niedziela, 29 maja 2022

ZMIANY część XVI

 Od tej rozmowy minęły kolejne dni, a ich relacja widać zmieniała się. Marek przyjeżdżał niemalże codziennie i siedział do późna. Początkowo witali się pocałunkiem w policzek. Jednak tego dnia nastąpił przełom a było to w sobotni wieczór. Po tym jak pomogli swoim przyjaciołom w przeprowadzce Beaty oraz jej córeczki do mieszkania Sebastiana. Ula z racji jeszcze nie do końca całkowitego wyzdrowienia pomogła opiekując się swoją chrześnicą. 
- Nawet nie wiedziałem, że to twoja chrześnica - rzekł Marek do Uli kiedy już wracali do Rysiowa. 
- Beata niemalże zaraz po dowiedzeniu się o ciąży, poprosiła mnie o to. A ja bez wahania się zgodziłam. Dla mnie to nie był żaden problem. 
- To można rzec, że jesteście jak rodzina.
- Poniekąd tak. Z Beatą od zawsze traktowałyśmy się jak siostry, jedna wspierała drugą i stała murem. Od przedszkola byłyśmy nierozłączne i chyba już tak pozostanie - mówiła. 
Droga z Warszawy do Rysiowa minęła jakoś bardzo szybko jak dla Marka zbyt szybko, ale i dla Uli wyjątkowo za szybko. Podjechali pod dom z numerem ósmym, wysiedli z auta podeszli do furtki. 
- Nie będę już dzisiaj wchodził, jest późno i nie chcę przeszkadzać - mówił, chociaż z wielką chęcią nie rozstawałby się z nią nawet na chwilę. 
- Chyba wszyscy już śpią - rzekła Cieplak spojrzawszy w stronę domu. 
Marek podszedł bliżej i objął ją w pasie i już miał pocałować jak zwykle w policzek lecz ta odwracając twarz spowodowała zetknięcie się ich ust. Dobrzański uznając to za pozwolenie pogłębił pocałunek, który był długi i namiętny. 
- Kocham cię - wyszeptał jej do ucha kiedy wreszcie się oderwał od tych pięknych ust. 
- Też cię kocham - odpowiedziała. A on miał wrażenie jakby uniósł się kilka centymetrów nad ziemią. Wreszcie usłyszał te dwa słowa. Słowa, na które czekał z utęsknieniem. To była melodia dla jego uszu, ale i dla serca. Chwycił jej dłonie o przyłożył w miejsce gdzie biło jego rozradowane serce i rzekł.
- Czujesz? - pokiwała głową na potwierdzenie - ono bije tylko i wyłącznie dla ciebie - i ponownie tego wieczoru złączył ich usta. 
Rozstawali się tym razem z żalem, że ten dzień już się skończył. 
- Będę już jechał, jutro przyjadę popołudniu i może byśmy gdzieś wyszli - zaproponował. Chociaż prawdę powiedziawszy nawet nie musiał tego mówić, bo w tym domu był zawsze bardzo mile widzianym gościem. Pożegnali się, Ula jeszcze stała przez chwilę przyglądając się jak jego auto znika w ciemności. 
Wzięła prysznic i kiedy już miała się kłaść dostała wiadomość z życzeniami spokojnej nocy oraz pięknymi snami oraz kolejne tego dnia oraz wieczoru wyznanie miłości. Odpowiedziała tym samym i udała w krainę morfeusza. 
Rano wstała z wielkim uśmiechem na twarzy. Tak uśmiechnięta weszła do kuchni, a jej stan euforii było można zauważyć z daleka. 
- Widzę córcia, że jesteś szczęśliwa - usłyszała głos swojego ojca, który wyrwał ją z zamyślenia. 
- Nawet bardzo tatusiu - odparła krótko. 
- Bardzo się cieszę, że tak jest. Ja wiedziałem iż znajdzie się ktoś taki i sprawi, że będziesz szczęśliwa. Piotr to nie jest człowiek, który dałby ci to. Nigdy tego człowieka nie lubiłem, ale uznałem iż wiesz co robisz. Lecz ja od samego początku nie ufałem mu i miałem wrażenie jakby był fałszywym, egoistycznym, cynicznym człowiekiem. Nie to co Marek, fakt nie znam go aż tak długo. Jednak widać to po zachowaniu, po tym jak traktuje ciebie, jak zachowuje się w stosunku do nas wszystkich. Zawsze życzliwy, gotowy pomóc jeśli tylko jest taka potrzeba, nie wywyższa się, pełen empatii, wiecznie uśmiechnięty mimo iż sam ma niemało problemów i spraw - słowa ojca tylko upewniły ją w tym, że wchodząc w ten związek dobrze robi. 
- Masz rację, Piotr był takim właśnie człowiekiem. Dlatego też początkowo bałam się związać z Markiem. Marek jest jakby na to nie patrzeć bardziej majętny niż my, tak samo jak Piotr, a ja nie chciałam kolejny raz przechodzić przez to samo - mówiła. 
- Nie powinnaś ich do siebie porównywać, bo to widać na odległość, że są bardzo różni - mówił jej ojciec. Teraz to i ona to wie. Opowiedziała nawet ojcu o ostatniej sprzeczce z Sosnowskim po tym jak do szpitala trafił Krzysztof Dobrzański. 
- No widzisz córcia jaki to człowiek - i nagle usłyszeli pukanie do drzwi, a z drugiej strony stał ten, o którym właśnie rozmawiali. 
- Ula do ciebie - zawołał Jasiek, który poszedł otworzyć drzwi. Wszedł do kuchni mówiąc kto stoi w przedpokoju. 
- Czego on jeszcze chce - wyszeptała. Wyszła z kuchni zapraszając gościa do swojego pokoju. 
- Możesz mi powiedzieć po co przyjechałeś? - odezwała się zaraz po zamknięciu za sobą drzwi.
- A może tak na początek jakieś cześć albo coś takiego? - rzekł z oburzeniem w głosie. 
- Nie mam ani ochoty ani tym bardziej czasu na takie formułki więc co chciałeś. 
- Porozmawiać - usłyszała.
- To pod zły adres trafiłeś - odpowiedziała. 
- Widzę, a raczej słyszę jaki wpływ ma na ciebie ten prezesik - tymi słowami jedynie jeszcze bardziej rozzłościł Cieplak.
- Koniec tego dobrego. Wyjdź z tego domu i nie wracaj więcej - rzuciła otwierając jednocześnie drzwi, tym samym pokazując skończenie rozmowy. Rozmowy, która tak naprawdę nawet się nie zaczęła, ale nagle usłyszała za sobą słowa. 
- Dlaczego, dopiero co przyjechałem - odwróciła się i ujrzała tego, dzięki któremu była szczęśliwa. 
- To nie do ciebie - odparła i szerzej otworzyła drzwi, aby Marek mógł zobaczyć do kogo były skierowane słowa. Sosnowski stał nadal w tym samym miejscu i najwyraźniej chciał jeszcze coś powiedzieć lecz nie dane mu było dojść do głosu.
- Chyba Ula wyraziła się jasno - odezwał się Dobrzański, a co nie spodobało się temu drugiemu. A już widok jak Marek łapie Ulę w pasie dodając jej tym samym poczucie wsparcia jeszcze bardziej rozzłościło mężczyznę. Ze wściekłą miną ominął stojących i nie żegnając się z nikim opuszczał dom rodzinny Cieplaków. 
- Przestań ich tu nachodzić, bo pożałujesz - usłyszał jeszcze w przedpokoju ściszony głos swojego rywala. Nie zdążył odpowiedzieć, bo Marek tak samo szybko zniknął co się pojawił. 
- Co ten tu chciał? - zapytał po tym jak się przywitał ze wszystkimi. 
- Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą Ula - a ty co tu robisz, miałeś być popołudniu? 
- Ja tu jadę jak najwcześniej aby móc spędzić jak najwięcej czasu z ukochaną, a tu słyszę takie rzeczy? - mówił udając zasmuconego. Ula podeszła do siedzącego na krześle mężczyznę usiadła mu na kolanach, delikatnie pogłaskała po policzkach i czule rzekła.
- Cieszę. Bardzo się cieszę, że przyjechałeś - ale ten postanowił nieco podrażnić się z ukochaną i rzekł.
- No ja tam nie wiem. Najpierw każesz mi wyjść, potem pytasz co tu robię. Oj chyba jakieś zadośćuczynienie się należy - mówił próbując się nie roześmiać. 
- Czy takie może być? - zapytała po tym jak ucałowała go. 
- No niech będzie - odparł, bo w końcu nie byli sami. Temu wszystkiemu z uśmiechem na ustach przyglądał się Józef. 
- Kochani ja się bardzo cieszę waszym szczęściem, ale muszę wam przerwać, bo chciałem zapytać. Czy zostaniesz na obiad - zwrócił się do Marka. 
- Z chęcią panie Józefie, ale innym razem. Dlatego właśnie przyjechałem wcześniej, bo moja mama chciała abym przyjechał z Ulą na obiad. Oczywiście jeśli to nie problem - tłumaczył się. 
- Dla mnie to żaden problem - odpowiedział Józef i dodał - to może w następną niedzielę albo jak twój tato wyjdzie ze szpitala to przyjedziesz z nimi - zaproponował senior.
- Bardzo dziękuję za to zaproszenie w swoim i rodziców imieniu - mówił.
- Ja bardzo was przepraszam, ale ja tu też jestem - mówiła Ula. 
- Oj kochanie nie marudź tylko ubieraj się i jedziemy - usłyszała, spojrzała na ojca jakby szukała aprobaty, a kiedy ujrzała jak ten skinął głową poszła do swojego pokoju zostawiając panów samych. Ci czekając zaczęli rozmawiać. A raczej mówił Józef a Marek słuchał. 
- Marku dziękuję ci bardzo za to jaki jesteś w stosunku do mojej córki. Już od dawna nie widziałem jej takiej uśmiechniętej, radosnej. Dobry z ciebie młody człowiek. Ja to już wiedziałem od dawna, ale z każdym dniem przekonuję się, że miałem rację. 
- Panie Józefie kocham pańską córkę ponad własne życie. Mogę obiecać, że nigdy jej nie skrzywdzę i nie pozwolę aby ktokolwiek miał to uczynić. Ona jest sensem mojego życia - wyznał młody Dobrzański. A tymi słowami jeszcze bardziej utwierdził ojca swojej dziewczyny o szczerych intencjach. 

Jakieś półtorej godziny później siedzieli w salonie ogromnego jak się wydawało pannie Cieplak domu Dobrzańskich. Jeszcze przed podaniem obiadu Marek oprowadził ją po całym domu pokazując i tłumacząc. 
- Wiesz mógłbyś pracować w muzeum jako kustosz - wyraziła swoje zdanie z uśmiechem na ustach kiedy to Marek opowiadał jej o osobach na wiszących portretach. 
Cały niedzielny dzień okazał się dniem o jakim każde z nich marzyło od bardzo dawna. Ula zazwyczaj ten dzień do południa spędzała gotując obiad, a popołudniu przyjeżdżał Piotr. Najczęściej był już w porze obiadowej i resztę dnia przesiedzieli w pokoju i ten po kolacji wracał do Warszawy. 
Marek niedzielę spędzał natomiast z Pauliną, która jeśli nie jechała do niby brata, to szukała powodu do sprzeczki. Ten niby brat okazał się później kochankiem o imieniu Lew. Czasem jechali wspólnie do jego rodziców jednak ona wychodziła wcześniej tłumacząc jakimś spotkaniem z koleżanką albo Aleksem. 
Wreszcie było tak jak być powinno z każdej ze stron. 
- Marku a czy możesz nas same zostawić na kilka minut - poprosiła go rodzicielka. Marek domyślał się w czym rzecz i postanowił posłuchać Heleny. Wiedział, że Ula przełamała już się, ale wciąż można było jeszcze chwilami wyczuć jakiś niepokój z jej strony. Dlatego też uznał iż taka rozmowa sprawi, że to minie. 
- To ja w takim razie pójdę do gabinetu taty i poszukam tych dokumentów, o które prosił mecenas - rzekł i już go nie było. 
- Ula proszę cię nie stresuj się tak - poprosiła na początku starsza kobieta, widząc przerażoną minę dziewczyny  - chciałam z tobą dziecko porozmawiać jak kobieta z kobietą. A raczej podziękować za to jak sprawiłaś, że mój jedyny syn zaczął wreszcie się uśmiechać. Od dawna nie widziałam go takiego szczęśliwego, również mój mąż to widzi. Pamiętam jak Marek będąc z Pauliną i po rozstaniu z nią chodził ponury, bez tej radości w oczach. Wraz z Krzysztofem już zaczynaliśmy się o niego coraz bardziej martwić. Ale kiedy wyznał nam, ze ponownie się zakochał ucieszyła nas ta wiadomość, a to kto jest jego wybranką serca jeszcze bardziej nas uradowała - mówiła Helena. 
- Więc nie macie państwo nic przeciwko naszemu związkowi? - dopytywała z nieśmiałością w głosie młodsza kobieta. 
- A niby dlaczego mielibyśmy mieć? - padło z ust pani Dobrzańskiej.
- No, bo widzi pani ja... - chciała dokończyć lecz seniorka jej przerwała.
- Nawet tak nie myśl. Dla nas nie ma to najmniejszego znaczenia czy jesteś biedna czy bogata. Dla nas liczy się to aby nasz syn był szczęśliwy. A jeśli taki jest będąc z tobą dziecko, to czego tu chcieć więcej. Pamiętaj, że nie to jest ważne co posiadamy na zewnątrz, ale to co mamy w środku - widać było, że te słowa sprawiły iż Ula utwierdziła się w swoich decyzjach i może wraz z Markiem tworzyć kochający się związek dwojga ludzi,
- Bardzo pani dziękuję za te słowa. To prawda, że bardzo obawiałam się jak zostanę przyjęta przez państwa. Dodatkowo wiem, że chcieliście aby Marek związał się z Pauliną.
- Myśleliśmy, że oni są sobie pisani i stworzeni dla siebie. Lecz jak to w życiu bywa nie zawsze jest tak jak my starzy to widzimy - tej rozmowie w dużej części przysłuchiwał się junior stojąc za uchylonymi drzwiami gabinetu ojca, gdy tylko odnalazł to czego potrzebował. Nie było to zbyt trudne, gdyż jego ojciec miał idealny porządek w dokumentach. Cieszyły go słowa matki a kiedy usłyszał, że Ula go kocha wręcz lewitował ze szczęścia. Z gabinetu wyszedł dopiero kiedy usłyszał, że te dwie najważniejsze dla niego w życiu kobiety skończyły rozmawiać. A raczej zmieniły temat na całkiem innym. 
- I jak rozmowa, owocna? - dopytywał.
- Bardzo - odpowiedziały mu niemalże jednocześnie obie. Tym samym wywołując salwę śmiechu u całej trójki. 

Czas mijał ta dwójka stała się wręcz nierozłączna. Marek zaraz po pracy jechał najpierw do domu brał szybki prysznic i już gnał do Rysiowa. 
Krzysztof Dobrzański wrócił do domu i pozostało tylko czekać na rozprawę o działanie na niekorzyść firmy wobec Aleksa oraz Pauliny. Za ten czyn groziło każdemu z osobna do pięciu lat. To była jedna spraw po której Dobrzańscy mieli wyjechać, a druga dotyczyła jedynie Pauliny, której postawiono zarzut nakłaniania do popełnienia przestępstwa z zamiarem pozbawienia zdrowia bądź też życia Uli. 
Ula wreszcie wróciła do pracy, a z czego najbardziej ucieszył się rzecz jasna Marek mówiąc do ukochanej.
- Wreszcie będę miał cię na wyciągnięcie ręki przez prawie cały dzień - Ula tylko uśmiechała się. Chociaż i ona cieszyła się z tego, że będą ze sobą znacznie dłużej. Jednak jak się okazało to dla młodego prezesa wciąż było mało. Postanowił porozmawiać o tym ze swoją dziewczyną, w czasie lunchu kiedy to poszli jak co dzień na krótki spacer po parku.
- Ula usiądźmy może tam na tej ławce - wskazał wolną ławkę stojącą przy niewielkim stawie. Zrobili tak jak zaproponował Dobrzański. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Marek zebrał myśli i zaczął - chciałem ci coś zaproponować. Wiem, że dla ciebie to może być za szybko, ale jednak...
- Marek wyduś to z siebie - ponaglała go Cieplak. bo widać było iż ten waha się - przecież ja nie gryzę - tym samym dodała mu otuchy .
- Ula zamieszkajmy razem - wypowiedział te kilka słów z prędkością światła. Ta popatrzyła na swojego ukochanego i rzekła.
- Jeśli to możliwe to daj mi czas do końca dzisiejszego dnia. 
- W porządku. Ja nie poganiam, wiem, że zawsze potrzebujesz nieco więcej czasu - odparł. Jednak czuł pod skórą, że ta się zgodzi. 
Wrócili do firm, a tam tuż przy swoich drzwiach do gabinetu jeszcze raz rzekł.
- Czekam na odpowiedź po pracy - tej wymianie zdań mimowolnie przysłuchiwała się Beata, jednak nie zamierzała dopytywać. Wiedziała, że przyjaciółka sama jej powie jeśli będzie tego chciała, tak było i tym razem.
CDN...

sobota, 21 maja 2022

ZMIANY część XV

 Przez wydarzenia z ostatnich godzin czas bardzo szybko mu minął i nim się spostrzegł była piętnasta. A to oznaczało koniec pracy. Plan miał bardzo prosty najpierw wizyta w szpitalu a następnie już bez żadnych przeszkód podróż do Rysiowa. Najbardziej cieszyło go to drugie spotkanie, nie żeby miał coś przeciwko odwiedzinom u swoich rodziców. Lecz nie cierpiał zapachu szpitala. Spakował wszystko do teczki, uprzątnął na biurku, wyłączył komputer i już żegnał się ze swoją sekretarką. 
- Na dzisiaj koniec pracy. Jeśli chcesz to też możesz już dzisiaj wyjść wcześniej - zwrócił się do kobiety.
- Dziękuję ci Marku, ale zostanę do szesnastej. Umówiłam się z Sebastianem, że oboje pójdziemy po małą. A on ma coś jeszcze do zrobienia i raczej do szesnastej nie skończy - odpowiedziała.
- W takim razie ja się już pożegnam i życzę wam udanego popołudnia - odparł a za chwilę później już stał przy drzwiach windy oczekując na jej przyjazd. 

- Witajcie kochani - odezwał się ściszonym głosem wchodząc do sali, gdzie leżał Krzysztof Dobrzański. A przy łóżku męża siedziała Helena. 
- Dzień dobry synku - usłyszał w odpowiedzi. Wszedł dalej podszedł do matki i pocałunkiem w policzek przywitał z rodzicielką, natomiast z ojcem za pomocą uścisku dłoni. Posiedział z nimi około trzech kwadransów. Opowiedział co działo się w firmie, ale w takiej formie aby senior nie musiał się denerwować. Na pytania o rodzeństwo Marek nie bardzo wiedział co powiedzieć, ale senior nie ustępował. 
- Obecne oboje są w areszcie do czasu swoich rozpraw. Paulinę czekają dwie, a Aleksa tylko jedna - widać było iż nie do końca ucieszyła ta wiadomość seniora co zauważył junior. 
- Tato nie martw się, wszystko będzie dobrze - próbował uspokoić ojca. 
- Synu nie da się być spokojnym w takich sytuacjach. W końcu wychowywaliśmy ich, a raczej próbowaliśmy wychować na porządnych, uczciwych ludzi, zapewnić dach nad głową, daliśmy tyle miłości ile tylko mogliśmy. A co dostaliśmy w zamian? - mówił pełen goryczy w głosie Krzysztof.  Doskonale rozumiał to rozczarowanie ze strony ojca wobec obojga Febo. Jednak nie mógł pozwolić aby senior wciąż się tak zadręczał a przynajmniej teraz. Wpadł na pewien pomysł. 
- Dwa dni temu byłem u Uli i prosiła abym was pozdrowił, a tobie tato życzył w jej imieniu szybkiego powrotu do zdrowia - zaczął. 
- Podziękuj jej - odpowiedział mu ojciec, a Helena dodała.
- A co u niej?
- Powoli wraca do zdrowia. Myślę, że na przyszły miesiąc będzie chciała już wrócić do pracy. Ale to nie wszystko - zakończył dość tajemniczo. 
- Nie? - rzekli wspólnie.
- Kiedy byłem u niej wyznałem jej swoje uczucia - mówił.
- Ale chyba nie do końca wszystko poszło po twojej myśli? - usłyszał zatroskany głos matki. 
- No nie. Tylko ją chyba wystraszyłem tym wyznaniem. Tak bynajmniej myślałem aż do wczoraj. Rozmawiałem z nią wczoraj i umówiliśmy się na dzisiaj. 
- To co tu jeszcze robisz? Jedź do niej - usłyszał od seniora. A co za tym uznał to za zachętę aby się nie poddawać. 
- O czym tak rozmyślasz synku? - zapytała matka kiedy ten siedział bez słowa. 
- Nad tym co wówczas mi powiedziała - widząc pytające miny obojga rodziców kontynuował - że nie wie czy to dobry pomysł, w końcu my jesteśmy bogaci a oni mniej zamężni. 
- Musisz dać Uli czas. Jeśli też darzy cię tym samym uczuciem co ty ją to na pewno zmieni zdanie. Nie możesz naciskać - usłyszał radę ze strony rodzicielki a ojciec tylko kiwaniem głowy potwierdzał słowa żony. 
Pożegnał  się z rodzicami i skierował swoje kroki do wyjścia ze szpitala aby móc jechać do Rysiowa. Wsiadł do auta i już nie zatrzymywany przez nikogo ruszył w wyznaczonym kierunku. Z jednej strony cieszył się z tego spotkania, nie widzieli się już dwa dni, a on miał wrażenie jakby to było nie wiadomo jak dawno. A z drugiej miał obawy co może usłyszeć, jak będzie wyglądało to spotkanie. Lecz mając w pamięci rady rodziców postanowił z nich skorzystać i nie będzie naciskać, da jej tyle czasu ile tylko będzie tego potrzebowała. Zrobi wszystko aby uwierzyła w jego miłość. Niespełna po godzinie parkował swojego Leksusa pod bramą domu z numerem osiem. Wyjął bukiecik niezapominajek w szklanym wazoniku z równie niebieską wstążką.


Kiedy jechał postanowił zatrzymać się  przy jednej z kwiaciarni i kupić jakiś bukiet. Pierwsza myśl to róże,  ale uznał to za przereklamowane, jeśli można tak to nazwać. Wszedł do środka, rozejrzał się po pomieszczeniu, jego oczom ukazał się bukiet kwiatów przypominające kolorem, kolor jej oczu nie zastanawiał się ani chwili dłużej.
- Poproszę ten bukiecik niezapominajek w wazoniku - poprosił, zapłacił i ruszył dalej. 

Był już przy drzwiach kiedy jego serce coraz bardziej waliło jak oszalałe. Skłamałby gdyby powiedział, że się nie boi. Bo bał się chyba nawet bardziej niż przed wynikami z matury. W końcu tak naprawdę to nie wiedział co może usłyszeć. 
- No cóż raz kozie śmierć - pomyślał i już miał zapukać, ale drzwi jakby same  się otworzyły na jego widok. 
- Ula, tato Marek przyjechał - wołała radośnie mała Cieplaczka. 
- Jak już coś to pan Marek Beatko - strofował dziewczynkę Józef. 
- Dzień dobry panie Józefie - przywitał się ze starszym mężczyzną i dodał - nic nie szkodzi, Marek jest w porządku. 
- Jakie piękne, to dla mnie? - weszła mu w słowo młodsza siostra Uli.
- Nie to  dla Uli. Ale dla ciebie też coś mam - rzekł i z teczki wyciągnął niewielkiego pluszowego misia. 



- Jaki śliczny. Dziękuję - krzyknęła uradowana Beatka, wycisnęła na jego pliczkach buziaki i tyle było ją widać.
- Ula u siebie - usłyszał od seniora Cieplaka. 
Leżała na swoim tapczaniku odwrócona twarzą do okna. Po południu położyła się na kilka minut, miała tylko poleżeć, ale ból głowy, który towarzyszył jej tego dnia sprawił, że zasnęła. 
Przysiadł na stojącym przy stoliczku krześle i przez moment przyglądał się jej. A raczej jej plecom oraz tym długim włosom. Nie miał sumienia jej budzić, chciał wstać i pójść do kuchni. Tam poczekałby jak wstanie jednocześnie rozmawiając z Józefem. Jednak nie musiał czekać, bo ta jakby przeczuwając, że nie jest już sama we własnym pokoju przebudziła się, odwróciła a jej oczom ukazał się uśmiechnięty Marek i bukiet niezapominajek na stoliczku. 
- O Marek. Jesteś już - mówiła jeszcze nie do końca obudzona. 
- Przyjechałem kilka minut temu. 
- Czyli długo nie czekałeś - stwierdziła, ale grymas na jej twarzy mówił, że coś jest nie tak.
- Ula wszystko w porządku? - zaniepokoił się Dobrzański. 
- No nie do końca. Cały dzień dzisiaj boli mnie głowa. Tak mi się dzieje od czasu tego wypadku - wyjaśniła.
- To może przełożymy tę rozmowę? - zasugerował . 
- Nie. Wezmę tabletkę i zaraz na pewno mi przejdzie - odparła. 
- W porządku. Ja po prostu martwię się o ciebie - stwierdził Marek. 
- Marek nie musisz się tak o mnie martwić. W środę mam wizytę u lekarza to mu o tym powiem. A teraz proszę poczekaj chwilkę. Pójdę wziąć tabletkę i zrobić coś do picia. Zrobię kawy, napijesz się?  - Marek skinął głową na potwierdzenie chęci napicia się kawy. Całej reszty nie skomentował, wiedział, że jeśli Ula się uprze to nic ma siły aby ją od tego odwieść. Został sam i znowu ten lęk, ale tym razem nie o to co może powiedzieć lecz o jej zdrowie. Zastanawiał się od kiedy dokładnie miewa te bóle. Po kilku minutach drzwi ponownie się otworzyły i ujrzał w nich Ulę niosącą drewnianą tacę z dwiema filiżankami aromatycznie pachnącej kawy oraz świeżo upieczonym ciastem. Młody Dobrzański podniósł się i odebrał całość z jej rąk ustawiając wszystko na okrągłym stoliczku. 
- Dziękuję za te piękne kwiaty. Zawsze mi się podobały niezapominajki - usłyszał i poczuł lekkie niczym dotyk skrzydeł motyla muśnięcie w policzek. 
- Bardzo mi miło, że ci się podoba - odparł z uśmiechem na ustach. 
Przez jakiś czas siedzieli w kompletnej ciszy, którą przerywało jedynie tykanie wiszącego zegara. W końcu pierwszy odezwał się Marek. 
- Ula przez te dwa dni miałem wiele czasu do przemyśleń. I mimo szczerych chęci nie mogę się z tobą zgodzić, że status społeczny jest powodem abyśmy nie mogli być razem. Wiem, że mogłem wprawić cię tym wyznaniem w zakłopotanie albo nawet wystraszyć. Ale proszę uwierz mi, że nie tego chciałem. Ja naprawdę bardzo cię kocham lecz jeśli potrzebujesz więcej czasu to nie widzę problemu i dam go tyle ile będziesz potrzebować. Zrobię wszystko abyś z czasem uwierzyła w moje szczere intencje. Mogę obiecać, że nigdy cię nie skrzywdzę ani nie sprawię abyś mogła odczuć, że jesteś... - próbował znaleźć odpowiednie słowo, aby dodatkowo jej nie urazić. 
- Gorsza - weszła mu w słowo, on tylko skinął głową. 
- Jesteś piękną, ciepłą, mądrą, wspaniałą osobą, która ma serce na dłoni - zaczął wyliczać jej zalety, bo wad nie umiał się dopatrzeć. Chociaż jak każdy i ona zapewne jakieś miała lecz w ocenie Marka była nieskazitelna. 
- Marek to nie tak, że ja nic do ciebie nie czuję. Bo tak nie jest. Uwielbiam spędzać czas razem z tobą. Uwielbiam te twoje dołeczki w policzkach kiedy tylko się uśmiechasz. Tęsknię kiedy tylko wyjedziesz, z utęsknieniem czekam do następnego dnia. Jednak po tym co przeszłam do tej pory w swoim życiu najzwyczajniej w świecie boję się - wyjaśniła swoje poprzednie zachowanie - jedynie o co mogę cię prosić to o wyrozumiałość i czas. 
- Ula dam ci tyle czasu ile tylko będziesz potrzebowała. Ty tylko pozwól mi być a ja zrobię wszystko abyś zmieniła zdanie, że te nasze światy wcale się od siebie nie różnią - mówił. 
- Skoro wyjaśniliśmy sobie to co najważniejsze to powiedz co u twojego taty, bo co w firmie to wiem - zmieniła temat uznając iż już teraz może być tylko lepiej i z całą pewnością się nie myliła. 
- Na początek przekazuje pozdrowienia od obojga moich rodziców. Tato czuje się coraz lepiej i gdyby tylko miał taką możliwość to już by wyszedł z tego szpitala. Wraz z mamą uzgodniłem, że jak tylko skończy się ten kocioł z Febo to oboje gdzieś wyjadą - mówił cały czas ciesząc się w środku z tego jak przebiegła ta rozmowa. Czuł się tak jakby zdjęto mu z pleców kilkutonowy głaz. Miał wrażenie, że od teraz wszystko będzie się już układać po jego myśli. Opowiedział jej również o tym co się dzisiaj wydarzyło w firmie. Nie pominął również historii jej przyjaciółki i o propozycji jaką dostała od Sebastiana. Przesiedział u niej tego dnia znacznie dłużej niż dotychczas. Kiedy nadeszła pora pożegnać się i wrócić do siebie było mu jakoś trudno się rozstać. Obiecał przyjechać następnego dnia po pracy, a kiedy tylko wróci do domu zaraz do niej zadzwoni. 
CDN...

sobota, 14 maja 2022

ZMIANY część XIV

Posiedział u Sebastiana jeszcze trochę lecz wypity alkohol nie pozwalał na powrót własnym autem. 
- Seba po auto przyjadę jutro. Teraz wolę wezwać taksówkę - Olszański pokiwał głową, również jak Marek był przeciwnikiem jazdy po spożyciu jakiejkolwiek ilości alkoholu. 
- Równie dobrze możesz zostać u mnie na noc. Co będziesz jutro specjalnie zwlekać się z łóżka aby przed robotą przyjeżdżać po samochód - zaproponował mu przyjaciel. 
- Nie chcę sprawiać ci kłopotu.
- To żaden kłopot - odparł kadrowy a po chwili z rozbawieniem w głosie dodał - w ramach rewanżu zrobisz dla nas jutro pyszne śniadanko. Marek popatrzył na kumpla i w równie zabawny sposób mu odpowiedział. 
- Oczywiście mój najdroższy. 
- To co, po jeszcze jednym piwku? - zapytał Sebastian kiedy ustalili, że Marek zostaje. Uznając iż przyjaciel ma rację. Nawet nie musiał się martwić o to iż kolejnego dnia będzie w tym samym stroju. W swoim gabinecie miał zapasową koszulę oraz cały garnitur. Zawsze tak było, że miał drugi zestaw w szafie u siebie. 

Długo nie mogła zasnąć, wciąż myślami wracała do tej co się wydarzyło dzisiejszego popołudnia. Była zła sama na siebie o to jak postąpiła. Chciała zadzwonić i prosić aby przyjechał. A teraz obawiała się, że być może utraciła szansę na bycie szczęśliwą. Wysłała mu tylko jedną wiadomość niby odpisał zaraz, ale nie miała pojęcia czy zrobił to, bo tak wypada czy może z jakiegoś innego powodu. Kiedy już skończyła rozmawiać z przyjaciółką i wreszcie cały dom pogrążył się w kompletnej ciszy zaczęła analizować. I z każdą kolejną minutą utwierdzała się, że to zachowanie Marka nie wynikało ze zwyklej znajomości czy nawet przyjaźni. Wreszcie dostrzegła to jak on się wpatrywał w nią, był zawsze na jej niemalże kiwnięcie palcem. Nagle kiedy skończyła już analizować to zachowanie Marka poczuła jakąś dziwną pustkę. Coś czego nie czuła rozstając się z Piotrem. Zaczęła tęsknić za tym uśmiechem, dołeczkami w policzkach, za tymi pięknymi oczami w kolorze górskiego lodowca. Za tym głosem pełnym ciepła. Po prosu brakowało jej jego całego. 
- Czy to tak właśnie wygląda miłość, że człowiek tęskni za tą drugą osobą? - rozmyślała - to najwyraźniej z doktorkiem to nie była miłość tylko jakieś zauroczenie albo coś w tym rodzaju. Nigdy nie odbierałam jego braku jako tęsknoty. Powiedziałabym, że nawet cieszyłam się kiedy pojechał. 
Wreszcie sen wziął górę nad i zasnęła z postanowieniem wykonania telefonu. 

Siedział już dłuższą chwilę w kancelarii swojego adwokata. Tego dnia ustalali końcowe wnioski, które miały zostać przedstawione w sądzie. A które miały doprowadzić do udowodnienia Aleksowi działanie na niekorzyść firmy. Był mimo wszystko dość spokojny, wiedział jakie mocne mają dowody przeciwko jego wspólnikowi. Dowiedział się również o dacie rozprawy. 
- Dość szybko udało się ustalić termin pierwszej rozprawy - mówił adwokat - mianowicie już za trzy tygodnie od dzisiaj. 
- Faktycznie szybko. Myślałem, że trzeba będzie teraz czekać nie wiadomo ile - odparł młody Dobrzański - ciekawe ile będzie tych rozpraw? - zastanawiał się na głos. 
- Mamy tyle zgromadzonych materiałów dowodowych, że nie sądzę aby to miało się ciągnąć zbyt długo. Obstawiam iż cały proces zakończy się najpóźniej na trzeciej rozprawie, a może i wcześniej - usłyszał od mecenasa. 

Jedno połączenie, potem drugie, ale ten nie odbierał, a jej przez głowę przeszła tylko jedna myśl.
- Jednak się obraził. 
Usiadła zmartwiona przy kuchennym stole oczekując aż zagotuje się woda na kawę. 
- Ula woda się gotuje. Nie słyszysz? - nagle usłyszała głos ojca, który wyrwał ją z rozmyśleń. 
- Przepraszam zamyśliłam się - odparła z jakimś dziwnym smutkiem w głosie, który nie uszedł uwadze Józefowi. 
- Córcia czy coś się stało? Od wczoraj jesteś jakaś taka nie swoja - dopytywał. 
- Nie nic takiego.
- Przecież widzę. Powiedz, może wspólnie uda nam się rozwiązać ten problem - Ula tylko pokiwała głową przecząco - Ulcia nie ma sytuacji bez wyjścia - mówił próbując przekonać córkę do zwierzeń. Ewidentnie widział iż coś ją trapi. W końcu zebrała się w sobie i rzekła. 
- Jestem głupia tato - senior spojrzał na córkę dziwnym spojrzeniem, które wyrażało jednocześnie szok i niedowierzanie oraz nieme pytanie. Dlaczego tak sądzi - widzisz tato wczoraj podczas swoje wizyty Marek wyznał mi swoją miłość. A ja go odrzuciłam - mówiła pełna smutku. Józef przez moment milczał, tak jakby próbował zebrać myśli i w delikatny sposób powiedzieć co sądzi. 
- Nie jesteś głupia córcia. Po prostu może musisz mieć więcej czasu. 
- Myślę, że już go nie mam. W nocy długo rozmyślałam i wiem, że popełniłam błąd odrzucając tę miłość. Dzisiaj już kilka razy próbowałam się dodzwonić do Marka, ale ten nie odbiera. 
- Ula jest środek tygodnia, godziny wczesnego południa może nie jest w stanie teraz rozmawiać. Zapewne ma wiele pracy i dlatego nie odbiera. Nie sądzę aby się pogniewał, to rozsądny, mądry mężczyzna - mówił Cieplak. Widząc, że to chyba nie do końca przekonało najstarszą córkę - a może spróbuj zadzwonić do firmy i delikatnie dowiedzieć się czy jest w firmie. O możesz przecież skontaktować się z Beatą - zasugerował. 
- Dziękuję tatusiu - rzekła jakby pomysł z telefonem do firmy był jakimś genialnym pomysłem. Nie zastanawiając się chwyciła za aparat i wybrała numer swojej przyjaciółki po wymianie kilku zdań dowiedziała się, że Marek jest na jakimś spotkaniu a następnie miał jechać do szpitala. Faktycznie kompletnie zapomniała, że mieli wybudzać seniora Dobrzańskiego. Te wiadomości pozwoliły jej uspokoić skołatane serce. Przekazała te informacje ojcu.
- Widzisz córcia mówiłem. Musisz uzbroić się w cierpliwość, a on zapewne oddzwoni może popołudniu, a jak nie dziś to jutro. 
Cieplak się nie mylił, że ten nie zostawi tego tak. Jedynie co do terminu się pomylił. Skończyli rozmawiać, a Józef wstał od stołu i chciał tylko powiedzieć, że idzie do garażu, gdy usłyszeli dźwięk nadchodzącego połączenia. 
- To Marek - rzekła i już naciskała na zieloną słuchawkę. 
- Witaj Ula. Przepraszam, że nie odbierałem, ale byłem na spotkaniu z adwokatem oraz w szpitalu - tłumaczył. 
- Witaj. Dziękuję, że oddzwoniłeś. Chciałam cię przeprosić za wczoraj i poprosić abyś, oczywiście jeśli możesz, abyś przyjechał. 
- Dzisiaj nie wiem czy mi się uda. Mam trochę zaległej roboty w firmie. Ostatnio uzbierało mi się trochę zaległości i chciałem nadrobić je - wyjaśnił. 
- W porządku - padło z drugiej strony słuchawki. Zamienili jeszcze kilka zdań co tam w firmie i umówili się na następny dzień. Ucieszyło to Ulę, ale i samego Marka. Ulę, bo z tonu głosu Marka nie wyczuła złości. A Dobrzańskiego, bo widocznie ta przemyślała wszystko i może jednak jest szansa na bycie razem. Gdyby tylko wiedział jak bardzo jest bliski temu zapewne już by pędził w kierunku Rysiowa. Ale prawdą też jest to iż ostatnio wiele zaległości mu się nagromadziło i chciał chociaż część ich nadrobić jeszcze przed weekendem. 
Faktycznie tego dnia siedział dość długo, było kilka a może kilkanaście minut przed dwudziestą pierwszą kiedy to usłyszał delikatne pukanie a następnie ujrzał w drzwiach głowę ochroniarza Władka. 
- Panie Marku, pan jeszcze tu? 
- Jak widać panie Władku. Czasem tak bywa, ale już będę się zbierał - odparł prezes. 
- To ja już nie przeszkadzam panie prezesie - rzekł i pożegnał się, po czym udał na dalszy obchód. 
Marek do domu wrócił kompletnie zmęczony, ale i zadowolony udało się nadrobić większość z zaległości, znał termin rozprawy przeciwko Aleksowi. Lecz to wszystko tak naprawdę było niczym w porównaniu do tego, że ojca wybudzono ze śpiączki a jego stan stawał się coraz lepszy. Zgodnie z mamą uzgodnił iż kiedy skończą się te wszystkie przeprawy sądowe to oboje seniorzy wyjadą na kilkanaście dni gdzieś za granicę odpocząć. Dodatkowo Ula też dała mu powód do radości. Ucieszyło go, że ta chce z nim rozmawiać. Jedynie żałował iż nie pojechał dzisiaj, ale nie zawsze możemy robić to co byśmy chcieli. Czasami są takie rzeczy, które są ważniejsze. 

W pracy nie mógł wysiedzieć do piętnastej. Miał wrażenie, że czas dłuży się niemiłosiernie. Około godziny dwunastej do jego gabinetu zapukał przyjaciel. 
- Cześć, przyszedłem wyciągnąć cię na lunch i dodatkowo chciałem się poradzić - rzekł kadrowy kiedy tylko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.  
- Możemy pójść. Też mi się przyda odrobina przerwy - odpowiedział Marek i dodał - to gdzie idziemy? 
- Tu niedaleko otwarli nową knajpkę. Może zobaczymy co tam serwują dobrego? - prezes skinieniem głowy zgodził się na propozycję przyjaciela.  
- To za kwadrans przy windzie? - dopytał Olszański i kiedy dostał potwierdzenie poszedł do siebie aby zabrać od siebie z gabinetu swoje rzeczy.
- Beata ja wychodzę na lunch. Powinienem wrócić za jakąś godzinę. Ty też możesz sobie teraz zrobić przerwę i wyjść z firmy jeśli tego potrzebujesz - zwrócił się do swojej sekretarki tuż przed wyjściem z przyjacielem. 
- Dziękuję. Miałam właśnie prosić o możliwość wyjścia na kilkanaście minut z firmy.
- To uciekaj załatwiać te swoje sprawy. Powodzenia ci życzę - nie dopytywał, nie miał zwyczaju wtrącać się prywatne sprawy swoich pracowników. 

- O czym chciałeś pogadać? - dopytywał Marek przyjaciela kiedy siedzieli przy stoliku i raczyli się kawą. Olszański przez chwilę siedział milcząc i próbując zebrać się w sobie. 
- Mam pewien dylemat. Wiesz chciałem zaproponować Beacie aby wraz z dzieckiem przeprowadziła się do mnie. Ale sam nie wiem czy to dobry pomysł. To znaczy nie wiem jak ona może na to zareagować. 
- Powiem ci tak, jeśli ją kochasz to nie zwlekaj tylko zaproponuj - poradził mu przyjaciel. 
Obaj panowie wrócili do firmy na niedługo po Beacie.  Marek wszedł do sekretariatu, ale coś mu nie pasowało. 
- Beata wszystko w porządku? - postanowił zapytać, kiedy ta kolejny raz z jakąś wściekłością uderzała w klawiaturę. 
- Nic nie jest w porządku. Chciałam wynająć mieszkanie tu w pobliżu firmy. Ale facet okazał się oszustem - mówiła lecz Marek nie do końca rozumiał o co chodzi.
- Zapraszam do siebie - rzekł i wskazał ręką w stronę swojego gabinetu - tam na spokojnie mi powiesz o co chodzi i może uda nam się coś poradzić - Beata zrezygnowana wstała od biurka i ze spuszczoną głową powędrowała w skazanym kierunku. 
- Wpłaciłam zaliczkę na mieszkanie. Owszem nie oglądałam wcześniej tego mieszkania, a jedynie zdjęcia. Dzisiaj miałam właśnie je obejrzeć i jak się okazało to pod tym adresem mieszka zupełnie kto inny. A dodatkowo nigdy nie było ono wystawione na wynajem - mówiła. 
- Próbowałaś zadzwonić do tego człowieka? Może to tylko jakaś pomyłka?
- Tak. Ale odzywa się poczta głosowa. 
- Poczekaj chwilę - rzekł do kobiety i wyszedł z gabinetu kierując swoje kroki do kadrowego. 
- Chodź do mnie - rzekł od progu.
- Możesz mi powiedzieć co się stało?
- Sam zaraz się dowiesz. 
Po chwili Beata jeszcze raz opowiedziała całą historię.
- Posłuchaj kochanie, przecież możecie się przeprowadzić do mnie - Beata zrobiła wielkie oczy. 
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". To już postanowione. A tę sprawę trzeba zgłosić na policję - mówił Olszański. Cieszyło go, że jego ukochana wraz ze swoim dzieckiem zamieszkają razem z nim. Jednak z drugiej strony był wściekły na siebie, że tyle czasu zwlekał oraz na tego typa co wyłudził pieniądze od Beaty. 
Uzgodnili, że Beata wraz z córeczką wprowadzą się do Sebastiana w sobotę. A dzisiaj po pracy kiedy odbiorą małą z przedszkola wybiorą się na lody i o wszystkim powiedzą dziewczynce. Sebastian nie obawiał się reakcji tej małej, od samego początku go polubiła. A on nazywał ją małą księżniczką co bardzo się spodobało córeczce Beaty. Samą Beatę to również cieszyło. 
Marek obiecał pomoc podczas przewożenia rzeczy i pogratulował im obojgu. Cieszył się szczęściem tej dwójki i życzył im jak najlepiej. 
Sam Olszański już planował kolejne kroki, ale najpierw chciał doprowadzić do przeprowadzki. 
CDN...

piątek, 6 maja 2022

ZMIANY część XIII

 Ula siedziała jakby ją zamurowało, nie potrafiła niczego z siebie wydobyć. 
- Ula proszę cię powiedz coś - prosił Dobrzański chwytając jej rękę.
- Marek ja nie wiem co mam ci powiedzieć - zaczęła - na pewno nie jesteś mi obojętny. Ale... - chciała jakoś wyjaśnić jednak prezes ubiegł ją wchodząc w słowo. 
- Ja Ula wiem, że to wszystko może być dla ciebie szokiem. Dodatkowo niedawno rozstałaś się z Piotrem.
- Wszystko to jest prawdą. Ale jestem pełna obaw - widząc pytające spojrzenie mężczyzny pospieszyła z wyjaśnieniami - Marek spójrz dzieli nas bardzo wiele. A szczególnie jeśli chodzi o sferę ekonomiczną. Ja nie chcę abyś kiedykolwiek żałował tego, że związałeś się z kimś takim jak ja. Co za tym idzie nie chcę aby, którekolwiek z nas miało cierpieć z tego powodu - chciała jeszcze dodać o rozstaniu z Piotrem i to jak się czuła po rozstaniu. Że przecież ten też tak jak Marek pochodził z zamożnej rodziny. Mówiła i mimo iż słyszał każde wypowiedziane słowo nie rozumiał  tego. 
- Ula chyba większej głupoty w życiu nie słyszałem.  Dla mnie nie ważny jest statut społeczny, a to co ma się w sercu. Dodając do tego jeszcze urodę taką jaką posiadasz to uwierz nie można chcieć więcej - widział, że Ula chyba jednak nie jest przekonana postanowił zakończyć tę rozmowę oraz wizytę - pożegnam się w takim razie - wstał z fotela i po  zwykłym cześć opuścił pokój panny Cieplak. Wszedł jeszcze do kuchni gdzie siedział pan Józef pochylony nad gazetą. 
- Do widzenia panie Józefie - rzekł nieco ściszonym głosem aby nie przestraszyć starszego mężczyzny. 
- O Marek, już wychodzisz? Co tak szybko? - dopytywał Cieplak, bo ta wizyta trwała może ze trzy kwadranse od kiedy wyszła Beata.
- Muszę jechać do domu rodziców, dzwoniła moja mama z prośbą o przyjazd - skłamał, ale nie chciał wtajemniczać w to osób trzecich. Cieplak najwyraźniej uwierzył albo i nie, lecz nie chciał dopytywać pożegnał się odprowadzając gościa do drzwi. 
Została sama w swoim małym pokoiku, ze swoimi myślami. 
- Cieplak jesteś głupia. Facet przyjeżdża wyznaje ci swoje uczucia a ty dajesz mu kosza. wymyślając jakieś głupie powody. A może jednak nie takie głupie, przy Piotrze czułam się czasami jak jakaś uboga krewna. Tak zazwyczaj mnie traktował kiedy to przypadkowo spotkaliśmy kogoś z jego znajomych. Oj Ulka przecież Marek to całkowite przeciwieństwo Piotra - mówiła sama do siebie, mimo to miała wciąż wątpliwości, a z drugiej strony doskonale wiedziała co czuje do młodego Dobrzańskiego - no moja droga przecież wszystkie znaki na niebie mówią, że go kochasz tak samo jak on ciebie - te jej rozmyślania przerwało pojawienie się małej Beatki w pokoju z pytaniem.
- Ulcia gdzie jest Mareczek? Chciałam mu pokazać swoją pracę - mówiła piskliwym głosikiem dziewczynka. 
- Musiał już jechać do domu - rzekła. 
- A kiedy przyjedzie? - dopytywała Betti. 
- Nie wiem skarbie. Trudno mi powiedzieć - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo po tej rozmowie nie wiedziała kiedy i czy w ogóle jeszcze przyjedzie. 
- To może zadzwoń i zapytaj - zasugerowała jej siostra. 
- Teraz zapewne prowadzi auto, ale obiecuję zadzwonić lecz już nie dzisiaj - próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji.  Chociaż sama miała wielką ochotę zadzwonić aby móc jakoś odkręcić to co się wydarzyło. Znowu została sama w pokoju, chwyciła za telefon i wybrała jeden z numerów oraz opcje pisania wiadomości. 

"Jestem głupia" 

Nie musiała za długo czekać na reakcję z drugiej strony. 
- Ulka co ty za bzdury wypisujesz? - usłyszała w głos swojej przyjaciółki. 
- A jak inaczej można nazwać to co zrobiłam kilkanaście minut temu? 
- To znaczy co zrobiłaś? 
- Dałam kosza Markowi... - chciała jeszcze coś powiedzieć lecz Beata z podniesionym głosem jej przerwała. 
- Ty faktycznie jesteś głupia. Ten facet to chodzący ideał. Cały czas od kiedy tylko pracuję w tej firmie widzę jak Marek zamartwia się o ciebie. Wystarczy abyś zadzwoniła i powiedziała, że chcesz cokolwiek a on żuci wszystko i poleci, bo ty tak chcesz. Za wszelką cenę znaleźć tego kto cię potrącił. Od Sebastiana wiem, że kiedy trafiłaś do szpitala to siłą trzeba było go wypraszać. Codziennie tam jeździł i kiedy wiedział co z tobą przyjeżdżał do pracy, a po niej też najpierw wycieczka do szpitala i dopiero do domu. A jak myślisz dlaczego tak często jest teraz w Rysiowie? Właśnie dla ciebie - mówiła zdenerwowana przyjaciółka. Cieplak milczała nie wiedząc w tym momencie powiedzieć, więc ta postanowiła jeszcze coś dodać - proponuję ci abyś najlepiej jeszcze dziś zadzwoniła do niego. 
- Nie wiem czy będzie chciał ze mną rozmawiać - rzekła Ula. 
- Jakoś jestem o to spokojna - usłyszała w odpowiedzi. 
- Zadzwonię, ale nie dzisiaj, zrobię to jutro. 
- A czy możesz mi powiedzieć, oczywiście jeśli to nie jest tajemnicą. Co mu powiedziałaś? 
- Że nie jest mi obojętny, ale boję się. 
- Boisz? Niby to czego się tak boisz? 
- Przecież każde z nas pochodzi z całkiem innego świata. On bogaty, właściciel firmy a ja co biedna, pochodząca z jakiejś dziury zwanej Rysiów. Co ja mogę mu zaoferować - próbowała tłumaczyć, a może raczej jeszcze przekonywać samą siebie co do słuszności podjętej decyzji. 
- Oj Ulka, Ulka. Co ty jeszcze wymyślisz. Ten człowiek jak i jego rodzice na pewno nie patrzą na statut społeczny innych. A ty sama sobie wmawiasz jakieś kompletne bzdury - mówiła przyjaciółka.
- Chyba masz kochana rację. Jednak ja cały czas mam gdzieś tam z tyłu głowy to jak traktował mnie Piotr i obawiam się czy aby sytuacja się nie powtórzyła - próbowała jakoś tłumaczyć to swoje zachowanie Ula.
- Nie sądzę aby tam miało być. Ci dwaj to całkowite przeciwieństwa. Piotr to zwykły gnojek, nie mając za grosz poczucia godności. A Marek no cóż mogę powiedzieć to chodzące dobro w czystej postaci. I dodam tylko, że jeśli wiecznie będziesz się oglądać za siebie to nigdy nie znajdziesz odpowiednie faceta - tłumaczyła jej Beata jak małemu dziecku albo komuś kto nie potrafi zrozumieć jakiegoś działu z matematyki. 
- Może i masz rację - westchnęła Cieplak. 
- To więcej niż mam. Zadzwoń do niego najdalej jutro i poproś o rozmowę w celu wyjaśnienia wszystkiego. Jestem niemalże pewna iż jeśli wszystko wyjaśnisz powiesz o swoich obawach on to zrozumie. Ale na Boga nie skreślaj go tylko dlatego, że jest bardziej majętny od ciebie - mówiła kobieta z drugiej strony słuchawki. Ula obiecała zadzwonić. Obie panie zamieniły jeszcze kilka mało istotnych zdań i pożegnały się. 

Przez całą drogę rozmyślał nad tym co usłyszał. Był poniekąd zły na nią, że nawet nie chciała dać im szansy lecz z drugiej strony po części rozumiał, że się bała. Chociaż w jego mniemaniu to nie miało sensu, bo czego tu można się bać. Przecież nie proponował jej od razu zawarcia związku małżeńskiego. Owszem ucieszyłaby go taka odpowiedź. Czuł potrzebę wygadania się, a najlepszą osobą do tego według niego był nie kto inny jak Sebastian Olszański. Zjechał na pobocze wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer przyjaciela, upewniwszy się iż ten ma czas obrał kierunek mieszkania gdzie czekał na niego kadrowy. 
- No co tam stary? Jak tata? - zaczął dopytywać Olszański przynosząc schłodzone piwo i stawiając jedną butelkę przed Dobrzańskim. 
- Z tatą coraz lepiej. Jutro mają spróbować go wybudzać, ustylizowali jego stan, ale czeka go dłuższa rehabilitacja. Rozmawiałem już z mamą i myślimy czy nie byłoby dobrze aby ojciec wyjechał, gdzieś. Wiesz z dala od firmy i tych wszystkich zawirowań z tym związanych - mówił junior. Sebastian przyjrzał się przyjacielowi a jego mina mówiła, że coś jednak go trapi. Nie owijając w bawełnę postanowił zapytać. 
- Jednak chyba coś jest nie tak. Powiesz o co chodzi czy mam się domyślać - Marek milczał dlatego ten kontynuował po tym jak upił łyk brunatnego trunku - oboje Febo siedzą, z Krzysztofem również jest w porządku, to o co chodzi? Czyżby może twoje myśli zaprzątała pewna brunetka o niebieskich oczach? - Dobrzański podniósł wzrok na przyjaciela i ten już wiedział, że zgadł - no mów co się stało. 
- Pojechałem jak wiesz popołudniu do Rysiowa - Olszański twierdząco pokiwał głową i nie wchodząc w słowo kumplowi czekał aż ten będzie mówił dalej - ale nie miało to być takie samo popołudnie jak zawsze, kiedy to oboje siedzimy, rozmawiamy i popijamy kawę. Postanowiłem wyznać Uli co czuję. I tak też uczyniłem. Ale tylko chyba skutek tego wyznania był inny niż sobie wyobrażałem - opowiadał przyjacielowi. 
- Nie martw się może jeszcze nie wszystko stracone. Daj jej trochę czasu. Pozwól aby się z tym przespała, przemyślała. Nie wiem co przeszła w swoim życiu, ale najwyraźniej przestraszyła  się - mówił spokojnie Olszański, z czym w duchu zgadzał się Marek. I taki też miał zamiar. 
- Masz rację przyjacielu, dam jej tyle czasu ile tylko będzie potrzebować. A zmieniając nieco temat, wyobraź sobie iż policja ma już całkowitą pewność co do tego Uli wypadku.
- Mianowicie czego są pewni? Wiedzą kto stoi za jej potrąceniem? - dopytywał aby samemu sobie odpowiedzieć - czekaj, czekaj nie mów, sam zgadnę. To sprawka jednego z Febo i obstawiam Paulinkę - Marek popatrzył na kumpla z szerokim uśmiechem na ustach. 
- Masz rację bracie. To wszystko uknuła Paulina. Spotkała się z tym typem kilka razy w tym właśnie celu. Pokazała o kogo jej chodzi a ten miał już zrobić swoje. Jednak wciąż szukają tego typa. Nie znam jeszcze dokładnie motywu jej pomysłu. Dodałbym szalonego pomysłu. 
- A ja chyba domyślam się co a raczej kto jest powodem takiego zachowania panny Febo - rzekł i spojrzał wymownie na Marka. 
- No nie żartuj.
- Jestem bardzo poważny. Pamiętasz tę scysję jaką miała Ula z Pauliną? - junior nie do końca mógł sobie przypomnieć dlatego kadrowy kontynuował - bo było tego samego dnia co zwolniłeś Violkę, po tym jak wtargnęła do gabinetu podczas wizyty twojego ojca - Marek zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć tamten dzień. 
- Tak, już pamiętam. Paulina wówczas kolejny raz zarzuciła Uli, że ta dostała tę posadę, bo podobno ze mną sypia. A jak się okazało to Violka tak nakręciła swoją niby przyjaciółkę. Zrobiła to dlatego, bo Ula nie zamierzała kolejny raz czegoś tam zrobić za tego lenia - Sebastian potwierdził kiwnięciem głowy i wstał z fotela by przynieść jeszcze po jednym piwie. 
- A co z Aleksem, on się co czegokolwiek przyznaje? - dopytywał kiedy ponownie zasiadł na wprost kumpla. 
- Niewiele w tym temacie mi wiadomo. Z całą pewnością za swoje czyny obarcza mnie samego. Adwokat mówił, iż jego działania były podobno podyktowane dobrem firmy - mówiąc ostatnie dwa słowa wykonał gest brania czegoś w cudzysłów. 
- O to ciekawe, co miałoby znaczyć to całe dobro firmy. Chyba jedynie co miał w  zamyśle to pozbyć sie całej twojej rodziny z firmy - mówił przyjaciel. 
- No i to jest właśnie w jego mniemaniu dobro firmy przyjacielu. Według tego gościa my Dobrzańscy a szczególnie ja jesteśmy tym złem - mówił. 
- I co dalej? 
- Prokurator wspólnie z naszym adwokatem przygotowują teraz papiery do sądu. Pozostaje nam w tej chwili czekać na sprawę dotyczy się to Aleksa jak i Pauliny - odparł Marek. Chiał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnął po telefon spojrzał na wyświetlacz, gzie widniał komunikat o przyjściu wiadomości od nikogo innego jak Uli. Nacisnął na ikonę koperty, a tam krótka wiadomość, składająca się z dosłownie jednego słowa.

"Przepraszam"

Postanowił niezwłocznie odpisać.

"Nic się nie stało"

- Przepraszam, ale musiałem odpisać - wyjaśnił. Sebastian nawet nie pytał komu, ten błysk w oku sam mówił za siebie. 
CDN...