piątek, 30 sierpnia 2019

ROZBITKOWIE część III

Siedziała w salonie i zastanawiała się co jeszcze może zrobić aby pogodzić swojego narzeczonego z Markiem. Pogodzeniem Marka z Ulą postanowiła zająć się w drugiej kolejności.
- Viola?… Viola – usłyszała głos narzeczonego, podniosła na niego nieobecny wzrok – Królestwo za twoje myśli kochanie – dodał.
- Zastanawiam się nad pewną sprawą – odpowiedziała.
- A zdradzisz co to za sprawa? Może będę mógł ci jakoś pomóc – zaoferował swoją pomoc.
- Wiesz martwię się o Marka – usłyszał w odpowiedzi.
- O Marka? - odparł ze zdziwieniem w głosie.
- Tak o Marka. Widzę jak on się zadręcza tym, że nie ma przy nim Uli, ale i nie tylko to – odparła .
- Nie? A co jeszcze – dziwił się Olszański.
- Chciałabym abyście się obaj pogodzili – padło z ust Violetty.
- Ty znowu swoje, przecież to on obraził się na mnie – odburknął Sebastian.
- Ale to ty obraziłeś kobietę, która jest dla niego najważniejsza.
- Viola nie zaczynaj.
- Ja nie zaczynam. Zastanów się jakbyś ty zareagował gdyby to o mnie tak mówiono – odparła i skończyła na tym tę rozmowę. Wiedziała, że nie ma sensu ciągnąć jej dalej.
Od tej rozmowy minęło kilka dni, ale Olszański zachowywał się tak jakby nie widział swojej winy w tym co miało miejsce jakiś czas temu. Nadal uważał, że Dobrzański przesadza. Wciąż unikali się. W końcu Violetta nie wytrzymała i gdy Marek był w swoim gabinecie zadzwoniła po Sebastiana pod pretekstem, że prezes go wzywa. Olszański nie podejrzewając niczego pojawił się w sekretariacie kilka minut później. Zapukał i po usłyszeniu zaproszenia wszedł do pokoju prezesa.
- Wzywałeś mnie – rzekł od progu Olszański.
- Ja? - zdziwił się Dobrzański.
- Nie, to ja – padło za plecami Olszańskiego, a ich oczom ukazała się panna Kubasińska – posłuchajcie mnie obaj – zaczęła za nim któryś z mężczyzn się odezwał – mam dosyć patrzenia jak chodzicie na siebie obrażeni, macie się pogodzić.
- Violuś, ale…
- Ty mi tu nie Violuś. Albo ty przeprosisz Marka, albo ja przestanę się do ciebie odzywać i wyprowadzę do rodziców – rzekła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Dobrzański stał przy biurku jak w murowany i nie umiał się odezwać. Violetta skończyła mówić i wyszła z gabinetu zostawiając ich samych.

Ula wróciła z pracy tego dnia znacznie później niż zwykle. Jej przełożony prosił aby została dłużej zgodziła się bez żadnego problemu. Zaraz po wyjściu z windy zauważyła na swojej wycieraczce kosz pełen czerwonych róż a w drzwi wciśniętą białą kopertę. Ze zdziwieniem w oczach podniosła ten bukiet kwiatów i po wejściu do środka najpierw szukała jakiegoś bileciku, ale nic takiego nie było.
- Dziwne ktoś przysyła mi kwiaty. Ciekawe kto to? - zastanawiała się – może chociaż ten list mi coś wyjaśni – sądziła, ale ten list był jakiś dziwny.
Bo nie został napisany odręcznie i był bardzo krótki. Składał się z jednego raptem zdania a dodatkowo jego treść ułożono z wyciętych liter. 

BĘDZIESZ TYLKO MOJA!!!

Tego było jak dla niej za dużo. Chwyciła torebkę umieszczając w niej ten list i szybko opuściła mieszkanie, a swoje kroki skierowała do najbliższego komisariatu policji.
- Dzień dobry, chciałam rozmawiać z kimś, kto może mi pomóc – mówiła dość chaotycznie będąc już na komendzie.
- Dzień dobry, a o co chodzi? Pytam po to aby móc skierować panią do odpowiedniego policjanta – wyjaśnił jej funkcjonariusz stojący za ladą biura informacyjnego.
- Ktoś dzisiaj przysłał mi coś takiego – wyciągnęła kopertę wraz z listem i wręczyła policjantowi. Ten spojrzał na list i już wiedział gdzie dalej pokierować kobietę.
- Proszę wejść na pierwsze piętro i udać do pokoju numer dziewięć tam będzie funkcjonariusz, który zajmie się tą sprawą.
- Dziękuję za pomoc – podziękowała i udała pod wskazany pokój. Zapukała i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka.
- Dzień dobry. Nazywam się Urszula Cieplak – przywitała się z funkcjonariuszami.
- Dzień dobry pani, starsza sierżant Beata Woźniak oraz młodszy aspirant Sylwester Domagała. W czym możemy pani pomóc?
- Proszę spojrzeć – wręczyła list policjantce – dostałam to dzisiaj wraz z koszem czerwonych róż – wyjaśniła Ula.
- A czy to był pierwszy taki incydent? - pytał drugi z policjantów.
- Z listem tak. Czasami znajdowałam na wycieraczce jakieś pojedyncze róże czasem inny kwiat. Ale też od jakiegoś czasu miewam głuche telefony a te zawsze są o jednej i tej samej porze – wyjaśniła.
- Czy te telefony są z tego samego numeru czy różne? - dociekał funkcjonariusz.
- Nie wiem, nie zwróciłam na to uwagi – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- A może nam pani wskazać, który bądź które to są te numery – poprosiła policjantka. Ula wyjęła telefon i spisała ten numer.
- Nie domyśla się pani, kto może stać za tym wszystkim? Może jest ktoś, kogo pani odrzuciła i stąd to wszystko – padło pytanie z ust policjanta.
- Nie, nikt mi nie przychodzi do głowy – odparła.
- Jest pani pewna? Wie pani czasem urażona męska duma…
- To znaczy jest jeden taki mężczyzna, ale nie sądzę aby to był on – weszła w słowo policjantce.
- Proszę podać nam jego imię i nazwisko, a my to sprawdzimy.
- Piotr Sosnowski. Rozstałam się z nim już jakiś czas temu. To znaczy rozstałam jest nawet za dużo powiedziane. Przez chwilę spotykałam się z nim, ale to nie było nic zobowiązującego. Lecz z chwilą gdy zrozumiałam, że nic z tego nie będzie powiedziałam mu o tym i tyle. Przestałam się z nim spotykać. Później jeszcze kilka razy przyjeżdżał do mojego ojca – tłumaczyła.
- A dlaczego do pani ojca? - padło kolejne pytanie.
- W czasie jak się spotykaliśmy ja mieszkałam wraz z ojcem oraz młodszym rodzeństwem w Rysiowie. Później się wyprowadziłam wynajmując mieszkanie niedaleko rodziny, a następnie kupiłam to w Warszawie. I krótko po tym zaczęły dziać się te wszystkie dziwne rzeczy. Jeszcze, gdy mieszkałam w Rysiowie pokłóciłam się z nim, bo zaczął nachodzić coraz częściej moją rodzinę i w końcu zagroziłam, że zgłoszę to na policję i załatwię sądowy zakaz zbliżania się do nas.
- I jak on to przyjął?
- Przez pewien czas wydzwaniał do mnie, ale ja nie odbierałam, w końcu te telefony ucichły.
- Czy ten mężczyzna zna pani adres?
- Nie - odpowiedziała z całą pewnością w głosie - gdy tylko wyprowadzałam się z  rodzinnego domu, poprosiłam ojca aby nie zdradzał nikomu mojego adresu - dodała widząc pytającą minę policjanta.
- Dlaczego pani prosiła o to ojca?
- Chodziło o całkiem inną sprawę i wolałabym ją przemilczeć - odparła, lecz ci widać, że byli innego zdania, więc Ula opowiedziała pokrótce co było powodem takiego jej zachowania.
- A wie może pani gdzie możemy znaleźć tego pana Sosnowskiego również tego całego Marka Dobrzańskiego?
- Adresu nie znam, ale jest kardiochirurgiem i pracuje w szpitalu na Banacha. Natomiast jeśli chodzi o Marka to nie wierzę aby mógł się do tego posunąć. To poważny człowiek, jest prezesem dużej firmy i takim zachowaniem zaszkodził by jej wizerunkowi. Firma mieści się na ulicy Lwowskiej i nazywa się Febo-Dobrzański Fashion  – policjanci zanotowali wszystko.
- Dziękujemy pani, zajmiemy się tą sprawę niezwłocznie. List przekażemy do laboratorium w celu zdjęcia odcisków oraz sprawdzimy ten numer telefonu – usłyszała Ula, co chociaż trochę ją uspokoiło. Pożegnała się z dwójką policjantów i wróciła do domu. Postanowiła wziąć rozluźniającą kąpiel. Będąc już w wannie usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości, ale zignorowała ją, a później najzwyczajniej o niej zapomniała. Lecz następnego dnia po jej odczytaniu natychmiast skontaktowała się policją i przekazała jej treść.

WIZYTA NA POLICJI NIC CI NIE POMOŻE!!!”

Ta wiadomość wywołała u niej jeszcze większy niepokój niż te kwiaty i list. Poinformowała funkcjonariuszy, że na jakiś czas zamierza zamieszać u ojca w Rysiowie. Ci uznali, że tak będzie lepiej. Oni sami nie mieli dla niej jak na razie żadnych nowych informacji. Jedynie co to zapewniali ją, że robią wszystko aby wyjaśnić tę sprawę.

Obaj panowie wciąż milczeli co było powodem dla Violetty aby tam wejść.
- A wy co nadal nic? - pytała spoglądając to na Sebastiana, to na Marka – obaj jesteście uparci jak te osły.
- Viola, ale to nie ja obraziłem… - zaczął prezes.
- Zachowujecie się jak dzieci z przedszkola – rzekła wchodząc w słowo Dobrzańskiemu. Sebastian miał coś powiedzieć, ale ta była szybsza.
- Wiecie co? Róbcie jak chcecie. Dwoje dorosłych facetów, a nie umieją się ze sobą dogadać – powiedziała i wyszła z biura.
Wieczorem Sebastian wrócił do domu i od progu rzuciło mu się w oczy, że jego narzeczonej jeszcze nie ma. Tego dnia Viola miała wyjść wcześniej z pracy i samej wrócić do domu. Olszański kilka razy próbował się do niej dodzwonić, ale bezskutecznie. Dostał tylko od niej krótką wiadomość z informacją, że dzisiaj nocuje u koleżanki. Domyślał się co jest tego powodem. Przez większą część nocy nie mógł zasnąć tylko rozmyślał nad tym co usłyszał od Violetty. Zasypiał z pewnymi postanowieniami, które miał zamiar zrealizować już następnego dnia. 
Wszedł  do sekretariatu, gdzie pracowała jego narzeczona, ale  jej nie było. Zaniepokojony tym faktem chwycił za telefon i wystukał na klawiaturze tak dobrze znany mu numer, lecz nikt po drugiej stronie nie odbierał. 
- Violetta odbierz ten cholerny telefon - mówił sam do siebie, gdy usłyszał za plecami głos prezesa.
- Violetta dzwoniła z prośbą o dzień wolnego.
- Jak to wolne? - zdziwił się Olszański - wczoraj nic mi nie mówiła, że będzie brała urlop - Marek tylko wzruszył ramionami i wszedł do gabinetu. Sebastian już był pewny, że to jest jej celowe zachowanie. I jeśli czegoś nie zrobi to straci ją.  
CDN...

piątek, 23 sierpnia 2019

ROZBITKOWIE część II

Lecz podczas jednej z takich wizyt Piotr stracił w oczach Józefa.
- Piotr coś ty taki nie w humorze? - pytał starszy mężczyzna.
- A nic takiego panie Józefie – odparł Sosnowski.
- Chyba jednak coś jest na rzeczy. Mów może będę mógł ci jakoś pomóc – zachęcał go Cieplak.
Sosnowski siedział chwilę i wyglądał tak jakby zastanawiał się czy powiedzieć co go męczy. Chociaż słowo „męczy” jest nie adekwatne do tego co czuł. W nim kipiała złość, bo jego wyjazd do USA nie doszedł do skutku.
- A, bo wie pan razem z Ulą mieliśmy lecieć do USA… - zaczął Piotr.
- Mieliście? - wtrącił się Cieplak.
- No tak. Ula nie wspominała panu o tym? - mówił zdziwiony Piotr.
- Nie – odparł Józef.
Piotr niby z udawanym smutkiem w głosie mówił, że przez to iż wciąż czekał na decyzję Uli, ten wyjazd przeszedł mu koło nosa. A przecież to miał być ważny staż dla niego samego. Dzięki temu mógł zdobyć większe doświadczenie.
Po tej wizycie Cieplak miał mieszane uczucia co do tego, który z tych dwóch mężczyzn byłby lepszy dla jego córki. Lecz również nie wiedział co myśleć o tym, co mówił Sosnowski. W końcu postanowił porozmawiać z Ulą. Zadzwonił i umówił się z córką na następny dzień.
- Ula był u mnie wczoraj Piotr – zaczął w pewnym momencie Cieplak. Ula spojrzała na ojca z niemym pytaniem w oczach.
- Nie złość się córcia. Ale ja nie o tym chciałem rozmawiać. Tylko o twoim wyjeździe z Piotrem do USA – wyjaśnił jej ojciec.
- O...moim...wyjeździe? - mówiła.
- No tak. Wczoraj mówił o tym wyjeździe…
- Tato – weszła mu w słowo Ula – ja nigdy nie zamierzałam z nim wyjechać. Owszem proponował mi to, ale ja z nim rozstałam się w dniu wypadku Marka. Powiedziałam mu, że to nie jego kocham. Dodatkowo od samego początku wiedziałam, że nie wyjadę z nim więc nawet nie zawracałam wam tym głowy, samej sobie również. Zrozum tato, moje serce pokochało tego łotra Marka, kocha i nadal będzie go kochać – widać było, że słowa Uli dały ojcu do myślenia. Owszem może i był zły na córkę za jej zachowanie, ale po tej rozmowie zaczął dostrzegać rysy na wizerunku Piotra, a inaczej myślał o Dobrzańskim juniorze. Co by nie powiedzieć o Marku to ten nigdy nie próbował odciągać Uli od rodziny.
Ula z rodzinnego domu wychodziła wściekła na Sosnowskiego. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do niego.
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - krzyczała do słuchawki zdenerwowana Ula zaraz po tym jak Piotr odebrał telefon.
- Mnie również jest miło Cię słyszeć – odparł
- Co chciałeś osiągnąć mówiąc mojemu ojcu o wyjeździe do Stanów? Czy ja nie dość jasno się wyraziłam, co do twoich planów? - mówiła zdenerwowana.
- Ula proszę nie krzycz. Ja myślałem, że…
- Że co, że jak nie jestem z Markiem to będę z tobą?
- Ula, a może tak spotkajmy się i wówczas na spokojnie porozmawiamy – zaproponował Sosnowski.
- Zapomnij. Nie mam ochoty z tobą się widzieć ani rozmawiać. A i jeszcze jedno przestań nachodzić moją rodzinę, bo jak nie to załatwię ci sądowy zakaz zbliżania się do nas wszystkich – powiedziała i nie czekając na odpowiedź z drugiej strony rozłączyła się.
Piotr jeszcze przez kilka dni próbował skontaktować się z nią, ale ta uparcie odrzucała każde przychodzące połączenie. W końcu te telefony ucichły, ale i nie tylko telefony od Piotra również Marek przestał wydzwaniać, pisać SMS-y, wiedziała od ojca o wizytach Marka, a jednak nie potrafiła się przełamać i spotkać czy chociażby porozmawiać z nim przez telefon. Od Ali wiedziała, że Marek nie wrócił do Pauliny i ponownie objął stanowisko prezesa. Im dłużej trwała ta ich rozłąka tym trudniej jej było się przemóc.

Coraz bardziej stawała się odludkiem. Zawsze znalazła wymówkę od jakichkolwiek spotkań. Nigdy nie była duszą towarzystwa, nawet gdy pracowała w F&D stroniła od spotkań towarzyskich. Tam chociaż miała trzy bliskie przyjaciółki, a w nowym miejscu pracy jakoś nie bardzo miała ochotę na bliższe kontakty. Jej każdy dzień wyglądał niemalże tak samo praca, której oddała się bez reszty, dom, a czasami wizyta u rodziny.
Od dnia kiedy przeszła przemianę robiła wrażenie na wielu mężczyznach. Kilka razy miała propozycje spotkań, ale ona nie była zainteresowana żadnym z nich, bo każdego porównywała z Markiem. 

Tak upłynęły już dwa lata, a ta dwójka wciąż nie umiała znaleźć wspólnej drogi. Ula w międzyczasie zdążyła ponownie przeprowadzić się do kupionego mieszkania w Warszawie. Marek wciąż mieszkał na Siennej, ale żył jak mnich. Nadal nie odzywał się z Sebastianem. Co dziwiło wiele osób, bo przecież ta dwójka stanowiła nierozłączny duet.
- Nie uważasz, że to dziwne? Nie odzywają się do siebie już tyle czasu. Dodatkowo nasz prezes od kiedy nie ma tu tej Cieplak chodzi ponury i na wszystkich wrzeszczy. Coraz bardziej zaczyna przypominać wiecznie złego Aleksa - usłyszał kiedyś Marek rozmowę dwóch pracowników stojących przy recepcji.
- Może i tak, ale widocznie nasz prezes rzeczywiście miał powód aby się pokłócić z tym durnym Olszańskim. A Cieplak... – odparł jeden z nich lecz nie zdążył dokończyć, bo ktoś im przerwał.
- A wy co nie macie nic do roboty? - usłyszeli za plecami głos prezesa.
- Yyy… - nie wiedzieli co powiedzieć.
- Oboje panowie możecie zapomnieć o najbliższej premii – usłyszeli.
Wszedł do sekretariatu i rzucił do Violetty.
- Przejdź po działach i ogłoś, że za godzinę odbędzie się zebranie w sali konferencyjnej, a obecność jest obowiązkowa.
Violetta bez szemrania wykonała jego polecenie. Wszedł na salę, gdzie byli już wszyscy i po przywitaniu się ogólnym dzień dobry zaczął.
- Szanowni państwo pragnę wszystkich poinformować, że jeśli usłyszę jakiekolwiek plotki lub też obrażanie innych będę wyciągał odpowiednie konsekwencje. W pierwszej kolejności polecę po premii, a w dalszej kolejności będę zwalniał. Czy wszyscy zrozumieli?
- Marek czy ty nie przesadzasz? - usłyszał głos Olszańskiego.
- Nie, nie przesadzam. Jak komuś się nie podoba to może odejść z firmy – odpowiedział – nie pozwolę aby w tej firmie obrażano kogokolwiek.
- A ty wciąż o tym samym czy mi się tylko tak wydaje – to całe zebranie w tym momencie przerodziło się w wymianę zdań między prezesem a dyrektorem HR.
- Mówię o tym samym i nie tylko – odparł.
- Wiesz stajesz się monotematyczny. Jej już nie ma…
- Sebastian przestań – wtrąciła się Violetta widząc, że zaczyna być gorąco między tą dwójką.
Sebastian zamilkł i obrażony teraz już nawet na swoją narzeczoną wyszedł z konferencyjnej. Marek podziękował wszystkim po czym opuścił salę.

- Czy ty musisz być dla Marka taki nieuprzejmy? - mówiła z pretensjami w głosie panna Kubasińska wieczorem do swojego narzeczonego.
- Bo ten dupek już całkiem zwariował, ciekawe co on jeszcze wymyśli – odparł wyniośle Olszański.
- Dupek to jest z ciebie wiesz? - odparła, obróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami. Ona w przeciwieństwie do swojego chłopaka doskonale rozumiała młodego Dobrzańskiego. Do domu wróciła po godzinie i już od progu usłyszała.
- Viola gdzie ty byłaś? Próbowałem się do ciebie dodzwonić.
- Musiałam się przejść i chwilę pobyć samej – usłyszał w odpowiedzi.
- Martwiłem się o ciebie kochanie – powiedział do dziewczyny.
- Widzisz ty martwiłeś się o mnie jak tylko nie wiedziałeś co się ze mną działo przez godzinę. To teraz wyobraź sobie co czuje Marek nie mając pojęcia co u Ul, aa dodatkowo jeszcze inni jej ubliżają – rzekła kobieta. Tymi słowami dała nieco do myślenia Olszańskiemu. Lecz nie sądziła aby to coś zmieniło w zachowaniu Sebastiana wobec Marka. Viola nawet pewnego dnia sama chciała spróbować skontaktować się z Ulą, ale ta najwyraźniej nie chciała rozmawiać z nikim z firmy. Ale Violetta nie miała zamiaru poprzestać. Chciała najpierw pogodzić tych dwoje przyjaciół, a później sprawić aby Ula wybaczyła Markowi. Miała już pewien plan co do tej drugiej pary, gorzej rzecz miała się w tej pierwszej kwestii. Obaj panowie byli tak samo uparci i chwilami miała wrażenie, że do nich nic nie dociera.
- Do was to jak kaszą o ścianę – mówiła kiedyś do Sebastiana.
- Kochanie nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Ostatnio zrobił się taki sam jak Febo. Wszystko mu przeszkadza, nic nie pasuje – mówił Sebastian.
Innym razem próbowała rozmawiać z Markiem, ale to też na niewiele się to zdało.
- Marek czy nie szkoda ci takiej przyjaźni? - pytała na krótko po ich kłótni.
- Nie, nie szkoda, bo ja nie pozwolę aby ktokolwiek obrażał Ulę. A skoro on nie potrafi tego zrozumieć to już jego problem – mówił.
Violetta jeszcze kilka razy próbowała ich ze sobą pogodzić, ale w końcu się poddała.
Co do planu w związku z Ulą i Markiem potrzebowała pomocy, ale nie bardzo wiedziała do kogo się o tę pomoc zwrócić.

Po upływie kilku tygodni jak wprowadziła się do nowego mieszkania miało miejsce kilka dziwnych wydarzeń.
CDN...

piątek, 16 sierpnia 2019

ROZBITKOWIE część I


Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, a teraz już lata. Tak właśnie dwoje rozbitków odliczało czas jaki już nie są razem. Kiedy widzieli się ostatni raz. A było to jakieś dwa lata temu.  Każde z nich strasznie żałowało tego co się stało. Żadne nie ułożyło sobie życia. Jedno i drugie mimo, że osobno marzyło o tej wspaniałej miłości. Miłości niespełnionej. Marzyli o sobie na wzajem.


- Stary daj spokój. Ile jeszcze  zamierzasz opłakiwać tę nieszczęsną miłość. Chodź pójdziemy do klubu zabawimy się jak dawniej, a raczej ty - mówił pucołowaty blondyn
- Jak ty nic nie rozumiesz. Albo nie chcesz zrozumieć. Ja ją kochałem, kocham i będę kochał - mówił ze smutkiem w głosie brunet z dołeczkami na policzkach
- Ale jej nie ma. Zapewne już dawno jest po ślubie z doktorkiem. A może i nawet mają dzieci - mówił blondyn
- Seba zrozum ta albo żadna inna - odparł brunet. Zawsze tak mówił.
Rodzina, przyjaciele nie rozumieli tego jego zachowania. Matka jeszcze przez jakiś czas próbowała namówić go aby ponownie zszedł się z Pauliną. Mawiała.
- Marku, tak nie można. Przecież Paulinka cię kocha.
- Nie mamo, ona kocha co najwyżej siebie samą i Aleksa. Nie wrócę do niej. Kocham Ulę i tak już pozostanie - odpowiadał. A Helenie Dobrzańskiej pozostała tylko nadzieja, że jej syn jeszcze kiedyś będzie szczęśliwy.
Po swojej stronie miał jedynie swego ojca.
- Synu, a może spróbuj do niej zadzwonić albo jedź do Rysiowa – namawiał go senior.
- Próbowałem dzwonić wiele razy, ale nie odbiera. W Rysiowe również byłem kilka razy. Ze dwa nawet rozmawiałem z jej ojcem, ale ten nie może albo nie chce mi powiedzieć gdzie ona jest – mówił.
Przez te dwa długie lata ani razu nie poszedł do klubu. Żył jak mnich. Uważał iż spotkanie się z jakąkolwiek inną kobietą będzie tak jakby zdradził Ulę, a tego nie chciał. Z jego twarzy znikł ten wieczny radosny uśmiech. Uśmiech, którym zarażał wszystkich w koło. Nie umiał się uśmiechać. Wszystko mu ją przypominało. Nie raz płakał w zaciszu własnego domu. Zazwyczaj tak się stawało gdy oglądał jej zdjęcia.
- Tak bardzo cię kocham - mówił do siebie w takich razach oglądając jej zdjęcia. A przy tym płakał jak dziecko.
Tak bardzo żałował, że nie pokazał się na tym pokazie.
- Może teraz bylibyśmy szczęśliwym małżeństwem. Może mielibyśmy dzieci - rozmyślał. I coraz bardziej z upływem czasu uświadamiał sobie  wiele rzeczy. A przede wszystkim to, że on niszczy wszystkich i wszystko wokół. Czasami zastanawiał się jak ona teraz wygląda, co robi i zwłaszcza czy jest szczęśliwa. Pragnął aby tak właśnie było. Aby była szczęśliwa. Bo zasługiwała na to, w przeciwieństwie do niego.
Z każdym dniem zaczynał przypominać Aleksa, ludzie starali się schodzić mu z drogi.
Pewnego dnia nawet pokłócił się z Sebastianem.
- Marek to jest Dominika twoja nowa asystentka – rzekł jednego razu kadrowy, gdy prezes wszedł do sekretariatu. Marek popatrzył to na Olszańskiego to na kobietę by po chwili wykrzyczeć mu prosto w twarz.
- Czy ja prosiłem o nową asystentkę? - zapytał i natychmiast sam odpowiedział – nie kurwa. Przy tym cholernym biurku - wskazał palcem mebel - może siedzieć tylko Ula. Tak więc pani dziękujemy – zwrócił się do kobiety niezbyt miłym tonem. Lecz jemu było wszystko jedno.
- Marek co się z tobą dzieje chłopie. Do klubu nie, nowa asystentka też nie. Ta twoja Brzydula… - nie zdążył więcej powiedzieć, bo poczuł silny ból oraz krew spływającą mu po brodzie.
- Ty idź się leczyć – wysyczał przez zęby Olszański.
- Teraz już więcej Uli tak nie nazwiesz. A jak coś ci się nie podoba to możesz się zwolnić – krzyczał Marek.
Temu wszystkiemu przyglądała się Violetta.
- Ty też chcesz coś powiedzieć? - wysyczał do niej prezes. Blondynka tylko pokiwała przecząco głową i pochyliła się nad dokumentami.
Od tego dnia obaj panowie nie odzywali się do siebie, a nawet schodzili sobie z drogi. Olszański jak miał jakieś papiery do przekazania dla Marka robił to przez Alicję Milewską lub Violettę swoją narzeczoną.


- Co za idiota z tego Marka. Tej już nie ma od tak dawna, a on wciąż tylko o niej – mówił jednego razu Sebastian do Violi.
- A może on rzeczywiście tak bardzo ją kocha – rzekła Kubasińska.
- Violuś, ale przecież nawet jak był z Febo to tak się nie zachowywał. I to, na samym początku ich znajomości, gdy twierdził iż kocha Pauliną – mówił.
- Widocznie tamto było czymś zupełnie innym. Może wówczas to było zwykłe zauroczenie, a teraz jest najprawdziwszą miłością – próbowała zachowanie Dobrzańskiego tłumaczyć kobieta.
- No dobra ok. Ale w takim razie powiedz mi co ona ma takiego w sobie, że ten kretyn tak się zakochał. Przecież ona nawet po tej przemianie nie wygląda na chodzącą piękność. Owszem jest może i ładna, ale nadal nie widzę w niej piękności – mówił Olszański.
- Wiesz co, kretyn to z ciebie jest. W życiu nie liczy się tylko piękno zewnętrzne, ale również to co masz w środku. A Ula to naprawdę wspaniały człowiek, ona ma serce na dłoni, nie odmawia pomocy nikomu. Jest szczera, przyjazna i takich przymiotników mogłabym wyliczyć wiele. I najwyraźniej tym ujęła Marka. Nie pomyślałeś? – mówiła ze złością w głosie. To co powiedział jej narzeczony świadczyło, że dla niego poza wyglądem zewnętrznym nie liczy się nic.
- Oj to nie tak – próbował się bronić.
- A jak? - usłyszał w odpowiedzi.
- Wiesz ja mam wrażenie, że… - przerwał na chwilę tak jakby zastanawiał się nad tym co chce powiedzieć – że ona zrobiła wszystko aby go rozkochać w sobie, bo chciała się wżenić w jego rodzinę – próbował jakoś tłumaczyć.
- Co ty za głupoty gadasz. Przypominam ci, że to wy obaj wymyśliliście tę głupią intrygę, bo się Markowi grunt pod rękami palił – odburknęła.
- Z tym, że ona już wówczas była w nim zakochana – odparł mężczyzna.
- I co to ma do rzeczy? Z resztą gdyby było tak jak mówisz to sądzisz, że odeszła by i ukryła się przed nim? - zadała kolejne pytanie.
- Możliwe, że nie. Ale przecież wciąż posiada weksle na jego udziały – odpowiedział Sebastian.
- I tu się mylisz mój drogi – odparła pewna swego Violetta.
- Jak to? - zapytał ze zdziwieniem w głosie jej narzeczony.
- A tak to – odparła mu kobieta, po czym dodała – Widziałam ich jak spotkali się w parku kilka dni po tym jak wasza intryga wyszła na jaw. I dość głośno rozmawiali, powiedziałabym nawet, że się kłócili – wyjaśniła panna Kubasińska.
- O czym tak rozmawiali? - zaciekawiło to blondyna.
Viola widać było, że próbuje sobie przypomnieć dokładnie o czym ta dwójka rozmawiała tego pamiętnego dnia w parku.
- Stali oboje na mostku. Ula trzymała w ręku teczkę, a Marek stał obok. Oboje widać było, że mają nieszczególne miny. W pewnym momencie Ula odezwała się do niego.
- Poprosiłam cię o to spotkanie aby oddać to co nie moje – rzekła i wyciągnęła rękę, w której trzymała teczkę w kierunku Marka.
- Ale co to jest? - zapytał chociaż doskonale wiedział co znajduje się w środku.
- Twoje udziały – odparła.
- Ula doskonale wiesz, że to jest twoje zabezpieczenie w razie gdyby coś poszło nie tak – mężczyzna próbował tłumaczyć.
- Ja ich nie potrzebuję – odparła kobieta i wcisnęła mu teczkę w dłoń.
- Dobrze wiesz Ula, że nie zależy mi na tych udziałach – rzekł młody Dobrzański.
- A to ciekawe co mówisz, bo przecież po to była ta cała udawana twoja miłość do mnie, ba ty nawet potrafiłeś udawać zazdrosnego, gdy w pobliżu kręcił się Bartek – mówiła z żalem w głosie Ula, po czym odwróciła się i odeszła zostawiając Dobrzańskiego samego z teczką gdzie oprócz weksli było jej wypowiedzenie, ale co zauważył Marek dopiero w firmie.
- Resztę już znasz – powiedziała na koniec Kubasińska.
- Nie wiedziałem – tylko tyle był w stanie powiedzieć Olszański. Najwyraźniej zrobiło mu się głupio. Sądził, że ta mało atrakcyjna kobieta, z biednego domu szukała bogatego mężczyzny aby móc lepiej żyć. Ale i tak nie mógł zrozumieć zachowania Marka. On nigdy nie był skory do bójki, a tu dla tej jednej gotowy był iść na wojnę z każdym.


Jeszcze w czasie pokazu liczyła, że może jednak Marek przyjedzie. Wchodziła na scenę z przyklejonym uśmiechem i tylko oczy zdradzały co dzieje się w jej wnętrzu, ale wszyscy sądzili, że to spowodowane jest przez zmęczenie. Do domu wróciła i niemal natychmiast zamknęła się we własnym pokoju. Przez pierwsze dni przepłakała wiele godzin, później już tylko chodziła smutna i nie miała ochoty na żadne rozmowy i spotkania ze znajomymi. Miesiąc później znalazła nową pracę jako tłumacz. Z czasem wynajęła niewielkie mieszkanie w swojej miejscowości, bo miała serdecznie dość wiecznego wysłuchiwania swojego ojca o tym jaka to ona była nierozsądna i nieodpowiedzialna. Józef uważał, że jej zachowanie skutkowało tym, że rozbiła czyjś związek i na nic były jej tłumaczenia, że Marek już od dawna nie kochał Pauliny.
- Tato, ale oni się nie kochali już od dawna. Ten związek nie istniał od wielu miesięcy zanim my zaczęliśmy się spotykać – próbowała tłumaczyć, ale do ojca nic nie docierało.
- Mam już dość tego wiecznego wysłuchiwania jaka to ja jestem. W najbliższym czasie mam zamiar wyprowadzić się z tego domu – wykrzyczała jednego razu, gdy kolejny raz usłyszała pretensje ojca.
Jej przeprowadzkę najbardziej przeżywała mała Beatka.
- Kochanie ja będę mieszkać niedaleko i zawsze możesz mnie odwiedzać. Jak tylko poprosisz tatę albo Jaśka to z pewnością przyprowadzą Cię do mnie. A jeśli nie mieli by czasu to zadzwonisz po mnie i ja przyjdę po ciebie.
Tuż przed przeprowadzką poprosiła jeszcze tylko ojca o jedną rzecz.
- Mam do ciebie tato jeszcze tylko jedną prośbę gdyby ktoś o mnie pytał to nie mów gdzie mieszkam - Józef zgodził się. 
Faktycznie z początku do jej rodzinnego domu przyjechał kilka razy Marek, ale i nie tylko. Sam Piotr Sosnowski bywał w Rysiowie. I o ile w stosunku do Marka Cieplak trzymał dystans tak już doktorka podczas jego wizyt zapraszał do środka.
- Zapraszam cię Piotr na kawę - mawiał ojciec Uli. 
CDN...

piątek, 9 sierpnia 2019

DEKADA miniaturka

Wrócił z lunchu i włączył komputer z zamiarem sprawdzenia poczty. Mimo upływu czasu on wciąż był przystojnym mężczyzną chociaż na głowie już można było dostrzec siwe nitki. Lecz dekada czasu to jedno. A drugie to smutek, żal i tęsknota. Jego oczy od dawna były smutne, a na twarzy też nie można było ujrzeć uśmiechu. Żal i tęsknota dodawały reszty. Żałował tego jak postąpił dziesięć lat temu i cholernie tęsknił za tą jedną jedyną, którą pokochał całym sobą. Nie potrafił pokochać innej. Każda przypominała mu Ulę. Jego sekretarkę później asystentkę, a na koniec dyrektor finansową firmy FD. W komputerze na pulpicie miał jej zdjęcie, na biurku stały dwie ramki z jej zdjęciami, w domu również miał jej zdjęcia. Jedno w sypialni, drugie w salonie. Ktoś patrząc na to z boku pomyślałby, że on ma na jej punkcie obsesję i tylko rodzina i przyjaciele wiedzieli jaka jest prawda. Mimo upływu czasu nie przestał jej kochać, chociaż ona odeszła i gdzieś wyjechała. Próbował dowiedzieć się gdzie ma szukać, lecz nikt nie chciał mu powiedzieć. Kilka razy dzwonił lecz ona nie odbierała, wysyłał SMS-y, które pozostały bez odpowiedzi. Po roku ustąpił. A dnia  kiedy odeszła nigdy nie zapomniał.

Wrócili ze SPA. Odwiózł ją do domu, a samemu pojechał do firmy. Ula dwie godziny później też tam była i to co usłyszała wbiło ją w podłogę. 
- Za dwa tygodnie ślub, za trzy dni zarząd, ostatniej rzeczy, której bym chciał to romans.
Widział jak jej oczy zaczęły robić się mokre. Ona odwróciła się i uciekła do swojego gabinetu. Do końca dnia nie wyszła z niego. Rozgoryczenie, rozczarowanie, żal to było to co w niej dominowało. Wróciła do domu i poinformowała rodzinę, że zwolniła się z pracy i chce wyjechać. Wybór był jak dla niej samej prosty i oczywisty. Następnego dnia wsiadła w pociąg i wyjechała do rodziny do Radomska. Zatrzymując się u swej babci od strony matki. Tam znalazła pracę. Myślała, że wszystko się  ułoży. Aż dwa miesiące później okazało się, że wyjazd z Markiem jest brzemienny w skutkach. Została samotną matką, ojciec odwrócił się od niej. Pomagała jej tylko babcia. Do Marka nie odezwała się ani razu. Z początku czuła się przez niego zraniona, a później najzwyczajniej myślała iż ożenił się z panną Febo i nie chciała wchodzić w ich życie. 

Te jego rozmyślania przerwało wejście Sebastiana Olszańskiego jego przyjaciela i dyrektora HR. 
- A może byś tak nauczył się pukać - rzucił z wyrzutem. 
- Pukałem, ale ty nie słyszałeś. Znowu się zadręczasz - usłyszał w odpowiedzi.
- Chciałeś coś? Bo mam trochę roboty - zapytał i chciał aby ten wyszedł i zostawił go w spokoju. Dzisiaj mija dokładnie dziesięć lat od kiedy Ula odeszła. 
- Mam i powinno cię ucieszyć - odparł i podszedł do biurka. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął pendrive i podpiął do komputera i zanim uruchomił usłyszał.  
- Wiesz jakoś nie mam ochoty oglądać kolejnej modelki albo potencjalnej kandydatki na moją dziewczynę.
- Spokojnie to nie to. Wczoraj gdy odwiozłem Piotrusia do Violetty. Ta pokazała mi to - wyjaśnił
- A to wy rozmawiacie ze sobą - ni to zapytał ni to stwierdził
- Wiesz, że nam małżeństwo nie wyszło to jedno, ale jest Piotrek i dla niego próbujemy normalnie rozmawiać. A i przecież nadal pracujemy w jednej firmie. Lecz ja nie z tym do ciebie przyszedłem.
- Viola to nagrała wczoraj. Spójrz - powiedział i włączył filmik.
Marek nie rozumiał w czym rzecz. Na monitorze ujrzał małą dziewczynkę, która mogła mieć nie więcej jak dziewięć lat. 
- No i, co ja mam z tym wspólnego. Przecież to dziecko... 
- Ty jesteś ślepy czy udajesz? - przerwał mu Olszański
- A ty możesz jaśniej? - ta ich rozmowa zaczynała drażnić ich obu. Marka bo uważał, że przyjaciel zawraca mu głowę jakimiś bzdurami, a ten drugi bo miał wrażenie jakby Marek niczego nie rozumiał. 
- Oj Marek, coś z twoim myśleniem i kojarzeniem jest nie tak. Spójrz na nazwisko tej małej myślisz, że to zbieg okoliczności? - wskazał na napis u dołu monitora Małgosia Cieplak, lat dziewięć - A teraz przyjrzyj się dokładnie – rzekł zrobił stop klatka i powiększył zdjęcie tak aby było widać twarz dziewczynki. 
Błękitne oczy, kilka piegów, dołeczki w policzkach i te kruczoczarne włosy. Widać było, że Małgosia Cieplak odziedziczyła po nich to wszystko co najlepsze. 
I im dłużej się przyglądał widział to podobieństwo.
- Seba czy to może być prawda? Czyżby to była córka moja i Uli? - zaczął zadawać pytania.
- Jestem o tym przekonany. Jak dla mnie zbyt dużo podobieństw aby mogło być inaczej.
- A skąd Viola to ma?
- Oglądała jakiś program w tv, a już wiem coś o pomocy. Chodziło, że ta mała prosi o pomoc dla swojej chorej matki. Mówiła, że potrzebna jest pomoc w zbiórce pieniędzy na specjalną operację oczu. Mama tej dziewczynki podobno traci wzrok w jednym oku. A koszt operacji to kilka tysięcy złotych. Fakt to nie dużo, ale one ponoć ledwo wiążą koniec z końcem.
- To wszystko ładne i piękne, ale ja nie mam pojęcia gdzie one przebywają.
Po tych słowach Sebastian wyciągnął z kieszeni małą karteczkę z zapisanym adresem i podał przyjacielowi. 
- Masz Violka dzisiaj skontaktowała się z redakcją i poprosiła o adres mówiąc coś o osobistej chęci im pomocy, a ci uwierzyli i bez problemu podali - Marek odebrał ją od niego i przeczytał adres.

Następnego dnia wcześnie rano wsiadł do auta nastawił GPS i ruszył w kierunku być może wybaczenia i życia z ukochaną. Całą drogę zastanawiał się co jej powie, co powie swojej córce, a przede wszystkim jak one go przyjmą. Po niemalże dwóch godzinach jazdy dotarł do celu. Wjechał w osiedle domków jednorodzinnych i wysiadając pod domem z numerem piątym ujrzał na podwórzu dziewczynkę. Tę samą co na zdjęciu. Podszedł do furtki.
- Dzień dobry. Czy tu mieszka pani Urszula Cieplak? - odezwał się do małej 
- Dzień dobry panu. Tak to moja mamusia - odpowiedziała tak podobnym głosem do Uli. 
- A możesz ją poprosić.
- Nie ma jej teraz, ale jest babcia - odpowiedziała i pobiegła do domu. 
Po chwili ujrzał starszą kobietę zmierzającą w kierunku furtki.
- Dzień dobry pani - odezwał się, gdy staruszka podeszła i otworzyła furtkę i  ucałował jej dłoń 
- Dzień dobry panu. Pan do Uli? 
- Tak, nazywam się Marek Dobrzański...
- W takim razie zapraszam do środka. Ula musiała iść do lekarza, ale zaraz powinna wrócić - przerwała mu. Z chwilą jak podał imię i nazwisko kobieta nie potrzebowała więcej tłumaczeń. 
Obawiała się owszem, że wnuczka może mieć jej za złe. Ale widziała jak ta cierpi z miłości. Upłynęło już tyle czasu, a jednak widziała w oczach swej wnuczki smutek, żal, rozpacz i tęsknotę.   Nie minęło wiele czasu gdy do kuchni weszła Ula. Widok jaki zastała wbił ją w ziemię, tak jak te kilka lat temu gdy ujrzała go po raz pierwszy. Marek odwrócił się w stronę drzwi, gdy tylko ją usłyszał. Wstał z krzesełka i tak jakby mu włączono zwolnione obroty podchodził do niej. 
- Ula - wyszeptały jego usta
- Co ty tu robisz? - odezwała się 
- Chciałem porozmawiać i wiele wyjaśnić jeśli tylko mi pozwolisz - mówił, a oczy prosiły.  Nie one nie prosiły, a raczej błagały o jej przychylność. 
- Dobrze chodźmy do mojego pokoju - odezwała się. 
- Ula, wiem jak bardzo mogłaś się poczuć zraniona...
- Marek, a jak miałam się poczuć skoro kilka godzin wcześniej mówiłeś jedno aby później wyprzeć się romansu ze mną - weszła mu w słowo
- Ula ja nie wyparłem się ciebie. To nie tak. Paulinie powiedziałem prawdę. Nie miałem romansu, bo nie można nazwać romansem chęci spędzenia z kimś reszty całego życia. Chęci iść razem ramię w ramię. Pokochałem cię całym sobą Ula. A romans to chwilowy poryw serca, nie to przy tobie czułem. To nie chwilowe zauroczenie, tylko ckliwe i piękne uczucie. Uczucie, którego nie wyparłem się ani razu przez cały ten czas. Paulinie nie przyznałem się co czuję do ciebie aby zdobyć dodatkowy głos na zarządzie. Teraz wiem, że to było egoistyczne  i podłe z mojej strony, ale wówczas wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Dzisiaj już wiem, że nie. Lecz gdy tylko odeszłaś wszystko straciło sens. Bo po co mi to wszystko, jeśli nie mam z kim tego dzielić. Przez te wszystkie lata nawet nie spojrzałem na inną. Wszędzie widziałem tylko ciebie. Zasypiałem i budziłem się z widokiem twoich oczu. 
I gdy wczoraj Sebastian przyniósł mi nagranie z tego reportażu nie zastanawiałem się ani chwili. Poprosiłem go o zastępstwo i musiałem przyjechać. Przestało liczyć się wszystko. Z resztą bez ciebie obok nic się nie liczy. 
Na kilka chwil zapadła cisza, którą przerwało wejście Małgosi. 
- Ula czy ona wie? - odezwał się Marek 
Ula nie wiedziała co powiedzieć. Kiedy Małgosia miała około pięciu lat Ula opowiedziała jej o Marku. Powiedziała jak ma na imię i na pewno ją kocha, ale mieszka i pracuje daleko dlatego nie mieszka wraz z nimi. 
- Wie, że jej tata mieszka daleko - odpowiedziała.
Marek pokiwał tylko głową. 
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży. Przecież przyjechałbym i był przy tobie - mówił
- Gdy dowiedziałam się o ciąży myślałam, że jesteś z Pauliną i nie chciałam rozbijać waszego związku. 
- Ula tego związku przecież już od dawna nie było i ty o tym wiedziałaś. 
Małgosia podeszła do Uli i przytuliła się. 
- Mamusiu czy ten pan pomoże ci wyzdrowieć?  - zapytała dziewczynka
- Kochanie muszę ci coś powiedzieć. Ten pan to twój tata - mała patrzyła to na Ulę to na Marka.
- Małgosiu, twoja mama mówi prawdę. Jestem twoim tatą.  Wiem, że nie było mnie przy was przez tyle lat. Ale jeśli wraz z mamą mi pozwolicie to będę już z wami od teraz zawsze. A odpowiadając na twoje pytanie to tak pomogę mamusi wyzdrowieć - wyjaśnił Marek kucając przy niej.
Ta odwróciła twarz w stronę matki i niemym pytaniem czekała na odpowiedź i potwierdzenie jego słów. 
- Małgosiu czy możesz nas zostawić samych. Chciałabym jeszcze porozmawiać z tatą - poprosiła córkę.
Po jej wyjściu znów zapadła cisza. Każde z nich zastanawiało się co dalej. On pragnął aby Ula mu wybaczyła i mógł być ojcem dla tej małej dziewczynki. Ona sama nie wiedziała co zrobić. 
- Ula proszę powiedz coś - odezwał się po chwili. Lecz widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony uznał, że nic tu po nim. Powiedział jej wszystko. Przyznał co do niej czuje. Nic więcej nie mógł zrobić. Położył tylko na stole białą kopertę z kwotą potrzebną na zabieg i chciał wyjść, gdy zatrzymał go jej głos.
- Marek, zaczekaj. To nie tak. Ja po prostu nie wiem co mam myśleć, w mojej głowie jest jeden wielki mętlik. Potrzebuje czasu, aby to wszystko sobie przemyśleć.
- Rozumiem, dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebować - usłyszała w odpowiedzi. I po chwili została sama w pokoju. Z nawałem myśli. Myśli, które nie dawały jej spokoju. Słyszała jeszcze jak Marek bawił się z Małgosią. Niespełna godzinę później do pokoju wpadła zapłakana córeczka i rzekła ze skargą w głosie.
- Tatuś wyjechał. Dlaczego mu pozwoliłaś wyjechać?
- Kochanie to nie tak. Tata wyjechał, ale na pewno jeszcze do nas przyjedzie. Tata mieszka i pracuje w Warszawie. I to dlatego musiał wyjechać. Jeśli chcesz to wieczorem zadzwonimy do taty i będziesz mogła z nim porozmawiać. Obiecuję - tymi słowami uspokoiła córkę. Ale nie siebie. 
Nie miała pojęcia co zrobić, jak postąpić. On wracał do Warszawy, ale miał cichą nadzieję na odzyskanie jej miłości. 
Wieczorem siedział w salonie i  wpatrywał się w zdjęcie Uli  gładząc opuszkami palców jej uśmiechniętą twarz. Tak bardzo pragnął aby znów móc ujrzeć ten cudowny uśmiech i być zawsze przy niej i tej małej dziewczynce. Z tych rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. Gdy ujrzał na wyświetlaczu kto dzwoni twarz jego rozjaśnił uśmiech. Odebrał natychmiast.
- Witaj Ula - odezwał się, chociaż chciał użyć innego sformułowania niż imię. 
- Dobry wieczór, dzwonię bo obiecałam to Małgosi, ale i sama chciałam jeszcze porozmawiać - usłyszał.
Najpierw porozmawiał z córką i zapewnił, że jeśli mama nie będzie mieć nic przeciwko to odwiedzi je w sobotę i zostanie do niedzieli. Dziewczynka bardzo się ucieszyła. Później jeszcze rozmawiał z Ulą. 
- Chciałam ci bardzo podziękować za pieniądze na ten zabieg. Oddam jak tylko wrócę do zdrowia i zacznę pracować. A co do twojego przyjazdu nie ma problemu, możesz przyjechać nawet w piątek popołudniu.
- Dziękuję Ula, a co do pieniędzy to ja nie chcę abyś je zwracała. Najważniejsze abyś była zdrowa i to się liczy. Przyjadę w piątek lecz zanim do was przyjadę muszę zarezerwować jakiś hotel. 
- Nie rezerwuj, możesz zatrzymać się u nas.
Po tej rozmowie miał niejasne przeczucie, że jeszcze nie wszystko stracone. 
Trzy dni później znów pokonywał tą samą trasę. Cieszył się z tej wizyty. Na tylnym siedzeniu leżał pluszowy misiek i dwa bukiety kwiatów. 
Ula w ciągu tych kilku dni miała dużo czasu na przemyślenia. A i rozmowy z babcią również pomogły. W sobotnie popołudnie całą trójką wybrali się na spacer. 
Przez chwilę szli obok siebie, każde cieszyło się z tego. Aż w pewnym momencie Marek poczuł jak Ula wsuwa swoją rękę pod jego ramię. Na jego twarzy wykwitł uśmiech. Nie potrzebowali słów oraz żadnych tłumaczeń czy wyjaśnień. Każde z nich poczuło ulgę. Spacerkiem dotarli do parku gdzie był staw, w którym pluskały się pstrokate kaczki. Ula wyciągnęła kawałki bułki i wręczyła córce.
- Proszę kochanie możesz iść nakarmić ptaszki.
Marek objął Ulę w pasie przyglądając się poczynaniom swojej córki. W końcu odważył się i wyszeptał wprost do jej ucha.
- Kocham cię, i nigdy nie przestałem 
- Kocham cię - usłyszał w odpowiedzi. Jego serce skakało z radości. Był najszczęśliwszym facetem na świecie. Odzyskał wreszcie swą ukochaną. 
Wieczorem siedząc przy kuchennym stole rozmawiali z babcią informując o podjętej przez Ulę decyzji.
- Babciu postanowiłam, że wrócimy wraz z Markiem do Warszawy. 
Kobieta nie była zdziwiona takim obrotem spraw. Widziała miłość bijącą od każdego z nich. A Małgosia nie odstępowała Marka na krok. I tak cała trójka w niedzielny wieczór była już w Warszawie. 

Od tego dnia minął rok. Ula przeszła udany zabieg, przyjęła Markowe oświadczyny, a Małgosia zawojowała dziadków Dobrzańskich. Pan Cieplak nadal nie mógł wybaczyć córce tego co zrobiła. Marek był wsparciem dla swej ukochanej w każdej chwili. Pojechali jednego dnia nawet do Rysiowa aby zaprosić jej rodzinę na ślub. Oboje czuli, że nie są mile widziani. Ula bardzo to przeżyła. Marek starał się przekonać Józefa odwiedzając go ponownie kilka dni po ich wspólnej wizycie. Na nic zdały się jego wyjaśnienia i prośby aby przyjechał na ich ślub. Pan Cieplak był głuchy na słowa Marka. 

Pobrali się w pierwszą sobotę września. Ula wróciła do pracy w FD. Doczekali się kolejnego potomka. Szymon przyszedł na świat dokładnie w dwunaste urodziny Małgosi i był wierną kopią swojego taty. Marek szalał z radości. 
Wreszcie ich życie wkroczyło na właściwe tory.  Marek znów chodził uśmiechnięty. Ula i dzieci były tym czego pragnął. Również Ula odzyskała spokój. Marek wobec córki zachowywał się tak jakby chciał nadrobić te wszystkie lata nieobecności przy niej. 
W końcu udało się im stworzyć szczęśliwą, kochającą rodzinę. 
KONIEC