poniedziałek, 5 sierpnia 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część XX

KOCHANI WYJĄTKOWO DZISIAJ WSTAWIAM OSTATNIĄ CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA. TO TAKA MOJA NIESPODZIANKA DLA WAS. A OD PIĄTKU WRACAM Z OPOWIADANIAMI O "BRZYDULI".
MIŁEJ LEKTURY ŻYCZĘ. 

- Łukasz co się stało? - spytała Bożena chwilę po tym jak weszła do domu, widząc minę męża.
- Dzwonił Stefan. Dziadek w ciężkim stanie jest w szpitalu – usłyszała w odpowiedzi.
- Ale co się stało? - dopytywała
- Nie wiem – odpowiedział jej mąż.
Bożena aż przysiadła z wrażenia. Widziała załamanie męża.
- Łukasz może pojedziemy do szpitala? Tam będzie Stefan może powie nam coś więcej.
- A co z Michałem? - pytał ją mąż, chociaż widać było, że chciałby tam pojechać.
Ta nie zastanawiając się nad niczym chwyciła za telefon i zadzwoniła do Doroty. Po wyjaśnieniu koleżance w czym rzecz poprosiła o możliwość zaopiekowania się Michałem. Ta bez słowa się zgodziła. 
 
Będąc już w szpitalu Bożena wręcz przeżyła szok. To co zobaczyła spowodowało, że nie wiedziała czy łzy, które pojawiły się w jej oczach to z powodu widoku dziadka w takim stanie czy z tego jak zachowywała się jej teściowa, a córka dziadka.
Bożena przez wszystkie lata od kiedy zaczęła być z Łukaszem słyszała jaki to ten dziadek był zły, że to tyran, alkoholik i Bóg wie kto jeszcze. Kiedy okazało się, że dziadek zmienił adres i młodzi chcieli go odwiedzić ta mówiła, że skoro ten sam nie szuka z nimi kontaktu to nie ma powodu aby oni mieli go odwiedzać. A teraz gdy ten leży w ciężkim stanie po przejściu zawału ta pochylając się szlochała i powtarza.
- Tatusiu nie umieraj, nie zostawiaj nas.
Od tego dnia minęło zaledwie kilka dni, gdy dotarła do nich wiadomość, że dziadek nie żyje. Łukasz bardzo przeżył tę śmierć, bo mimo iż nie miał z nim większego kontaktu był bardzo zżyty.
A matka Łukasza kolejny raz odstawiła przedstawienie, ale to już w dniu pogrzebu. Bożena później mówiła do męża, że jego matka mogłaby pracować w zawodzie płaczki podczas takich ceremonii.
- To co odstawiła twoja matka przechodzi ludzkie pojęcie. Jak można być taką hipokrytką. Wiecznie słyszałam jaki to dziadek był zły, a później jak przyszło co do czego ona jako jedyna odstawia taki teatrzyk na pogrzebie. Przecież skoro kogoś nie lubię albo jestem zła to tak jest do końca. Stale wieszała na dziadku psy, w sądzie zeznawała przeciwko jemu, a teraz udaje wielce kochającą córkę.
Łukasz przyznawał żonie rację, bo sam nie rozumiał tego zachowania matki. Od dziecka mu wmawiała jakim złym człowiekiem jest jego dziadek. Z resztą tak samo wpajała mu o jego biologicznym ojcu. I o ile nie udało się jej zrazić do końca syna do dziadka, tak już nienawiść do ojca udało się wbić do głowy syna.
Dwa miesiące później Stefan brat teściowej Bożeny pozbył się części spadku po dziadku jaki otrzymał i podzielił te pieniądze między troje wnucząt. W ten oto sposób Łukasz miał otrzymać jakieś cztery tysiące złotych tak jak i pozostała dwójka. I wszystko było by fajnie gdyby nie to, że pieniądze trafiły nie do rąk Łukasza tylko do jego matki. Wuj tłumaczył się tym, że ich nie było i poprosił matkę Łukasza aby im je przekazała. I wtedy przeżyli szok. Ta powiedziała, że dostaną pieniądze jeśli powiedzą na co i ile potrzebują. Bożena nie wierzyła własnym uszom. Ta kobieta kolejny raz próbowała decydować za nich, ale Bożena zacisnęła tylko zęby to samo zrobił Łukasz. Doskonale wiedzieli oboje, że kłótnią nic nie wskórają, a i tak udało im się odzyskać te pieniądze. Ten zastrzyk gotówki pozwolił im na wymianę mebli. Kupili wówczas nowe meble do pokoju włącznie z nowym łóżkiem, w kuchni wymienili segment oraz część mebli syna.
Od śmierci dziadka minął jakiś rok, gdy Bożena usłyszała z ust teściowej słowa, które cięły jak ostrze.
- Jesteś złodziejką. Ukradłaś mi syna, pieniądze oraz spadek po moim ojcu.
- O czym mama mówi – pytała z niedowierzaniem w głosie Bożena.
- Gdyby Łukasz się z tobą nie ożenił wciąż by mieszkał ze mną. A ja bym miała jego rentę oraz pieniądze po śmierci ojca – wypluwała słowa niczym kobra swój jad. Dla Bożeny tego było za wiele wstała z kanapy i zabierając syna opuściła mieszkanie teściowej Łukasz uczynił to samo.
Oboje byli w szoku, nie umieli zrozumieć zachowania tej kobiety.

Z początkiem dwa tysiące piętnastego roku Bożena poszła również do pracy. Cieszyła się z tego. Dzięki temu ich życie mogło zacząć się zmieniać, ale jak się okazało pół roku później Łukasz stracił pracę. Bożena znów była załamana tym wszystkim. Ponownie w ich małżeństwo wkradła się nerwowość i kłótnie.
- Ciekawe po czym jesteś taka zmęczona? Idziesz do roboty na osiem godzin ja chodziłem na dwanaście a ostatnio nawet na szesnaście – mówił do żony jednego razu po nocnej zmianie gdy ta była zmęczona, a była to jej piąta nocka.
- Mam nadzieję, że kiedyś pójdziesz do pracy na produkcję, a wówczas porozmawiamy – nawet nie sądziła jak szybko jej słowa się spełnią.
Kilka miesięcy później Łukasz również przyjął się do pracy na produkcji w tym samym zakładzie co jego żona. A los sprawił, że pierwszy tydzień pracowali na tę samą zmianę i to w dodatku na nocną. Tylko nie na tej samej hali. Gdy we wtorek rano zakładowy bus podjechał pod drugą halę aby zabrać pracowników Bożena nie poznała własnego męża. Wyglądał tak jakby nie przepracował jednej nocki, ale przynajmniej sześć. Będąc już w domu usłyszała.
- Miśka chciałem bardzo cię przeprosić. Jestem pełen podziwu dla ciebie. Ty po pięciu nie wyglądasz tak jak ja po jednej – mówił ze skruchą w głosie. Bożena nie odezwała się słowem, ale pomyślała sobie.
- No proszę wystarczyła jedna nocka, aby zmienił zdanie.
Przez kolejne dwa lata wspólnie pracowali w tym samym zakładzie, ale na różnych zmianach. Lecz Łukasz nie mógł się przyzwyczaić do nocnej zmiany i po każdej takie dniówce spał prawie całe dnie, a Bożena tylko do południa.
Od dnia gdy zaczęli oboje pracować w ich domu zapanował spokój. Faktem było, że mieli problemy finansowe bo przez niemal sześć lat ledwo wiązali koniec z końcem, przez to powstały zaległości finansowe, ale mimo tego było jakoś spokojniej. Oboje widzieli poprawę w ich relacjach. Aczkolwiek Bożena wciąż nie do końca pozbyła się stanów depresyjnych, wówczas z pomocą przyszła znajoma.
- Bożena a może byś zaczęła pisać takie opowiadania – zaproponowała jej koleżanka, po tym jak ta kolejny raz opowiadała jej o jakimś opowiadaniu w internecie.
- No coś ty. Ja i pisanie to nie wchodzi w rachubę. W szkole nie umiałam nawet napisać dobrze wypracowania – tłumaczyła się.
- Spróbować zawsze możesz – przekonywała znajoma.
- No nie wiem. Zapewne te blogi są płatne – próbowała szukać wymówki Bożena.
- Jak nie sprawdzisz to się nie dowiesz – tłumaczyła jej koleżanka.
Po kolejnej takie rozmowie Bożena w końcu przełamała się i tak dwudziestego piątego listopada dwa tysiące szesnastego roku powstał pierwszy wpis. Z początku nic się tam nie działo, żadnych komentarzy, prawie nikt nie wchodził.
- Poczekam jeszcze trochę, może z czasem będzie lepiej – pomyślała.
Faktycznie tak też się stało. Po upływie dwóch tygodni pojawił się pierwszy komentarz, dla niej było to tylko motywacją aby pisać dalej.
W dwa tysiące siedemnastym roku przeprowadzili się do większego mieszkania, co bardzo nie spodobało się teściowej Bożeny.
- Po co wam takie wielkie mieszkanie? - pytała.
- Bo mieliśmy dość tej klitki. Dodatkowo Michał jest coraz starszy i potrzebuje swojego własnego kąta, a nie wiecznego mieszkania w kuchni – tłumaczyli jej oboje.
- Łukasz zajmował połowę kuchni i jakoś nie narzekał – próbowała przekonywać.
- Nie miałem wyjścia – odparł matce, co rzecz jasna bardzo jej się nie spodobało.
Fakt to mieszkanie było ogromne w porównaniu do tego poprzedniego. Duża kuchnia, cztery pokoje, dwie łazienki i ogródek. A opłaty nie takie wysokie w porównaniu do tej kawalerki gdzie mieszkali. Lecz teściowa przez dłuższy jeszcze czas wyrażała swoje nie zadowolenie z tego co zrobili. Potrafiła nawet pokłócić się z nimi o to mieszkanie w Święta Bożego Narodzenia. Rzecz jasna najbardziej oberwało się Bożenie. Twierdziła bowiem, że Łukasz robi wszystko to co ona chce i jak ona mówi.
Jak się okazało ta przeprowadzka była im potrzebna. Nagle jakby ręką odjął znikło napięcie a w ich życie wkradł się spokój, ustały kłótnie, jakieś sprzeczki, zniknął niepokój. I mimo, że kłopoty finansowe wciąż były, oni byli tacy jak na początku ich związku. Oboje pracują, Bożena pisze wciąż bloga, ale teraz jest to jej pasja, Łukasz zmienił pracę.

Był wtorek piąty lutego dwa tysiące dziewiętnastego roku godzina szesnasta z minutami. Ta data i godzina chyba już na zawsze wryła się w pamięć Bożeny. Tego dnia ona była w pracy na popołudniową zmianę. Stała przy jednej z maszyn, gdy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości na Messengera
- Bożena kiedy pogrzeb wujka? – odczytała i nie miała pojęcia o co chodzi. Ta wiadomość była od jej kuzynki z Radomska. Pomyślała, że chodzi o męża siostry jej ojca. Za chwilę kuzynka dzwoniła.
- Dziewczyny ja na chwilę schodzę – poinformowała koleżanki i poszła oddzwonić.
- Bożena, kiedy pogrzeb twojego taty? - usłyszała płaczliwy głos kuzynki.
- O czym ty do mnie mówisz? - mówiła zdziwiona Bożena.
- Dzwoniła ciocia i mówiła, że twój tata wczoraj umarł – usłyszała.
- Ja o niczym nie wiem. Posłuchaj ja zaraz zadzwonię do mamy i dowiem się wszystkiego – odpowiedziała kuzynce, pożegnała się z nią. Kilka razy próbowała się dodzwonić do matki, ale bezskutecznie.
- Sylwia? - podeszła do jednej z dziewczyn – chyba zmarł mój ojciec – rzekła.
- Jak to chyba? - pytała brygadzistka.
Bożena wyjaśniła jej o co chodzi. Obie weszły do toalety aby próbować dodzwonić się do matki Bożeny.
- Mamo podobno tata nie żyje? - pytała matki, gdy tylko udało się do niej dodzwonić.
- Podobno tak. Mają mu robić sekcję zwłok – usłyszała odpowiedz
- A nie mogłaś do mnie zadzwonić, ty cholerna alkoholiczko? - Bożena krzyczała do słuchawki na matkę. Jej głos mówił, że ta jest pijana.
- No przecież dzwonię – odpowiedziała jej matka.
Po tym zaraz poszła wraz z Sylwią do kierowniczki z informacją co się wydarzyło, a ta natychmiast kazała wypisać zwolnienie w tym dniu z pracy i jechać do domu.
W tym czasie okazało się, że matka zasłabła na ulicy i ktoś musi ją zabrać z karetki, bo ta nie chce iść do szpitala. Bożena prosto z pracy pojechała ją odebrać i odstawiła do domu. Następnego dnia wraz z Łukaszem zaczęli załatwiać sprawy związane z pogrzebem ojca. Pod wieczór przyjechał Przemek wraz z dziewczyną, który od sześciu lat mieszka pod Poznaniem.
- Siostra czy coś zostanie z zasiłku po tacie? - Bożena spojrzała na brata i nie mogła uwierzyć w to co on mówi.
- Żartujesz? Jeszcze trzeba dopłacić pięćset złotych i to ty to zrobisz – oznajmiła bratu.
- Ale ja nie mam teraz tyle pieniędzy – usłyszała.
- Mam to gdzieś albo się dokładasz, albo go nie pochowamy – postawiła sprawę jasno.
W czwartek znali już datę pogrzebu miał się odbyć ósmego lutego. Również w czwartek miała sprzeczkę z dziewczyną brata.
- Powinnaś bardziej zainteresować się rodzicami. I przynajmniej raz w tygodniu do nich zajrzeć – usłyszała.
Posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. Nie wiesz jak było w naszej rodzinie.
- Trochę wiem, bo Przemek mi opowiadał - przerwała Bożenie
- Już widzę jak on opowiedział ci wszystko. Nigdy nie poznałaś mojego ojca, matkę widzisz po raz pierwszy. Więc nie wpieprzaj się. Oni oprócz mnie mają jeszcze syna.
- No tak, ale wiesz, że mieszkamy pięć godzin drogi stąd – weszła jej ponownie w słowo
- I co to ma do znaczenia. Przez sześć lat nie dzwonił, nie pisał ani nie przyjeżdżał. Więc się nie wpieprzaj mówię to po raz kolejny – Bożena była wściekła, jak ta małolata może jej mówić jak ma postępować z własnymi rodzicami.
W przeddzień pogrzebu poinformowała brata oraz siostrę ojca mieszkającą również w Sosnowcu, że ona nie organizuje stypy, bo nie ma już pieniędzy.
- Przecież masz duże mieszkanie – padło z ust ciotki.
- I co to ma za znaczenie? Powiedziałam, że nie robię i już – odparła. Na to ciotka rzekła.
- W taki razie ja swoich zabieram do siebie po pogrzebie - usłyszała od ciotki i poczuła się tak jakby dostała w twarz.
Na cmentarzu, gdy odprowadzali prochy ojca na grób chwyciła matkę pod ramię, a ta tylko rzekła.
- Spierdalaj chcę iść z Przemkiem – Bożena tylko zacisnęła zęby i odeszła.
Po wszystkim ciotka zabrała rodzinę ze strony ojca i pojechała z nimi do siebie do domu. Bożena wraz pozostałą częścią rodziny pojechali najpierw do domu matki, ze względu na ojca Agaty, a następnie Bożena zabrała ich do siebie, matka nie chciała nigdzie iść.
Przemek wraz z dziewczyną opuścili dom matki jako pierwsi mówiąc, że on przyjedzie za miesiąc. A teraz muszą już jechać bo został wezwany do pracy. W te jego tłumaczenia jakoś nie uwierzyli Bożena z Łukaszem, ale woleli to przemilczeć.
Bożena umówiła się z matką, że przyjedzie do niej za dwa dni z obiadem. Ale następnego dnia Bożena odebrała telefon od ciotki, czy ta nie wie gdzie jest Agata.
- Bożena jesteśmy pod ich domem, ale nikt nie odbiera telefonu i nie otwiera drzwi.
- Mamy u nas nie ma. Może poszła gdzieś na zakupy albo na cmentarz.
Ale ciotka twierdziła, iż umawiała się z matką, że przyjedzie do niej.
Po półgodzinie Bożena wraz z Łukaszem zjawiła się pod domem matki. Pięć minut później już dzwoniła na straż pożarną z informacją, że nie wie co się stało z matką i wyjaśniła co działo się w ostatnich dniach.
Po kilku minutach przyjechała straż oraz pogotowie i czekali jeszcze na policję. Po przyjechaniu tych ostatnich i wyjaśnieniu wszystkiego postanowiono, że straż za zgodą Bożeny będzie próbowała otworzyć okno i gdy tylko to uczyniono wszedł na okno policjant i poinformował, że matka Bożeny leży na łóżku i wygląda na martwą, ale nie jest wstanie wejść do środka ze względu na psa.
- Proszę mi pomóc wejść – zwróciła się Bożena do funkcjonariusza – ja wypuszczę psa na zewnątrz.
Strażak podniósł Bożenę a policjant za rękę podciągał ją do góry, gdy zaczepiła ją ciotka i rzekła.
- Bożena pilnuj w piątek piętnastego listonosza, bo matka była mi winna sto złotych – Bożena oraz ci dwaj mężczyźni byli w szoku, ale żaden nie odezwał się.
Faktycznie Agata była martwa, ale po zdanym raporcie przez policjantów prokurator odstąpił od czynności w postaci sekcji zwłok. Okna i drzwi były zamknięte od wewnątrz. Pogrzeb matki odbył się trzynastego lutego.
Ale oczywiście teściowa Bożeny nie była by sobą, gdyby nie wtrąciła się.
W poniedziałek zadzwoniła popołudniu i kazała Bożenie, Łukaszowi, Michałowi oraz bratu Bożeny po pogrzebie poczekać, bo ma im coś do powiedzenia. Bożena poinformowała o tym brata we wtorek.
- Powiedz jej, żeby się nie wtrącała. To byli nasi rodzice, pochowajmy mamę i miejmy już to z głowy – poinformował ją. Takiego samego zdania byli również Bożena z Łukaszem.
- Mamo, Przemek powiedział aby mama się nie wtrącała i dała spokój. My również z Łukaszem tak myślimy – poinformowała ją Bożena dzień przed pogrzebem.
- Ty kurwo wiecznie się wtrącasz w sprawy moje i mojego dziecka – zaczęła Bożenę wyzywać teściowa.
- Jak mamie nie pasuje to może mama nie przychodzić na pogrzeb – rzuciła Bożena i rozłączyła się po czym zadzwoniła do męża i opowiedziała o przebiegu rozmowy z jego matką.

Po pogrzebie Bożena poczuła jakąś dziwną ulgę na sercu.
- Wiesz Łukasz to jest dziwne – mówiła następnego dnia po pogrzebie.
- Ale co jest dziwne? - nie rozumiał co żona ma na myśli.
- Zobacz zamarł ojciec zaraz po nim matka, a ja nawet łzy nie uroniłam, wręcz przeciwnie odetchnęłam z ulgą. Ja chyba nie mam uczuć – wyjaśniła mężowi.
- To nie tak miśka. Oni sami sprawili, że tak postępowałaś wobec nich. Dodatkowy oni się ciebie wyparli. Po pierwsze mówiła ci o tym ta ich sąsiadka gdy czekałaś na samochód z zakładu pogrzebowego a dwa oni wyrzucili wszystkie twoje zdjęcia.
Ta wypowiedź męża przywróciła wspomnienia z tej soboty, gdy czekała na karawan.
- Dobry wieczór. Kim pani jest i co tu robi? - usłyszała głos starszej kobiety kiedy stała przed wejściem do domu rodziców i czekała na karawan.
- Dobry wieczór. Jestem córką Zygmunta i Agaty. Właśnie czekam na samochód z zakładu pogrzebowego. Bo mama zmarła - odparła kobiecie.
- Ale oni nie mieli córki tylko syna - usłyszała.
- Skąd pani ma takie informacje? - dopytywała sąsiadki.
- Widziałam w pokoju na półce zdjęcie młodego mężczyzny oraz małego chłopca. I oboje zawsze wspominali o synu, a o córce nigdy  - odparła.
- Ten mężczyzna to mój brat, a ich syn, natomiast chłopiec jest moim synem - odpowiedziała.
- A gdzie jest Zygmunt? - padło kolejne pytanie z ust starszej kobiety.
- Przecież wczoraj był jego pogrzeb - odpowiedziała Bożena.
- Jaki pogrzeb. My o niczym nie wiedzieliśmy - odparła ta druga.
- Przecież mój brat wraz z dziewczyną mieli zająć się rozwieszeniem klepsydr - oznajmiła Bożena. 
Kobieta w końcu poszła do domu, a Bożena została sama. 
To był pierwszy szok jaki przeżyła, a drugi nastąpił w następnych dniach, gdy opróżniając mieszkanie z rzeczy po rodzicach nigdzie nie natknęli się na zdjęcia Bożeny były tylko te przedstawiające samego Przemka i ich samych.

Od śmierci rodziców Bożena nie pokazała się na cmentarzu ani razu a to już pół roku. Wie tylko, że Przemek miał stawiać im pomnik, ale czy tak się stało nie wie. Ona nie czuje takiej potrzeby. 
Kiedyś powiedziała do swojego męża, że teraz już jedynie co ją łączy z tą rodziną to tylko nazwisko panieńskie. Z resztą od pogrzebu matki nikt nawet nie zadzwonił ani od strony ojca, ani od strony matki. Wygląda to tak jakby całkowicie przestała dla nich istnieć. Nawet Przemek nie kontaktuje się z siostrą. Z początku było jej ciężko, ale teraz jest znacznie lepiej. Łukasz się całkiem zmienił, nawet przeprosił za swoje zachowanie i jest dla niej dużym wsparciem. Michał ma już piętnaście lat i dostał się do szkoły średniej.
KONIEC.

8 komentarzy:

  1. Pięknie to napisałaś. Mam wrażenie, że pisałaś swoją historię. Mam rację?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało.
      Pozdrawiam serdecznie.
      Julita

      Usuń
  2. Po raz pierwszy się cieszę, że zakończyłaś to opowiadanie. To co przeszła Bożena w dzieciństwie, wieku młodzieńczym i już jako dorosła kobieta po prostu powoduje, że cierpnie mi skóra. Może dlatego, że moje dzieciństwo było kompletnie inne a w rodzinie mimo, że niepełnej panowała zawsze miłość i zrozumienie. Ja i brat traktowani byliśmy jednakowo i żadne z nas nie było wyróżniane. W Twojej historii nie ma żadnych więzi rodzinnych. Są tylko niezdrowe relacje, które rodzą wręcz zawiść i nienawiść. Rodzice Bożeny to całkowita patologia i degrengolada. Mózgi zamienione przez alkohol w paćkę, niezdolne do samodzielnego myślenia. Zarówno oni jak i teściowa Bożeny, (która chyba nie pije, ale posiada inne wady np. chciwość), to ludzie z marginesu, w których dominuje kompletny brak pokory. Są roszczeniowi, chcą nieswoich pieniędzy, bo można za nie kupić sporo wódki i dzięki temu wpaść w ten błogi stan upojenia. Ohyda! Jestem pełna podziwu dla Bożeny, że potrafiła wyrwać się z tego zaklętego kręgu opilstwa i podłego traktowania. Nie musi mieć wyrzutów sumienia z powodu śmierci rodziców. Zmarli na swoje własne życzenie i pracowali na tę śmierć przez całe życie w pocie czoła. Teraz jeszcze Bożena powinna zerwać wszelkie kontakty ze swoją teściową, bo wcale nie jest lepsza od jej rodziców a nawet chyba gorsza, bo ma potworne parcie na kasę. Nie jest jeszcze chyba tak wiekowa, żeby nie mogła pracować. Niektórzy ciągną do roboty nawet po siedemdziesiątce. Jeśli Bożena przestanie z nią utrzymywać jakiekolwiek relacje, to będzie dzięki temu zdrowsza psychicznie a jej depresja odejdzie w niebyt. Powinna o tym pomyśleć. Dobrze, że pisze bloga. On zawsze spełnia funkcję terapeutyczną. Wiem po sobie, choć nigdy nie miałam tak ciężkich przeżyć z rodziną jak bohaterka opowiadania. Ja życzę jej wszystkiego najlepszego i dużo szczęścia w życiu.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teściowa Bożeny to typowy przykład nieroba, który ino patrzy jak wyrwać jak najwięcej kasy od państwa, dodatkowo przeszła udar. Nie rozpisywałam się o tym, bo w pewnym momencie sama chciałam skończyć to opowiadanie. A dlaczego to sama wiesz.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i komentarz.
      Cieplutko pozdrawiam w środku nocy z poniedziałku na wtorek.
      Julita.

      Usuń
  3. Julito tak też myślałam, że to Twoja historia, już w komentarzu po pierwszym rozdziale Ci to napisałam. Chociaż po nocnych wpisach myślałam, że jesteś pielęgniarką, intuicja mnie zawiodła.
    Nie mniej jednak chylę czoła i podziwiam, że po tylu przejściach dałaś radę swoje przeżycia przenieś na papier. Tu podziękowania dla Twojej znajomej Doroty, że tknęła w Ciebie chęć pisania. Choć rzeczywiście na początku, sprawdziłam, brakowało komentarzy, to jednak Cię to nie zniechęciło i teraz możemy czytać napisane przez Ciebie wspaniałe i ciekawe opowiadania. Tak trzymaj, bo zapewne wiele to zmieniło w Twoim życiu.
    Z drugiej zaś strony dziewczyno, że Ty to wszystko przeżyłaś, to naprawdę szacunek.
    Kiedy pomyślę o teściowej, jak to mówią „scyzoryk w kieszeni mi się otwiera”. Ona przechodzi czasami w swojej wredności i głupocie samą siebie. Najpierw „rozpacz” w szpitalu i na pogrzebie, potem jej zachowanie przy przekazaniu spadku po dziadku Łukasza, a na koniec słowa cytując … jesteś złodziejką. Ukradłaś mi syna, pieniądze oraz spadek po moim ojcu”, no większej bezczelności nie widziałam, chyba u mojego zmarłego teścia i teściowej. Miałam z nim trochę na pieńku, bo oni również uważali, że wszystko co mój mąż robił aby polepszyło się nam życie to przeze mnie, ot po prostu się od teściów odcięłam i z głowy. Teściowa choć żyje to nasze stosunki są, jak określam po japońsku-jako tako. Teść nawet nie zasłużył na moją pamięć. Mąż miał wybór albo ja i dzieci, albo jak ja to mawiałam „mamunia i tatunio”. Wybrał oczywiście pierwszą opcję. Naprawdę nie miej wyrzutów ani w stosunku do teściowej, ani do swoich rodziców. Nie powinno się mówić źle o zmarłych, ale ani Agata ani Zygmunt nie byli dla Ciebie oparciem. Co do dziewczyny Przemka i jego samego szkoda słów.
    Żyj dziewczyno swoim życiem, bo teraz jak piszesz jest OK, życzę wam obojgu dużo szczęścia i jak najmniej trosk.
    Dziękuje za to niezwykłe emocjonalne opowiadanie, ściskam gorąco, Agata



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak Bożena to ja, ale imiona wszystkich bohaterów są zmienione. Przelanie tego wszystkiego na papier miało pomóc mi z uporaniem się z tym wszystkim. Nie pisałam już o tym, ale nie umiałam sobie z tym wszystkim poradzić i wówczas pewne osoby podsunęły mi pomysł aby to opisać. Chociaż były chwile zwątpienia, bo musiałam wracać do bolesnych, trudnych chwil a tych było co nie miara. Jestem pracownikiem produkcyjnym nigdy nie chciałam być pielęgniarką na widok krwi najzwyczajniej w świecie mdleję.
      Dziękuję za słowa otuchy, i że dotrwałaś do końca tego trudnego opowiadania.
      Dziękuję Ci za odwiedziny oraz wpis i mam nadzieję, że nadal będziesz śledzić mój blog.
      Cieplutko pozdrawiam w środowe popołudnie.
      Julita.

      Usuń
  4. Julito nie ma opcji żebym nie śledziła twojego bloga,piszesz świetnie, opowiadania są ciekawe a dla mnie czytanie opowiadań o Brzyduli to taki mały "narkotyk". Już nie mogę się doczekać kolejnego.
    Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielka odwaga napisać opowiadanie o sobie. Wielki szacunek. Oby negatywni bohaterowie nie mieli żalu. Życzę ci samych pomyślności w dalszym życiu i powodzenia z pokonaniem choroby.
    pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń