piątek, 27 sierpnia 2021

SIEROTY część I

 Miała dziewiętnaście lat, była uczennicą klasy maturalnej, jej brat miał piętnaście lat a Beatka cztery latka kiedy ich rodzice zginęli w tragicznym wypadku. Ona zamieszkała w domu rodzinnym, gdyż była już pełnoletnia, ale rodzeństwo trafiło do jednego z sierocińców pod Warszawą. Strata rodziców oraz rozdzielenie z rodzeństwem bardzo odbiło się na psychice tej skromniej dziewczyny. Dodatkowo sprzedała rodzinny dom z racji, że nie było jej stać na jego utrzymanie. Wówczas z pomocą przyszedł jej przyjaciel i w imieniu swoich rodziców, ale i swoim zaproponowali jej dach nad głową.
- Ale ja nie chcę robić wam kłopotu. Poszukam sobie jakiegoś pokoiku na wynajem - mówiła Cieplak.
- Ula nie wygłupiaj się. Nie robisz żadnego kłopotu. A pieniądze ze sprzedaży domu zostaw na co innego - mówił przyjaciel.
- Dziecko kochane Maciek ma rację - poparła słowa syna pani Maria Szymczyk. 
Ula była im wdzięczna i w końcu przyjęła propozycję rodziny Szymczyków. 
Jednak jak się okazało nie były to zbyt wielkie pieniądze, bo dom wymagał generalnego remontu.

Dzień, w którym miał miejsce ten nieszczęśliwy wypadek państwo Cieplak jechali do banku w sprawie kredytu. Dom odziedziczyli po ciotce pani Cieplak, ale jego stan był opłakany. Jednak oni się tym nie przejęli uznali, że właśnie wezmą kredyt i zrobią generalny remont. Lecz najwyraźniej ktoś tam na górze miał inne plany wobec tej rodziny. Jechali do Warszawy kiedy nagle na drogę wyleciał łoś. Józef nie zdążył zareagować co było skutkiem zderzenia ze zwierzęciem. 


Pani Cieplak zginęła na miejscu, natomiast o życie Józefa lekarze walczyli jeszcze przez tydzień. Lecz mimo wszelkim staraniom medyków nie udało się uratować mężczyzny. 

- Ula musisz skończyć liceum i pójść na studia - tłumaczył jej przyjaciel. Lecz ona miała inne plany. Chciała skończyć tylko liceum i pójść jak najszybciej do pracy aby móc starać się o prawo do opieki nad dzieciakami. Rodzeństwo odwiedzała w sierocińcu tak często jak tylko było to możliwe. 
- Maciek, ale oni nie mogą tam być tyle czasu - próbowała argumentować swoją decyzję. 
- A kto powiedział, że będąc na studiach nie możesz iść do pracy? 
- Powiedzą, że jeśli będę pracować i do tego studiować to kiedy zajmę się dzieciakami? Zawsze znajdą powód, a ja muszę zrobić wszystko aby im nie dostarczać argumentów na nie - Maciek pokiwał tylko głową, nie wiedział jak do niej mówić. Ula nie słuchała w tej sprawie nikogo. 

Egzamin maturalny napisała na sześć z każdego przedmiotu. W dniu kiedy poszła odebrać świadectwo był również pierwszym dniem jej pracy w jednym z dyskontów.  Zarobki może i nie były jakoś specjalnie wysokie, ale sądziła, że będą wystarczające. Po niespełna tygodniu pracy już składała papiery do sądu aby dostać prawo opieki nad rodzeństwem. A w tak zwanym międzyczasie szukała mieszkania dla siebie i dzieciaków. 
- Ula dziecko jak tylko sąd przychyli się do twojej prośby i dzieciaki wrócą to zawsze możecie na początku mieszkać z nami - mówiła pani Szymczykowa. 
- Dziękuję pani Marysiu, ale nie chcę sprawiać kłopotu. Jakby nie było to są dodatkowe dwie osoby. 
- No cóż zrobisz jak chcesz. U nas drzwi są dla was zawsze otwarte - te słowa wzruszały Ulę. Wiedziała, że zawsze może liczyć na Maćka i jego rodziców. 

Od złożenia wniosku do sądu minął jakiś miesiąc kiedy przyszło wezwanie na rozprawę. Samo posiedzenie sądu miało odbyć się piętnastego października. W sierpniu udało się Uli wynająć niewielkie mieszkanko w centrum Rysiowa, bo raptem czterdzieści parę metrów, trzy pokoje z kuchnią. Ale cieszyła się i już oczami wyobraźni widziała w nim siebie wraz z rodzeństwem. Każdy z nich będzie miał swój pokój. Z początku pomyślała o Warszawie, ale ze względu na dzieciaki zmieniła zdanie. Jasiek był w ostatniej klasie szkoły podstawowej, a Beatka miała tu koleżanki z przedszkola. Drugi powód to, że w pobliżu mieszkali Szymczykowie i mogła liczyć na ich pomoc w opiece nad dzieciakami kiedy popołudniami będzie w pracy. Nadal pracowała jako kasjerka. Liczyła, że to co jest w obecnej sytuacji wystarczy aby sąd przychylił się do jej wniosku pozytywnie. Jeszcze przed rozprawą miała wizytę pań z opieki. 
- Czy to jest pani mieszkanie? - padło pytanie podczas tej wizyty.
- Nie, wynajmuję je - odpowiedziała i już wyjmowała jakiś dokument z szuflady - proszę to jest umowa najmu. Jak panie widzą umowa jest na dłuższy czas. 
- A co jeśli straci pracę i nie będzie mogła dalej utrzymać tego mieszkania, w końcu kwota wynajmu jest dużo wyższa niż jakby było ono własnościowe? - padło kolejne jak się Uli wydawało głupie pytanie.
- A jest jakaś różnica między opłacaniem mieszkania wynajmowanego a własnego? Każde trzeba tak samo opłacać - odpowiedziała poirytowana. Kobiety nie  odpowiedziały na zadane przez Ulę pytanie, ale nadal drążyły temat mieszkania. 
- Proszę panią z naszych informacji wynika, że sprzedała pani rodzinny dom. W takim razie dlaczego nie kupiła pani mieszkania? 
- Chyba to już nie pań sprawa - odpowiedziała. 
Te jeszcze obejrzały całe mieszkanie, przy tym wciąż zadając jakieś pytania. Ula była tym już zmęczona, ale starała się nie dać po sobie poznać i cierpliwie odpowiadać na wszystkie pytania. 

Wreszcie nadszedł ten wyczekiwany dzień. Denerwowała się i to bardzo. 
- Chciałabym mieć to już za sobą - mówiła do Maćka, który przyjechał wraz z nią do sądu.
- Spokojnie Ula. Wszystko będzie dobrze - próbował ją pocieszać. 
Rozprawa trwała już jakąś chwilę. W pierwszej kolejności sąd wysłuchał co ma do powiedziane pracownik opieki, w następnej kolejności psycholog.
- Małoletni są bardzo zżyci emocjonalnie z siostrą. Podczas tych kilku rozmów widać, że pani Urszula Cieplak jest dla obojga niczym matka i ojciec. 
W następnej kolejności miała mówić sama Ula.
- Proszę wysokiego sądu Jasiek i Beatka to jedyna rodzina jaką mam. To moje rodzeństwo, które kocham ponad życie. Zaraz po szkole poszłam do pracy aby móc się nimi zająć i zaspokoić ich wszystkie potrzeby. Udało mi się wynająć mieszkanie. Urządziłam dla nich pokoiki.
- Po ukończeniu liceum nie myślała pani o pójściu na studia? - padło pytanie z ust sędziego.
- Dla mnie najważniejsze jest aby Beatka i Jasiek byli razem ze mną. Co mi po tych studiach jeśli nie miałabym ich przy sobie. Może kiedy będą starsi, to ja wówczas pomyślę o jakiś studiach. Ewentualnie pójdę na wieczorowe lecz to nie jest w tej chwili istotne - odpowiedziała zgodnie z tym co czuła. 
Po wysłuchaniu wszystkich osób sąd ogłosił półgodzinną przerwę, po której miała zapaść decyzja. 
- Ula nie denerwuj się tak. Zobaczysz dostaniesz dzieciaki. Sama ta psycholog mówiła o waszym przywiązaniu do siebie - próbował pocieszać ją przyjaciel - chodź przejdziemy się. Nie ma sensu tu siedzieć. Widziałem niedaleko od sądu jakąś budkę fast foodami - zaproponował. 
Ula wstała z ławki i poszła razem z Maćkiem. Zamówili po zapiekance, usiedli na pobliskiej ławce. Jedli w milczeniu. Chociaż milczenie było czymś złudnym jeśli chodzi o samą Ulę. W jej głowie była wręcz burza myśli, jaka może zapaść decyzja. Dodatkowo zastanawiała się co dalej jeśli dzieciaki do niej wrócą. Dzień wcześniej usłyszała od swojej szefowej, że od następnego miesiąca nie przedłużą jej umowy. Wizja bezrobocia jeszcze tylko bardziej potęgowała strach co teraz. Ten lęk paraliżował ją. 
- Ula? - z tego rozmyślania wyrwał ją głos Szymczyka. Spojrzała na niego jakimś nieobecnym wzrokiem.
- Tak? Przepraszam zamyśliłam się - odpowiedziała.
- Pora wracać. Za pięć minut będziemy wszystko wiedzieli - wrócili do gmachu sądu w chwili kiedy wzywano do wejścia na salę. Cieplak miała wrażenie jakby miała dostać palpitacji serca, robiło jej się na przemian zimno i gorąco. 
- W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej sąd w składzie... po rozpoznaniu sprawy orzeka zmianę miejsca zamieszkania, małoletniego Jana Cieplak oraz małoletniej Beaty Cieplak od dnia piętnastego października w miejscu zamieszkania pani Urszuli Cieplak - Ula z początku niedowierzała, że się udało. Z jej twarzy zaczęły płynąć wręcz strumienie słonej cieczy. Po chwili poczuła jak coś ją ściska w pasie to była jej mała siostrzyczka również Jasiek nie krył łez szczęścia i radości. Z sądu wychodzili tak jakby unosili się kilka centymetrów nad ziemią.
- Wreszcie razem - rozmyślała Ula. 
- To co dzieciaki dzisiaj zrobimy sobie wagary od wszystkiego i może gdzieś się wybierzemy - zaproponowała im siostra. 
- Może pójdziemy do zoo? - dopytywała mała Beatka. 
- Kochani ja was już dzisiaj pożegnam. Ale odwiedzę was w najbliższych dniach - odezwał się milczący dotychczas Maciek. Widząc pytający wyraz twarzy najstarszej z Cieplaków pospieszył z wyjaśnieniami - obiecałem mamie, że pojedziemy na zakupy a i mam do pomalowania płot. A i wy musicie się sobą nacieszyć - przyjęli te jego wyjaśnienia, pożegnali się jeszcze przed sądem i rodzeństwo zostało samo. 
- To co idziemy do zoo - zaproponował Jasiek. Mała widząc, że jej pomysł poparli skakała z radości. 
Cały ten dzień był tak intensywny, że nawet Ula przez to chociaż na moment zapomniała o utraconej pracy. Do domu wrócili pod wieczór. 
- Ula czy coś się stało? - usłyszała brata kiedy zostali sami w pokoju. Mała Betti zasnęłam niemalże zaraz po tym jak zjedli kolacje.
- Wszystko w porządku - odparła lecz Jasiek nie uwierzył. 
- Ula przecież widzę, że coś cię martwi. Nie cieszysz się, że jesteśmy już razem? - pytał z obawą w głosie.
- Cieszę się i to bardzo - odpowiedziała lecz nie chcąc martwić brata nie mówiła wszystkiego.
- To co? - dociekał młody Cieplak.
- Za dwa tygodnie kończy mi się umowa o pracę. I kierowniczka poinformowała mnie o nieprzedłużeniu jej na kolejny okres - wyjaśniła bratu. Ten spojrzał na siostrę po czym odparł.
- Ula nie martw się znajdziesz inną.
- Jasiu to nie jest takie łatwe. Z czego ja was utrzymam i dodatkowo porobię opłaty? - rzekła.
- Siostra jest jeszcze moja i małej renta po rodzicach. Może to i niewiele, ale to lepsze niż nic - słuchała brata i miała wrażenie jakby rozmawiała nie z nastolatkiem a dorosłym mężczyzną. Widać, że tak jak ona i Jasiek musiał szybko dorosnąć. W czasie kiedy dzieciaki były w sierocińcu to właśnie on opiekował się młodszą siostrą mimo iż sam potrzebował takiego wsparcia. Teraz już są razem i to ona jako ta najstarsza powinna ich wspierać a nie dodawać stresu. 
- Dobrze Jasiu na dzisiaj dość idziemy spać. Dzisiaj ja miałam urlop w pracy a wam zrobiłam dzień wolny od zajęć w szkole i przedszkolu. Ale jutro musimy wrócić do życia. A popołudniu jak odbiorę małą z przedszkola i zjemy obiad chciałam pójść na cmentarz - Jasiek pokiwał głową na znak zgody pożegnał się zwyczajnym dobranoc i poszedł do swojego pokoju.
Ta noc z całą pewnością będzie możliwe, że dobra dla dzieciaków. Lecz jednak dla Uli nie do końca taka będzie ta noc i zapewne kolejne również. Wizja braku dochodów przerażała ją. Zdawała sobie sprawę, że jeśli to dojdzie do opieki społecznej mogą chcieć odebrać dzieciaki. 
CDN...

piątek, 20 sierpnia 2021

BRZYDKA ONA, PIĘKNY ON część XVII

- Krzysztof możesz powiedzieć o co chodzi, i co to wszystko ma znaczyć? - usłyszeli zebrani. 
- Spokojnie Paulino, już spieszę z wyjaśnieniami. Ten pan to wynajęty przeze mnie prywatny detektyw, który miał sprawdzić kilka rzeczy. No, ale to już przedstawi pan Górny - wyjaśnił pokrótce senior i oddal głos mężczyźnie. 
- Proszę państwa mam tu dowody na szkodliwą działalność obojga państwa Febo na rzecz firmy. Udało mi się zgromadzić dowody na wyprowadzanie pieniędzy przez pana Aleksa - wyciągnął z teczki plik jakiś dokumentów - to jest dowód jak firmowe sprawy przekazywał konkurencji - widząc, że Febo chce coś powiedzieć wyjął dyktafon, a tam był zapis rozmowy Aleksa Febo z nijakim Pawłem Domagałą w rzeczywistości był to nie kto inny jak Przemysław Górny podający się za pracownika firmy Coach. Włoch poprawił szaliczek tak jakby robiło mu się duszno - dokumenty, które państwo widzą ukazują, że pan Febo pieniądze przelewał na swoje prywatne konto we Włoszech. Pani Paulina Febo też nie jest taka czysta jakby się wydawało. Wraz z bratem wpadli na wydawałoby się niezły plan. W pierwszej kolejności miało być wkradzenie się ponownie w łaski pani Heleny, w dalszej kolejności próba związania się z panem Markiem. Gdyby nie chciał tego po dobroci mieli posunąć ponownie do szantażu typu ciąża. A kiedy doszłoby do zawarcia związku mieli podstawić jakąś modelkę aby doszło do zdrady. Co byłoby powodem do rozwodu. Związek małżeński powinien zostać zawarty jeszcze przed przekazaniem udziałów przez państwa Dobrzańskich swojemu synowi - siedzieli i słuchali tego co mówił detektyw. Helena była w kompletnym szoku, Marek w niemniejszym co jego rodzicielka. Wiedział, że ta dwójka to szuje, ale nie przypuszczał, że aż takie. Detektyw przedstawił dowody na to wszystko co znalazł na rodzeństwo. Paulina próbowała się bronić, tłumaczyć. 
- Paulina proszę nie pogrążaj się jeszcze bardziej - usłyszała głos Marka. 
- To wszystko co miałem do powiedzenia - rzekł detektyw i pożegnał się ze zgromadzonymi. 
- W obecnej sytuacji - odezwał się Krzysztof przerywając panującą ciszę - nie pozostaje mi nic innego jak złożyć sprawę do sądu wobec Aleksa o dociekanie zwrotu wszystkich pieniędzy również tych z części udziałów. Paulina oddasz nam dobrowolnie swoją część czy tak jak brat zamierzasz spotkać się z nami w sądzie?
- Helenko... - zaczęła panna Febo, lecz Dobrzańska jej przerwała. 
- Nie licz na moją pomoc. Kolejny raz mnie oszukałaś i próbowałaś poróżnić z synem. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że również z mężem. Wiele razy broniłam i próbowałam tłumaczyć to twoje zachowanie przed nimi obojgiem. A jak się okazuje to nie było warte tego wszystkiego. Marek wiele razy mówił mi jaka jesteś, że wiecznie robiłaś mu karczemne awantury, posądzając o liczne kochanki. Kiedy wyszła sprawa z Agnieszką i Francesco zrobiło mi się was oboje żal. Potem kiedy przyjechałaś do nas i prawie płakałaś jak ci ciężko, że kochasz Marka chciałam pomóc. Ale jak widać kolejny raz zmanipulowałaś mnie, a ja jak małe dziecko dałam się nabrać. Lecz to był już ostatni raz - Febo po usłyszeniu tego wszystkiego już wiedziała, zrozumiała, że nie ma dla niej żadnego ratunku. A jedynym dobrym rozwiązaniem będzie oddanie Dobrzańskim swoją część udziałów i zniknąć. 
- Oddaję - tylko tyle była w stanie powiedzieć.
- Ja również mogę oddać wszystkie pieniądze - odezwał się milczący do tej pory Aleks. 
- W porządku - odparł po chwili senior uznając, że lepiej jeśli rodzeństwo Febo odda im wszystko bez konieczności ciągania się po sądach. I dodał po chwili - jeśli wam się nie spieszy to możemy to załatwić jeszcze dzisiaj. Mogę zadzwonić do notariusza i pożegnamy się na zawsze - Febo nie mieli nic przeciwko, można powiedzieć, że takie rozwiązanie było im na rękę. Krzysztof wykonał połączenie do znajomego notariusza, który obiecał przyjechać do firmy do godziny czasu. Febo uznali, że ten czas spędzą w bufecie. Dobrzańscy nie mieli nic przeciwko temu. Krzysztof postanowił w międzyczasie załatwić jeszcze jedną sprawę, która również nie mogła czekać. W końcu firma już od jakiegoś czasu jest bez dyrektora finansowego. 

- Marku czy możesz poprosić panią Urszulę do nas? - zwrócił się do syna senior. Marek wstał od stołu i ruszył w kierunku swojego sekretariatu. 
- Ula? - powiedział niemalże szeptem aby nie wystraszyć swojej dziewczyny, która pochłonięta była pracą.
- O Marek, skończyliście już? - rzekła widząc swojego ukochanego. 
- Jeszcze nie. Czekamy na notariusza. Ale ja nie w tej sprawie, mój tato prosi abyś przyszła do konferencyjnej. 
- Ja? - odezwała się z niedowierzaniem. Cóż może chcieć od niej senior Dobrzański - ale po co? 
- Ula nie wiem. Tato już w ubiegłym tygodniu coś mi wspominał, że ma do ciebie jakąś sprawę - widząc pytającą minę Cieplak pospieszył z wyjaśnieniem - ja nie wiem o co chodzi.
- Dzień dobry - weszła nieśmiało do sali i przywitała się z seniorami. 
- Witamy pani Urszulo - usłyszała - proszę usiąść. Na początku chciałem w imieniu mojej rodziny podziękować za tak wspaniały budżet do ostatniej kolekcji oraz za te wszystkie dotychczasowe pomysły na usprawnienie pracy w naszej firmie - siedziała i od ilości pochwał jakie słyszała o mało co a spłonęła by. 
- W końcu to moja praca panie prezesie - wydukała. 
- W związku z tym chciałem pani zaproponować awans, który wiązałby się ze zmianą stanowiska. Mianowicie mówię tu o stanowisku dyrektora finansowego - Ula zrobiła wielkie jak spodki spod filiżanek oczy i po chwili wydukała. 
- Jak jako dyrektor finansowy? Ale ja się nie nadaję.
- Ależ proszę mi wierzyć, nadaje się pani jak mało kto, sprawdziłem dokładnie CV i wiem, że ma pani bardzo gruntowne wykształcenie aby zajmować takie stanowisko. 
- Ula, kochanie - nagle Helena podniosła głowę i spojrzała na tę dwójkę młodych jednak nie odezwała się - zgódź się. Tato ma rację, nadajesz się na to stanowisko jak mało kto - Cieplak siedziała i nie wiedziała co o tym myśleć. Jeszcze kilka miesięcy temu nie mieli prawie nic. Ledwo wiązali koniec z końcem a teraz dostaje taką propozycję. 
 - Ja bardzo przepraszam, ale nie wiem co powiedzieć - wydukała - i jeśli to możliwe, chciałabym móc przemyśleć - usłyszeli. 
 - W porządku pani Urszulo - padło z ust seniora. Po czym Ula opuściła salę konferencyjną. 
Mieli jeszcze jakiś kwadrans do przyjazdu notariusza i całkowitego rozwiązania sprawy z rodzeństwem Febo. Z tej przerwy zamierzała skorzystać Helena i wyjaśnić to co usłyszała. 
- Marku możesz mi wyjaśnić to co usłyszałam? 
- W sensie? - nie bardzo rozumiał pytania rodzicielki. 
- Co miało znaczyć to kochanie? - wyjaśniła. 
- Dla ciebie mamo możliwe, że nic. A dla mnie i Uli bardzo wiele. Kilka razy mówiłem, że kocham inną kobietę niż Paulinę, ale jak widać kolejny raz potwierdziło się, że mnie nie słuchasz - wyjaśnił junior. 
- Synku, ale przecież wy do siebie nie pasujecie... - zaczęła Helena. 
- Nie? A to według ciebie kto do mnie pasuje? Taka sama pusta, wyrachowana jak twoja do niedawna ulubienica Paulina? - wysyczał.
- Marek spójrz na to z innej perspektywy. My pochodzimy z wyższych sfer, a ona jest uboga. Zapewne ona wcale cię nie kocha, a jedynie chce się wżenić w naszą rodzinę.
- Dość tego - odezwał się zdenerwowany tym wywodem pani Dobrzańskiej  Krzysztof - Ula to bardzo sympatyczna, mądra  kobieta. A przede wszystkim sprawiła, że Marek jest szczęśliwy. Dlatego przestań obrażać tę cudowną kobietę - mówił do żony - Marku możesz sprawdzić czy notariusz już przyszedł. I jeśli tak to wezwij Febo. Dokończmy tę sprawę i  miejmy z głowy tę dwójkę - zwrócił się Krzysztof do syna. 

Ula siedziała i zastanawiała się nad propozycją jaką otrzymała od prezesa. Tak zamyśloną zastał ją Maciek. 
- Królestwo za twoje myśli - usłyszała tuż za sobą. 
- O Maciuś jak dobrze cię widzieć. Co cię sprowadza? 
- Umówiony byłem z Markiem.
- To musisz poczekać, bo mają posiedzenie w konferencyjnej. 
- W porządku poczekam - odrzekł i spojrzał na zegarek, który wskazywał porę na lunch - Ula a może pójdziemy do bufetu i coś zjemy? - zaproponował Szymczyk. Ta skinęła głową zgadzając się, a jedynie dodała.
- Poczekaj, jak tylko wejdę do Sebastiana i powiem mu, że wychodzę i  aby przekazał to Markowi. I mam pomysł chodźmy na zapiekanki - przyjacielowi aż zaświeciły się oczy na samą myśl. On tak jak Ula lubił te chrupiące długie bułki z dużą ilością pieczarek i ciągnącego się sera dodatkowo polanego keczupem. Ula zrobiła tak jak mówiła i już bez żadnych przeszkód mogli wspólnie wyjść. 
Będąc przy windach natknęli się na matkę Marka, ta uważnie się im przyjrzała. Wróciła do konferencyjnej i  z uśmiechem na twarzy, że to ona miała rację co do Cieplak oznajmiła. 
- Ta twoja niby dziewczyna właśnie wychodzi z jakimś facetem z firmy i wyglądali na bardzo uradowanych swoją obecnością - Marek spojrzał na matkę jakby z politowaniem i rzekł. 
- Widziałem przez szybę, że Ula wychodzi. I rozczaruję cię mamo, ale znam tego faceta. Mało tego to jest nasz pracownik - nie zamierzał wdawać się w szczegóły i wyjaśniać wszystkiego matce. 

- Ula, to powiesz mi o czym tak rozmyślałaś kiedy przyszedłem? - dopytywał Szymczyk kiedy tylko usiedli na jednej z ławek trzymając w rękach swoje ulubione jedzenie. 
- Dostałam propozycję awansu - odparła. 
- Awansu? A na jakie stanowisko, może prezesa? - mówił z uśmiechem na ustach.
- Nie żartuj tak. Miałabym zostać dyrektorem finansowym - rzekła.
- Widzę, że pniesz się kochana po szczeblach kariery. Ale szczerze gratuluję. 
- Jeszcze nie ma czego - mówiła i pospieszyła z wyjaśnieniem widząc pytający wzrok przyjaciela - nie wiem czy mam przyjąć ten awans. 
- Ulka, ale nad czym tu się zastanawiać. Masz dziewczyno szansę na poprawę swojego bytu, mało kto ma taką szansę szczególnie po tak krótkim okresie przepracowanym - mówił. Widząc, że ona sama musi dojrzeć do tej decyzji przestał drążyć temat. Siedzieli i kończyli swoje zapiekanki w milczeniu, ale nagle Maciek wypalił - dziś awans, a jutro Marek wyzna ci miłość. 
- Już to zrobił w zeszłym tygodniu - wydukała. Szymczyk spojrzał na Cieplak i niby to z udawaną pretensją w głosie rzekł. 
- I ja o niczym nie wiem? A ty? 
- To już wiesz. A ja też go kocham i od niedzieli jesteśmy parą - odparła z uśmiechem na ustach. Chociaż tak naprawdę to nie tylko usta się śmiały, ale i jej oczy. Serce również wykonywało jakieś szybsze ruchy na samą myśl o Dobrzańskim. 
- Wielkie gratulacje - wyraził się Szymczyk. 
Wrócili po przerwie do firmy Ula zajęła się na powrót swoją pracą a Maciek mógł spokojnie porozmawiać z Markiem.

Czas płynął swoim rytmem związek Uli i Marka rozwijał się, wręcz rozkwitał. Spotykali się codziennie i nie chodzi o te godziny w firmie. A czas spędzony popołudniami. Raz to była Palmiarnia innym razem kolacja przy świecach w jego domu. A jednego razu udało im się nawet wyjechać na weekend na Mazury. Wyjechali w piątek zaraz po pracy a tam Marek już nie zamierzał dłużej czekać. Wynajął niewielki jacht i kiedy wypłynęli niemalże na sam środek ten uklęknął tuż przy swojej wybrance i zaczął z pewną nutką nieśmiałości.
- Ula wiesz, że znaczysz dla mnie więcej niż moje własne życie. Jesteś najważniejszą osobą, nie liczy się nikt inny tylko ty. I dlatego klęczę tu teraz przed tobą i proszę cię abyś została moją żoną. Zgadzasz? - spojrzała mu prosto w te piękne oczy, które urzekły ją tak dawno i nawet nie zastanawiając się odparła.
- Zostanę twoją żoną Marku Dobrzański - ten wsunął jej pierścionek na palec, wstał i namiętnie pocałował. 
Do Warszawy wracali szczęśliwi i zakochani. Tę chwilę radości przez moment zburzyło zachowanie Heleny. Ta nie potrafiła zrozumieć i uszanować wyboru swojego jedynego dziecka i okazywała to w każdym możliwym momencie. Jednak Marek na to nie zwracał uwagi aż do chwili, kiedy podczas wizyty u seniorów pochwalił się, że oświadczył się Uli a ona go przyjęła. W duchu dziękował, że był sam, bo z całą pewnością jego narzeczona źle by to przyjęła. 
- No tak złapała bogatego i chce się wżenić w naszą rodzinę - to jedno z wielu zdań jakie pani Dobrzańska wypowiedziała tego wieczoru pod adresem Uli. Marek nie umiał tego zrozumieć. 
- Skoro masz zamiar obrażać moją przyszłą żonę i jej rodzinę to możesz zapomnieć, że miałaś syna. Albo zaakceptujesz mój wybór albo żegnam - usłyszała od Marka. 
Za to Krzysztof widać było, że cieszy się z takiego obrotu spraw. Ula przyjęła stanowisko dyrektora, a teraz zostanie jego synową. Uwielbiał tę piękną kobietę. Często nawet zwracała się do niej moje dziecko. Senior postanowił przemówić swojej małżonce do rozsądku i przekonać ją do zmiany zdania co do Uli.
Dodatkowo od kiedy całkowicie rodzeństwo Febo odeszło w niepamięć jego serce radowało się i  uspokoiło. Jego wyniki również uległy poprawie. 
W przeciwieństwie do Heleny oboje państwo Cieplak cieszyli się szczęściem córki. Kiedy tak siedzieli wszyscy przy kuchennym stole w pewnym momencie pani Cieplak rzekła.
- Córcia a pamiętasz jak wraz z tatą mówiliśmy, że w końcu znajdziesz tego jedynego, ukochanego? - ta oblała się rumieńcem i tylko pokiwała głową na tak. 
Datą ich ślubu miał być dzień kiedy Ula podjęła pracę w Febo&Dobrzański. 
Krzysztofowi jednak nie udało się przekonać żony do zmiany zdania. Wciąż nie potrafiła zaakceptować swojej pięknej synowej. To się nawet nie zmieniło kiedy na świat przyszły wnuki. Jedyna zmiana jaka zaszła w jej zachowaniu to już nie tak ostentacyjnie okazywała tę swoją niechęć. 
KONIEC

piątek, 13 sierpnia 2021

BRZYDKA ONA PIĘKNY ON część XVI

- Wiesz, wszystko zaczęło się kiedy zostałaś przyjęta... - zawiesił głos, tak jakby zastanawiał się nad doborem właściwych słów - wiem, że to dziwnie brzmi, ale... - i ponownie zawiesił głos.
- Marek powiedz wprost o co chodzi. Czy chcesz mi powiedzieć, że mnie zwalniasz? - przerwała mu Ula wchodząc w słowo.
- Zwolnić? - powtórzył ostatnie jej słowo - nie, nie o to chodzi. Jesteś najlepszą pracownicą w tej całej firmie, ze świecą by szukać takiej drugiej jak ty. Tu nie chodzi o pracę - tłumaczył, a mina Cieplak wyrażała nieme pytanie. Jeśli nie o pracę to o co? - Zakochałem się w tobie - wyksztusił wreszcie z siebie te kilka wydawałoby się tak prostych słów. Teraz to ona siedziała i nie wiedziała co ma o tym myśleć, co ma powiedzieć - Ula proszę powiedz coś - poprosił. 
- To jest jakiś żart? - wydukała. 
- To nie żart. Jestem śmiertelnie poważny Ula - odparł z całą pewnością w głosie - dlaczego sądzisz, że to jakiś żart - dodał po chwili widząc jej minę. 
- Marek spójrz na mnie. Ani nie jestem ładna ani tym bardziej piękna. Pochodzę z całkiem innego świata niż twój. Poza niewielką zmianą w ubiorze nie zmieniłam się pod względem wyglądu. Wciąż noszę aparat na zębach - próbowała wyliczyć jak jej się wydawało swoje niedoskonałości w końcu Marek przerwał tę wyliczankę odzywając się. 
- Proszę cię Ula przestań tak mówić. Jesteś cudowną, wspaniałą kobietą. Nie tylko uroda się liczy, ale też to co ma się w środku i  to jest najpiękniejsze. To jak traktujesz innych. Uwielbiam spędzać z tobą czas, rozmawiać. Mówisz o dwóch różnych światach. Może faktycznie są inne, ale pozwól, że ja ocenię, który jest lepszy. Chociaż ja już teraz mogę powiedzieć, że twój jest o wiele lepszy niż mój. W świecie, w którym ja się wychowałem jest pełno przepychu, fałszu, obłudy nie to co u ciebie. W twoim jest pełno miłości, ciepła, brak sztucznych uśmiechów - mówił - wiem, że moje wyznanie mogło cię wprawić w zakłopotanie. Lecz proszę uwierz, że są szczere i prawdziwe - Ula siedziała zastanawiając się nad tym co usłyszała. Serce mówiło jedno a rozum co innego. Widać było jak walczy sama ze sobą - Ula proszę powiedz cokolwiek - rzekł.
- Marek ja p.... - chciała coś powiedzieć lecz usłyszeli dźwięk telefonu Dobrzańskiego. Ten zignorował połączenie i nie patrząc nawet kto odrzucił. Ale ten ktoś był najwyraźniej bardzo uparty, gdyż niemalże natychmiast dzwonił ponownie - odbierz może to coś ważnego - usłyszał. W myślach przeklinał na siebie samego, że chociaż nie wyciszył telefonu. Wstał z ławki odszedł kilka kroków i nacisnął zieloną słuchawkę, usłyszał głos swojej rodzicielki. 
- Marek możesz do nas przyjechać? Chciałam jeszcze raz porozmawiać i wyjaśnić kilka spraw - mówiła Helena. 
- Ja nie mam nic więcej mamie do powiedzenia - odparł i zamierzał się rozłączyć kiedy usłyszał głos ojca - Marek proszę posłuchaj mamy i przyjedź jak tylko będziesz miał chwilę czasu. Ja również chciałem pogadać.
- Dobrze, przyjadę dzisiaj albo jutro do południa - odpowiedział. Zamierzał załatwić sprawę jeszcze dzisiejszego dnia aby móc umówić się z Ulą na jutro jeśli oczywiście ta będzie tego chciała. 
- W porządku synku, w takim razie będziemy na ciebie czekać - padło z ust Krzysztofa i  rozłączyli się. A młody Dobrzański powrócił do przerwanej rozmowy z Cieplak. 
- Ula możemy powrócić do tego co przerwaliśmy? 
- Marek ja potrzebuję czasu, muszę to wszystko  przemyśleć - odpowiedziała, a sam Marek najwyraźniej nie tego się spodziewał. Z miny Dobrzańskiego można było wyczytać coś w rodzaju zawiedzenia. Mimo tego odparł. 
- Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebować. Będę cierpliwie czekał, ale proszę pozwól mi być blisko ciebie i wspierać jeśli zajdzie taka potrzeba. 
- Nie musisz prosić o pozwolenie. Od  dawna tak jest, że wspierasz i pomagasz. 
- Dziękuję ci. Chodź odprowadzę cię do domu - rzekł. Ruszyli spokojnym krokiem w kierunku skąd przyszli. Przez całą drogę szli niemalże w milczeniu, a Ula próbowała dyskretnie go obserwować. 
- Wejdziesz jeszcze na chwilę? - zaprosiła go kiedy tylko znaleźli się przed domem, ucieszył się. Szczerze się ucieszył, ale musiał odmówić. 
- Przepraszam Ula, ale muszę jechać do rodziców. Tam w parku jak byliśmy dzwoniła mama i prosiła abym przyjechał. Jednak jeśli nie masz nic przeciwko to chciałbym się z tobą umówić na jutro - mówił patrząc jej prosto w oczy z niemą prośbą zgody - przyjechałbym powiedzmy tak na piętnastą i pojechalibyśmy może do Łazienek albo tam gdzie będziesz chciała - dokończył. 
- Marek prosiłam abyś dał mi czas - przypomniała mu, chociaż on doskonale o tym pamiętał i pospieszył z wyjaśnieniem. 
- Pamiętam, ale chyba jako para przyjaciół również możemy gdzieś wyjść, napić się kawy i pogadać nie tylko o pracy a o wszystkim innym - Ula pokręciła tylko głową i już z uśmiechem na ustach odparła.
- Dobrzański jesteś niemożliwy, ale dobrze umówię się z tobą na jutro. Bo zapewne inaczej nie dasz mi spokoju - widać było iż ucieszyła go ta odpowiedź. Pożegnali i  rozstali się. 

Marek jechał w stronę Warszawy cały w skowronkach. Uśmiech nie schodził mu ust. Czuł, że zrobił krok do przodu dzięki tej rozmowie, a z pleców spadł mu jakiś ciężar. Czuł, że Ula mimo iż nie powiedziała jeszcze co czuje to już kwestia czasu. Rozumiał, że był to dla niej szok, ale powiedział prawdę. Z tych jego rozmyśla wyrwał go dźwięk syren radiowozu. Spojrzał we wsteczne lusterko, zauważył wyprzedzający go radiowóz i wystawioną rękę policjanta, wskazującą na zatrzymanie się. Młody Dobrzański zjechał na pobocze, zgasił silnik i czekał aż podejdzie funkcjonariusz. 
- Dzień dobry panie kierowco, zapraszam z dokumentami do radiowozu, tam przedstawimy powód zatrzymania - Marek bez słowa wykonał polecenie i już siedział na tylnym siedzeniu radiowozu. 
- Proszę spojrzeć - usłyszał policjanta i podążył wzrokiem w kierunku w którym wskazywał mu mundurowy - nie zatrzymał się pan na znaku stop oraz nie świeci się panu jedno światło. 
- Żarówka najwyraźniej się spaliła, zaraz wymienię. A co do reszty to nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - odpowiedział. 
Marek wymienił żarówkę, zapłacił mandant na miejscu i ruszył w dalszą drogę. Tym razem jechał bardziej ostrożnie. W domu rodziców spędził więcej czasu niż zamierzał. Wysłuchał najpierw co ma do powiedzenia matka, potem zamknął się z ojcem w jego gabinecie. 
Niby Helena biła się w pierś, tłumaczyła się ze swojego zachowania lecz Marek nie do końca wierzył słowom matki. 
Od Krzysztofa dowiedział się o wynajętym detektywie i zamiarze zwołania zebrania. Z tego co mówił senior to ma on niezbite dowody na oszustwa obojga Febo. Na tym zebraniu według Krzysztofa miała znaleźć się również Ula.
- Ula? - dopytywał młody Dobrzański.
- Tak pani Urszula Cieplak - potwierdził senior - najpierw załatwimy sprawę z Febo a następnie będę miał propozycję dla twojej jak mniemam dziewczyny - Marek zrobił wielkie jak pięciozłotówki oczy, skąd ojciec wie. 
- Dziewczyna to jeszcze nie powiedziane. Ale tak zakochałem się w niej. A tak w ogóle to skąd...? 
- Synu takie rzeczy się widzi. Lecz jak to nie jest twoją dziewczyną? Nie powiedziałeś jej o swoich uczuciach? - teraz to starszy mężczyzna był zdziwiony.
- Powiedziałem, ale nie wiem co ona teraz z tym zrobi. Kiedy rozmawialiśmy zadzwoniła mama. Ula prosiła mnie o danie jej czasu. A ja nie zamierzam jej w niczym poganiać - mówił, chociaż z tonu głosu można wyczuć smutek i niepewność. 
- Spokojnie synu. Myślę, że wszystko się ułoży. Prześpi się z tym, przemyśli i jeszcze będziecie opowiadać o tym swoim wnukom - próbował go pocieszać ojciec. 
- Obyś miał tato rację. Wiesz ona boi się, że skoro pochodzę z bogatego domu to powinienem związać się z kobietą również z takiego domu, a ona nie pasuje do niego, bo są...biedniejsi. Próbowałem jej wyjaśnić, że nie ma to dla mnie znaczenia z jakiego ona wywodzi się domu. Poznałem jej rodziców to naprawdę wspaniali ludzie, pełni ciepła, miłości. Ula ma również rodzeństwo brata i dwie siostry bliźniaczki. Jedna z tych dziewczynek jest niepełnosprawna - mówił. 
- Daj jej synu czas. Pozwól rozważyć wszystko - próbował jakoś dodać otuchy synowi i zmienił temat - w poniedziałek będzie zebranie o godzinie dziesiątej. 

Wrócił do domu, wziął prysznic i usiadł w salonie na kanapie, chwycił za telefon wybrał jeden z numerów i wysłał krótką wiadomość. 
" Jestem już w domu. 
Spokojnej nocy i pięknych snów"
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast. 
"Dobranoc" 
Uśmiechnął się sam do siebie i wystukał jeszcze jedną wiadomość. 
"Jutrzejsza randka aktualna?"
Ale tym razem nie dostał tak szybko odpowiedzi, przestraszył się, że chyba zbyt naciska. Wiadomość zwrotna przyszła jakieś dwadzieścia minut później. A składała się z trzech liter, ale ucieszyła młodego Dobrzańskiego. 

- Gdzie pan Marek? - usłyszała kiedy tylko weszła do domu. 
- Pojechał już - odpowiedziała - musiał jechać do swoich rodziców - dodała wyjaśniając.
- Bardzo sympatyczny ten twój szef córcia - rzekł Józef. Ula spuściła wzrok tak jakby się wstydziła znajomości z własnym szefem.
- Kochanie nie masz czego się wstydzić. Tato ma rację bardzo miły i sympatyczny ten pan Marek - wtrąciła się pani Cieplak. Nie chciała mówić nic więcej, aby nie wprawiać córki w większe zakłopotanie. Wiedziała, że Ula jest zakochana w Dobrzańskim. 
- A kiedy jeszcze nas odwiedzi pan Marek? - usłyszeli piskliwy głosik małej Beatki.
- Umówiłam się z nim na jutro. Przyjedzie po mnie i chce mnie zabrać do Warszawy - mówiła tak jakby obawiała się, że rodzice będą mieli coś przeciwko. 
- To wspaniale córcia. Wreszcie wyjdziesz z domu i oderwiesz się trochę - usłyszała entuzjazm w głosie ojca.
Ula w jakimś sensie odetchnęła z ulgą, że rodzice nie robią jej żadnych trudności. Wieczorem siedziała w swoim pokoju i zastanawiała się nad tym co usłyszała od młodego Dobrzańskiego. Sama przed sobą przyznawała się, że kocha tego bruneta o oczach koloru górskiego lodowca i z dołeczkami w policzkach. A jednak bała się, że ludzie mogą ją posądzić o próbę złapania bogatego faceta. Te jej rozmyślenia przerwało pukanie i ujrzenie w drzwiach swojej rodzicielki. 
- Ula możemy porozmawiać? - zapytała Magda. Ula potwierdziła kiwnięciem głowy - córcia co jest? Nie cieszysz się wyjściem z panem Markiem? - zasypała ją pytaniami.
- To nie tak mamuś. On na tym dzisiejszym spacerze wyznał mi, że się we mnie zakochał - odpowiedziała jednym zdaniem na pytania matki. Magda zrozumiała zachowanie córki. 
- A ty co na to? 
- Poprosiłam go aby dał mi czas. Że muszę się zastanowić.
- Córcia, ale nad czy tu się zastanawiać. Mężczyzna wyznaje ci swoje uczucie, ty też go kochasz. Moim zdaniem powinnaś dać wam obojgu szansę - padło z  usta Cieplak. 
- Ale ja nie chcę aby ludzie gadali, że poleciałam na jego pieniądze - próbowała argumentować Ula.
- A co cię obchodzi ludzkie gadanie. Najważniejsze abyś była szczęśliwa. I jeśli masz mieć to szczęście u boku tego mężczyzny to nie czekaj na nic więcej i nie oglądaj na innych - usłyszała. 
Kiedy zasypiała miała uśmiech na twarzy a w głowie ułożoną rozmowę z Markiem następnego dnia. A przynajmniej tak się jej wydawało. Słowa matki dały jej do zrozumienia, że nie może pozwolić aby szczęście minęło ją o krok. 

Spotkali się następnego dnia tak jak się umówili. Marek wyglądał tak jakby chciał za wszelką cenę zaimponować Uli. Aż w końcu Ula musiała go powstrzymać. 
- Marek spokojnie przed nami przecież jeszcze wiele wspólnych wieczorów i dni - ten spojrzał na nią i wydukał.
- Ula czy to oznacza, że zgadzasz się?  - Ula spojrzała mu prosto z oczy i z uśmiechem na ustach rzekła. 
- Tak - radość Dobrzańskiego zdawała się nie mieć końca. W tym momencie wyglądał jak mały chłopiec, który dostał pod choinkę upragnioną zabawkę. Jedno tak krótkie słowo a ile może sprawić radości, uszczęśliwić. Tak właśnie czuł się Marek. W duchu przyznawał ojcu rację, że widocznie musiała to przemyśleć i przespać się z tym co od niego usłyszała. 

Nastał poniedziałek, w firmie ponownie zawitali oboje Febo, cała rodzina Dobrzańskich. Wszyscy zebrali się w konferencyjnej. 
- Czy możesz nam powiedzieć po co kolejny raz spotykamy się w takim gronie? Przecież ja już nie jestem udziałowcem ani nawet szeregowym pracownikiem? - dopytywał Aleks. 
- Spokojnie. Wszystko wyjaśnię tylko czekamy jeszcze na jedną osobę - zanim wymówił ostatnie słowo usłyszeli pukanie i ujrzeli w drzwiach młodą kobietę, która rzekła.
- Panie prezesie przyszedł pan Przemysław Górny.
- Dziękuję Aniu poproś pana - odparł senior a po chwili w konferencyjnej ujrzeli wysokiego, z dwudniowym zarostem mężczyznę. Dobrzański przedstawił gościa. W pewnym momencie można było zauważyć jakby Aleks się czymś przestraszył, wyląkł. Czyżby czegoś się bał, a jeśli tak to czego? 
CDN...

piątek, 6 sierpnia 2021

BRZYDKA ONA PIĘKNY ON część XV

 - Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - grzmiał do słuchawki zaraz po usłyszeniu jej głosu. 
- A możesz tak nie krzyczeć nie jestem głucha - odparła Febo. 
- Głucha może i nie, ale z całą pewnością głupia - mówił kładąc nacisk na ostatnie słowo. 
- Jesteś bezczelny. Jakim prawem tak się do mnie odnosisz?
- Takim samym jak ty próbujesz manipulować moją matką. Zapamiętaj sobie raz na zawsze już nigdy nie będziemy razem. Skutecznie mnie zraziłaś do swojej osoby. 
- Jeszcze tego pożałujesz - usłyszał w odpowiedzi. 
- Niby co takiego możesz mi zrobić? Co? 
- Jeszcze się przekonasz. Bądź pewien, że już nie długo - odparła mu kobieta. Marek nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję rozłączył się. 
Wściekłość aż się gotowała w nim. W tym momencie, gdyby tylko miał taką możliwość to coś by zrobił tej Włoskiej furiatce. Musiał się odstresować lecz jak się okazało to nie był koniec złych wydarzeń tego dnia. Miał zamiar już dzisiejszego dnia nie wracać na Lwowską. Jednak musiał podjechać do firmy zabrać dokumenty, które były mu potrzebne na następny dzień. Tuż przed pracą miał spotkać się agentem nieruchomości. Wszedł do swojego biura, a tam znalazł stos popołudniowej poczty. 
- Niezawodna Ula - pomyślał, jak zawsze poukładane według ważności - skoro już jestem to przejrzę, nie będę musiał tego robić jutro - tak jak pomyślał, tak zrobił. Zasiadł na swoim prezesowskim fotelu chwycił plik kopert i zaczął po kolei je otwierać i czytać. Jedna, druga nic takiego. Kolejne też nie były niczym szczególnym. W końcu trafił na kopertę, gdzie widniał adres kancelarii adwokackiej. Otworzył z drżącymi rękoma, wyjął pismo a jego oczy robiły się coraz większe z niedowierzania co czytał. 
Z pisma wynikało, że Dominika domaga się wypłaty odszkodowania za rozwiązanie z nią współpracy. Kwota na jaką opiewa pozew wprawiła go w osłupienie. Kiedy wróciło otrzeźwienie chwycił za telefon, wybrał numer telefonu do swojego adwokata i umówił na spotkanie jeszcze tego samego dnia. 
- Mogę do pana przyjechać w ciągu niespełna godziny - mówił. Adwokat zgodził się, w końcu doskonale wiedział kto mu płaci. Takich klientów jak rodzina Dobrzańskich miał jeszcze trzy. A dla nich zawsze miał czas o każdej porze dnia i nocy. 
Marek pokazał pismo jakie dostał i czekał na to co powie mu mecenas. 
- Proszę się nie martwić. Mogę panu obiecać, że sprawę mamy wygraną. Pani Dominika nie ma szans na uzyskanie jakiegokolwiek zadośćuczynienia za jej zwolnienie. Mamy kilku świadków potwierdzających iż ostrzegał pan przed konsekwencjami, jeśli wciąż będzie się tak zachowywać. W wypowiedzeniu również jest podany powód zwolnienia - tymi słowami nieco uspokoił Dobrzańskiego. 
Wyszedł z kancelarii kiedy usłyszał jak ktoś go woła. Odwrócił się w kierunku, z którego słyszał znajomy głos.
- Seba, a co ty tu robisz?
- A długo by mówić. Byłem w banku - wyjaśnił po krótce - a ty co taki nie swój? - dopytywał przyjaciel widząc minę juniora.
- Długo by mówić - powtórzył słowa Olszańskiego - ale jeśli masz czas i ochotę pogadać to wszystko  ci opowiem - dodał. Sebastian spojrzał na zegarek i rzekł.
- Jasne. Możemy pójść do klubu albo do jednego z nas. 
- Nie mam za bardzo ochoty iść do klubu, a u mnie jest bałagan. Ostatnio dałem wolne mojej gosposi - zaczął się tłumaczyć. 
- Marek nie musisz mi się tłumaczyć. Wsiadaj do swojego auta i jedziemy do mnie - odparł kadrowy. 
Niespełna półgodziny później obaj panowie siedzieli w mieszkaniu popijając piwo.
- To mów co się takiego wydarzyło - odezwał się Olszański przerywając tę całą ciszę. 
- Oj dzieje się, dzieje i nie koniecznie dobrego. Chociaż dobre rzeczy też są - mówił przerywając na chwilę aby wziąć łyk piwa. 
- Skoro są dobre to zacznij od tych dobrych - zasugerował przyjaciel. 
- Zakochałem się - wypalił nagle Dobrzański. Sebastian najpierw zrobił wielkie oczy a zaraz z wielkim uśmiechem na twarzy rzek. 
- Jak się domyślam to zakochałeś się w naszej Uli - spojrzał na Marka a jego mina mówiła wszystko - stary gratuluję. A co ona na to? 
- Nie wiem. Sam to zrozumiałem stosunkowo niedawno. 
- To na co ty jeszcze czekasz? - dopytywał Olszański nie rozumiejąc zachowania juniora. 
- Ostatnio dzieje się wiele innych rzeczy i tak naprawdę to nie chcę łączyć jednego z drugim. Dzisiaj kolejny raz spiąłem się z matką o Paulinę. Wyobraź sobie, że moja ukochana mamusia wpadła na genialny pomysł aby połączyć mnie z panną Febo. Uznała, że tworzyliśmy taką piękną, kochającą się parą. A żeby było mało dostałem dziś pismo z kancelarii tego adwokata od Domi. Ta idiotka domaga się odszkodowania za zwolnienie. Byłem właśnie u mojego adwokata z tym pozwem. On twierdzi, że mamy wygraną w kieszeni. Kilka osób z firmy będzie zeznawać a i powód jaki jest podany w wypowiedzeniu są zgodne z prawem - mówił wyprutym z emocji  tonem. 
- To że ta głupia modelica coś będzie kombinować było więcej niż pewne. Ale po twojej mamie nie spodziewałbym się czegoś takiego. Czy już nie pamięta co zrobiła Paulina, jak próbowała wraz ze swym braciszkiem oszukać mówiąc, że jest niby w ciąży? - odparł Olszański. Marek wzruszył tylko ramionami. 
- Seba ja nie wiem czy kieruje się moja matka. Ale jestem niemal pewny, że to sprawka Febo, tylko ciekawe czy tylko jej a może znów coś knują oboje z Aleksem. 
- Duże prawdopodobieństwo, że są w zmowie. No dobra koniec z tą czwórką, która próbuje umilić ci czas jak tylko może. Teraz to mi ty powiedz co dalej zamierzasz w sprawie Uli? - Marek spojrzał na kadrowego i widać było, że nie ma pojęcia - może zaproś ją gdzieś i powiedz co czujesz? - podpowiadał Sebastian.
- No nie wiem - odparł - a co jak mnie nie potraktuje poważnie? Jak pomyśli, że sobie z niej żartuję? - zastanawiał się na głos. 
- Głupoty pleciesz przyjacielu - usłyszał. 
Posiedzieli jeszcze trochę, pogadali i Marek miał wrócić do siebie. Jednak w jakiś nie wytłumaczalny sposób on kierował się w stronę Rysiowa. Znał  drogę gdyż był tam kilka razy kiedy odwoził swoją asystentkę, gdy zasiedzieli się w firmie albo jak spotkanie z kontrahentem kończyło się później. 
Podjechał pod jej dom, ale nie wysiadł. Zaczął zastanawiać co ma powiedzieć, jaką podać przyczynę tej niespodziewanej wizyty. 
- Dobrzański jesteś idiotą - zaczął wyzywać sam siebie - zachowujesz się jak uczniak, który zakochał się po raz pierwszy w życiu. Weź się chłopie w garść, idź i wyznaj co czujesz - te jego rozmyślania przerwał stukot w szybę. Odwrócił głowę w stronę skąd dochodził dźwięk a tam ujrzał starszego od siebie  mężczyznę. 
- Dzień dobry panu. Józef Cieplak szuka pan kogoś? - usłyszał. 
- Dzień dobry ja nazywam się Marek Dobrzański przyjechałem do Uli. Chciałem do niej zadzwonić, ale padł mi telefon, a mam sprawę do niej - wyjaśnił. 
 - W takim razie zapraszam do domu - usłyszał.
- Nie chcę przeszkadzać - próbował się jakoś wymigać. 
- Ależ nie będzie pan przeszkadzał. Żona upiekła ciasto - Marek nie chcąc być nie grzecznym przyjął zaproszenie. 
- Ula masz gościa - usłyszała wołanie ojca, była pewna, że odwiedził ją Maciek. Wyszła z kuchni ubrana  w fartuszek a ręce wycierała w ścierkę ubrudzone mąką. 
- Marek? Co ty tu robisz? Coś w firmie? Czegoś nie zrobiłam? - wydukała z siebie kilka krótkich pytań. A Dobrzański stał jak zahipnotyzowany wpatrując się w swoją asystentkę.
- W firmie wszystko w porządku. Chciałem pogadać a nie wiedzieć czemu moje auto poprowadziło mnie do ciebie - mówił - ale widzę, że jesteś zajęta - dodał.  
- Spokojnie nic się nie stało. Właśnie skończyłam robić pierogi. Zrobię nam kawy, ukroję ciasta i możemy iść do mojego pokoju  - mówiła. 
- A czy wcześniej możemy się przejść. Zależy mi na rozmowie we dwoje - prosił. Ula skinęła głową zgadzając się. Nie minęło kilkanaście minut a już wychodzili. 
Szli już jakąś chwilę w kompletnej ciszy. 
- To o czym chciałeś porozmawiać? - przerwała tę ciszę Ula. 
- Chodźmy tam - wskazał ręką w kierunku niewielkiego skwerku. Podeszli do jednej z wolnych ławek. 

W czasie kiedy ta dwójka młodych ludzi miała przeprowadzać jedną z ważniejszych rozmów w swoim życiu. W dwóch innych domach również rozmawiano. Chociaż trochę trudno nazwać rozmową to co działo się w jednej z Warszawskich willi. 
- Czy ty Heleno jesteś poważna? Jak mogłaś w ogóle pomyśleć aby Marek chciał wrócić do Pauliny? 
- A czy możesz nie krzyczeć? Po prostu chciałam aby ta dwójka była szczęśliwa. 
- I co sądzisz, że Marek może być szczęśliwy z kobietą, która go poniża, oszukuje, okłamuje i w dodatku chce oskubać naszą rodzinę co do ostatniego grosza - usłyszała z ust męża. 
- Nie wierzę ci. Słyszysz nie wierzę. Paulinka taka nie jest. Ostatnio z nią rozmawiałam i mówiła mi jaka czuje się samotna, jak bardzo żałuje tego jak nas, a przede wszystkim Marka traktowała - Krzysztof nie mógł tego dłużej słuchać i wyjął telefon, gdzie było nagranie. 
- Proszę bardzo posłuchaj jak ta twoja ulubienica wraz ze swoim braciszkiem knują. Dostałem to nagranie od detektywa, którego wynająłem - rzekł i puścił całą rozmowę. Pani Dobrzańska słuchała tego z wielkim niedowierzaniem. Była zła na siebie samą, że kolejny już raz dała się podejść tej młodszej od siebie kobiecie. Czuła wstyd iż ponownie dobro własnego dziecka nie było najważniejsze. Musi przeprosić Marka. Miała tylko nadzieję, że jej wybaczy. 
- Krzysztof ja nie miałam pojęcia - zdołała wydukać, widać było, że jest jej wstyd. 
- To już masz - odparł dość chłodno i wyszedł do swojego gabinetu. Był zły na żonę, że ta kolejny raz dała się omotać tej Włoskiej intrygantce. Nie rozumiał swojej żony. Tyle razy byli oszukani przez któregoś z rodzeństwa Febo. A ona dawała się nabierać na te czułe słówka Pauliny albo na to jak Aleks udawał jak to martwi się o swoją siostrę, niby to źle traktowaną przez Marka. 
Helena została sama miała czas na przemyślenia. Wiedziała już, że nie zostawi tego tak i rozmówi się z panną Febo. Od męża dowiedziała się również iż Paulina nie wyleciała do Włoch jak mówiła a wciąż mieszka u swojego brata. Dobrzańska zastanawiała się jeszcze nad jednym, mianowicie kim jest wybranka jej syna. Pamiętała, że Marek dwukrotnie o tym mówił. Chciałaby poznać tę, która zawróciła jej synowi w głowie. 

Za to w Rysiowskim domu dwoje najstarszych domowników podejrzewało co może się wydarzyć podczas tego spaceru.
- Wiesz Józek, myślę iż właśnie dziś poznaliśmy potencjalnego zięcia - mówiła pani Cieplak. 
- Też tak podejrzewam. Kiedy go zauważyłem jak podjechał to siedział w tym swoim aucie z dobre pięć minut. A jak podszedłem zapytać to nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć - mówił z uśmiechem Józef. 
- Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyba nasza kochana Ulcia w końcu znalazła ukochanego. Rozmawiałam z nią ostatnio i wiem, że ona go kocha lecz obawia się jak on może na to zareagować. Ale gdy zobaczyłam jak ten Marek patrzył na nią to wiem, że i on jest w niej zakochany. Spójrz Józek niby dorośli a nie potrafią wyrazić swoich uczuć - mówiła Magda. 
- Masz rację. Ale sądzę, że nie powinniśmy się wtrącać i zostawić to w ich rękach. Nic na siłę. Jeśli mają być ze sobą to tak będzie. Pośpiech nie jest wskazany - rzekł a żona tylko poparła to co mówił. A im pozostało czekać na rozwój spraw. 

- To o czym chciałeś rozmawiać? - Ula ponowiła swoje pytanie kiedy tylko usiedli. 
- Przyjechałem, bo już dłużej nie dam rady. Tylko, że nie wiem od czego zacząć, jak to przyjmiesz co chcę powiedzieć - mówił niemalże jąkając się.
- Najlepiej jak zaczniesz od początku - odpowiedziała. Jeśli mi nie powiesz, nie dowiesz się jakie będzie moje zachowanie. Próbowała go zachęcić aby wreszcie wyksztusił z siebie to co go męczy. Dobrzański wziął głęboki wdech.
- Raz kozie śmierć  - pomyślał w duchu i zaczął.
CDN...