Wreszcie rodzina Dobrzańskich poznała datę pierwszej rozprawy sądowej przeciwko rodzeństwu Febo. Seniorzy dostali takie pismo do domu, gdzie informowano ich o dacie oraz godzinie stawienia się w sądzie.
- Nie przypuszczałem Helenko, że nas też będą wzywać na świadków - mówił senior.
- Jeszcze ty, to może coś jesteś w stanie w nieść do sprawy, ale ja? - rozmyślała Helena.
- No nie wiem, od kiedy Marek został prezesem mało co przebywam w firmie. No ale cóż skoro tak jest napisane w piśmie, to nie pozostaje nam nic innego jak stawić się - westchnął Krzysztof, ta jedynie mu przytaknęła zgadzając się.
Marek swoje wezwanie również otrzymał na adres domowy, jednak dodatkowo miał telefon od mecenasa w tej sprawie.
- Dzień dobry panie Marku, znany jest już termin sprawy przeciwko Febo - mówił adwokat do słuchawki jak tylko usłyszał głos młodego Dobrzańskiego - mianowicie będzie to piętnastego kwietnia o godzinie jedenastej czterdzieści pięć. Zapewne taką informację dostał pan w formie pisemnej na adres domowy.
- Dziękuję panie mecenasie za informację. Ciekawy jestem jak długo to potrwa? - mówił Dobrzański.
- Trudno mi powiedzieć, ale mimo wszystko proszę być nastawiony na przynajmniej dwie. Pierwszego dnia zostanie im przedstawiony akt oskarżenia i zostaną przesłuchani pierwsi świadkowie czyli między innymi pan oraz pańscy rodzice, ale i kilku innych. Z tego co mi wiadomo świadków będzie kilkoro - wyjaśnił mu adwokat.
- A czy coś już wiadomo w sprawie Uli? Pytam, bo prosiła mnie o to.
- Tu jeszcze nic nie wiadomo - odparł mężczyzna i dodał - proszę aby państwo a zwłaszcza pani Urszula uzbroiła się w cierpliwość.
Marek niezwłocznie po rozmowie przekazał wiadomość Uli co do jej sprawy.
- Wszystko w porządku - dopytywała Cieplak widząc posępną minę swojego przyjaciela.
- I tak i nie - odparł dość mało lakonicznie.
Ula jednak nie miała zamiaru ustąpić widziała, że coś go gryzie. Domyślała się jednego z powodów, ale sądziła iż wyjaśnili sobie wszystko i dotychczas junior wydawał się doskonale to rozumieć. Spojrzała na monitor, gdzie widoczna była godzina i rzekła.
- Pora na lunch - ten spojrzał na nią z niemym pytaniem - chodź zabieram cię na zapiekanki - to zaproszenie miało być tylko pretekstem wyciągnięcia go z firmy.
- Ula mam jeszcze nieco roboty - próbował się wymigać lecz ta nie dawała za wygraną. Chciała z nim porozmawiać i coś wyjaśnić. Z pewnymi sprawami tak naprawdę zamierzała poczekać do weekendu. Planowała go zaprosić do siebie na sobotę, ale widząc jak coś go gryzie postanowiła to przyspieszyć.
- Od kiedy to zrobiłeś się takim pracusiem? - próbowała mu dogadać.
- Od kiedy mam w firmie dwóch największych pracoholików - odparł.
- O ja sobie wypraszam - zaczęli się przekomarzać - ja tylko solidnie wykonuję swoje obowiązki - odparła.
- No ja też - odparł próbując ją naśladować.
- Nie daj się prosić - mówiła - spójrz jaka piękna pogoda. Zjemy i trochę pospacerujemy. W ten sposób dotlenimy swoje szare komórki a co za tym idzie prac będzie szła nam lepiej - w końcu najwyraźniej udało się jej namówić młodego Dobrzańskiego, bo tylko rzekł.
- Za kwadrans będziemy mogli pójść. Ja tylko muszę coś zrobić - ta skinęła głową zgadzając się.
Marek niemalże jak duch zniknął za drzwiami swojego gabinetu ten kwadrans chciał wykorzystać na telefon do rodziców. Miał zamiar poinformować ich o terminie rozprawy.
- Dziękujemy synku za wiadomość, ale dostaliśmy dosłownie kilkanaście minut temu pismo z sądu w tej sprawie - mówił mu ojciec - zastanawiamy się tylko z mamą co my możemy wnieść do sprawy.
- Widocznie sąd uznał, że jest to konieczne - odparł młodszy mężczyzna.
Wymienili jeszcze kilka małoznaczących zdań i rozłączyli się. I tak jak obiecał swojej asystentce kwadrans później był gotowy do wyjścia. Westchnął tylko jeszcze przed wyjściem z gabinetu sam do siebie.
- Szkoda, że z asystentką czy tam przyjaciółką a nie z dziewczyną.
- To co Ula idziemy? - odezwał się widząc jej zamyśloną twarz. Widać było, że nad czymś bardzo intensywnie rozmyśla.
- Co? - odparła nieco jakby wystraszona.
- Jeszcze piętnaście minut temu wyciągałaś mnie na zapiekanki a teraz sama nie jesteś gotowa - odparł udając nieco oburzonego.
- A, tak, tak już idziemy. Przepraszam zamyśliłam się - odpowiedziała i już szykowała się do wyjścia.
Wyszli z firmy milcząc, przeszli przez jezdnię i już byli w parku leżącym właśnie tuż przy firmie. Po kilku minutach dotarli do ich ulubionej budki z zapiekankami. Do czasu kiedy Ula nie zaczęła pracować w firmie Marek mało kiedy tu przychodził a o jedzeniu zapiekanek nie było mowy. To dzięki tej skromnej dziewczynie poznał ich smak. Tu mieli swoją ławkę, która była jedynym świadkiem ich rozmów. Rozmów takich szczerych, prawdziwych. To tu mogli się jeszcze bardziej się nawzajem poznać. Owszem znali się już jakiś czas, bo ich znajomość zaczęła się od studiów, ale tu mogli być tylko we dwoje. A tak zazwyczaj ktoś im towarzyszył. Marek doskonale wiedział, że to ich wyście będzie właśnie taką rozmową.
Z długimi bułkami szczodrze przyozdobionymi między innymi pieczarkami powędrowali do tej swojej ławki. Mieli szczęście, bo kiedy dochodzili para staruszków wstawała z niej. Usiedli i kiedy skończyli jeść Marek odwrócił się w jej stronę.
- To o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał i dodał nim ta się odezwała - bo skoro mnie chciałaś tu przyjść to jak nic aby móc pogadać.
- Przed tobą to chyba nic się nie ukryje? - odparła i kontynuowała - tak masz rację chciałam porozmawiać, bo widzę jak coś cię trapi. Powiesz mi?
- Panno Cieplak czy przed panią nic się nie ukryje? - odpowiedział jej niemalże tym samym pytaniem. Ta pokręciła przecząco głową i rzekła.
- Marek znamy się nie od dzisiaj i wiem, kiedy masz jakiś problem.
- To nic takiego - próbował ją zbyć, ale najwyraźniej kobieta nie zamierzała odpuścić.
- Marek w końcu jesteśmy przyjaciółmi i zawsze mówiliśmy sobie wszystko - wysunęła konkretny dowód.
- Szkoda, że tylko przyjaciółmi - powiedział sam do siebie w myślach - a już do niej rzekł - dostałem dzisiaj informację o dacie rozprawy przeciwko Febo - nie dała mu dokończyć tylko wchodząc mu w słowo rzekła.
- To świetna wiadomość - jednak widząc jego minę pospieszyła z pytaniem - a ty nie cieszysz się?
- Niby się cieszę, bo w końcu będziemy mogli normalnie pracować. Jednak z drugiej jestem pełen obaw jak to będzie wyglądało, co zrobią i jak postąpią oboje Febo - mówił.
- Wiesz myślę, że niewiele będą mogli oboje zrobić a tym bardziej powiedzieć. Macie niezbite dowody na ich szkodliwą działalność wobec firmy i na pewno mecenas zrobi wszystko aby się z tego nie wywinęli - próbowała go pocieszać.
- Może i masz rację. Ale ja jeszcze dodatkowo obawiam się o rodziców ci również mają składać zeznania a sama wiesz, że z sercem ojca nie jest najlepiej - dzielił się z Cieplak swoimi kolejnymi obawami.
- Marek twój tato na pewno zadba o to aby mieć przy sobie lekarstwa, a i twoja mama również o tym będzie pamiętać.
- Dziękuję ci Ula, że mnie wspierasz i próbujesz dodać mi otuchy - mówił.
- Nie musisz mi dziękować, w końcu od tego ma się...- nie dokończyła.
- Dziewczynę - wszedł jej w słowo.
- To też, ale i przyjaciela - odparła i już nieco ściszonym głosem dodała - albo jedno i drugie w jednej osobie - Marek najwyraźniej usłyszał jej słowa. Spojrzał na Cieplak i z pewną obawą w głosie zapytał.
- Ula czy to oznacza, że ty mnie również...?
- Nie wiem czy tak samo jak ty mnie, ale tak - odparła i wykorzystując, to iż ten milczał mówiła dalej - przez ostatnie dni miałam sporo czasu na przemyślenia. Na zastanowienie się nad tym co czuję do ciebie. Dotarło do mnie jak bardzo mi ciebie brakuje kiedy cię nie widzę, jak tęsknie kiedy nie możemy być razem. A to wszystko można nazwać tylko miłością - ten nadal milczał, co zaniepokoiło ją i wyraziła to na głos - no chyba, że ty mnie już nie - te ostanie cztery słowa wyrwały go z transu w jaki wpadł, gdy usłyszał jej wyzwanie.
- Ula czy ty nie widzisz jak codziennie walczę sam ze sobą by cię nie osaczać swoją osobą. Każdego ranka budzę się z myślą o tobie, czy już wstałaś, jak ci minęła noc, czy miałaś spokojny sen. Każdego wieczora zasypiam myślę o tobie. Marzę móc cię objąć, przytulić, chcę chronić przed całym złem tego świata - mówił patrząc jej prosto w oczy. Ta siedziała i słuchała tego wszystkiego z mocno bijącym sercem, ale i uśmiechem na ustach, a kiedy ten skończył ta tylko rzekła.
- To mnie przytul - Dobrzańskiemu dwa razy nie trzeba było powtarzać niemal natychmiast zamknął kobietę w swoich ramionach. Zapewne siedzieli by tak jeszcze, gdyby nie dzwoniący telefon Marka. Przeklął w duchu i z miną nieszczęśliwego szczeniaka oderwał się od Cieplak, wyjął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Przepraszam cię skarbie, ale muszę odebrać - rzekł widząc, że dzwoni kolejny raz tego dnia adwokat.
- Witam ponownie mecenasie - rzekł do słuchawki.
- Panie Marku czy mogę rozmawiać z panią Urszulą? Dzwoniłem do niej lecz nie odbiera, a kiedy zadzwoniłem na telefon firmy powiedziano mi iż oboje wychodziliście - pospiesznie wyjaśnił adwokat. Marek bez słowa oddał telefon Cieplak.
- To do ciebie - rzekł.
Po kilku minutach oddała mu telefon i wydawała się jakaś nieswoja. Jeszcze pięć minut temu tryskała radością a po tej rozmowie już nie.
- Ula wszystko w porządku? - zapytał zamykając jej dłonie w swoich, dając do zrozumienia, że jest i ją wspiera.
- Mogę dzisiaj wyjść wcześniej z pracy? - zapytała.
- Oczywiście, że tak. Choć wrócimy do firmy pozamykamy wszystko, ja tylko poproszę Sebę aby mnie zastąpił i zawiozę cię do domu - rzekł.
- Nie chcę ci robić problemu, sama wrócę autobusem - mówiła jednak ten zaprotestował.
- Ula po pierwsze to żaden problem. A po drugie będę spokojniejszy kiedy odwiozę cię do domu samemu. Na tym między innymi polega miłość, na wspieraniu się - Ula pokiwała jedynie głową na tak. Jechali już jakiś czas a Marek zastanawiał się co takiego powiedział jej mecenas. Lecz nie chciał naciskać, znał swoją dziewczynę na tyle aby wiedzieć, że ona sama musi chcieć powiedzieć. Jednak przeczuwał jakieś kłopoty i gdyby wiedział, że zaczną się zaraz po dojechaniu do jej domu to zawiózłby ją do siebie.
CDN...
Mimo, że wiadomość o rozprawie przeciwko Febo niezbyt ucieszyła Marka i nieco zaniepokoiła jego rodziców, to jednak to bardzo dobra wiadomość. Wszystkie dowody przemawiają przeciwko rodzeństwu i w zasadzie oni nie mają argumentów na swoją obronę. Ta rozprawa przyniesie dobry skutek dla firmy, bo nie będzie knucia, ani intryg, a ludzie z Markiem na czele będą mogli spokojnie pracować bez żadnych niemiłych niespodzianek. Natomiast telefon mecenasa do Uli i mnie trochę zaniepokoił. Co ona usłyszała, że jej tak zrzedła mina, przecież i w jej sprawie są same pozytywy, a sprawca nieszczęść siedzi w areszcie? Zaintrygowałaś mnie i to bardzo. Niecierpliwie czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńNajserdeczniej pozdrawiam. :)
Chyba zawsze tak jest, że potrafimy się martwić ponad wszystko i wyolbrzymiać wiele rzeczy.
UsuńBardzo mi przykro, ale w sprawie Uli muszę milczeć.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny na blogu oraz komentarz.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielny wieczór.
Julita
Najpierw to Huuuuuuuuuuuuurrrrrrraaaaaaaa wróciłaś 👍👍👍👍👍
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu Marek tak mało entuzjaztycznie podchodzi do rozprawy Febo🤔 przecież wyrok skazujacy rodzeństwo rozwiąże wiele problemów FD. Bardziej martwi mnie sprawa z Pawłem, bo On tak łatwo nie odpuści i coś czuję, że Ulę czekają nie lada kłopoty. A i telefon od mecenasa też nic dobrego nie wróży. No a to ostatnie zdanie to już podnosi ciśnienie, strach się bać co zastaną w Rysiowie. Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na kolejną część.
Wróciłam tydzień temu, ale nie wiem na jak długo i z jaką częstotliwością będę pisać. Lecz przyznam szczerze, że nie spodziewałam się aż takiego entuzjazmu z tego faktu.
UsuńMarek może nie tak boi się samego wyroku jak tego jak zachowają się oboje Febo.
Co do reszty to niestety, ale muszę milczeć jak zaklęta.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielę wieczorem.
Julita