czwartek, 30 grudnia 2021

SYLWESTER

 


Jeszcze rok temu chciała odejść z firmy kiedy to w dzień Wigilii pocałowała swojego szefa i przyjaciela. A przynajmniej za takiego uważał się on sam. 



Przez kolejne kilka dni oboje mijali się. A to Ula miała dzień wolnego, a to Marek miał spotkanie na mieście i nie wracał już do firmy. W końcu nadszedł Sylwester i kolejne parę dni wolnego. Po powrocie Marka czekała dość zaskakująca widomość. Na swoim biurku znalazł kopertę podpisaną "Dla Marka".  Usiadł na fotelu rozerwał kopertę a tam znalazł dwie kartki zapisane kształtnym pismem. 

" Drogi Marku
Wiem, że nie tego się spodziewałeś z początkiem roku. Jednak cały czas ta sytuacja z Wigilii nie daje mi spokoju. Próbowałam z Tobą porozmawiać zaraz po świętach, ale cały czas coś stawało nam na drodze. Chciałam Cię bardzo przeprosić za to co się wydarzyło pod moim domem. Wiem, że możesz czuć się zniesmaczony tym co się wówczas wydarzyło. Nie chciałam aby to tak wyszło. W związku z tym składam swoje wymówienie i proszę Cię abyś  je podpisał.
                                                                           Ula"

Czytał i nie dowierzał w to co tam pisze. Wyjął z koperty drugą z kartek i tam tak jak pisała Ula było wypowiedzenie. Nie mógł tego tak zostawić. Chwycił za telefon i wybrał jeden z numerów w swojej książce kontaktów. Lecz ona nie odebrała, a jedynie włączyła się automatyczna sekretarka i tak było za każdym razem. A było tych połączeń kilka w przeciągu może pięciu minut. Był w tym momencie zły sam na siebie, że nie znalazł nawet chwili aby móc porozmawiać z nią zaraz po świętach. 
- Coś ty taki wściekły? - usłyszał dobrze znany głos. 
- Czy ty się nie nauczysz pukać? - odpowiedział pytaniem swojej przyrodniej siostrze Paulinie. 
- Pukałam, ale byłeś tak zamyślony, że widocznie nie słyszałeś - usłyszał w odpowiedzi - więc, powiesz mi co się stało? Jeszcze wczoraj wyglądało, że jest wszystko w porządku. Że ta cała Aldonka dała ci już spokój.
- To nie o Aldonę chodzi - rzekł, jednak widząc pytającą minę Pauliny dokończył mówiąc - a o Ulę. 
- O Ulę? - Dobrzański potwierdził kiwnięciem głowy i podał jedną z kartek - ale jak to odchodzi? Co się stało? - zasypała go krótkimi pytaniami, bo sama nie bardzo rozumiała. Lubiła tę skromną dziewczyną. I chociaż urodą nie grzeszyła to panna Febo podziwiała ją za wiedzę jaką posiadała, za jej dobroć oraz umiejętność zjednywania sobie przyjaciół. Nawet jej dość ponury brat Aleks był pod ogromnym wrażeniem jej logicznego myślenia. 
- To dłuższa historia - usłyszała, a ton tej wypowiedzi brzmiał raczej, że nie chce mu się o tym mówić. Lecz Paulina znana była z tego, że jakby mogła to i z nieboszczyka by wyciągnęła informację. 
- W Wigilię podwiozłem Ulę do domu i tam nie wiedzieć kiedy doszło do naszego pocałunku. Chciałem to wyjaśnić, wytłumaczyć, ale przez te kilka dni po świętach mijaliśmy się. A kiedy dzisiaj przyszedłem na biurku znalazłem to wypowiedzenie oraz list, gdzie mnie przeprasza za ten pocałunek. 
- I co zamierzasz z tym zrobić? - dopytywała Paula. Marek popatrzył na kobietę i tylko wzruszył ramionami - powinieneś pojechać do niej, spróbować porozmawiać. 
- Tak też zamierzam zrobić, ale dopiero po pracy. Najpierw muszę ogarnąć sprawy w firmie, a i zastanowić się co mam jej powiedzieć. 
- A może powinieneś sobie samemu odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę czujesz. Czy ten pocałunek coś znaczył dla ciebie, czy może to tylko chwila - mówiła Febo, a co dało do myślenia młodemu Dobrzańskiemu. Tak naprawdę to nie zastanawiał się nad sensem tego co się wydarzyło. A przecież oddał ten pocałunek. 
Przez następne kilka godzin nie umiał się skupić na tym co miał do zrobienia. Co jakiś czas wracał myślami do tego dnia. Najpierw udało mu się ją wyciągnąć na krótki spacer po parku, chciał pogadać. Po kilku minutach takiego spaceru usiedli na ławce i dalej rozmawiali. Chociaż rozmawiali to dużo powiedziane, to on mówił a ona go słuchała. 


Do Rysiowa miała jechać razem z Alą lecz tak się zagadali, że Marek postanowił ją odwieźć. Kiedy mieli się już rozstać doszło do pocałunku. Niby to ona zainicjowała, ale gdyby mu to nie odpowiadało to by przerwał. Zostawił tak jak jest i nie zawracał tym głowy. Jej wypowiedzenie nie miało by dla niego znaczenia, po prostu podpisałby i zakończył współpracę. Mało tego jeśli by tak cofnąć się jeszcze dalej to bardzo lubił rozmowy z Ulą. Nigdy się z nią nie nudził, potrafiła go słuchać. Uwielbiał spędzać z nią czas. 

Było wczesne popołudnie kiedy parkował przed domem Cieplaków. Podszedł do drzwi  i kiedy miał już zapukać naszły go obawy. 
- Dobrzański zrobiłeś już tyle więc zrób kolejny krok. Skoro powiedziałeś A musisz powiedzieć B - mówił do siebie. Uniósł rękę i kilka razy stuknął w drzwi. Po krótkiej chwili usłyszał zgrzyt przekręcanego zamka po czym ujrzał starszego mężczyznę. 
- Dzień dobry. Zastałem Ulę? - mężczyzna roztworzył szerzej drzwi wpuszczając Marka do środka. 
- Ula jest w swoim pokoju - usłyszał. Rozebrał się z płaszcza oraz zdjął buty i wszedł dalej - może zrobię kawy albo herbaty? - zaproponował Józef. 
- Nie dziękuję. Chciałem tylko wyjaśnić z Ulą jedną sprawę i będę wracał do siebie - odpowiedział młodszy mężczyzna. 
Delikatnie zapukał i nacisnął klamkę, wsunął głowę i ujrzał siedzącą na tapczanie, zamyśloną Ulę. 
- Mogę? - wyszeptał aby jej nie przestraszyć. Skinęła głową na tak. Przekroczył próg i zamknąwszy za sobą drzwi, podszedł i usiadł na krześle na wprost Uli - Ula chciałem z tobą porozmawiać i wyjaśnić to co się ostatnio wydarzyło.
- Ale o czym tu jeszcze rozmawiać, wygłupiłam się tylko i już. Nie powinno się to wszystko wydarzyć.  Nie powinnam cię całować, nie powinnam się w tobie w ogóle zakochać - na te ostatnie słowa Dobrzański zrobił wielkie oczy. Przez ułamek sekundy zastanawiał się czy przypadkiem się nie przesłuchał - i dlatego muszę odejść. Doskonale wiem, że nie mam u ciebie najmniejszych szans - kontynuowała. 
- Ula o czym ty mówisz? 
- O tym, że dla dobra nas obojga muszę odejść. Nie chcę... - mówiła ze spuszczoną głową próbując ukryć łzy, ale w pewnym momencie przerwał jej. 
- Ula spójrz na mnie - rzekł prosząc aby podniosła głowę i spojrzała. Jednak kiedy kolejny raz poprosił, a ta nie odpowiedziała żadnym ruchem delikatnie chwycił jej twarz w swoje dłonie i uniósł. Kciukiem starł z policzków słoną ciecz - Ula proszę cię nie płacz. Porozmawiajmy - mówił delikatnie. 
- Ale o czym tu rozmawiać. Przecież ja już wszystko co miałam powiedzieć powiedziałam - rzekła.
- Ty może i tak, ale ja jeszcze nie. Ula ja nie pozwolę ci odejść z firmy. Jesteś mi bardzo bliska, nie wyobrażam sobie aby ciebie nie było. I nie mówię tu tylko o byciu w firmie, ale w moim życiu - słuchała tego i nie wierzyła w to co słyszy.
- Ale ja nie pasuję do ciebie ani tym bardziej do twojego świata - wydukała. 
- Nie? A to dlaczego? Możesz mi to wyjaśnić? - dopytywał, chociaż domyślał się co usłyszy. Jednak chciał aby to powiedziała.
- Spójrz jak ja wyglądam, żadna ze mnie piękność. Pochodzę z niezamożnej rodziny - miała jeszcze coś powiedzieć, ale Marek jej przerwał. 
- Ula większych głupot to ja w życiu nie słyszałem. Jesteś piękną kobietą, mądrą, szlachetną, a samo pochodzenie nie ma tu znaczenia. W życiu nie zawsze liczą się pieniądze, a to jacy jesteśmy. Masz piękny, szczery uśmiech - wyliczał. 

Od tego dnia wiele zaczęło się zmieniać. Ula nie zrezygnowała z pracy wciąż piastowała stanowisko jego asystentki. I chociaż Marek nie powiedział wprost co czuje do Cieplak to ta to wiedziała. Zaczęli się spotykać nie tylko służbowo, ale wychodzili na wspólne kolacje. Na Walentynki Marek zaprosił Ulę do Palmiarni oraz jak mówił.
- A teraz jeszcze jedna niespodzianka. Zabieram cię windą do nieba, skąd rozpościera się piękny widok na Warszawę - faktycznie tak było. Ula była wręcz zachwycona tym co widziała. Jednak nie to było ważne, a to co usłyszała. Wjeżdżali już prawie na samą górę. Ona stała zapatrzona w panoramę stolicy a on tuż za nią kiedy usłyszała. 
- Kocham cię Ula - odwróciła się i ze zdumieniem spojrzała na niego a po chwili odpowiedziała mu jak echo.
- Kocham się Marek. 
Następnego dnia Dobrzański wchodził do firmy pełen w skowronkach, co nie uszło uwadze wszystkich tam pracujących. 
- Coś ty taki uradowany, jakbyś trafił w totka szóstkę - usłyszał swojego przyjaciela. 
- To miłość - odparł zdawkowo. Olszański nie skomentował tego, ale już panna Febo nie omieszkała wyrazić swojego zdania. 
- No wreszcie braciszku. Już się zastanawiałam jak długo to potrwa. Moje gratulacje. To kiedy ślub? - dopytywała. 
- Paula nie rozpędzaj się. Jak na razie to oboje wyznaliśmy sobie miłość, a ty chciałabyś już nas widzieć w kościele - ta z uśmiechem na ustach tylko pokiwała głową. 
Jak się okazało to nie tylko Paulina kibicowała tej dwójce, ale i cała rodzina jednego i drugiego. Również przyjaciele z firmy. 

Minął rok od ich pierwszego pocałunku, a ich związek rozkwitał. Wspólnie spędzili święta oraz Sylwestra. Ten ostatni dzień roku miał być również niezapomnianym dniem w ich wspólnym życiu.
Bawili się wyśmienicie na jednym z wielu bali w tym dniu. Wybiła północ a Marek zamiast standardowych życzeń runął na kolano i zaczął. Przez cały dzień układał w głowie co chce jej powiedzieć, ale w tym jednym momencie wszystko mu wyparowało z głowy. 
- Ula, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Bez ciebie moje życie jest takie puste, nic niewarte. Dlatego też klęczę tu teraz przed tobą i proszę cię abyś wyszła za mnie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - ta przez chwilę milczała aż w końcu spojrzała na niego tymi swoimi niebieskimi oczyma i rzekła.
- Tak Marku Dobrzański zostanę twoją żoną. O niczym innym nie marzę, jak spędzić z tobą resztę swojego życia - Marek wsunął jej pierścionek na palec po czym wstał i obejmując już swoją narzeczoną przypieczętował to namiętnym pocałunkiem. 
KONIEC.

sobota, 25 grudnia 2021

MAGICZNY CZAS

 


Siedział w salonie i rozmyślał. Już od kilku dni zastanawiał się co tu jeszcze zrobić. Nie miał już pomysłu jak i gdzie może szukać tej niebieskookiej piękności. 
- Dobrzański jesteś matołem - wyzywał sam siebie - przecież mogłeś poprosić ją o numer. A nie tylko rzec przepraszam.

Jakiś miesiąc temu wracał ze spotkania ze swoją jeszcze wówczas narzeczoną oraz organizatorką wesel. Wyszedł z restauracji wściekły na tę pierwszą. Idąc dość szybkim krokiem skręcił w stronę firmy i potrącił kogoś. 
- Mógłby pan uważać - usłyszał czyjś głos. Spojrzał na młodą kobietę, która może wyglądem nie powalała, ale kiedy spojrzał w jej oczy. Jakby coś go olśniło. Ubrana była w jego mniemaniu w odzież, która już dawno temu wyszła z mody. Dodatkowo kiedy się odezwała ujrzał aparat na zębach. Lecz te oczy go urzekły i nie miało znaczenia nic więcej. chociaż nie było coś jeszcze ten łagodny tembr głosu. 
- Przepraszam panią. Jestem nieco spóźniony i stąd to moje roztargnienie - próbował się tłumaczyć. 
- Pośpiech nie jest dobry - usłyszał w odpowiedzi. 
- Może w ramach przeprosin, da się pani zaprosić na kawę? 
- Nie dziękuję. Spieszę się - rzekła i mówiąc do widzenia poszła w swoją stronę.  

Tego samego dnia pod wieczór Marek miał kolejną sprzeczkę z Pauliną. Chociaż raczej nazwać to sprzeczką, to mało powiedziane. Panna Febo wręcz wrzeszczała na swojego narzeczonego, że ten opuścił spotkanie, które według Włoszki było bardzo ważne. Przecież tego dnia mieli ustalić szczegóły ich ślubu. Ślubu, którego on nigdy nie chciał. 
- Skończyłaś już? - zapytał kiedy ta przestała wreszcie krzyczeć i rzekł - mam cię serdecznie dość i tego twoich wiecznych krzyków, awantur. Ciągłego poniżania mnie w oczach innych, ubliżania, traktowania nie jak narzeczonego a jedynie sługusa, który ma wykonywać twoje zachcianki i rozkazy.  To koniec naszego związku, to koniec nas - mówił.
- Ty raczysz żartować - rzekła i spojrzała na niego wzrokiem, jakiego nie powstydziłby się płatny morderca. Marek tylko pokręcił przecząco głową - nie masz prawa mi tego robić.
- Nie mam czego? Prawa? - odparł z niedowierzaniem - posłuchaj mnie uważnie, bo nie mam ochoty się powtarzać. Odchodzę, zrywam nasze zaręczyny. 
- Nie pozwolę ci odejść - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Marek spojrzał na Paulinę i za wszelką cenę starał się nie wybuchnąć śmiechem, a jedynie co zrobił to odwrócił się i poszedł do przedpokoju ubrał buty, z wieszaka zdjął płaszcz.
- Kiedy wrócę ma ciebie tu nie być. Ciebie i twoich rzeczy - usłyszała. 
W jej głowie powstał plan, że o wszystkim opowie jego rodzicom. Była przekonana iż seniorzy staną po jej stronie. Zadzwoniła pod numer jednej z korporacji taksówkarskiej. 

Po niespełna czterdziestu minutach wysiadała z taksówki pod okazałą willą w Wilanowie. Pokonała kilkanaście schodów i nacisnęła dzwonek po krótkiej chwili ujrzała w drzwiach gosposię państwa Dobrzańskich. 
- Zastałam rodziców Marka? - zapytała. Pani Zosia otworzyła szerzej drzwi wpuszczając pannę Febo do środka. 
Kiedy już całą trójką zasiedli w salonie Paulina zaczęła swą opowieść, rzecz jasna swoją wersję tego jak przebieg ten cały dzień. Szczególnie opowiedziała o zachowaniu Marka w restauracji oraz jak to Marek wywołał kłótnię w domu, a na koniec zerwał zaręczyny. Panna Febo tak to wszystko podkolorowała, że Dobrzańscy w pewnym momencie nawet byli skorzy uwierzyć. 
- Paulinko, a może po prostu Marek miał gorszy dzień i stąd to jego zachowanie - próbowała tłumaczyć zachowanie syna Helena. 
- Na pewno nie - odparła Febo - on tak zachowuje się od dłuższego czasu. W domu prowokuje sprzeczki. A w miejscach publicznych zachowuje się jak zwykły gbur - dodała. 
- Chyba coś nie do końca jest tak jak mówisz - odezwał się milczący dotychczas Krzysztof. 
- Sugerujesz, że kłamię? 
- Ja niczego nie sugeruję, a jedynie uważam iż przesadzasz z tymi oskarżeniami w kierunku Marka. Dodatkowo usłyszeliśmy twoją wersję, a ja chciałbym poznać również jego - tymi słowami zasiał ziarno niepewności w głowie Pauliny i już chciała coś powiedzieć kiedy zauważyła jak niedoszły teść chwyta za telefon. Doskonale wiedziała do kogo dzwoni i nie pomyliła się. 
- Marku chcielibyśmy razem z mamą porozmawiać z tobą. Czy mógłbyś przyjechać? - w odpowiedzi dostał twierdzącą odpowiedź oraz kiedy junior przyjedzie - w takim razie czekamy na ciebie - dodał i rozłączył się. 
Paulina zamierzała do tego czasu opuścić posiadłość swoich niedoszłych teściów. 
- Zostań. Skoro jest tak jak mówisz to nie powinnaś się obawiać konfrontacji - mówił spokojnie Krzysztof. Lecz zachowanie Pauliny jedynie upewniało go, że to nie do końca jest prawda. 

W tym czasie kiedy senior dzwonił do Marka ten spotkał się ze swoim najlepszym przyjacielem Sebastianem. 
Mieli spotkać się w jednym z Warszawskich klubów. Spotkali się w pobliżu klubu 69. Przywitali się mocnym uściskiem dłoni. 
- To co idziemy na drinka? - zasugerował Olszański. Marek skinął głową na zgodę. Mieli już wchodzić kiedy usłyszeli dźwięk przychodzącego połączenia. 
- Sorry stary, ale muszę jechać do rodziców. Dzwonił tato i chciał abym wpadł - wyjaśnił młody Dobrzański - ale jeśli chcesz to możesz tu w klubie na mnie poczekać. Załatwię sprawę i przyjadę. Ewentualnie możesz jechać ze mną. Podejrzewam, że Paulina już zdążyła się im poskarżyć o zerwanych zaręczynach - mówił. 
- To wy się rozstaliście? - rzekł zdumiony Sebastian kiedy obaj kierowali się w stronę samochodów. Marek tylko przytaknął - wiesz co to ja wrócę do siebie, a ty jedź do rodziców. Spotkamy się jutro w firmie to mi opowiesz wszystko podczas lunchu albo wybierzemy się może na skwosha - zaproponował Sebastian. 
- To świetny pomysł. Do jutra przyjacielu - pożegnali się i każdy pojechał w swoją stronę. 
Tak jak Marek przypuszczał zastał tam swoją byłą narzeczoną. Początek rozmowy wskazywał iż seniorzy a szczególnie Helena stoją po stronie Pauliny. Jednak kiedy to usłyszeli co ma do powiedzenia ich jedynak i dodatkowo ma kilka dowodów przeciwko  pannie Febo zmienili zdanie. 
- Bardzo mnie rozczarowałaś moja droga - usłyszała od Heleny - nigdy nie sądziłam, że wychowałam żmiję. Twoi rodzice to chyba w grobie się przewracają - Febo siedziała i słuchając tego wszystkiego zaczynała rozumieć, że już przegrała. 
- Pożegnam się już - rzekła na koniec.
- Nie zapomnij zabrać wszystkich swoich rzeczy przed moim powrotem do domu - usłyszała będąc tuż przy drzwiach. 

Następnego dnia Marek spotkał się ze swoim przyjacielem tuż przed firmą. 


Przystanęli zamieniając kilka słów kiedy to Sebastian wskazał Markowi konkretny kierunek i rzekł.
- Spójrz co to za brzydactwo - Dobrzański spojrzał i nie mógł uwierzyć własnym oczom to ta sama dziewczyna co dnia poprzedniego. 
- Daj spokój Seba. To, że ktoś jest niemodnie ubrany nie oznacza, że można go obrażać - stanął w jej obronie. 
- A coś ty się zrobił taki porządny? 
- Zawsze taki byłem - odburknął. Nie zamierzał tłumaczyć swojego zachowania uznając iż ten i tak tego nie zrozumie.
Owszem uznawał go za swojego przyjaciela chociaż było wiele rzeczy, które ich różniły. Między innymi właśnie junior Dobrzański nie oceniał drugiej osoby po tym jak wygląda. Już miał zamiar podejść do niej, ale jak na złość zadzwonił jego telefon. Wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza, spojrzał na wyświetlacz i tylko rzekł.
- Oho już się zaczyna - odebrał połączenie zamienił kilka słów ze swoim rozmówcą, a kiedy spojrzał w kierunku gdzie stała kobieta, ale już jej nie było. 

Czas płynął, a Marek nigdy więcej nie widział tej pięknej niebieskookiej. Jednego dnia nawet opowiedział o tym swoim rodzicom. 
- Nie martw się synu może jeszcze się spotkacie - usłyszał słowa ojca. I nawet nie zdawał sobie sprawy jak będą to prorocze słowa. 
W ostatnim tygodniu przed świętami trochę mniej rozmyślał o sprawach innych niż świąteczne. Te miały być inne niż wszystkie poprzednie od kilku lat. Na Wigilii miał być tylko on wraz z rodzicami oraz dziadkowie ze strony ojca. W tym roku to on miał ich przywieźć podczas drogi usłyszał od swojego dziadka.
- Wiesz mój drogi wnuku, może to podłe co powiem, ale cieszę się iż rozstałeś się z tą podłą kobietą. 
- Ona nie była dla ciebie - dodała milcząca starsza kobieta siedząca na tylnym siedzeniu. Marek tylko skiną głową zgadzając się. 
Miał już zamykać auto po tym jak całą trójką wysiedli pod posesją rodziców, kiedy podszedł do niego Krzysztof. 
- Dziękuję ci synku za przywiezienie dziadków, ale dzwoniła mama i prosiła abyś podjechał do fundacji, bo ma do ciebie jakąś sprawę - ten nie czekając na nic więcej pożegnał się tylko i już jechał w stronę fundacji swojej rodzicielki. Po niecałym kwadransie był na miejscu, zaparkował przed niewysokim budynkiem.
- Dzień dobry...- zaczął kiedy tylko otworzył drzwi od gabinetu, kiedy ujrzał kogoś.
- Witaj synku. Proszę poznaj to pani Urszula Cieplak moja nowa asystentka a to mój syn Marek - przedstawiła ich sobie Helena. 
- Witam i bardzo mi miło wreszcie poznać pani imię - Helena przysłuchiwała się temu i z każdą kolejną sekundą dochodziła do wniosku, że Ula to ta sama kobieta, o której wspominał im junior. 
- Synku prosiłam abyś przyjechał i pomógł mi zabrać zakupy.
- Oczywiście mamo, że zabiorę - mówił, ale nie spuszczał wzroku z Cieplak. 
- To ja będę się zbierać pani Helenko. Widzimy się po świętach. I mam pewien pomysł, ale to już po powrocie - rzekła. Złożyła życzenia świąteczne pożegnała się z obojgiem Dobrzańskich. 
Ci również wiele czasu nie marnowali, bo niespełna po trzech kwadransach również kierowali się w stronę domu. 
Ten dzień okazał się jednym z lepszych a nawet najlepszych dni w życiu tej dwójki młodych ludzi. Ale z początku miał w głowie słowa matki.
- Synku to bardzo piękna, mądra kobieta, ale za razem bardzo wrażliwa. 
- Mamo domyślam się, że taka właśnie jest w końcu nie każdy nadaje się do pracy w fundacji - odparł i dodał - między świętami a Nowym Rokiem mogę ci pomagać w fundacji, bo mamy wolne. 
- Mamie czy może bardziej pani Urszuli - usłyszał głos ojca tuz za sobą. Zmieszał się przez moment. Poczuł się jak jakiś młokos przyłapany przez rodziców na czymś niedozwolonym. 
- Oj tato - wydukał. 
- Spokojnie synku. My z panią Ulą damy sobie radę. Lecz jest jeszcze coś w czym możesz mi pomóc - Marek spojrzał pytająco - W pierwszy dzień świąt pojedziesz do Rysiowa i zawieziesz te oto paczki. Ula zapomniała je zabrać ze sobą - juniorowi aż zaświeciły się oczy. Miał wrażenie jakby pod choinkę dostał najlepszy i najbardziej upragniony prezent. 
KONIEC

piątek, 17 grudnia 2021

SIEROTY część XVI

 Z filiżankami kawy usiedli w pokoju, przez moment panowała kompletna aby nie powiedzieć grobowa cisza. 
- Ula pozwól, że ja zacznę - odezwał się pierwszy Dobrzański kiedy odstawił filiżankę z czarnym płynem. Cieplak skinęła głową zgadzając się - Ula wiem, że mogłaś poczuć się oszukana. I zapewne tak właśnie było. Dodatkowo pomyśleć, że coś będę chciał w zamian. Ale ja nie miałem złych intencji. Z początku to był dla mnie zwykły odruch niesienia pomocy. Chciałem wam pomóc, bo tak czułem. Wiedziałem, że nie zgodzisz się na to mieszkanie, a i sama mi mówiłaś o tym, że możesz nie podołać finansowo. Wówczas wpadłem na pomysł z tym wydawało mi się niewinnym kłamstwem - mówił cały czas patrząc jej prosto w oczy. Wiedział, że tylko tak może ją przekonać aby przyjęła przeprosiny i mu wybaczyła - chciałem dla was dobrze. Dzięki temu ty masz bliżej do pracy, Jasiek na uczelnię a z Beatką do lekarza. Wiem również o tym, że samej chciałaś podjąć studia. Dlatego uznałem, że przeprowadzka do Warszawy to świetny pomysł i rozwiązanie. Jednak w pewnym momencie zrozumiałem coś bardzo ważnego - znów zapanowała cisza, a Marek wyglądał tak jakby zastanawiał się nad tym co chce teraz powiedzieć. Lecz za nim to uczynił odezwała się Ula.
- Marek dziękuję ci bardzo za to jak nam pomagasz. Ale w tej sytuacji to ja sama będę robiła wszystkie opłaty. Może i będzie nam trochę ciężej, ale dam radę. Nie wiem jak jeszcze mogę ci podziękować za tą dobroć...- ostatnie zdanie jakby zmobilizowało mężczyznę do wyznania swoich uczuć i wchodząc Uli w słowo rzekł. 
- Ja nie oczekuję niczego w zamian. Jedynie o co proszę to pozwól mi udowodnić ci, że nie jestem takim draniem za jakiego mnie masz. A moje intencje wobec ciebie są czyste i szczere. Może z czasem uwierzysz, że to co robię jest podyktowane miłością do ciebie - spojrzenie Cieplak wyrażało niedowierzanie lecz ten nie zrażając się powtórzył - tak Ula kocham cię. Owszem zrozumiałem to stosunkowo niedawno. Jednak zapewniam, że to nie jest żaden żart, a najszczersza prawda.
- Marek ja...ja nie wiem co mam ci odpowiedzieć. Owszem kiedy usłyszałam o tym jaka jest prawda z mieszkaniem poczułam się okropnie. Miałam wrażenie jakbym dostała w twarz, jak ktoś gorszy - mówiła ze łzami w oczach.
- Nie chciałem abym to tak odebrała - przerwał jej i dodał - nie oczekuję abyś cokolwiek robiła. Proszę cię jedynie byś pozwoliła mi być blisko was a przede wszystkim blisko ciebie. Wiem, że swoim zachowaniem oraz wyznaniem mogłem wywołać zakłopotanie. 
- Nie mogę ci zabronić bycia w naszym życiu, bo już w nim jesteś. Co do reszty muszę cię prosić o wyrozumiałość i danie mi czasu. Nie wiem ile, ale obiecuję ci, że dowiesz się o tym pierwszy - mówiła Cieplak. 
- Dziękuję ci Ula, że nie skreśliłaś mnie. A czasu dam ci tyle ile tylko będziesz potrzebować - odparł z radością w głosie. Cieszyło go to, że panna Cieplak dała mu zielone światło. On teraz musi zrobić wszystko aby ta niebieskooka piękność równie mocno go pokochało co on ją - to jak wyjaśniliśmy sobie te niedomówienia, może powiesz jak wam się tu mieszka? - zapytał 
- Dobrze, naprawdę dobrze. Jedynie co to teraz Jasiek musi dojeżdżać do szkoły, ale z pomocą przyszli Szymczykowie - odparła, widząc pytającą minę Marka pospieszyła z wyjaśnieniem - Jasiek musi dość wcześnie wstawać rano więc prawdopodobnie od poniedziałku do piątku będzie nocować u Maćka i jego rodziców a na weekendy przyjeżdżał tutaj. 
- To bezsensu Ula. Przecież ja mogę go zawozić i przywozić - zaproponował. 
- Marek, ale dobrze wiesz jaki to kawałek. Paliwo kosztuje a ja nie zawsze będę miała aby ci zapłacić za paliwo - Dobrzański spojrzał na nią i rzekł.
- Jesteś niemożliwa. Czy ja coś wspomniałem o paliwie? Dobrze wiemy oboje, że Jasiek jest ci potrzebny tu na miejscu, to jedno. A druga sprawa, że przecież jeśli Jasiek będzie u tych waszych znajomych to i tam musisz posłać jakiś grosz - bigo tym ostatnim zdaniem dał jej do myślenia. I po chwili usłyszał.
- Masz rację nie pomyślałam. Do końca roku szkolnego zostało jeszcze kilka miesięcy jakoś da radę z tymi dojazdami - ten pokręcił tylko głową i z uśmiechem na twarzy rzekł.
- Ula jutro będę po Jaśka tak około siódmej. I nie ma tematu - dodał kiedy zobaczył jak Cieplak otwiera usta aby zaprzeczyć. A z tonu wypowiedzi można było wyczuć, że nie przyjmuje żadnej odmowy. 
- A ty nigdy nie odpuszczasz? - zapytała kiedy ten tylko skończył. 
- Zazwyczaj nie - odparł z uśmiechem na ustach i z dołeczkami w policzkach. I tak jakby nagle w Cieplak uderzył grom z jasnego nieba albo doznała olśnienia. Jej serce jakoś tak dziwnie zakołatało. Mimo tego nie chciała jeszcze nic mówić. Kiedy już skończyli wyjaśniać to co się wydarzyło w ostatnim czasie zmienili temat związany z firmą.
- Marek a mogę cię o coś zapytać? Wiesz, jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać - odezwała się Ula kiedy zmienili temat. 
- Pytaj - odparł i dodał - ewentualnie nie odpowiem. 
- Po firmie krążą plotki o tobie i Paulinie. O co chodzi? - Marek spuścił głowę i przez moment zastanawiał się czy o wszystkim powiedzieć Uli. 
- Widzisz z Pauliną przez jakiś czas tworzyliśmy parę. Jednak to nie był związek taki jak każdy inny. Często się kłóciliśmy, a ona za każdym razem latała na skargi do moich rodziców a szczególnie do mamy. Wiecznie wmawiała mi kochanki. Ale w końcu nastał dzień kiedy czara goryczy się przelała. Podczas odwiedzin u rodziców zaczęła znowu na mnie narzekać jaki to jestem zły, podły i w ogóle. Wówczas to moi rodzice powiedzieli mi kto kogo zdradzał. To ona miała romans z jednym z naszych kontrahentów. Tego dnia rozstałem się z Pauliną, to było z tego co kojarzę w tym samym czasie kiedy zatrudniłaś się w firmie. Paulina od tego czasu zaczęła robić mówiąc delikatnie uprzykrzać nam życie. Na policję zgłosiła, że mama handluje dopalaczami, do Urzędu Skarbowego o wystawianiu lewych faktur w fundacji. Do PIP-u o rzekomym stosowaniu mobbingu w firmie. A teraz do tego wszystko doszło, że niby miałem ją molestować -  Ula słuchała tego wszystkiego i nie mogła zrozumieć jak można być tak podłym człowiekiem. 
- To stąd ta kontrola PIP-u i wypytywanie ludzi o to jak współpracuje się tobą - rzekła, a Dobrzański skinął tylko głową. Cieplak jeszcze zapytała -  co na to Aleks? 
- Aleks wcale nie jest lepszy od swojej siostry. Chciał nas Dobrzańskich pozbyć się z firmy. Proponował współpracę Beacie Lange, układał się z Włochami. Ale to nie wszystko próbował zdobyć podpis mojego ojca licząc, że ten po operacji będąc wciąż otumaniony podpisze papiery posunięte mu pod nos. I Febo się przeliczył gdyż tato go przechytrzył. Tymi wszystkimi przekrętami, fałszywymi doniesieniami zajmie się w niedługim czasie sąd. Nasz adwokat już złożył do sądu odpowiednie dokumenty i jedynie co nam zostało to oczekiwanie na termin rozpraw. Mówię o rozprawach, bo nie sądzę aby odbyła się tylko jedna. Na przyszły tydzień odbędzie się również posiedzenie zarządu zwołane przez mojego tatę. Myślę iż będzie to ostatnie w takim składzie - mówił spokojnie Marek. 

Czas płynął swoim rytmem, a Marek robił wszystko aby Ula obdarzyła go takim samym uczuciem co on ją. Był niemalże na każdą jej prośbę. Ona sama z każdym dniem przekonywała się, że to co poczuła tamtego popołudnia jest tym pięknym uczuciem. W końcu przyszedł dzień kiedy Dobrzańscy mieli po raz ostatni rozmawiać z Febo. 
- Witajcie - rzekł senior Dobrzański kiedy nieco spóźnieni weszli do konferencyjnej oboje Febo.
- Przepraszamy za spóźnienie. Trafiliśmy na korek spowodowany wypadkiem - wyjaśnił Febo. 
- W porządku - odparł Krzysztof i przeszedł do meritum sprawy - spotkaliśmy się tu aby wyjaśnić kilka niepokojących spraw. Lecz mimo tego w najbliższym czasie możecie spodziewać się wezwania do sądu. Nie mam pojęcia i nie umiem tego zrozumieć jak można być tak podłym człowiekiem. Wychowaliśmy was, daliśmy dach nad głową, wykształciliśmy. Traktowaliśmy jak własne dzieci. A wy odpłaciliście się nam w taki sposób. Paulina składa fałszywe doniesienia tylko dlatego, bo stanęliśmy po stronie Marka. Ty Aleks próbujesz pozbyć nas większości udziałów a w konsekwencji nas z firmy. 
- To nie tak - odezwała się panna Febo. 
- A niby jak Paulinko? - padło z ust milczącej do tej pory Heleny - wielokrotnie byliśmy świadkami jak traktowałaś Marka, jak robiłaś mu awantury bez powodu. A nie ty zawsze znalazłaś jakiś wyimaginowany problem. Według twojego mniemania mężczyzna ma być ci posłuszny i nie może mieć swojego własnego zdania. Powinien robić to co ty chcesz. Według ciebie to, że stanęliśmy po stronie syna było powodem do nasłania na nas tych wszystkich służb. No cóż chyba nie do końca przemyślałaś jakie mogą być konsekwencje takich poczynań - skończyła Helena, a Paulina nawet słowem się nie odezwała siedziała tylko i wysłuchiwała tyrady swojej niedoszłej teściowej. 
- Krzysztof czy ten sąd jest konieczny? - odezwał się Aleks - nie jest nikomu z nas potrzebny skandal jaki wyniknie z takiego obrotu spraw. Moglibyśmy w tej chwili dojść do porozumienia. 
- O nie moi drodzy. Odpowiecie za to wszystko przed sądem. Mnie ani mojej rodzinie skandal nie grozi, a jedynie pokazuje, że nie zamiatamy sprawy pod dywan. Dodatkowo to może was czegoś nauczy. Chociaż w to akurat nie bardzo wierzę - usłyszeli oboje Febo. 
Marek przez cały ten czas siedział i przysłuchiwał się temu co mówił ojciec. Kolejny raz był pod ogromnym wrażeniem jak ojciec potrafi zachować spokój. On sam z całą pewnością nie potrafiłby tak i prędzej zaczął by wrzeszczeć na tę dwójkę. 
- Jedynie na jakie porozumienie mogę z wami iść to, że do końca tygodnia dobrowolnie zrzekniecie się swoich udziałów - rzekł i dodał po chwili - na dzisiaj to koniec. Tak jak mówiłem do końca tygodnia macie czas. 
Febo jako pierwsi opuścili salę konferencyjną i nie zatrzymywani przez nikogo z firmy wrócili do domu Aleksa. Całą drogę jechali milcząc lecz kiedy tylko zamknęły się drzwi za ich plecami jedno wrzeszczało na drugiego przerzucając się na wzajem winą za ten stan rzeczy. Była tylko jedna rzecz, z którą się zgadzali to, że nie pozostaje im nic innego jak wyjechać z Polski. 
Kiedy Dobrzańscy zostali już sami można było wyczuć jak opada atmosfera napięcia. 
- Jak się czujecie? - zapytał Marek. 
- Jest w porządku. Wreszcie będziemy mieli spokój, a ty synu szczególnie - usłyszał swojego ojca. Ta odpowiedź ucieszyła go.
- A myślisz tato, że oddadzą nam swoje udziały?  - zastanawiał się junior. 
- Myślę, że tak. Sam fakt rozprawy sądowej już ich przeraża. Oboje niczego tak się nie boją jak skandalu jaki z całą pewnością odbije się na nich. Jednak tylko w ten sposób możemy udowodnić, że nie pozwolimy sobie na takie zachowanie w naszej firmie - wyjaśnił Krzysztof. 

Następnego dnia w firmie nastąpiły zmiany na kilku stanowiskach. Marek po konsultacji z ojcem mianował na stanowisko dyrektora finansowego Adama Turka, najstarsza stażem księgowa objęła dotychczasowe stanowisko Adama. Również Ula awansowała może nie tak spektakularnie jak ta dwójka, ale z recepcjonistki na sekretarkę Marka. A co za tym idzie jej pensja zwiększyła się. Coraz częściej wolny czas spędzała wspólnie z młodym Dobrzańskim oraz rodzeństwem. Beatka w końcu doczekała się zabiegu, który obył się bez zbędnych komplikacji. Cały czas Ulę wspierał Marek, ale i Helena. Cieplak była wdzięczna im obojgu. A dzień zabiegu był tym dniem, którego młody Dobrzański nie zapomni do końca życia.
- Ula proszę cię nie zamartwiaj się tak. Zobaczysz za rok o tej porze ten dzień będzie tylko wspomnieniem - mówił próbując uspokoić Ulę kiedy siedzieli przed salą operacyjną. 
- Bardzo ci dziękuję, że tak mnie wspierasz i dodajesz otuchy - rzekła Cieplak. 
- Nie musisz mi dziękować. Wiesz dobrze, że robię to z miłości do ciebie.
- Ja też cię kocham - wyszeptała, tak jakby bała się, że inni usłyszą. Marek spojrzał na nią z niedowierzaniem i wydukał.
- Czy ty właśnie powiedziałaś....? 
- Tak powiedziałam, że cię kocham - ten nie zważając na ludzi kręcących się po szpitalnym korytarzu podszedł do niej, objął w pasie i unosząc kilka centymetrów nad podłogą zaczął się z Cieplak obracać wokół własnej osi. W takim stanie zastała ich Helena. 
- Co tu się dzieje? - pytała zdziwiona pani Dobrzańska, w pierwszym momencie pomyślała o małej Beatce, ale Marek szybko wyprowadził ją z błędu. 
- Mamo wreszcie jestem najszczęśliwszym człowiekiem. Doczekałem się wyznania miłości od tej pięknej kobiety - mówił młody Dobrzański. 
- Gratuluje dzieci. Wierzę, że będziecie szczęśliwi - rzekła Helena.
- Ja już jestem mamo - padło z ust Marka obejmującego cały czas Ulę.
- To samo mogę ja powiedzieć - rzekła Ula. 
Tę całą atmosferę radości przewał stukot kół szpitalnego łóżka, na którym wywożono z sali operacyjnej Beatkę. 
- Co z nią, panie doktorze? 
- Spokojnie pani Cieplak. Z małą wszystko w porządku, zabieg przebiegł zgodnie z przewidywaniami. Mała pobędzie u nas jakieś kilka dni i jeśli nic się nie będzie działo to ją wypiszemy - wyjaśnił medyk. 
- A mogę do niej wejść? 
- Dzisiaj odradzałbym. Siostra musi odpocząć. Proszę przyjechać jutro, mała zapewne prześpi dzisiejszy cały dzień - usłyszała w odpowiedzi. 

Związek Uli i Marka rozwijał się, aż któregoś dnia Ula usłyszała. 
- Przeprowadź się wraz z Betti do mnie, a Jasiu zostanie w tym mieszkaniu.
- Marek nie wiem czy to dobry pomysł - odparła mu Cieplak.
- Dlaczego nie? Jesteśmy razem, kochamy się, jest nam ze sobą dobrze - argumentował - to co stoi na przeszkodzie? - dopytywał. 
- Po prostu jestem wychowana w przekonaniu, że przed ślubem nie wypada - mówiła.
- Ula przecież to jest niedorzeczne - odparł lecz widząc minę ukochanej dodał - w porządku kochanie. Nie nalegam - tego dnia i przez kolejne nie wracali do tej rozmowy. Jednak to nie odwiodło Marka od swojego pomysłu, ale postanowił iż już w niedługim czasie zrealizuje swoje plany. Szczególnie ten najważniejszy według juniora na najbliższą przyszłość. 
Jednak musiał swoje plany przełożyć na jakiś czas w końcu nadszedł dzień pierwszej rozprawy. Postanowił przełożyć swoje plany aż nie skończą się rozprawy. Miał tylko nadzieję, że wszystko z Febo rozwiąże się jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia. Mimo to poczynił pewne starania mianowicie kupił prześliczny pierścionek zaręczynowy. 


Tak jak przypuszczał odbyło się kilka rozpraw. A wszystko spowodowane było tym iż osobno sądzono Aleksa za jego machlojki. Za swoje uczynki Febo został skazany na karę dziesięciu lat w zawieszeniu na trzy oraz zadośćuczynienie na rzecz rodziny Dobrzańskich w wysokości stu tysięcy złotych. I o ile z Aleksem zakończyło się na dwóch rozprawach tak już z Pauliną było znacznie trudniej. Ta najpierw próbowała całą winę zgonić na Marka. Twierdząc iż to on ją sprowokował do takiego nie innego zachowania. Nie przyjmowała do wiadomości żadnych argumentów. Najgorsza jednak była przed ostatnia rozprawa. Wówczas to poruszona była sprawa rzekomego molestowania, mecenas Dębski sprawił się i w tej sytuacji. Przedstawił niepodważalne powody, że nic takiego nie miało miejsca. W końcu nadszedł dzień rozstrzygnięcia rozprawy. Paulina została skazana za fałszywe doniesienia na pięć lat w zawieszeniu na trzy oraz odszkodowanie na rzecz fundacji Heleny w kwocie siedemdziesięciu tysięcy złotych oraz dla Marka za znieważenie jego imienia w kwocie pięćdziesięciu tysięcy złotych. Po ogłoszeniu wyroku panna Febo odgrażała się jeszcze, że odwoła się od wyroku. Lecz brat jak widać miał na nią jeszcze jakiś wpływ, bo udało mu się ją odwieść od tego pomysłu. 
Kilka dni po ogłoszeniu wyroków na wyznaczone konta wpłynęły zasądzone należności a po Febo słuch zaginął. Podobno wyjechali do Włoch, a to co posiadali w Polsce sprzedali. Dzięki temu rodzina Dobrzańskich mogła odetchnąć. 

We Wigilię Marek miał niespodziankę dla Uli. Cała trójka Cieplaków była zaproszona do rodzinnego domu Marka na cały okres świąt. Kiedy tylko przyszedł czas na wręczanie prezentów Marek wstał od stołu i po chwili klęczał przed zaskoczoną dziewczyną. 
- Ula klęczę tu przed tobą aby móc wyrazić jak bardzo jesteś dla mnie ważna, ile znaczysz i jednocześnie chcę zapytać czy uszczęśliwisz mnie jeszcze bardziej jeśli zgodzisz się zostać moją  żoną - mówił Dobrzański. Ula popatrzyła na swojego ukochanego i przez łzy wypowiedziała to co chciał usłyszeć.
- Tak zostanę twoją żoną - junior wyciągnął z niewielkiego pudełeczka pierścionek i wsunął na palec. 
- Kocham cię - wyszeptał wprost jej do ucha. 
- Kocham cię  - odpowiedziała mu jak echo. 
KONIEC

piątek, 10 grudnia 2021

SIEROTY część XV

 Przez ten czas kiedy Uli nie było w firmie Dobrzański chodził jak struty. Wręcz snuł się po korytarzach firmy. Przychodził zabierał klucz z recepcji od gabinetu, jechał na spotkanie jeśli takowe było, wracał do firmy, robił co miał do zrobienia. I o godzinie szesnastej kończył pracę sprzątając na biurku, zamykał biuro i jechał do siebie. Tęsknił, bardzo tęsknił za tą niebieskooką, piękną brunetką. Chociaż kolor jej włosów bardziej przypominał kolorem ciemnego kasztana. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej żałował, że kłamał. W duchu przyznawał rację Sebastianowi oraz swoim rodzicom, którzy ostrzegali przed takim posunięciem. 
- Dobrzański jesteś totalnym kretynem, debilem, idiotom. Jakbyś nie wiedział, że kłamstwo ma krótkie nogi i wcześniej czy później się wyda - mówił sam do siebie - dałbym teraz wszystko aby ona tu była. Może dałaby się przeprosić i pozwoliła wyjaśnić - rozmyślał. 


Po drugiej stronie parku ta sama niebieskooka próbowała jakoś zrozumieć postępowanie Marka. Lecz za każdym razem dochodziła do wniosku, że nie powinien tak postąpić. 
- Co on sobie myślał, że można mnie kupić? - zastanawiała się. 
Jednego razu kiedy Beatka była w przedszkolu zabrała się wraz z Jaśkiem do Rysiowa. Chciała pójść na grób rodziców i spotkać się z Maćkiem. 
- Maciuś powiedz mi co jest ze mną nie tak - zaczęła Cieplak kiedy tylko usiedli przy kuchennym stole w domu Szymczyka. 
- Co masz na myśli - dopytywał ją przyjaciel.
- Okazało się, że Marek mnie okłamał - zaczęła, widząc pytającą minę Maćka kontynuowała - to mieszkanie wcale nie jest firmowe tylko jego a dokładniej to pani Heleny. Cały czas mi wmawiał, że jest inaczej. Czy ja muszę mieć takiego pecha w życiu, ile jeszcze? - pytała rozgoryczona.
- A pytałaś czemu to zrobił? 
- Nie musiałam sam mi to powiedział. Twierdzi, że z miłości i nie chce się o mnie martwić - wyjaśniła. 
- Ula faktycznie facet postąpił nie uczciwie, ale może nie skreślaj go już na starcie. Wiesz my faceci czasem tak mamy, że najpierw coś zrobimy myśląc, że tak będzie dobrze a wychodzi jak zawsze - tłumaczył Szymczyk i po chwili dodał - powinnaś z nim rozmawiać, pozwolić wyjaśnić. A z tobą jest wszystko w porządku. Powinnaś się cieszyć, że jest ktoś kto darzy cię sympatią. 
- Maciuś, ale on mnie okłamał - wciąż powtarzała to samo. 
- A ty swoje. Ciekawe czy byś przeprowadziła się do tego mieszkania gdyby powiedział czyje jest?  
- Nie wiem, może? - odpowiedziała pytaniem. 
- Jak cię znam to na pewno nie. Ewentualnie drążyłabyś temat dlaczego on nalega. A ten z całą pewności nie powiedziałby ci prawdy tylko wymyślił jakąś bajeczkę na poczekaniu - wyraził swoje zdanie Maciek. Cieplak była teraz zła jeszcze na przyjaciela. Myślała iż ten będzie po jej stronie a on broni Dobrzańskiego. No ależ czego mogła się spodziewać w końcu to też jest facet. W takich momentach strasznie żałowała, że nie ma przyjaciółki. 
Do Warszawy wracała zła, liczyła na wsparcie, że przyjaciel jej doradzi a tak ona wciąż nie ma pojęcia co robić. Lecz nie to, że Marek ją okłamał w tej chwili było najgorsze. Przez to, że przeprowadzili się do stolicy, nie ma gdzie wracać do Rysiowa, bo wymówiona została już umowa najmu tego mieszkania. A co za tym idzie muszą pozostać w tym gdzie są obecnie. Inną sprawą jest to, że nie chciała kolejny raz serwować dzieciakom a szczególnie małej tego całego zamieszania z przeprowadzką. Dodatkowo Beatka codziennie dopytywała czy wróci do przedszkola. Przedszkole to zaproponowała jej Helena. Jak się okazało jego dyrektorką jest dobra znajoma Heleny. Ale najważniejsze było iż mała czuła się w nim dobrze i nie skarżyła się, że ktoś jej dokucza. 

Ten tydzień szybko zleciał każdemu z nich. Nastał poniedziałek a wraz z nim do pracy miała wrócić Ula. Ale było coś dziwnego, oboje czuli jakiś lęk, niepokój tego dnia. Marek, bo nie wiedział co może usłyszeć od Uli, a Ula obawiała się, że Marek może chcieć z nią rozmawiać. Czego ona nie bardzo chciała, a raczej nie wiedziała co miałaby mu powiedzieć. Lecz z drugiej strony cieszyła się na powrót do pracy, siedzenie w domu jak widać nie było dla niej, to było męczące. 
- Tak tato pamiętam, odbiorę was z lotniska. Spokojnie zdążę, na dzisiaj nie mam nic szczególnego do zrobienia - usłyszała ten jakże dobrze znany tembr głosu. Podniosła głowę i ujrzała przed sobą Marka jak rozmawiał z Krzysztofem. Podała mu klucze od gabinetu oraz poranną pocztę. I niby wszystko było w porządku, ale jednak coś jej nie pasowało. Czyżby młody Dobrzański odpuścił? Owszem rozmawiał przez telefon, lecz przed tym jak wyszła sprawa mieszkania to jeśli nawet z kimś rozmawiał to obdarzał ją uśmiechem i zwykłym kiwnięciem głowy na dzień dobry. Tym razem niczego takiego nie było. 
Tego dnia nic się nie wydarzyło, żadnej rozmowy nawet się nie widzieli. Chociaż to wyglądało dość dziwnie jak na Marka, który potrafił kilka razy dziennie wychodzić od siebie. W porze lunchu tylko Ela przyniosła mu jakieś kanapki. 
- Elu czy coś się stało? - zapytała zaciekawiona Cieplak.
- Nie, Marek tylko poprosił abym mu przyniosła coś do zjedzenia, bo podobno ma dużo roboty i nie może się wyrwać - usłyszała w odpowiedzi, a tym samym utwierdziła się tylko w przekonaniu, że prezes jej unika. 
- No cóż, nie będę wychodziła przed szereg - pomyślała. 
Szkoda tylko, że nad wyraz zinterpretowała to wszystko. Początek dnia wydawał się dość spokojny, ale niespełna kilka minut po dziewiątej zadzwonił do Marka ich prawnik z informacjami oraz o braku jeszcze kilku jakiś dokumentów. Niby nic szczególnego, ale w świetle tego co panna Febo jeszcze wymyśliła Marek miał wrażenie jakby kolor jego włosów właśnie zmienił barwę na siwy. Otóż mecenas dotarł do informacji iż Paulina Febo zamierza oskarżyć młodego Dobrzańskiego o molestowanie seksualne. Podając przy tym jakieś konkretne daty kiedy miało to miejsce. Marek siedział we własnym gabinecie i starał się usilnie przypomnieć co porabiał w tych dniach, wertował również swój kalendarz. W takich chwilach żałował, że nie posiada od tak dawna własnej asystentki czy chociażby sekretarki. Taka osoba mogłaby prowadzić jego kalendarz on sam często zapisywał coś w telefonie a kiedy to było już niepotrzebne zaraz usuwał. 
Było już około piętnastej kiedy Marek wyszedł z gabinetu i oddał klucz w recepcji dodając.
- Ula mnie już dzisiaj raczej nie będzie.
- Marek czy wszystko w porządku - udało jej się zadać to pytanie kiedy ten czekał na windę. 
- I tak i nie. Przepraszam cię, ale nie chcę o tym mówić, a i spieszę się - odpowiedział. Ta skinęła tylko głową i już po chwili nie było Marka. 
To zachowanie juniora trochę ją zaniepokoiło, był jakiś dziwnie nieswój. Nie bardzo wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Postanowiła, że jutro jak tylko przyjdzie do pracy i upora się z porannymi obowiązkami postara się z nim porozmawiać i wyjaśnić. 
- A co jeśli on nie będzie chciał ze mną rozmawiać? - przeszło Cieplak przez myśl - Ulka ogarnij się, może to nie chodzi o ciebie a o coś innego. W końcu świat nie kręci się tylko wokół ciebie - zganiła samą siebie. 

- I jak tam  w firmie? Febo nie kombinowali? - dopytywał Krzysztof Dobrzański syna kiedy już całą trójką siedzieli w salonie przy filiżance kawy. 
- Aleks wygląda tak jakby zapadł się pod ziemię. Paulina była kilka razy w firmie, chciała rozmawiać o porozumieniu, ale dałem jej do zrozumienia aby zapomniała o tym. Wiem, że odwiedziła również Pshemko - odpowiedział ojcu, nie wspomniał jedynie o nowych informacjach od adwokata w związku z Pauliną. 
- W takim razie co powiesz na spotkanie zarządu w następny poniedziałek? Chciałbym zakończyć już ten rozdział z Febo definitywnie. Od mecenasa wiem, że ma już wszystko - zaproponował senior. 
- Jak najbardziej zgadzam się z tobą tato. Kiedy już to wszystko się skończy trzeba będzie dać ogłoszenie o naborze na stanowisko dyrektora finansowego - rzekł Marek.
- Pomyślałem o Adamie Turku - zasugerował senior. 
- Faktycznie masz racje tato - zgodził się z ojcem. 
- A co tam u Uli? - odezwała się milcząca do tej pory Helena.
- Przeprowadziła się już - odparł. Pani Dobrzańska jednak wyczuła jakiś dziwny smutek w głosie syna.
- Nie cieszysz się? - dopytywała. 
- Cieszę się, cieszę mamo - rzekł, ale jakoś tak mało przekonywująco. Spojrzała na niego wzrokiem proszącym o wyjaśnienie - Ula dowiedziała się prawdy o własności mieszkania. I co za tym idzie od tego dnia nie rozmawiamy ze sobą. Dodatkowo przez ostatni tydzień była na urlopie. Dzisiaj była pierwszy dzień w pracy, ale nie rozmawialiśmy. Najzwyczajniej w świecie nie było kiedy. Do południa miałem kilka spraw do ogarnięcia a potem jechałem po was na lotnisko.
- Powinieneś jej synu wszystko wyjaśnić i przeprosić - wtrącił się do rozmowy Krzysztof.
- Tak zamierzam. Mam tylko nadzieję, że pozwoli mi wszystko wyjaśnić - odpowiedział i po krótkim namyśle uznał, że powie rodzicom o swoim uczuciu - jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym abyście wiedzieli - oboje Dobrzańscy oczekiwali co takiego ma im do powiedzenia syn. Chociaż Helena domyślała się - zakochałem się w Uli i wyznałem jej to.
- I co na to Ula? - dopytywała Helena z radością w głosie, że Marek wreszcie zrozumiał to co ona wiedziała już od tak dawna. 
- Nic. Powiedziałem jej o tym podczas sprzeczki o mieszkanie. Kiedy spytała się czemu to zrobiłem, wyznałem, że to z miłości - wyjaśnił. Krzysztof spojrzał na syna i niby z powagą w głosie, ale z uśmiechem na ustach rzekł.
- No to faktycznie wybrałeś sposób na wyznanie miłości kobiecie. 
- A jak Ula na to zareagowała? - padło z ust rodzicielki.
- Raczej nie uwierzyła - odparł ze smutkiem. 
- Wiesz synu też bym raczej nie uwierzył. Gdybym właśnie odkrył kłamstwo - Marek przyznawał w duchu rację ojcu. 
- Wiem - rzekł i zaraz dodał - zamierzam porozmawiać z Ulą jutro. Może uda mi się wyciągnąć ją na lunch albo po pracy - oboje seniorzy poparli ten pomysł. 

- Ula możemy dzisiaj w porze lunchu porozmawiać? - zaproponował prezes kiedy tylko przyszedł do pracy.
- Przykro mi, ale podczas przerwy muszę iść coś załatwić. Możemy spotkać się po pracy jeśli ci to nie przeszkadza - wyjaśniła. Chociaż nie do końca było prawdą o powodzie jej wyjścia podczas lunchu lecz nie chciała tego rodzaju spraw załatwiać podczas pracy. Wolała tę rozmowę przeprowadzić na spokojnie po pracy. 
- Nie mam nic przeciwko. W takim razie może zamówię nam stoli w jakiejś restauracji? 
- Myślę, że lepszym miejscem będzie mieszkanie. Usiądziemy, zrobię kawę i na spokojnie będziemy mogli porozmawiać - Marek poparł tę propozycję i każde zajęło się swoimi obowiązkami. 
Było kilka minut po dwunastej kiedy Ula zapukała do drzwi gabinetu Marka. 
- Marek wszystko w porządku - zapytała po tym jak weszła do jego gabinetu, a ten stał przy oknie zapatrzony w dal. 
- O Ula - odparł oderwany od swoich myśli. Spojrzał na Cieplak i usiadł na kanapie, wyglądał na przybitego, zmartwionego.


- Wszystko w porządku - rzekł jednak Ula nie była przekonana.
- Nie wyglądasz na takiego.
- Przed tobą to chyba nic się nie da ukryć - odparł.
- Wyglądasz tak jakbyś nie spał od kilku dni, chodzisz przygnębiony, zamyślony, to trudno tego nie zauważyć - stwierdziła. 
- Porozmawiamy po pracy. Chciałaś wyjść w jakiejś sprawie - przypomniał.
- To nie tak Marek. Chciałam po prostu przygotować się do tej rozmowy stąd ta propozycja po pracy. A dodatkowo w domu będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Jasiek ma zabrać małą do kina na bajkę "Psy i koty" - wyjaśniła. 
- W porządku Ula. Myślę, że to dobry pomysł, będziemy faktycznie mogli na spokojnie porozmawiać i wyjaśnić wszystko co się wydarzyło w ostatnim czasie - odpowiedział jej Marek. 
Ula odetchnęła z ulgą, że Dobrzański nie ma jej za złe, że skłamała. Reszta dnia minęła można powiedzieć spokojnie, bez żadnych dodatkowych niespodzianek. 
Wyszli z firmy i jeszcze podjechali pod przedszkole aby odebrać Beatkę i już kierowali się do mieszkania. 
- A ja z Jasiem idę dzisiaj do kina - mówiła uradowana dziewczynka. 
- Super. Zapewne świetnie się będziecie bawić - usłyszała od Marka. 
- Jak wrócimy to ci opowiem. Dobrze? 
- Dobrze skarbie. Mamy z Ulą kilka spraw więc sądzę iż zdążycie wrócić - mówił Dobrzański.
Ula podgrzała obiad, proponując również Markowi. 
- Nie chcę robić kłopotu.
- To żaden kłopot - odparła i już stawiała przed nim talerz z podgrzanymi pierogami. 
Po niespełna godzinie zostali sami i mogli zacząć rozmowę, na którą czekali. 
CDN...



piątek, 3 grudnia 2021

SIEROTY część XIV

 Do piątku czas jednym płynął tak zwyczajnie, normalnie. Niemalże każdy z tych dni wyglądał identycznie. Ale byli i tacy co mieli wrażanie jakby czas stał w miejscu ewentualnie ciągnął się jak makaron do spaghetti. A jeszcze innym bardziej pracowicie niż zazwyczaj. Tym kimś była Ula i jej rodzeństwo. Do południa praca, szkoła i przedszkole, a popołudniu i wieczorem pakowanie całego dobytku, załatwianie kilku spraw związanych z wyprowadzką. Ula chciała wszystko to zrobić najpóźniej do środy. Na czwartkowe popołudnie miała zaplanowaną wizytę u Szymczyków oraz pójść na cmentarz. Wreszcie nastał ten upragniony dzień. 
- Dzień dobry Ula. To co dziś wielki dzień, dzień nowego początku? - mówił młody prezes. 
- Witaj - odpowiedziała, ale jej głos jakoś dziwnie brzmiał.
- Coś się stało? - dopytywał Marek widząc, że coś ją trapi.
- Nic się nie stało - odparła i pospieszyła z wyjaśnieniem widząc jego minę - po prostu martwię się jak to będzie. Widzisz tam w razie czegokolwiek byli do pomocy Maciek i jego rodzice. A tu będziemy kompletnie skazani na siebie. Nie znamy tu kompletnie nikogo - mówiła dość smutnym tonem.
- Nie martw się. Zobaczysz wszystko się ułoży - zaczął, ale Ula mu przerwała.
- Łatwo ci mówić. Masz tu rodziców, przyjaciół a my jesteśmy sami. Jedynie co mamy to samych siebie - Markowi  zrobiło się przykro na te słowa i  jedynie co odparł to.
- Dobrze wiesz, że nie jesteście - i na koniec dodał - idę do siebie, wyjdziemy dzisiaj wcześniej tak około czternastej. Chyba, że się rozmyśliłaś - ta odpowiedziała tylko krótko.
- Nie. Może być czternasta. 
Wszedł do swojego gabinetu, rzucił wściekły swoją walizkę na stojący przy drzwiach fotel. Był zły i jedynie zastanawiał się na kogo bardziej, te jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. 
- Przyniosłam pocztę, bo zapomniałeś zabrać - położyła na biurku i już jej nie było.
Usiadł i zaczął przeglądać te wszystkie przesyłki, odkładając i segregując na ważne i te mało istotne. I mimo zajęcia się pracą wciąż wracał myślami do tego co powiedziała Ula. Złościł się, że on robi wszystko, staje niemalże na uszach aby im było lepiej, a ona twierdzi, że jest sama. Te jego rozmyślania przerwało wejście kadrowego. 
- A ty nie nauczyłeś się pukać? - wysyczał przez zęby prezes.
- Pukałem, ale najwyraźniej byłeś bardzo zamyślony, skoro nie słyszałeś - usłyszał w odpowiedzi - i nie patrz tak na mnie. Przyszedłem spytać się, o której wyjazd? 
- O czternastej. Ale upewnij się pytając Ulkę - odburknął. 
- Stary co jest? - zaczął dociekać Olszański.
- Nic takiego.
- I dlatego jesteś taki wściekły. Mów co się stało - ciągnął go za język.
- Ja jej nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem. Przyszedłem do pracy, przywitałem i widząc, że coś ją niepokoi zapytałem. A wiesz co usłyszałem? - Sebastian pokręcił głową i oczekiwał na ciąg dalszy - że nie wie jak to będzie, bo przecież będą tu kompletnie sami. 
- I to cię wytrąciło z równowagi? 
- Seba robię co mogę. A ona mówi, że nie ma tu nikogo.
- Stary ty tak na serio czy mi się wydaje? - Dobrzański spojrzał na Olszańskiego wzrokiem mówiącym, że gdybym mógł to byś tu leżał martwy. Wyglądał tak jakby nie docierało do niego nic więcej poza tym, że skoro stara się pomagać dziewczynie to ta będzie mu może wisieć na szyi i chodziła pełna w skowronkach oraz przepełniona wdzięcznością. Sebastian nie wytrzymał, postanowił powiedzieć co o tym sądzi - czego tu nie rozumiesz? Czy ty sądzisz, że jak będziesz się bawił w jakiegoś pieprzonego rycerzyka to ona będzie w siódmym niebie? Człowieku Ula i jej rodzeństwo tam zostawiają grono swoich bliskich znajomych, przyjaciół. Tu mimo iż znają ciebie, twoich rodziców, mnie i jeszcze kilka osób z firmy to nie jest powód do radości, tak naprawdę nie mają nikogo. Tam wiedziała na kogo może zawsze i o każdej porze liczyć. Tak wiem co zaraz powiesz jesteśmy my, ale ona nie ma stuprocentowej pewności czy jeśli zadzwoni w środku nocy to dostanie pomoc. Mówisz, że ją kochasz, ale czy ona sama o tym wie? - zadał tak oczywiste pytanie, na które natychmiast sam odpowiedział po minie Marka - no właśnie, tak myślałem wciąż jej nie powiedziałeś. Więc nie dziw się, kiedy Ula mówi, że oni są tu sami - słowa kadrowego nieco uspokoiły Marka. A kiedy ten kolejny raz został sam, zaczął po jakimś czasie przyznawać rację przyjacielowi. 
Było kilka minut po czternastej kiedy trójka młodych ludzi opuszczała siedzibę firmy aby jedno z nich mogło zacząć wszystko od nowa. 
- Ula proszę cię nie martw się, zobaczysz wszystko się ułoży. Jeszcze będziecie tu w Warszawie szczęśliwi - mówił spokojnym głosem Marek, jeszcze za nim ruszyli - pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na pomoc z mojej strony. Ale myślę, że nie tylko ja jestem gotów do tego - Ula spojrzała na młodego Dobrzańskiego z niemym pytaniem ciekawe kto? A ten odpowiedział natychmiast bez zastanowienia - Seba, moi rodzice i znalazło by się jeszcze kilka innych osób. 
W pierwszej kolejności podjechali pod przedszkole i odebrali Beatkę. Ula nim poprosiła o przyprowadzenie siostry udała się do gabinetu dyrektorki placówki, aby poinformować iż był to ostatni dzień małej Cieplak w tej placówce. Podziękowała za opiekę nad małą i poszła po siostrę. 
- Dzisiaj byłaś tu ostatni dzień kochanie - mówiła do Beatki - od poniedziałku pójdziesz do innego przedszkola, a za dwa tygodnie zrobią ci ten zabieg i będziesz zdrowa.
- Super - mówiła dziewczynka. Tylko  pytanie co było tym super zmiana przedszkola, zabieg i bycie zdrowym a może jedno i drugie. Ula wiedziała, że Beatka nie bardzo lubiła chodzić do tego przedszkola. Jednego razu mała Cieplakówna skarżyła się jak traktują ją niektóre dzieci, z wyśmiewają się, że nie ma rodziców. Ula starała się interweniować i niby było lepiej, ale jak widać raczej nie do końca. 
Wyszły na zewnątrz, mała nagle puściła rękę swojej siostry i z ogromnym uśmiechem na ustach zaczęła biec wołając.
- Marek - ten przykucnął aby móc przytulić tę małą dziewczynkę.
- Cześć maluchu - rzekł.
- Wiesz, że już tu nie będziemy mieszkać? - zaczęła dopytywać.
- Tak, wiem. Dlatego przyjechaliśmy razem z Sebastianem aby wam pomóc - w tej chwili mała zauważyła Olszańskiego i z tą samą prędkością co przed chwilą rzuciła się w stronę Marka zrobiła w kierunku drugie z mężczyzn. 
- No już myślałem, że mnie już nie lubisz - rzekł z udawanym smutkiem w głosie Sebastian.
- Lubię was obu tak samo - odparła Beatka.
- No dobrze kochani chodźmy, bo w końcu zastanie nas noc i niczego nie zrobimy. Jasiek też powinien być już w domu - odezwała się milcząca i przyglądająca się temu wszystkiemu Ula. 
Zaczęli przenosić kartony z całym dobytkiem Cieplaków do obu samochodów. Większa ich część trafiła do auta Sebastiana z faktu, że był większy. Dodatkowo cała trójka Cieplaków również musiała się zabrać. Mebli nie zabierali, były wyposażeniem mieszkania. Jednak to nie było zmartwieniem, to w Warszawie było również umeblowane we wszystko co było potrzebne. 
- Ula mam pewien pomysł - odezwał się w pewnym momencie Marek kiedy Sebastian oznajmił iż jego auto jest już pełne. Ula spojrzała na Dobrzańskiego z pytaniem w oczach - może zawieziemy to co już zapakowaliśmy, ty z Beatką byś już została tam a my w trójkę przyjedziemy tu i zabierzemy resztę. 
- To dobry pomysł - odparła i kilka minut później wszyscy jechali do w kierunku stolicy. 
Dojechali na miejsce, wypakowali, napili się kawy i trójka młodych mężczyzn pokonywała tę samą trasę kolejny raz, a ona zaczęła rozpakowywać kartony. Spojrzała w pewnym momencie na zegarek w telefonie. Uznała, że ma jeszcze trochę czasu do ich powrotu więc przejdzie wraz z Beatką do pobliskiego sklepu i kupi coś z czego można zrobić ciepłą kolację.
- Chodź kochanie przejdziemy się do tego sklepu tu za rogiem. Zanim chłopaki wrócą z Rysiowa my zrobimy jakieś zakupy na kolację.
- Ulcia może zrobisz naleśniki - zasugerowała dziewczynka. 
- Mogą być i naleśniki. A z czym byś je zjadła? 
- Z serem i dżemem - mówiła mała
Weszły do klatki schodowej kiedy usłyszała rozmowę dwóch osób. Doskonale rozpoznała tempr głosu ich obu. 
- A co zrobisz jak dowie się, kto tak naprawdę opłaca czynsz za to mieszkanie? 
- O czym wy mówicie?  - zapytała - Marek?
- Ula ja ci to wszystko wyjaśnię - próbował jakoś opanować zaistniałą sytuację. 
- Daj mi spokój - odkrzyknęła kiedy tylko weszli do mieszkania. 
Marek stał na środku przedpokoju i zastanawiał się co teraz, gdy nagle usłyszał głos a raczej szept przyjaciela. 
- A nie mówiłem - Marek spojrzał na Sebastian takim wzrokiem jakby chciał go zabić - idź do niej - Dobrzański ruszył w kierunku jednego z pokoi, gdzie zniknęła Ula. Powoli otworzył drzwi a widok jaki ujrzał przeraził go. Cieplak siedziała na kanapie i to co było już wypakowane z powrotem pakowała, a jej ramiona trzęsły co oznaczało nic innego jak płacz. Dodatkowo można było usłyszeć pociąganie nosem tak charakterystyczne dla osoby płaczącej. 
- Ula porozmawiajmy, proszę - wyszeptał na tyle głośno aby jej nie wystraszyć a żeby usłyszała. 
- Powiedziałam zostaw mnie w spokoju. Nie chcę mi się z tobą rozmawiać. Nie wiem co sobie myślałeś, ale mnie to kompletnie nie interesuje. Ciekawe czy zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć prawdę - mówiła przez łzy. 
- Ula to nie tak... - próbował coś powiedzieć.
-Nie tak? A niby jak? Namawiałeś mnie na tę przeprowadzkę jednocześnie okłamując. Co ty sobie myślałeś, że jak jesteśmy biedni to można się zabawić naszym kosztem i mieć z tego później satysfakcję? -  stał i słuchał jak ta wyrzuca te wszystkie oskarżenia w jego kierunku jak z karabinu maszynowego. 
- Bo cię kocham - rzekł. Ula spojrzała na niego i nie bardzo była pewna czy dobrze usłyszała. To jej zaniemówienie pozwoliło Dobrzańskiemu mówić dalej - dobrze usłyszałaś. Zrobiłem to z miłości do ciebie. Od dawna to co robię dla waszej trójki podyktowane jest miłością do  ciebie. Owszem może to trochę egoistyczne podejście z tą namową na przeprowadzkę. Dzięki temu jesteś bliżej, ale i w ten sposób będę bardziej spokojny o was wszystkich. Nie chciałem ukrywać tego kto jest właścicielem mieszkania, ale tylko tak mogło się udać namówić cię na tę przeprowadzkę - Ula zachowywała się tak jakby niewiele z tego usłyszała albo zrozumiała i nadal pakowała to co już było wypakowane. Marek spojrzał ze smutkiem w oczach i uznając iż powiedział już wszystko opuścił nie tylko pokój, ale i mieszkanie. 
- Wracamy do Rysiowa - usłyszały dzieciaki oraz Sebastian, który wniósł ostatni karton. 
- Ula nie podejmuj pochopnych decyzji - odezwał się kadrowy. 
- To nie są pochopne decyzje - odparła.
- Posłuchaj nie pochwalam tego co zrobił Marek, ale uwierz mi on to zrobił z miłości do ciebie. Znam go na tyle aby wiedzieć, że nie zrobił tego z chęci zabawy twoimi uczuciami. Sam mu tłumaczyłem i nalegałem by powiedział ci prawdę o mieszkaniu, ale też o swoich uczuciach. Prześpij się z tym wszystkim, ale nie podejmuj tak pochopnej decyzji jak powrót do Rysiowa. Dobrze wiem ja i ty też, że to mieszkanie może być początkiem nowego, lepszego życia. 
- Ale on mnie okłamał, oszukiwał przez tyle czasu - próbowała użyć zdawać by się mogło mocnych argumentów. 
- Ula zrobisz jak zechcesz. Ale mam pomysł, zostańcie tu przynajmniej na czas kiedy mała nie wróci do zdrowia - zaproponował Olszański i jeszcze dodał - jeśli chcesz to mogę dać ci kilka dni urlopu. Markowi powiem, że wzięłaś to wolne aby móc się urządzić. 
- No dobrze - usłyszał odpowiedź Cieplak. Ucieszył się z tej decyzji. Teraz pozostało mu pogadać z Dobrzańskim. Był niemalże pewny iż przyjaciel siedzi w swoim aucie pod blokiem. Pożegnał się i wyszedł zostawiając Cieplaków samych, a przede wszystkim Ulę ze swoimi myślami. 
Wyszedł przed budynek rozejrzał się i już kierował swoje kroki w stronę zaparkowanego auta przyjaciela. 
- Marek daj jej trochę czasu - rzucił kadrowy wsiadając do auta Marka.
- Nie wiem czy to coś da - odparł.
- Rozmawiałem z nią i udało mi się odwieść ją od powrotu do Rysiowa. Zaproponowałem by zostali tu do czasu wyleczenia Beatki, a jej samej od poniedziałku dałem pięć dni wolnego. Ciebie za to proszę abyś dał jej te kilka dni spokoju. Ona musi się z tym wszystkim przespać, przemyśleć - prezes był wdzięczny swojemu przyjacielowi i obiecał zrobić jak ten radzi. Chociaż wiedział jakie to będzie trudne. 
Przez cały weekend Ula próbowała uporać się z rozpakowywaniem całego ich dobytku przez co nie miała czasu na rozpamiętywanie tego czego się dowiedziała w piątek. W poniedziałek pojawiła się w siedzibie firmy, ale tylko po to by wypisać wniosek urlopowy. Nie chciała widzieć się tego dnia jeszcze z Markiem dlatego swoje kroki skierowała do biura Sebastiana. Wypisała odpowiedni druczek, zamieniła kilka zdań z kadrowym i już wychodziła z firmy. 
CDN...