widzę problemu, tylko powiedz, na którą mam ich
przywieść - odparł Aleks.
-
Myślę, że tak na czternastą będzie dobrze - powiedział
Marek.
-
Więc wszystko załatwione, to do zobaczenia w niedzielę -
cześć powiedział Marek i wyszedł.
Zadzwonił
jeszcze do Pauliny i ją również zaprosił, a jednocześnie prosił
aby nic nie mówiła Uli.
-
Marek ja też mam dla was niespodziankę - rzekła Paula - czy
mogę przyjść z kimś? - dopytywała.
-
Ależ oczywiście - odpowiedział.
Nastała
niedziela na czternastą zjawili się prawie wszyscy zaproszeni
goście. Brakowało tylko Pauliny. W końcu się zjawiła. Gdy weszła
najpierw przedstawiła gościa, z którym
przyszła.
- Witajcie przedstawiam
wam mojego chłopaka. To jest Lew Korzyński - powiedziała
Paulina.
Wszyscy
zasiedli do stołu i zaczęli jeść, a po zakończonym posiłku Marek
nagle zniknął w sypialni na kilka minut. Gdy z niej wyszedł
w jednym ręku trzymał duży bukiet kwiatów a w drugim niewielkie
pudełeczko. Podszedł do Uli i uklęknął przed nią mówiąc
-
Ula wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, że nie potrafię żyć bez ciebie. Urszulo Cieplak czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną i zostaniesz moją żoną?
Ula
patrzyła na Marka i przez chwilę nie wiedziała co zrobić. Miała
w oczach łzy. Ale były to łzy szczęścia, i gdy minął szok
odezwała się.
-
Marek tak wyjdę za ciebie, bo bardzo cię kocham -
odrzekła Ula.
Młody
Dobrzański wyjął z pudełeczka pierścionek i wsunął na palec
Uli, po czym wstał, ucałował narzeczoną i szepnął jej do ucha.
-
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Gdy
już wszyscy skończyli im gratulować od stołu wstał Aleks wraz z
Julią i powiedział, że oni również są po zaręczynach. Gdy i
tym drugim pogratulowano. Zaczęto dopytywać się o terminy ślubów.
Ula
z Markiem jeszcze nie wiedzieli kiedy, ale jeśli chodzi o Julię i
Aleksa to ci planowali na październik. Mieli nawet wstępnie
ustalony termin i była to druga sobota października. Marek nie
chciał czekać zbyt długo i zaproponował okres Bożego Narodzenia.
Uli też spodobał się ten pomysł lecz nie wiedziała czy to
możliwe.
Helena
zaproponowała swoją pomoc w szukaniu sali dla jednej i drugiej pary
narzeczonych. Był dopiero lipiec więc sądziła, że nie powinno
być większych problemów ze znalezieniem odpowiedniej sali.
Gdy
już wszyscy goście pożegnali się i młodzi zostali sami.
-
Marek ten dzień był naprawdę wspaniały. Ty byłeś cudowny.
Kocham cię - powiedziała Ula i mocno wtuliła się
w Marka.
-
Tak ten dzień był wspaniały. Ale to ty byłaś cudowna, bo
zgodziłaś się wyjść za takiego człowieka jak ja. I też bardzo, ale to naprawdę bardzo mocno cię kocham Ula
- rzekł Marek i mocno ucałował ją.
Młodzi
narzeczeni od poniedziałku próbowali wszystko załatwiać. Marek
pojechał do Rysiowa. bo tam chciał wziąć ślub z Ulą. To był
kościół, w którym ślub brali rodzice jego Uli. I on wiedział
jakie to dla niej ważne. Gdy udało się ustalić termin na pierwszy
dzień świąt wrócił do Warszawy. Wieczorem powiedział Uli co
załatwił. Ula była bardzo szczęśliwa z tego.
-
Skarbie, może jutro pojedziemy do mamy i powiemy o ustalonym
terminie. I podamy też liczbę gości. Może będzie miała dla nas
jakieś propozycje jeśli chodzi o sale - mówił Marek.
-
Wiesz to dobry pomysł - rzekła Ula.
-
A teraz idę pod prysznic - powiedziała i wstała z kanapy
On
chwycił ją za rękę przyciągnął do siebie i spytał.
- A idziesz sama, beze mnie?
Ula
spojrzała na niego i ujrzała w jego oczach iskierki i te dołeczki
kiedy się uśmiechał.
-
Panie Dobrzański jest pan nie poprawny. No ale skoro tak pięknie
się uśmiecha to zapraszam na wspólną kąpiel.
Markowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od kiedy tylko zdjęto Uli gips
z nogi ich wspólne kąpiele były niemal codziennością, również
noce były pełne namiętności.
W
październiku Aleks z Julią zawarli związek małżeński. Ich
światkami zostali Ula i Marek. Wesele trwało do białego
rana. Młodzi w podróż poślubną udali się do Włoch. Na całym
weselu bawiło się osiemdziesiąt osób.
A
dla drugiej pary narzeczonych październik przyniósł niespodziankę.
Ula
pewnego dnia źle się poczuła więc Marek kazał jej pójść do
lekarza. Cieplak wiedząc, że narzeczony nie da się zbyć byle
czym, postanowiła pójść. Ale udało jej się tylko wyprosić, że
pójdzie sama i jak będzie wiedzieć co jej jest to zaraz do niego
przyjdzie i mu powie. Po wizycie u lekarza pełna radości, a
zarazem pełna obawy jak tę wiadomość przyjmie Marek. Poszła do
firmy i udała się do jego gabinetu tak jak mu obiecała. Zapukała
cicho i gdy usłyszała "proszę" weszła do gabinetu.
-
No i co ci jest kochanie? - pytał Marek.
Ula
wyjęła z torebki kopertę, a z niej zdjęcie USG i mu podała.
-
Co to jest? - spytał mężczyzna nic nie rozumiejąc.
-
Marek ja jestem w ciąży, a to jest pierwsze zdjęcie naszego
dziecka - odparła kobieta.
On
na początku nie wiedział co ma zrobić ani co ma powiedzieć.
Nagle
odezwała się Ula.
-
Marek co ci jest, nie cieszysz się?
On
podszedł do narzeczonej uklęknął przed nią mówiąc.
-
Skarbie jestem największym farciarzem na tej ziemi. Najpierw ty
przyjęłaś moje oświadczyny, a teraz jeszcze zostanę tatą -
mówił Marek.
-
A który to tydzień? - dopytywał.
-
Jestem w siódmym tygodniu - odpowiedziała.
Jeszcze
tego samego dnia pojechali do Rysiowa i rodziców Marka z jakże
radosną nowiną. Marka rozpierała duma. Czuł się taki szczęśliwy.
Miał przecież Ulę, która go kocha, a teraz jeszcze zostanie tatą.
Marek
nie opuścił żadnej wizyty u lekarza, kupił nawet osobny album do
którego wkładał wszystkie zdjęcia USG. Pomagał jej, a nawet w
niektórych sytuacjach nawet ją wyręczał. Próbował nawet namówić
Ulę aby na czas ciąży zrezygnowała z pracy. Lecz ona powtarzała
tylko.
-
Ciąża to nie choroba.
-
No dobrze, ale jak poczujesz się źle albo zmęczona to mi będziesz
mówić, a ja zawiozę cię do domu. Obiecujesz? - mówił Marek
wiedząc, że inaczej jej nie przekona.
-
Dobrze obiecuję - mówiła Ula.
Do
grudnia czas płynął spokojnie, mieli już załatwione wszystko co
wiązało się ze ślubem. Pshemko kończył szyć ich stroje ślubne.
Zaproszenia rozesłane.
Na
kilka dni przed ślubem w łaski Marka próbował wkupić się
ponownie Sebastian i chciał zorganizować mu nawet wieczór
kawalerski. Lecz Marek nawet nie miał ochoty z nim rozmawiać.
CDN...
Widzę że opowiadanie zmierza ku końcowi. Szkoda ale pociesza mnie fakt że będą nowe. Co do tego wszystko tak szybko się dzieję. Będzie dzidziuś (mam nadzieję że chłopiec), ślub. Tylko czy Marek nie mógł by dać szansy Sebie może i on się zmienił. Pozdrawiam G..
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. A wszystko wyjaśni się już nie długo.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Z Lwem i Pauliną albo trafiłam albo podsunęłam pomysł. Bądź co bądź teraz czekają nas jeszcze dwa śluby i przynajmniej na dobry początek jedno dziecko. Wszystko biegnie ku szczęśliwemu końcowi chyba że zaskoczysz nas czymś nas jeszcze nieprzyjemnym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Z Pauliną i Lwem trafiłaś. A reszta okaże się już nie długo. Mam nadzieję, że nie rozczaruję. I przy okazji zapraszam już nie długo nowe opowiadanie "Tylko z tobą" i mam nadzieję, że będzie chociaż trochę dobre. Niż te ostatnie.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Ale szybko wszystko poszło, zaręczyny, dziecko i zaraz będzie ślub. Szkoda że to opowiadanie się kończy, bo polubiłam je. Mam nadzieję że kolejne będzie równie ciekawe.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie: http://marzeniabrzyduli.blogspot.com/
Pozdrawiam
Czy szybko no nie wiem. Też mam nadzieję, że kolejne również się spodoba.
UsuńPozdrawiam serdecznie
I zaczynam czytać
To prawda ,że potoczyło się szybko ,ale zmierza do szczęśliwego finału.Ciekawa jestem nowych opowiadań. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNo została jeszcze jedna część a później nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że się będzie podobało.
UsuńPozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego nowego roku
Julita