niedziela, 24 marca 2024

OD PRZYJAŹNI DO MIŁOŚCI część XII

 Jeszcze dobrze nie zdążyła wysiąść z auta, a już jak spod ziemi wyrosła tuż obok matka Pawła. 
- To przez ciebie - zaczęła krzyczeć do Ulki. 
- Ale to nie ... - chciała się jakoś bronić młodsza kobieta. 
- Gdybyś nie oskarżyła mojego Pawełka on nie trafił by do więzienia i dzisiaj by żył - Dobrzański początkowo przysłuchiwał się temu i w końcu doszedł do Uli i odezwał się za nią. 
- Gdyby pani syn był prawym obywatelem to nie zostałby zamknięty w więzieniu. Przykro mi i składam pani kondolencje z powodu syna, ale Ula nie jest temu winna - skończył i objąwszy Cieplak ramieniem poprowadził do domu. Teraz dopiero zrozumiał jaką wiadomość przekazał jej mecenas. A teraz dodatkowo matka tego bandyty ją o to oskarża. 
Usiadł w jej niewielkim pokoiku i czekał aż dziewczyna wróci do pokoju. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu. 
- Ula wszystko w porządku? - pytał widząc jak ta siedzi zamyślona i błądzi gdzieś myślami. Ta jednak nie zareagowała na jego słowa. Marek przysiadł bliżej i kolejny raz objął ją swoim silnym ramieniem, chcąc jej dać do zrozumienia, że on jest cały czas przy niej. A ona wtuliła się niego jak małe kocie. W myślach był zły na siebie, za tę sytuację przed domem. W pewnym momencie poczuł jak jego koszula robi się wilgotna. Delikatnie uchwycił jej twarz w swoje dłonie i uniósł tak aby ich spojrzenia mogły się spotkać. 
- Kochanie proszę cię spójrz na mnie - poprosił lecz ta tak jakby nie reagowała więc ten zaczął mimo wszystko - nie możesz się obwiniać o jego śmierć. To nie ty go zabiłaś ...- nie mógł skończyć, bo dziewczyna mu przerwała. 
- Gdybym nie zgłosiła tego napadu na policję, to... - mówiła przez łzy, ale tym razem to Marek jej przerwał.
- To więcej niż pewne, że zaatakowałby za jakiś czas inną kobietę - tę ich rozmowę przerwało pukanie, a po chwili ich oczom ukazała się Dąbrowska matka Bartka. 
- Ula chciałam cię dziecko bardzo mocno przeprosić za zachowanie mojej siostry. Nie powinna tak na ciebie naskakiwać. Wiem, że Bartek rozmawiał z Pawłem, ale najwyraźniej niewiele to dało - starsza kobieta chciała coś jeszcze powiedzieć lecz widząc w jakim stanie jest Cieplakówna postanowiła się wycofać. Weszła do kuchni z zamiarem porozmawiania z Józefem. 
- Panie Józefie moja siostra jest po prostu rozżalona po tym jak dostała wiadomość o śmierci syna. Miała go jednego, sama go wychowywała, bo męża straciła kilkanaście lat temu w wypadku samochodowym. Ja jej oczywiście nie bronię, bo nie powinna tak naskakiwać na Ulę.
- Proszę się nie tłumaczyć pani Dąbrowska, to nie pani jest temu winna - zaczął Cieplak i po chwili dodał - Ula musi sama sobie to poukładać w głowie. Dla niej to też jest szok. 
Młodzi kiedy na powrót zostali sami mogli dokończyć rozmowę. 
- A może więcej by już tego nie zrobił? Może to było jednorazowym wybrykiem - zastanawiała się Ula.
- O czym ty kochanie mówisz? Owszem o zmarłym źle się nie mówi, ale on był pozbawiony jakichkolwiek wyższych uczuć, był przestępcom - mówił Dobrzański - wiem, że ty jesteś w stanie wybaczyć każdemu nawet największym zbrodniarzom. 
- To nie tak Marek. Po prostu ja go znałam niemal od małego. 
- Ale on kiedy napadał na ciebie albo kiedy włamywał się do was to jakoś nie myślał, że znacie się od bardzo dawna - argumentował mężczyzna. Ula chciała coś jeszcze dodać, ale Marek jej nie pozwolił i postanowił zmienić chociaż na chwilę temat. Doskonale wiedział, że jak tylko ta zostanie sama na powrót zacznie rozmyślać i zastanawiać czy dobrze zrobiła.    
Przesiedział jeszcze trochę i czas było wracać do siebie. 
- Będę się zbierał. Jeśli chcesz to przyjadę jutro po ciebie i razem pojedziemy do pracy - zaproponował. 
- To nie będzie konieczne - odparła. Marek jedynie skinął głową, pożegnał się pocałunkiem i wrócił do siebie. Wiedział, że nie ma sensu nalegać, bo ona i tak odmówi. Jednak nie zamierzał jej posłuchać, a następnego dnia zjawić się w Rysiowie zanim ta wyjdzie na autobus. 

Z czasem wydawało się, że Ula powoli wraca do równowagi i zaczyna ponownie uśmiechać się. Co bardzo cieszyło samego Dobrzańskiego. Jednego razu nawet Ula powiedziała, że poznała przyczynę śmierci Pawła. 
- Rozmawiałam z Bartkiem wczoraj, on mi powiedział, że jego kuzyna ktoś pobił w więzieniu i to było przyczyną zgonu. 
- Ula, skarbie proszę cię przestań tym się zadręczać - prosił ją junior Dobrzański. 
- Obiecuję, że już nie będę - odparła, czym ucieszyła swojego chłopaka. 
- A co byś powiedziała na jakiś mały wypad za miasto? Wiesz tak na weekend. Oboje byśmy oderwali się od tego co tu mamy. Dodatkowo wreszcie bylibyśmy tylko we dwoje - mówił robiąc przy tym minę małego szczeniaczka, proszącego o smakołyk. Ula na widok tej miny roześmiała się - Ula nie śmiej się, mi naprawdę brakuje takich wspólnych chwil tylko we dwoje. 
- Ja nie śmieję się z tego, a z tej twojej miny - wyjaśniła i po chwili poparła ten pomysł z wyjazdem dodając - zostawiam to tobie. 

Wreszcie nadszedł dzień, na który on i jego rodzicie czekali od jakiegoś czasu. Dzień kiedy skończą się ich problemy oraz definitywnie zakończą współpracę z obojgiem Febo. 
Podjechał wraz z seniorami oraz Ulą pod okazały gmach sądu. Ula nie chciała jechać, ale Marek pragnął aby ta była przy nim, mówiąc iż będzie spokojniejszy jeśli ona będzie przy nim.  
- Miejmy nadzieję, że długo to nie będzie trwało? - rzekła Helena, ale w jej głosie pobrzmiewał jakiś smutek. 
- Mecenas mówił o kilku rozprawach, bo jest kilku świadków. Ale też zależy od postawy samych Febo. 
Weszli do środka, a po kilku minutach otworzyły się drzwi jednej z sali i młoda kobieta odczytała tytuł sprawy prosząc wszystkich o wejście do środka. 
W pierwszej kolejności przemawiał prokurator przedstawiając dowody przeciwko obojgu Febo oraz adwokat Dobrzańskich. Obie te mowy trwały nieco ponad godzinę. Następnie adwokat Pauliny i na samym końcu obrońca Aleksa. Obaj byli wyznaczeni przez sąd.  Pierwszym zeznającym był Marek. 
- Co pana skłoniło do wynajęcia prywatnego detektywa? - padło jedno z wielu pytań tego dnia. 
- Proszę wysokiego sądu - zaczął młody Dobrzański - oboje Febo już od jakiegoś czasu zachowywali się dość dziwnie. 
- Dziwnie? Co ma pan na myśli? - odezwał się jeden z obrońców rodzeństwa. 
- Jednego razu Aleks kazał swojemu podwładnemu wykraść dokumenty z mojego gabinetu. Paulina również coraz bardziej interesowała się sprawami, które dotychczas kompletnie ignorowała i nie miała na ich temat kompletnie żadnego pojęcia. 
Kolejnymi przesłuchiwanymi byli seniorzy Dobrzańscy, którzy niemalże zeznawali identycznie. Mówiąc między innymi jak wiele poświęcili dla tej dwójki, jak starali się zapewnić im dom, wykształcić a oni w tak podły sposób im się odpłacili. 
- A skąd państwo dowiedzieli się o tym co zrobili nasi klienci? - padło z ust obrońcy Aleksa. 
- Od naszego syna Marka - odparli zgodnie z prawdą. 
Sprawa trwała jeszcze przez kolejne trzy dni. W ostatnim dniu przyszedł czas na mowy końcowe, które w pewnym momencie przybrały rodzaj przepychanki między prokuratorem a adwokatami Febo. Chociaż ci drudzy sami nie do końca chyba wierzyli we własne słowa. 
- Proszę wysokiego sądu mój klient jest nie winny. A te oskarżenia mogą być jedynie próbą jakiejś zemsty ze strony pana Dobrzańskiego Marka. I nic takiego nie miało miejsca.
- Pan raczy żartować - odezwał się prokurator - przerywając w jego mniemaniu żenującą wypowiedź - dowody są jednoznaczne oraz zeznania świadków. I nie mówię tu tylko o rodzinie Dobrzańskich, ale o pozostałych. 
Po przemowach sąd ogłosił godzinną przerwę, po której ogłoszono wyrok. Oboje dostali po dziesięć lat więzienia, to najwyższy możliwy wymiar kary jaki mogli dostać. Ta wiadomość ucieszyła Dobrzańskich i pozwoliła odetchnąć pełną piersią. 
Opuszczali sąd z lekkimi sercami.
- To co kochani może pojedziemy teraz do nas - zaproponowała Helena. 
- Wspaniały pomysł Helenko - poparł ją mąż. 
- Ja podziękuję za zaproszenie - odezwała się milcząca dotychczas Ula. 
- Zgódź się, pojedziemy do rodziców a pod wieczór cię odwiozę - prosił, ta widząc te cudowne oczy koloru lodowca nie potrafiła mu odmówić. 
- No dobrze - rzekła. 
Pogoda była wręcz wyśmienita i mogli usiąść w wiklinowych fotelach w ogrodzie. W pewnym momencie Marek zniknął na kilka minut, aby nagle uklęknąć tuż przed niczego nie spodziewającą się dziewczyną. 
- Ula, jesteś moją miłością, moim oddechem, bez ciebie moje życie jest pustką i teraz klęczę tu przed tobą prosząc cię abyś została moją żoną. Nie marzę o niczym innym jak móc spędzić z tobą resztę mojego życia, budzić się i zasypiać przy tobie - mówił głosem pełnym miłości i ciepła. 
- Wyjdę za ciebie...- nie dane było jej dokończyć, bo ten wsunął jej pierścionek na palec a usta zamknął namiętnym pocałunkiem.   
Kiedy już odsunął się od dziewczyny usłyszeli gratulacje od obojga seniorów. Posiedzieli jeszcze trochę i pojechali do Rysiowa. 
- Jak rozprawa, jest już wyrok? - pytał Józef Cieplak, wiedział o wszystkim, bo Marek wielokrotnie zwierzał się starszemu mężczyźnie. 
- Dostali po dziesięć lat - odparł junior Dobrzański i dodał - ale jest jeszcze coś panie Józefie. Ale na początku chcę przeprosić, że pominąłem pana - Cieplak zaczął się domyślać w czym rzecz, jednak czekał cierpliwie co też chce mu powiedzieć ten młodzieniec - otóż poprosiłem Ulę o rękę a ona zgodziła się wyjść za mnie. 
- Gratuluję dzieci. Bardzo się cieszę waszym szczęściem - mówił wzruszony Cieplak. 
Od tego dnia życie obu rodzin wreszcie wróciło na właściwe tory, a młodzi zaczęli czynić przygotowania do tego najważniejszego dnia w ich życiu. 
KONIEC

niedziela, 17 marca 2024

OD PRZYJAŹNI DO MIŁOŚCI część XI

 Wreszcie rodzina Dobrzańskich poznała datę pierwszej rozprawy sądowej przeciwko rodzeństwu Febo. Seniorzy dostali takie pismo do domu, gdzie informowano ich o dacie oraz godzinie stawienia się w sądzie. 
- Nie przypuszczałem Helenko, że nas też będą wzywać na świadków - mówił senior. 
- Jeszcze ty, to może coś jesteś w stanie w nieść do sprawy, ale ja? - rozmyślała Helena. 
- No nie wiem, od kiedy Marek został prezesem mało co przebywam w firmie. No ale cóż skoro tak jest napisane w piśmie, to nie pozostaje nam nic innego jak stawić się - westchnął Krzysztof, ta jedynie mu przytaknęła zgadzając się. 
Marek swoje wezwanie również otrzymał na adres domowy, jednak dodatkowo miał telefon od mecenasa w tej sprawie. 
- Dzień dobry panie Marku, znany jest już termin sprawy przeciwko Febo - mówił adwokat do słuchawki jak tylko usłyszał głos młodego Dobrzańskiego - mianowicie będzie to piętnastego kwietnia o godzinie jedenastej czterdzieści pięć. Zapewne taką informację dostał pan w formie pisemnej na adres domowy. 
- Dziękuję panie mecenasie za informację. Ciekawy jestem jak długo to potrwa? - mówił Dobrzański. 
- Trudno mi powiedzieć, ale mimo wszystko proszę być nastawiony na przynajmniej dwie. Pierwszego dnia zostanie im przedstawiony akt oskarżenia i zostaną przesłuchani pierwsi świadkowie czyli między innymi pan oraz pańscy rodzice, ale i kilku innych. Z tego co mi wiadomo świadków będzie kilkoro - wyjaśnił mu adwokat. 
- A czy coś już wiadomo w sprawie Uli? Pytam, bo prosiła mnie o to. 
- Tu jeszcze nic nie wiadomo - odparł mężczyzna i dodał - proszę aby państwo a zwłaszcza pani Urszula uzbroiła się w cierpliwość. 
Marek niezwłocznie po rozmowie przekazał wiadomość Uli co do jej sprawy. 
- Wszystko w porządku - dopytywała Cieplak widząc posępną minę swojego przyjaciela. 
- I tak i nie - odparł dość mało lakonicznie. 
Ula jednak nie miała zamiaru ustąpić widziała, że coś go gryzie. Domyślała się jednego z powodów, ale sądziła iż wyjaśnili sobie wszystko i dotychczas junior wydawał się doskonale to rozumieć. Spojrzała na monitor, gdzie widoczna była godzina i rzekła. 
- Pora na lunch - ten spojrzał na nią z niemym pytaniem - chodź zabieram cię na zapiekanki - to zaproszenie miało być tylko pretekstem wyciągnięcia go z firmy. 
- Ula mam jeszcze nieco roboty - próbował się wymigać lecz ta nie dawała za wygraną. Chciała z nim porozmawiać i coś wyjaśnić. Z pewnymi sprawami tak naprawdę zamierzała poczekać do weekendu. Planowała go zaprosić do siebie na sobotę, ale widząc jak coś go gryzie postanowiła to przyspieszyć. 
- Od kiedy to zrobiłeś się takim pracusiem? - próbowała mu dogadać. 
- Od kiedy mam w firmie dwóch największych pracoholików - odparł. 
- O ja sobie wypraszam - zaczęli się przekomarzać - ja tylko solidnie wykonuję swoje obowiązki - odparła. 
- No ja też - odparł próbując ją naśladować. 
- Nie daj się prosić - mówiła - spójrz jaka piękna pogoda. Zjemy i trochę pospacerujemy. W ten sposób dotlenimy swoje szare komórki a co za tym idzie prac będzie szła nam lepiej - w końcu najwyraźniej udało się jej namówić młodego Dobrzańskiego, bo tylko rzekł. 
- Za kwadrans będziemy mogli pójść. Ja tylko muszę coś zrobić - ta skinęła głową zgadzając się. 
Marek niemalże jak duch zniknął za drzwiami swojego gabinetu ten kwadrans chciał wykorzystać na telefon do rodziców. Miał zamiar poinformować ich o terminie rozprawy. 
- Dziękujemy synku za wiadomość, ale dostaliśmy dosłownie kilkanaście minut temu pismo z sądu w tej sprawie - mówił mu ojciec - zastanawiamy się tylko z mamą co my możemy wnieść do sprawy. 
- Widocznie sąd uznał, że jest to konieczne - odparł młodszy mężczyzna. 
Wymienili jeszcze kilka małoznaczących zdań i rozłączyli się. I tak jak obiecał swojej asystentce kwadrans później był gotowy do wyjścia. Westchnął tylko jeszcze przed wyjściem z gabinetu sam do siebie. 
- Szkoda, że z asystentką czy tam przyjaciółką a nie z dziewczyną. 
- To co Ula idziemy? - odezwał się widząc jej zamyśloną twarz. Widać było, że nad czymś bardzo intensywnie rozmyśla. 
- Co? - odparła nieco jakby wystraszona. 
- Jeszcze piętnaście minut temu wyciągałaś mnie na zapiekanki a teraz sama nie jesteś gotowa - odparł udając nieco oburzonego. 
- A, tak, tak już idziemy. Przepraszam zamyśliłam się - odpowiedziała i już szykowała się do wyjścia. 

Wyszli z firmy milcząc, przeszli przez jezdnię i już byli w parku leżącym właśnie tuż przy firmie. Po kilku minutach dotarli do ich ulubionej budki z zapiekankami. Do czasu kiedy Ula nie zaczęła pracować w firmie Marek mało kiedy tu przychodził a o jedzeniu zapiekanek nie było mowy. To dzięki tej skromnej dziewczynie poznał ich smak. Tu mieli swoją ławkę, która była jedynym świadkiem ich rozmów. Rozmów takich szczerych, prawdziwych. To tu mogli się jeszcze bardziej się nawzajem poznać. Owszem znali się już jakiś czas, bo ich znajomość zaczęła się od studiów, ale tu mogli być tylko we dwoje. A tak zazwyczaj ktoś im towarzyszył.  Marek doskonale wiedział, że to ich wyście będzie właśnie taką rozmową. 
Z długimi bułkami szczodrze przyozdobionymi między innymi pieczarkami powędrowali do tej swojej ławki. Mieli szczęście, bo kiedy dochodzili para staruszków wstawała z niej. Usiedli i kiedy skończyli jeść Marek odwrócił się w jej stronę. 


  - To o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał i dodał nim ta się odezwała - bo skoro mnie chciałaś tu przyjść to jak nic aby móc pogadać. 
- Przed tobą to chyba nic się nie ukryje? - odparła i kontynuowała - tak masz rację chciałam porozmawiać, bo widzę jak coś cię trapi. Powiesz mi? 
- Panno Cieplak czy przed panią nic się nie ukryje? - odpowiedział jej niemalże tym samym pytaniem. Ta pokręciła przecząco głową i rzekła. 
- Marek znamy się nie od dzisiaj i wiem, kiedy masz jakiś problem. 
- To nic takiego - próbował ją zbyć, ale najwyraźniej kobieta nie zamierzała odpuścić. 
- Marek w końcu jesteśmy przyjaciółmi i zawsze mówiliśmy sobie wszystko - wysunęła konkretny dowód. 
- Szkoda, że tylko przyjaciółmi - powiedział sam do siebie w myślach - a już do niej rzekł - dostałem dzisiaj informację o dacie rozprawy przeciwko Febo  - nie dała mu dokończyć tylko wchodząc mu w słowo rzekła. 
- To świetna wiadomość - jednak widząc jego minę pospieszyła z pytaniem - a ty nie cieszysz się? 
- Niby się cieszę, bo w końcu będziemy mogli normalnie pracować. Jednak z drugiej jestem pełen obaw jak to będzie wyglądało, co zrobią i jak postąpią oboje Febo - mówił. 
- Wiesz myślę, że niewiele będą mogli oboje zrobić a tym bardziej powiedzieć. Macie niezbite dowody na ich szkodliwą działalność wobec firmy i na pewno mecenas zrobi wszystko aby się z tego nie wywinęli - próbowała go pocieszać. 
- Może i masz rację. Ale ja jeszcze dodatkowo obawiam się o rodziców ci również mają składać zeznania a sama wiesz, że z sercem ojca nie jest najlepiej - dzielił się z Cieplak swoimi kolejnymi obawami. 
- Marek twój tato na pewno zadba o to aby mieć przy sobie lekarstwa, a i twoja mama również o tym będzie pamiętać. 
- Dziękuję ci Ula, że mnie wspierasz i próbujesz dodać mi otuchy - mówił. 
- Nie musisz mi dziękować, w końcu od tego ma się...- nie dokończyła. 
- Dziewczynę - wszedł jej w słowo. 
- To też, ale i przyjaciela - odparła i już nieco ściszonym głosem dodała - albo jedno i drugie w jednej osobie - Marek najwyraźniej usłyszał jej słowa.  Spojrzał na Cieplak i z pewną obawą w głosie zapytał. 
- Ula czy to oznacza, że ty mnie również...? 
- Nie wiem czy tak samo jak ty mnie, ale tak - odparła i wykorzystując, to iż ten milczał mówiła dalej - przez ostatnie dni miałam sporo czasu na przemyślenia. Na zastanowienie się nad tym co czuję do ciebie. Dotarło do mnie jak bardzo mi ciebie brakuje kiedy cię nie widzę, jak tęsknie kiedy nie możemy być razem. A to wszystko można nazwać tylko miłością - ten nadal milczał, co zaniepokoiło ją i wyraziła to na głos - no chyba, że ty mnie już nie - te ostanie cztery słowa wyrwały go z transu w jaki wpadł, gdy usłyszał jej wyzwanie. 
- Ula czy ty nie widzisz jak codziennie walczę sam ze sobą by cię nie osaczać swoją osobą. Każdego ranka budzę się z myślą o tobie, czy już wstałaś, jak ci minęła noc, czy miałaś spokojny sen. Każdego wieczora zasypiam myślę o tobie. Marzę móc cię objąć, przytulić, chcę chronić przed całym złem tego świata - mówił patrząc jej prosto w oczy. Ta siedziała i słuchała tego wszystkiego z mocno bijącym sercem, ale i uśmiechem na ustach, a kiedy ten skończył ta tylko rzekła.
- To mnie przytul - Dobrzańskiemu dwa razy nie trzeba było powtarzać niemal natychmiast zamknął kobietę w swoich ramionach. Zapewne siedzieli by tak jeszcze, gdyby nie dzwoniący telefon Marka. Przeklął w duchu i z miną nieszczęśliwego szczeniaka oderwał się od Cieplak, wyjął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki. 
- Przepraszam cię skarbie, ale muszę odebrać - rzekł widząc, że dzwoni kolejny raz tego dnia adwokat. 
- Witam ponownie mecenasie - rzekł do słuchawki. 
- Panie Marku czy mogę rozmawiać z panią Urszulą? Dzwoniłem do niej lecz nie odbiera, a kiedy zadzwoniłem na telefon firmy powiedziano mi iż oboje wychodziliście - pospiesznie wyjaśnił adwokat. Marek bez słowa oddał telefon Cieplak. 
- To do ciebie - rzekł. 
Po kilku minutach oddała mu telefon i wydawała się jakaś nieswoja. Jeszcze pięć minut temu tryskała radością a po tej rozmowie już nie. 
- Ula wszystko w porządku? - zapytał zamykając jej dłonie w swoich, dając do zrozumienia, że jest i ją wspiera. 
- Mogę dzisiaj wyjść wcześniej z pracy? - zapytała.
- Oczywiście, że tak. Choć wrócimy do firmy pozamykamy wszystko, ja tylko poproszę Sebę aby mnie zastąpił i zawiozę cię do domu - rzekł.
- Nie chcę ci robić problemu, sama wrócę autobusem - mówiła jednak ten zaprotestował. 
- Ula po pierwsze to żaden problem. A po drugie będę spokojniejszy kiedy odwiozę cię do domu samemu. Na tym między innymi polega miłość, na wspieraniu się - Ula pokiwała jedynie głową na tak. Jechali już jakiś czas a Marek zastanawiał się co takiego powiedział jej mecenas. Lecz nie chciał naciskać, znał swoją dziewczynę na tyle aby wiedzieć, że ona sama musi chcieć powiedzieć. Jednak przeczuwał jakieś kłopoty i gdyby wiedział, że zaczną się zaraz po dojechaniu do jej domu to zawiózłby ją do siebie.
CDN...

niedziela, 10 marca 2024

OD PRZYJAŹNI DO MIŁOŚCI część X

Witajcie ponownie, nie wiem z jaką częstotliwością będę publikować. Postaram się w miarę możliwości regularnie. Postaram się w pierwszej kolejności dokończyć to opowiadanie. Mam kilka nowych pomysłów, ale co z tego wyjdzie okaże się. 
Na początek krótkie streszczenie tego co było: 
Ula, Maciek, Marek i Sebastian to przyjaciele od czasów studiów. Marek jest prezesem F&D, a wraz z nim pracę podejmuje tam Sebastian. Po skończonych studiach dołączają do nic Ula i Maciek. 
Rodzeństwo Febo próbuje zniszczyć firmę i otworzyć własną we Włoszech. Jednak Markowi udaje się ich zdemaskować, dzięki temu ta dwójka trafia do więzienia. Tam oczekują na proces. 


Była już prawie pod domem kiedy usłyszała dźwięk przychodzącego połączenia. Wyjęła telefon z torebki. 
- Przepraszam cię Ula, ale właśnie prowadziłem - usłyszała zaraz po odebraniu. 
- Marek czy możesz do mnie przyjechać? - pytała, ale jej ton brzmiał jakoś dziwnie. 
- Oczywiście, że mogę. Będę do godziny - odpowiedział natychmiast. 
- Dziękuję ci bardzo - rzekła. 
- Ula nie musisz mi dziękować. Doskonale wiesz, że zawsze ci pomogę jeśli tylko tego potrzebujesz - odparł do słuchawki i dodał - to ja się teraz rozłączę i za niedługo będę u ciebie. 

Pospiesznie zaniósł swoje zakupy do domu i już wsiadał ponownie tego dnia do auta. Pędził ulicami Warszawy jak szalony i chyba tylko jakiś dobry duch nad nim czuwał, bo kilka razy złamał przepisy. Do Rysiowa dojechał w niecałe półgodziny, zaparkował z piskiem opon i niemalże biegiem ruszył w stronę domu Cieplaków. Zapukał i po chwili witał się z Józefem. 
- Dzień dobry panie Józefie - przywitał się z ojcem Uli. 
- Witaj Marku, proszę wchodź dalej. Ula zaraz zejdzie na dół. Może napijesz się herbaty albo kawy? 
- Poproszę kawę - odpowiedział siadając przy kuchennym stole i dodał - od rana jestem o jednej kawie - Cieplak uśmiechnął się do niego życzliwie. 
- Widzę, że tak samo jak Ula nie potrafisz żyć bez tego czarnego płynu - Marek uśmiechnął się pod nosem. 
- Dziękuję ci, że przyjechałeś tak szybko - usłyszał za plecami, odwrócił się z uśmiechem, ale jej najwyraźniej nie było do śmiechu. 
- Wiesz przecież, że zawsze możesz na mnie liczyć - odparł i dodał - powiesz mi co się stało? 
Ula wzięła telefon do ręki i po chwili pokazała wiadomość jaką dostała. 
- To nie jest pierwszy raz - Dobrzański spojrzał pytająco co Ula doskonale odczytała - od dnia kiedy złożyłam to zawiadomienie na policję dostaję takie wiadomości. 
- Podejrzewasz tego całego Pawła? - dopytywał, ta tylko skinęła głową zgadzając się z nim. 
- Dlatego chciałam cię prosić o skontaktowanie mnie z tym adwokatem, o którym mówiłeś. 
- Oczywiście, że to zrobię. Jutro rano zadzwonię do niego i umówię was. 
- Będę ci bardzo wdzięczna. 
- Jeśli chcesz to pojadę tam razem z tobą. 
- Jeśli to nie będzie problem.
- Oczywiście, że nie. 
Przesiedział jeszcze jakiś czas w gościnnym domu Cieplaków. Bardzo lubił spędzać tu czas. Jednym z powodów rzecz jasna była możliwość przebywania w pobliżu Uli znacznie dłużej niż tylko te kilka godzin w firmie. 
Następnego dnia zadzwonił do Uli z wiadomością o umówionej wizycie u mecenasa. 
- Ula adwokat może się z tobą spotkać w poniedziałek o godzinie jedenastej - mówił do słuchawki. 
- Cieszę się i to bardzo - rzekła. 
- A powiedz mi czy jeszcze coś wczoraj do ciebie pisał? 
- Nie - odpowiedziała. 

Weekend minął obojgu w miarę spokojnie. Ula zajęta swoimi domowymi obowiązkami prawie w cale nie wychodziła z domu. Jednak Paweł wciąż nękał ją wiadomościami, a raczej groźbami. Ula tym razem zgodnie z prośbą Marka nie kasowała tych wiadomości. Miały stanowić dowód w sprawie przeciwko Pawłowi. 
Lecz w niedzielny wieczór Paweł próbował najwyraźniej spełnić groźby. Było już dość późnawo, dzieciaki dawno spały, Józef również, a Ula właśnie miała się kłaść. Wstała aby zgasić światło, gdy ujrzała jakąś postać, która skradała się. Cieplak długo nie myśląc chwyciła za telefon i wybrała numer policji aby zgłosić próbę włamania. Tyle co skończyła mówić usłyszała jakieś dziwne dźwięki dochodzące zza drzwi. Pospiesznie udała się do pokoju brata. 
- Jasiu proszę cię obudź się - Jasiek nie bardzo rozumiejąc co się dzieje spojrzał na siostrę nieprzytomnym wzrokiem - ktoś próbuje się włamać do domu. Już wezwałam policję - te słowa najwyraźniej podziałały na chłopaka jak zimny prysznic, bo szybko zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem zszedł na dół. Będąc już przy drzwiach do pokoju Uli w progu ujrzał Pawła. 
- Co tu...- kiedy chciał zadać pytanie usłyszeli. 
- Ręce do góry. Policja - odetchnęli z ulgą oboje młodzi Cieplakowie. A po chwili ujrzeli zaspanego ojca. 
- Co tu się dzieje? 
- Spokojnie tato - odezwała się Ula - już wszystko w porządku. 
W tym samym czasie policjanci skuli w kajdanki kuzyna Dąbrowskiego i wyprowadzili do radiowozu.
- Czy nic państwu się nie stało? - dopytywał jeden z funkcjonariuszy. 
- Wszyscy jesteśmy cali. Ten typek nie zdążył nam nic zrobić. Ale nie chcę myśleć co by było, gdybym tak jak inni wcześniej się położyła - odpowiedziała za wszystkich Ula. 
- A mają państwo przypuszczenia dlaczego włamał się do waszego domu? 
- Jak najbardziej tak. Jakiś czas temu złożyłam doniesienie na niego, że napadł na mnie i okradł. Od tego czasu dostaję wiadomości z groźbami - odparła i pokazała te wszystkie zachowane groźby. 
- W tej sytuacji może pani wnieść sprawę do sądu - usłyszała. 
- Jutro jestem umówiona z adwokatem i z całą pewnością tak tego nie zostawię - wyjaśniła. Chciała jeszcze coś powiedzieć jednak wszedł jej w słowo Józef mówiąc z pretensjami w głosie do policjanta. 
- Gdybyście pracowali jak się należy to ten człowiek już dawno by siedział. A moja córka nie otrzymywała pogróżek, również przyjaciel rodziny nie miał by uszkodzonego auta przez tego bandytę. 
- Panie Cieplak my robimy co możemy, ale nie zawsze ...
- Niech pan nie kończy, bo mogę zostać oskarżony o zniesławienie funkcjonariusza - przerwał mu Cieplak. 
Funkcjonariusze dokończyli swoje czynności i opuścili miejsce przestępstwa. 
Ula w poniedziałek wydawała się jakaś nieobecna. 
- Ula wszystko w porządku? - dopytywał Dobrzański kiedy kolejny raz widział, że coś jest nie tak. 
- Mieliśmy w nocy nieproszonego gościa - odparła dość lakonicznie. 
- To znaczy? 
- Paweł włamał się do nas w nocy - widząc minę Dobrzańskiego pospieszyła z wyjaśnieniami. Opowiedziała jak to wyglądało, włącznie z jego aresztowaniem. Z jednej strony to nieco uspokoiło Marka, ale nie na tyle aby być pewnym, że ten nie wyjdzie za niedługo. 
- Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie? Przecież wiesz, że bym przyjechał. 
- Nie chciałam cię budzić w środku nocy, a dodatkowo jak policja go zabrała to wiadome było, że będzie spokojnie - wyjaśniła dziewczyna. 
Było kilka minut przed dziesiątą kiedy usłyszała otwierające się drzwi od gabinetu prezesa. 
- Ula za kwadrans musimy się zbierać - rzekł młody Dobrzański, ta spojrzała na niego nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Lecz ten w mgnieniu oka odczytał jej myśl i wyjaśnił - na jedenastą mamy być u mecenasa w sprawie tego typa. 
- Kompletnie o tym zapomniałam - odparła. 
- W porządku - odparł i dodał - pozamykamy wszystko i jedziemy, a potem zapraszam na lunch - widać było, że chce zaprotestować co do lunchu, jednak on był szybszy - nie przyjmuję żadnej odmowy. 
Marek jeszcze tylko poszedł do Sebastiana poprosić o zastępstwo przez najbliższe dwie do trzech godzin. 

- Dzień dobry pani Urszulo - przywitał się z nią mecenas i zaprosił do swojego gabinetu. Cieplak odwzajemniła się tym samym. 
- To co ja tu poczekam - zwrócił się Marek do Uli. 
- Panie mecenasie czy Marek może być przy tej rozmowie? - zapytała. 
- To tylko od pani zależy. Ja nie mam nic do tego - usłyszała w odpowiedzi. 
- Marek, proszę cię ...- zwróciła się do przyjaciela, czyżby tylko do przyjaciela? Ten nie pytając o nic dołączył do Cieplak. 
Kiedy już całą trójką zajęli miejsca adwokat poprosił aby ta opowiedziała mu o wszystkim w miarę możliwości ze szczegółami. Ta tak uczyniła nie pominęła niczego, po czym wyjęła telefon i pokazała wiadomości jakie wysyłał kuzyn Dąbrowskiego. 
- Bardzo bym prosił aby przesłała mi je pani - poprosił mecenas, zanotował jeszcze kilka zdań w swoim notesie po czym dodał - najdalej za dwa dni powinienem nieć sformułowany pozew i złożę go w sądzie. 
Widać było, że Ula jest wdzięczna obydwu mężczyznom w tej sprawie. Markowi, że umówił ją z mecenasem, a temu drugiemu, że podejmie się tej sprawy. Po skończonym spotkaniu Marek tak jak obiecał zabrał Ulę do restauracji. I mimo że już nie raz i nie dwa bywała w takich miejscach to zawsze czuła skrępowanie, co Dobrzański doskonale wyczuł. 
- Ula rozluźnij się, to przecież zwykły lunch - mówił spokojnym głosem. 
- Łatwo ci powiedzieć - odparła. Marek jednak nie skomentował tego, bo wiedział iż żadne jego argumenty do niej nie trafią. 
- Marek proszę cię nie patrz się tak na mnie - prosiła Cieplak kiedy kolejny raz przyłapała Marka na tym jak przygląda się jej. 
- Niby jak? - pytał i zaraz dodał - Ula ja wiem, że ty mnie nie kochasz, ale nic na to nie poradzę, że ja kocham ciebie. Uwielbiam patrzeć jak jesz, jak się poruszasz, i mógłbym tak wymieniać jeszcze wiele. 
- To nie tak - weszła mu w słowo. Lecz najwyraźniej Marek nie chciał kolejny raz słuchać jej tłumaczeń. 
- Ula nie zamierzam naciskać i wymuszać czegokolwiek na tobie. Jedyne co mogę to prosić cię, abyś pozwoliła mi być obok i w razie potrzeby pomóc. A z czasem może sama uznasz, że to co nazywasz przyjaźnią jest czymś więcej - szkoda tylko, że ta już doszła do takich wniosków przez weekend. Kiedy to nie widziała go i w pewnym momencie dotarło do niej, że strasznie tęskni za nim. Lecz jakaś dziwna moc nie pozwalała jej wyznać tego młodemu Dobrzańskiemu, tak jakby się bała. 
W jej głowie jeszcze trwała jakaś niezrozumiała walka między tym co czuło serce a co mówił rozum. 
CDN...