piątek, 25 października 2019

ROZBITKOWIE część XI

W poniedziałek Marek musiał wrócić do Warszawy. Widział jak jego ukochana z tego powodu posmutniała. Siedzieli w kuchni przy stole i jedli śniadanie, a raczej to Marek jadł, bo Ula jakoś nie miała apetytu.
- Ula, co się dzieje? – zapytał, chociaż domyślał się, a raczej był pewny co się dzieje z jego ukochaną.
- Nic – odparła próbując przy tym brzmieć wiarygodnie, ale Marek znał ją na tyle aby wiedzieć iż udaje.
- Skarbie – przysiadł obok niej i obejmując zaczął mówił – nie martw się. Zobaczysz wszystko się ułoży. A ten dupek trafi tam gdzie jego miejsce.
- Ale tu nie tylko o to chodzi – odpowiedziała zgodnie z prawdą, a widząc pytające spojrzenie ukochanego wyjaśniła w czym rzecz – Ja nie chcę tu zostawać samej.
- Ula to tylko parę dni, najpóźniej w piątek popołudniu będę tu ponownie. Uwierz mi, że tak będzie najlepiej i najbezpieczniej dla ciebie samej. On nie wie gdzie jesteś i nie zna numeru telefonu. Może również okazać się, że detektyw będzie miał na niego tyle aby policja mogła go zamknąć. Ty w tym czasie odpoczniesz sobie, zrelaksujesz się. A tego to potrzebujesz najbardziej – tłumaczył - I nie mów, że tak nie jest – dodał widząc, że ta chce zaprzeczyć. Chwilę później już z uśmiechem na ustach dodał – kochanie pamiętaj, że wracasz do firmy, a tam jak zapewne wiesz jest zawsze dużo roboty – powiedział to takim tonem, że nawet na Uli twarzy można było dostrzec uśmiech.
Dwie godziny później Marek już był w drodze do Warszawy. Już w trakcie postanowił, że zajrzy do rodziny Uli i postara się uspokoić być może przyszłego teścia. Do Rysiowa dojechał wczesnym wieczorem. Doszedł do drzwi i miał już nacisnąć dzwonek, gdy usłyszał podniesione kobiecy głos. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka, jego słuch się nie mylił, to Dąbrowska kłóciła się z Józefem. Chociaż to raczej był monolog, bo pan Cieplak ze stoickim spokojem wysłuchiwał jak jego sąsiadka wylewa wiadro pomyj na Ulę. A gdy kobieta wreszcie zamilkła mężczyzna się odezwał.
- Już, skończyła pani? To teraz ja powiem co myślę o Bartku - w tym momencie Józef nie podnosząc głosu powiedział co sądzi o jej synu. 
- Dobry wieczór - odezwał się Marek czym przerwał tę sąsiedzką wymianę zdań - pukałem, ale nikt nie słyszał. Chciałem z panem porozmawiać jeśli to możliwe - odezwał się do Cieplaka.
- Dobry wieczór - odparli Dąbrowska z Cieplakiem - oczywiście, że tak. Zapraszam do środka - odezwał się starszy mężczyzna.
Dąbrowska chciała coś jeszcze dodać, ale Marek był pierwszy.
- Myślę, że pani już zbyt powiedziała na dzisiaj. Ciekaw jestem, czy Bartuś też jest taki wygadany? A teraz dobranoc pani Dąbrowska - ta wielce obrażona wyszła z domu Cieplaków. 
Z chwilą jak zostali obaj Marek wyjaśnił dokładnie jak przedstawia się cała sytuacja, gdzie jest obecnie Ula oraz wynajętym detektywie. Widać było, że pan Cieplak jest wdzięczny młodemu Dobrzańskiemu za to co robi dla Uli, zauważył to również on sam.
- Panie Józefie, proszę mi uwierzyć robię to wszystko z wielkiej, prawdziwej a przede wszystkim szczerej miłości do Uli - mówił Marek.  

W ciągu tygodnia detektyw zdążył zdobyć wiele ciekawych dowodów i to nie tylko na Sosnowskiego, ale również na Dąbrowskiego. Sosnowski jeszcze raz w piątek pojawił się w firmie Dobrzańskiego. Wszystko było udokumentowane na zdjęciach, ale również na monitoringu. Sam monitoring zarejestrował dość ciekawą sytuację.
- Dzień dobry – przywitał się Sosnowski z Władkiem ochroniarzem firmy – pamięta mnie pan? - dodał zanim tamten zdążył mu odpowiedzieć.
- Dzień dobry. Tak pamiętam pana – padło z ust Władka.
- Mam dla pana pewną propozycję, a raczej prośbę o udzielenie mi pewnej informacji, za którą rzecz jasna odpowiednio wynagrodzę.
- Co ma pan na myśli?
- Chciałem dowiedzieć się czy była tu w ostatnim czasie Ula? - pytał i jednocześnie przesuwał po blacie kopertę w kierunku ochroniarza.
- Proszę zabrać stąd tę kopertę i samemu się wynosić – odparł oburzony Władek.
- Proszę mi tylko powiedzieć, a ja odpowiednio to wynagrodzę – nie dawał za wygraną doktorek.
Władek dużo nie myśląc wyszedł zza lady i chwyciwszy Sosnowskiego za ramię wyrzucił go z firmy. Następnego dnia, gdy tylko Marek pojawił się w firmie ten z owym nagraniem ruszył do gabinetu Dobrzańskiego.
- Zastałem prezesa? - zapytał Violetty
- Tak jest u siebie, a coś pilnego?
- Myślę, że tak - odparł i już pukał do drzwi gabinetu prezesa.
- Dzień dobry szefie, ja w ważnej sprawie - oznajmił zaraz po wejściu do środka i przywitaniu się z Markiem.
- Proszę usiąść panie Władku - wskazał mężczyźnie fotel i sam zasiadł na kanapie obok - to co to za ważna sprawa? Proszę mówić.
- W piątek do południa jak pana nie było w firmie przyszedł tu ten mężczyzna co spotykał się z panią Urszulą - na te słowa Marek aż się wyprostował jak struna, ale nie przerywał ochroniarzowi - i próbował mnie przekupić abym mu powiedział czy nie wiem gdzie może być pani Ula i czy w ostatnim czasie jej tu nie było. Ale natychmiast go wyrzuciłem z firmy. A tu jest dowód na to - skończył mówić, wyjął z zewnętrznej kieszeni marynarki płytę i wręczył ją prezesowi.
- Dziękuje panu bardzo, za to co pan zrobił. Ten człowiek od jakiegoś czasu nęka Ulę. Ta płyta będzie niezbitym dowodem na jego działanie wobec Uli - podziękował mu Marek za to co zrobił. Kolejna osoba okazała się być pomocna w walce z doktorkiem.

Sosnowski po tym jak został wyrzucony z firmy wpadł w jakiś amok i wciąż powtarzał sam do siebie.
- Jeszcze będziesz moja. Mnie się nie zostawia.
Wsiadł do samochodu lecz zanim ruszył zadzwonił do Bartka.
- I co pojawiła się? - mówił przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie pojawiła się. Od matki wiem, że nie było jej u ojca już kilka dni - wyjaśniał Dąbrowski, gdy nagle usłyszał uderzenie o blachę samochodu, a dokładniej w dach i po chwili ujrzał Maćka.
- Przepraszam cię, ale muszę kończyć - rzucił do słuchawki i rozłączył się.
- Cześć Maciek - rzekł do przyjaciela Uli.
- Co tu tak wystajesz pod domem Cieplaków? - zapytał wprost bez żadnego przywitania się z byłym Ulki.
- A nic, tak sobie stoję - odparł i po chwili dodał - to już nie wolno mi tu stać, przecież mieszkam obok.
- Właściwie to po przeciwnej stronie - rzucił mu jakby dla przypomnienia Szymczyk.
Dąbrowski widząc, że ten nie odpuści postanowił odjechać.
Maciek niemalże natychmiast zadzwonił do Dobrzańskiego z informacją iż pod domem Uli wystawał Bartek i wyglądało to tak jakby obserwował. Marek był wdzięczny za to Szymczykowi.
- Dziękuję ci bardzo Maciek. I proszę abyś miał na tego typa oko. Myślę, że to już kwestia kilku dni, a oni obaj znajdą się tam gdzie ich miejsce - mówił Marek.

Następnego dnia w porze lunchu Marek miał się spotkać z detektywem, który w ciągu tych kilku dni zdobył wystarczająco dowodów przeciwko tym dwóm.
- Dzień dobry panie Dobrzański - obaj panowie przywitali się uściskiem dłoni, usiedli przy jednym ze stolików w "Książęcej" i po zamówieniu czegoś do picia przeszli do konkretów - proszę bardzo to są zdjęcia jak pan Sosnowski za wszelką cenę próbuje znaleźć panią Urszulę. W ciągu dnia kilka razy był pod jej domem również wieczorem, w miejscu pracy także się pojawił. Spotkał się również z niejakim Bartłomiejem Dąbrowskim. Chyba nazwisko nie jest panu obce? - Marek tylko skinął głową na potwierdzenie przypuszczeń adwokata - Był również ponownie w pańskiej firmie, z której został wyrzucony przez ochronę.
- Tak wiem o tym i mam nawet nagranie z tego dnia - odezwał się Marek przerywając tym detektywowi.
- Ale to jeszcze nie wszystko. Proszę spojrzeć na te dwie fotografie - pokazał Dobrzańskiemu dwa zdjęcia, na których doktorek był z kimś innym niż Dąbrowski - Rozpoznaje pan te dwie osoby?
- Tak doskonale wiem kim są - odpowiedział prezes - A może mi pan powiedzieć coś więcej o tych spotkaniach? - poprosił detektywa.
Ten wyjaśnił mu, że pierwsze spotkanie zaczęło się już na lotnisku skąd Sosnowski odbierał osobę ze zdjęcia. Drugie miało miejsce w pobliskim parku tuż obok firmy.
- Dziękuję bardzo za pańską pracę, całość uregulowałem już pierwszego dnia.
- Mnie również było miło pracować dla pana - obaj panowie pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę.

Marek wrócił ze spotkania zdenerwowany. Chociaż zdenerwowany było dalekie od tego jaki był naprawdę, to było nazbyt trudne do opisania słowami. On sam odnosił wrażenie, że byłby wstanie nawet w tej chwili zabić.
Wjechał na piąte piętro i udał wprost do swojego gabinetu. Słowem nie odezwał się do Violetty a drzwi gabinetu zamknął z takim hukiem i siłą, że omal nie wypadły z futryny. 
 
- Sebastian, musisz pomóc - wyrzuciła z siebie Viola wchodząc do gabinetu swojego narzeczonego.
- Violuś spokojnie, o co chodzi? W czym mam pomóc? - pytał mężczyzna. Po usłyszeniu wszystkiego natychmiast udał się do Marka.
Od kiedy obaj sobie wszystkie wyjaśnili, Sebastian gotowy był do pomocy Markowi i Uli w każdej chwili.
Wszedł do prezesa bez pukania.
- Marek wszystko w porządku? - zapytał, gdy tylko wszedł i ujrzał jak przyjaciel siedzi zmartwiony.
- Nic nie jest w porządku. Byłem na spotkaniu z detektywem. Ten zebrał dość dużo materiału przeciwko Sosnowskiemu i Dąbrowskiemu - mówił i wskazał na kopertę z dowodami.
- Mogę zobaczyć? - zapytał Olszański. Marek pokiwał głową na znak zgody. Dyrektor przeglądał wszystko uważnie, gdy nagle jakby zamarł w bezruchu by po chwili wręcz wydukać.
- Marek, ale na tych zdjęciach są....
- Dokładnie tak - odparł mu Dobrzański.
- I co zamierzasz z tym zrobić? - dopytywał go przyjaciel.
- Jeszcze dziś jadę zawieźć te dowody na policję, a później sam osobiście sobie z nimi porozmawiam.
Marek tak jak mówił tego dnia wyszedł wcześniej z pracy prosząc Sebastiana o zastępstwo i pojechał na policję. Tam wyjaśnił z czym przyjechał, pokazał wszystko co miał, również nagranie, które otrzymał od pana Władka.
- Czy pan zna te dwie osoby, na tych zdjęciach? - padło pytanie.
- Tak to jest jedna z moich pracownic - odpowiedział.

Wieczorem zadzwonił jak i dnia poprzedniego do Uli i opowiedział co ustalił detektyw, o zajściu przy wejściu do firmy, że wszystko jest już na policji. Nie wspomniał tylko o tych dwóch zdjęciach. Wiedział, że Ula może mu nie uwierzyć na słowo. Postanowił jej pokazać te zdjęcia jak będą się wiedzieć. Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę. Oboje bardzo za sobą tęsknili. A po tym jak wszystko było już między nimi tak jak być powinno, ta tęsknota była jeszcze większa.
- Dobranoc kochanie. Śpij spokojnie. Kocham cię - mówił na koniec Marek, a Ula jak echo powtarzała za nim to samo.
CDN...

piątek, 18 października 2019

ROZBITKOWIE część X

Marek wyszedł z firmy kilka minut przed siedemnastą. Dochodząc do swojego auta widział samochód Sosnowskiego zaparkowany w tym samym miejscu od rana. Otworzył pilotem swoje auto wsiadł i wyjął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki aby wykonać połączenie z numerem alarmowym.
- Dzień dobry nazywam się Marek Dobrzański – przedstawił się po tym jak usłyszał głos z drugiej strony i zaczął wyjaśniać w jakim celu jest to połączenie oraz co zamierza zrobić. Dyspozytor próbował przekonać Dobrzańskiego do pozostania w miejscu, gdzie obecnie się znajduje, lecz ten nie miał zamiaru wykonać tego.
- Rozumiem, że pana nie przekonam do pozostania na miejscu i poczekania na odpowiednie służby – usłyszał Marek.
- Tłumaczę panu, że tylko tak mogę zapewnić mojej dziewczynie bezpieczne opuszczenie firmy i udanie do domu moich rodziców – tłumaczył coraz bardziej poirytowany prezes.
- No dobrze, ale proszę się nie rozłączać i sukcesywnie mnie informować o sytuacji – rzekł dyspozytor.
Marek przełączył w telefonie na tryb głośnomówiący i powoli włączył się do ruchu. Spojrzał we wsteczne lusterko by mieć pewność co do zachowania doktorka i nie pomylił się, Sosnowski ruszył chwilę później. Marek całą drogę widział jak doktorek za nim jedzie. Dojechali na Sienną, a tam już czekali funkcjonariusze policji. Sosnowski niczego nie podejrzewający zaparkował kilka miejsc dalej niż Dobrzański.
- Policja proszę wysiąść z pojazdu – nagle usłyszał przez otwartą szybę
Piotr.
- To chyba jakaś pomyłka – mówił Sosnowski.
- Mamy informację, iż prześladuje pan od rana nijakiego Marka Dobrzańskiego – padło z ust policjanta.
- To jakiś nonsens. Nie znam żadnego Marka Dobrzańskiego – próbował wymigać się.
- A to ciekawe. Bo mamy informację iż był pan w firmie tego pana i po jego wyjściu z pracy cały czas jechał za nim – mówił pewnym głosem funkcjonariusz.
- Ja nikogo nie śledzę – nadal szedł w zaparte Sosnowski.
- Wobec tego w jakim celu pan tu przyjechał? - padło pytanie.
- A to już moja prywatna sprawa – odparł butnie – jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie to żegnam panów – dodał i wsiadł ponownie do auta i odjechał.
Całej tej sytuacji przyglądał się z daleka Dobrzański i był wściekły na policję. Wiedział również, że nie może odjechać spod swojego domu własnym autem. Zadzwonił po taksówkę, która przyjechała po niespełna pięciu minutach.

- Ula wychodzimy. Marek już pojechał, a ten pajac ruszył za nim – usłyszała Ula Sebastiana.
- Mam nadzieję, że nic się nie stanie – mówiła zmartwionym głosem Cieplak.
Z firmę opuścili tylnym wyjściem. Sebastian, gdy tylko Marek odjechał przestawił swoje auto właśnie tam. Po pół godzinie już parkowali na podjeździe przed domem Dobrzańskich seniorów.
Olszański już miał nacisnąć dzwonek, gdy drzwi otworzyła im Helena i zaprosiła ich do środka. Sebastian nie chciał przeszkadzać.
- Sebastian nie przeszkadzasz. Wchodź, Marek już dzwonił i mówił, że będzie za jakiś kwadrans.
- Witam – usłyszeli za sobą donośny głos prezesa seniora.
- Dzień dobry – odpowiedzieli jednocześnie Ula z Sebastianem.
Weszli do salonu, a kilka minut później na stole gosposia państwa Dobrzańskich już stawiała kawę oraz ciasto.
- Proszę częstujcie się – zachęcała Helena.

Detektyw od chwili wyjścia z F&D zaczął działać. Tego samego dnia miał już kilka zdjęć świadczących o nękaniu Uli przez Sosnowskiego. Doktorek po odjechaniu sprzed bloku Marka skierował się w kierunku zamieszkania Uli. Tam spędził jakiś czas, a w międzyczasie wykonał jakieś połączenie. Tego do kogo dzwonił okazać miało się następnego dnia.

- Witajcie, już jestem – usłyszeli radosny głos Marka wchodzącego do salonu. Podszedł do ojca i uściskiem dłoni przywitał się z nim, matkę ucałował w policzek.
- Tato i jak zgodzisz się na zastąpienie mnie jutro i w poniedziałek? - pytał Marek ojca.
- Oczywiście synu. Jedźcie spokojnie – odparł mu senior i wręczył klucze do domku w Karkonoszach, który był własnością Dobrzańskich od kilku lat. Niewielki drewniany domek położony w Karpaczu z widokiem na malownicze góry.


- Marek, ale ja nie mogę wyjechać ot tak – mówiła Ula.
- Skarbie, tu chodzi o twoje bezpieczeństwo – mówił Marek – Ula on ma rację. Do czasu jak nie przyskrzynią doktorka powinnaś wyjechać – poparł Marka Sebastian.
- Ale moja rodzina o niczym nie wie.
- Ula nie ma żadnego „ale”. Zadzwonisz do taty i powiesz mu o wyjeździe jednocześnie prosząc, aby nikomu nic nie mówił – wyjaśnił jej Marek.
W końcu Ula uznała, że Dobrzański ma rację. Poprosiła go o użyczenie telefonu i zadzwoniła do ojca.
- Córcia a dlaczego ty dzwonisz z zastrzeżonego numeru? - dopytywał pan Cieplak.
- Dzwonię z telefonu Marka. Tato posłuchaj ja muszę na jakiś czas wyjechać, nie będę mieć przy sobie telefonu. Proszę cię również abyś nikomu nie mówił, że wyjechałam. Nawet dzieciakom. Wszystko to spowodowane jest tym prześladowaniem mnie przez Piotra. A pomaga mu w tym nikt inny jak Bartek – tłumaczyła ojcu.
Ta informacja zszokowała jej ojca. Ale na prośbę córki miał nic nie wspominać Dąbrowskiej, że wie co robi jej syn, do czasu jak nie będą mieć wystarczająco dużo dowodów na jego współpracę z Sosnowskim.
Ula opowiedziała mu również o tym co działo się ostatnio i do czego posunął się Piotr. Przyznała się również do zwolnienia z pracy oraz, że wróciła do Marka, kocha go i jest z nim szczęśliwa. Ta ostatnia informacja o dziwo nawet ucieszyła Józefa co wyraził to.
- Cieszę się córcia. Wiem co kiedyś ci zrobił wraz z tym swoim kolegą, ale gdy był tu widziałem jak bardzo przykro z tego powodu. A z jego oczu można było wyczytać wielką miłość do ciebie – słowa ojca pozwoliły jej upewnić się co słuszności podjętej decyzji. Ona również widziała w oczach Marka miłość i wiedziała, że się zmienił.

A podczas ostatniego spotkania z Violettą dowiedziała się co porabiał Marek przez ten czas, gdy nie byli razem. Kubasińska oczywiście nie omieszkała również opowiedzieć jej o kłótni obu panów i pochwalić się kto pomógł im w pogodzeniu się.
- Dziękuję ci Viola, że pomogłaś im w pogodzeniu się – mówiła Ula.
- Nie ma za co. Szkoda by było takiej przyjaźni – odpowiedziała jej Kubasińska.
- Dokładnie tak. Przecież oni przyjaciółmi są od tak dawna – poparła koleżankę Cieplak.

Następnego dnia po nocy spędzonej w domu rodzinnym Dobrzańskiego oboje młodzi wyjechali w góry. Tam wspólnie mieli spędzić cztery dni, a później młody prezes miał wrócić do Warszawy. Do tego czasu detektyw miał zebrać jak najwięcej dowodów przeciwko Piotrowi oraz Bartkowi. Ten pierwszy stawał się coraz bardziej poirytowany brakiem jakichkolwiek informacji gdzie przebywa Ula. W domu jej nie było, dowiedział się również o odejściu z pracy, a telefon wciąż był wyłączony.
- Mów, że wiesz gdzie ona jest – krzyczał do słuchawki na Dąbrowskiego.
- Rozmawiałem z matką, a ta twierdzi, że ona powinna być w Warszawie – odpowiadał mu Bartek.
- Ale jej nie ma w tych miejscach co powinna – burczał doktorek.

Podróż do Karpacza trwała nieco pięć godzin. Oboje cieszyli się z tego wspólnego wyjazdu, chociaż Ula z tyłu głowy miała cały czas prawdziwy powód tego wyjazdu. Obawiała się również czy czasem Piotr nie posunie się do czegoś gorszego i nie zrobi nic jej rodzinie. A miała ku temu powody aby tym się martwić, bo znała doskonale Dąbrowskiego.
- Ula nie martw się, zobaczysz wszystko będzie dobrze – mówił.
- Marek, ale jak ja mam być spokojna? Sam wiesz jaki Bartek potrafi być nieobliczalny – odpowiedziała.
- Kochanie obiecuję ci, że nic im złego się nie stanie. Jestem w stałym kontakcie z twoim tatą oraz Maćkiem - próbował ją uspokoić Marek, chociaż sam zastanawiał się czy oni są bezpieczni.
Ten wspólny wyjazd pozwolił im również na wiele rozmów związanych z nimi samymi. Ula pozwoliła Markowi na wyjaśnienie wszystkiego od początku, ale i ona miała mu sporo do powiedzenia. 
- Ula ja czekałem w szpitalu na ciebie, a gdy nie przyszłaś było dla mnie jednoznaczne, że wybrałaś Piotra - mówił ze smutkiem w głosie.
- Byłam w szpitalu, ale Paulina mi powiedziała, że nie chcesz mnie widzieć. A o ten wypadek oskarżyłeś poniekąd mnie - mówiła, widząc zdziwioną minę Dobrzańskiego pospieszyła z wyjaśnieniami - ponoć powiedziałeś jej, że ten wypadek był przez to iż kazałam ci pracować całą noc.
- A ty jej uwierzyłaś? - odezwał się zszokowany takimi wieściami.
- Tak była bardzo przekonywująca. Wyszłam wówczas ze szpitala rozstałam się z Piotrem i poszłam do pobliskiego parku usiadłam na ławce. Wtedy zrozumiałam, że straciłam cię na zawsze - mówiła płacząc. Marek przysunął się do niej i zamknął w swych ramionach. Rozumiał co ona musiała czuć po tym jak potraktowała ją Febo przecież on również uwierzył Sosnowskiemu, gdy ten mówił o ich wspólnym wyjeździe do Bostonu.
CDN...

piątek, 11 października 2019

ROZBITKOWIE część IX

Kolejny raz próbował dodzwonić się do Uli, ale bezskutecznie, jej telefon milczał. Miał już wybrać numer alarmowy, gdy na wyświetlaczu ukazał mu się numer Violetty Kubasińskiej.
- Viola nie teraz – rzucił do słuchawki.
- To ja Marek – usłyszał z drugiej strony.
- Ula? Gdzie ty jesteś? Stoję pod twoją pracą i czekam na ciebie, ale i nie tylko ja – mówił z ulgą w głosie, że jego dziewczyna jest bezpieczna.
- Przepraszam cię, ale padła mi komórka. Będąc jeszcze w pracy zadzwoniłam do ciebie, ale nie odebrałaś więc zadzwoniłam do firmy i rozmawiałam z Violettą. Teraz jestem u niej w Pomiechówku. Możesz przyjechać po mnie?
- Oczywiście, że mogę będę niedługo – skończył i za nim ruszył zrobił kilka zdjęć tym dwóm osobnikom. Wciąż zastanawiał się kim jest ten drugi.

- Idź sprawdzić czy jeszcze jest w pracy – padło z ust Sosnowskiego.
- A ty nie możesz? - odparł pytaniem Dąbrowski.
- To ja płacę tobie, a nie na odwrót. Więc idź i sprawdź – wysyczał przez zęby doktorek.
Dąbrowski nic więcej nie mówiąc poszedł i wrócił po niespełna dwóch minutach.
- Nie ma jej, wyszła z pracy jakieś trzy godziny temu – rzekł do Sosnowskiego.
Ten wściekły chwycił za telefon, wybrał jej numer i zaczął pisać wiadomość po naciśnięciu ikony z napisem „wyślij” dostał powiadomienie, że nie można jej wysłać. Jego złość była coraz większa, kolejny raz panna Cieplak wymykała mu się.
- Masz jechać do Rysiowa i obserwować jej dom. A gdy tylko się w nim pojawi masz mi natychmiast dać znać oraz nie spuszczać jej z oczu – mówił wściekły.
Dąbrowski jak ta marionetka w rękach Sosnowskiego robił co mu ten kazał.

Marek po nieco godzinie był już w domu swojej sekretarki i witał się z Ulą.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest. Pod twoją firmą był Sosnowski, ale nie był sam. Spójrz – powiedział i pokazał jej zdjęcia zrobione telefonem.
- Przecież to Bartek – oznajmiła Ula natychmiast jak zobaczyła jedno ze zdjęć.
- Jesteś pewna? - zapytała milcząca do tej pory Violetta.
- Viola ja tego człowieka to bym poznała z kilometra. Ciekawe co oni robili u mnie pod pracą? - zastanawiała się na głos Cieplak.
- Nie chcę być złym prorokiem, ale myślę, że chcieli cię uprowadzić. Ula uważam iż powinnaś wziąć kilka dni wolnego – mówił Dobrzański.
- Nie muszę brać wolnego…
- Ale… - wszedł jej w słowo Marek lecz tym razem to ona nie dała mu dokończyć.
- Marek spokojnie, nie ma żadnego ale, bo ja dzisiaj złożyłam wymówienie. I to był mój ostatni dzień. Dlatego też dzwoniłam do ciebie z prośbą czy nie mógłbyś mnie odebrać – mówiła patrząc mu prosto w oczy, które śmiały się do niej.
Odetchnął z ulgą i mocno przytulił dziewczynę.
- I chciałabym jak najszybciej wrócić do F&D – rzekła , gdy tylko ją wypuścił ze swych ramion.
- Myślę, że to zły pomysł – rzekła Kubasińska, a widząc pytające spojrzenie Uli pospiesznie wyjaśniła – jeśli doktorek zorientuje się, że już tam nie pracujesz to z całą pewnością przyjdzie pod firmę.
- Viola ma rację. Powinnaś na jakiś czas zniknąć z Warszawy.
- Ale jak wy to sobie wyobrażacie? - pytała Ula.
- Posłuchaj kochanie jutro jesteśmy umówieni z detektywem, który mam nadzieję pomoże nam i będziemy mieć wystarczająco dowodów aby zamknąć jednego i drugiego. Dzisiaj pojedziemy do mnie, a po jutrzejszym spotkaniu pomyślimy co dalej – mówił jej prezes.
Skończyli pić kawę, pożegnali się z Kubasińską i pojechali do domu Marka. Ula była cały czas milcząca, co było dla Dobrzańskiego dość zrozumiałe. Ten psychopata nie dawał jej spokoju.
A on sam zastanawiał się gdzie mogłaby ukryć się Ula, tak aby ten jej nie znalazł.
- Marek i co teraz? Nawet boję się uruchomić telefon, bo wiem, że znajdę wiadomości od niego – mówiła przerażona Ula, gdy byli już na Siennej.
- Spokojnie. Telefonu nie włączaj, jutro po spotkaniu z detektywem kupimy nową kartę i zastrzeżemy numer, będę go znał tylko ja. Podejrzewam, że ten teraz numer zdobył dla niego Dąbrowski – mówił spokojnie, chociaż w środku cały się gotował.

Dąbrowski mimo całonocnej obserwacji domu sąsiadów nie miał dobrych wiadomości dla doktorka, co było powodem jeszcze większej jego frustracji. W Rysiowie jej nie było, do domu nie wróciła, telefon wciąż był wyłączony. W jego chorej głowie zaczęła świtać pewna myśl i postanowił to sprawdzić.

Z detektywem byli umówieni na godzinę trzynastą. Marek chciał aby Ula została w domu lecz ta miała argumenty nie do zbicia, gdy ten próbował namówić ją na pozostanie w domu, a on sam przyjedzie po nią przed spotkaniem.
- Ale Marek to bezsensu abyś pokonywał tę samo trasę dwa razy. Pojadę z Tobą do firmy może w czymś ci pomogę. A po spotkaniu odwieziesz mnie do domu – mówiła, ale jego mina mówiła, że to go nie przekonało podeszła do niego objęła w pasie i wpatrując się w jego oczy wyszeptała.
- Przy tobie czuję się bezpieczniej – i tym oto jednym zdaniem przekonała Marka co do swojego pomysłu.
Ula w firmie wzbudziła niemałą sensację, co w tym momencie niezbyt cieszyło prezesa. Jak się z czasem przekonał miał rację.
Na godzinę przed ich wyjściem do siedziby F&D przyjechał Sosnowski.
- Marek w firmie jest doktorek – usłyszeli wraz z Ulą słowa wymawiane przez Violettę.
- Miałem złe przeczucia, abyś tu przyjeżdżała wraz ze mną - mówił prezes, ale już zastanawiał się co zrobić.
- Dobra dziewczyny. Ja tu zostaję, a wy idźcie do Sebastiana, ale tak żeby nikt was nie zauważył – zrobiły tak jak im kazał.
- Viola ty wróć do siebie – mówiła Ula.
- Ale nie chcesz abym ci dotrzymała towarzystwa? - mówiła piskliwym głosikiem sekretarka.
- Viola wszystko musi wyglądać normalnie – wyjaśniła jej Cieplak. Violetta już nie mówiąc nic wróciła na swoje stanowisko pracy i chwilę później usłyszała za swoimi plecami.
- Cześć Viola – ta odwróciła się przybierając na twarz zdziwiony wyraz twarzy i rzekła.
- O Piotr. Co ty robisz? Nie miałeś wraz z Ulką być teraz w Bostonie? - zadała kilka krótkich pytań.
- Mieliśmy, ale trochę się posprzeczaliśmy przed wylotem, a później jakoś tak wyszło… zresztą nie ważne. Jest może Marek? Mam do niego sprawę.
- Jest, ale nie wiem czy będzie mógł cię przyjąć. Poczekaj zapytam – odparła kobieta.
Po chwili już obaj panowie byli w gabinecie prezesa.
- Widzę, że już nie robisz za podnóżek – Sosnowski oczywiście nie mógł sobie darować docinki w stronę Marka. Ale ten nic nie robiąc sobie z jego głupiej gadaniny zapytał.
- Czego tu chcesz?
- Przyszedłem zobaczyć się z moją dziewczyną.
- A to ciekawe, bo z tego co wiem mieliście być razem w Bostonie. Co to problemy w raju? - odgryzł mu się Dobrzański.
- Nie twój interes – odpowiedział mu doktorek.
- No ale przepraszam cię bardzo, przychodzisz do mojej firmy szukać swojej dziewczyny. To ty nawet nie wiesz gdzie pracuje twoja ukochana. Dobry jesteś, gdyby Ula była moją dziewczyną to z całą pewnością bym wiedział co się z nią dzieje – dodał z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Ale nie jest i nigdy nie będzie – wysyczał Piotr.
- Wiesz co opuść już ten gabinet, mam dość swojej roboty – rzekł Marek wskazując kierunek drzwi.
Sosnowski wściekły jak rozjuszony byk nie zamierzał jednak odpuścić i czując podświadomie, że Dobrzański może coś wiedzieć postanowił na niego poczekać przed firmą.

- Dzień dobry panu, nazywam się Marek Dobrzański i byliśmy umówieni na godzinę trzynastą w restauracji „Książęca”, lecz z pewnych powodów jestem zmuszony zmienić miejsce spotkania.
- Dzień dobry panu, Oskar Dziuk prywatny detektyw. Właśnie miałem wychodzić. Proszę w takim razie podać nowy adres.
- Będę na pana czekał na ulicy Lwowskiej 19 piąte piętro – podał detektywowi nowy adres.
Detektyw zjawił się na miejscu w niespełna pół godziny później. Marek wraz z Ulą opowiedzieli mu o wszystkim. Pokazali zdjęcia Sosnowskiego oraz te które zrobił Marek dzień wcześniej. Pod koniec rozmowy obaj panowie podeszli do okna, a Marek wskazał detektywowi samochód. Ten tylko skinął głową na potwierdzenie przyjęcia do wiadomości czyj to pojazd.
- Będę państwa informował na bieżąco o postępach pracy – rzekł na koniec Dziuk.
- Na miejscu będę tylko ja. Chcę ukryć Ulę przed tym typem – padło z ust Dobrzańskiego. Detektyw nie widział problemu, nawet poparł ten pomysł.

- Sebastian możesz przyjść do mnie? - prosił Marek przyjaciela.
Ten kilka minut później siedział już na fotelu i słuchał co ma mu do przekazania przyjaciel.
- Potrzebujemy twojej pomocy. Ja z firmy wyjdę pierwszy i pojadę do siebie, mam nadzieję iż ten kretyn pojedzie za mną….
- Jak to pojedzie za tobą? - dziwił się kadrowy.
- Spójrz tam – powiedział prezes i wskazał kierunek. Teraz już wszystko było jasne – więc tak jak mówiłem ja wyjadę pierwszy, a ty wraz z Ulą jakiś kwadrans później, ale proszę cię abyś zawiózł ją do moich rodziców, oni wiedzą o tym – wyjaśnił wszystko Marek.
CDN...

piątek, 4 października 2019

ROZBITKOWIE część VIII

Mimo wcześniejszych planów jakie miał w związku z dzisiejszym spotkaniem postanowił najpierw załatwić sprawę prześladowcy. Nie zastanawiając się objął przerażoną Ulę i poprowadził do samochodu.
- Wsiadaj Ula, pojedziemy teraz na komisariat – rzekł otwierając jej drzwi od samochodu i chwilę później już kierował się w stronę komendy policji.
Będąc już na miejscu udali się do pokoju gdzie byli funkcjonariusze prowadzący sprawę Uli i tuż po wejściu do środka Markowi puściły nerwy.
- Do jasnej cholery, czy wy w ogóle coś robicie w tej sprawie. Ula wciąż otrzymuje pogróżki od tego psychopaty – mówił podniesionym głosem.
- Spokojnie panie Dobrzański, mamy wszystko pod kontrolą – padło z ust jednego z policjantów.
- Tak? A to ciekawe co mówicie. Ula jakiś czas temu zmieniła numer telefonu, a on jakimś cudem zdobył jej numer i dzisiaj zdążył przysłać jej dwie wiadomości. O podrzucanych ciągle listach nie wspomnę – mówił – Ula pokaż te smsy – zwrócił się do kobiety.
Ula wyjęła telefon z torebki i po otworzeniu foldera z wirtualną kopertą pokazała je funkcjonariuszom. Powiedziała również o listach, które wciąż dostawała.
- Proszę państwa robimy co w naszej mocy – usłyszeli.
- Jakoś tego nie widać – wysyczał przez zaciśnięte zęby Marek – mówiłem wam, że to Sosnowski stoi za tym wszystkim. Wiem również, że ten dupek przebywał w ostatnim czasie pod domem pana Cieplaka – mówił zdenerwowany Marek.
Ula wciąż milczała. Była przerażona bezczynnością policji. I ona tak jak Dobrzański uważała, że to Piotr Sosnowski stoi za tymi wszystkimi listami, wiadomościami. Jedynie czego nie wiedzieli to, że doktorek nie działa sam.
- Proszę państwa, nie mamy dostatecznych dowodów, że to działanie pana Sosnowskiego – tłumaczyli policjanci.
- Chyba żartujecie – oburzył się Dobrzański – czy to co macie dotychczas nie jest wystarczające? Co się musi jeszcze stać? - mówił ze wściekłością w głosie.
- Chodź Ula wychodzimy stąd – rzekł do niej, a w głowie zrodził mu się pewien plan. Ale nad jego wprowadzeniem miał zająć się następnego dnia. Teraz postanowił oderwać chociaż na chwilę jej myśli od tego wszystkiego i zrealizować co na dziś miał zaplanowane.
Opuścili komisariat, wsiedli do samochodu i po chwili jechali w tylko Markowi znanym kierunku.
- Gdzie my jedziemy? - zapytała Cieplak.
- Niespodzianka – usłyszała już teraz łagodny, ciepły, przepełniony miłością głos Marka.
Kilkanaście minut później nieco spóźnieni podjechali pod restauracje „Moskwa”.
- Marek, my tu już byliśmy… - zaczęła, ale nie dał jej dokończyć.
- Tak masz rację, byliśmy tu na naszej pierwszej nieoficjalnej randce. A teraz jesteśmy na jakże prawdziwej i przede wszystkim oficjalnej, takiej jaka powinna być już wówczas gdybym tylko nie był takim podłym draniem – mówił ze skruchą w głosie.
- Nie mówmy już o tym co było. Straciliśmy już i tak dużo czasu, na to co nie potrzebne. Przez dwa lata nie potrafiliśmy dotrzeć do siebie. Oboje byliśmy jak dwoje rozbitków nie mogących dotrzeć do właściwej przystani – mówiła patrząc mu prosto w oczy.
A on tonął w tych jej błękitach i nie mógł uwierzyć, że wreszcie udało mu się odzyskać jej miłość. Był tego pewien. Przyciągnął ją do siebie i tuląc w swych ramionach szepnął jej.
- Kocham cię Ula i nigdy nie przestałem.
- Ja też bardzo cię kocham Marek.
Stali tak jakąś chwilę objęci i niesamowicie szczęśliwi. I czuli tak jak mówiła Ula, że udało im się dotrzeć do tej samej przystani. Ale czy dane im będzie żyć spokojnie i szczęśliwie już do końca swoich dni? W tym momencie nie zastanawiali się nad tym, bo liczyło się co tu i teraz.
W końcu oderwali się od siebie i udali w stronę wejścia do restauracji. Resztę wieczoru starali się spędzić nie myśląc o problemach. Zjedli zamówione potrawy, później wrócili jeszcze nad Wisłę, gdzie usiedli na zwalonym pniu i objęci wpatrywali się w płynącą spokojnym nurtem rzekę. Ula wreszcie nieco się wyciszyła. Wiele wyjaśnień padło od każdego z nich. Lecz mimo to Marek cały czas myślał co zrobić, aby uchronić Ulę przed Sosnowskim. Nadszedł czas aby wracać.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytała Ula.
- Ula, a może… - zawahał się czy powinien jej to proponować, w końcu postanowił zaryzykować – pojechalibyśmy do mnie na Sienną – widząc jej spojrzenie pospieszył z wyjaśnieniami – boję się o ciebie. A on zdaje się być nieobliczalny. Proponuję ci moje mieszkanie, bo tam nie będzie cię szukał.
Ula przez krótką chwilę zastanawiała się nad tym co mówił Dobrzański, by w końcu zgodzić się. On cieszył się, że nie oponowała i będzie miał ją blisko. Faktem było, że nie liczył na nic więcej i nawet nie miał zamiaru na nią naciskać. Jedynie czego pragnął to żeby ona poczuła się bezpieczna.

- I co namyśliłeś się? - pytał Sosnowski.
- Zrobię to, ale stawka będzie większa niż to co jesteś mi winien – odparł z chytrym uśmieszkiem na ustach Dąbrowski.
- To znaczy ile? - dopytywał doktorek.
- Drugie tyle – usłyszał.
Sosnowski spojrzał złowrogo na Dąbrowskiego, ale i zastanawiał się czy nie dać mu tej kwoty. Ale w jego chorej głowie zaświtał pewien pomysł.
- Dobra, dostaniesz tyle ile chcesz – zgodził się – ale kasa dopiero jak wszystko się uda – zastrzegł.

Byli już na Siennej, gdy Ula dostała kolejną wiadomość.

Po pracy Cię nie spotkałem, w domu też Cię nie ma. Ale nie myśl, że się przede mną ukryjesz. Znajdę Cię, choćbym miał wykopać nawet spod ziemi”

Czytała wiadomość, a jej przerażenie rosło. Pokazała ją Markowi, w nim aż zagotowała się krew.
- Ula myślę, że powinnaś wziąć urlop i wyjechać - mówił Marek.
- Ale ja już tak zrobiłam i wyjechałam do Rysiowa lecz to nic nie dało – mówiła Ula – w dodatku nie mam na tyle urlopu, a i kierownik nie będzie z tego zadowolony, co może skutkować nawet zwolnieniem mnie z pracy.
- To nie jest problem, bo zawsze możesz wrócić do firmy – zaproponował jej.
- Muszę to wszystko przemyśleć – odpowiedziała mu.
- Dobrze nie będę naciskał, ale proszę przemyśl to – odparł.
Tego wieczoru nie rozmawiali więcej o tym, każde z osobna wzięło prysznic i poszli spać.
Ula następnego dnia pojechała do swojej pracy, a Marek do swojej. Ona przez pół nocy nie zmrużyła oka rozmyślając nad propozycją Marka. Jadąc do pracy już miała ułożony plan. Marek chciał ją podwieźć i dopiero jechać do swojej pracy.
- Marek nie ma sensu. Dam sobie radę – odpowiedziała.
Pożegnali się więc przed jego samochodem. Umówili się, że Marek przyjedzie po pracy aby ją odebrać.

Wysiadł na piątym piętrze swojej firmy. Tuż przed swoim biurem natknął się na kadrowego oraz Violettę. Ci na widok prezesa natychmiast zasypali go gradem pytań typu.
- Jak było? Pogodziliście się? - pytali na przemian, a nawet jedno przez drugiego.
- Spokojnie – próbował ostudzić ich emocje prezes – ale tak pogodziliśmy się – dodał po chwili.
- To świetna wiadomość – odezwała się Violetta.
- Ale ty stary chyba nie do końca się z tego cieszysz – mówił Olszański bacznie przyglądając się przyjacielowi.
- Ależ oczywiście, że się cieszę – mówił Dobrzański, lecz kadrowy nie był tego tak całkiem pewien.
- Jakoś nie wyglądasz.
- Wczoraj ten palant znowu dał o sobie jej znać. Wysłał jej wiadomości. A ta durna policja nic nie robi – mówił zdenerwowany.
- Ale jak to wysłał wiadomość, przecież Ulka zmieniła numer telefonu? - stwierdziła Violetta.
- Ale on w jakiś sposób go zdobył – oznajmił Marek.
Przez krótką chwilę cała trójka milczała zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.
- Wiem – niemal krzyknęła Kubasińska i zaczęła tłumaczyć o co jej chodzi – skoro policja nie ma wystarczających dowodów na doktorka to musimy sami je zdobyć – mówiła dumna ze swego pomysłu.
- Ale jak niby mamy to zrobić? - zapytał jej narzeczony.
- Viola co mamy go śledzić? - dodał prezes.
- Właśnie śledzić, ale to nie my będziemy to robić – mówiła i pospieszyła z wyjaśnieniami widząc dwie pary oczu wpatrujące się nią z niemym pytaniem – trzeba chłopaki wynająć detektywa.
Spojrzeli na nią oboje, gdy nagle Marek podszedł do niej i patrząc jej prosto w oczy rzekł.
- Viola jesteś genialna.
Po wyjściu przyjaciół z gabinetu włączył komputer i zaczął przeglądać oferty biur detektywistycznych. Wiedział, że musi wybrać najlepsze biuro, takie które w szybki sposób zdobędzie dowody na doktorka. A Ula w końcu będzie bezpieczna.
Na następny dzień był umówiony w Agencji Detektywistycznej Ex Facto. Chciał tam pojechać wraz z Ulą.

Kilkanaście minut po siedemnastej, gdy podjeżdżał pod firmę Uli zauważył coś dziwnego. W pobliżu wejścia stał samochód dobrze znany Markowi, a w jego pobliżu stało dwóch mężczyzn. Jednym z całą pewnością był Sosnowski, drugiego nie umiał rozpoznać. Ten stał odwrócony tyłem do prezesa, ubrany w ciemną kurtkę i miał naciągnięty na głowę kaptur.
Dobrzański wyciągnął telefon i próbował dodzwonić się do Cieplak, ale jej telefon milczał.
CDN...