piątek, 31 maja 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część XII

- Przyjechałem bo brakuje mi ciebie Bożenko – usłyszała w odpowiedzi.
- Ale mnie ciebie nie brakuje – odparła hardo. Pojawienie się tego człowieka spowodowało, że dobry humor wyparował z niej w ciągu sekundy.
- Nie mów tak – powiedział mężczyzna przysuwając się do niej coraz bardziej.
- Daj mi spokój. Dobrze wiesz, że nie wrócę do ciebie – mówiła podniesionym głosem.
- Ale ja słyszałem, że od naszego rozstania jesteś sama – nie dawał za wygraną.
- To masz złe informacje. Wracaj tam skąd przyszedłeś i nie pokazuj mi się na oczy – wysyczała przez zęby.
- Jeszcze będziesz chciała abym z tobą był – padło z ust mężczyzny.
- Twoje niespełnione marzenie – odparła i odwróciwszy się na pięcie odeszła. Doskonale wiedziała, kto naopowiadał temu chłopakowi to wszystko. To ta sama dziewczyna, która ich ze sobą poznała.
Wróciła do domu przebrała się i wyszła przed blok na ławkę. Wróciła myślami do wydarzeń tego dnia.
- Poza tym jednym niemiłym incydentem muszę przyznać, że całe popołudnie było bardzo udane… - rozmyślała.
- Co tak sama tu siedzisz? - usłyszała za plecami.
- O Gabi… Witaj. Dawno cię nie widziałam – przywitała się z koleżanką z bloku obok.
- Tak ostatnio więcej czasu spędzam u babci – odparła.
- A co u niej słychać? - pytała Bożenka, bo znała babcię koleżanki.
- Trochę niedomaga, ale w końcu ma już swoje lata – odpowiedziała jej Gabi. – A ty co taka sama, rodzice wciąż nie dają ci żyć? - dociekała koleżanka.
- Wiesz…, oni już chyba się nie zmienią. Dzisiaj miałam przeprawę ze starym.
- Co znowu wymyślił? - dopytywała Gabi.
- Nie podobało mu się to jak się ubrałam – mówiła, a widząc pytający wzrok koleżanki kontynuowała – poznałam chłopaka i umówiłam się z nim na dzisiaj. Ubrałam krótką, czarną spódniczkę i bluzkę z krótkim rękawem, a ten zaczął się na mnie drzeć i kazał się przebrać. Gdyby nie matka to byłyby nici z mojego wyjścia.
- Super, że kogoś poznałaś. A jak poszła randka? Znam go? - zapytała Gabi.
Bożenka nawet lubiła tę dziewczynę, mimo że ta była młodsza od niej samej o dwa lata, chociaż mentalnie wydawała się czasem być bardziej dorosła od swoich rówieśniczek. Mogło to wynikać z nieciekawej sytuacji rodzinnej.
- Było super – rzekła rozmarzonym głosem Bożena - a na koniec poprosił mnie, abym została jego dziewczyną. Myślę, że widziałaś go, ale czy go znasz to nie wiem. On pracuje w tej firmie która wymienia nam rury – odpowiedziała – A jak twój chłopak? – zapytała.
- Rozstaliśmy się. Po tym co zrobił jest u mnie spalony – odpowiedziała Gabi.
- To znaczy?
- Pojechał na dyskotekę razem ze mną i najpierw się upił, a później mnie uderzył.
- A to podły drań. Dobrze zrobiłaś rozstając się z nim. Nie martw się jeszcze znajdziesz tego wymarzonego – pocieszała ją nie zdając sobie sprawy jak prorocze to będą słowa.

Czas płynął związek Bożeny i Dominika rozwijał się. Widywali się codziennie. Jej ojciec już wiedział, że ona ma chłopaka, lecz po jego minie widać było, że nie jest z tego zbyt zadowolony. Kilka razy nawet były z tego powodu awantury. Kiedy któregoś dnia zobaczył jak na przywitanie Bożenka całuje się z chłopakiem, niewiele brakowało, żeby dostała szlaban na wyjście z domu.


Był początek ciepłego lipca. Wraz z Dominikiem wybrała się na spacer do parku.
- W sierpniu moja kuzyna wychodzi za mąż – usłyszała od niego.
- To fajnie, przynajmniej się pobawisz – rzekła.
Dominik spojrzał na nią i po chwili rzekł
- Sądziłem, że pojedziesz razem ze mną. Wczoraj dostałem od nich zaproszenie i jest tam wyraźnie napisane „wraz z osobą towarzyszącą”.
- Mój tata się nie zgodzi – odparła ze smutkiem w głosie.
- Pogadaj z nim – prosił.
Wieczorem, gdy była już w domu postanowiła porozmawiać z rodzicami na temat tego wyjazdu.
- Chciałam  was zapytać, czy mogę wraz z Dominikiem i jego rodzicami w sierpniu jechać na wesele jego kuzynki – wykrztusiła niepewnie.
- Nie ma mowy. On sobie niech jedzie, a ty siedzisz w domu – grzmiał ojciec.
- Ale on jest zaproszony z osobą towarzyszącą – tłumaczyła.
- Powiedziałem coś, prawda?! – krzyknął.
- Niech jedzie. Jest przecież dorosła, a Dominik to jej chłopak – matka była odmiennego zdania.
- Powiedziałem kurwa, że nie to nie! – krzyczał.
Bożena wiedziała, że dalsza rozmowa z ojcem nie ma sensu. Następnego dnia spotkała się z chłopakiem i opowiedziała mu jej przebieg.
- Spokojnie, ja z nim spróbuję pogadać – uspakajał ją Dominik.
- To nic nie da, jeszcze bardziej się wścieknie. On chyba tylko zgodziłby się na ten wyjazd, gdybym była twoją narzeczoną – mówiła z płaczem.
Ten tak jak obiecał, porozmawiał z Zygmuntem. Dziwne było, że po tej rozmowie ojciec zgodził się na ten wyjazd i inaczej zaczął patrzeć na chłopaka swojej córki. Dziewczyna próbowała dowiedzieć się co takiego powiedział jej ojcu Dominik. W końcu ten przekazał jej treść rozmowy.
- Powiedziałem mu, że na święta planuję ci się oświadczyć.
Bożena spojrzała na niego z niedowierzaniem. Później zastanawiała się, czy jej chłopak rzeczywiście myśli poważnie o tych oświadczynach, a może tylko tak powiedział jej ojcu na odczepne?.

Był trzydziesty lipca. Niby zwykły dzień jak każdy inny, a jednak z tym dniem wiązało się coś więcej. Bożenka właśnie dzisiaj miała po raz pierwszy gościć w domu Dominika. Drzwi otworzył jej on sam i przywitał się z nią całując jej usta.
- Witaj – wyszeptał. – Cieszę się, że jesteś.
Chwilę później została przedstawiona jego rodzicom. Dominik na krótką chwilę zniknął, aby ponownie pojawić się z kwiatami i ozdobną torebeczką.
- Z okazji imienin wszystkiego najlepszego – usłyszała, a w jej oczach momentalnie pokazały się łzy. Była wzruszona tym bardziej, że nie wspominała mu kiedy ma imieniny. On wiedział tylko o dacie jej urodzin. Oprócz kwiatów otrzymała również książkę Bolesława Leśmiana „Cudotwory miłosne”. Jego rodzice także mieli dla niej prezent. Ten dzień był dla niej czymś wspaniałym. Czuła się wyjątkowo, bo ktoś po raz pierwszy w jej życiu zrobił coś dla niej. To było takie inne i niebywałe zwłaszcza, że w ogóle się tego nie spodziewała. 

 
W domu niezmiennie traktowano ją jak zło konieczne, ale dzięki Dominikowi zaczęła się częściej uśmiechać. Widzieli to ludzie z jej otoczenia. Niektórzy życzyli jej, aby tak już pozostało, ale i byli tacy co zazdrościli. Opinie tych drugich starała się bagatelizować.

Nastał wrzesień co spowodowało iż mieli mniej czasu dla siebie. Bożena zaczęła ostatnią klasę liceum, a Dominik zmienił pracę i teraz pracował w firmie ochroniarskiej w systemie zmianowym. To nie ułatwiało im częstych spotkań. Pod koniec września stało się coś , co zachwiało wiarę Bożenki w Dominika.
Zaczęło się od smutnej wiadomości, która dotarła do Bożenki i jej klasy.
- Edyta co się dzieje z Karoliną? Miała przecież już wrócić ze szpitala i znów podjąć naukę – pytała Bożena wraz z Justyną.
- To wy nic nie wiecie? – Edyta omiotła dziewczyny zdziwionym spojrzeniem. Obie jednocześnie pokręciły przecząco głowami.
- Karolina wczoraj zmarła – Edyta wykrztusiła tę straszną wiadomość niemal szeptem.
- Chwila, jak to zmarła? – pytała płaczliwym głosem Bożena. - Przecież ona miała dziś wrócić do szkoły.
- Dwa dni temu zemdlała w domu. Jej rodzice wzywali pogotowie. Kiedy ją zabierali, wciąż była nieprzytomna. W szpitalu podpięli ją do aparatury, ale po badaniach stwierdzili, że ona już nie żyje i jej tata wyraził zgodę na odłączenie jej od respiratora – wyjaśniła im dziewczyna.
Ta wiadomość bardzo wstrząsnęła Bożenką. Podzieliła się nią z Dominikiem, ale on odparł tylko
- Bożena, tak już jest. Każdy z nas kiedyś umrze.
Była w szoku. Sądziła, że on ją pocieszy, doda otuchy a on po prostu to zbagatelizował a przynajmniej tak jej się wydawało. Była na niego zła, ale ta złość szybko z niej wyparowała i znowu było jak dawniej.

Na miesiąc przed grudniowymi świętami Zygmunt wyjechał do sanatorium na rehabilitację. Dla Bożeny to był czas oddechu i spokoju. Owszem Agata wciąż piła, ale w domu było znacznie spokojniej.
W końcu nadeszły święta i w ich drugi dzień Dominik wraz z rodzicami przyjechał do rodzinnego domu Bożeny po to, żeby uroczyście się jej oświadczyć, a ona te oświadczyny przyjęła. Oprócz jej brata i rodziców świadkiem tego wydarzenia była siostra Zygmunta wraz z mężem. Bożena sprzeciwiała się ich obecności, ale niewiele wskórała, bo ojciec nawet nie chciał o tym słyszeć.
- To na kiedy planujecie ślub? - padło z ust ciotki.
- Myślimy o lipcu. Bożena będzie już po szkole i spokojnie będzie można zrobić wesele – padło z ust Dominika.
Dla samej Bożenki to było jak najpiękniejszy sen, z którego nie chciała się obudzić.
CDN...

piątek, 24 maja 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część XI

Z uśmiechem na ustach pokiwała twierdząco głową i zatrzymała się tuż przed wejściem do swojego bloku.
- Nazywam się Dominik a ty?
- Bożena.
- Już myślałem, że dziś znów cię nie zobaczę – rzekł jakimś dziwnym tonem głosu.
- Wczoraj późno kończyłam szkołę. Dzisiaj skończyłam wcześniej, bo nauczycielka historii była na wyjeździe ze swoją klasą – odparła.
- Ty zawsze tak późno wracasz?
- Zazwyczaj, a w środy dopiero wieczorem.
Chciał coś jeszcze powiedzieć lecz usłyszeli jak wołają go koledzy.
- Przepraszam cię, ale muszę wracać do pracy.
- Nic nie szkodzi. Ja również muszę już iść – odpowiedziała.
Była już w progu, gdy usłyszała za plecami głos Dominika.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Może tak…
Weszła do mieszkania z twarzą rozciągniętą w szerokim uśmiechu.
- A coś ty taka uradowana? - usłyszała.
- Nie nic… Po prostu mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor – odparła wymijająco matce.
Nie uważała, że powinna się jej zwierzać.
- Jak już jesteś to może poszłabyś do sklepu, bo nie kupiłam żadnej surówki do obiadu.
Bożena bez słowa zgodziła się.
- Boże co się ze mną dzieje? - zastanawiała się.
Nawet wyjście tego dnia z psem było czymś co ją cieszyło a co dotychczas uważała za jakiś dopust boży. Tego dnia nie potrafiła nawet skupić się nad lekcjami.
Było kilka minut przed piętnastą, gdy postanowiła wyjść z domu. Niby nic takiego. Z lekcjami się uporała, ale zostało jeszcze powtórzenie materiału na poniedziałek. Postanowiła zostawić to na niedzielne przedpołudnie. Najzwyczajniej w świecie chciała zobaczyć jeszcze raz Dominika. Jeśli nawet nie byłoby im dane tego dnia już pogadać, to przynajmniej go zobaczy. Nie rozumiała sama siebie.
- Coś z moją głową chyba nie tak. Zamiast siedzieć nad książkami ja lecę na dwór, aby pogapić się na jakiegoś gościa – rugała się w myślach siedząc na ławce.
- O czym tak rozmyślasz? - usłyszała za plecami. Odwróciła się z uśmiechem, bo już znała ten głos.
- Tak sobie siedzę. Ładna pogoda, to szkoda siedzieć w domu – odparła.
- To fakt.
- Wy już po pracy? - zadała jak się zdawało głupie pytanie, ale w tamtej chwili nie przychodziło jej nic innego do głowy.
- Tak na dzisiaj już koniec – odparł - Masz może jutro czas? - zapytał po chwili.
Spojrzała na chłopaka i przez moment nie umiała wydusić z siebie słowa. Czyżby chciał się umówić?
- Raczej tak, ale dopiero popołudniu – wyjąkała.
- Świetnie, to może byśmy się spotkali. Ja bym przyjechał po ciebie tak około szesnastej.
- Może być – odparła.
- Dziękuję. Dziś się już pożegnam. Właśnie przyjechał po nas samochód – wyciągnął do niej dłoń. Podała mu swoją i lekko uścisnęła.
Przez resztę dnia zastanawiała się czy dobrze zrobiła umawiając się na randkę z Dominikiem. Naprawdę jej się podobał ten szczupły, wysoki z burzą kręconych włosów i szczerym spojrzeniem, chłopak. Wieczorem jednak wpadła w panikę.
- Co ja jutro ubiorę? Przecież nie mam nic takiego, co mogłabym ubrać na randkę.
Zerwała się z krzesła i zaczęła przeglądać zawartość swojej szafy. To jej zachowanie zdziwiło Zygmunta.
- Co ty robisz?
- Przeglądam szafy, bo jestem na jutro umówiona z koleżankami z podstawówki – skłamała ojcu. Wiedziała doskonale, że gdyby powiedziała prawdę to jutrzejsze wyjście stałoby pod znakiem zapytania. Nie chciała przed rodzicami nic ukrywać, ale jeśli miałaby już wybierać, to na temat tej randki wolała porozmawiać z matką, której akurat nie było, bo pracowała na popołudniową zmianę.
W końcu znalazła coś, co mogła na siebie włożyć. Wybrała spódnicę sięgającą do połowy uda a do niej bluzeczkę z krótkim rękawem. Jeszcze nie miała pojęcia, że tym strojem wywoła awanturę w domu.
- Mamusiu czy mogę skorzystać z twojego dezodorantu? - poprosiła matkę, gdy przebrana szykowała się do wyjścia. Agata zgodziła się. Już wiedziała dokąd wybiera się córka.
- Mamusiu umówiłam się na dzisiaj z chłopakiem – powiedziała matce, gdy obie poszły na zakupy. Często tak bywało, że w sobotnie przedpołudnie dziewczyna towarzyszyła matce podczas zakupów.
- Co to za chłopak? – matka wykazała zainteresowanie.
- To jeden z tych robotników – odparła.
- Wiesz, że ojciec tego nie pochwali?
- Tak wiem – odparła ze smutkiem w głosie.
- Dobrze, zrobimy tak: powiemy mu, że idziesz do koleżanki – wpadła na pomysł matka. Bożenka nie chciała przyznać się, że to samo powiedziała ojcu dzień wcześniej.
- Dziękuję – wydukała.
- Ale masz wrócić o przyzwoitej porze – dodała.
- Najpóźniej będę o dwudziestej – odpowiedziała. Agata przystała na tę godzinę
- Coś ty na siebie włożyła? - usłyszała surowy ton głosu ojca i już wiedziała, że ma przechlapane .
- No co?
- Natychmiast masz się przebrać – grzmiał Zygmunt.
- Zygmunt przestań – stanęła w jej obronie matka.
- Czy ty nie widzisz jak ona wygląda!? - teraz wrzeszczał na żonę.
- Normalnie – wyartykułowała z naciskiem. - . Ona ma już osiemnaście lat. Jest dorosła – odparła jeszcze dość spokojnie kobieta.
- I co z tego? - padały kolejne pytania. Sama Bożena stała i zalewała się łzami.
- No tak córunia tatunia. Gdybyś tylko mógł to zamknąłbyś ją na klucz w domu i kazał chodzić w worku pokutnym! –Agata coraz bardziej podnosiła głos.
Tę kłótnię przerwało pukanie do drzwi.
- Bożena do ciebie – usłyszała głos brata.
Podeszła do drzwi, a w nich ujrzała koleżankę z klatki obok.
- Bożena jakiś facet prosił, abym przekazała ci, że czeka na ciebie na dole – usłyszała.
- Powiedz mu, że zejdę za pięć minut – odpowiedziała koleżance.
W pośpiechu ruszyła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i wybiegła z domu.
- Cześć – przywitali się jednocześnie.
- Czemu masz zapłakane oczy? – Dominik przyglądał jej się z troską
- Przed twoim przyjściem oglądałam film, na którym zawsze się wzruszam – skłamała. Nie chciała, żeby wiedział o tym jakie ona ma ciężkie życie a przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Taka z ciebie romantyczka? Dobrze wiedzieć – rzekł. – Co robimy zresztą popołudnia? – zapytał.
Ruszyli spacerkiem w kierunku parku. Bożenka w końcu wyciszyła te złe emocje i nieco rozluźniła się. Spacerowali już jakiś czas, gdy Dominik zaproponował herbatę i ciastko w niewielkiej knajpce znajdującej się niedaleko parku. Zgodziła się.
Siedząc przy kawiarnianym stoliku oboje usiłowali dowiedzieć się czegoś o sobie. Poznawali się. Najpierw ona dowiedziała się trochę o nim i w rewanżu rzuciła również garść informacji o sobie, chociaż zrobiła to dość wybiórczo. Wyznała mu wprawdzie, że rodzice lubią zaglądać do kieliszka, ale już nie powiedziała jak traktują ją samą. Kiedy wyszli z lokalu przed ich oczami ukazała się starsza pani z kwiatami. Dominik niewiele myśląc kupił od kobiety jedną różę.
- Proszę to dla ciebie – rzekł i wręczył kwiat dziewczynie.
- Dziękuję – odparła zawstydzona.
Wracali. Było już po osiemnastej. Spacerkiem dotarli w pobliże jej osiedla.
- Odprowadzisz mnie na przystanek? - zapytał.
- Jasne, chodźmy – odparła.
Do przyjazdu autobusu mieli jeszcze trochę czasu, co pozwoliło Dominikowi zadać nurtujące go pytanie.
- Bożenka chciałbym cię jeszcze o coś zapytać, ale obawiam się twojej reakcji – mówił.
- Pytaj – odparła.
- Wiem, że dzieli nas dość spora różnica wieku, bo aż osiem lat… - urwał na chwilę, spojrzał w jej oczy i po chwili dodał – czy zostaniesz moją dziewczyną?
Bożenka przez chwilę stała jak wryta i nie mogła wydusić z siebie głosu.
- Proszę, powiedz czy się zgadzasz – prosił Dominik.
- Zgadzam się – odparła zarumieniona.
Objął ją i po raz pierwszy pocałował. Ona nieśmiało oddawała te pocałunki.
Dominik odjechał umawiając się z nią na następny dzień a ona czuła się tak, jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią.
- Bożena zaczekaj – usłyszała męski głos. Odwróciła się i zdębiała na ten widok.
- Co ty tu robisz? – pytała, gdy tylko ten podszedł.
CDN...

piątek, 17 maja 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część X

Czas płynął swoim trybem, a w życiu tej dorastającej dziewczyny nie zmieniło się wiele. W domu coraz więcej awantur po każdej pijackiej libacji. Częściej niż dotychczas chodziła głodna, bo rodzice mieli pieniądze na alkohol, ale nie na jedzenie. Ją samą obciążali większą ilością obowiązków co skutkowało pogorszeniem wyników w nauce. Bożenka w duchu obiecywała sobie tylko jedno.
 - Jak tylko ukończę osiemnaście lat będę robić to co będę chciała.
Nie miała pojęcia, że to tylko jej pobożne życzenie.
W szkole odsunęła się od reszty, tylko z Justyną i Karoliną utrzymywała relacje. Ludzie w jej klasie zaczęli z niej drwić i wyśmiewać się. Odstawała od reszty, bo oni mieli wszystko nowe począwszy od podręczników szkolnych po ubrania.
Agata odkrywszy sklepy z odzieżą używaną zaczęła tam kupować garderobę córce.
 - Dlaczego nie kupisz mi nowych spodni? - nieśmiało zapytała jednego razu Bożena.
 - Właśnie kupiłam Przemkowi nowe buty i bluzę – usłyszała.
 - Acha to on może mieć nowe, a ja mam chodzić w starych – odpyskowała matce.
 - Nie pyskuj – padło ze strony ojca, a matka chwilę później użyła swojego ulubionego powiedzonka.
 - Jeszcze mi za mleko nie zapłaciłaś.
Dziewczynie w oczach stanęły łzy.
 - Gdy będę dorosła, to wreszcie będę mogła robić co zechcę – odburkiwała.
 - Żebyś się nie zdziwiła – usłyszała.
Nastał rok dziewięćdziesiąty ósmy. Ludzie z klasy organizowali urodziny tak ważne dla każdego młodego człowieka. Ona sama z początkiem roku z nieukrywaną nieśmiałością zapytała rodziców czy pozwolą jej zorganizować osiemnaste urodziny.
 - Ty chyba nie masz po kolei w głowie. Sądzisz, że my z ojcem nie mamy na co wydawać pieniędzy? Mowy nie ma.
 - Ale inni z klasy wyprawiają. Nawet zostałam zaproszona przez koleżanką na takie urodziny – próbowała przekonać rodziców.
 - A co nas to może obchodzić. Ty i tak nigdzie nie pójdziesz – usłyszała surowy ton głosu ojca.
W tym momencie już wiedziała, że nie ma szans i odwróciwszy się na pięcie udała do swojego pokoju. Runęła na łóżko i ukrywszy twarz w poduszkę zaniosła się płaczem.
Faktem było, że kilka osób zapraszało ją na urodziny, lecz ona odmawiała tłumacząc się brakiem czasu lub gdy nie przyszła, złym samopoczuciem.
Nadszedł dzień jej urodzin. Siedziała zamknięta we własnym małym pokoiku prawie cały dzień. Żałowała, że to środek tygodnia i do południa musiała iść do szkoły. Uprosiła matkę dzień wcześniej o kupno kilku cukierków, by móc poczęstować nimi ludzi z klasy. I te kilkadziesiąt życzeń z klasy były jedynymi jakie usłyszała tego dnia. Rodzina nawet się nie zająknęła w tym temacie. Tydzień później jechała do Radomska razem z rodzicami i bratem. Tam również nikt nie pamiętał o jej święcie.
 - Jaka ja byłam głupia. Co roku wysyłałam pocztówki z życzeniami z okazji urodzin, imienin, dnia babci i dziadka. Koniec z tym. Jak oni mnie tak ja ich – postanowiła.
Tego dnia zrozumiała, że została sama. Niby miała rodzinę i to jak liczną, ale była osamotniona.
Kilka dni po powrocie do Sosnowca spotkała się z kuzynką od strony ojca.
 - Co dostałaś od dziadków na osiemnastkę? - pytała kuzynka.
 - Nic – odparła – a ty dostałaś coś? - zapytała. Kuzynka była od niej starsza o trzy lata. Doskonale pamiętała jak to posprzeczały się wówczas.

Ewa przyjechała z zaproszeniami na swoje osiemnaste urodziny.
 - To co Ewuniu będzie osobno dla dorosłych a osobno dla pozostałych? - pytał ją Zygmunt.
 - Tak wujku – odpowiedziała.
Ewka wraz ze swoim bratem byli pupilami i najukochańszymi siostrzeńcami Zygmunta i Agaty.
Bożena siedziała i czekała na swoje zaproszenie, ale się nie doczekała. Usłyszała tylko - Bożena ciebie wpisałam na jedno zaproszenie z rodzicami.
 - Co? Ty chyba żartujesz. Możesz być pewna, że nie będzie mnie na tych urodzinach – odpowiedziała.
 - Dlaczego? - pytała zdziwiona kuzynka.
 - Czy ty sądzisz, że ja mam pięć lat i wszędzie będę chodzić za rączkę z mamusią i tatusiem? Jeśli tak to jesteś w błędzie – odparła i wyszła z domu.

 - Dostałam od babci i dziadka komplet pościeli, kilka ręczników i dwieście złotych – ta odpowiedź zszokowała Bożenę.
 - A jak tam twój chłopak? Słyszałam, że się pogodziliście – zmieniła szybko temat.
 - Dobrze słyszałaś. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, a on obiecał więcej nie pić – usłyszała.
Ewa miała już dwadzieścia jeden lat i chłopaka, który był tak jak rodzice obu dziewczyn lubił zaglądać do kieliszka.
Była połowa czerwca, wtorek lub środa, gdy Bożenka szykowała się do szkoły na czternastą. Niespodziewanie około godziny jedenastej zakręcono wodę, co wprawiło Bożenę w prawdziwą furię.
 - Cholera jasna! – krzyknęła z łazienki.
 - Bożena co tak bluzgasz. Co się dzieje? - pytała matka.
 - Znowu zakręcili wodę. Jak mam umyć głowę? - odparła podniesionym głosem.
 - Zrób koka i nie będzie widać – usłyszała w odpowiedzi.
 - I co jeszcze – odparła jednocześnie kierując się w stronę okna.
Doskonale wiedziała kto stoi za zakręceniem wody. Od kilku tygodni na osiedlu trwały roboty związane z wymianą rur. Wyjrzała przez okno i szlak ją trafił po tym co ujrzała. Ludzie zajmujący się tą pracą siedzieli podpierając blok i nie robili nic.
 - Czy można wiedzieć, kiedy macie zamiar odkręcić tę cholerną wodę! – krzyknęła w ich kierunku.
Kilka par oczu spojrzało w jej kierunku.
 - Około godziny piętnastej droga pani – padło z ust jednego z robotników.
 - Chyba sobie żarty robicie. Ja za godzinę muszę wyjść do szkoły, a nie mogę nawet się umyć – krzyczała.
Podczas jej wymiany zdań z jednym z nich dwóch innych coś szeptało sobie do ucha. Chwilę później jeden z robotników wstał i udał w tylko sobie znanym kierunku.
 - Zaraz będzie woda – usłyszała. – Dla pani wszystko – padło, gdy ona już odchodziła od okna.
Tak też było. Jakiś kwadrans później ona już suszyła włosy za pomocą suszarki.
Wychodziła już z klatki, gdy jeden z tych młodych mężczyzn czekał na nią.
 - Mogę zająć ci chwilkę? - zapytał.
 - Przykro mi, ale przez was nie mam już czasu – odpowiedziała będąc na nich wściekła.
 - Tylko pięć minut – nie ustępował.
 - Przykro mi, ale nie – odparła i niemalże biegiem ruszyła na przystanek autobusowy.
W szkole opowiedziała Justynie i Karolinie o tym młodym chłopaku.
 - Trzeba było z nim pogadać – usłyszała od jednej z nich.
 - Jasne i spóźniłabym się do szkoły. Już i tak ledwo zdążyłam na ten autobus – mówiła, chociaż w duchu żałowała, że nie dała mu szansy na rozmowę. - Cóż może jutro mi się uda z nim pogadać. Wprawdzie kończymy jutro przed piętnastą, ale może jeszcze będą – pomyślała.
Los chciał jednak inaczej i następnego dnia nie miała okazji spotkać chłopaka. Ta nadarzyła się dopiero w piątek. Wróciła za szkoły dużo wcześniej bo całą klasę zwolniono z dwóch ostatnich godzin.
 - Cześć, złośnico – usłyszała tuż za sobą.
 - Witam – odparła nie zatrzymując się.
 - Czy dzisiaj masz czas? - padło z ust mężczyzny.
CDN...

piątek, 10 maja 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część IX

Bożena wróciła po wakacjach do szkoły, ale coraz bardziej czuła się osamotniona. Czasami chciała najzwyczajniej w świecie komuś się wyżalić, przytulić, usłyszeć jakieś miłe słowo. Niby była Justyna, ale nie nadawała się do tego. Zresztą nawet ona nie znała całej prawdy o tym co się dzieje w domu Bożenki. Wiedziała tylko, że jej ojciec i matka są bardzo surowi i wymagający. Ona wciąż nie umiała się przełamać i opowiedzieć o tym jak jest w rzeczywistości. Każdy jej wybuch płaczu wszyscy składali na karb jej wrażliwości nie mając świadomości, że ona już w wieku szesnastu lat miała nerwicę i gdy tylko coś się nie udawało, wywoływało u niej płacz.
Ze szkoły zazwyczaj wracała do domu, ale gdy dopisywała pogoda włóczyła się bez celu po okolicy. Tak było i tego dnia.
 - Bożena twoja mama leży pijana – usłyszała jednego razu od koleżanki z bloku.
 - Gdzie? - zapytała. Tamta tylko wskazała jej kierunek. Wstała z ławki i ruszyła w stronę, gdzie miała znajdować się matka. Wkrótce natknęła się na nią. Z trudem ją podniosła i zarzuciwszy jej bezwładną rękę na szyję usiłowała zaprowadzić do domu. Będąc w połowie drogi zauważyła idącego z kolegami Przemka. Zawołała go, ale on zdawał się jej nie słyszeć. Ostatkiem sił udało jej się doprowadzić matkę do domu. To jednak jak się okazało, nie był koniec atrakcji tego dnia. Godzinę później, gdy wychodziła z klatki schodowej przed blokiem spotkała ojca będącego w identycznym stanie nieważkości co matka. Bez zastanowienia chwyciła go za rękę i zaczęła wciągać na drugie piętro. Resztką sił wepchnęła go do mieszkania i zamknąwszy drzwi na klucz, wyszła. Usiadła ponownie na ławce bezmyślnie patrząc przed siebie.
 - Bożena coś ty taka nieobecna? – usłyszała za sobą.
 - A Beata, cześć. Nie nic, tak sobie siedzę. Nie chce mi się wracać do domu – odparła.
 - Weź nie ściemniaj, gadaj co się dzieje – ponaglała ją koleżanka.
Przez chwilę siedziały obie w milczeniu. W końcu Bożena przerwała tę ciszę.
 - Mam już wszystkiego dość. Widziałaś moich starych? Oboje pijani. Boże, jak ja bym chciała mieć chłopaka. W klasie połowa dziewczyn ma już chłopaka a ja jak ten palec.
 - Chcesz, mogę ci załatwić chłopaka. Znam takiego, ale on nie mieszka w Sosnowcu tylko w Katowicach.
 - A możesz z nim pogadać? - poprosiła Bożena koleżankę.
 - Jasne. Jutro będę się z nim widziała z szkole.
Beata okazała się dość słowną osobą i umówiła ich ze sobą na najbliższą sobotę.
 - Poznajcie się to jest Leszek, a to Bożena – przedstawiła ich sobie Beata, by po chwili zniknąć jak kamfora zostawiając ich samych.
Chłopak nie zrobił na Bożenie jakiegoś specjalnego wrażenia. Nie chodziło o urodę, ale o sposób bycia. Był jakiś dziwny. Po spotkaniu mówiła o tym koleżance.
 - Bożena, to wasze pierwsze spotkanie i może dlatego tak sztywno było – snuła domysły Beata.
Chcąc dać chłopakowi drugą szansę uznała, że koleżanka może mieć rację więc spotkała się z Leszkiem jeszcze kilka razy, ale jakoś nie wiedzieć czemu za każdym razem było tylko gorzej. Ostatecznym powodem rozstania okazała się próba zaciągnięcia jej do łóżka.
 - Nie bądź taka święta – usłyszał
 - Leszek, nie – odparła mu stanowczym głosem i odwróciwszy się wstała z kanapy i wyszła od niego. To był ostatni raz kiedy go widziała.
Wiosną okazało się, że Justyna jest chora. Miała jakieś problemy ze wzrokiem i nie wolno jej było dźwigać ciężkich rzeczy. Rodzice dziewczyny starali się ustalić jak najszybciej termin zabiegu, lecz najbliższy wyznaczono dopiero za pół roku. Justynę do szkoły miał wozić ojciec, ale ta nawet nie chciała o tym słyszeć.
 - Bożena jak to będzie wyglądać? To przecież wstyd.
 - Justyna, wiesz dobrze, że to dla twojego dobra – próbowała przekonać koleżankę.
 - Wpadniesz na weekend? - Justyna zmieniła nagle temat.
 - Zapytam rodziców, ale raczej nie powinni mieć nic przeciwko – odparła. Dosyć często zdarzało jej się nocować u Justyny. To był dobry pretekst, żeby uciec z domu i od nieprzyjemnych scysji z rodzicami. Zazwyczaj głównym argumentem, który miał ich przekonać do wyrażenia zgody była deklaracja wspólnej nauki. Tym razem też się nie sprzeciwiali więc Bożena już w piątek po szkole jechała najpierw do domu po kilka swoich rzeczy a potem do koleżanki. Wracała przeważnie w niedzielę wieczorem.
 Siedziała wraz z Justyną i jej mamą w kuchni pomagając szykować kolację, gdy ta pierwsza zwróciła się z pytaniem do matki. - Mamo, a może na te ostatnie dwa miesiące Bożenka by z nami zamieszkała i pomagała z plecakiem?
 - Ja nie mam nic przeciwko temu, – odparła kobieta -  ale nie wiadomo co na to powie tata a przede wszystkim rodzice Bożenki.
Justyna podniosła się zza kuchennego stołu i przeszła do pokoju, aby przekonać ojca do swojego planu. Ten nie widział problemu.
 - A ty co o tym sądzisz Bożenko? Myślisz, że rodzice są zgodzą? - pytała mama Justyny.
 - Nie wiem. Trudno mi powiedzieć. Myślę, że gdyby na przykład pani z nimi porozmawiała i wyjaśniła w czym rzecz, to chyba tak.
 - Może jutro byśmy pojechały do twoich rodziców?
 - Czemu nie. Możemy jechać, ale najlepiej do południa – odparła.
Ta propozycja wydała się Bożence darem od losu. Pomyślała, że przez dwa miesiące nie będzie musiała być świadkiem libacji i pijaństwa swoich rodzicieli.
W sobotnie przedpołudnie Bożena wraz z Justyną i jej mamą zawitały w domu tej pierwszej. Jechała z duszą na ramieniu i modliła się w duchu, żeby jej rodzice byli trzeźwi. Te modlitwy zostały wysłuchane. W dodatku ani Agata, ani Zygmunt nie mieli nic przeciwko by ich córka w okresie od połowy maja do końca roku szkolnego mieszkała gdzie indziej. Ona sama odetchnęła z ulgą. Spakowała do torby podróżnej niezbędne ubrania oraz wszystkie zeszyty i podręczniki. Ten pobyt pozwolił jej wyciszyć się i odpocząć. W tę pamiętną sobotę wieczorem zwierzyła się Justynie i jej rodzicom jak jest naprawdę u niej w domu. Współczuli jej bardzo.
 - Nie martw się u nas odpoczniesz od tego wszystkiego.
Pewnego dnia dziewczyny wpadły na pomysł, aby wspólnie spędzić wakacje.
 - Wiesz, mogłybyśmy pojechać do moich dziadków na wieś. Co o tym myślisz? - zaproponowała Bożena.
 - Świetny pomysł.
Pochwaliły się swoim planem z rodzicami Justyny. Ci nie widzieli problemu i zgodzili się od razu. Pozostało porozmawiać z dziadkami Bożeny.
Następnego dnia już wiedziały, że ich wakacyjny projekt na pewno wypali. Następnego dnia po odebraniu świadectw wyjechały na miesiąc do Bożenki dziadków. Jednak to, co piękne i dobre szybko się kończy i tak z początkiem sierpnia obie wróciły do Sosnowca z tym, że każda do swojego domu. Ostatni miesiąc wakacji miały spędzić osobno. Bożenka nie wyjeżdżała już nigdzie i szybko tego pożałowała. Rodzice postanowili „umilić” jej ten czas i prawie nie trzeźwieli a ona musiała robić w domu wszystko.
CDN...