niedziela, 27 listopada 2022

WIĘZIEŃ MIŁOŚCI część I

 Czuł się tak jakby dostał dożywocie, bez prawa do odwołania się od wyroku. Był zły na siebie samego, że był takim podłym draniem, że pozwolił jej odejść, że nie zawalczył o nią, że był, a raczej jest cholernym tchórzem. Mijały dni, tygodnie z czasem już przestał liczyć ile to już czasu. Lecz co roku wracał wspomnieniami do tych ostatnich dni kiedy rozmawiali. A potem nie było już nic, prócz tęsknoty. Marek od tego dnia stał się ponury, owszem wobec pracowników zawsze był szlachetny, dobry, życzliwy. Starał się za wszelką cenę nie mieszać prywatnego życia z pracą. Jedynie po czym można było zobaczyć, że coś jest nie tak, to właśnie brak uśmiechu na jego twarzy.
Często wracał pamięcią do tego dnia a raczej tej rozmowy z Ulą. Wszystko zaczęło się tak naprawdę psuć od wieczoru Wigilijnego kiedy to niby przez przypadek Ula go pocałowała. Potem mieli kilka dni wolnego aż do Nowego Roku. Marek chciał z Ulą porozmawiać zaraz po powrocie do pracy, ale wciąż coś mu przeszkadzało, a i sama Ula wydawała się jakby celowo unikała kontaktu ze swoim przełożonym. Po jakiś dwóch dniach w końcu miał szansę na rozmowę z nią, ale ona chciała najwyraźniej uciec przed tą rozmową. Dogonił ją jak wsiadała do windy, wszedł tuż za nią. 
- Ula, proszę cię porozmawiajmy - mówił.
- Nie ma o czym. To się więcej nie powtórzy. Na biurku masz mój wniosek o urlop do końca tygodnia oraz wypowiedzenie. 
- Dlaczego mam wrażenie jakbyś nie mówiła mi wszystkiego? - dopytywał Dobrzański.
- Marek przepraszam cię, ale nie wiem jak mam to powiedzieć - odparła i w tym momencie otworzyły się drzwi windy. Oboje wysiedli, ale Marek nie dał jej wyjść z firmy. Chwycił ją delikatnie za łokieć i poprowadził w stronę klatki schodowej. 
- Tu możemy spokojnie porozmawiać. Proszę powiedz o co chodzi - mówił spokojnym głosem. Cieplak przez moment milczała, aż w końcu wyjaśniła mu swoje zachowanie.
- Marek ja się w tobie zakochałam. Dlatego też muszę odejść z firmy.
- Ale jak to zakochałaś? Jak to odejść? - dopytywał.
- Po prostu zakochałam i to już dawno. A muszę odejść, bo nie chcę dłużej cierpieć z tego powodu. Doskonale wiem, że my do siebie nie pasujemy. Nigdy nie powinno się to wydarzyć, ale stało się - mówiła ze łzami w oczach. Kiedy tylko skończyła odwróciła się, zostawiając osłupiałego Marka i niemalże biegiem opuściła firmę. Wieczorem napisała tylko wiadomość z prośbą o spotkanie, ale nie w firmie lecz w parku. Zgodził się. Na miejscu był kilka minut wcześniej. 
- Dzień dobry Marku - usłyszał za plecami. Rozpoznał ten głos i natychmiast się odwrócił. 
- Witaj Ula - odparł. 
- Proszę to są twoje udziały - przez moment nie bardzo rozumiał co ta powiedziała. 
- Ula ty nie mówisz poważnie. Przecież na posiedzeniu zarządu ustaliliśmy, że do czasu spłaty kredytu udziały należą do ciebie - mówił.
- Ja ich nigdy nie potrzebowałam. Zgodziłam się na takie rozwiązanie tylko aby można było zapłacić odszkodowanie. Ufam, że spłacicie całość nawet bez takiego zabezpieczenia - wyjaśniła. Marek nie był przekonany do tego, ale znał ją już na tyle aby wiedzieć, ze jak podejmie jakąś decyzję to nic nie jest wstanie tego zmienić. 
- W porządku Ula. I możesz być spokojna wszystko zostanie spłacone co do złotówki. Wiem, że Aleks kazał ustawić stałe zlecenie, aby co miesiąc wpływała na konto banku kolejna rata - wyjaśnił, a po chwili dodał - czy możemy teraz porozmawiać o czymś innym? 
- Ale o czym chcesz rozmawiać. Wczoraj już powiedziałam ci wszystko - odparła Cieplak. 
- Ty może i powiedziałaś, ale ja nie - odpowiedział. 
- Marek to nie ma sensu. Przecież ja doskonale wiem, że to jest tylko uczucie jednostronne - rzekła i nie dając dojść do głosu juniorowi pożegnała się i szybkim krokiem odeszła. 
Dobrzański postanowił dać jej trochę czasu aby ochłonęła i za kilka dni spróbuje się z nią spotkać i wyjaśnić. Ale ta nie odbierała telefonu a potem zmieniła w ogóle numer. Później rozstanie z Pauliną i tak naprawdę to rozstanie z panną Febo uzmysłowiło mu, że i on kocha, ale nie Paulinę a Ulę. 

Jednego wieczoru dał się namówić swojemu przyjacielowi Sebastianowi Olszańskiemu na wyjście do klubu. Było to jakieś dwa lata od jej odejścia. Jednak za nim doszło do tego wyjścia obaj panowie pokłócili się dość mocno i nie odzywali do siebie kilka miesięcy. 
- Stary ile jeszcze będziesz ją opłakiwał? Odeszła i całe szczęście. Przynajmniej nie odstrasza nam kontrahentów - Marek patrzył na kumpla zabójczym wzrokiem - to tylko Brzydula, nikt szczególny ani tym bardziej wyjątkowy - tymi ostatnimi słowami rozzłościł go jeszcze bardziej. 
- Nie waż się tak o niej mówić. Jej imię to Ula, a na dodatek jest najwspanialszą, najpiękniejszą istotą jaką znam - mówił na tyle głośno, że usłyszała to Violetta. 
- Co wy tak wrzeszczycie? - zapytała sekretarka wchodząc do biura. 
- Nie twoja sprawa - odburknął do kobiety. 
- Nie musisz być niemiły wobec Violki - stanął w jej obronie kadrowy. 
- Tak samo jak ty nie masz prawa obrażać Uli - odparł i dał znać, że zakończył rozmowę. Był tak wściekły na kumpla, że jeszcze moment a przywalił by mu. Widać było iż Olszański zrozumiał i opuścił pomieszczenie bez pożegnania. 
Minęło kilka miesięcy i panowie ponownie zaczęli się do siebie odzywać, chociaż można było wyczuć coś w rodzaju dystansu. Marek już tak chętnie nie zwierzał się Sebastianowi. Również Olszański tego nie czynił. Czasem wspólnie wybrali się na jakieś piwo do klubu albo na jakiś lunch. Jednak w  takich chwilach zazwyczaj rozmawiali na różne tematy, unikając jednocześnie spraw prywatnych.

Po odejściu Uli z firmy Marek z Pauliną był jeszcze w związku dość krótko. To panna Febo postanowiła o rozstaniu. 
- Marek - zaczęła jednego razu kiedy siedzieli wieczorem w domu - chciałam o czymś porozmawiać. 
- Paula czy to nie może poczekać do jutra? Jestem już dzisiaj zmęczony - mówił.
- Niby może - odpowiedziała, ale jakoś mało przekonywująco. 
- W porządku to o czym chcesz porozmawiać - rzekł widząc jej minę. 
- Chcę wyjechać do Milano - zaczęła, a on zdawał się nie rozumieć w czym rzecz. 
- To jedź, przecież nie musisz mnie pytać o pozwolenie - odparł i wstał z kanapy aby nalać sobie drinka. 
- Ty chyba nie zrozumiałeś - zaczęła, wzięła głębszy wdech i postanowiła kontynuować - chcę wyjechać na stałe, jednocześnie rozstając się z tobą. Nie po drodze nam. Ty z tego co widzę masz inne priorytety w życiu, ja również. Męczymy się tylko w tym związku. Dużo o tym myślałam i sądzę, że lepiej to zakończyć jeszcze przed zaręczynami niż brnąć w to dalej. To wieczne udawanie przed rodziną, znajomymi jacy to jesteśmy szczęśliwi zaczyna być coraz bardziej męczące - Dobrzański słuchał tego i nie wierzył w to. 
- Paulina czy ty jesteś tego pewna? - dopytywał. Owszem męczył się z tą kobietą, i tak jak ona jego, tak on nie kochał jej. Ale w nigdy nie przypuszczał, aby to ona chciała zakończyć ten chory związek. Paulina pokiwała głową twierdząco. 
- Do końca tygodnia powinnam wyjechać. Na ten czas zamieszkam u Aleksa. Zabiorę tylko moją biżuterię i chcę zachować swoją część udziałów - rzekła. 
- W porządku, ja nie widzę problemu co do udziałów. A co do biżuterii to jest twoja własność i mi nic do tego - odparł i jeszcze dodał - nie musisz na te kilka dni przeprowadzać się do Aleksa. Równie dobrze możesz tu zostać, ja na ten czas przeniosę się do tego ostatniego pokoju - wstał i poszedł do garderoby skąd wziął dodatkową pościel aby pościelić sobie w drugim pokoju. 
W firmie nikt nie wiedział początkowo o ich rozstaniu. Paulina przez kilka dni była pochłonięta załatwianiem spraw związanych z wyjazdem. Jedynymi osobami, które jako pierwsze dowiedziały się o ich rozstaniu to seniorzy Dobrzańscy oraz Aleks. Chociaż Febo o ich rozstaniu wiedział już kilka dni wcześniej. Poniekąd to on sam namawiał siostrę na to rozstanie. 
- Sorella skora uważasz, że się nie kochacie to po co tkwić w takim związku. Lepiej jeśli się rozstaniecie teraz niż później kiedy dojdzie do małżeństwa a z tego związku będą dzieci. Owszem nie lubię go, ale po co macie oboje się męczyć.
- Masz rację porozmawiam z nim o tym jak tylko wróci z tego wyjazdu do szwalni. A potem wylatuję do Mediolanu i chyba tam zostanę na stałe. Jednak jest coś co nie daje mi spokoju. Wiem, że dotychczas hamowałeś się względem jego z mojego powodu.
- Możesz być spokojna nie zrobię niczego co miałoby zaszkodzić firmie. Tak jak dotychczas w sprawach firmy działam z nim ramie w ramię. Doskonale zdaję sobie sprawę, że gdyby nie praca jaką włożyli Dobrzańscy w jej rozwój to dziś bylibyśmy bez niczego. Faktem jest, że za to co zrobił nie mam do niego szacunku, ale to są sprawy prywatne. W byciu prezesem się sprawdza, więc nie mam powodu aby coś kombinować - mówił Aleks. Tymi słowami uspokoił Paulinę. Ta doskonale wiedziała czego dopuścił się jej chłopak jakiś czas temu. 
Dobrzańscy widomość o rozstaniu przyjęli w miarę spokojnie lecz nie tego się spodziewali. 
- Liczyliśmy, że stworzycie kochające się małżeństwo - mówiła Helena. 
- Rozstaliśmy się spokojnie, pozostajemy w dobrych stosunkach jako partnerzy w biznesach - mówiła Paulina. 
- Mamo lepiej, że tak się stało teraz niż za jakiś czas i bylibyśmy ze sobą skłóceni, bo tak by się to z całą pewnością stało - dodał do tego co powiedziała jego już była dziewczyna. 

Paulina wyjechała, a Marek nie tryskał jakoś specjalnie radością. Niektórzy nawet plotkowali, że teraz młody Dobrzański będzie balował. Mawiali tak ci, którzy doskonale znali młodego prezesa i jego ciągoty do zabaw i popijawy oraz zdradzania swojej dziewczyny. A kiedy w końcu wyszło na jaw, że ta dwójka się rozstała wodze wyobraźni nie których przekraczały wszelkie granice. Lecz sam Marek nie zwracał na to uwagi. Wiedział, że z czasem ludzie przestaną gadać. I tak też się stało. Jednak on sam wciąż chodził smutny, przygnębiony. Nikt poza kadrowym  nie wiedział co jest tego przyczyną. Po jakimś czasie również dowiedzieli się o tym rodzice Marka. 
- Marku co ty taki chodzisz ponury? Czyżbyś żałował tego rozstania z Pauliną? - dopytywała go matka jednego razu podczas wizyty w firmie. 
- Nie chodzi o Pauliną ani o związek z nią - zaczął mówić i zaraz dodał - również nie chodzi o firmę. 
- To o co? - zaczął dopytywać go ojciec. 
- O Ulę.
- Jaką Ulę? - nie bardzo rozumiała Helena, ale już Krzysztof zrozumiał.
- Mówisz o pani Urszuli Cieplak - ni to stwierdził ni to zapytał. Marek pokiwał twierdząco głową. 
- A co ta pani ma wspólnego z twoim samopoczuciem? Wiemy, że odeszła, ale przecież spłacamy ten kredyt wzięty przez tę panią tak jak było umówione - mówiła Helena. 
- Tu nie chodzi o kredyt - rzekł.
- Możesz jaśniej - usłyszał głos ojca. 
- Ula odeszła z firmy z mojego powodu. 
- Jak to z twojego powodu? - dociekała Helena - a co z udziałami? 
- Udziały Ula oddała w dniu, kiedy odeszła - wyjaśnił rodzicom. 
- Ale nadal nie wyjaśniłeś nam co ma wspólnego pani Ula z twoim samopoczuciem - mówiła pani Dobrzańska. 
- Podejrzewam Heleno, że nasz syn zakochał się w swojej asystentce - zasugerował senior na co Marek tylko powiedział jedno.
- Tak - seniorzy o nic więcej nie dopytywali syna. Od zawsze starali się nie wtrącać w jego życie. Jedynie co to wyrażali swoje zdanie, uważali iż ich syn doskonale wie jak postępować. Tak też uczynili i tym razem. a on sam wiedział, że może liczyć na swoich rodziców i w razie potrzeby mu pomogą. Jednak w tej sytuacji sam musiał się z tym uporać. Tylko nie miał pojęcia jak to zrobić. Ula zmieniła numer telefonu po tym jak przez kilka dni próbował się z nią skontaktować wydzwaniając po kilkanaście razy dziennie. Później dowiedział się od jej brata, że ta gdzieś wyjechała. I nawet przez myśl mu nie przeszło kto może mu pomóc w jej odnalezieniu. 

- Cześć Marek, co robisz dziś wieczorem? - zapytał Olszański jednego razu tuż przed końcem dnia. 
- W sumie to nic. A co? 
- Może wyskoczymy do klubu. Dawno nas tam nie było - mówił Sebastian. Po minie prezesa widać było, że nie ma zbytnio ochoty - no nie daj się prosić. Posiedzimy, wypijemy po piwku i tyle - Marek zgodził się, ale raczej dla świętego spokoju, niż chęci spędzenia czasu w klubie. 
Usiedli przy stoliku, sącząc piwo kiedy doszła do nich pewna kobieta. Marek domyślił się, że to sprawka Sebastiana. 
- Możesz mi powiedzieć, co ty knujesz? - wyszeptał do ucha kumpla.
- Chciałem abyś wreszcie wyluzował - usłyszał w odpowiedzi.

- Witajcie chłopaki co tam u was - mówiła kobieta próbując grać swoją rolę tak jak umówiła się z Olszańskim - mogę się dosiąść? 
CDN...

poniedziałek, 21 listopada 2022

POWROTY część XIV

 Czas płynął. Marek wrócił do pracy. Szwalnie ruszyły z szyciem dla kolejnych kontrahentów. Jeszcze oczywiście nie było wpływów do firmowej kasy, ale było widać po Dobrzańskim, że zaczyna być nieco lepiej. Dodatkowo wsparcie ze strony rodziców, dziewczyny oraz przyjaciela dodaje mu otuchy. Najbardziej cieszy go wsparcie ze strony Uli.
- Dziękuję wam bardzo, że mnie wspieracie w tym wszystkim - mówił do swoich rodziców jednego wieczoru siedząc wspólnie na patio. 
- Nie musisz nam synu dziękować. Prawdą jest, że gdybyś nie wrócił to nic by nie pozostało już z firmy. Twoje zaangażowanie w ratowanie tego kolosa na glinianych nogach jest godne podziwu - mówił ojciec. 
- Wszystko to racja. Ale wsparcie najbliższych pozwala przeć do przodu. Również obecność Uli przy mnie jest nieoceniona. Kiedy tak na nią naskoczyłem a ona po tym nie chciała ze mną rozmawiać, nasze relacje sprowadziła do stopnia służbowego dotarło jakim jestem dupkiem. Na moje szczęście wybaczyła mi tę moją głupotę. Ona zawsze do wszystkiego podchodzi spokojnie, z wielkim opanowaniem - mówił. 
- Ta dziewczyna to skarb. Piękna, skromna, inteligentna a do tego mądra i rozsądna - usłyszał z ust matki. 
- Masz rację mamo. Kiedy tylko skończy się ten cały kocioł z Febo chcę się jej oświadczyć. 
- To wyśmienity pomysł synu - poparli go oboje seniorzy. Ucieszyli się, że ich syn myśli o ustatkowaniu się. A słysząc dodatkowo kto jest wybranką jego serca byli wniebowzięci. 
- A wybrałeś już jakiś pierścionek? - zapytała Helena. Marek przecząco pokręcił głową i odpowiedział. 
- Miałem zamiar wybrać się do jubilera w tym tygodniu. 
- Helenko czy myślisz o tym samym co ja? - padło z ust seniora. Pani Dobrzańska nie odpowiedziała lecz wstała i zniknęła na kilka minut w domu. 
- Spójrz Marek - odezwała się do syna po kilku minutach podając ozdobne pudełeczko, obszyte czerwonym materiałem. Młody Dobrzański otworzył je, a w środku ujrzał przepiękny pierścionek z niewielkim kamieniem. 
- Cudowny - zdołał z siebie wydusić. 
- To jest pamiątka po mojej mamie - rzekł Krzysztof - pamiętam jak zawsze powtarzała, że ten pierścionek dostanie jej wnuczka. Ale nie doczekała się wnuczki u żadnego z nas. Wuj Paweł przecież też ma dwóch synów. Wówczas babcia w swoim testamencie zaznaczyła, że ten konkretny pierścionek ma trafić do wybranki najstarszego z wnuków, więc do twojej wybranki synu - wyjaśnił mu ojciec. 
- Na pewno spodoba się Uli - odparł, w duchu dziękując swojej zmarłej babce za taki piękny spadek - schowaj go mamo. Chcę aby ten wyjątkowy dzień odbył się już po rozprawie. Myślałem aby na sobotę zaprosić Ulę wraz z rodziną do nas i wówczas podczas tego spotkania oświadczyć się. Pomyślałem też, że moglibyśmy my pojechać do Rysiowa - mówił junior. 
- Wiesz synu myślę, że dobrym pomysłem byłoby gdybyśmy my pojechali do nich - zasugerował senior. 
- Tata ma rację synku - poparła Helena swojego męża. 

Wreszcie nadszedł dzień rozprawy. Stali przed salą, w której miała odbyć się rozprawa w pewnym momencie ujrzeli prowadzących przez policjantów Febo. 
- Spójrz Krzysiu jak oni wyglądają - wyszeptała Helena do stojącego obok męża. W jej głosie można było wyczuć coś w rodzaju troski. 
- Mamo nie warto się nimi przejmować - rzekł Marek. 
Po chwili usłyszeli wezwanie na salę i  zaczęła się rozprawa. W pierwszej kolejności przesłuchiwano Aleksa. Jemu postawiono najwięcej zarzutów. Prokurator wraz z adwokatem Dobrzańskich mieli na tyle mocne dowody przeciwko przeciw Aleksowi, że jego obrońca niewiele mógł zrobić. Na żadne z zadanych pytań odpowiadał milczeniem. Następnie przesłuchiwano Paulinę, ta również milczała. Na koniec sędzia zwrócił się do rodziny Dobrzańskich. 
- Czy państwo mają jakieś pytania do oskarżonych? - początkowo milczeli całą trójką aż w końcu wstała Helena i zadała tylko jedno krótkie pytanie. 
- Co myśmy wam zrobili? - już wszyscy zgromadzeni na sali myśleli, że ta dwójka nadal będzie milczeć. Jednak tym razem odezwała się Paulina. 
- Wy mieliście wszystko a my nic. Po śmierci rodziców zostaliśmy bez niczego. Marek dostał połowę udziałów a my po jednej czwartej. A każde z nas ma swoje potrzeby - mówiła a Marek tylko kręcił z niedowierzaniem głową. Krzysztof również był w szoku po tym co usłyszał dotychczas. Helena natomiast zalewała się łzami na te oskarżenia. Aleks również tak jak jego siostra uważał się za pokrzywdzonego. Dodatkowo dodał.
- To mnie należało się stanowisko prezesa. Ten wasz synuś to wielki nieudacznik - przykro było im słuchać tego wszystkiego. I kiedy Febo przerwał na chwilę, tak jakby próbował szukać kolejnych powodów swojego zachowania odezwał się główny sędzia. 
- Dziękuję oskarżonemu. Ogłaszam półgodzinną przerwę, po której zostanie ogłoszony wyrok. 
Wyszli na korytarz. 
- Może chodźmy na kawę. Widziałem tu w pobliżu kawiarnię - zaproponował Marek. Rodzice nie mieli nic przeciwko. 
Marek wraz z Heleną zamówili po kawie a Krzysztof herbatę. Siedzieli w milczeniu, każde z osobna próbowało zrozumieć postępowanie obojga Febo. Jednak trudno im było to pojąć. A słowa Pauliny i Aleksa wręcz paliły, raniły jak dobrze naostrzony nóż. 
- Tato dobrze się czujesz? - zapytał w pewnym momencie Marek - może zostaniesz tu i poczekasz na nas. Powiemy ci jaki zapadł wyrok. 
- Owszem nie czuję się zbyt dobrze, ale chce być przy odczytaniu wyroku. Dam radę - mówił Krzysztof. 
- A ty mamo? 
- Ja również synku dam radę. 
- W takim razie chodźmy, już czas - rzekł zerkając na zegarek. 
Ponownie siedzieli na swoich miejscach w sali rozpraw i czekali aż wejdzie skład sędziowski i ogłosi wyrok. Wreszcie nastał ten moment. 
- W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej Sąd Najwyższy w składzie...ogłasza wyrok skazujący Aleksandra Febo na karę dziesięciu lat pozbawienia wolności oraz na zapłatę odszkodowania w kwocie sześciu milionów złotych za działanie na niekorzyść firmy oraz sprzedaż swojej części udziałów obcemu inwestorowi bez zgody innych członków zarządu i podrobienie ich podpisów. 
Paulinę Febo skazuję na sześć lat pozbawienia wolności oraz wypłatę odszkodowania w kwocie trzech milionów złotych za sprzedaż swojej części udziałów obcemu inwestorowi bez zgody pozostałych udziałowców. 
Oba odszkodowania mają zostać wpłacone na konto firmy Febo&Dobrzański w ciągu trzydziestu dni od ogłoszenia wyroku. 
Wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji.
Sprawę uznaję za zakończoną. 
Wreszcie mogli odetchnąć i zająć się tym co najważniejsze czyli całkowitego uratowania firmy. Ale i zajęcia się sprawami prywatnymi. 
- Zastanawiam się skąd oni wezmą takie kwoty? - odezwała się Helena kiedy wracali z sądu. 
- Zostanie zlicytowany ich majątek jaki posiadają tu w kraju oraz we Włoszech. Z tego co mi wiadomo to na dzień dzisiejszy wszystko zostało wycenione na znacznie więcej niż mają zasądzone. Więc po wyjściu z więzienia będą mieli z czego zacząć żyć - wyjaśnił im Marek - odwiozę wam do domu a sam muszę jeszcze jechać do firmy. Na dzisiaj mam jeszcze umówione spotkanie, którego nie mogłem przełożyć. 

W firmie czekali na niego nie tylko Ula i Sebastian, ale i inni pracownicy ciekawi jaki zapadł wyrok. Kiedy usłyszeli zapanowała ogólna radość. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że teraz wreszcie zapanuje w firmie spokój. 
Siedział z Ulą w swoim gabinecie i jeszcze sprawdzali dokumenty jakie potrzebowali na spotkanie, czekając na przyjście potencjalnego kontrahenta. To spotkanie jak i inne zakończyło się podpisaniem bardzo korzystnej umowy. 
Tego dnia Marek odwoził Ulę do domu, ale najpierw byli jeszcze na kolacji w nowo otwartej restauracji. 
- Ula pomyślałem sobie, że skoro całe to zawirowanie z Febo mamy już za sobą to może pora na zapoznanie naszych rodzin - rzekł młody Dobrzański podczas drogi do Rysiowa. 
- To dobry pomysł. A gdzie byś chciał urządzić takie zapoznanie? - dopytywała Cieplak. 
- Może u moich rodziców - zaproponował. Wiedział, że musi tak poprowadzić rozmowę aby to Ula wyszła z propozycją takiego spotkania w Rysiowie. 
- A może przyjechałbyś wraz z rodzicami do mnie - rzekła. 
- Ja się dostosuję. Może być w Rysiowie, powiedz tylko kiedy moglibyśmy to zorganizować. Jeśli będziesz potrzebować jakiejkolwiek pomocy ja ci pomogę we wszystkim. 
- Może na przyszłą sobotę - zasugerowała. Marek zgodził się a po powrocie do domu oznajmił rodzicom o umówionym spotkaniu. 

Pod dom z numerem ósmym podjechał Marek wraz z rodzicami.  Cieszył się z tego spotkania, ale jednocześnie bał. Niby wiedział, że Ula go kocha, ale nie miał pewności co mu odpowie. Ten niepokój wyczuł jego ojciec.
- Synu nie denerwuj się tak. Jestem pewny, że Ula ci nie odmówi - próbował go uspokoić. 
- Łatwo powiedzieć. W końcu człowiek nie codziennie się oświadcza - mówił junior.
Kilka chwil później już w drzwiach witała ich Ula zapraszając do środka i przedstawiając swoją rodzinę rodzicom Marka. 
W pewnym momencie Marek zniknął na kilka minut aby nagle wraz z bukietem czerwonych róż, gdzie jedna z nich była sztuczna, uklęknąć przed niczego nieświadomą Ulą. 
- Ula - zaczął - na początku proszę cię o wybaczenie, bo nie umiem przemawiać - rzekł jeszcze za nim przeszedł do tego co najważniejsze - w obecności naszych najbliższych chciałbym wręczyć ci ten bukiet pięknych róż i obiecać, że będę cię kochać tak długo aż nie zwiędnie ostatnia z róż. A jednocześnie prosić abyś została moją żoną. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - Ula stała jak zamurowana. W końcu dotarł sens słów wypowiadanych przez Marka. Spojrzała na niego i z ogromnym wzruszeniem odparła. 
- Zostanę twoją żoną, bo kocham cię najmocniej na świcie - kiedy tylko usłyszał zgodę wsunął na jej palec pierścionek. A zaraz po tym popłynęły gratulacje z obu stron. 

Trzy tygodnie po rozprawie na konto firmowe wreszcie wpłynęła cała kwota odszkodowania jaką mieli zasądzoną oboje Febo. Marek mógł podnieść ludziom pensję do wysokości jaką mieli wcześniej. Również zaczęły spływać pierwsze pieniądze ze sprzedaży. Dwa miesiące po zaręczynach Ula zamieszkała wraz z Markiem. Chociaż raczej to Marek zamieszkał w Rysiowie. Ślub miał się odbyć w grudniu w Święta Bożego Narodzenia. Przygotowania trwały w najlepsze, stroje szył im Pshemko. 
Marek dla Uli szykował prezent, który miała dostać w dniu ślubu. 
Wreszcie nadszedł ten wyjątkowy dzień. W niewielkim Rysiowskim kościółki zebrali się wszyscy zaproszeni, ale i nie tylko. Kiedy ksiądz wymówił słowa.
- Jeśli ktoś zna powód aby ten związek nie został zawarty niech powie to teraz albo zachowa to dla siebie - w tym momencie usłyszeli męski głos. 
- Ona jest moja - odwrócili się w kierunku skąd dobiegał głos i ujrzeli Piotra Sosnowskiego. 
- Proszę kontynuować - usłyszeli i zobaczyli jak znajomy Uli Bartek Dąbrowski wyprowadza na zewnątrz Sosnowskiego. 
Wreszcie ksiądz mógł ogłosić ich mężem i żoną. Wyszli na zewnątrz i przy wejściu do świątyni przyjmowali życzenia. 
Jednym  z ostatnich był Bartek.
- Spokojnie Ula on już wam nie będzie przeszkadzał. Ani ten pożal się Boże doktorek ani Maciuś. Oboje przyjechali, ale doktorek dodatkowo był pijany. Zadzwoniłem po odpowiednie służby i już się nim zajęli - mówił kiedy skończył składać im życzenia. 
- Dziękujemy ci - odpowiedzieli mu. 
Kiedy byli już na sali i skończyli mówić ich ojcowie wstał Marek. 
- Kochani najpierw bardzo chciałem podziękować wam wszystkim za przybycie oraz naszym rodzicom. Ale ja mam jeszcze prezent dla mojej ukochanej żony - mówił i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął komplet kluczy i zaczął mówić.
- Kochanie to jest mój prezent dla ciebie. To są klucze do naszego domu. Domu, który znajduje się niedaleko twojego domu - Ula ze wzruszenia zalała się łzami i rzuciła mężowi na szyję.
- Dziękuję ci kochanie - wyszeptała mu do ucha.

Dwa lata później mogli powiedzieć, że udało się im wyjść na prostą. Firma ponownie zaczęła przynosić ogromne zyski, ludzie wręcz uwielbiali swojego prezesa. 
W tym czasie doczekali się syna, który był podobny do ojca jak dwie krople wody. A gdy mały skończył roczek Ula miała dla swojego męża niespodziankę. 
- Marek będziemy mieli kolejne dziecko - rzekła kiedy leżeli w sypialni. 
Dobrzański nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.  I tak siedem miesięcy później na świecie przywitali drugiego syna. 
Życie wreszcie wkroczyło na właściwe tory, a oni starali się aby już tak pozostało. 
KONIEC.

niedziela, 13 listopada 2022

POWROTY część XIII

 Rano wstał znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Wziął prysznic, wypił filiżankę kawy i wyszedł z domu. Niemal trzy kwadranse później parkował swoje auto w Rysiowie pod domem z numerem ósmym. Widział kiedy Ula będzie wychodzić na autobus dlatego przyjechał nieco wcześniej, chciał aby pojechała do pracy wraz z nim. Wydawać by się mogło, że to nic nadzwyczajnego w końcu są parą. Ale Marek miał w tym ukryty cel, podczas drogi chciał z nią porozmawiać jeszcze i przeprosić. 
- Dzień dobry kochanie - przywitał się z Cieplak kiedy tylko ta wyszła. Jednak ta nie odezwała się ani jednym słowem - wsiadaj - niezrażony jej milczeniem otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił do środka. Lecz ta ominąwszy go swoje kroki skierowała w stronę przystanku autobusowego - Ula proszę cię porozmawiajmy - jednak dziewczyna nadal się nie odzywała tylko szła w wybranym kierunku. Młody Dobrzański przez moment podążał za nią. W pewnym momencie zawrócił wsiadł do samochodu i z piskiem opon ruszył w kierunku przystanku. Podjechał, gwałtownie hamując tuż przy Uli. 
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - wreszcie się odezwała. 
- Ula nie odjadę stąd, aż nie pozwolisz mi wyjaśnić wszystkiego.
- Zaraz będę miała autobus, a ty blokujesz przystanek - mówiła.
- Trudno. Będę tak stał - odparł. Wiedział, że ta w końcu odpuści na tyle, że wsiądzie do jego auta i się nie mylił. Wsiadła, zapięła pasy i odwracając twarz w stronę szyby, czekała aż ten ruszy - Ula bardzo mocno chciałem cię przeprosić za wczoraj - zaczął, gdy już ruszyli w stronę Warszawy. Marek chciał najpierw załatwić to co według niego w tym momencie było najważniejsze czyli pogodzenie się z ukochaną. Dlatego też nie zamierzał od razu jechać do firmy. Pomyślał, że miejsce nad Wisłą będzie najlepszym miejscem na tę rozmowę. 
- Dlaczego nie jedziemy do firmy? - zapytała. 
- Bo musimy...muszę - poprawił - z tobą porozmawiać, wyjaśnić to co się stało i mam nadzieję, żę mi na to pozwolisz - Cieplak wiedząc, że ten nie odpuści postanowiła go wysłuchać. Spacerkiem przeszli do miejsca, gdzie leżał zwalony pień, usiedli milcząc przez jakieś kilka minut. Tę zasłonę milczenia przerwała Ula.
- Chciałeś mi coś powiedzieć - młody prezes pokiwał głową potwierdzająco i wreszcie zaczął. 
- Ula bardzo cię przepraszam za wczorajszy mój wybuch. Nigdy nie chciałem sprawić przykrości. Ale to co się dzieje coraz bardziej zaczyna mnie przytłaczać, przerastać. Mam wrażenie jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Mam wrażenie, że czego bym się nie chwycił to jest źle. Kontrahenci wciąż milczą, ta cała Ingrid również jeszcze nie napisała niczego. Nadal nie ma wiadomości z sądu co dalej z Febo, a na firmowym koncie coraz mniej środków. Jeszcze chwila i nie będę miał na wypłaty - mówił - wiem, że chciałaś dobrze. A ja jak ten ostatni kretyn nawrzeszczałem na ciebie, bez żadnego powodu - chwycił jej dłoń i zamknął w swoich - proszę cię kochanie wybacz mi. Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Kocham cię, jesteś dla mnie wszystkim - ta wysłuchał go, ale wciąż milczała. W pewnym momencie usłyszeli dźwięk przychodzącego połącznia, to dzwonił Marka telefon. Już miał zignorować to połącznie, gdy odezwała się Ula. 
- Odbierz to może coś ważnego - na wyświetlaczu widniał napis adwokat. Rozmowa była dość krótka, podczas, której Dobrzański dowiedział się o wyznaczonym terminie rozprawy. 
- Za trzy tygodnie ma odbyć się rozprawa - powiedział, ale jakoś najwyraźniej nie ucieszyła go ta wiadomość. 
- Nie cieszysz się? - zapytała. 
- Oczywiście, że się cieszę. Ale to nie jest dla mnie teraz takie istotne - dziewczyna wiedziała co jest i nawet nie dopytywała, a jedynie spojrzała na zegarek i rzekła. 
- Zbierajmy się do firmy, bo mam kilka rzeczy do zrobienia - Marek podniósł się i pomógł jej wstać podając swoją dłoń. Szli do samochodu w milczeniu. Powiedział jej już wszystko, wyjaśnił dlaczego tak zareagował, przeprosił lecz ta zdawał się być nie ugięta. 

Od tej rozmowy dni mijały, Marek niemalże wychodził z siebie. Codziennie przyjeżdżał po nią przed pracą i odwoził po. A Cieplak rozmawiała z nim tylko i wyłącznie na tematy związane z jej obowiązkami. Swoją pracę wykonywała jak najlepiej, ale nie odzywała się nic więcej.  Marek chodził zdruzgotany takim zachowaniem swojej dziewczyny. Tylko pytanie czy ona wciąż nią była? Już on sam nie wiedział. Do jego gabinetu wchodziła tylko jeśli była taka konieczność. Po tygodniu od pokazu zaczęli odzywać się potencjalni kontrahenci, ukazał się artykuł w Niemieckiej oraz Polskiej prasie. Wszystko co tam zostało napisane to jedna wielka reklama ich firmy, a geniusz Pshemko wychwalano pod same niebiosa. 
- Ula spójrz właśnie dotarł do mnie artykuł tej Ingrid - mówił podekscytowany młody Dobrzański - ani jednego złego słowa o kolekcji. 
- Cieszę się - odparła, a co zabolało go. Nie tego się spodziewał. 
- Chyba jednak nie do końca? Prawda? - zapytał a raczej bardziej stwierdził.
- Naprawdę, cieszę się. Wreszcie coś zaczyna się dziać, tak jak chciałeś - mówiła. Marek spuścił głowę i zniknął w swoim gabinecie. Już nie miał pojęcia co może jeszcze zrobić aby ta przestała się gniewać i traktować ich relację tak bardzo mocno służbowo. 
Kolejnego dnia kiedy jechali do firmy po spotkaniu służbowym Ula poprosiła go aby mogła wyjść dwie godziny wcześniej z pracy. 
- Jeśli musisz to nie ma sprawy. Ale nie będę mógł cię odwieź do domu, bo jestem jeszcze umówiony na dzisiaj z ojcem - usłyszała w odpowiedzi. Nie dopytywał o powód tego wyjścia, przypuszczał iż zapewne i tak by nie powiedziała. 
- W porządku. To żaden problem, sprawdzałam już autobus. 
Wrócili do firmy i każde zajęło się swoimi obowiązkami. 

Wstała jeszcze przed budzikiem i nie wiedzieć czemu miała jakieś dziwne przeczucie. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale czuła nie pokój w sobie. Wzięła prysznic i poszła szykować śniadanie dla swojej rodziny. Nie spieszyła się, wiedziała, że Marek po nią przyjedzie. Zjadła wspólnie ze wszystkimi, dzieciaki odprawiła do szkoły i samej zaczynała się zbierać do wyjścia. Zdziwiła ją  nieobecność Dobrzańskiego. 
- Może zaspał albo jakiś korek - pomyślała. Jednak z każdą kolejną już nie minutą lecz sekundą jej niepokój wzmagał się. A dodatkowo zaczęła się złościć na niego, bo w tej sytuacji to ona sama się spóźni do pracy. Wyjęła z torebki telefon, wybrała dobrze znany jej numer, nacisnęła na zieloną słuchawkę i czekała aż odbierze. Ale on milczał, odzywała się jedynie poczta głosowa. Już miała kolejny raz próbować dodzwonić się, kiedy zobaczyła na wyświetlaczu napis "Sebastian".
- Cześć Sebastian - rzekła i dopytywała - nie wiesz co jest z Markiem? 
- Wiem Ula - usłyszała w odpowiedzi i nie tylko to - Marek miał wypadek. 
- Jaki wypadek? - dopytywała.
- Dzisiaj rano jak jechał po ciebie, wypadł z drogi i wjechał w drzewo - mówił. 
- Ja zaraz dzwonię po taksówkę i jadę do niego. W którym leży szpitalu? 
- Ula jeśli chcesz to ja mogę po ciebie przyjechać i pojedziemy do niego - zaproponował kadrowy - ty do tego czasu nieco się uspokoisz może. 
- W takim razie czekam na ciebie - rzekła po czym wróciła się do domu. Józef spojrzał na swoją córkę i z przerażeniem w głosie zapytał.
- Córcia co się stało?
- Marek miał wypadek - wyksztusiła z siebie i zalała się łzami a po chwili dodała - to przeze mnie.
- Jak to przez ciebie - nie rozumiał senior Cieplak. 
- Potem ci opowiem - nie chciała teraz snuć całej opowieści co się ostatnio wydarzyło. Owszem Józef widział, że coś jest nie tak, ale nie zamierzał się wtrącać - za chwilę powinien przyjechać Sebastian i zawiezie mnie do szpitala. Nie wiem czy jego rodzice wiedzą o wypadku - zastanawiała się czy dzwonić do państwa Dobrzańskich. Obawiała się o zdrowie Krzysztofa. Zrezygnowała na razie z telefonowania do nich. Zapyta najpierw Olszańskiego, czy rodzice Marka wiedzą co się wydarzyło. 

Po niecałej godzinie Ula wraz z Sebastianem wysiadali z samochodu pod jednym z Warszawskich szpitali. Już była nieco spokojniejsza. Jednak za nim to nastąpiło przez niemalże pół drogi wyrzucała sobie, że to jej wina, a sam Olszański wydawał się nie być pomocnym. 
- No wiesz Ulka poniekąd to muszę się z tobą zgodzić. Owszem może i Marek zbyt gwałtownie zareagował na twoje próby pocieszenia, ale ty ukarałaś go nad wyraz surowo. Wiem, że przeprosił, wyjaśnił ci dlaczego tak się zachował. Jednak twoje zachowanie świadczyło, że masz to gdzieś, jego masz gdzieś. On codziennie stara się naprawić swój błąd, wstaje wcześniej, przyjeżdża po ciebie, odwozi  do domu a ty zdajesz się być kompletnie bez serca - mówił a ona mimo początkowego zła na kadrowego, z każdym jego kolejnym wypowiedzianym zdaniem, słowem przyznawała mu rację. 
- Masz Sebastian rację. Mam tylko nadzieję, że mi wybaczy - rzekła. Olszański nic nie odpowiedział, czuł złość na Cieplak. Uważał, że to jej wina lecz widząc w jakim jest stanie już więcej nie chciał mówić. 
Dotarli do sali, w której leżał junior, a przed którą stali jego rodzice i rozmawiali z lekarzem. Nie chcąc przeszkadzać stanęli z boku. 
- Ula, Sebastian jak dobrze was widzieć - usłyszeli głos seniora Dobrzańskiego. Oboje przywitali się ogólnym dzień dobry a Ula jeszcze zapytała.
- Czy wiadomo co z Markiem? 
- Ma kilka siniaków oraz niewielką ranę na głowie. ale lekarz chce go zatrzymać na kilka dni w szpitalu na obserwacji - wyjaśnił im Krzysztof. 
- A można wejść do niego? - zapytał Olszański. Dobrzański skinięciem głowy potwierdzili, że można. 
W pierwszej kolejności weszli jego rodzice rozmawiali dość krótko. Od nich dowiedział się o pobycie przez kilka dni na oddziale oraz, że przed salą czeka Sebastian i Ula. Wiadomość o czekającej Cieplak ucieszyła go najbardziej. Seniorzy opuścili salę, pożegnali się z kadrowym oraz dziewczyną syna i wrócili do domu. W końcu w sali zostali sami. Ula przysiadła bliżej jego łóżka ciągle milcząc i mając spuszczoną głowę. W ten sposób chciała ukryć ciągle gromadzące się łzy. 
- Marek ja tak bardzo się bałam - wyszeptała i jeszcze bardziej zalała się łzami. 
- Ale już nie musisz się bać. Wszystko jest w porządku - odparł. 
- Chciałam cię przeprosić, za moje zachowanie - mówiła. 
- Nie musisz mnie przepraszać. Zawiniłem, bo nie powinienem tak na ciebie tamtego dnia naskakiwać. Mam propozycje zacznijmy od nowa. Zapomnijmy o tym co było przez te ostatnie dni - Ula wciąż szlochała. Marek podniósł się, delikatnie chwycił jej twarz w swoje ręce i uniósł tak aby spojrzała na niego - spójrz na mnie - rzekł i uśmiechając się dodał - kocham cię.
- Kocham cię - powtórzyła po nim jak echo i uśmiechnęła się, dodając - powiesz mi jak to się stało? 
- Jechałem do ciebie, kiedy z bocznej drogi wyjechał mi facet i próbując uniknąć zderzenia odbiłem kierownicą, straciłem panowanie po czym wyleciałem z drogi uderzając w drzewo - wyjaśnił. A po chwili mina jego wyrażała coś na wzór smutku i zaczął  mówił - przez najbliższe dni nie będę mógł po ciebie przyjeżdżać.
- Tym się nie musisz martwić. Ja mogę jeździć autobusami jak zawsze - wyjaśniła - najważniejsze, że tobie nic złego się nie stało. Wreszcie chociaż trochę odpoczniesz. 
- Ale przecież mamy umówione kilka spotkań - mówił. 
- My się tymi sprawami zajmiemy. Ja jutro podzwonię i spróbuję przełożyć na inne terminy wyjaśniając powody takich zmian - próbowała znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Tak trzeba będzie zrobić. Ja stąd wyjdę dopiero za trzy dni - mówił. 
Dłużej nie siedziała u niego, obiecała przyjść jeszcze po pracy. Pożegnała się i wraz z czekającym na nią Sebastianem pojechała do firmy. Musiała jeszcze tego dnia wykonać kilka telefonów. Udało się przełożyć te kilka spotkań na następny tydzień. Wszystko zaczynało się ponownie układać, pogodziła z Markiem. Wreszcie mogli również ruszyć z szyciem pierwszych partii dla tych kontrahentów, którzy mieli już podpisane umowy. Do rozprawy z Febo zostało jeszcze półtorej tygodnia. 
CDN... 

niedziela, 6 listopada 2022

POWROTY część XII

 Przygotowania do pokazu dobiegały końca, zostało raptem kilka dni do tego wydarzenia. Wydarzenia, które miało być początkiem odbijania się od dna albo definitywnym końcem firmy. Widać było jak stres z tym związany odbija się na Marku. 
- Marek spokojnie. Zobaczysz wszystko będzie dobrze - próbowała uspokoić go kolejny raz Ula. 
- Jak mam być spokojny, jak to będzie nasze być albo nie być. Ten kretyn Febo ze swoją siostruniom zniszczył prawie wszystko co budował w pocie czoła mój ojciec wraz z jego - mówił, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi gabinetu - proszę - rzekł z irytowany. Po chwili ujrzał głowę swojego ojca - tato? A co ty tu robisz? - dopytywał. 
- Dzień dobry dzieci - przywitał się z młodymi senior po czym kontynuował - byłem na badaniach kontrolnych i pomyślałem, że zajrzę. Ale widzę, że chyba nie w porę przyszedłem - dokończył.
- Nie tato, zawsze jesteś mile widziany. Po prostu do pokazu już tylko kilka dni, a ja jak nigdy dotąd stresuję się tym - wyjaśnił.
- Synu stres zawsze będzie nam towarzysz w takich przedsięwzięciach. To nieuniknione - mówił spokojnie senior.
- Niby masz rację tato. Ale...- chciał coś jeszcze dodać.
- Marku nie ma żadnego ale. Zamówiliście najlepsze i najdroższe materiały. Widziałem projekty mistrza, one są genialne. Wynajęliście wspaniałe miejsce na ten pokaz. Nie może być inaczej jak tylko dobrze - mówił Krzysztof, chociaż sam był niespokojnym, jednak nie chciał stresować bardziej swojego jedynaka. 
- Widzisz, nawet twój tato mówi, że nie ma czym się denerwować - rzekła dotychczas milcząca Cieplak. 

Wreszcie nadszedł ten dzień. Od samego rana towarzyszyła mu Cieplak. Jej suknia wisiała u niego w garderobie już od dwóch dni, tak samo jak świetnie skrojony garnitur Marka. Na miejsce przyjechali na godzinę przed otwarciem pokazu. 





Kiedy zaczęli witać przybyłych gości, Marek zauważył znaną postać i jeszcze bardziej spiął się w sobie. 
- Cholerka przecież ja nie znam niemieckiego - pomyślał. Spojrzał na swoją dziewczynę.
- Marek spokojnie - usłyszał szept. 
- Dzień dobry pani Krüger - odezwała się Cieplak w ojczystym języku starszej kobiety - zapraszamy na pokaz.
Wszyscy zgormadzeni zajęli swoje miejsca. Marek swoje kroki już kierował w stronę sceny, gdy nagle przystaną.
- Ula, jesteś mi potrzebna. Ja nie znam niemieckiego, a w tej sytuacji przydałby się ktoś do tłumaczenia - ta zgodziła się bez zastanowienia. Doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdują. Z pomysłem na zaproszenie tej konkretnej osoby wpadł sam Krzysztof, ale chciał aby to była niespodzianka dla Marka. Na około tydzień przed pokazem senior Dobrzański skontaktował się z Ulą prosząc o spotkanie w tajemnicy przed Markiem. 
- Ula poprosiłem cię o to spotkanie, bo chciałem abyś poza tymi osobami, które macie zaproszone wysłała jeszcze jedno - mówił, widząc pytające spojrzenie dziewczyny syna kontynuował - chodzi mi o panią Krüger, to znany krytyk modowy. Myślę, że jej przybycie może bardzo mocno pomóc - skończył i podsunął Uli niewielki kartonik z danymi kontaktowymi. 
- Oczywiście panie Krzysztofie, zaraz po powrocie do firmy wyślę zaproszenie. Nie rozumiem dlaczego robimy to w tajemnicy przed Markiem. Nie czuję się z tym dobrze - rzekła. 
- Jak znam swojego syna, to zaraz zaczął by wyszukiwać tysiące powodów aby nie zapraszaj tej pani. A jednym z powodów jest nieznajomość języka - wyjaśnił mężczyzna. 

To co stworzył Pshemko goście przyjęli z wielkim entuzjazmem i nagrodziło ogromnymi brawami na stojąco. Mistrz niemalże unosił się kilka centymetrów nad ziemią, kiedy słyszał jak goście wołają Pshemko...Pshemko...
Ponownie na scenie pojawili się Marek z Ulą dziękując za przybycie i zapraszając zgromadzonych na bankiet. 
- Ula dlaczego mi nie powiedziałaś o zaproszeniu Krüger? - dopytywał junior Dobrzański swoją dziewczynę, kiedy już skończył udzielania wywiadów. 
- To był pomysł twojego taty. A on znając ciebie, chciał ci oszczędzić dodatkowego stresu - wyjaśniła. 
Marek wyglądał jakby nieco wyciszył się po pokazie, ale nie do końca to było prawdą. Co zauważyła Ula. 
- Marek nie cieszysz się, że pokaz się udał? - pytała.
- Cieszę się kochanie - odparł.
- Ale - nie dawała za wygraną i drążyła temat.
- Pokaz to jedno, a to co nastąpi "po" dopiero wówczas będzie wiadomo czy wychodzimy na prostą. A ta Niemka nie koniecznie może nam w tym pomóc - Ula nie do końca rozumiała co miał na myśli wymawiając ostatnie zdanie. 
- Co masz na myśli? 
- Ula ta kobieta jest największym krytykiem modowym w Europie jeśli nie na świecie. Wielu potencjalnych kontrahentów kieruje się jej opiniami. I gdy tylko napisze coś co jej się może nie spodobać to już po nas - tłumaczył. 
- Nie możesz wiecznie mieć takich czarnych myśli - uspakajała Cieplak - z tego co widziałam po jej minie jak się żegnała to raczej cała kolekcja zrobiła na niej ogromne wrażenie - kontynuowała. 
Pierwsze dwa może i trzy dni po pokazie nie zwiastowały aby cokolwiek miało się ruszyć. A co bardzo zaczęło irytować Marka. 
- Przestań mi wreszcie powtarzać, że będzie dobrze - podniesionym głosem odpowiedział swojej dziewczynie. Ula odwróciła się i ze łzami w oczach wyszła z jego gabinetu. Nie wyłączając komputera, porwała tylko swoją torebkę oraz płaszcz i wyszła z firmy. Za nim Marek zrozumiał, że postąpił podle wobec Uli jej już nie było. Kiedy ochłonął i zrozumiał swoje postępowanie chciał ją przeprosić, wyszedł z gabinetu i jedynie co ujrzał to palący się monitor. W pierwszej chwili pomyślał, że może wyszła do toalety albo do socjalnego lecz zauważył brak płaszcza na wieszaku i jej torebki w mig zrozumiał co i jak. Ponownie wszedł do biura, chwycił za telefon i wybrał tak dobrze znany mu numer. Wybiera kilka razy pod rząd, ale jedyne co słyszał to pocztę głosową. Coraz bardziej zaczynał się o nią niepokoić, było już dość późno i dodatkowo ciemno. Już miał dzwonić do jej rodziny kiedy przyszedł Olszański. 
- Cześć stary, coś ty taki jakiś dziwny? 
- Pokłóciłem się z Ulą. A raczej nie potrzebnie na nią nakrzyczałem i ona wyszła z firmy. Próbuję się do niej dodzwonić lecz nie odbiera. Bardzo się niepokoję. Chyba zadzwonię albo pojadę do Rysiowa - mówił.
- Co takiego zrobiła, abyś musiał krzyczeć? - dopytywał kadrowy chcąc w ten sposób zrozumieć zachowanie dziewczyny. 
- Wiesz jak bardzo się denerwuję, do tej pory nie podpisaliśmy jeszcze ani jednej umowy - przyjaciel pokiwał głową i pozwolił Dobrzańskiemu dokończyć - Ula próbowała mnie pocieszyć i uspokoić, a ja jak ten kretyn na nią naskoczyłem. 
- Ty naprawdę jesteś kretynem. Doskonale wiesz, że jeszcze nigdy tak nie było aby zaraz po pokazie kolekcji ktoś się odezwał. Nie sądzę aby dobrym pomysłem było jechanie do niej do domu. Jedynie co możesz to próbuj dzwonić. Dodatkowo jeśli jej tam nie ma to możesz tylko wystraszyć ich - mówił Sebastian. 
- Wiesz co, a może ty byś zadzwonił do niej. Może od ciebie odbierze albo do jej domu - próbował namówić przyjaciela. Ten po chwili namysłu postanowił tak zrobić. Ula nie odebrała nawet telefonu od Sebastiana, natomiast rozmowa z rodziną również nie przyniosła pozytywnej odpowiedzi. Olszański rozmawiając z Józefem Cieplakiem przedstawił się jako przedstawiciel jakiegoś towarzystwa ubezpieczeniowego, który ma do przekazanie jakieś informacje pani Urszuli Cieplak. Starszy mężczyzna niczego nie podejrzewając poinformował iż córki nie ma jeszcze w domu. 
- Zastanów się, gdzie mogła pójść - zasugerował Olszański.
- Chyba wiem - rzekł prezes, chwycił kurtkę oraz teczkę i pognał do swojego samochód, zostawiając przyjaciela na środku pokoju. 
Niespełna dwadzieścia minut później parkował swojego Lexusa nad Wisłą w pobliżu miejsca, które kiedyś jej pokazywał. Podczas przygotowań często tam oboje jeździli aby wyciszyć i uspokoić tę gonitwę myśli. Wysiadł z auta i niemalże biegiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku. W pewnym momencie zauważył w pewnej odległości od siebie postać kobiety. Wiedział, że to ona. Zwolnił nieco aby jej nie wystraszyć. 
- Ula - wyszeptał - martwiłem się o ciebie - mówił, ale ona nie reagowała. Chwyciwszy jej twarz w swoje ręce uniósł ją tak aby spojrzała na niego. Widok jak ujrzał przeraził go, chociaż wiedział z czyjej to winy - kochanie proszę cię odezwij się, powiedz cokolwiek - mówił lecz ta nie zamierzała się odzywać. Wyswobodziła się z jego uścisku i udała w kierunku najbliższego przystanku, mając nadzieję na szybki przyjazd jej autobusu. Jednak pech chciał, że najwcześniej będzie miała kolejny transport za ponad godzinę. 
- Chodź odwiozę cię do domu - zaproponował. Cieplak zgodziła się jednak nie zamierzała z nim rozmawiać. Będąc już na miejscu chciał się pożegnać z nią pocałunkiem jednak ona nie miała takiej ochoty. Wysiadła jeszcze za nim on to zrobił i niemalże natychmiast zniknęła mu z oczu. Postał jeszcze chwilę, wysłał widomość z życzeniami spokojnej nocy i odjechał. Był wściekły na siebie samego. 
Nawet nie rozmawiał z rodzicami po powrocie tylko wziął szybki prysznic i zamknął w swoim pokoju. Z teczki wyjął butelkę whisky otworzył, nalał do szklaneczki i wypił prawie że jednym tchem jej zawartość. Już miał nalać kolejny raz, ale przyszło opamiętanie. 
- Dobrzański musisz zrobić wszystko aby ci wybaczyła, a ty zamierzasz się uchlać. Jesteś istnym kretynem, debilem - wyzywał sam siebie. 
CDN...