niedziela, 31 października 2021

PAMIĘĆ


 


Jak na koniec października pogoda rozpieszczała mieszkańców kraju nad Wisłą. W swoim wielkim jak dla samotnej kobiety domu siedziała w fotelu Helena Dobrzańska. W pewnym momencie usłyszała radosne wołanie swoich wnucząt pięcioletniej Nikoli i o rok młodszego Pawełka. Po chwili ujrzała tę uroczą dwójkę oraz swoją synową. Na widok tej ostatniej serce jej pękało. Widać było, że wciąż nie pogodziła się z wydarzeniami, które miały miejsce niespełna trzy miesiące temu. Obie straciły najbliższych mężczyzn swojego życia. Ona męża i syna a Ula męża, ojca swoich dzieci oraz teścia. 

Jej również było ciężko i trudno dojść do siebie. Pamięta jak siedziały obie z dziećmi i czekały na powrót Marka i Krzysztofa z jednej ze szwalni pod Wrocławiem. 
- No to chyba mamy wszystko przygotowane na jutrzejszą uroczystość - mówiła uradowana Ula kiedy uporały się ze wszystkim. Następnego dnia miały być urodziny Marka. Tyle co skończyły rozległ się sygnał dzwoniącego telefonu w domu seniorów. 
- Tak słucham - rzekła do słuchawki Helena.
- Dobry wieczór pani. Nazywam się Dorota Szumniak dzwonię ze szpitala na Dworskiej. Zostali tu przewiezieni pani mąż oraz syn - usłyszała. 
- Jak to w szpitalu? Co się stało? - dopytywała. 
- Mieli wypadek. Więcej powiem kiedy pani przyjedzie - mówiła kobieta z drugiej strony słuchawki. Helena opadła na fotel tak jakby straciła władzę w nogach. 
- Mamo co się stało? Kto to dzwonił? - pytała ją Ula. 
- Kochanie musimy jechać do szpitala. Oni mieli wypadek - wydukała przez łzy. Młodsza kobieta nie mogła uwierzyć tak samo jak jej teściowa. Jednak uznała, że musi być opanowana i silna. Nie dopuszczała do siebie myśli, że może być źle. 
- Mamo, niech mama się nie zamartwia. Może są tylko poobijani ewentualnie może mają jakieś złamania - próbowała przekonać Helenę, ale i siebie samą - zadzwonię tylko po Violę i poproszę czy nie zajęłaby się maluchami. Nie chcę ich ciągać po szpitalnych korytarzach - Helena pokiwała tylko głową i poszła do swojej sypialni się przebrać. 
Po niespełna trzydziestu minutach już obie panie wychodziły z domu. Ula zapięła dzieci w fotelikach i ruszyły najpierw w kierunku Mokotowa, gdzie miała pod blokiem czekać Olszańska. 
- Dziękuję ci Violu, że się nimi zajmiesz - rzekła do swojej przyjaciółki.
- W porządku Ula. Amelka już nie może się doczekać zabawy z Nikolą. Jedźcie i jak tylko będziesz coś wiedzieć to dzwoń - Ula podziękowała i już bez przeszkód dotarły na miejsce. 

- Dzień dobry nazywam się Urszula Dobrzańska a to Helena Dobrzańska. Teściowa odebrała telefon, że w tym szpitalu przebywają Krzysztof oraz Marek Dobrzańscy - wyjaśniła powód swojej wizyty kobiecie stojącej w rejestracji. 
- Dzień dobry. Proszę przejść do gabinetu numer osiemnaście tam oczekuje na panie lekarz - usłyszały i natychmiast swoje kroki skierowały do wskazanego gabinetu. 
- Dzień dobry panie doktorze - weszły i przedstawiły się tak jak w rejestracji i poprosiły o informacje o obu panach Dobrzańskich. Lekarz spojrzał na obie panie i po krótkiej chwili rzekł.
- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się uratować pana Krzysztofa - Helena poczuła jakby ktoś wyrwał jej kawałek serca. Chociaż kawałek to mało powiedziane.
- A co z Markiem? - dopytywała Ula. 
- Właśnie trwa operacja pana Marka - usłyszały. To dało nadzieję, że będzie żył. Tej nadziei uczepiły się obie kobiety. Ale ta nadzieja umarła cztery dni później. Marek dostał wewnętrznego krwotoku, którego nie udało się w porę zatamować. 
To był ogromny cios w serce obu Dobrzańskich. Każda straciła swoją drugą połówkę serca, a dwójka małych dzieci swojego ukochanego ojca i dziadka. Pogrzeb zgromadził mnóstwo ludzi, przyjechali również Febo. Ula nieco obawiała się konfrontacji zwłaszcza z Pauliną. W końcu Marek ją wybrał zamiast dumnej Włoszki. Przez te kilka lat panna Febo nie szczędziła jej uszczypliwości. Wiele razy interweniował Marek, kiedy tylko usłyszał. A teraz go już nie ma, a ona nie ma siły na odpieranie ataków ze strony Pauliny. 
- Szczere kondolencje dla was - usłyszała kolejny raz tego dnia zaraz po pogrzebie - przepraszamy wraz z Aleksem, że dopiero przyjechaliśmy na sam pogrzeb, ale opóźnił się nasz samolot.
- Nic nie szkodzi - odparła Helena - Paulinko zapraszam w swoim oraz Uli imieniu  na stypę u nas w domu - dodała.
- Oczywiście będziemy - usłyszała męski głos, ale nie podniosła głowy. Stała nad grobem ze spuszczoną głową a z jej oczu wciąż płynęły nieprzerwanym strumieniem łzy. Twarz miała całą opuchniętą, podkrążone oczy i wyglądała jakby w ciągu tych kilku dni ubyło jej kilka kilogramów. Gdyby nie przyjaciele i rodzina chyba by oszalała. Wiedziała, że musi być silna dla dzieci lecz w tej chwili nie potrafiła. 
W domu rodzinnym Dobrzańskich zgromadziło się kilkadziesiąt osób. Byli ludzie z firmy, znajomi obu zmarłych, przyjaciele oraz rodzina. Wspominano Krzysztofa i Marka mówiąc jakimi byli wspaniałymi ludźmi, ojcami, mężami oraz przyjaciółmi. 

W pewnym momencie do Uli podeszła Paulina. 
- Możemy porozmawiać? - usłyszała Ula tuż za plecami ten dobrze znany tembr głosu. 
- Paulina proszę daj mi chociaż dzisiaj spokój, Ja naprawdę nie mam siły na przepychanki z tobą - wyrzuciła z siebie Ula. 
- Nie przyszłam aby ci dogryzać ani obrażać - Ula spojrzała na Paulinę z niemym pytaniem na twarzy - kiedy dostaliśmy wiadomość o śmierci Krzysztofa oraz Marka miałam kilka dni na przemyślenia. I chciałam cię bardzo przeprosić za moje dotychczasowe zachowanie. Wiem jak się czujesz - mówiła, jednak Ula jej przerwała.
- Nie masz bladego pojęcia jak się mogę czuć. Bo ty nie wiesz co to miłość - Febo poczuła się jakby dostała w twarz ona chciała okazać skruchę a ta mówi jej takie rzeczy. Lecz szybko zreflektowała się i rzekła.
- Masz rację nie wiem co czujesz. Ale wiem jak boli stracić kogokolwiek - tę rozmowę przerwał Aleks, za co Ula była mu w duch wdzięczna. Nie chciała dłużej rozmawiać z Pauliną. W tych jej przeprosinach wyczuła jakąś nutkę nieszczerości. Wręcz przeciwnie w jej głosie można było usłyszeć coś w rodzaju satysfakcji. W końcu Ula również straciła Marka. 
- Czy mogę paniom przeszkodzić? Chciałem zamienić kilka słów z tobą Ula - Paulina pożegnała się zostawiając ich samych.
- To co chciałeś powiedzieć? 
- Ula w Warszawie będę przez kilka dni i chciałem do tego czasu załatwić jedną sprawę. Czy byłabyś w stanie przyjechać pojutrze do firmy powiedzmy tak na godzinę dziesiątą? 
- Myślę, że tak - odpowiedziała po chwili zastanowienia. 

W końcu ten ciężki dzień dobiegł końca. Ula wraz z dziećmi została u teściowej. Ona sama bardzo źle zniosła tę tragedię, ale Helena wyglądała równie źle, a Ula obawiała się o jej zdrowie. Położyła spać dzieci w dawnej sypialni swojego męża i zeszła na dół. Tam zastała w salonie siedzącą w fotelu Helenę. 
- Nie kładziesz się mamo? - zapytała Ula.
- Jeszcze nie. Ale ty Uleńko idź się położyć. Od kilku dni prawie nie sypiasz - usłyszała troskliwy, ciepły głos teściowej. Kto by pomyślał, że tak się zżyją. Helena na początku podchodziła z dystansem do tego kogo wybrał na swoją żonę Marek. Jednak dość szybko zmieniła zdanie. I tak na dzień dzisiejszy nie mogła sobie wymarzyć lepszej synowej niż Ula.
- Zaraz się położę, ale czy zasnę nie wiem - rzekła i po chwili dodała - rozmawiałam z Aleksem. Chce się spotkać pojutrze w firmie. 
- Tak wiem. Ze mną też o tym rozmawiał. 

Dwa dni później obie panie Dobrzańskie przyjechały do firmy na umówione spotkanie. Wysiadły na piątym piętrze i nagle poczuły się jakoś dziwnie. Każda z nich miała wiele wspaniałych wspomnień związanych z tym miejscem. Helena wraz z mężem i dwójką przyjaciół, a potem tylko z mężem prowadzili przez lata firmę na sam szczyt. Ula to tu poznała swoją wielką miłość. 
Ale można było również wyczuć jakieś dziwne napięcie. No tak ludzie obawiali się, że teraz skoro zabrakło obu Dobrzańskich to władzę przejmie nie kto inny jak Aleks Febo. 
- Dzień dobry - przywitały się z siedzącym już w sali konferencyjnej Aleksem oraz z Pauliną. Zajęły miejsca a Febo rzekł.
- Czekamy jeszcze na Pshemko - Dobrzańskie skinęły głowami na zgodę. Nie minęło kilka minut a w drzwiach pojawił się ostatni z uczestników tego dość specyficznego zebrania. 
- Jesteśmy już wszyscy więc możemy zaczynać. Jak wiecie my z Pauliną nie zamierzamy wracać do Polski, a co za tym idzie nie będziemy zarządzać tą częścią firmy. 
- W takim razie co zamierzacie? Chcecie wprowadzić kogoś z zewnątrz? - zapytała Helena z przerażeniem w głosie. 
- Spokojnie Helenko. Nic takiego. W obecnej sytuacji jakiej się wszyscy znaleźliśmy pomyślałem o Uli - Ula podniosła wzrok na Aleksa i miała wrażenie, że się przesłyszała - ja nie widzę nikogo lepszego na to stanowisko. Już pełniłaś w tej firmie stanowisko prezesa i znasz ją od podszewki - widać było, że po tych słowach dwoje ze zgromadzonych odetchnęło z ulgą. 
- Urszula mam nadzieję, że się zgodzi - odezwał się milczący dotychczas mistrz. 
- Dziękuję wam bardzo, ale nie wiem czy powinnam - rzekła. 
- Oczywiście, że powinnaś - usłyszała teściową. 
- Proszę pozwólcie mi się zastanowić - poprosiła.
Umówili się na następny dzień. Młodsza pani Dobrzańska miała wątpliwości czy powinna przejąć stanowisko prezesa. Wieczorem dość długo rozmawiała o tym z Heleną. W końcu po wysłuchaniu wielu argumentów zgodziła się. Jednym z takich argumentów było, że ani Krzysztof ani Marek nie chcieli aby cała firma przeszła w ręce Febo i jego Włoskich popleczników. Kolejnym powodem były dzieci Uli i Marka. I tak w niespełna dwa tygodnie po śmierci męża i teścia Ula została prezesem firmy. 

- Babciu, babciu - usłyszała piskliwy głosik wnuczki, który wyrwał ją z rozmyśleń - mamusia powiedziała, że jutro pójdziemy odwiedzić tatusia i dziadziusia. Zapalimy tam znicze i położymy kwiatuszki. A dzisiaj pojechaliśmy odwiedzić babcie Magdę - Helena uśmiechnęła się do wnuczki i rzekła.
- Witajcie kochani - ucałowała wnuki w policzki. 
- A ja teź mam ćoś dla tatusia i dziadzia - odezwał się sepleniący Pawełek i pobiegł po torebkę mamy. A za chwilę pokazywał co zrobił.





- Piękne - mówiła wzruszonym głosem Helena i po chwili zwróciła się do synowej - Ula chciałam porozmawiać. 
- Nikola weź Pawełka i idźcie do ogrodu. My chwilę porozmawiamy z babcią - dzieci bez żadnego sprzeciwu wykonały prośbę swojej rodzicielki - to możemy spokojnie porozmawiać - odparła do Heleny.
- Ula chciałam zaproponować abyś wraz z dziećmi zamieszkała tu. Dom jest duży i spokojnie wszyscy się pomieścimy. 
- Dziękuję mamo za tę propozycję, ale nie chciałabym robić problemu. Dzieci często są głośne jak to takie maluchy - próbowała argumentować. 
- Ale to żaden problem. Przynajmniej wróci tu życie. Od dawna było tu jak w grobowcu i taki pomysł już mieliśmy wraz z Krzysztofem i mieliśmy wam zaproponować to po ich powrocie. 
- A co ja zrobię z mieszkaniem na Siennej? Nie chciałabym go sprzedawać.
- Zawsze można je wynająć, a kiedy dzieciaki już będą dorosłe przepisać na nich - ten pomysł był całkiem niezły. 
- Mamo wrócimy do tego jutro jak wrócimy z cmentarza - Helena zgodziła się. Wiedziała, że jej synowa jest mądrą kobietą i z całą pewnością podejmie właściwą decyzje. 

Podjechali na jeden z większych cmentarzy w Warszawie i całą czwórką ruszyli w kierunku grobu gdzie pochowani byli ojciec z synem. Ula wyjęła z dużej reklamówki dwa znicze, które zapaliła. 



Posiedzieli trochę wspominając zmarłych na koniec zmówili modlitwę i wrócili do domu. Już podczas drogi powrotnej dotychczas wiecznie rozgadana Nikola siedziała w milczeniu. Wydawała się być jakaś przygaszona, nieobecna. Po powrocie zjedli obiad i Ula usiadła obok małej córeczki i zapytała.
- Kochanie co się stało? Od kiedy wyszliśmy z cmentarza jesteś taka milcząca - mała spojrzała na swoją matkę oczami takimi samymi jakie miał Marek i po chwili rzekła.
- Mamusiu a co będzie jeśli zapomnę o tatusiu i dziadku? 
- Obiecuję ci kochanie, że nie zapomnisz. Tatuś i dziadek będą zawsze w twoim serduszku. W domu jest wiele pamiątek po nich. A kiedy spojrzysz w lustro zobaczysz w nim to co tato ci przekazał masz jego oczy, natomiast Pawełek dołeczki w policzkach. Mamy wiele zdjęć taty i dziadka. I zawsze kiedy będziesz tego chciała możesz przyjść i poprosić o opowiedzenie czy to o tacie czy o dziadku mnie albo babcie. Ale również wujka Sebastiana był przyjacielem taty jeszcze z czasów szkoły - tłumaczyła Ula. 
- A ty? - padło kolejne pytanie z ust małej, a które doskonale zrozumiała Ula.
- Ja również o nich nie zapomnę. Dziadek Krzysiu był dla mnie wzorem jak prowadzić firmę, ale przede wszystkim to cudowny człowiek. Tata jest i już tak pozostanie moją wielką, prawdziwą miłością, dający mi poczucie ciepła, spełnienia, szczęścia. Ale dał mi też coś pięknego - dał mi was. Patrząc na was oboje widzę waszego tatę i mojego męża Marka.
Widać było, że tą rozmową uspokoiła córeczkę i rozwiała wątpliwości jakie targały tym małym dzieckiem. 
KONIEC

piątek, 29 października 2021

SIEROTY część X

 Wychodził z firmy układając sobie w głowie plan. Plan, który miał spowodować iż Ula zdecyduje się na przeprowadzkę. Zastanawiał się również czy nie ma czegoś więcej. Czegoś co tak bardzo trzyma ją w tym Rysiowie. Samo miasteczko nie było jakoś wyjątkowe. Ot taka niewielka mieścina z małym parkiem. Chociaż park to za dużo powiedziane raczej skwerek. Żadnych galerii handlowych. Podejrzewał, że tam nawet kina nie mają, jedynie chyba mieli coś w rodzaju domu kultury. Postanowił dowiedzieć się co nie pozwalało na przeprowadzkę Cieplaków. W końcu to co zaproponował było bardzo korzystne. Prawie żadnych opłat, dlatego tym bardziej tego nie rozumiał. Przez myśl przeszło mu aby podjechać do niej jutro popołudniu. Lecz odrzucił tę myśl uznając iż Ula może potraktować go jako tego nachalnego. 
Teraz miał jeszcze podjechać do szpitala i pogadać z ojcem. Wiedział, że jego rodzicielki nie będzie i będą mogli spokojnie omówić swój plan, mający na celu udowodnić machlojki Febo. A i miał wieści od mecenasa. 
- Witaj tato. Jak się czujesz? Jesteś pewny, że to dobry pomysł z tym przesunięciem tego zabiegu? - mówił Marek po tym jak tylko się przywitali mocnym uściskiem dłoni. 
- Nic mi nie będzie. Skonsultowałem to z lekarzem. Najważniejsze to aby mama się o tym nie dowiedziała, bo suszyłaby mi głowę. Ten dureń ma tu przyjść jutro około dwunastej.
- A skąd masz pewność, że będzie coś kombinować w szpitalu? Chyba aż tak podły to on nie jest - mówił Marek.
- Jak zadzwonił powiedziałem, że jestem w szpitalu i nie wiem kiedy stąd wyjdę. A on, że ma jakieś faktury czy coś tam do podpisu, i że jest to pilne. Myślę synu, że ten będąc pewnym swego będzie chciał mi podsunąć pod nos coś do podpisu. Uważając iż będąc pod wpływem jeszcze narkozy podpiszę to co mi da - mówił senior. 
- I co zamierzasz? - dopytywał Marek chociaż domyślał się planu ojca.
- Kiedy on tu przyjdzie będę udawał, że jestem jeszcze nie do końca w pełni przytomny. Kiedy da mi te papiery ja zacznę je dokładnie czytać. 
- Niezły plan tato. Ale obawiam się czy to bezpieczne. Tym bardziej, że przylecieli do niego jego Włoscy przyjaciele - wyraził swoje zadowolenie z pomysłu, jednocześnie mówiąc o obawach jakie nim targały - wiesz co, ja tu jutro przyjadę.
- Lepiej nie. Bo może się spłoszyć i niczego mu więcej nie udowodnimy. 
- Spokojnie tato. Zrobię tak aby mnie nie widział - wyjaśnił mu syn. 
- Chyba cię nie przekonam - Marek skinął głową na potwierdzenie. 
- A co jeśli przyjdzie mama? - Krzysztof uśmiechnął się i odpowiedział.
- Bądź pewien, że nie przyjdzie. Już ja się o to postarałem - młody Dobrzański był pod ogromnym wrażeniem operatywności ojca. Ten mimo swojego stanu zdrowia potrafił myśleć logicznie. 

Po wizycie u ojca pojechał do domu swoich rodziców. 
Podjechał pod okazałą posiadłość na jednej z dzielnic Warszawy. Wysiadł z samochodu i skierował w kierunku drzwi, gdzie już stała jego matka. 
- Witaj synku. Właśnie pani Kasia właśnie przygotowała kolację oraz zaparzyła kawę. 
- Witaj mamo - przywitał się z rodzicielką pocałunkiem w policzek - z chęcią napiję się kawy. Ale i coś z wielką przyjemnością zjem. 
Siedzieli już jakiś czas przy stole w salonie rozmawiając o stanie Krzysztofa oraz planach na ich wyjazd. Marek tak jak obiecał ojcu ani słowem nie zdradził się, że zna plan ojca. Dobrze wiedział jak Helena by na to wszystko zareagowała. W końcu temat zszedł na inne tory. A raczej na kogo innego. 
- Synku a co z panią Urszulą? Miałeś z nią rozmawiać - usłyszał kiedy usiadł wygodnie w fotelu z filiżanką kawy. 
- Byłem u niej wczoraj późnym popołudniem. Jeśli chodzi o przeprowadzkę to nic jeszcze nie wiem. Lecz Ula teraz ma co innego na głowie. Beatka złapała jakąś infekcję w przedszkolu i trzeba było zmienić termin zabiegu. Nie znam daty, bo Ula miała dopiero dzisiaj tam dzwonić. Ale obawia się, że termin może być odległy. Sam też tak myślę. A jeśli chodzi o mieszkanie to już nie wiem jak ją przekonać do przeprowadzki. Wciąż tłumaczy się kosztami. Ja jednak myślę, że jest coś jeszcze co trzyma ją w Rysiowie - mówił z wyczuwalnym smutkiem w głosie. Widać było, że jest zmartwiony tym co się dzieje. 
- Myślę, że jeśli chodzi o małą to mogę spróbować przyspieszyć ten zabieg dzięki fundacji - Marek pokiwał głową na znak zgody. W jakimś sensie spadł mu kamień z serca. Chociaż tyle dobrego - synku jeśli chodzi o mieszkanie to są dwa wyjścia. Jedno to dać jej jeszcze czas do namysłu... - mówiła Helena.
- Mamo, ale nad czym tu się zastanawiać. Podróż w jedną stronę to dobra godzina jazdy komunikacją - mówił nieco rozgoryczony.
- A drugie to spróbuj z nią porozmawiać.
- Rozmawiałem, ale ona jest tak jakby nieprzejednana. Nie rozumiem tego, dostaje taką okazję, z której niejedna osoba by skorzystała. A ona jeszcze kręci nosem - mówił. 
- Jednak jak widać pani Urszula to nie każdy i kieruje się swoimi zasadami. A może faktycznie jest coś co ją tam trzyma. 
- Niby co? Rodzice nie żyją a innej rodziny nie mają - mówił rozgoryczony.
- Sądzę, że właśnie to trzyma ją w Rysiowie - Marek zadał nieme pytanie, na które pospiesznie odpowiedziała mu rodzicielka - grób rodziców.
- Przecież to głupie - odrzekł nie bardzo rozumiejąc co ma jego rodzicielka na myśli. 
- Nie do końca. Ula jak widać była, jest bardzo związana emocjonalnie ze swoimi rodzicami. Do tego nie można zapomnieć, że przejęła opiekę nad młodszym rodzeństwem. A po rodzicach jedynie co im pozostało to mogiła. Mieszkając tam w Rysiowie bardziej niż gdziekolwiek indziej czuje ich obecność. W jej podświadomości wytworzyło się przeświadczenie, że wyprowadzka spowoduje utratę tej więzi. Mało tego po przeprowadzce już nie będzie mogła tak często chodzić na cmentarz, bo jak sam zauważyłeś to spory kawałek drogi. Ja tylko ze słyszenia orientuje się gdzie jest ten cały Rysiów - Marek słuchał tego co mówiła Helena i najwyraźniej zaczęło docierać do niego to wszystko. Zaczął rozumieć to jej postępowanie. W tym momencie jego plan, a raczej plan Seby uznał za niedorzeczny i bezsensowny. 
- Mamo a może ty byś spróbowała z Ulą porozmawiać i przekonać ją do tej przeprowadzki - zasugerował.
- Nie wiem czy to dobry pomysł synku - mówiła lecz widząc jak bardzo jej syn zaangażował się rzekła - spróbuję, ale niczego ci nie obiecuję. Jutro mam kilka spraw do załatwienia, o które prosił mnie tato. Popołudniu natomiast zajrzę tylko na chwilę do fundacji aby zorientować się w sytuacji jeśli chodzi o zabieg dla małej, więc myślę iż pojutrze mogłabym porozmawiać z panią Urszulą. 
- Ula jest na zwolnieniu do końca tygodnia, ale jeśli chcesz to zadzwonię aby podjechała do firmy albo umówię i pojedziemy do Uli.
- W porządku możemy umówić się, że jutro zadzwonię do ciebie i powiem co załatwiłam w fundacji a ty mi jak umówiłeś się z panią Urszulą - junior skinął głową na wyrażenie zgody. 
Było po godzinie dwudziestej kiedy wrócił do domu. Wziął prysznic i usiadł jeszcze na kanapie chwycił za telefon z zamiarem połączenia się z Cieplak. Jednak odstąpił od tego uznając iż jest już dość późno. W tym przypadku przełożył to na dzień jutrzejszy, ale dopiero po tym jak załatwi sprawę z Febo. 

Było kilka może kilkanaście minut po godzinie jedenastej kiedy drzwi od sali, gdzie leżał Krzysztof Dobrzański otworzyły się,
- Witaj Krzysztofie - usłyszał nieco ściszony głos swojego przybranego syna. 
- Witaj Aleks - odparł udając osłabionego po przebytym zabiegu. A dodatkowo udało się seniorowi namówić lekarza prowadzącego na tą mistyfikację. I w ten sposób wyglądało tak jakby ten chory przeszedł może z godzinę temu zabieg. Podpięta aparatura monitorująca pracę serca, kroplówka. 
- Jak się czujesz? Długo jeszcze będą cię tu trzymać? - pytał Febo niby z troski. 
- Dość osłabiony jak to po operacji. Możliwe, że wyjdę do domu pod koniec następnego tygodnia jeśli wszystko pójdzie dobrze. A później wraz z Helenką wyjedziemy do sanatorium - mówił wciąż nie zdradzając się, że to mistyfikacja aby ujawnić machlojki Febo - ale ty chyba coś chciałeś abym podpisał - przeszedł do meritum sprawy.
- A tak, widzisz tak się przejąłem twoim stanem, że całkiem wyleciało mi z głowy po co tu przyjechałem - mówił uśmiechając się szyderczo - mam do podpisania kilka faktur i zestawienie na zakup materii dla Pshemko. Chciał tu przyjechać z tym zestawieniem Adam, ale uznałem, że nie potrzebujesz tu pielgrzymek z firmy - mówił wyciągając z teczki kilka zapisanych kartek i zaczął podawać seniorowi.
Starszy mężczyzna zaczął przeglądać każdą z nich i o ile pierwsze trzy nie budzi żadnych podejrzeń tak już kolejna nie była tym co mówił młodszy mężczyzna.
Krzysztof zagłębił się w treść tego co tam było napisane, nagle Febo zaczął się denerwować.
- Krzysztof podpisz i miejmy to już z głowy. Ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia a i tobie potrzebny jest odpoczynek - mówił.
- Możesz mi powiedzieć co to ma znaczyć? - podniósł się senior na łóżku do pozycji siedzącej - chciałeś nas pozbawić udziałów? Sądziłeś, że nie przeczytam tego co mi podsuwasz pod nos? Myślałeś, że jak będę po operacji to dasz mi pismo zrzeczeniem się na twoją rzecz naszych udziałów? Aż tak nas nienawidzisz? To tak się nam odwdzięczasz za wszystkie te lata? Zastanawiam się czy te wszystkie numery jakie ostatnio nas spotkały są również twojego pomysłu a może wspólnie z siostrą to uknuliście? - zasypał swojego przyrodniego syna pytaniami - obiecuję, że odpowiesz za to wszystko, twoja siostra również - ten po chwili zastanowienia z całą pewnością w głosie rzekł.
- Niczego mi nie udowodnisz.
- Taki jesteś pewny? - zapytał i wyjął dyktafon, na którym została nagrana cała rozmowa - a teraz wyjdź stąd. Nie mam ochoty patrzeć na ciebie dłużej niż to możliwe - rzekł senior wskazując palcem na drzwi. 
Febo już wiedział, że przegrał. Zastanawiał się tylko co teraz powie swoim Włoskim przyjaciołom, w końcu obiecał im część udziałów firmy. Był z nimi  umówiony na telefon kiedy załatwi sprawę z Dobrzańskim. Miał tylko nadzieję, że niczego więcej nie doszło do seniora. Jakże był w błędzie. Musi teraz się zastanowić jak z tego wszystkiego się wyplątać tak aby nie było rozgłosu. Zadzwonił do jednego z braci Scacci i umówił w firmie za około godzinę. 

Helena miała dobre wieści dla Marka, a raczej dla Uli. Zadzwoniła z tą wiadomością do syna.
- Synku mam myślę bardzo dobre wieści dla pani Urszuli. Dzwoniłeś do niej?
- Jeszcze nie. Wczoraj uznałem, że jest za późno, a dzisiaj miałem kilka spraw do załatwienia. Jednak jeśli dasz mi kwadrans to oddzwonię do ciebie i wszystko powiem - Helena zgodziła się obiecując, że będzie czekać na telefon. Rozłączył się i natychmiast wybrał numer Cieplak. 
- Dzień dobry Ula - przywitał się kiedy tylko usłyszał jej głos z drugiej strony słuchawki. 
- Witaj. Co się stało? 
- Mam dla was dobre wieści i jeśli się zgodzisz to jeszcze dziś przyjechałbym wraz z moją mamą. Chodzi i ten zabieg Beatki, ale ja nie wiem tyle co mama - mówił.
- Oczywiście, że możecie przyjechać. Tylko jeśli mógłbyś określić mniej więcej, o której byłabym wdzięczna. Bo muszę jeszcze wyjść do przychodni odebrać receptę i wykupić leki - wyjaśniła. 
- Myślę, że nie wcześniej jak na godzinę szesnastą to nie będziemy - odparł. Ula poparła ten pomysł, podziękowała mu za to co zrobił. A on poczuł się jakoś tak dziwnie, inaczej. Kolejny raz łapał się na tym, że pomoc Uli i jej rodzeństwu sprawia mu ogromną przyjemność i radość. Natomiast kiedy dostał telefon od matki poczuł jak wokół jego serca rozlała się fala ciepła. Zadzwonił do swojej rodzicielki umawiając się, że na piętnastą przyjedzie po nią. Sam był bardzo ciekaw co takiego udało się załatwić w sprawie Beatki. Jednak musiał poczekać jeszcze trochę aby się dowiedzieć. 

- I jak Aleks załatwiłeś? - zapytał jeden z braci Scacci.
- Nie. Krzysztof  mnie przejrzał i grozi mi sądem. W tej sytuacji będę musiał jak najszybciej wyjechać do Włoch.
- Na nas nie licz - usłyszał, nim jeszcze poprosił o jakąkolwiek pomoc. 
- Ale przecież jesteśmy przyja... - zaczął lecz nie dane mu było dokończyć.
- Zapamiętaj sobie jedno, w interesach nie ma przyjaciół. To na razie my wracamy do siebie - usłyszał i tyle widział już teraz jak się okazało zwykłych znajomych. 
W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak wymyślić jakiś plan, który pozwoli mu się dogadać polubownie z Dobrzańskimi. Był wściekły na siebie za swoją pewność, na Paulinę, że musiała wpaść na te swój głupi plan z fałszywymi donosami oraz na Scacci. Na tych ostatnich zwłaszcza, liczył, że mu pomogą. Musiał jeszcze pogadać z Pauliną i wspólnie ustalić jakieś działanie. 

Po wyjściu Aleksa ze szpitala Marek odebrał od ojca nagranie oraz to pismo, które podsunął seniorowi Febo i zawiózł do ich adwokata.
- Dzień dobry panie mecenasie - panowie przywitali się uściskiem dłoni i po wejściu do gabinetu Marek przeszedł do sprawy - przyniosłem kolejne dokumenty wobec Febo. To jest nagranie rozmowy ojca z Febo  i pismo, jakie dostał tato do podpisu. Febo chciał wmówić, że jest to zestawienie zamówienia materiałów dla Pshemko. 
CDN...

piątek, 22 października 2021

SIEROTY część IX

 Po wyjściu od Cieplaków Marek postanowił spotkać się z przyjacielem i kolejny raz poprosić o pomoc. 
- Seba mam do ciebie sprawę, chciałem pogadać. Jesteś w domu? - dopytywał jeszcze zanim ruszył spod bloku, w którym mieszkała Ula. 
- Jestem w domu. Możesz wpaść, znajdzie się nawet jakieś piwko - usłyszał w odpowiedzi. 
- W takim razie będę u ciebie za jakąś godzinkę - rzucił do słuchawki, pożegnał się i rozłączył. Odpalił silnik i ruszył w kierunku Warszawskiego Mokotowa. 

Siedziała zamyślona przy kuchennym stole, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Podniosła się z krzesła i po sprawdzeniu przez wizjer kto stoi z drugiej strony drzwi otwarła je. 
- Cześć Maciuś, wchodź. Zrobię ci może kawy? 
- Witaj Ula. Przyszedłem aby sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz. Mama mówiła, że Betti jest chora - mówił przyjaciel jednocześnie rozbierając się z wierzchniego okrycia. 
- To prawda, Beatka przeziębiła się i przez to będzie trzeba przesunąć termin zabiegu - mówiła zmartwiona Cieplak - ale nie tylko to mnie martwi. A raczej nie wiem co zrobić. 
- Mówisz jakoś zagadkowo. Powiedz mi, może będę mógł ci jakoś pomóc albo może doradzić - mówił Szymczyk. 
- Na początku tygodnia dostałam propozycję przeprowadzki do Warszawy. 
- To niezła propozycja. Tam mielibyście łatwiejszy dostęp do lekarzy, a i tobie byłoby prościej. Tam są większe możliwości - mówił jej przyjaciel. 
- Maciuś, ale to nie jest takie proste. Wiesz przecież, że utrzymujemy się tak naprawdę z mojej pensji - mówiła Cieplak zalewając jednocześnie kawę. 
- No dobra to może i jest powód aby odmówić. Ale może powiesz mi co to za propozycja i od kogo, a może będę mógł ci jakoś pomóc.
- To mieszkanie nie jest zbyt duże, ale dla naszej trójki byłoby wystarczające. A samo mieszkanie zaoferował mi mój szef Marek Dobrzański, twierdzi iż nie musiałabym opłacać czynszu, jedynie co to media według zużycia - wyjaśniła. Maciek siedział i słuchał tego, zastanawiając się czy ta kobieta postradała zmysły czy co?  W końcu przetrawił jej słowa i odparł. 
- Ulka ty jesteś nienormalna czy taką robisz z siebie? Dostajesz niesamowitą ofertę mieszkania a ty jeszcze wybrzydzasz? Przecież ceny prądu czy wody są wszędzie takie same ewentualnie może nieco się różnią - mówił. 
- Maciuś, ale...
- Nie ma żadnego ale. Ulka dostajesz szansę więc z niej skorzystaj - przerwał jej. Jednak ta wciąż nie była przekonana. Cały czas miała w sobie jakąś dziwną blokadę przed zamieszkaniem w stolicy. 
- Obiecuję to przemyśleć. Markowi również to obiecałam, tyle mogę - odparła ugodowo. Wiedziała, że inaczej nie będzie miała spokoju - a teraz może byś tak opowiedział co tam u ciebie. Podobno masz dziewczynę - zmieniła temat - widziałam się ostatnio z twoją mamą i to ona coś tam wspomniała - mówiła uśmiechając się widząc minę przyjaciela.
- Oj tam, dziewczyna to jeszcze zbyt dużo powiedziane. Bardziej to koleżanka z roku. Pomogłem jej kilka razy, a i ona w rewanżu pomogła mnie. Ale jak widać moja mama ma zbyt dużą wyobraźnię - mówił. Ula już tego nie skomentowała. Posiedzieli jeszcze trochę i Maciek wrócił do siebie, lecz tuż przed wyjściem wymógł na Uli obietnicę, że ta rozważy tę propozycję zamieszkania w Warszawie.

Podjechał pod jeden z bloków, a raczej apartamentowców na Mokotowie. Zaparkował w pobliżu klatki, z siedzenia obok wziął zgrzewkę czteropaku piwa i ruszył w kierunku mieszkania swojego przyjaciela. 
- Nie potrzebnie kupiłeś to piwo - rzekł Sebastian kiedy już obaj panowie przywitali się jak zawsze mocnym uściskiem ręki. 
- Nic nie szkodzi będziesz miał na zaś - odpowiedział mu młody Dobrzański .
- To o czym chciałeś pogadać? Co się stało? - zaczął pytać Olszański kiedy już usiedli na kanapie. 
- Chciałem cię prosić o pomoc w sprawie Uli - zaczął  Marek i zrobił łyk brunatnego trunku. 
- W sprawie Uli? A co z nią? - dopytywał zdziwiony Sebastian. 
- Widzisz prosto ze szpitala od ojca pojechałem do   niej aby dowiedzieć się co z małą. Wyobraź sobie, że dojazd tam zajął mi prawie godzinę. I tu jest moja prośba abyś pomógł mi ją przekonać do tej przeprowadzki. 
- Marek nie wiem czy to dobry pomysł aby na siłę ją namawiać.
- Stary, skoro ja jechałem tyle czasu autem, to autobusem jedzie się zapewne znacznie dużej. A sam wiesz dobrze, że ja nie jeżdżę powoli. 
- Ja to wszystko rozumiem. Lecz trochę zdążyłem już poznać Ulę i ona musi chcieć tego sama - tłumaczył Sebastian lecz widząc posępną minę przyjaciela postanowił  mu pomóc, a przynajmniej spróbuje - a jak twój tato? - zapytał Marka po tym jak obiecał pomoc. 
- Już dużo lepiej. To wszystko jest poniekąd zasługą obojga Febo. Wiesz ta kontrola w fundacji i nasłanie policji przez Paulinę to jedno. A druga sprawa to machlojki Aleksa. Wyobraź sobie wczoraj zadzwoniła do mnie nijaka Beata Lange. 
- A co takiego ma wspólnego prezes Fox Fashion z naszym Aleksem? - zdziwiony dopytywał kadrowy nie rozumiejąc tej znajomości. 
- Aleks chciał zawrzeć współpracę z nimi a tym samym pozbyć się nas z firmy. Lecz na nasze szczęście Beata Lange okazała się bardzo uczciwa i poinformowała nas o tym. Jestem z nią umówiony na jutro aby przekazać nam dowody na to co chciał zrobić Febo - wyjaśnił junior. Olszański był w szoku po tym co usłyszał. Zastanawiał się do czego mogą być jeszcze zdolni oboje Febo. Bo, że są to nie budziło żadnych wątpliwości tylko pytanie do jakich. 
Obaj panowie posiedzieli jeszcze jakiś czas rozmawiając na różne tematy popijając przy tym piwo. 

Do firmy miał przyjść dopiero po spotkaniu z Beatą Lange. Uznał, że tak będzie lepiej. Od niego z domu było znacznie bliżej do restauracji Moskwa niż z firmy. Dodatkowo pracę zaczyna od godziny ósmej a spotkanie było zaplanowane na dziewiątą. Jeszcze wczoraj dogadał się z przyjacielem aby ten przez jakieś dwie do trzech godzin przypilnował mu firmy. A gdyby ktokolwiek o niego pytał miał odpowiadać, że Dobrzański pojechał do szpitala w sprawie ojca.
- Dzień dobry pani Beato - przywitał się z kobietą, która w oczekiwaniu na juniora Dobrzańskiego popijała kawę - za nim przejdziemy do sprawy, mój tato przeprasza za swoją nieobecność. Lecz trafił do szpitala po tym jak pani zadzwoniła - dodał.
- Witam panie Marku. Dziękuję, że zgodził się pan na tak wczesną porę, ale mam jeszcze kilka innych spraw - mówiła kobieta - mam nadzieję, że pan Krzysztof dojdzie do siebie. Proszę mi uwierzyć nie chciałam aby pański ojciec źle się poczuł - rzekła.
- To ja w moim i rodziców imieniu chciałem podziękować za to co pani dla nas robi. A mówiąc dokładniej dla naszej firmy. 
- Tak jak mówiłam przez telefon rozumiem, że stanowimy dla siebie konkurencję. Jednak ja uznaję tylko tę zdrową i uczciwą. Nie mogłabym zacząć żadnej współpracy z panem Aleksem Febo, po tym jak próbował wmówić mi, że firma źle stoi. I tak jak mówiłam proponował mi fuzję, po tym jak zostanie prezesem. Mogę pana zapewnić, że był bardzo pewny swego  kiedy mi to obiecywał. Mówił, że już niedługo będzie posiadaczem większości udziałów - wyjaśniała na czym polegało spotkanie z Febo. Na koniec wręczyła mu teczkę z logo swojej firmy wyjaśniając - tu znajdzie pan pismo od Febo z wstępną propozycją oraz płytę CD z nagraną rozmową. 
- Jeszcze raz bardzo dziękuję za to co pani zrobiła. Dzięki tym dowodom - wskazał na leżącą na stoliku teczkę - wiemy co takiego knuje mój przyrodni brat - dopił swoją kawę, zapłacił, zostawiając napiwek i pożegnał się. 
Prosto ze spotkania pojechał do firmy, gdzie czekała go niezbyt miła niespodzianka, a raczej goście jacy przylecieli ze słonecznej Italii. 
Wjechał na piąte piętro i kiedy drzwi windy rozsunęły się ujrzał dwóch mężczyzn. Domyślił się kim są i tak naprawdę do kogo przyjechali. 
- Witam panów - odezwał się w ich rodzimym języku podchodząc. 
- Byliśmy umówieni z Aleksandrem Febo - usłyszał Marek - ale jak widać wy polaczki nie macie pojęcia o znajomości języków obcych - wysyczał jeden z mężczyzn, a drugi dodał - już my to zmienimy.
- W obecnej sytuacji to nie wam decydować kto jaki ma znać język. Nie wy jesteście jej właścicielami i nie sądzę aby to miało się kiedykolwiek zmienić - odparł - a do pokoju pana Febo to do końca tym korytarzem następnie w lewo, tam znajduje się sekretariat i biuro jego samego - pokierował gości,  a sam udał do siebie. Pora samemu zająć się pracą, bo faktycznie ci makaroniarze jeszcze przejmą firmę. Wzdrygnął się na samą myśl. 

- Witaj Aleksie - przywitali się uściskiem dłoni.
- Witajcie. Cieszę się, że jesteście. Myślę, że najdalej za dwa dni powinniśmy mieć podpis Krzysztofa Dobrzańskiego - rzekł kiedy tylko całą trójką zasiedli w fotelach przy niewielkim stoliku, na którym Aleks postawił szklaneczki z nalanym Burbonem. 
- My nie przylecieliśmy tu na wycieczkę, ale w interesach. Nie zamierzamy czekać tyle dni - mówił jeden z braci Scacci.
- Spokojnie przyjacielu. Po prostu wszystko przesunęło się w czasie ponieważ senior trafił do szpitala - tłumaczył Febo - ale to dla nas dobra okazja. Jutro zamierzam tam pojechać Krzysztof będzie po jakimś zabiegu więc mało kontaktowy i łatwiej będzie mi podsunąć papiery do podpisu. On mi wierzy i ufa więc powiem mu, że to jakieś tam dokumenty, ale musi być jego podpis - mówił pewny swego Aleks. 

Przeglądał zaległą i bieżącą pocztę kiedy usłyszał dźwięk swojego telefonu, spojrzał na wyświetlacz i nacisnął zieloną słuchawkę. 
- Witaj mamo. Czy coś się stało? - dopytywał.
- Wszystko w porządku, tato prosił abym do ciebie zadzwoniła i dowiedziała jak spotkanie - Marek uśmiechnął się pod nosem.
- Ach ten tato. Nawet będąc chorym swoje myśli zaprząta sobie firmą - pomyślał.
- Beata Lange swoja słowa poparła mocnymi dowodami w postaci umowy wstępnej oraz nagraną rozmową - odpowiedział - a jak czuje się tato? - zmienił temat dopytując się o zdrowie ojca. 
- Czuje się dobrze, ale z jakiś powodów przesunęli termin zabiegu o jeden dzień - mówiła, a ton jej głosu wyrażał coś w rodzaju obawy, lęku. 
- Mamo proszę cię nie denerwuj się tak. Widocznie stan taty jest na tyle stabilny, że jeden dzień nie sprawi problemu - próbował uspokoić Helenę. Chociaż z drugiej strony rozumiał te obawy. W końcu są małżeństwem już ponad ćwierć wieku i wciąż się kochają. Bywały takie momenty kiedy patrząc na swoich rodziców zazdrościł im tego pięknego uczucia. Sam o tym marzył. Ale jak na razie nie umiał stworzyć takiego związku. Zastanawiał się w takich momentach co z nim jest nie tak. Z Pauliną był kilka lat a i tak nie potrafili być ze sobą szczęśliwi. Wieczne kłótnie, które Paulina wywoływała z byle powodu, ciągłe podejrzenia o zdrady. Ten cały związek był jak istny rollercoaster.  Jazda góra - dół i z powrotem. Nigdy nie wiedział czym go uraczy jego dziewczyna kiedy wróci do domu albo kiedy wpadnie do jego gabinetu aby już w tym miejscu zacząć się z nim kłócić. 
- Synku a może wpadłbyś do domu pracy? - zaproponowała Helena.
- Czemu nie. Nie chce mi się siedzieć samemu w tym wielkim domu. Będę tak około osiemnastej - pożegnał się z rodzicielką, rozłączył i ponownie wrócił do przerwanej pracy. Jednak kolejny raz ktoś mu przerwał. Usłyszał pukanie a chwilę później wsuwającą się głowę swojego przyjaciela. 
- Hej stary masz chwilkę? - padło z ust kadrowego. 
- Powiedzmy, że mam kilka minut - westchnął i swój wzrok skierował w kierunku stojącego na regale zegara.
- Mam świetny pomysł - rzekł.
- Pomysł? Na co? - dopytywał Dobrzański, bo nie bardzo wiedział z czym przychodzi jego przyjaciel. 
- To aby Ula przeprowadziła się do Warszawy - mówił Olszański. Widząc pytające spojrzenie Marka pospieszył z wyjaśnieniem - mówiłeś, że to spory kawałek drogi. I tak możesz na przykład zaproponować jej, że możesz ją podwozić - Marek pokręcił głową na nie -  właśnie więc jest jeszcze jedno rozwiązanie. 
- Czy ty możesz przejść do konkretów - mówił poirytowany Dobrzański. 
- Już ci mówię o  co chodzi. Wszystko dokładnie sprawdziłem. Ula z pracy wychodzi o szesnastej i ma raptem kilka minut aby zdążyć na autobus. I tu zaczyna się twoja rola. Musisz sprawić aby spóźniła na niego. Następny ma dopiero za godzinę i czterdzieści minut. Musisz taki numer zrobić kilka razy. Możesz jej wówczas zaproponować podwiezienie, ale już mogę ci powiedzieć, że odmówi. Wiem, bo kiedyś chciałem ją podwieźć  - spojrzał na młodego Dobrzańskiego. A w jego oczach zauważył coś w rodzaju zazdrości. Ten niewiele myśląc postanowił trochę poigrać z brunetem i doprowadzić, że ten zrozumie taką oczywista rzecz jaką jest miłość do panny Cieplak - a wówczas będziesz mógł kolejny raz wyjść z propozycją mieszkania. 
- A kiedy ty chciałeś ją podwieźć? - widać było, że ta informacja jednak zasiała odrobinę zazdrości. 
- Nie zmieniaj tematu. Przedstawiłem ci wydaje mi się całkiem niezły plan. A ty mi tu wyjeżdżasz z jakimś głupim pytaniem. Czyżbyś był zazdrosny? 
- Pomysł owszem jest fajny. A ja nie jestem zazdrosny. Tylko, że znam ciebie Seba i nie chciałbym aby ona cierpiała z tego powodu, że się zabawiłeś - wyjaśnił swoje obawy. Olszański udał, że przyjął tłumaczenie Marka. A w duszy cieszył się z takiego obrotu sprawy. 
CDN...

piątek, 15 października 2021

SIEROTY część VIII

 Siedział nad brzegiem Wisły i nawet to miejsce, które tak uwielbiał nie dawały dziś ukojenia. Próbował zrozumieć postępowanie obojga Febo. Najpierw te głupie niczym nie poparte donosy na jego matkę, potem nasłanie kontroli do firmy. Ale żeby tego było mało miał ciekawą rozmowę z nikim innym jak panią prezes Beatą Lange. Chociaż ciekawą to dość mocno powiedziane ona była dziwna. Trochę się zdziwił kiedy usłyszał kto jest jego rozmówcą. 
- Panie Marku dzwonię z dość nietypową sprawą, ale sądzę iż bardzo ważną dla pańskiej firmy - usłyszał po standardowej regułce przywitalnej.
- Co ma pani na myśli? - dociekał.
- Ostatnio dwukrotnie kontaktował się ze mną wasz dyrektor finansowy. Niby nic takiego gdyż mamy jeden wspólny cel chodzi o podatek vat jednak to dotyczy wielu firm. Lecz pan Febo oprócz tego próbował mi sprzedać wasze tajemnice firmowe oraz mówił dość nieprzychylnie o panu. Proponował mi również fuzję między naszą a waszą firmą kiedy tylko sam pozostanie prezesem - mówiła kobieta. 
- Bardzo pani dziękuję za tę wiadomość. Lecz nurtuje mnie jedno pytanie... - Lange nie dała mu dokończyć wiedząc a raczej domyślając się o co młody Dobrzański chce zapytać. 
- Panie Marku owszem lubię rywalizację, ale na czystych zasadach oraz warunkach. Nie lubię krętaczy i oszustów. A skora pan Febo posuwa się do czegoś takiego wobec własnej firmy to równie dobrze może zrobić to z moją czy każdą inną. Powiem więcej nie zdziwiłabym się gdyby próbował to z innymi firmami - doceniał to co zrobiła ta kobieta. Przecież równie dobrze mogła przystać na propozycję Febo. 
Zastanawiał się czy powiedzieć o tym ojcu. Obawiał się o jego stan. W końcu od kilku dni wciąż docierały do niego same złe wiadomości. Już wczoraj jak był u rodziców widział, że senior nie czuje się najlepiej. Postanowił najpierw porozmawiać samemu z Febo i spróbować wyjaśnić to co usłyszał od Beaty Lange. 
Z tych jego rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu, wyjął go z wewnętrznej kieszeni marynarki, spojrzał na wyświetlacz i nacisnął zieloną słuchawkę. 
- Tak Seba?
- Stary gdzie ty się podziewasz? Od ponad dwóch godzin próbuje się do ciebie dodzwonić. 
- A co się stało przyjacielu? 
- Jest piątek więc pomyślałem o jakimś małym wypadzie do klubu. Co ty na to? 
- Przepraszam cię Seba, ale nie mam nastroju ani tym bardziej ochoty na jakiekolwiek wyjście - odparł. Faktycznie wydarzenia ostatnich dni skutecznie odeszła mu ochota na jakiekolwiek rozrywki i spotkania towarzyskie. 

Wysiadł z windy na piątym piętrze i niby nic szczególnego się nie działo a jednak jeden szczegół przykuł jego uwagę. Był spóźniony, zmęczony a dodatkowo na jego twarzy malował się smutek. Podszedł do lady recepcyjnej aby wziąć klucze od swojego pokoju, a tam zamiast Uli stał nijaki Daniel, na co dzień pracował jako asystent informatyków. 
- Co ty tu robisz, gdzie jest Ula? - dopytywał. 
- Pan Sebastian poprosił mnie o zastępstwo - usłyszał w odpowiedzi. Młody Dobrzański niewiele myśląc swoje kroki skierował do gabinetu swojego przyjaciela. 
- Seba dlaczego na miejsce Uli w recepcji stoi ten cały Daniel? 
- Musiałem kogoś tam postawić, bo Ula zadzwoniła do mnie z informacją, że ma zwolnienie lekarskie coś z jej siostrą - mówił Olszański.
- Dlaczego ja o niczym nie wiem? - mówił poddenerwowany młody dobrzański. 
- Ula próbowała się do ciebie dodzwonić od wczorajszego wieczora. Ja również kilka razy próbowałem, ale chyba zapomniałeś naładować telefon, bo za każdym razem uruchamia się poczta - wyjaśnił kadrowy. 
- Nie zapomniałem, ale zgubiłem go wczoraj - wyjaśnił. Wczoraj kiedy tak siedział nad Wisłą zadzwoniła jego matka, że z ojcem jest źle i zabrało go pogotowie. Zerwał się z miejsca, gdzie siedział i niemalże biegiem udał do swojego auta. Pod dom rodziców dojechał w niecałe dwadzieścia minut, tam czekała na niego Helena i wspólnie pojechali do szpitala. Będąc już na miejscu zorientował się, że gdzieś po drodze zgubił telefon. Z telefonu matki zadzwonił do swojego operatora zgłaszając zagubienie aparatu i zablokował numer. Lecz w obecnej sytuacji zgubienie telefonu było jego najmniejszym zmartwieniem. Ojciec w szpitalu, Ula ma problemy zdrowotne siostry.
- Seba możesz mnie dzisiaj zastąpić w formie? Muszę załatwić kilka spraw między innym załatwić sobie nowy telefon, potem muszę zajrzeć do ojca. Mieli mu dzisiaj robić jeszcze jakieś badania - poprosił Olszańskiego podając kilka powodów, ale pominął fakt, że zamierza również pojechać do Rysiowa. Chociaż z drugiej strony nikt nie oczekuje od niego wyjaśnień  ze swoich planów. Blondyn pokiwał głową na zgodę i obaj panowie pożegnali się. Podjechał do szpitala, swoje kroki skierował bezpośrednio do lekarza prowadzącego Krzysztofa. 
- Dzień dobry panie doktorze - przywitał się z lekarzem - nazywam się Marek Dobrzański jestem synem Krzysztofa Dobrzańskiego. Chciałem się dowiedzieć co z ojcem - wyjaśnił kim jest i co go tu sprowadza.
- Dzień dobry. Henryk Wilczur - przedstawił się medyk - pański tata przeszedł dzisiaj dodatkowe badania. Z badań wynika iż musimy przeprowadzić koronografię serca. Następnie zalecany jest solidny odpoczynek, może jakiś wyjazd do sanatorium - wyjaśnił wszystko medyk.
- Dziękuję panie doktorze - podziękował mu Dobrzański i poszedł zobaczyć się z ojcem - witaj tato, ale nam strachu napędziłeś. Jestem właśnie po rozmowie z lekarzem. Jutro masz mieć zabieg koronografii serca, a po wyjściu pomyślimy o jakimś wyjeździe dla ciebie i mamy. Może do Szwajcarii? 
- Nie wiem synu - zaczął senior - tu jest tak wiele spraw.
- Ja się wszystkim zajmę. Twoje zdrowie jest najważniejsze - mówił junior. Krzysztof kolejny raz miał powód do dumy, że ma takiego syna. Zawsze wraz z Heleną wiedzieli, że mogą na niego liczyć. Jest bardzo ułożonym młodym mężczyzną. A żeby tego było mało to miał serce na dłoni. Nie przeszedł nigdy obok kogoś kto potrzebował jakiegokolwiek wsparcia czy pomocy. Te cechy zawdzięczał Helenie, a dzięki Krzysztofowi umiejętność prowadzenia firmy, rozmawiania z kontrahentami. 
Senior zdawał sobie sprawę, że to co dzieje się obecnie w firmie jest wynikiem zaufania niewłaściwym osobom jakim są oboje Febo. 
Widział jak Marek robi co może aby firma wciąż funkcjonowała jak dotychczas, jakim szacunkiem darzy pracowników a oni jego. I tylko czasem zastanawiał się gdzie popełnili wraz z Heleną błąd przy wychowaniu Febo. Starali się jak mogli, aby tej dwójce sierot nie zabrakło niczego. Owszem był wymagającym i czasami nawet surowym rodzicem, ale całą trójkę traktował tak samo. Czasami jedynie Helena na więcej pozwalała Paulinie tłumacząc, że to dziewczynka. Teraz już wie, że gdyby mógł cofnąć czas o te prawie dwie dekady to nie zdecydowaliby się na ich adopcje. Jedynie co, to przez ten czas przesyłał by część z udziałów na specjalne konto. Dzięki temu zapewne wszystkim żyłoby się znacznej lepiej i spokojniej. Dodatkowo uwikłanie Marka w związek z Pauliną było kolejnym złym posunięciem. 
- Marku, a możesz mi powiedzieć coś więcej o tej sprawie z Fox Fashion - ten zrobił wielkie oczy skąd ojciec o tym wie. Przecież nie rozmawiali na ten temat. Czyżby to było między innymi powodem, że senior trafił do szpitala? 
- A skąd tato o ty wiem? Ja sam dowiedziałem się o tym wczoraj. Zadzwoniła do mnie Beata Lange i o wszystkim opowiedziała. Umówiłem się z nią na jutro, bo dzisiaj jej nie ma w Warszawie. Wówczas dowiem się więcej.  Obiecała mi przekazać jakieś dowody na potwierdzenie, że Aleks knuje przeciwko nam i próbuje układać się za naszymi plecami z innymi. Nie zdziwiłbym się, gdyby takie numery próbował z innymi. Ale tego już mu nie jestem w stanie udowodnić, no chyba, że odezwie się jeszcze ktoś taki jak pani prezes Fox Fashion. 
- Ja również jak i ty synku dostałem telefon od tej samej pani - odparł senior. 
- I to dlatego zasłabłeś? - Krzysztof skinął jedynie głową - jak mi Bóg miły nie daruję mu tego, i jego siostrzyczce również - wysyczał przez zaciśnięte zęby młodszy mężczyzna. Zdawał sobie sprawę, że te wszystkie wydarzenie jakie miały miejsce w ostatnich dniach solidnie nadszarpnęły zdrowiem seniora. 
- A co w firmie? Paulina dała już spokój po tym jak nasłała na mamę i jej fundacje kontrolę i policję? - padło z ust seniora. 
- Tak jest spokój - odparł. Nie chciał mówić o kontroli z PIP-u aby jeszcze bardziej nie pogorszyć stanu ojca. A i doskonale wiedział iż kontrola wypadła pomyślnie, więc tym bardziej nie widział powodu aby denerwować ojca - najwyraźniej pannie Febo wyczerpały się pomysły - dodał robiąc do tego głupią minę czym nieco rozweselił ojca. 
- Oby tak było synku, oby - rzekł Krzysztof - a jak mają się sprawy z panią Urszulą? - nagle ojciec zmienił temat. 
- Jeśli pytasz o mieszkanie to nie wiem. Ula ma od wczoraj kilka dni zwolnienia lekarskiego na małą - odparł. 
- A to coś poważnego? - usłyszał za swoimi plecami głos Heleny. 
- Nie wiem. Wczoraj Ula wychodziła wcześniej z pracy aby odebrać małą z przedszkola. Tyle wiem od Seby, bo ja musiałem wcześniej wyjść, a potem ten zgubiony telefon. Lecz zaraz po wyjściu ze szpitala zamierzam pojechać do Rysiowa. 
- To jedź - usłyszał od ojca. A zabrzmiało to jakoś tak inaczej. Tak jakby ojciec kazał mu jechać do swojej rodziny. Do żony i dziecka. Chciał jeszcze coś powiedzieć lecz mina obojga rodziców skutecznie go od tego odwiodła. Jedynie co to pożegnał się z ojcem poprzez uścisk dłoni i pocałunkiem w policzek Heleny.
- Odpoczywaj tato i... - zaczął będąc już w pobliżu drzwi.
- Jedź już - usłyszał dwa głosy jednocześnie. Uśmiechnął się pod nosem, pokręcił głową i już go nie było. Przez myśl mu nawet przeszło, że jeszcze moment a coś mogłoby polecieć w jego stronę. 
Wyszedł na parking i już nie zatrzymywany przez nikogo dotarł do swojego auta aby już móc kierować się w stronę Rysiowa. Uli adres znał, ale nie bardzo wiedział gdzie. Niewiele myśląc ustawił adres w nawigacji i ruszył w drogę kierując się wskazówkami miłego, spokojnego damskiego głosu. 

- Rany boskie ja tu jechałem niemalże czterdzieści pięć minut, to zapewne autobusem jeszcze dłużej. Nic dziwnego, że Ula wacha się nad podjęciem studiów - pomyślał kiedy tylko dojechał. To tylko uświadomiło mu, że musi i zrobi wszystko aby przekonać ją do przeprowadzki do Warszawy. 
- Marek? Co ty tu robisz? - rzuciła krótkimi pytaniami na widok swojego szefa Cieplak jak tylko otworzyła drzwi i go ujrzała. 
- Dzień dobry. Mnie jest równie miło cię widzieć - odparł a zaraz już poważnie rzekł - przyjechałem sprawdzić czy wszystko w porządku.  Mogę wejść? - dokończył.
- Tak, tak. Proszę wchodź - otworzyła szerzej drzwi aby wpuścić gościa. 
- Wiem od Seby, że próbowałaś się ze mną skontaktować, ale zgubiłem telefon wczoraj. Podobno coś z małą. 
- Tak ma grypę - mówiła zmartwiony, głosem Cieplak. 
- Wyjdzie z tego.
- Tak, wiem, o tym. Ale przez to będziemy musiały przesunąć planowany zabieg, a prywatnie to mnie nie stać - mówiła. 
- Ula proszę cię nie zamartwiaj się na zapas. Może nie będzie to bardzo odległy termin - próbował jakoś pocieszyć dziewczynę. Ula tylko pokręciła przecząco głową i po chwili rzekła.
- Zazwyczaj na taki zabieg czeka się nawet kilka miesięcy. 
- Wiesz co spróbuję pogadać z mamą wieczorem jak już wróci od taty ze szpitala. 
- To pan Krzysztof jest w szpitalu? Co się stało i dlaczego ty jesteś tu a nie z nim? 
- Powoli już ci wszystko tłumaczę - widział, że musi jej wyjaśnić, bo inaczej nic z tego nie będzie - wczoraj oprócz tej całej kontroli z PIP-u ja i tato dostaliśmy telefon o machlojkach Aleksa a to spowodowało, że mama wzywała pogotowie. Ja w pośpiechu zgubiłem z tego powodu telefon. Dzisiaj byłem już w szpitalu i rozmawiałem z lekarzem prowadzącym ojca oraz z nim samym. Na wieść o tobie i małej oboje rodzice natychmiast kazali mi tu przyjechać i sprawdzi co się stało. Sam również miałem w planach tu przyjechać. Więc kiedy tylko wrócę pogadam z mamą i spróbujemy znaleźć rozwiązanie.
- Dziękuję tobie i proszę przekaż też podziękowania rodzicom. 
- Przekażę. A teraz mam jeszcze jedną sprawę, zapewne domyślasz się. Chodzi o to mieszkanie Warszawie. Ula ja tu do was jechałem prawie godzinę - celowo dodał ten kwadrans - więc zapewne komunikacją miejską jest znacznie dłużej. A w obecnej sytuacji przeprowadzka wiele by ułatwiła. 
- Ale Marek mnie nie stać na takie mieszkanie - próbowała argumentować - Cieplak.
- A ja chyba wyraźnie mówiłem, że poza mediami nie będziesz musiała niczego opłacać - mówił i mimo iż próbował ukryć swoje emocje to był w jakimś sensie zły na nią. Ula chyba wyczuła pod denerwowanie Dobrzańskiego.
- Marek proszę nie bądź zły, ja tak naprawdę nawet nie bardzo miałam kiedy się nad tym zastanowić. Sam widzisz co tu się dzieje -mówiła Ula. 
Marek tylko pokiwał głową, ale jednocześnie planując jak przekonać pannę Cieplak do przeprowadzki. 
CDN...

piątek, 8 października 2021

SIEROTY część VII

 Wysiadł z windy i nawet nie patrząc w stronę lady recepcyjnej rzucił tylko chłodne przywitanie w formie krótkiego cześć. Wszedł do swojego gabinetu rozebrał się z wierzchniego okrycia i swoje kroki skierował do gabinetu swojego wiecznego rywala i jednocześnie przyrodniego brata Aleksa Febo. 
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja siostra? - wszedł do gabinetu bez pukania i nie zawracając sobie głowę formułką na przywitanie przeszedł do sedna sprawy. 
- Mi również jest miło się widzieć - rzekł nieco zszokowany dyrektor finansowy nagłym wtargnięciem młodego prezesa - nie wiem gdzie jest ani gdzie może być Paulina. Ale może ja mogę ci jakoś pomóc - dokończył Febo.
- Ciekawy jestem czy oboje to wymyśleliście - rzekł. 
- Może tak jaśniej? Co takiego mieliśmy wymyśleć oboje? - mówił poirytowany Febo. Ta rozmowa zaczynała go coraz bardziej drażnić. 
- Nie udawaj, że nie wiesz - odparł Dobrzański.
- Wyobraź sobie, że nie wiem. Więc jeśli to nie tajemnica to może byś mnie oświetlił. 
- Nasłanie skarbówki i policję na moją matkę - Aleks zrobił wielkie oczy na to co słyszał. 
- Marek może i się nie znosimy to fakt. Jednak nie mieszam do tego innych osób ani tym bardziej instytucji. A możesz mi jeszcze powiedzieć co takiego było w tych donosach? - po minie Febo Marek widział, że faktycznie ten nie miał raczej z tym nic wspólnego. 
- Podejrzenie o fałszowanie faktur oraz handel dopalaczami i ukrywanie ich w fundacji - wyjaśnił. 

- Dzień dobry pani - usłyszała Cieplak kiedy segregowała dostarczoną pocztę, podniosła głowę, ujrzała dwoje ludzi. 
- Dzień dobry państwu. W czym mogę pomóc? - odparła. 
- Joanna Wilk oraz Piotr Adamczyk jesteśmy z Państwowej Inspekcji Pracy - przedstawili się Ula spojrzała na nich z niedowierzaniem.
- PIP? - wydukała. 
- Tak proszę pani. Chcieliśmy spotkać się z prezesem. Zastaliśmy pana Marka Dobrzańskiego? 
- Tak. Proszę chwileczkę poczekać, sprawdzę tylko czy jest u siebie - rzekła i wykręciła wewnętrzny numer.
- Marek państwo z Państwowej Inspekcji Pracy do ciebie - rzekła jak tylko ten podniósł słuchawkę. 
- Przyprowadź ich do mnie jeśli możesz - odpowiedział. Zastanawiał się co może być przyczyną kontroli. Ale był pewien kto jest pomysłodawcą przysłania ich tutaj. 
- Proszę usiąść - wskazał gościom miejsca - może czegoś się państwo napiją. Kawa, herbata? - zapytał.
- Nie przyszliśmy tu na pogaduszki proszę pana -usłyszał. 
- W porządku to może powiedzą mi państwo co takiego się wydarzyło? - odparł.
- Proszę pana dostaliśmy pismo, w którym mowa jest o mobbingu w tej firmie - Marek w tej chwili miał oczy wielkości spodka od filiżanki - ponoć często padają obraźliwe słowa do pracowników, praca ponad możliwości - Marek słuchał tego wszystkiego z wielkim niedowierzaniem. 
- Proszę państwa to są jakieś wierutne kłamstwa. W mojej firmie nigdy nic takiego nie miało miejsca. Możecie porozmawiać z pracownikami. 
- Proszę nam nie mówić co mamy robić. My znamy się na swojej pracy - usłyszał w odpowiedzi. Marek nie zamierzał dłużej dyskutować z tą dwójką. Zdawali się wiedzieć lepiej jak jest w F&D. Ale w środku aż się w nim gotowało na samą myśl. Domyślił się kto może stać za tym donosem. Urzędnicy opuścili jego gabinet, doszli do lady recepcyjnej z zamiarem rozmowy u Ulą.
- Proszę pani możemy prosić o krótką rozmowę? - usłyszała.
- Słucham, w czym jeszcze mogę państwu pomóc? - dopytywała.
- Co może pani powiedzieć o swojej pracy w tejże firmie?
- To znaczy? 
- No jak się tu pani pracuje, jak traktują panią szefowie - padło z ust jednego z urzędników.
- Dobrze mi się tu pracuje, szefostwo bardzo miłe - usłyszeli. Kolejne rozmowy z innymi osobami potwierdziły tylko słowa Uli i samego Marka. 
Ten drugi jednak nie zamierzał tej sprawy zostawić bez słowa wyjaśnienia. On już sobie z nią pogada. 

- Możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewasz? Nie przypominam sobie abyś wspominała coś o dniu wolnym - wysyczał do słuchawki kiedy tylko panna Febo odebrała. 
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Tak jak i ty jestem współwłaścicielem firmy - usłyszał.
- Za godzinę widzę cię w firmie i uwierz mi jeśli się nie pojawisz sprawy potoczą się nie po twojej myśli - rzekł Dobrzański i rozłączył się. Nie miał zamiaru wdawać się z tą kobietą w dyskusje przez telefon. Był tak wściekły, że mógłby powiedzieć kilka słów za dużo, chociaż w tej sytuacji chyba nie ma czegoś takiego jak za dużo. 

- Paula domyślam się, że to twoja sprawka ta kontrola. Oddzwoń jak tylko będziesz mogła - Aleks nagrał się na jej pocztę głosową. Domyślił się, że to sprawka jego siostry. Tylko nie bardzo wiedział co było tego powodem. Nie minęło nawet pół godziny kiedy rozdzwonił się jego telefon, spojrzał na wyświetlacz, nacisnął na zieloną słuchawkę. 
- Aleks będę w firmie za kilkanaście minut i  wówczas porozmawiamy - usłyszał w słuchawce. 
- Sorella powiedz mi tylko czy to twoja zasługa ta cała kontrola - dociekał. 
- Wszystko ci opowiem jak przyjadę. Dzwonił do mnie Marek i umówiłam się z nim. Mamy kilka spraw do omówienia - mówiła krótkimi zdaniami. Nie chciała mówić przez telefon o tym co się wydarzyło. 
- W takim razie czekam na ciebie - odparł i pożegnał się z siostrą. 

- Marek? - usłyszał wołanie za swoimi plecami kiedy wracał z pracowni od mistrza. 
- Tak Ula? - odparł kiedy odwrócił się w stronę osoby, która go zawołała. 
- Po firmie chodzi dwoje ludzi i wypytują o jakieś dziwne rzeczy - wyjaśniła powód zatrzymania go. 
- A tak to ludzie z Państwowej Inspekcji Pracy. Ktoś złożył anonimowo donos o rzekomy mobbing w firmie i złe traktowanie pracowników - Cieplak spojrzała na Marka i nie wierzyły w to co słyszy. 
- Donos? - powtórzyła jedno ze słów wypowiedzianych przez swojego szefa. Ten skinął głową na potwierdzenie - ale kto może rozpowiadać takie bzdury? Przecież to jest wierutne kłamstwo - dokończyła swoją wypowiedź. 
- Ja się domyślam, a nawet jestem tego pewien. Ta osoba próbuje zaszkodzić nie tylko mnie i firmie, ale również mojej mamie. Aż boję się co może jeszcze wymyślić - mówił, a w głosie można było wyczytać ogromne pokłady zmartwień i obaw. 
- Ja chyba też się domyślam - Marek spojrzał na Ulę i tak jakby oczekiwał poparcia swoich podejrzeń - myślę, że to któreś z Febo albo wspólnie. Marek pokiwał głową zgadzając się domysłami Uli. Uśmiechnął się do dziewczyny, miał już iść do gabinetu kiedy rozsunęły się drzwi windy a z niej wyszła Febo. 
- Chciałeś ze mną porozmawiać - wycedziła przez zęby nie zwracając uwagi na to, że nie są na osobności i może wypadałoby się przywitać chociażby zwykłym dzień dobry. 
- Zapraszam do siebie - odparł Dobrzański i gestem ręki wskazał kierunek. 
- To co takiego było pilnego, że musiałam zrezygnować ze swoich planów - rzekła zaraz, gdy znaleźli się w   środku. 
- W co ty kobieto grasz? Najpierw te dwa idiotyczne donosy na moją matkę i jej fundację teraz kontrola z PIP-u.
- Ja niczego takiego nie zrobiłam. Żadnych donosów nie pisałam - próbowała się wyłgać. 
- A to ciekawe co mówisz, bo rodzice doskonale wiedzą, że to ty złożyłaś fałszywe doniesienia. Jedynie tu w firmie nie mogę ci niczego udowodnić. Ale bądź pewna, że to tylko kwestia czasu i tego też będę pewien. Wówczas już nie pozostawię tak tej sprawy - mówił podniesionym głosem. 
- Już mówiłam ja niczego takiego nie zrobiłam. Za kogo ty mnie masz? A może to, któryś z twoich pracowników? - dalej szła w zaparte. 
- Ta a niby kto miałby coś takiego zrobić? Może mnie raczysz oświecić? 
- No nie wiem. Ale przyjrzałabym się na twoim miejscu tej całej, jak jej tam? Cieplak? - Dobrzański spojrzał na swoją byłą narzeczona tak jakby ta mówiła o lądowaniu kosmitów tuż przed firmą. 
- Nie bądź śmieszna - rzekł. 
- Ta cała rozmowa nie ma sensu - odparła i odwróciwszy się na pięcie wyszła z gabinetu, a swoje kroki skierowała do biura Aleksa. 
- Witaj braciszku - przywitała się z Aleksem pocałunkiem w policzek - chciałeś ze mną porozmawiać. 
- Sorella co ty wyprawiasz? Chcesz zaszkodzić wizerunkowi firmy? - przeszedł od razu do tego co chciał wyjaśnić. 
- Aleks to miała być taka zemsta na Dobrzańskim za to, że mnie zostawił - mówiła spokojnie. 
- Paula w ten sposób to nie mścisz się na tym dupku, a jedynie co robisz to psujesz wizerunek firmy. Dzięki takim posunięciom psujesz plany na przejęcie jej przeze mnie - panna Febo zrobiła oczy wielkości pięciozłotówki. 
- Nic mi nie mówiłeś. Gdybym wiedziała co planujesz to wymyśliłabym coś innego - mówiła to tak jakby miała pretensje do brata o nie wtajemniczenie jej w plan - ale przecież doniosłam o stosowaniu mobbingu przez szefostwo - dodała. Aleks słuchał tego co ta mówi i miał wrażenie jakby jego własna siostra była pozbawiona rozumu ewentualnie posiadała tylko niewielką część. 
- Czy ty słyszysz co mówisz? Tak jak Dobrzański jest szefem swojego działu i prezesem tak samo i  my, bo jesteśmy współudziałowcami - wysyczał. Jego cierpliwość zaczynała się kończyć, za to głupota Pauliny zdawała się nie mieć granic.
Miał obawy, że takie pomówienia mogą zniwelować jego plany i w jakimś sensie miał racje. 
- W najbliższy weekend planuję wyjechać na kilka dni do Mediolanu. Może wybrałbyś się razem ze mną - zaproponowała mu sprytnie zmieniając temat. Nie zamierzała ciągnąć tego wszystkiego w nieskończoność. 
- Jeszcze nie wiem. Zastanowię się i dam ci znać - odparł Aleks. 

Szła szybkim krokiem do gabinetu Marka, ale oprócz sekretarki nie zastała nikogo innego.
- Viola nie wiesz kiedy Marek wróci? - zapytała blondynkę siedzącą przy biurku blondynkę. 
- Nie. Wyszedł jakiś kwadrans temu, mnie kazał jedynie wszystko pozamykać. To chyba dzisiaj już nie wróci - usłyszała w odpowiedzi. 
Niewiele myśląc niemalże biegiem skierowała się do Olszańskiego. 
- Sebastian nie ma Marka, już chyba dziś nie wróci a ja pilnie muszę wyjść. Dzwonili do mnie z przedszkola małej, że ma temperaturę i należy zabrać ją z placówki. A Jasiek jest na wycieczce z klasą. Czy w tej sytuacji możesz mi dać na resztę dnia wolne? - wyjaśniła kadrowemu całą sytuację. 
- Jasne Ula leć. My tu jakoś damy sobie radę. To tylko daj znać co z małą - usłyszała w odpowiedzi. Podziękowała i już gnała na przystanek. 

Słowa Cieplak w jakiś niewyjaśniony sposób zaniepokoiły Olszańskiego, tym że Marek wyszedł już z firmy. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale gdzieś w środku czuł, że dzieje się coś niedobrego. Chwycił za telefon i wybrał dobrze znany numer, robił tak kilka razy i po chwili słyszał jak włącza się automatyczna sekretarka. 
- Może zadzwonię do seniorów - pomyślał, ale tak samo szybko jak o tym pomyślał tak jeszcze szybciej zrezygnował z tego. Niechciał nie potrzebnie denerwować rodziców swojego przyjaciela. Marek jest dorosłym mężczyzną i może poszedł gdzieś się przejść oraz pozostać sam ze sobą? 
Ponownie zajął się swoją pracą, ale natrętne myśli wciąż nie dawały mu spokoju. W końcu usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości SMS. 
- Seba dziś już nie wrócę do firmy. Trzymaj rękę na pulsie. Potrzebuję pobyć sam. Jutro pogadamy - odczytał te cztery krótkie zdania i odpisał tylko.
- W porządku.
Wiedział, że nie ma sensu się rozpisywać. Znał na tyle Marka by wiedzieć, że ten potrzebuje czasu i żadne próby dodzwonienia się nic nie dadzą. Zastanawiał się jedynie co takiego się wydarzyło. Domyślał się a raczej był niemalże pewny iż za tym wszystkim może stać rodzeństwo Febo albo chociażby jedno z nich. 

Wyszedł z firmy, wsiadł do auta i ruszył tak po prostu przed siebie. Zazwyczaj taka jazda uspakajała go. Potrafił tak jechać kilka, kilkanaście kilometrów aby wyciszyć się. Lecz tym razem było zupełnie inaczej. W końcu zaparkował w pobliżu rzeki i ruszył przed siebie. Doszedł do zwalonego pnia, usiadł i zaczął rozmyślać. 


CDN...