czwartek, 26 listopada 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część VIII

Czas mijał a Ula wydawała się być zadomowiona w domu Marka. Rano zazwyczaj wstawała przed nim i w ramach podziękowań jak mawiała robiła im śniadanie oraz drugie dla niego.

- Ula nie musisz – mawiał w takich razach Dobrzański.

-  Może i nie muszę, ale chcę. To w ramach podziękowań za to wszystko co dla mnie robisz – odpowiadała.

- W końcu jesteśmy przyjaciółmi – ostatnie słowo coraz trudniej przechodziło mu przez gardło - ty kiedy ja potrzebowałem wsparcia również mi pomogłaś, byłaś ze mną. Tak chyba wygląda przyjaźń? A może się mylę – ciągnął dalej, mając wielką chęć powiedzenia jej prawdy o swojej wielkiej miłości jaką do niej czuje. Lecz kolejny raz pohamował się. Chociaż słowo pohamował nie było adekwatne on znowu stchórzył. Już parę razy próbował jej powiedzieć jak bardzo kocha, a jednak za każdym razem wycofywał się z tego. W duchu sam siebie wyzywał.

- Dobrzański ty skończony idioto, kretynie ile jeszcze masz zamiar to przed nią ukrywać. Masz, miałeś już tak wiele możliwości.

On po takim śniadaniu wychodził do pracy a ona zostawała w tym wielkim domu sama. A każdy dzień niemalże wyglądał tak samo. Trochę krzątała się, szła na zakupy, a po powrocie szykowała obiad. W końcu nastał dzień kiedy kończyło się Uli zwolnienie. Był piątek  Marek wrócił do domu i w przedpokoju zauważył spakowaną walizkę.

- Ula? – zawołał, lecz odpowiedziała mu kompletna cisza. Widział co oznacza ten widok. Po chwili zauważył wychodzącą z pokoju kobietę swojego życia. Istotę, którą kochał bardziej niż własne życie, dla której był gotów zrobić dosłownie wszystko.

- O Marek, jesteś już – rzekła – przepraszam, nie usłyszałam jak wszedłeś. Zaraz podam obiad – mówiła.

- Ula co ta walizka robi na przedpokoju? – zapytał, mimo że wiedział jak głupie to było. Wiedział, że ona wyprowadzi się od niego jak tylko wyzdrowieje. Nagle przez myśl przeszło mu, że ona wróci do tego typa, nawet chcąc upewnić się co do tego zapytał – zamierzasz do niego wrócić, zamieszkać ponownie? – Ula spojrzała na niego i przeczącą pokręciła głową i rzekła.

- Nie zamierzam nawet z nim rozmawiać – Dobrzański wypuścił powietrze z płuc jak to usłyszał – jedynie któregoś dnia będę musiała tam   podjechać aby zabrać swoje rzeczy.

- To co chcesz ponownie zamieszkać w Rysiowie?

 - Tak. Dzieciaki się ucieszą a i tacie przyda się moja pomoc – mówiła, lecz młody Dobrzański miał wrażenie iż ton jej głosu jest jakiś dziwny. Czyżby nie chciała wracać do rodzinnego domu, a może to coś innego.

- Ula a nie lepiej było by gdybyś poszukała czegoś w Warszawie… - pytał lecz Ula weszła mu w słowo.

- Marek nie stać mnie na wynajem a o kupnie nawet nie wspomnę. Zaraz po pokazie oddam ci stanowisko, a samej będę musiała poszukać jakieś pracy – ona mówiła  a on nie wierzył w to co słyszy – mam do ciebie jeszcze tylko jedną prośbę, gdy zjesz i weźmiesz prysznic mógłbyś mnie odwieź do Rysiowa? – dodała.

- Jeśli tak postanowiłaś to oczywiście odwiozę cię – odparł.

 

W tym samym czasie, gdy ta dwójka przyjaciół a raczej Ula podejmowała jedną z ważniejszych jak jej się wydawało na ten moment decyzji pod siedzibą działo się coś dziwnego.

Na parkingu nieopodal firmy Febo&Dobrzański stało zaparkowane auto. Niby nic szczególnego, sam parking nie należał tylko do firmy lecz był ogólnie dostępny. Lecz coś dziwnego przykuło uwagę pana Władka ochroniarza pracującego w tym miejscu. Widział jak ktoś parkuje tym autem, ale nie wysiada. Z początku nie było to nic dziwnego, lecz ów mężczyzna siedział tam już jakiś czas. Mówiąc dokładniej to ten czas miał ponad godzinę.

- Wszystko w porządku? – zapytał ochroniarz po tym jak podszedł do samochodu i przez odsłonięte okno zapytał. Rozpoznał go i wiedział, że to nie ciekawy typ. I gdy ten odpowiedział.

- Tak. Czekam tylko na kogoś – nie wdawał się w dyskusję. Wrócił na swoje stanowisko i chwycił za telefon jednocześnie nie spuszczając wzroku z auta.

- Panie dyrektorze może pan zjechać na dół?

- …

- Myślę, że to bardzo ważna sprawa.

Pięć minut później Władek wskazał kierunek w którym stało zaparkowane auto.

- Nie zła bryka – odezwał się Olszański nie mając pojęcia o co chodzi.

- Auto może i jest fajne, ale nie o to chodzi.

- A o co?

- W jego środku siedzi ten chłopak od pani Urszuli.

- Panie Władku jest pan tego pewny? – ten tylko skinął głową potwierdzając swoje słowa i dodał.

- Wiele razy widziałem tego faceta. Dodatkowo pan Marek pokazywał mi jego zdjęcie i zabronił wpuszczać do firmy.

Olszański przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Wyjął w wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i wybrał w pierwszej kolejności numer na posterunek policji prosząc o interwencję i wyjaśnił w czym rzecz. Kolejny telefon był do Dobrzańskiego lecz ten nie odbierał więc postanowił wysłać mu wiadomość.

 

„ Marek pod firmą od dłuższego czasu przebywa ten typ od Ulki. Powiadomiłem policję.”

 

Wystukał te kilka słów i wysłał wciąż obserwując pojazd zaparkowany pod firmą jednocześnie oczekując przybycia funkcjonariuszy.

- Już są – odezwał się ochroniarz widząc podjeżdżający radiowóz. Sebastian również ich zauważył postanowił podejść i objaśnić dokładnie dlaczego ich wezwał, dodatkowo chciał usłyszeć co takiego ma do powiedzenia ten typ spod ciemnej gwiazdy.

- To ja do was dzwoniłem – mówił po przedstawieniu się Olszański.

- Proszę nam powiedzieć co tu się wydarzyło – mówił jeden z policjantów.

- Ten facet, ten pan – poprawił się Olszański – od dłuższego czas przesiaduje w tym samochodzie pod naszą firmą.

- To chyba nie jest zakazane – odparł wyniośle Andrzej.

- Ma pan rację  - usłyszeli wszyscy zgromadzeni.

- Fakt to nie, ale na tego tu – wskazał dłonią na Andrzeja i zaczął kontynuować – dwa tygodnie temu mój przyjaciel wraz ze wspólnym znajomym złożyli doniesienie na komendzie o pobiciu nijakiej pani Urszuli Cieplak. Ta pani oraz mój przyjaciel pracują w tej firmie. Mówiąc bardziej dokładnie ona jest pełniącą obowiązki prezesa, on to jeden z trzech właścicieli. A ten odgrażał się kilka razy, że popamiętają go oboje za to doniesienie. Dodatkowo najwyraźniej szuka Uli, która odeszła od niego i wyprowadziła się, ukrywając – policjanci wysłuchali Sebastiana po czym jeden z nich zwrócił się do drugiego z mężczyzn. A drugi odszedłszy kawałek od zgromadzonych sprawdzał te informacje w bazie.

- Czy to prawda? – ten widać było, że nie zamierza odpowiadać na jakiekolwiek pytania.

- Zabieramy pana ze sobą – usłyszeli drugiego z funkcjonariuszy. Andrzej zaczął stawiać opór, ale tylko do chwili gdy został skuty i umieszczony w radiowozie.

 

Marek zjadł przygotowany jak co dzień przez Ulę obiad. Jedynym wyjątkiem był jeden szczegół. Zawsze jadali wspólnie, lecz w czasie jak on jadł panna Cieplak kończyła dopakowywać swoje rzeczy. Następnie wziął dość szybki prysznic. Wyszedł z łazienki gotowy do drogi. Drogi, której wyjątkowo nie chciał pokonać. Ula siedziała w salonie przy stole była zamyślona, do tego stopnia, że nie usłyszała jak ten wyszedł.

- Królestwo za twoje myśli – wyszeptał aby jej nie wystraszyć.

- O niczym szczególnym. Tak sobie rozmyślam jak to teraz będzie. Od poniedziałku mam zamiar wrócić do pracy.

- Żałujesz, że się rozstałaś z nim? – spytał, ale sam nie wiedział dlaczego. Przecież to nie jego sprawa.

- Nie, nie żałuję, bo nie mam czego. A nie skłamałabym z tym żałowaniem. Jedynie czego mi żal to tego czasu jaki spędziłam z tym człowiekiem. Wiesz za pierwszym razem, gdy mnie pobił a później tak żarliwie przepraszał i obiecywał, że się zmieni, że to się już nie powtórzy uwierzyłam mu. Jaka ja byłam głupia i naiwna. A z czasem było coraz gorzej, a on nie panował nad tym i stawał bardziej agresywny. Agresywny i zaborczy. Do domu wracał pod wpływem alkoholu, a może i jakiś narkotyków – mówiła. Marek siedział słuchając tego wszystkiego, a w jego wnętrzu aż się gotowało. Był zły na tego typa, ale i na siebie samego. Obwiniał się za to, że swoim postępowaniem wepchnął ukochaną w ramiona tej bestii. W końcu postanowił się odważyć i zapytać.

- Ula - zawahał się, przesunął dłonią po głowie w charakterystyczny dla siebie sposób. Ula spojrzała na niego wzrokiem, który wydawało się, że zachęca do kontynuowania. Odważył się w końcu i dokończył  swoją myśl - Ula, a może zamieszkałabyś w mnie. Masz tu swój pokój, nikt ci nie będzie przeszkadzać. Do Rysiowa jeśli tylko będziesz chciała będę cię zawozić - Ula słuchała tego wszystkiego i nie wiedziała co ma odpowiedzieć. W końcu odezwała się.

- Marek daj mi proszę czas na zastanowienie się. Powiedzmy do poniedziałku. Dziś pojadę do Rysiowa i zostanę tam przez weekend - Marek zgodził się bez zastanowienia. W końcu nie powiedziała nie.  Odwiózł ją tak jak obiecał, ale nie chciał zostawać dłużej niż to konieczne. 

CDN...

środa, 18 listopada 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część VII

Wsiedli do samochodu wciąż rozmawiając a raczej wysłuchując jak Ula narzeka, że musi być na zwolnieniu.

- Ula nie marudź – usłyszała – odpoczniesz przez te dwa tygodnie, a ja wszystkim się zajmę – mówił młody Dobrzański.

- Marek wiesz dobrze, że jest dużo, a nawet powiedziałabym bardzo dużo pracy – mówiła.

- Marek ma rację, a skoro lekarz dał ci zwolnienie to nie masz innego wyjścia – odezwał się dotychczas milczący Maciek.

- Niech wam będzie – odparła, chociaż nie podobała jej się perspektywa siedzenia przez tyle czasu w domu – mam tylko prośbę do ciebie – zwróciła się do Maćka – możesz mnie odwieź do Rysiowa? Nie mam zamiaru wracać do niego – nawet nie wypowiedziała jego imienia.

- Ula, gdy byłaś na badaniach rozmawialiśmy z Markiem i pomyśleliśmy, że najlepiej będzie jak na ten czas zamieszkasz u niego  - mówił Szymczyk.

- Ale ja nie chcę robić problemu – zaczęła, lecz Dobrzański wszedł jej w słowo.

- To nie będzie żaden kłopot. Posłuchaj ten damski bokser z całą pewnością będzie cię szukał w Rysiowie. To po pierwsze a dwa jeśli tato zobaczy w takim stanie zacznie się dopytywać i martwić, a to jest mu zupełnie nie potrzebne – próbował wyjaśnić jej spokojnie.

Te słowa dały jej do myślenia i z każdą kolejną sekundą dochodziła do wniosku, że obaj jej przyjaciele mają rację w tym wszystkim. Domyślała się, że ten będzie jej szukał i z całą pewnością pojawi się w Rysiowie, ale i zapewne zjawi się w firmie. Wiedziała też, że jej pojawienie się w domu będzie powodem do zmartwień ze strony ojca. A tego szczególnie chciała uniknąć, aby go nie denerwować.

- Ale nawet jeśli mnie nie znajdzie w Rysiowie to pojawi się w firmie – rzekła.

- Ula w firmie poinformuję ochronę aby go nie wpuszczali – mówił Marek.

W pewnym momencie panna Cieplak zorientowała się, że nie jadą w kierunku Rysiowa ani tym bardziej domu Marka.

- Marek gdzie my jedziemy?

- Jeszcze musimy najpierw załatwić jedną rzecz. Mianowicie musisz złożyć doniesienie na tego typa na policji. Nie może mu to ujść płazem. Mogę się mylić, ale nie sądzę abyś była pierwszą, którą tak potraktował – mówił kiedy to już podjeżdżali na parking obok posterunku policji – jesteśmy na miejscu rzekł odwracając się w kierunku siedzącej z tylu Uli. Widząc jej minę kontynuował – Ula musisz to zrobić, aby ta gnida więcej nikogo nie skrzywdziła. On musi ponieść karę. My ci pomożemy, zawsze możesz na nas liczyć – słowa, które słyszała wywołały wilgoć w jej oczach.

Wysiedli z samochodu całą trójką i poszli zgłosić całą sprawę. Podeszli do lady recepcyjnej, wyjaśnili w jakiej sprawie się tu znaleźli i kilka minut później już rozmawiali jednym z policjantów. W głównej mierze mówiła Ula opowiadając o przebiegu wydarzeń tego dnia. Na koniec podała funkcjonariuszowi wynik obdukcji ze szpitala. Z chwilą jak skończyła odezwał się Dobrzański mówiąc, że takie sytuacje miały miejsce kilkakrotnie.

- Czy to prawda? – zapytał policjant. Ula tylko skinęła głową na potwierdzenie słów Marka. Ten zanotował to w dokumentach i obiecał zająć się tą sprawą niezwłocznie.

- Ulka dlaczego niczego nie mówiłaś wcześniej? – dopytywał Szymczyk po tym jak już wyszli z komisariatu.

- Nie denerwuj się Maciuś nie mówiłam nikomu – odpowiedziała i wsiadła do Marka samochodu.

- Jak długo to trwa? – drążył temat dalej, gdy tylko znaleźli się w domu Dobrzańskiego.

Ulka milczała jakby zastanawiała się co ma powiedzieć. Lecz widząc pytającą minę przyjaciół odparła.

- Wszystko zaczęło się kilka dni po tym jak zamieszkaliśmy razem. On za każdym razem później przepraszał i obiecywał się zmienić.

- Ula to te wszystkie twoje zwolnienia z pracy oraz ostatnie chorobowe było spowodowane pobiciem? – odezwał się Marek. Ula skinęła głową na tak. A w nim aż się zagotowało. Zastanawiał się, chociaż raczej można powiedzieć, że był zły sam na siebie. Jak mógł nie zauważyć tego, że coś złego się dzieje. Gdzie on ma oczy.

- Ja będę się zbierał – odezwał się Maciek – a my widzimy się jutro w firmie – zwrócił się jeszcze do Dobrzańskiego będąc już przy drzwiach.

- Jasne będę na ciebie czekał w gabinecie Uli – odpowiedział mu Marek. Wrócił do salonu, ale nie zastał w nim Uli. Po chwili usłyszał szum wody dochodzący z łazienki. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do jednego z pokoi by przygotować świeżą pościel. Wiedział, że to nie czas ani pora aby mogli spać wspólnie w jednym łóżku.

 

- My do Uli – odezwał się Olszański, gdy tylko otworzyły się drzwi a w nich stanął nie kto inny jak Andrzej.

- Uli nie ma. Pojechała już do pracy – kłamał jak z nut.

- A to ciekawe co mówisz – odezwał się Marek.

- Sugerujesz, że kłamię? – mówił z głupim uśmieszkiem na twarzy.

- My to wiemy – usłyszał w odpowiedzi Olszańskiego.

- To widzę, że jesteście kolejni w tej teorii spiskowej. Już ta suka doniosła na mnie na psy, że rzekomo stosuję wobec niej przemoc – mówił. Lecz tymi słowami tylko jeszcze bardziej rozzłościł obu mężczyzn. Marek chwycił tego za barki i wepchnąwszy do środka przycisnął do ściany i wysyczał.

- Za to co zrobiłeś Uli możesz być pewny, że zapłacisz.

- Grozisz mi?

- Ja tylko ostrzegam – odparł i puściwszy go opuścili wraz z Sebastianem mieszkanie. I wrócili do firmy, gdzie czekał na nich już Maciek.

- Miałeś Marek rację ten dupek był wczoraj wieczorem w Rysiowie. Szukał Ulki. Był u Cieplaków i udawał, że niby umówił się z Ulą w ich domu albo coś musiał źle zrozumieć – mówił.

- A to gnida – odezwał się dyrektor.

- Złożyliśmy naszemu znajomemu – mówił Marek robiąc znak cudzysłowia przy ostatnim słowie – wizytę. Wiemy, że była u niego już policja i z nim rozmawiała. Na nasze pytanie gdzie jest Ula skłamał, że pojechała do pracy.

CDN...

 

czwartek, 12 listopada 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część VI

Weszła do mieszkania i już miała wieszać kurtkę na wieszaku, gdy usłyszała.

- Gdzie byłaś tyle czasu? Pogrzeb był pięć godzin temu.

- Pojechałam do Marka. Gdybyś odebrał, chociaż jeden z moich telefonów to wiedziałbyś, gdzie jadę – odparła.

- A co on nie ma rodziny? – wysyczał przez zęby Andrzej. Widać było, że jest coraz bardziej zirytowany.

- Owszem ma. Ale w tej chwili potrzebował pobyć z kimś innym niż rodzina. Przypominam ci, że Marek stracił przyszłą żonę oraz dziecko – odparła.

- I co mnie to obchodzi, kogo ten koleś stracił. Ty jesteś moją dziewczyną i masz być ze mną a nie z nim – mówił już podniesionym głosem.

- Może i jestem twoją dziewczyną, ale nie własnością. I wiesz, coraz bardziej dochodzę do wniosku, aby nawet nie być twoją dziewczyną – tymi słowami jeszcze bardziej go rozwścieczyła. A kilka sekund później poczuła silne uderzenie w twarz i usłyszała.

- Nigdy nie pozwolę ci odejść. Mnie się nie zostawia.

- Powtarzam ci nie jestem twoją własnością – odparła przez łzy. To tylko spowodowało kolejne ciosy. Uderzał, gdzie popadnie przy tym wyzywając ją od najgorszych. W wyniku tego Ula straciła przytomność, ale tego człowieka to nie obeszło. Zostawił ją tak leżącą na podłodze w przedpokoju, wszedł do pokoju usiadł na kanapie i tak jakby nic się nie stało zaczął oglądać telewizję. Minęło kilka a może kilkanaście minut nim odzyskała przytomność. Podniosła się i mimo uczucia, że wciąż zawraca jej się w głowie chwyciła torebkę i opuściła mieszkanie. Z początku szła przed siebie bez żadnego konkretnego celu. Pragnęła tylko być jak najdalej od tego miejsca, tego człowieka. Tak też dotarła nad brzeg Wisły. Usiadła na zwalonym pniu zastanawiając się co teraz. Czego była pewna to, że nie zamierza wracać do tego damskiego boksera. Te jej rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Wyciągnęła telefon z torebki i odrzuciła połączeni, potem jeszcze kolejne. Była przerażona nie chciała wracać do tego człowieka. Zadzwoniła w końcu do swojego przyjaciela Maćka z prośbą.

- Cześć Maciuś. Mam prośbę możesz po mnie przyjechać? Ale nie do Andrzeja, ale nad Wisłę.

- …

- Tak dokładnie w to miejsce.

Maciek na widok Ulki aż się przeraził.

- Ula na litość Boską co ci się stało? – ta stała ze spuszczoną głową i nie wiedziała jak ma powiedzieć. Dobrze znała zdanie Maćka na temat tego człowieka.

- On mi się nie podoba. Jest jakiś taki śliski. Ula zastanów się czy chcesz brnąć w ten związek. Ja coś czuję, że będziesz jeszcze przez tego kolesia łzy wylewać – mówił. Domyślił się, że to ten mięśniak jak mawiał na niego Jasiek jest tego sprawcą.

- Ula powinnaś pojechać do lekarza zrobić obdukcję i zgłosić sprawę pobicia na policji.

- Maciuś proszę zawieź mnie do domu albo nie – prosiła – nie chcę martwić taty – dodała. Wiedziała, że będzie musiała powiedzieć mu o wszystkim. Maciek nie zastanawiając się zbyt długo pomógł jej wsiąść do samochodu i rzekł.

- Usiądź a ja tylko zadzwonię w jedno miejsce i zaraz pojedziemy – ta zrobiła to co mówił Szymczyk.

- Cześć Marek. Ja wiem, że to nie najlepszy moment na telefon, ale potrzebuję twojej pomocy. A raczej nie ja tylko Ula. Czy możemy do ciebie przyjechać? – mówił.

- Wiesz jestem teraz u rodziców, ale jeśli to coś ważnego to mogę być w domu do trzydziestu minut – odparł, a przez skórę czuł, że stało się coś niedobrego. Dokończył kawę, przeprosił rodziców, że musi pilnie jechać do siebie.

- Marku czy coś się stało? – pytała go matka.

- Jeszcze nie wiem. Dzwonił do mnie Maciek i prosił o pomoc – odparł zgodnie z tym co powiedział mu Szymczyk.

Podjeżdżając pod bramę swojego domu ujrzał auto Maćka.

 

- Maciek gdzie ty mnie wieziesz? – pytała, a gdy już się zorientowała gdzie zaczęła – tylko nie do Marka. Proszę. Nie chcę, aby mnie widział w takim stanie – protestowała lecz mężczyzna jej nie słuchał tylko płynnie prowadził swoje auto w kierunku domu Dobrzańskiego.

 

Wysiadł i pewnym krokiem podszedł do znajomego pojazdu.

- Witajcie – rzekł, aby niemalże natychmiast zamilknąć na krótką chwilę – Ula, co ci się stało? Kto ci to zrobił? – pytał, lecz doskonale wiedział kto jest autorem tego jej stanu. Po czym rzekł – chodźmy do środka, nie będziemy rozmawiać tak na ulicy.

- Ale ja nie chcę robić ci kłopotu. Masz teraz inne sprawy na głowie – mówiła Cieplak.

- Ula nie gadaj głupot. Nie mam nic do robienia – odpowiedział i już otwierał drzwi od domu.

- Maciek możemy pogadać? – szepnął Marek. Maciek skinął głową na znak zgody.

- Ula usiądź sobie na kanapie albo jak chcesz możesz wziąć kąpiel. W łazience na półce leżą czyste ręczniki – mówił – jedynie czego nie mam to damskiego żelu oraz szlafroka, ale możesz użyć mojego jest świeżo po praniu – dodał robiąc głupią minę chcąc w ten sposób sprawić na jej twarzy chociaż delikatny uśmiech. I faktycznie udało mu się to. Ula delikatnie uniosła kącik ust. Postanowiła wziąć prysznic i zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia. Czuła się zmęczona tym całym dniem. Najpierw pogrzeb Pauliny i wspieranie Marka, ale to nie było nic w porównaniu do tego co stało się później. Próbowała wstać z kanapy, gdy poczuła ból i aż syknęła upadając ponownie w miejsce gdzie siedziała.

- Ula, co jest? – zapytał Maciek.

- Nie wiem. Bardzo mnie boli w okolicy żeber – odpowiedziała z bólem wymalowanym na twarzy. Widać było, że ma problem z mówieniem i poruszeniem się.

- Maciek pomóż mi. Przeniesiemy Ulę do mojego auta i jedziemy do szpitala – zareagował natychmiast Marek.

- Nie trzeba – mówiła Cieplak.

- Ula proszę cię nie dyskutuj ze mną. Jedziemy i już. W szpitalu na Banach pracuje mój dobry znajomy. Owszem jest on tak kardiochirurgiem, ale może pomoże nam dostać się szybciej do odpowiedniego lekarza – tłumaczył i jednocześnie wybierał już numer do znajomego lekarza.

- Piotr Sosnowski słucham.

- Cześć Piotr tu Marek Dobrzański.

- Witaj Marku czy coś z twoim tatą? – pytał lekarz.

- Nie z tatą wszystko w porządku. Ja dzwonię z całkiem inną sprawą i chciałem zapytać czy jesteś mi wstanie pomóc – wytłumaczył mu w czym rzecz a w odpowiedzi usłyszał.

- Jasne przyjedźcie. Mam właśnie dyżur i zaraz skontaktuję się z kim trzeba. Jak tylko będziecie na miejscu daj mi znać – usłyszał w odpowiedzi, podziękował mu Marek i już kierował się w stronę szpitala. Na miejscu byli kilkanaście może kilkadziesiąt minut później lecz dla samej Uli czas wydawał się jakby zwolnił a oni jechali nie wiadomo jak długo. Ból był coraz mocniejszy. Przed wejściem czekał już na nich Piotr Sosnowski wraz z drugim lekarzem. Widząc, że Ula może mieć problem z dojściem o własnych siłach zawołali pielęgniarkę, aby przyprowadziła wózek. Gdy tylko pielęgniarka pojawiła się umieścili Cieplak na wózek i zawieźli na salę, aby przeprowadzić stosowne badania. Podczas trwania wszystkich czynności ponownie przyszedł do Marka i Maćka Piotr.

- Panowie z tego co widziałem to ta wasza znajoma została pobita. Powinniście to zgłosić na policję. Doktor Mejer może przeprowadzić obdukcję i wówczas będziecie mieli niepodważalny dowód – oboje doskonale wiedzieli kto jest sprawcą tego jak wygląda Ula, ale też wiedzieli, że to do niej należeć będzie ostatnie słowo. I byli nawet gotowi sami obić mordę temu całemu Andrzejkowi.

- Dziękujemy ci Piotr, tak też zamierzamy zrobić. Poczekamy tylko na to co powie lekarz i wówczas udamy się na najbliższy komisariat – odparł mu Marek. Mówił zdawało się spokojnie, ale w środku aż się w nim gotowało.

- Maciek myślę, że jak tylko będzie Ula mogła wyjść ze szpitala to może zamieszałaby u mnie. Ten pajac jej tu nie znajdzie, a myślę wręcz jestem pewny, że będzie jej szukał i miedzy innymi pojawi się w Rysiowie – mówił Dobrzański w czasie jak czekali na wiadomości o niej.

- Sądzę, że to dobry pomysł. Lecz ja obawiam się, że będzie ją nachodził w firmie – mówił zmartwiony Szymczyk.

W końcu ujrzeli jak jakiś pielęgniarz wiezie Ulę na wózku.

- I co? – zapytali jednocześnie obaj panowie.

- Mam poobijane żebra, kilka siniaków i mogę wrócić do domu – odparła i po chwili dodała – zapomniałabym mam zwolnienie lekarskie na czternaście dni. Tylko, że ja nie mogę iść na to zwolnienie – mówiła zmartwiona.

CDN…

czwartek, 5 listopada 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część V

 Wreszcie wszyscy żałobnicy opuścili cmentarz Marek wyszedł na samym końcu. Podszedł do stojącej Cieplak. 

- Ula? - szepnął aby jej nie przestraszyć, bo stała tyłem do niego. Ta odwróciła się usłyszawszy ten dobrze znajomy tembr głosu.

- Co takiego chciałeś? - zapytała.

- Ula chciałem...chciałem cię prosić jeśli to tylko możliwe, abyś została ze mną - mówił.

- A nie jedziesz do rodziców? 

- Nie chcę wciąż wysłuchiwać, jak jest im wszystkim mnie żal. A i nie mam ochoty wysłuchiwać ciągłych wyrzutów Aleksa - wyjaśnił. Ula przez moment zastanawiała się co powinna zrobić. Postanowiła, że pojedzie.

- Zadzwonię tylko do Andrzeja - rzekła i wyjęła telefon z torebki. Za pierwszym razem ten nie odebrał wybrała ponownie znany numer i tym razem cisza - możemy jechać - rzekła wsiadając do samochodu, w którym czekał na nią już Marek. 

- I co powiedział? - zapytał.

- Nie odbiera - odpowiedziała - a jak twoi rodzice? 

- Pożegnałem się z nimi i wytłumaczyłem, że wolę być już dzisiaj sam - odpowiedział, odpalił samochód i powoli wycofał z parkingu włączając się do ruchu. Całą drogę oboje milczeli pogrążeni we własnych myślach. Jechali już jakiś czas, gdy Marek skręcił w tylko sobie znanym kierunku.

- Podjedziemy do "Ogrodów Smaków" i weźmiemy coś na wynos - wyjaśnił i dodał po krótkiej chwili - w domu mam jedynie jakieś resztki. Od tamtego dnia byłem cały czas u rodziców, a musimy coś zjeść - Ula skinęła tylko głową. Podjechali pod restaurację Marek wysiadł zostawiając Ulę samą, ona nie chciała iść. 

- Ty idź zamów a ja poczekam w samochodzie - mówiła. Miała zamiar w międzyczasie spróbować dodzwonić się do swojego chłopaka. Próbowała kilka razy, ale bez skutecznie. Wiedziała, że jest w domu. Domyślała się również co będzie jak wróci do domu, lecz przecież Marek to jej przyjaciel, który potrzebuje teraz jej wsparcia. Tłumaczyła się sama przed sobą, że gdyby ona była w podobnej sytuacji to młody Dobrzański nie odmówił by pomocy. Jakieś trzydzieści minut później Marek wrócił niosąc ze sobą dania. 

- Tobie zamówiłem eskalopki drobiowe, a sobie rybę - mówił wsiadając do samochodu i już po chwili kierował się w stronę swojego domu. 

Siedzieli już jakiś czas w salonie milcząc. Ula nie chciała zaczynać rozmowy uważając, że Marek najwyraźniej potrzebuje tego. Potrafiła go zrozumieć, wciąż miała w pamięci to jak sama się czuła po śmierci matki. W pewnym momencie młody Dobrzański przerwał tę cieszę.

- Wiesz Ula rozważam sprzedaż tego domu - ta siedziała nie odzywając się tylko słuchając tego co jej najlepszy i jedyny przyjaciel ma do powiedzenia. A ten uznając to za pozwolenie mówił dalej - dla mnie samego jest ten dom za duży. Dodatkowo wszystko tu przypomina mi o Paulinie. A sama wiesz, że to nie są raczej dobre skojarzenia. Ale i przypomina mi o dziecku. Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Owszem nie kochałem jej, ale dziecko pokochałem, fakt nie od razu lecz z czasem tak. Ostatnio nawet zastanawiałem się nad wyborem wózka oraz łóżeczka. Chciałem zrobić Paulinie tym niespodziankę zanim całkiem wróci z tych Włoch. Teraz przyleciała na badania i zebranie zarządu a następnie miała wrócić jeszcze na jakiś czas do Mediolanu.

- Nie wiem co ci doradzić Marek, ale bez względu na podjętą decyzje ja zawsze będę. Doskonale rozumiem twój ból. Owszem ja nie straciłam narzeczonego ani dziecka lecz mamę. Jednak ból po stracie najbliższego jest nie do opisania - mówiła Cieplak. 

- Dziękuję ci Ula, że jesteś tu razem ze mną.  

- Nie musisz mi dziękować nie masz za co. Jesteśmy przyjaciółmi a to do czegoś zobowiązuje - odparła i postanowiła zadać pewne pytanie - Marek chciałam o coś jeszcze zapytać.

- Pytaj - usłyszała w odpowiedzi.

- Podobno ten wcześniejszy przylot Pauliny spowodowany był jakimś spotkaniem z detektywem.

- Tak mówił Aleks. Ale nie mam pojęcia o co chodzi i już się nie dowiem. Paula zabrała tę tajemnicę ze sobą. Ja nie mam sobie niczego do zarzucenia. Już od dawna jej nie zdradzałem. A to jest spowodowane pewnymi okolicznościami lecz nie chcę teraz o tym mówić. To nie czas ani miejsce - odpowiedział. Nie chciał jej mówić jaki jest powód tej niby wierności wobec Pauliny. Faktem jednak było, że nie zdradzał panny Febo. Uważał, że jeśli ma mieć kiedykolwiek jakieś szanse u Uli to nie może zdradzać Pauli. Wiedział, iż pokazując Uli, że potrafi się zmienić to i ona spojrzy na niego inaczej. Nie powiedział jej jeszcze jednego, ale czy to teraz ma znaczenie sądził, że nie. Kiedy Paulina była we Włoszech on jednego razu pojechał do rodziców, bo bardzo potrzebował rozmowy. Od jakiegoś czasu dużo lepiej dogadywał się z obojgiem rodziców.

- Synu chyba nie bardzo się cieszysz z pozostania ojcem? - usłyszał pytanie od ojca.

- Cieszę tato, cieszę - odpowiedział mało przekonywująco.

- To skąd ten cały smutek? - padło z ust matki.

- O ile bycie ojcem mnie cieszy, ba nawet kocham tego malca. Lecz jego matki już nie. Najchętniej to bym się z nią nie żenił - odparł i podniósł szklaneczkę z brunatnym trunkiem. Rodzice najpierw popatrzyli na siebie tak jakby porozumieli się bez słowa, by chwilę później Krzysztof mógł rzec.

- Marek jesteś dorosłym mężczyzną i my nie zamierzamy na ciebie naciskać na małżeństwo z Pauliną. Możemy jedynie powiedzieć, że jeśli nie czujesz niczego do niej samej to po co to małżeństwo. Przecież możecie żyć jak dotychczas i wspólnie wychowywać dziecko - te słowa ojca w pewnym sensie pomogły mu podjąć decyzję. Wiedział, że tymi słowami rodzice dali mu zielone światło. Dzięki tym słowom tylko utwierdził się, że nie zamierza poślubić panny Febo. O swojej decyzji postanowił poinformować Paulinę dopiero po porodzie. Nie chciał tego robić teraz ze względu na  jej stan. 

Było dość późno, gdy Ula żegnała się z Markiem. 

- Ula może cię odwiozę? - zaproponował.

- Nie trzeba. Zaraz podjedzie taksówka - odparła Cieplak. Nie chciała aby Marek ją odwoził, bała się aby Andrzej nie zauważył jak wysiada z jego auta. Kilka minut później przyjechała zamówiona taksówka, pożegnali się i Ula odjechała. Marek został sam w tym pustym, dużym domu i nie umiejąc sobie znaleźć miejsca pojechał do rodziców. 

CDN...