piątek, 30 października 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część IV

Obaj siedzieli na krzesłach przed salą operacyjną i oczekiwali wiadomości o Paulinie. W międzyczasie dojechali seniorzy Dobrzańscy. 

- Marek co z Pauliną, co z dzieckiem? - dopytywali się.

- Nic jeszcze nie wiadomo. Cały czas razem z Aleksem czekamy aż ktoś wyjdzie i nam powie cokolwiek. 

- Nie martw się synku wszystko będzie dobrze - próbowała go pocieszać matka. 

Minęło jeszcze jakieś może pół godziny a może i nie. Siedząc na szpitalnym korytarzu ma się wrażenie jakby czas rządził się swoim własnym prawem. Wreszcie ujrzeli jakiegoś lekarza. Marek rozpoznał go, to ten sam, który rozmawiał z nim zaraz po przybyciu. 

- Co z nimi - zapytał Marek. Lekarz spojrzał na zgromadzone wokół siebie osoby wziął głęboki oddech i rzekł.

- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się uratować ani pani Febo ani dziecka. Czy wszystko w porządku - zwrócił się medyk do seniora Dobrzańskiego widząc jak mężczyzna łapie się za klatkę piersiową i ma problem z oddechem. 

- Mąż ma problemy z sercem - odezwała się za męża Helena. Lekarz nie zastanawiając się zawołał pielęgniarkę z wózkiem i przewiózł seniora Dobrzańskiego na badanie.  Pozostali byli w szoku, wyglądali tak jakby dostali czymś ciężkim w głowę. Każde z nich przeżywało to w inny sposób, ale i nie potrafili uwierzyć w to co się stało. Sam wypadek nie wyglądał na bardzo groźny. Lekarz wrócił, po tym jak przewiózł Krzysztofa na kardiologię. 

- Panie doktorze jak to możliwe, co się stało? - pytał Marek.

- Z powodu wypadku doszło do odklejenia się łożyska. Dodatkowo badanie KTG  wskazywało, że serce dziecka nie bije. Musieliśmy wykonać cesarskie cięcie, przykro mi lecz dziecko było już martwe. Podczas zabiegu doszło również do rozległego krwotoku, którego nie byliśmy wstanie opanować co przyczyniło się do śmierci pani Febo - mówił lekarz. Całą trójką stali jak wmurowani i nie umieli zrozumieć jak to możliwe. 

- Jeszcze wczoraj do południa z nią rozmawiałem - wyszeptał Aleks jakimś dziwnym tonem. 

- Mamo idź sprawdzić co z tatą - odezwał się junior Dobrzański. Helena  skinęła głową na znak zgody lecz za nim odeszła usłyszała jeszcze - będę na was czekał przed szpitalem.

- Aleks może ty wiesz dlaczego Paula mnie okłamała co do godziny  przylotu? - zapytał, gdy tylko opuścili szpital. 

- To ty sam powinieneś wiedzieć, dlaczego moja siostra postąpiła tak jak postąpiła - wysyczał przez zęby Febo. 

- Co masz na myśli? - dopytywał Marek.

- Wiem tylko, że była umówiona z jakimś detektywem - odparł brat Pauliny. Marek zrozumiał, że ta miała w planach wynająć kogoś do obserwowania go. Nie mieściło mu się to w głowie. Przecież od kiedy ponownie byli ze sobą nie zdradzał jej. Lecz powodem tego, że jej nie zdradzał nie była miłość do niej samej. Od kiedy zrozumiał jak bardzo kocha swoją byłą asystentkę a teraz panią prezes nie był z żadną inną. Owszem zdawał sobie sprawę, że ta ciąża przekreśliła szanse na powrót do niego Uli. 

Stali przed wejściem do szpitala i czekali na Heleną i Krzysztofa. Minęło jakieś kilkanaście a może kilkadziesiąt minut jak ujrzeli idących seniorów. 

- To co chłopcy jedźmy do nas - odezwała się Helena.

- Dziękuję Ci bardzo Helenko za zaproszenie, ale muszę, chcę zostać sam. Poukładać sobie to wszystko - rzekł Febo i pożegnał się z całą rodziną Dobrzańskich. Marek zabrał swoich rodziców do samochodu i ruszyli w kierunku ich domu. 

Siedzieli w salonie w milczeniu i zadumie. Każde na swój sposób przetwarzało w swojej głowie te straszną wieść, a raczej wieści. Marek wyjął z kieszeni dzwoniący telefon to był Olszański odrzucił połączenie, a na wyświetlaczu widniał komunikat o dwóch nieodebranych połączeniach  od Uli. Wysłał jej tylko krótką wiadomość. 

- Ula nie mogę teraz rozmawiać. Przez kilka dni nie będzie mnie w pracy. Wszystko wyjaśnię jak wrócę. 


Ula nie odpisała na tę wiadomość. Ale miała jakieś dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Marek jeszcze nigdy nie pisał do niej  takich wiadomości. Jednak postanowiła nie zamartwiać się na przyszłość, ale będąc już samej w swoim dawnym pokoju mogła spokojnie zastanowić się nad tym wszystkim co ją do tej pory spotkało, o związku z Andrzejem. Ta noc była niczym innym jak bilansem zysków i strat. Kiedy wreszcie zmęczenie wzięło nad nią górę wiedziała z całą pewnością, że więcej jest w tym jej życiu strat niż zysków. Najważniejszą ze strat była oczywiście śmierć mamy, drugą w kolejności była utrata Marka. Z tym, że Dobrzańskiego mogła widywać, rozmawiać. I mimo iż uważała, że straciła miłość swojego życia to w zamian za to zyskała przyjaciela. Jaka szkoda, że tylko ona tak uważa. Nie potrafiła, a może nie chciała dopuścić do siebie takich faktów jak to, że junior Dobrzański ją kocha. Rano wstała z postanowieniem, że musi zakończyć ten związek z Andrzejem. Była o tym przekonana. 

- Wolę być już samą niż z kimś takim jak on - rozmyślała, siedząc przy kuchennym stole. 

- O czym tak rozmyślasz Ula? - wyrwał ją z tego ojciec.

- O niczym szczególnym. Tak sobie myślę - odpowiedziała mało przekonywująco. Józef tylko wzruszył ramionami i nie dopytywał więcej. Dobrze wiedział, że ona musi chcieć samej powiedzieć. 

Zjedli wspólnie śniadanie po czym Ula pożegnała się z nimi wszystkimi obiecując, że w niedługim czasie ich odwiedzi i udała się do pracy. 

Weszła do firmy i już od portierni miała wrażenie jakby coś złego się wydarzyło. Władek, ochroniarz będący na swoim stanowisku wydawał się jakiś przygnębiony, nie swój. Wjechała na piąte piętro i tam również wszyscy byli dziwni jak dla niej. W swoim sekretariacie zastała płaczącą Violettę.

- Dzień dobry Viola - rzekła i  dodała - co się stało?

- To ty nie wiesz?  - pytała panna Kubasińska. 

- O czym niby? 

- Wczoraj w wypadku zginęła Paulina - odparła. Ula zrobiła wielkie oczy i miała wrażenie jakby się przesłyszała. 

- Viola o czym ty mówisz. Nawet tak nie żartuj - odparła Cieplak.

- Ula nie żartuję. Owszem tak jak i ty nie przepadam, przepadałam - poprawiła się kobieta - ale nigdy nie żartowałabym z czegoś takiego - Ula słuchała tego co mówiła jej sekretarka i w końcu dotarło do niej dlaczego wczoraj Marek wysłał jej taką wiadomość. 

- Viola, a co z Markiem i dzieckiem? - mówiła - pytam, bo Marek wczoraj miał ją odebrać z lotniska - wyjaśniła.

- Dziecko - otarła łzę z policzka Violetta i dokończyła - też nie żyje. Markowi nic nie jest. Podobno Paula przyleciała wcześniej i jechała w taksówce - mówiła Kubasińska. To było dziwne, ale Ula postanowiła poczekać na powrót Marka i od niego samego dowiedzieć się wszystkiego. 

Marek do firmy nie przyjechał jedynie co to zadzwonił i poinformował, że przez kilka dni go nie będzie. O samej śmierci panny Febo poinformował jej brat. Ula chciała zaraz po pracy jechać do Marka, ale ten odmówił mówiąc, że jest u rodziców, bo jego ojciec źle się czuje. 

- Coś ty taka zamyślona - usłyszała nagle głos swojego chłopaka - stoję w tych drzwiach już dobrą chwilę a ty nawet nie zareagowałaś na to. 

- O Andrzej, przepraszam zamyśliłam się. Dzisiaj dotarły do firmy złe wiadomości - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Ten jednak nie zamierzał więcej wysłuchiwać tego co się tu dzieje, wszedł jej w słowo mówiąc.

- W takim razie zabieram cię stąd. 

- Ale... - chciała coś dodać.

- Nie ma żadnego "ale". W tej firmie zawsze coś złego się dzieje - Ula widząc, że nie ma sensu z nim dyskutować rzekła.

- Daj mi kilka minut. Muszę tylko uprzątnąć na biurku i możemy iść - skinął głową na tak i usiadł na kanapie. 

To co się stało, spowodowało, że Ula odłożyła w czasie rozmowę z Andrzejem na temat ich związku. Postanowiła, że zrobi to za kilka dni. Dokładniej mówiąc jak będzie już po pogrzebie Pauliny. Myślała, że przez te kilka dni jakoś uda się jej w spokoju przeczekać. Jakże była naiwna tak myśląc. Dzień w dzień Andrzej wyszukiwał powody do awantury, a ona znosiła to coraz trudniej. 

Trzy dni później miał się odbyć pogrzeb Pauliny, jak zawsze taka uroczystość jest bardzo przygnębiająca. Andrzej nie byłby sobą, gdyby nie zrobił jej awantury z tym związanej.

- Mam nadzieję, że nie pójdziesz na ten pogrzeb - wrzeszczał.

- Właśnie, że pójdę przez szacunek do zmarłej oraz jej rodziny - odparła i wyszła. 

Cała uroczystość była bardzo przygnębiająca, ale trudno żeby było inaczej. Każdy z przybyłych na swój sposób przeżywał tę tragedię. Widać było, że najgorzej znoszą to Dobrzańscy seniorzy oraz junior a także Aleks. W ciągu tych kilku dni wiele razy wyrzucał Markowi, że to jego wina. 

- Gdybyś był jej wierny, gdybyś ją kochał tak jak na to zasługiwała dziś by żyła - mówił.

- A ty myślisz, że mnie jest łatwo? Przypominam ci, że straciłam przyszłą żonę oraz dziecko, więc nie rób ze mnie skończonego drania, który nie ma uczuć - odpowiedział mu Marek.

Po mszy miała w domu Dobrzańskich odbyć się stypa. Ula nie zamierzała tam iść. Podeszła do seniorów, Aleksa oraz Marka i złożyła szczere kondolencje. Miała odejść, gdy usłyszała cichą prośbę młodego Dobrzańskiego. 

- Ula proszę poczekaj na mnie jeśli możesz - ona skinęła głową na tak i oddaliła się. Opuściła cmentarz i stanęła na uboczu czekając jak Marek wyjdzie. Zastanawiała się co takiego on chce od niej. 

CDN...

środa, 21 października 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ?... część III

 Olszański usiadł po drugiej stronie stołu i spojrzał na Marka i wyglądał tak jakby zastanawiał się jakich ma użyć słów. 

- Seba co jest? - ponaglił przyjaciela Dobrzański.

- Byłem w bufecie i podsłuchałem pewną dziwną rozmowę - zaczął, ale Marek wszedł mu w słowo.

- Wiesz, że nie zajmuję się plotkami.

- Tak wiem, ale to coś innego. Dziewczyny mówiły o Uli. Rozmowę tę zaczęła Violetta, która widziała jakieś dziwne ślady na ręce Ulki. Wówczas odezwały się jeszcze Ala i Iza mówiąc, że podejrzewają tego całego Andrzeja o przemoc wobec Uli - mówił a mina Marka wyrażała szok i niedowierzanie. 

- Seba co ty mówisz? - dopytywał jakby chciał usłyszeć, że ten żartuje. 

- Mówię, że tam jest coś nie tak. Nie sądzę aby Violka miała aż tak bujną wyobraźnię - Marek wiedział, że musi coś zrobić, ale nie wiedział jeszcze co i jak. Był jedynie pewien, że musi w pierwszej kolejności porozmawiać z Ulą i dowiedzieć się jak najwięcej od niej samej. Sebastian pożegnał się z przyjacielem i wrócił do swojego gabinetu, ale i on nie zamierzał w tej sprawie siedzieć cicho. Chwycił za telefon i wybrał numer swojej sekretarki Alicji. Wiedział, że ta jest najbliżej Uli i z całą pewnością może wiedzieć więcej niż inni. Lecz rozmowa z przyjaciółką Uli niewiele dała, bo tak wiedziała tyle samo co inni. 

- Sebastian chciałabym ci pomóc, ale nie umiem. Ula za każdym razem mówi jedno i to samo. Tłumaczy się zmęczeniem, ale myślę iż to nie to. 

W czasie rozmowy kadrowego z sekretarką Marek udał się do Uli w głowie miał ułożone coś na wzór rozmowy z nią. Wiedział, że nie może od tak zadać pytania w stylu.

- Czy on cię bije?

Lecz po przekroczeniu progu jej gabinetu miał wrażenie jakby utracił pamięć, jakby mu ktoś zrobił reset. 

- Cześć Ula - zaczął - jak się czujesz? Mam nadzieję, że już lepiej. Ale nadal wyglądasz na osłabioną.

- Cześć - odpowiedziała - czuję się lepiej. Tylko jakoś głowa mnie boli może stąd ten mój wygląd. 

- To może powinnaś jeszcze posiedzieć w domu? 

- Dziękuję za troskę - odparła i po chwili dodała - to od ciśnienia - chciała jeszcze coś powiedzieć, gdy usłyszeli pukanie a po chwili w drzwiach ujrzeli Andrzeja. Ula niemalże pobladła na jego widok, co zauważył Marek. 

- Ula wszystko w porządku? - zapytał.

- Tak, to ten ból głowy - odparła, ale ten nie do końca jej uwierzył. Z powodu wizyty tego faceta nie mógł porozmawiać i dowiedzieć się czegokolwiek lecz postanowił bardziej przyjrzeć się zachowaniu Uli. 


Mijały kolejne dni, a w związku Uli niewiele się zmieniło. Andrzej wciąż zachowywał się tak samo. Późne powroty, awantury i rękoczyny. 

Ula wraz z Markiem siedziała w biurze i uzgadniali szczegóły pokazu, który miał się odbyć za dwa tygodnie. 

- Marek, a ty nie miałeś jechać po Paulinę na lotnisko? - zapytała nagle Ula.

- Zapomniałem - odparł i już się zbierał.

- Spokojnie jeszcze zdążysz - mówiła spokojnym głosem Ula. 

Marek wyszedł z firmy, wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku lotniska. Był już jakieś kilkaset metrów od lotniska, gdy mijał wypadek. Na lotnisku był, gdy wszyscy pasażerowie już wychodzili na halę przylotów. Wypatrywał matki swojego dziecka, ale jej nie było. W pewnym momencie usłyszał dźwięk telefonu, wyjął go z kieszeni i ujrzał jakiś nieznany numer. Nacisnął zieloną słuchawkę.

- Dzień dobry czy rozmawiam z panem Markiem Dobrzańskim? - usłyszał w słuchawce. 

- Tak to ja - odparł.

- Moje nazwisko to Adamkiewicz, Wiktor Adamkiewicz starszy aspirant. Dzwonię do pana w związku z wypadkiem jaki miał miejsce na ulicy Pawiej - mówił.

- A co ja mam z tym wspólnego? - pytał Dobrzański.

- W jednym z samochodów była pani Paulina Febo - usłyszał w odpowiedzi. 

- Czy z nią wszystko w porządku? Co z dzieckiem? - zaczął zadawać pytania.

- Pani Febo została przetransportowana do szpitala na Banacha - tyle usłyszał w odpowiedzi. Niemalże biegiem dopadł do auta i ruszył z piskiem opon w kierunku szpitala. Na miejscu był w kilka minut. Na miejscu najpierw dowiedział się, że ma czekać. Usiadł na jednym z wielu krzeseł, gdy poczuł się bezsilny. Nie wiedział co dalej, czy oni wyjdą z tego.  Wiedział, że powinien poinformować rodziców oraz Aleksa. W pierwszej kolejności postanowił zadzwonić do Aleksa. Ten przyjechał do szpitala w niedługim czasie.

- Jak to możliwe, że ona była w tej taksówce? Jak z nią rozmawiałem mówiła, że ją odbierzesz z lotniska? - dopytywał brat Pauliny. 

- Na lotniku byłem na czas. Dlatego jedynym wyjaśnieniem może być to, że przyleciała wcześniejszym lotem - odparł Marek.  

- Według moich informacji miała przylecieć tym lotem o godzinie jedenastej piętnaście - mówił Febo.

- To masz złe informacje. Jeszcze wczoraj pisała do mnie  przypominając mi, abym odebrał ją z lotniska o jedenastej trzydzieści - mówił jednocześnie sprawdzając treść wiadomości z dnia poprzedniego. Faktycznie miał rację. Zastanawiał się teraz po co Paulina podała mu tę godzinę, a rzeczywiście miała wykupiony bilet na wcześniejszy lot. W obecnej sytuacji nie pozostało nic innego jak czekać, aż będzie mógł spytać o to nią samą. 

Zadzwonił również do swoich rodziców, ale i do Uli. 

- Ula ja dzisiaj już nie wrócę do firmy, jestem w szpitalu.

- Co się stało? Miałeś wypadek? - zarzuciła go krótkimi pytaniami, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewała.

- Ja jestem cały. To Paula jest w szpitalu, miała wypadek jak jechała taksówką z lotniska - wyjaśniał.

- Jak to jechała taksówką? Nie zdążyłeś? - padły z jej ust kolejne pytania. 

- Byłem na czas, ale ona przyleciała wcześniejszym lotem - odparł - Ula porozmawiamy jutro w pracy - dodał, pożegnał się i rozłączył.

Ula była w szoku, zastanawiała się co teraz. Było jej żal Pauliny tak po ludzku. Posprzątała na biurku, spakowała się i opuściła firmę. Wyszła na zewnątrz i zastanawiała się co ma ze sobą począć. Nie chciało jej się wracać do domu. Chociaż dom to dużo powiedziane to tylko cztery ściany. Ściany, które gdyby mogły mówić powiedziały by wiele o tym co się tu dzieje. Czuła, że dzisiejszy dzień może skończyć się kolejną awanturą. Szła przed siebie rozmyślając o Marku i Paulinie, o swoim związku a raczej o tych wszystkich dotychczasowych związkach. Nawet nie wiedziała kiedy a znalazła się na brzegu Wisły.  Usiadła na zwalonym pniu  i rozmyślała. 

- Co jest ze mną nie tak. Najpierw Bartek, który mnie oszukiwał, później Marek. A teraz Andrzej, ale ten jest najgorszy z nich wszystkich - te jej rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu, spojrzała na wyświetlacz to był ten ostatni z jej listy. Odebrała i po usłyszeniu pytania gdzie jest skłamała.

- Jadę do Rysiowa. Jasiek zadzwonił, że tato źle się czuje - mówiła - nie wiem czy dzisiaj wrócę. Dam znać jak będę na miejscu - dodała. Ten najwyraźniej uwierzył, bo usłyszała tylko w odpowiedzi.

- Ale nie zapomnij - rozłączył się, a ona poszła w kierunku przystanku autobusowego. Miała szczęście, do autobusu miała raptem kilka minut. 

Przywitała się ze wszystkimi mówiąc, że stęskniła się za nimi. Cieszyli się, że przyjechała, a mała Betti dopytywała na jak długo. 

- Zostanę do jutra kochanie - odpowiedziała siostrze. Do chłopaka wysłała wiadomość, że musi zostać do dnia następnego i z Rysiowa pojedzie do pracy. Dostała bardzo krótką wiadomość składającą się z dosłownie dwóch liter "Ok". Nawet się ucieszyła. Chociaż jeden wieczór i noc będzie miała spokojną. 

- Ula możemy porozmawiać? - pytał Cieplak. 

- Porozmawiamy tato, ale jak już dzieciaki pójdą spać. Teraz poczytam Beatce, a później zadzwonię jeszcze do Marka - odpowiedziała ojcu.  Domyślała się, że jej pojawienie się w rodzinnym domu będzie skutkowało rozmową z ojcem. Zastanawiała się tylko co ma mu powiedzieć. Powiedzieć prawdę, że Andrzej ją bije czy może skłamać? Obawiała się reakcji ojca, a raczej tego co może się wydarzyć jeśli ten się zdenerwuje. Cały czas miała na uwadze chore serce. 

Pomogła Jaśkowi w nauce, poczytała małej kilka bajek, a na koniec próbowała dodzwonić się do Marka lecz ten nie odbierał. Próbowała dwukrotnie, ale kiedy ten nie odbierał uznała, że widocznie nie może. Martwiła się o niego, ale w obecnej sytuacji uznała, że widocznie nie może teraz rozmawiać. Zeszła na dół i weszła do kuchni. Usiadła przy stole gdzie siedział Józef i czytał jakieś czasopismo, nalała sobie herbaty po czym się odezwała.

- To o czym chciałeś porozmawiać? 

- O tobie córcia. Od kiedy wyprowadziłaś się do Warszawy - nie chciał powiedzieć, że do niego - bardzo rzadko nas odwiedzasz. Czy u ciebie wszystko w porządku? 

- Przepraszam tatusiu, ale mamy w firmie tak dużo pracy, że czasami późno wracam nawet do domu - mówiła - wszystko wróci do normy jak tylko skończy się to całe zamieszanie z pokazem - dodała.

- A jak ci się układa z Andrzejem? - padło kolejne pytanie z ust ojca.

- Jest dobrze - odparła dość wymijająco, ale widząc minę ojca kontynuowała - Bywają dni, gdy się widzimy dopiero późnym wieczorem albo rano następnego dnia - postanowiła nie mówić ojcu o tym jak jest naprawdę. Nie chciała go denerwować. Józef wysłuchał co mówiła jego najstarsza córka, ale nie do końca jej wierzył. Mimo to nie zamierzał drążyć, doskonale wiedział, że Ula jeśli będzie gotowa to sama mu powie - a ty jak się czujesz? - zmieniła temat, co tylko upewniło pana Cieplaka, że nie jest tak jak powinno być. Pamiętał jak potrafiła mówić o Marku, o pracy z nim. A o Andrzeju unikała tematu.

- Wszystko jest dobrze. Wyniki są w porządku - odpowiedział. Ucieszyła się z tej wiadomości, chociaż jedna pozytywna rzecz w dniu dzisiejszym. 

Kładła się spać, gdy usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości.

- Ula jutro mnie nie będzie w firmie - odczytała wiadomość od Dobrzańskiego. Chciała odpisać, gdy przyszła kolejna  - porozmawiamy jak wrócę do pracy - to ostatnie zdanie zaniepokoiło ją, ale postanowiła nie dzwonić. 

CDN...

czwartek, 15 października 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część II

 Ula zastanawiała się co dalej, miała już dość tego związku. Andrzej stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Zaczął później wracać z pracy, a wówczas często wyczuwała od niego woń alkoholu.  

- Znowu piłeś - po tych słowach on zachowywał się jak oszalały. 

- Co ciebie może to obchodzić - wrzeszczał i nie raz leciała mu ręka w jej kierunku. Po takim wieczorze następnego dnia Ula szła do pracy z mocno przesadzonym makijażem albo brała dzień wolego. Jak właśnie dzisiaj. 

Andrzej kolejny raz wrócił pijany i chyba nawet pod wpływem jakiś narkotyków. Ula widząc w jakim jest stanie chłopak chciała wyjść z domu nim zacznie się awantura.

- Gdzie się wybierasz suko - usłyszała tuż przy uchu. Nie odpowiedziała - chyba o coś pytałem. Co wybierasz się do tego swojego prezesika? - wrzasnął jej do ucha. 

- Chciałam pójść do sklepu - próbowała jakoś się wymigać, gdy poczuła silne szarpnięcie i zaraz uderzenie w twarz. Skutkiem tego miała rozciętą wargę oraz łuk brwiowy i podbite oko. Andrzej zazwyczaj kolejnego dnia przychodził z bukietem kwiatów i niemalże na kolanach przeprasza, błagając o wybaczenie i obiecując poprawę. Z początku Ula wierzyła w te jego zapewnienia o zmianie. On zazwyczaj tłumaczył się, że miał ciężki dzień w pracy, a to, że szef go zdenerwował albo miał innego rodzaju wymówienia. Ona po takich dniach zazwyczaj chodziła przygaszona i mało z kim rozmawiała. Na pytanie przyjaciółek co się dzieje odpowiadała wymijająco, że jest najzwyczajniej zmęczona. Tylko jakoś nie wszystkie w to do końca wierzyły. Zwłaszcza Ala i Iza prawa ręka mistrza. 

- Wiesz co Alu myślę, że w związku Uli i tego jej Andrzejka coś jest nie tak - mówiła jednego razu krawcowa do Alicji. 

- Też to zauważyłam - rzekła Alicja - raz nawet próbowałam z nią porozmawiać o tym. Chciałam wyciągnąć ją po pracy na kawę, ale usłyszałam, że się spieszy - dodała kobieta. 

- Powinnyśmy coś zrobić - rzekła Izabela.

- Iza, ale co ty chcesz zrobić. Ona nic ci nie powie. Znasz ją i dobrze wiesz, że trudno cokolwiek z niej wyciągnąć - odparła Milewska. Iza tylko pokiwała głową na potwierdzenie słów starszej koleżanki. Ula nigdy nie była zbyt wylewna. Nie lubiła się zwierzać ze swojego życia komukolwiek. Lecz Iza nie zamierzała tak tego zostawić i choćby miała użyć jakiegoś podstępu to dowie się jak wygląda sprawa związku jej przyjaciółki i tego osiłka z siłowni. Tak właśnie nazywała go większość ludzi z F&D.  A zwłaszcza właśnie jej przyjaciółki. To one pierwsze zauważyły, że ten facet jest jakiś dziwny. Od kiedy Ula zaczęła się z nim spotykać miała coraz mniej czasu na spotkania z przyjaciółkami. Ich spotkania zazwyczaj wyglądały tak, że Ulka co kilka minut miała wiadomość od swojego chłopaka z pytaniem za ile będzie, gdzie jest albo wiadomość w formie wręcz komunikatu, że za kilka minut będzie po nią.  Mimo tego żadna z dziewczyn jak na razie nie komentowała tego na głos. Lecz widać było, że dziewczynom zaczyna się to nie podobać.

Ula wróciła do pracy nie następnego dnia lecz po dwóch tygodniach. Kolejny raz Andrzej ją pobił. W pracy powiedziała, że złapała ją grypa. Kiedy to koleżanki, ale i Marek chcieli ją odwiedzić to wymigała się złym stanem. Żadne z nich nie naciskało. Marek na ten czas przejął obowiązki Uli. W ten sposób chociaż na jakiś czas mógł oderwać swoje myśli od Pauliny i jej wiecznego narzekania. Ta mimo przebywania nadal we Włoszech potrafiła w ciągu dosłownie pierwszej minuty rozmowy przez telefon popsuć mu humor. Czasami miał wrażenie, że jej to sprawia przyjemność. A jej ulubionym tematem była rzecz jasna Ula. Najczęściej swoją rozmowę z Markiem zaczynała.

- Jak tam twoja brzydulka? Jeszcze nie wróciła do ciebie? A no tak, przecież, która teraz cię zechce - tymi słowami potrafiła dobitnie zepsuć mu dzień. Ona doskonale wiedziała, że młody Dobrzański wciąż kocha Cieplak. A mimo to nie przeszkadzało jej to w dążeniu do ślubu. Sam Marek miał od jakiegoś czasu podejrzenia, że ta ciąża to taka zemsta oraz pokazanie Uli kto jest górą. On sam doskonale wiedział, że droga do panny Cieplak jest już zamknięta. Bywały momenty, gdy bardzo żałował, że nie posłuchał Olszańskiego jak ten mówił.

- Spróbuj z nią porozmawiać. Wyjaśnij wszystko na spokojnie. To jest Ulka, a nie jakaś tam modelica i tylko szczera rozmowa może coś zmienić - mówił mu przyjaciel.

- Seba nie znasz Uli. Ona czuje się bardzo zraniona i wcale mnie to nie dziwi. Bardzo ją zraniłem i teraz nie mam szans na wytłumaczenie. 

- Może jednak powinieneś spróbować... 

- Stary ja wiem, że to nic nie da. Ona na każdą taką próbę rozmowy o nas reaguje alergicznie. A ja nie chcę zepsuć tego co jest teraz między nami - mówił Dobrzański. 

 

Po każdej rozmowie z Pauliną czuł się okropnie. Kila razy nawet chciał zadzwonić do Uli, aby pogadać. Lecz zaraz rezygnował.

- I co miałbym jej powiedzieć. Że nie układa mi się z Paulą - wyrzucał sobie. 

Pamięta dzień kiedy chciał rozstać się z Febo, ale ta go uprzedziła mówiąc o ciąży. W pewnym momencie dojrzał do decyzji, że woli być sam, bo żadna nie zastąpi mu Uli. Podejrzewał nawet, że Paulina celowa odstawiła tabletki, aby w ten sposób zatrzymać go przy sobie. Można było wiele mu zarzucić, ale nie to, że porzuci własne dziecko. A panna Febo doskonale wiedziała, że dzięki ciąży zatrzyma go przy sobie i będzie triumfować. Wszyscy wiedzieli jak bardzo nie cierpi Uli. Wiele razy dawała temu dowód.  

Po powrocie Uli do pracy Iza postanowiła spróbować porozmawiać z przyjaciółką i dowiedzieć się czy wszystko jest w porządku. W porze, gdy wszyscy mieli przerwę na lunch do gabinetu pani prezes ktoś zapukał. Ula zaprosiła gościa do środka, w drzwiach ujrzała swoją przyjaciółkę.

- Cześć Ulka masz chwilkę chciałam pogadać - rzekła krawcowa.

- Cześć. Jasne, że mam. W prawdzie miałam iść do bufetu, ale możemy też zostać tu - odparła panna Cieplak. Krawcowa weszła do środka zamykając za sobą drzwi i usiadła na fotelu stojącego obok kanapy. Przez chwilę w gabinecie panowała cisza, którą przerwała Ula.

- To o czym chciałaś rozmawiać? Czy coś się stało? - dopytywała Cieplak.

- Ula... - zaczęła Iza, ale próbowała dobrać słowa tak aby nie urazić przyjaciółki - czy u Ciebie, to znaczy u was wszystko w porządku? - Ula patrzyła na przyjaciółkę i nie bardzo wiedziała co ta ma na myśli albo nie chciała wiedzieć.

- A co masz dokładnie na myśli - dopytywała Ula.

- Nic konkretnego. Ale od jakiegoś czasu dziwnie się Ula zachowujesz.

- Dziwnie? To znaczy jak - mówiła Cieplak, a jej głos był jakiś dziwny. 

- Chodzisz przygaszona, często zamyślona. Unikasz spotkań - mówiła Iza.

- Iza chyba przesadzasz. Dobrze wiesz, że mamy dużo pracy, stąd to moje dziwne zachowanie - mówiła.  Lecz przyjaciółka nie do końca uwierzyła w jej słowa. Wiedziała jednak, że nie warto drążyć tematu, bo Ulka z całą pewnością nic nie powie. Po tej krótkiej wymianie zdań panie pożegnały się każda wróciła do swoich zajęć. Ale Iza nie zamierzała odpuścić. Postanowiła coś z tym zrobić i w tym celu umówiła się z Maćkiem na mieście następnego dnia. Lecz nawet to spotkanie niewiele przyniosło odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Jednak miało w najbliższym czasie nastąpić coś co rzuci więcej światła na to wszystko. 

Od tej rozmowy minęło kolejne kilka dni, ale w związku Uli i Andrzeja nic się nie zmieniło. Był czwartkowy wieczór Ula czekała z kolacją na swojego chłopaka lecz ten się kolejny raz spóźniał. Było grubo po północy, gdy usłyszała zgrzyt klucza w drzwiach a chwilę później jakiś rumor w przedpokoju. Wstała z łóżka i wyszła z sypialni aby sprawdzić co się dzieje. Wówczas ujrzała swojego chłopaka kompletnie pijanego, który coś mruczał pod nosem a raczej mamrotał. W pewnym momencie ujrzał stojącą w drzwiach Ulę i wysyczał przez zęby.

- Co się gapisz suko - Ula nic nie odpowiedziała tylko cofnęła się do sypialni. Myślała, że będzie mieć spokój, ale pomyliła się. Minęło może kilkanaście minut, gdy ten wparował do pomieszczenia, gdzie była Ula i zaczął na nią najpierw wrzeszczeć a w końcu przeszedł do rękoczynów. Ta odepchnęła go i uciekła do łazienki. Andrzej przez jakiś czas jeszcze dobijał się do drzwi, ale najwyraźniej zmęczony i upojony alkoholem odpuścił. Ula następnego dnia poszła do pracy zmęczona i niewyspana. Weszła do swojego sekretariatu, gdy rzuciła jej się na szyje Violetta.

- Ałć  - usłyszała jej sekretarka.

- Przepraszam. Ale jestem taka podekscytowana - szczebiotała kobieta.

- Nic się nie stało. Tylko boli mnie ramię - odparła i próbując rozmasować ramię podwinęła rękaw, a oczom sekretarki ukazał się potężny siniak. 

- Ulka co to? - pytała 

- Nic takiego. Uderzyłam się - odpowiedziała i zniknęła w swoim gabinecie. 

Violetta nie była by sobą gdyby nie podzieliła się tym co widziała z innymi dziewczynami. 

- Powiedziała, że się uderzyła? - pytała z niedowierzaniem Iza. 

- No przecież mówię - usłyszały dziewczyny.  

Żadna z rozmówczyń nie uwierzyły w historię z uderzeniem, ale żadna nie powiedziała tego na głos. Całej tej rozmowie przysłuchiwał się Olszański, który siedział w kącie sali. Odczekał jak wszystkie rozejdą się do swoich zajęć by samemu udać się do konferencyjnej, gdzie powinien znajdować się Marek.

- Cześć stary, możemy pogadać? Mam coś ważnego - mówił Olszański.

- Cześć Seba. Wchodź i mówi co to takiego - odparł Dobrzański. 

CDN...