poniedziałek, 21 listopada 2022

POWROTY część XIV

 Czas płynął. Marek wrócił do pracy. Szwalnie ruszyły z szyciem dla kolejnych kontrahentów. Jeszcze oczywiście nie było wpływów do firmowej kasy, ale było widać po Dobrzańskim, że zaczyna być nieco lepiej. Dodatkowo wsparcie ze strony rodziców, dziewczyny oraz przyjaciela dodaje mu otuchy. Najbardziej cieszy go wsparcie ze strony Uli.
- Dziękuję wam bardzo, że mnie wspieracie w tym wszystkim - mówił do swoich rodziców jednego wieczoru siedząc wspólnie na patio. 
- Nie musisz nam synu dziękować. Prawdą jest, że gdybyś nie wrócił to nic by nie pozostało już z firmy. Twoje zaangażowanie w ratowanie tego kolosa na glinianych nogach jest godne podziwu - mówił ojciec. 
- Wszystko to racja. Ale wsparcie najbliższych pozwala przeć do przodu. Również obecność Uli przy mnie jest nieoceniona. Kiedy tak na nią naskoczyłem a ona po tym nie chciała ze mną rozmawiać, nasze relacje sprowadziła do stopnia służbowego dotarło jakim jestem dupkiem. Na moje szczęście wybaczyła mi tę moją głupotę. Ona zawsze do wszystkiego podchodzi spokojnie, z wielkim opanowaniem - mówił. 
- Ta dziewczyna to skarb. Piękna, skromna, inteligentna a do tego mądra i rozsądna - usłyszał z ust matki. 
- Masz rację mamo. Kiedy tylko skończy się ten cały kocioł z Febo chcę się jej oświadczyć. 
- To wyśmienity pomysł synu - poparli go oboje seniorzy. Ucieszyli się, że ich syn myśli o ustatkowaniu się. A słysząc dodatkowo kto jest wybranką jego serca byli wniebowzięci. 
- A wybrałeś już jakiś pierścionek? - zapytała Helena. Marek przecząco pokręcił głową i odpowiedział. 
- Miałem zamiar wybrać się do jubilera w tym tygodniu. 
- Helenko czy myślisz o tym samym co ja? - padło z ust seniora. Pani Dobrzańska nie odpowiedziała lecz wstała i zniknęła na kilka minut w domu. 
- Spójrz Marek - odezwała się do syna po kilku minutach podając ozdobne pudełeczko, obszyte czerwonym materiałem. Młody Dobrzański otworzył je, a w środku ujrzał przepiękny pierścionek z niewielkim kamieniem. 
- Cudowny - zdołał z siebie wydusić. 
- To jest pamiątka po mojej mamie - rzekł Krzysztof - pamiętam jak zawsze powtarzała, że ten pierścionek dostanie jej wnuczka. Ale nie doczekała się wnuczki u żadnego z nas. Wuj Paweł przecież też ma dwóch synów. Wówczas babcia w swoim testamencie zaznaczyła, że ten konkretny pierścionek ma trafić do wybranki najstarszego z wnuków, więc do twojej wybranki synu - wyjaśnił mu ojciec. 
- Na pewno spodoba się Uli - odparł, w duchu dziękując swojej zmarłej babce za taki piękny spadek - schowaj go mamo. Chcę aby ten wyjątkowy dzień odbył się już po rozprawie. Myślałem aby na sobotę zaprosić Ulę wraz z rodziną do nas i wówczas podczas tego spotkania oświadczyć się. Pomyślałem też, że moglibyśmy my pojechać do Rysiowa - mówił junior. 
- Wiesz synu myślę, że dobrym pomysłem byłoby gdybyśmy my pojechali do nich - zasugerował senior. 
- Tata ma rację synku - poparła Helena swojego męża. 

Wreszcie nadszedł dzień rozprawy. Stali przed salą, w której miała odbyć się rozprawa w pewnym momencie ujrzeli prowadzących przez policjantów Febo. 
- Spójrz Krzysiu jak oni wyglądają - wyszeptała Helena do stojącego obok męża. W jej głosie można było wyczuć coś w rodzaju troski. 
- Mamo nie warto się nimi przejmować - rzekł Marek. 
Po chwili usłyszeli wezwanie na salę i  zaczęła się rozprawa. W pierwszej kolejności przesłuchiwano Aleksa. Jemu postawiono najwięcej zarzutów. Prokurator wraz z adwokatem Dobrzańskich mieli na tyle mocne dowody przeciwko przeciw Aleksowi, że jego obrońca niewiele mógł zrobić. Na żadne z zadanych pytań odpowiadał milczeniem. Następnie przesłuchiwano Paulinę, ta również milczała. Na koniec sędzia zwrócił się do rodziny Dobrzańskich. 
- Czy państwo mają jakieś pytania do oskarżonych? - początkowo milczeli całą trójką aż w końcu wstała Helena i zadała tylko jedno krótkie pytanie. 
- Co myśmy wam zrobili? - już wszyscy zgromadzeni na sali myśleli, że ta dwójka nadal będzie milczeć. Jednak tym razem odezwała się Paulina. 
- Wy mieliście wszystko a my nic. Po śmierci rodziców zostaliśmy bez niczego. Marek dostał połowę udziałów a my po jednej czwartej. A każde z nas ma swoje potrzeby - mówiła a Marek tylko kręcił z niedowierzaniem głową. Krzysztof również był w szoku po tym co usłyszał dotychczas. Helena natomiast zalewała się łzami na te oskarżenia. Aleks również tak jak jego siostra uważał się za pokrzywdzonego. Dodatkowo dodał.
- To mnie należało się stanowisko prezesa. Ten wasz synuś to wielki nieudacznik - przykro było im słuchać tego wszystkiego. I kiedy Febo przerwał na chwilę, tak jakby próbował szukać kolejnych powodów swojego zachowania odezwał się główny sędzia. 
- Dziękuję oskarżonemu. Ogłaszam półgodzinną przerwę, po której zostanie ogłoszony wyrok. 
Wyszli na korytarz. 
- Może chodźmy na kawę. Widziałem tu w pobliżu kawiarnię - zaproponował Marek. Rodzice nie mieli nic przeciwko. 
Marek wraz z Heleną zamówili po kawie a Krzysztof herbatę. Siedzieli w milczeniu, każde z osobna próbowało zrozumieć postępowanie obojga Febo. Jednak trudno im było to pojąć. A słowa Pauliny i Aleksa wręcz paliły, raniły jak dobrze naostrzony nóż. 
- Tato dobrze się czujesz? - zapytał w pewnym momencie Marek - może zostaniesz tu i poczekasz na nas. Powiemy ci jaki zapadł wyrok. 
- Owszem nie czuję się zbyt dobrze, ale chce być przy odczytaniu wyroku. Dam radę - mówił Krzysztof. 
- A ty mamo? 
- Ja również synku dam radę. 
- W takim razie chodźmy, już czas - rzekł zerkając na zegarek. 
Ponownie siedzieli na swoich miejscach w sali rozpraw i czekali aż wejdzie skład sędziowski i ogłosi wyrok. Wreszcie nastał ten moment. 
- W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej Sąd Najwyższy w składzie...ogłasza wyrok skazujący Aleksandra Febo na karę dziesięciu lat pozbawienia wolności oraz na zapłatę odszkodowania w kwocie sześciu milionów złotych za działanie na niekorzyść firmy oraz sprzedaż swojej części udziałów obcemu inwestorowi bez zgody innych członków zarządu i podrobienie ich podpisów. 
Paulinę Febo skazuję na sześć lat pozbawienia wolności oraz wypłatę odszkodowania w kwocie trzech milionów złotych za sprzedaż swojej części udziałów obcemu inwestorowi bez zgody pozostałych udziałowców. 
Oba odszkodowania mają zostać wpłacone na konto firmy Febo&Dobrzański w ciągu trzydziestu dni od ogłoszenia wyroku. 
Wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji.
Sprawę uznaję za zakończoną. 
Wreszcie mogli odetchnąć i zająć się tym co najważniejsze czyli całkowitego uratowania firmy. Ale i zajęcia się sprawami prywatnymi. 
- Zastanawiam się skąd oni wezmą takie kwoty? - odezwała się Helena kiedy wracali z sądu. 
- Zostanie zlicytowany ich majątek jaki posiadają tu w kraju oraz we Włoszech. Z tego co mi wiadomo to na dzień dzisiejszy wszystko zostało wycenione na znacznie więcej niż mają zasądzone. Więc po wyjściu z więzienia będą mieli z czego zacząć żyć - wyjaśnił im Marek - odwiozę wam do domu a sam muszę jeszcze jechać do firmy. Na dzisiaj mam jeszcze umówione spotkanie, którego nie mogłem przełożyć. 

W firmie czekali na niego nie tylko Ula i Sebastian, ale i inni pracownicy ciekawi jaki zapadł wyrok. Kiedy usłyszeli zapanowała ogólna radość. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że teraz wreszcie zapanuje w firmie spokój. 
Siedział z Ulą w swoim gabinecie i jeszcze sprawdzali dokumenty jakie potrzebowali na spotkanie, czekając na przyjście potencjalnego kontrahenta. To spotkanie jak i inne zakończyło się podpisaniem bardzo korzystnej umowy. 
Tego dnia Marek odwoził Ulę do domu, ale najpierw byli jeszcze na kolacji w nowo otwartej restauracji. 
- Ula pomyślałem sobie, że skoro całe to zawirowanie z Febo mamy już za sobą to może pora na zapoznanie naszych rodzin - rzekł młody Dobrzański podczas drogi do Rysiowa. 
- To dobry pomysł. A gdzie byś chciał urządzić takie zapoznanie? - dopytywała Cieplak. 
- Może u moich rodziców - zaproponował. Wiedział, że musi tak poprowadzić rozmowę aby to Ula wyszła z propozycją takiego spotkania w Rysiowie. 
- A może przyjechałbyś wraz z rodzicami do mnie - rzekła. 
- Ja się dostosuję. Może być w Rysiowie, powiedz tylko kiedy moglibyśmy to zorganizować. Jeśli będziesz potrzebować jakiejkolwiek pomocy ja ci pomogę we wszystkim. 
- Może na przyszłą sobotę - zasugerowała. Marek zgodził się a po powrocie do domu oznajmił rodzicom o umówionym spotkaniu. 

Pod dom z numerem ósmym podjechał Marek wraz z rodzicami.  Cieszył się z tego spotkania, ale jednocześnie bał. Niby wiedział, że Ula go kocha, ale nie miał pewności co mu odpowie. Ten niepokój wyczuł jego ojciec.
- Synu nie denerwuj się tak. Jestem pewny, że Ula ci nie odmówi - próbował go uspokoić. 
- Łatwo powiedzieć. W końcu człowiek nie codziennie się oświadcza - mówił junior.
Kilka chwil później już w drzwiach witała ich Ula zapraszając do środka i przedstawiając swoją rodzinę rodzicom Marka. 
W pewnym momencie Marek zniknął na kilka minut aby nagle wraz z bukietem czerwonych róż, gdzie jedna z nich była sztuczna, uklęknąć przed niczego nieświadomą Ulą. 
- Ula - zaczął - na początku proszę cię o wybaczenie, bo nie umiem przemawiać - rzekł jeszcze za nim przeszedł do tego co najważniejsze - w obecności naszych najbliższych chciałbym wręczyć ci ten bukiet pięknych róż i obiecać, że będę cię kochać tak długo aż nie zwiędnie ostatnia z róż. A jednocześnie prosić abyś została moją żoną. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - Ula stała jak zamurowana. W końcu dotarł sens słów wypowiadanych przez Marka. Spojrzała na niego i z ogromnym wzruszeniem odparła. 
- Zostanę twoją żoną, bo kocham cię najmocniej na świcie - kiedy tylko usłyszał zgodę wsunął na jej palec pierścionek. A zaraz po tym popłynęły gratulacje z obu stron. 

Trzy tygodnie po rozprawie na konto firmowe wreszcie wpłynęła cała kwota odszkodowania jaką mieli zasądzoną oboje Febo. Marek mógł podnieść ludziom pensję do wysokości jaką mieli wcześniej. Również zaczęły spływać pierwsze pieniądze ze sprzedaży. Dwa miesiące po zaręczynach Ula zamieszkała wraz z Markiem. Chociaż raczej to Marek zamieszkał w Rysiowie. Ślub miał się odbyć w grudniu w Święta Bożego Narodzenia. Przygotowania trwały w najlepsze, stroje szył im Pshemko. 
Marek dla Uli szykował prezent, który miała dostać w dniu ślubu. 
Wreszcie nadszedł ten wyjątkowy dzień. W niewielkim Rysiowskim kościółki zebrali się wszyscy zaproszeni, ale i nie tylko. Kiedy ksiądz wymówił słowa.
- Jeśli ktoś zna powód aby ten związek nie został zawarty niech powie to teraz albo zachowa to dla siebie - w tym momencie usłyszeli męski głos. 
- Ona jest moja - odwrócili się w kierunku skąd dobiegał głos i ujrzeli Piotra Sosnowskiego. 
- Proszę kontynuować - usłyszeli i zobaczyli jak znajomy Uli Bartek Dąbrowski wyprowadza na zewnątrz Sosnowskiego. 
Wreszcie ksiądz mógł ogłosić ich mężem i żoną. Wyszli na zewnątrz i przy wejściu do świątyni przyjmowali życzenia. 
Jednym  z ostatnich był Bartek.
- Spokojnie Ula on już wam nie będzie przeszkadzał. Ani ten pożal się Boże doktorek ani Maciuś. Oboje przyjechali, ale doktorek dodatkowo był pijany. Zadzwoniłem po odpowiednie służby i już się nim zajęli - mówił kiedy skończył składać im życzenia. 
- Dziękujemy ci - odpowiedzieli mu. 
Kiedy byli już na sali i skończyli mówić ich ojcowie wstał Marek. 
- Kochani najpierw bardzo chciałem podziękować wam wszystkim za przybycie oraz naszym rodzicom. Ale ja mam jeszcze prezent dla mojej ukochanej żony - mówił i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął komplet kluczy i zaczął mówić.
- Kochanie to jest mój prezent dla ciebie. To są klucze do naszego domu. Domu, który znajduje się niedaleko twojego domu - Ula ze wzruszenia zalała się łzami i rzuciła mężowi na szyję.
- Dziękuję ci kochanie - wyszeptała mu do ucha.

Dwa lata później mogli powiedzieć, że udało się im wyjść na prostą. Firma ponownie zaczęła przynosić ogromne zyski, ludzie wręcz uwielbiali swojego prezesa. 
W tym czasie doczekali się syna, który był podobny do ojca jak dwie krople wody. A gdy mały skończył roczek Ula miała dla swojego męża niespodziankę. 
- Marek będziemy mieli kolejne dziecko - rzekła kiedy leżeli w sypialni. 
Dobrzański nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.  I tak siedem miesięcy później na świecie przywitali drugiego syna. 
Życie wreszcie wkroczyło na właściwe tory, a oni starali się aby już tak pozostało. 
KONIEC.

7 komentarzy:

  1. Wszyscy dostali na co zasłuży a szczególności Fabio a pan Piotr i Maciej to mieli tupet tak wtargnięć do kościoła i krzyczeć głośno pozdrawiam aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko według zasług. Sosnowski to zwykły cham i prostak.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek wieczorem.
      Julita

      Usuń
  2. Amen🤗💓💓👏👏👏👏👏 Pozdrawiam serdecznie 😘 i czekam na coś nowego 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie się podobało.
      Jeszcze dzisiaj zabieram się za pisanie nowego.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz za wpisy pod każdym rozdziałem.
      Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek wieczorem.
      Julita

      Usuń
  3. Z tłmaczeń Febo w sądzie wynika, że oboje knuli, intrygowali i okradali firmę z dość niskich pobudek, bo kierowała nimi zwykła zazdrość. To takie podłe i takie bez klasy zwłaszcza w wydaniu Pauliny "kobiety z wielką klasą", bo wyszło na to, że cudzym kosztem chciała być "kobietą z wielką kasą." Najważniejsze jednak, że firma zaczęła się dźwigać, a odszkodowania od Febo wpłynęły w terminie. Najsłodszy fragment tej części, to oczywiście zaręczyny, spotkanie rodzin, ślub i dzieci. Jedyny zgrzyt stanowiło tu pojawienie się pijnego Sosnowskiego, ale Bartek czuwał. Bardzo mile zaskoczył mnie w tym opowiadaniu. Czekam teraz na następne.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi klawiatura szwankuje, bo miało być oczywiście "tłumaczeń". Z "n" też mam kłopoty. Najwyraźniej sprzęt domaga się liftingu.
      Uściski. :)

      Usuń
  4. Febo nie znają pokory ani wdzięczności za lata jakie Dobrzańscy poświęcili na wychowanie tej dwójki.
    Chciałam pokazać, że taki Bartek też może być przyzwoitym facetem.
    Za to Sosnowski to zwykła kreatura i prymityw.
    Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz za wpisy pod każdym rozdziałem.
    Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek wieczorem.
    Julita

    OdpowiedzUsuń