piątek, 30 kwietnia 2021

BRZYDKA ONA PIĘKNY ON część III

 Czas płynął swoim rytmem jednym ten czas upływał pracowicie innym mniej, a jeszcze inni czuli się jak kula u nogi. Marek wraz z innymi pracowali na pomyślność firmy. Sebastian też miał sporo pracy. Dobrzański zlecił mu przygotowanie zestawienia wszystkich zatrudnionych w firmie oraz ile każdy z nich zarabia. Dodatkowo szykowano się do nowego pokazu. I tu powstały schody. FD miało swojego projektanta, ale i osobę zajmującą się dodatkami w postaci kolczyków czy łańcuszków. Taką osobą była Paulina Febo. Lecz od kiedy odszedł od niej Marek postanowiła się zemścić. 
- I co przyszła? - pytał senior Dobrzański swojego syna. Ten pokręcił przecząco głową. 
- Trzeba będzie zatrudnić kogoś na jej miejsce - stwierdził młodszy z panów. 
- To dajcie ogłoszenie.
- Seba już się tym zajął. Wiesz tato nie poznaję Pauliny. Od kiedy z nią zerwałem zachowuje się jakby nic ją nie obchodziło - mówił Marek mając cały czas w pamięci te dwie rozmowy. Jedna z rodzicami a raczej z matką. Ojca miał po swojej stronie. Lecz matka wciąż powtarzała, że powinien wrócić do panny Febo. 
- Synku tak pięknie ze sobą wyglądacie. Nie powinieneś przekreślać tych kilku lat tylko dlatego, że nagle przestało ci się podobać jej zachowanie. Paulinka zapewne zrozumie swoje zachowanie i jeśli spokojnie usiądziecie aby wyjaśnić wszystko to ona się zmieni - mówiła Helena. W pewnym momencie odezwał się Krzysztof.
- Helenko nie powinnaś się mieszać w życie Marka. On jest już dorosłym mężczyzną i sam wie czego chce. I skoro mówi, że zerwał z Pauliną to widocznie czara goryczy musiała zostać przelana. Sam wiele razy byłem świadkiem jak Marek musiał wysłuchiwać pretensji z jej strony. Twoja ukochana Paulina nie hamuje się nawet w firmie. A skoro tak to nawet nie chcę wiedzieć co się dzieje kiedy są w domu. 
- Krzysiu czy ty słyszysz co mówisz. Doskonale znam Paulinkę i wiem, że tak nie jest - mówiła do męża po czym zwróciła się do syna - powinieneś więcej czasu jej poświęcić a nie wyolbrzymiać wyimaginowane problemy. Może gdybyś częściej wracał do domu o normalnych porach to Paulinka nie miała by powodów do kłótni - mówiła Helena, a Marek nie dowierzał w to co słyszy. Jednak nie zamierzał wdawać się w dalszą dyskusję z matką. Miał wrażenie jakby nie docierało to co on mówił. 
- Heleno daj już spokój. Wiesz dobrze jak to jest jak się jest prezesem i ile razy ja sam wracałem później do domu. To na głowie Marka jest teraz wszystko. A jej podejrzenia, że Marek spędza czas z kochankami jest jak najbardziej na wyrost. Wiem, że ostatnie takiej oskarżenie padło z jej ust właśnie przed tym jak Marek postanowił się rozstać - mówił spokojnie Krzysztof.
- Tak a co takiego było powodem, że wrócił później? 
- Praca - odparł Helenie mąż. Nie zamierzał się również wdawać w dyskusje, bo to wyglądało jak rzucanie grochem o ścianę. Żadne argumenty nie trafiały a jeszcze bardziej nakręcały kobietę. Ta machnęła w końcu ręką i wyszła z salonu udając obrażoną. 
- Nie przejmuj się synu. Matka jeszcze zrozumie jaka jest Paulina, ale najwyraźniej potrzebuje więcej czasu - rzekł Krzysztof tak jakby chciał wytłumaczyć zachowanie żony.  Marek nie odezwał się. Z jednej strony miał to gdzieś, ale z drugiej poczuł się tak jakby dostał w twarz. Wiedział, że matka zawsze faworyzowała jego byłą, ale nie sądził, że będzie trzymać stronę Pauliny. Pożegnał się z ojcem i wrócił do swojego domu. Wiedział, że Paulina zatrzymała się u swojego brata postanowił podjechać tam i powiedzieć co myśli o taki zachowaniu. 
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz. Lecisz do mojej matki na skargę jak małe dziecko. I na co liczysz, że co przestraszę się. To rozczaruję cię Paulina, bo nie wrócę i nie przestraszę się. 
Od tego popołudnia nie rozmawiał z matką, a Paulina skutecznie zatruwała jego życie. I utrudniała a raczej zaburzała pracę firmy. 

- Paula coś ty kobieto zrobiła. Mówiłem abyś nie szła do Heleny tylko porozmawiała z Markiem. Przeprosiła go - wyrzucał z siebie Aleks po wyjściu Dobrzańskiego. Było widać jak jest zły na siostrę. Wiedział, że takim zachowaniem Paulina jedynie pogorszyła sytuację. Tym swoim wybrykiem zdawał sobie sprawę, że stracą możliwość dorwania się do jego udziałów a przynajmniej do części. 
- A co miałam czekać aż mu przejdzie. Nie zamierzam się przed żadnym z Dobrzańskich poniżać aż do tego stopnia - odparła Paulina.
Aleks machnął ręką nie widząc wyjścia z tej sytuacji. Było więcej niż pewne, że młody Dobrzański nie wróci do Pauliny. A co za tym idzie będzie musiał wymyślić inny sposób na dobranie się do udziałów Dobrzańskich. 


- Seba co z ogłoszeniem? Zgłosił się ktoś? - pytał Marek przyjaciela kiedy tylko zaczęli kolejny dzień pracy. 
- Tak mam kilka kandydatek. Umówiłem je wszystkie na jutro. Pierwsza ma być na godzinę dziewiątą trzydzieści - usłyszał w odpowiedzi. Ucieszyła go ta wiadomość, bo to było pilne. Musieli w końcu znaleźć kogoś na stanowisko panny Febo. Pokaz zbliżał się wielkimi krokami a oni wciąż nie mieli dodatków do kolekcji. Marek kilka razy próbował skontaktować się z Pauliną lecz ta za każdym razem odrzucała połączenia albo najzwyczajniej w świecie nie odbierała. Do pracy również nie przychodziła. 
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje z Paulą? - pytał się Aleksa Dobrzański.
- A jak myślisz? Zerwałeś z nią, a teraz na co liczysz? Że co ona będzie chodziła pełna w skowronkach? - wysyczał przez zęby Febo.
- Mam to gdzieś jak ona się czuje. Zapracowała sobie na to. Jednak przypomnij swojej siostrze, że w każdej chwili mogę ją zwolnić.
- Ciekawe jak chcesz to zrobić. Przypominam ci, że Paulina również należy do zarządu. 
- Jeśli będzie trzeba zwołam zebranie zarządu i wówczas pozbędę się twojej siostry z firmy - Aleks doskonale wiedział, że Marek ma rację. Rodzina Dobrzańskich ma większość i mogą spokojnie pozbyć się Pauliny z firmy.  Musiał coś wymyślić i nagle wpadł na pomysł, ale najpierw porozmawia z Pauliną. Marek opuścił gabinet dyrektora finansowego, a pod skórą czuł, że ta dwójka jeszcze da im w kość. 
- Witaj sorella. Gdzie jesteś, chciałem pogadać jak tylko wrócę do domu - mówił do słuchawki Febo. 
- Powinnam być już w domu braciszku - odpowiedziała Paulina. 

Czas dla rodziny Cieplaków też płynął swoim rytmem. Magda zajmowała się domem, opieką nad chorą córeczką. Ula powoli dochodziła do siebie po tym wypadku. Żebra wygoiły się, a i ręka też coraz mniej stawała się dokuczliwa. Starał się w miarę możliwości pomagać rodzicielce w domu. Jednak cały czas czuła wyrzuty sumienia. Któregoś dnia siedziała zamyślona w ogródku i bujała wózek z siostrą. 
- O czym tak rozmyślasz córcia? - usłyszała głos Magdy. 
- Tak sobie - odparła lecz jej matka najwyraźniej nie zamierzała odpuścić. 
- Ula przecież widzę, a ty nie umiesz kłamać. Powiedz mi proszę co cię gryzie dziecko - prosiła pani Cieplak. Rozmawiała z córką kiedy męża nie było w domu. Wiedziała, że Józek jak zwykle będzie to znacznie bardziej przeżywał. Zawsze tak było, że pan Cieplak tak reagował i to bez względu, o które z dzieci chodzi. To Magda patrzyła na wszystko jakby bardziej trzeźwym okiem. Ula jeszcze przez chwilę milczała, wiedziała, że matka jej nie odpuści i tak długo będzie męczyła, aż ona powie co ją trapi. 
- Cały czas to samo. Przez ten wypadek  tylko siedzę wam na głowie, czuję się jak taka kula u nogi. Nic nie mogę zrobić samodzielnie - mówiła mając łzy w oczach. 
- Dziecko nawet tak nie mów. Nigdy ani ty, ani żadne z was nie jest i nie było dla nas ciężarem. Kochamy was z tatą wszystkich jednakowo. I nigdy byśmy nie zamienili żadnego z was na inne. Mamy z  tatą ogromne szczęście, że mamy takie cudowne dzieciaki. Proszę nie zamartwiaj się tym tak. Zobaczysz jeszcze wszystko będzie dobrze. Za tydzień jedziesz na badania kontrolne i zdjęcie tego usztywnienia ręki. Nie możesz się poddawać - mówiła pani Cieplak. Ula była wdzięczna swojej rodzicielce za te słowa otuchy. Przez całe dotychczasowe swoje życie nigdy nie zawiodła się na matce. Od zawsze mogła liczyć na wsparcie matki jak i ojca. Podziwiała ich za to jak sobie radzą w tej jakby nie patrzeć trudnej sytuacji. A na dodatek nigdy nie słyszała aby któreś z nich narzekało. Ula wraz z rodzeństwem czuli ogromne pokłady miłości ze strony obojga rodziców. I mimo iż było ciężko cała czwórka widziała jakim szacunkiem, miłością darzą się rodzice i takim samym ich obdarzają. W tej rodzinie nikt na nikogo nie podnosił głosu. Była wdzięczna matce za te słowa. 
Tę rozmowę przerwało przyjście koleżanki Uli Dominiki. 
- Dzień dobry pani Magdo - przywitała się młoda kobieta i po usłyszeniu słów powitania, zwróciła się do Uli - cześć kochana. Przyszłam na małe pogaduchy. Masz czas? - Ula odpowiedziała kiwnięciem głowy i rzekła.
- Siadaj zaraz podam nam lemoniady i będziemy mogły sobie posiedzieć. 
- Dominika, a może zjesz z nami? Może to nic wykwintnego, bo żeberka w miodzie - zapytała Magda nim zabrała małą i pozostawiła młode kobiety same.
- Uwielbiam pani kuchnię tak samo jak i Maciek więc z wielką przyjemnością skosztuję - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. To była kolejna cecha tej pani domu. Bez względu na wszystko potrafiła dzielić się z innymi. A i żadną tajemnicą było, że kuchnia pani Cieplak jest znana w niemalże całym Rysiowie. Czasami zdarzało się, że ktoś zamawiał jakieś dania u Magdy. Były to dania ciepłe i różnego rodzaju ciasta. Tym sposobem również mieli jakieś dodatkowe pieniądze. 
- Mamo zostaw Zosię - odezwała się Ula.
- Nie chcę aby wam przeszkadzała - odpowiedziała Magda.
- Ależ mała nam nie przeszkadza - odezwała się Dominika - prawda? - zwróciła się do dziewczynki podając Zosi lalkę. Mała uśmiechnęła się i widać było, że gdyby tylko mogła to podziękowała by samej. 
- No dobrze niech zostanie. Ja uszykuję obiad i podam wam tu do ogrodu, a potem wezmę małą nakarmię i położę ją na popołudniową drzemkę - rzekła Cieplak i znikła w czeluściach kuchni. 
- Jutro jadę na rozmowę o pracę do Warszawy - padło w pewnym momencie z ust Dominiki. 
- Cieszę się. A co to za praca? - pytała z zaciekawieniem Ula.
- W firmie modowej, będę odpowiedzialna między innymi za dobieranie dodatków do kolekcji. Byłam już na jednej rozmowie, a teraz mam przyjść na kolejną - mówiła z radością w głosie przyjaciółka. 
- Będę trzymać kciuki aby się udało. Może i ja w końcu znajdę jakieś zatrudnienie. Ja tylko lekarz powie, że wszystko jest w porządku od nowa zacznę szukać jakiejkolwiek pracy - mówiła ze smutkiem w głosie. 
- Zobaczysz jeszcze będziesz narzekać na brak wolnego czasu - próbowała pocieszać Dominika - a kiedy masz tę wizytę? - pytała.
- Jutro mam być na godzinę jedenastą piętnaście - odpowiedziała Ula.
- To wiesz co ja mam pomysł - Ula spojrzała z zaciekawieniem - możesz zabrać się z nami. Bartek ma jutro wolne i obiecał mnie zawieźć 
- Nie chciałabym wam przeszkadzać - rzekła Ula - pojadę autobusem.
- Ula nie wygłupiaj się. Nikomu nie będziesz przeszkadzać. Ja rozmowę mam na godzinę dziesiątą. Więc możemy zrobić tak, najpierw pojedziemy na rozmowę wy z Bartkiem poczekacie na mnie, a później pojedziemy do lekarza - no Ula nie daj się prosić. Co będziesz się męczyła komunikacją miejską - próbowała przekonywać Dominika. 
- No dobrze zgoda - w końcu panna Cieplak zgodziła się. 

- Paula jesteś? - wołał już od progu Aleks. Widać było, że jest podekscytowany swoim planem. 
- Jestem. Co tak krzyczysz? Stało się coś czy co? - dopytywała go siostra.
- Nie, nic się nie stało. Ale za to wpadłem na genialny pomysł jak możemy oskubać Dobrzańskich - mówił Febo.  
- Zamieniam się w słuch braciszku. Cóż takiego wymyśliłeś - odparła Paulina siadając obok brata podając mu kieliszek wina.


- Ale będę potrzebował twojej pomocy.
- To zależy co to za pomysł. 
CDN...

piątek, 23 kwietnia 2021

BRZYDKA ONA, PIĘKNY ON część II

 Tak jak myślał Paulina nie omieszkała poskarżyć się jego matce. Helena była zła na syna, że tak postąpił. Nie rozumiała zachowania Marka. 
- Paulinko porozmawiam z nim i spróbuję przemówić do rozsądku - obiecała Dobrzańska - przecież jesteście taką wspaniałą parą. Myślałam, że w najbliższym czasie dojdzie do zaręczyn - dodała. 
Obie kobiety posiedziały jeszcze jakiś kwadrans, dokończyły kawę i rozstały się.
Panna Febo z wiadomych przyczyn nie mogła wrócić do domu, który dzieliła dotychczas z Markiem. Pojechała jedynie aby zabrać kilka swoich rzeczy miała w planach zamieszkać przez jakiś czas u swojego brata. Liczyła, że Marek po rozmowie z matką będzie chciał aby ona wróciła do niego. 
W końcu od tego czy będą razem zależało bardzo dużo. A zwłaszcza powodzenie jej i Aleksa planu. 
Pamięta jak jednego razu siedzieli wraz z Aleksem w jego salonie i rozmawiali. 
- Powinnaś dać mu szansę i spróbować stworzyć z nim związek - mówił jej brat.
- Ale ja go nawet nie lubię. A ty chcesz abym się z nim związała? - ten skinął głową na potwierdzenie swoich słów i  zaczął wyjaśniać w czym rzecz.
- Zauważ sorella, że on dostanie połowę udziałów. Tę samą, którą mają teraz Dobrzańscy. My mamy do podziału tę drugą połowę. A jeśli wyjdziesz za niego za mąż wówczas będziemy mogli mieć przynajmniej siedemdziesiąt pięć procent i przejąć firmę.
- A niby jak mamy przejąć te chociażby dwadzieścia pięć procent? - zadawała pytania, na które według Aleksa powinna znać odpowiedź. 
- Kiedy będziecie małżeństwem podstawimy jakąś chociażby modelkę aby wyszło, że cię zdradza. A wówczas złożysz pozew rozwodowy i zarządzasz podziału majątku. Ale do ślubu musi dojść jeszcze przed przekazaniem tych udziałów Mareczkowi - objaśniał swój chytry plan. 
Plan, który spodobał się Paulinie. I nawet nie zastanawiając się postanowiła przystać na pomysł brata. Od tego dnia zaczęła robić niemalże wszystko aby Marek zwrócił na nią uwagę. Długo to nie trwało i już tworzyli parę. Wręcz idealną parę, a bynajmniej tak myślało otoczenie. I tylko nieliczni znali prawdę. 
Jedno nie pasowało do drugiego pod wieloma względami. Szczególnie różnili się charakterami. Marek był młodym mężczyzną pełnym empatii, spokojny, mimo swojego pokaźnego bogactwa starał się nie okazywać tego. Nie obnosił się z tym. Wręcz nie lubił kiedy rozpisywano się o nim w mediach. Mało tego on sam nie posiadał konta w mediach społecznościowych. Takie portale jak Facebook, Instagram kompletnie go nie interesowały. 
Paulina natomiast to kompletne przeciwieństwo Marka. Jest egocentryczką uważającą się za najważniejszą osobę. Poniżanie innych to dla niej coś co podnosi jej już i tak wybujałe ego. Przez niemalże cały czas trwania ich związku Paulina szukała powodów do kłótni albo co najmniej sprzeczki. Młody Dobrzański na początku próbował to jakoś łagodzić. Lecz z czasem stawało się to coraz trudniejsze. A ona zdawała się osiągać poziom mistrzowski w tym co robiła. 
Dzień kiedy powiedzieli rodzicom Marka, że stali się parą najbardziej ucieszyło Helenę. Krzysztof jakoś nie specjalnie tryskał radością. Pogratulował im, ale było to raczej od tak. Tak jakby mu powiedziano, że na następny dzień ma spaść śnieg. Swoje zdanie jedynie wyraził wieczorem do swojej żony.
- Nie widzę ich w przyszłości jako małżeństwo. Oni są jak ogień i woda - pani Dobrzańska nie skomentowała tego uważając, że mąż się myli. 
Za to panna Febo wiedząc, że ma matkę Marka po swojej stronie wiele razy stosowała coś w rodzaju szantażu. W chwilach kiedy młody Dobrzański próbował coś zrobić a nie było to po jej myśli mawiała.
- Ciekawe co na takie twoje zachowanie powie Helena - Marek wówczas odpuszczał. Lecz nie tym razem. Miał już serdecznie dość takiego traktowania. Dodatkowo jest dorosłym mężczyzną i nie pozwoli sobie aby matka sterowała jego życiem. 

Siedział w swoim gabinecie i przeglądał korespondencję, którą przyniosła mu sekretarka, kiedy usłyszał dźwięk swojej komórki. Spojrzał na wyświetlacz, wziął głęboki wdech i odebrał. 
- Dzień dobry mamo - przywitał się z rodzicielką. Pod skórą czuł co zaraz usłyszał. 
- Dzień dobry - usłyszał chłodny ton głosu z drugiej strony słuchawki - możesz mi wyjaśnić co ty wyprawiasz? 
- Mamo, to nie jest rozmowa na telefon. Dzisiaj po pracy przyjadę do was i wtedy będziemy mogli spokojnie porozmawiać - mówił kładąc nacisk na przedostatnie słowo. 
- W takim razie do zobaczenia wieczorem - usłyszał w odpowiedzi i dźwięk rozłączonego połączenia. Wzruszył jedynie ramionami, znał swoją matkę na tyle aby wiedzieć, że ta tak właśnie postępuje. Odłożył telefon i powrócił do przerwanej pracy. 

Ula leżała i wpatrywała się w sufit. Była zła na siebie i swój los. Tak bardzo pragnęła odciążyć swoich rodziców, pomóc im, wesprzeć finansowo. A zamiast tego przez najbliższy miesiąc sama potrzebuje pomocy. 
- Córcia śniadanie - usłyszała wołanie matki. Powoli wstała z łóżka i przyszła do kuchni. 
- Ula co ty taka? - pytał siedzący już przy stole ojciec. 
- Nic takiego tato. Po prostu źle spałam, bolały mnie te żebra - próbowała jakoś wybrnąć odpowiadając po części prawdą. 
- Kochanie wiesz, że nas z mamą nie oszukasz - ciągnął Józef. 
- Józek daj jej spokój. Skoro twierdzi, że to przez ból to tak najwyraźniej jest - włączyła się w rozmowę Magda. Znała na tyle swoją córkę aby wiedzieć, że ta nie powie niczego pod przymusem. Zjedli śniadanie i każde zajęło się swoimi sprawami. Pan Cieplak miał kilka godzin nim pójdzie do pracy więc postanowił zając się najmłodszą z dziewczynek, aby odciążyć żonę chociaż przez te parę godzin. Widział jej zmęczenie wymalowane na twarzy, a mimo to nie skarżyła się. Zawsze miała uśmiech na twarzy. 
Było już dość późne popołudnie kiedy do pokoju Uli weszła Magda.
- Ula możemy porozmawiać? - zapytała wchodząc  do pokoju córki jednocześnie trzymając najmłodszą z córek na rękach. 
- O czym? Coś się stało? - dopytywała ją córka.
- Widzę, że coś cię dręczy. Wiem, że nie mówiłaś rano prawdy - zaczęła pani Cieplak.
- To nie tak - odpowiedziała. 
- A jak? Dziecko możesz mówić jaśniej - pani Cieplak domyślała się co tak dręczy najstarsze z ich dzieci. Lecz chciała to usłyszeć od niej samej. 
- Widzisz mamuś. Chciałam w końcu was odciążyć, pomóc finansowo. A zamiast tego jeszcze dołożyłam przez tą moją nieuwagę - mówiła ze łzami w oczach. 
- Nie obwiniaj się. Nikt nie ma do ciebie o nic pretensji. To był wypadek. Zobaczysz jeszcze znajdziesz pracę.  Nie martw się - mówiła spokojnie Cieplak. 
Słowa matki nieco ją uspokoiły, ale to tylko taka chwilowa otucha. Dodatkowym pocieszeniem było brak innych konsekwencji. Myślała, że ten mężczyzna zgłosi sprawę i będzie musiała jeszcze zapłacić odszkodowanie. 

Było kilka minut przed szesnastą kiedy Sebastian wychodził z firmy. Niby nic takiego, nic szczególnego zazwyczaj kiedy udało mu się skończyć wcześniej swoją pracę wychodził do domu. Ale tego dnia był jakiś dziwny. Szedł korytarzem i zdawało się, że nie widzi nikogo, że jest jakiś zamyślony, nieobecny. Nawet nie słyszał jak wołał go Dobrzański. 
- Stary wołam cię a ty nic. Co się dzieje? - pytał  Marek jak w końcu udało mu się zatrzymać Sebastiana i zwrócić na siebie jego uwagę. 
- A nic takiego - odparł, ale jakoś mało przekonywująco. Dlatego przyjaciel nie zamierzał odpuścić.
- Seba nie ściemniaj tylko gadaj co jest. Widzę, że coś cię trapi.
- Chyba nie odpuścisz, więc chodźmy do tej knajpki za rogiem. Tam opowiem co się stało - Marek nie widział żadnego problemu. 
Kilka minut później siedzieli przy niewielkim stoliczku w głębi sali i czekali na zamówioną kawę. 
- Pamiętasz wczoraj brałam dzień wolnego - Marek skinął głową na potwierdzenie słów Olszańskiego i zaraz rzekł.
- Myślałem, że może zabalowałeś poprzedniego wieczoru i stąd ta prośba o wolne - kadrowy zaprzeczył ruchem głowy i zaczął wyjaśniać. 
- Miałem wypadek jadąc do firmy...
- Wypadek? Nic ci się nie stało? - wszedł mu w słowo Dobrzański. 
- Spokojnie mi nic. Ale kobieta, którą potrąciłem ma kilka obrażeń. Wyszła w prawdzie ze szpitala, ale coś nie daje mi spokoju - mówił Sebastian. 
 - Skora tak, to czemu do niej nie zadzwonisz? - zadał pytanie, na które wydawałoby się, że odpowiedź jest taka oczywista i przyjaciel powinien tak zrobić a nie męczyć się. 
- Żeby to było takie proste... - kolejny raz wszedł mu w słowo Marek.
- Nie mów, że nie masz jej numeru. Kto jak kto, ale ty potrafisz zdobyć coś takiego w kilka chwil. 
- Ale nie tym razem. A dodatkowo to nie jest tak. 
- Nie tak? - Sebastian zastanawiał się przez moment jak to wyjaśnić. Wiedział, że przyjaciel go zrozumie, ale jakoś nie bardzo potrafił sklecić prostych słów. 
W końcu zaczął opowiadać o wydarzeniach z dnia poprzedniego. 
- Wiesz to było dziwne. Ta kobieta swoim wyglądem wręcz odstraszała. Ubrania jakby nie z tej epoki, okulary tak wielkie, że zasłaniały jej pół twarzy i aparat na zębach. Ale kiedy spojrzałem w jej oczy coś nie pozwoliło mi od tak odejść, odjechać. Kiedy zabrała ją karetka, ja pojechałem za nią i czekałem na jakiekolwiek wieści. Jednak lekarz, który wyszedł do mnie nie powiedział mi niczego. Dopiero po około dwóch godzinach dowiedziałem się od niej samej jak to wygląda. Zaproponowałem, że ją podwiozę lecz odmówiła. Twierdziła, że jakiś znajomy po nią przyjedzie. Kiedy nalegałem mówiła, że mieszka daleko. 
- A nie spytałeś co robiła w Warszawie, skoro mówiła, że mieszka daleko? - pytał zaciekawiony tą historią Dobrzański.
- Pytać nie pytałem. Lecz kiedy pogotowie ją zabierało na ziemi znalazłem teczkę. Fakt nie zaglądałem do środka a jedynie zobaczyłem napis "Dokumenty, CV". Dlatego podejrzewam, że była w sprawie pracy. A przez ten wypadek, chociaż w jakimś sensie z jej winy nie będzie mogła podjąć żadnej. Mówię, że w jakimś sensie z jej winy, ale ja również jestem temu winien. W końcu mogłem jechać wolniej i bardziej uważać i obserwować otoczenie - tymi słowami widać, że dał do myślenia Markowi. 
- Można by sprawdzić media społecznościowe. Fakt ja nie mam, ale ty chyba masz - mówił Dobrzański. 
- Wiesz to niezły pomysł. Po powrocie do domu spróbuję poszukać. Pamiętam jak się nazywa to może to coś da - wyraził zadowolenie z pomysłu przyjaciela - mam lepszy pomysł. Może pojedziemy do mnie napijemy się po piwku i przejrzymy Facebooka? - zaproponował kadrowy.
- Przykro mi stary, ale nie dzisiaj. Jestem umówiony z rodzicami. Wczoraj rozstałem się z Pauliną, a ta jak się zapewne domyślasz nie omieszkała poskarżyć się mojej matce - mówił Marek. 
- No to masz niewesoło bracie - rzekł Olszański.
- Niewesoło to ja miałem będąc z tą furiatką - odparł i dodał - o ile mama jest po stronie Pauliny i z całą pewnością będzie mi wierciła dziurę w brzuchu abym wrócił do tej zimnej jak ryba kobiety, tak tato jest po mojej stronie. Kiedyś nawet powiedział mi, że nie wróży temu związkowi dobrej przyszłości - dokończyli kawę i każdy udał się w swoją stronę. 

Nie zwlekał tylko zaraz po kąpieli włączył laptop i zalogował się na Facebooku i wstukał jej imię i nazwisko. Wyświetliło się wiele kobiet o takich danych lecz żadna nie była Urszulą Cieplak. Czuł się zawiedziony. 
Nie miał już więcej pomysłów gdzie szukać. 

Podjechał pod dom rodziców i czuł się coraz bardziej zdenerwowany. Nie lubił kiedy ktoś wtrącał się w jego życie albo tak jak Paulina wraz z matką mu je próbowały ustawiać. A robiły to od kiedy pamiętał. Mówiły mu jak  ma się ubierać, jakich powinien mieć znajomych, co powinien jadać i tak mógłby wyliczać bez końca. Nawet Sebastian był niewłaściwym znajomym bynajmniej tak uważała Paulina. 
Wszedł do domu, a tam już czekała na niego Helena, a jej mina mówiła wszystko. W pierwszej chwili aż wzdrygnął się na samą myśl. 
- Chciałaś rozmawiać więc jestem - rzekł do swojej rodzicielki. 
- Dokładnie tak. Ale chodźmy do salonu i zapewne domyślasz się o co chodzi - Marek pokiwał głową i wszedł do salonu. 
- A gdzie tata? - zapytał. 
- U siebie w gabinecie i odpoczywa - usłyszał w odpowiedzi i po tym Helena Dobrzańska przeszła do meritum sprawy - możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? Co ta za głupi pomysł z tym zerwaniem. Myślałam, że skoro jesteście ze sobą już tyle czasu to ty się w końcu jej oświadczysz - wyrzucała z siebie Helena. 
- Możesz przestać mi mówić jak mam żyć?  Nie zamierzałem się jej oświadczyć nawet jeśli bylibyśmy ze sobą już kilkanaście lat. Paulina nie nadaje się na narzeczoną a co tu mówić o byciu żoną. Ja już nie pozwolę sobie na takie traktowanie przez was obie. Nie zamierzam do niej wrócić.  Mam dość jej wiecznych pretensji, oskarżania mnie o zdrady - mówił podniesionym głosem co bardzo zdziwiło panią Dobrzańską. Ten nigdy nie podnosił głosu na nikogo a już w szczególności na któregokolwiek z rodziców. Podniesione głosy zwabiły do salonu Krzysztofa. 
- Czy możecie mi powiedzieć co się tu dzieje? - grzmiał swoim doniosłym głosem. 
CDN...

piątek, 16 kwietnia 2021

BRZYDKA ONA, PIĘKNY ON część I

Wraz z rodzicami w niewielkiej miejscowości pod Warszawą mieszkała Urszula Cieplak. Państwo Cieplakowie oprócz Uli mieli jeszcze trójkę dzieci. Syna, który był w ostatniej klasie liceum oraz dwie córeczki bliźniaczki w wieku pięciu lat. Dla kogoś z zewnątrz mogłoby się wydawać, że są zwyczajną polską rodziną. Lecz rzeczywistość wyglądała całkiem inaczej. Jedna z dziewczynek była chorym dzieckiem. A to spowodowało iż tylko Józef Cieplak pracował. I przez to coraz częściej pod ich dach zaczęła zaglądać bieda. Magda musiała zająć się domem i opieką nad nieuleczalnie chorą córką. Pieniądze, które przynosił mąż w przeważającej mierze szły na leczenie córki,  reszta na bieżące opłaty. Oszczędzali już prawie na wszystkim. Z czasem doszło do tego, że Ula przerabiała odzież swojej rodzicielki. Druga z dziewczynek do południa przebywała w przedszkolu, syn Jasiek był w szkole. Ula skończyła już edukację. Od ponad pół roku była absolwentką ekonomii na SGH. Biegle posługiwała się angielskim oraz niemieckim na poziomie biznesowym. Posiadała na to odpowiednie certyfikaty.  A mimo to nie mogła znaleźć zatrudnienia. Była już na tak wielu rozmowach, że nie sposób je zliczyć i zawsze słyszała tę samą formułkę.
- Dziękujemy za przybycie. Odezwiemy się - tylko jakoś nikt się nie odzywał. 
- Co jest ze mną nie tak? Czy poza wyglądem nie liczy się nic innego? - rozmyślała siedząc wieczorami w swoim małym pokoiku. 
Czasami wieczorami czytała swoim dwóm siostrzyczkom ich ulubioną bajkę Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve  "Piękna i bestia". Obie dziewczynki siedziały i słuchały jak ich siostra czyta przy tym modelując głosem dźwięki. 
- Sama bym chciała poznać takiego księcia. Księcia, który by mnie pokochał. W bajce to on jest tym brzydkim a w rzeczywistości to ja jestem tą bestią - rozmyślała. 
Nigdy nie uważała się za chodzącą piękność. Okulary, które zasłaniały jej pół twarzy, aparat na zębach  nie dodawał uroku. 



Chciała coś zmienić w swoim wyglądzie. Ale jak? Ciągły brak pieniędzy nie pomagał. Z każdym kolejnym niepowodzeniem w związku ze znalezieniem pracy dochodziła do wniosku.
- Dziś liczą się koneksje i wygląd. A to co w głowie już nie koniecznie - rozmyślała. 

Kolejny raz pokłócił się ze swoją już niemalże byłą dziewczyną. Wrócił później do domu niż obiecywał, a ta już na samym wstępie zarzuciła mu, że ją zdradza. 
- Czy ty nie możesz wracać do domu o przyzwoitych godzinach? Czy ja zawsze muszę popołudnia i wieczory spędzać samej?  Ciekawa jestem, która tak urozmaiciła ci ten dzisiejszy wieczór? - krzyczała.
- Paulina uspokój się. Nigdy cię nie zdradziłem. Całe popołudnie i pół wieczoru przesiedzieliśmy w firmie - mówił, ale był coraz bardziej zły na Paulinę - tak siedzieliśmy. Ja, mój ojciec i Sebastian - dodał. Lecz ona zdawała się nie wierzyć w słowa swojego  chłopaka. A on nie zamierzał kolejny już raz udowadniać jej jak było. Chwilami miał wrażenie jakby była niespełna rozumu i nie wiedziała jakie stanowisko on pełni w ich wspólnej firmy. Miał serdecznie dość tych wszystkich oskarżeń, awantur i tego jak jest przez nią traktowany - jeśli ci coś nie pasuje to tam są drzwi i możesz je zamknąć z drugiej strony - dokończył i poszedł do sypialni wziął stamtąd swoją kołdrę po czym poszedł do pokoju gościnnego. Nie miał zamiaru dłużej z nią dyskutować. Był zmęczony tym dniem. Zbliżał się pokaz, a oni wciąż nie mieli pomysłu ani na miejsce gdzie można by zorganizować pokaz. Lecz mieli większy problem, wciąż szukali miejsca zbytu swoich kreacji. A do tego wszystkiego ciągle naburmuszona Paulina. Zasypiał z podjętą decyzją, że to ostatnie godziny ich związku. Zamierzał to zrobić jutro po pracy. Rano nie chciał tego robić. A i zazwyczaj kiedy on wstaje, szykuje się do wyjścia ona jeszcze śpi albo dopiero bierze poranną kąpiel. Rzadko kiedy wspólnie przyjeżdżają do pracy. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy jest zebranie zarządu. 

Wyszła z domu z nadzieją, że tym razem się uda. Że skończy się ta ich wieczna bieda. A może nawet uda jej się wyprowadzić z czasem może do samej Warszawy. Tym samym odciąży swoją rodzinę. 
Wychodziła z biurowca, gdzie odbywała się rekrutacja. Kolejny raz usłyszała utartą formułkę. Była załamana, pod skórą czuła, że i tym razem nikt się nie odezwie. Zadarła głowę do góry tak jakby chciała tam ujrzeć jakiś znak. Znak, który dawałby nadzieję na lepsze jutro. Lecz zamiast tego ujrzała ciężkie, ciemne jakby ołowiane chmury, a po chwili usłyszała grzmot. 


Mimo to postanowiła swoje kroki skierować w stronę przystanku. Szła ze spuszczoną głową, kompletnie załamana, przybita. Nawet nie wiedziała kiedy, a weszła na jezdnię wprost pod koła samochodu. Usłyszała pisk opon i więcej nie pamięta. Obudziła się w szpitalu. 
- Gdzie ja jestem? Co się stało? - pytała. 
- Jest pani w szpitalu. Została pani potrącona przez samochód. Proszę spokojnie leżeć, ma pani potłuczone dwa żebra i wybity bark - usłyszała od pielęgniarki - zaraz przyjdzie do pani lekarz - jeszcze dodała i wróciła do swoich obowiązków. Faktycznie po kilku minutach zjawił się lekarz. Zbadał ją po czym rzekł.
- Miała pani wiele szczęścia. Skończyło się tylko na kilku siniakach, wybitym barku oraz obitych żebrach. 
- Kiedy będę mogła wyjść? - dopytywała się. 
- Myślę, że nawet dzisiaj pod warunkiem, że ma pani czym wrócić do domu. Odradzałbym podróż komunikacją miejską. Natomiast w domu powinna pani oszczędzać się. Bark nastawiliśmy i jak widać został unieruchomiony na najbliższe cztery tygodnie. A na żebra przepiszę maść przeciwbólową i przeciwzapalną. To powinno pomóc - tłumaczył jej lekarz a ona zastanawiała się kogo poprosić o pomoc i jak powiedzieć w domu co się stało. Chciała nawet skłamać lekarzowi, że ma kto ją odebrać lecz lekarz tak jakby czytał w jej myślach. 
- Wie pani na korytarzu wciąż czeka mężczyzna, który panią potrącił - Ula nie widziała związku z tym jak miała wrócić do domu - ten pan chciał dowiedzieć się o pani stanie czy mogę udzielić mu informacji? A może chce pani sama z nim porozmawiać? - zapytał medyk za nim odszedł. Jednak nie uzyskał odpowiedzi. Tym samym nie mógł niczego powiedzieć czekającemu na zewnątrz mężczyźnie.

- Paulina chciałbym abyś dzisiaj odwołała swoją kosmetyczkę - odezwał się Dobrzański kiedy tylko jego dziewczyna pojawiła się w firmie.
- Ty chyba sobie żartujesz. Cóż takiego masz do mnie, że chcesz abym zrezygnowała z tego co jest zaplanowane?  - mówiła oburzona Febo.
- Wiesz nie musisz z niczego rezygnować. Chciałem to załatwić w inny sposób, ale skoro nie, to zapraszam do swojego gabinetu - rzekł. Po tym co od niej usłyszał było mu wszystko jedno gdzie, kiedy i jak jej to powie. Skoro ona nie potrafi dla jego jednej prośby zrobić czegokolwiek teraz kiedy są tylko parą. 
- Viola niech nikt nam nie przeszkadza - zwrócił się do swojej sekretarki i wraz z Pauliną zniknął za drzwiami. 
Przez krótką chwilę panował tam spokój, aż w pewnym momencie Violetta usłyszała jakiś dziwny dźwięk, coś w rodzaju rzucenia czymś i podniesiony głos panny Febo. 
- Nigdy, rozumiesz nigdy się ode mnie nie uwolnisz - krzyczała. 
- To się jeszcze okaże - odparł i dodał - teraz bądź tak łaskawa i opuść mój gabinet muszę dalej pracować - wymownie otworzył drzwi dając jej tym samym do zrozumienia, że skończył rozmowę. 
- Ja tego tak nie zostawię - wysyczała jeszcze przez zęby. Wyszła potrącając ramieniem Violettę i stukając niebotycznie wysokimi szpilkami udała się wprost do swojego brata Aleksa. Zawsze mogła na niego liczyć. A zwłaszcza jeśli chodziło o jej związek z Markiem. Obaj panowie nieszczególnie za sobą przepadali. Rywalizowali ze sobą w każdej dziedzinie życia. Chociaż można by powiedzieć, że to Aleks bardziej zazdrościł Markowi wszystkiego. 
Aleks i Paulina byli sierotami. Ich rodzice zginęli w katastrofie lotniczej kiedy lecieli na wakacje. Rodzeństwo w tym czasie spędzało lato w słonecznej Italii. Od tego dnia wszystko było inaczej. Dobrzańscy wzięli ich pod swój dach. Aleks ciągle rywalizował z Markiem o względy u Krzysztofa a Paulina w jakimś sensie owinęła sobie Helenę wokół palca. Często też jedno czy drugie potrafiło wszystko odwrócić tak aby wyszło, że to Marek jest tym złym, niedobrym. I o ile senior Dobrzański nigdy nie zostawiał sprawy bez wyjaśnienia, tak Helena często stawała po stronie przybranej córki. Kiedy Marek próbował się przeciwstawiać ta tłumaczyła.
- Synku musisz być bardziej wyrozumiały. Oni nie mają rodziców, a ty tak. 
Kiedy tylko ponownie został sam zajął się tym co przerwał aby porozmawiać z Pauliną. Domyślał się, że ta z całą pewnością nie omieszka poskarżyć się jego matce. Lecz nie przejmował się tym w końcu jest dorosłym mężczyzną. I to jest jego życie. 
- Sorella coś ty taka... - szukał odpowiedniego słowa na widok swojej siostry.
- Tak jestem wściekła. Wyobraź sobie, że Marek ze mną zerwał - mówiła wciąż wzburzona.
- Ale jak to? - dopytywał ją brat. 
- No tak. Powiedział, że z nami koniec. Bo ma podobno dość moich wiecznych awantur, posądzanie o zdrady. Wczoraj wrócił późno i jeszcze głupio się tłumaczył, że był w firmie - odparła.
- Paula, ale oni wczoraj do późna siedzieli w konferencyjnej we trójkę. Wiem, bo i ja miałem trochę roboty i wychodziłem tuż po nich. Dodatkowo mówiłem ci abyś spasowała z tymi wiecznymi kłótniami z nim. Nie taki mieliśmy plan. Pamiętasz? - ta pokiwała głową, że pamięta - proponuję abyś poszła do niego i przeprosiła go. I próbowała ponownie wkraść się w jego łaski, aby chciał do ciebie wrócić. 
- Mam jeszcze jeden pomysł. Pojadę do Heleny i poproszę ją o pomoc - odparła mu siostra. 
- Zanim to zrobisz idź do niego. Bo jeśli  zrobisz odwrotnie to myślę, że osiągniesz odwrotny skutek - próbował przekonać siostrę. Lecz ona miała na ten temat inne zdanie. I nie zamierzała posłuchać brata. Liczyła na pomoc ze strony Heleny. Postanowiła podkoloryzować trochę swoją historię. 
Wyszła i na telefonie wybrała numer swojej przybranej matki.
- Helenko możemy się spotkać? - niemalże płakała do słuchawki. Kobieta zgodziła się słysząc ten smutny ton głosu. Umówiły się popołudniu na mieście w niewielkiej kawiarence. Paulina tłumaczyła, że wszystko jej wyjaśni jak się spotkają. 

Ula po kilku godzinach mogła opuścić szpital. Zadzwoniła po swojego znajomego jednocześnie przyjaciela aby po nią przyjechał. Na korytarzu wciąż czekał mężczyzna, pod którego auto wpadła. Przeprosiła go za zaistniałą sytuację. A kiedy ten zaproponował jej podwiezienie podziękowała mu wyjaśniając, że już jedzie po nią przyjaciel. Pożegnała się z mężczyzną i wyszła na zewnątrz aby Maciek Szymczyk nie musiał jej szukać. Była przygnębiona wydarzeniami tego dnia. Przez to jej możliwość znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia przesunie się  w czasie o miesiąc. 
CDN...

piątek, 9 kwietnia 2021

CÓRKA

 Stał na czele jednej z najlepszych firm modowych w kraju Dobrzański Fashion. Przejął ją po ojcu, który zmarł kiedy on był dyrektorem do spraw promocji. Przystojny brunet, z oczami w kolorze górskiego lodowca i dołeczkami w policzkach. Miał już prawie czterdzieści lat. Od kilku lat był związany z nijaką Klaudią Nowicką. Modelką z firmy. Tworzyli nawet udany związek. Dogadywali się ze sobą prywatnie jak i na podłożu służbowym. Nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. 

Siedział w gabinecie przeglądał dokumentację kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł wzrok i rzekł.
- Proszę - w drzwiach ukazała się twarz młodej kobiety w wieku około dwudziestu lat, o włosach koloru dojrzałego kasztana. 
- Dzień dobry - usłyszał.
- Dzień dobry pani, proszę wejść - przywitał się i zaprosił gościa do środka - czy można wiedzieć co takiego panią do mnie sprowadza? 
- Czy pan nazywa się Marek Dobrzański? - ten na potwierdzenie skinął głową na tak - ja nazywam się Krzysztofa Cieplak - rzekła. Lecz to Markowi niewiele a nawet nic nie mówiło. Nie kojarzył nikogo o takim nazwisku a tym bardziej o takim imieniu. 
- Wybaczy mi pani, ale chyba się nie znamy. Tak rzadkie a zarazem oryginalne imię bym zapamiętał - rzekł. 
- Imię mam po dziadku. Tak przynajmniej mówiła moja mama - wyjaśniła. Marek wciąż nie kojarzył. A raczej nie łączył faktów - widzę, że nie rozumie pan. Jestem pańską córką - Dobrzański w momencie wyglądał tak jakby dostał czymś w głowę i nie wiedział jak się nazywa ani gdzie jest w tej chwili. 
- To chyba jakiś żart - zdołał z siebie wydobyć. 
- Nie, to nie jest żart - odparła - proszę się nie obawiać niczego od pana nie oczekuję. Chciałam tylko poznać człowieka, który porzucił kobietę w ciąży - rzekła i wyszła zostawiając go z tym wszystkim samego. 
Był w kompletnym szoku nie przypominał sobie nikogo o takim nazwisku. A przecież chyba powinien tym bardziej, że była z nim w ciąży. Dodatkowo co to za absurdalne kłamstwo, że miałby porzucić ciężarną. 

Siedział i zastanawiał się nad ty wszystkim, gdy do jego gabinetu weszła Klaudia. 
- Marek wszystko w porządku? - zapytała czym wyrwała go z tego stanu odrętwienia.
- Tak, tak - odparł - po prostu zamyśliłem się - dodał widząc pytający wyraz twarzy kobiety. 
- To co wracamy do domu? Mieliśmy dzisiaj wcześniej wyjść. Pamiętasz twoja mama ma za dwa dni urodziny i planowaliśmy na dzisiaj jechać po prezent - mówiła. 
- Pamiętam. Ale za nim wyjdziemy ja muszę jeszcze wejść na kilka minut do Seby - mówił - dosłownie na pięć minut - dodał. Kobieta z niewyraźną minął opuściła jego gabinet. 
Marek nigdy jej nie okłamywał, nie dawał powodów aby myślała, że ją zdradza. Jednak tym razem jakiś wewnętrzny głos mówił, że coś jest nie tak. Za nim przyszła do niego widziała jak jakaś młoda kobieta wychodziła z jego biura. 

- Hej Seba - wszedł  do gabinety przyjaciela.
- Hej. Co to za panienka wyszła od ciebie? - zaczął dopytywać. 
- No właśnie ja w tej sprawie. Kojarzysz może nazwisko Cieplak? - Olszański podrapał się po głowie tak jakby to miało pozwolić mu na szybsze kojarzenie i pracę szarych komórek. 
- Cieplak, Cieplak - powtórzył to nazwisko kilka razy, ale nie bardzo mógł sobie przypomnieć - wiesz co sprawdzę na Facebooku może to coś da - włączył przeglądarkę i zalogował się na portalu społecznościowym. Tam wstukał podane nazwisko lecz było tego tak dużo, że już mieli zrezygnować, gdy Marek powiedział.
- Napisz Krzysztofa Cieplak - Sebastian spojrzał na prezesa - nie patrz tak na mnie, podobno ma imię po dziadku. 
- A skąd to wiesz? - zapytał zdziwiony Olszański.
- Ona twierdzi, że jest moją córką. I matka powiedziała jej skąd ma takie imię - wyjaśnił mu Marek.
- Po twoim tacie? - Sebastian ni to stwierdził ni to spytał. Prezes tylko pokiwał głową. 
Sebastian nie bardzo wierzył w to co słyszał po chwili zapytał.
- Ty a może panna chce cię naciągnąć na pieniądze. W końcu jesteś majętny. 
- Nie wiem Seba, ale sama powiedziała mi, że nie chce niczego ode mnie. A jedynie zobaczyć jak wygląda człowiek, który porzucił jej matkę kiedy ta była w ciąży.
- A ty jej uwierzyłeś? 
- Sam nie wiem co mam o tym myśleć. Muszę to jakoś sprawdzić i dowiedzieć się o co w tym wszystko chodzi. 
- To może pojedziemy do mnie i przy piwku spróbujemy tę sprawę rozwikłać - zaproponował mu Olszański.
- Dzisiaj nie mogę. Umówiony jestem z Klaudią, mamy jechać po prezent urodzinowy dla mamy - wyjaśnił prezes. 

Podjechał pod firmę, a tam czekał na niego już Sebastian. Marek wyglądał jakby nie spał przynajmniej pół nocy. Liczył, że uda im się spokojnie pogadać, ale jak na złość przyjechał razem z Klaudią. Często bywało tak, że przyjeżdżali osobno. Przywitali się i całą trójką weszli do firmy, rozstali się dopiero na trzecim piętrze. Tu wysiadła Klaudia musiała iść do pracowni Pshemko na przymiarkę jednej z kreacji do nowej kolekcji.
Panowie wysiedli dwa piętra wyżej. 
- Marek jeśli możesz przyjdź do mnie mam coś - rzekł dość tajemniczo Sebastian biorąc klucze do swojego gabinetu z recepcji. Dobrzański nie tracąc czasu poszedł razem z przyjacielem - spójrz - rzekł po chwili Olszański pokazując palcem na monitor. 
- Urszula Cieplak? - przeczytał na głos pytającym tonem. 
- Z tego co się dowiedziałem to jest matka tej całej Krzysztofy - spojrzał na Marka, ale ten zdawał się nie bardzo rozumieć - ta Cieplak dwadzieścia lat temu pracowała u nas, była stażystką. Przyjęła się zaraz po ukończeniu studiów. 
W pewnym momencie wyglądało tak jakby Marek coś sobie przypominał. Stał i wpatrywał się w zdjęcie kobiety sprzed dwóch dekad. 


- Marek wszystko jest w porządku? - odezwał się dyrektor.
- Tak. Dzięki, zrobiłeś kawał dobrej roboty - rzekł, pożegnał się z przyjacielem i udał do swojego gabinetu. 
Po tym czego dowiedział się od swojego przyjaciela postanowił odnaleźć je obie i porozmawiać, wyjaśnić. W głowie zaczęło mu coś świtać. Musiał to wyjaśnić. Zaczął sobie coś przypominać. 
Doskonale pamięta jak żył te dwie dekady temu. Można powiedzieć, że używał życia w dosłownym tego słowa znaczeniu. Częste imprezy do białego rana, przygodne spotkania z różnymi panienkami. Towarzyszem tych jego nocnych zabaw zawsze był Sebastian Olszański. Długoletni przyjaciel jeszcze z czasów szkoły średniej. Lecz jak sięga pamięcią to ta cała Ula nie należała do tego typu dziewczyn. Faktycznie była ładna, ale wyjątkowo odporna na jego wdzięki. I nagle jakby grom z jasnego nieba przypomniał sobie wyjazd integracyjny. To właśnie wtedy wylądowali w łóżku, w głowach szumiał alkohol. Był już w związku z Klaudią od jakiś może dwóch do trzech miesięcy. A Ula kilka tygodni po tym wyjeździe odeszła z firmy. trochę to było dziwne. Któregoś dnia nie przyszła do firmy, a jedynie w recepcji zostawiła swoje wypowiedzenie. Ten jednak nie dociekał co się stało. Przyjął to do wiadomości, a jednocześnie poprosił Olszańskiego aby wystawił jej świadectwo pracy. Od tego czasu się nie kontaktowali ze sobą. Z tego co mówiła ta młoda kobieta to ten wieczór był brzemienny w skutki. Zastanawiał się tylko dlaczego ta nic mu nie powiedziała. A córce za to, że ten ich nie chce. Musi to wszystko wyjaśnić. Owszem nie był może i świętoszkiem, ale z całą pewnością nie porzuciłby kobiety w ciąży a tym bardziej własnego dziecka. 

Minęło kilka dni, Markowi udało się zdobyć adres Urszuli. W tajemnicy przed Klaudią postanowił pojechać i wyjaśnić. Klaudia zastanawiała się nad dziwnym zachowaniem mężczyzny.
- Marek wszystko jest w porządku? - zapytała jednego razu kiedy wrócili do domu.
- Tak. A czemu pytasz? - usłyszała w odpowiedzi. 
- Od kilku dni chodzisz jakiś nieobecny, zamyślony - wyjaśniła mu swoje obawy. 
- Nic się nie dzieje. Wiesz, że zbliża się pokaz i stąd te moje zachowanie. Zwłaszcza, że Pshemko wyjątkowo jest tym razem nerwowy i szybciej niż zwykle wpada w złość - wyjaśnił. Miał tylko nadzieję, że ta uwierzy w jego słowa. Myślał, że tak właśnie będzie. 

Lecz ta czuła, że coś się może wydarzyć.  Postanowiła zadzwonić do Heleny. Obie panie miały dobre relacje. Chwilami młody Dobrzański miał wrażenie, że nawet bardzo dobre. Te spotkały się w niewielkiej kawiarence. 
- Pani Helenko, mam wrażenie, że Marek może coś wiedzieć o wydarzeniach sprzed dwudziestu lat - mówiła młodsza z kobiet. 
- Dlaczego tak sądzisz moje dziecko? - pytała druga.
- Kilka dni temu była u nas w firmie młoda kobieta wyglądała na jakieś dwadzieścia lat. Po tej wizycie Marek zaczął dziwnie się zachowywać. 
- Rozmawiałaś z nim? 
- Tak. Wykręcił się pokazem i humorami Pshemko. 
Helena nie widziała powodu do zmartwień i uspokoiła swoją rozmówczynię. 

Marek podjechał pod niewielki dom w Rysiowie. Całą drogę zastanawiał się co ma powiedzieć, jak to wszystko wyjaśnić. Wszedł przez otwartą furtkę i podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek. Po krótkiej chwili ujrzał w nich tę samą kobietę, która była u niego w firmie. 
- Dzień dobry pani - przywitał się.
- Dzień dobry. Co pan tu robi? 
- Chciałem wyjaśnić to co się wydarzyło. Może mi pani poświęcić trochę czasu? - rzekł.
Ta przez chwilę zastanawiała się i już miała odpowiedzieć i jednocześnie pożegnać gościa. Ale usłyszała głos swojego dziadka.
- Kto to? 
- Nikt dziadku - odpowiedziała, ale za nim zareagowała starszy mężczyzna był tuż za nią.
- Kochanie zaproś pana do środka - dla Marka w tym momencie ukazała się jednak szansa na rozmowę. Ta posłuchała starszego pana i wpuściła Dobrzańskiego do domu. 
- Chciałem porozmawiać z pani mamą, ale i również z panią - zaczął kiedy zostali sami. Krzysztofa spuściła głowę, a jej oczy zrobiły się mokre od słonej cieczy - czy coś powiedziałem nie tak? 
- Moja mama nie żyje od dwóch i pół miesiąca - powiedziała a raczej wyszeptała. 
- Bardzo mi przykro. Nie chciałem sprawić pani przykrości. 
- Mama zginęła w wypadku - wyjaśniła i po chwili już opanowanym głosem zapytała - o czym chciał pan rozmawiać. Tu nie ma o czym. Wiem, że nie chciał pan aby mama urodziła. I proponował jej pieniądze na zabieg, ale kiedy mama nie zgodziła się na to to dostała do podpisania, że zniknie z firmy i pana życia oraz nie będzie dochodziła żadnych roszczeń na drodze sądowej - mówiła z żalem w głosie, a ten siedział i nie mógł uwierzyć w te słowa. Kobieta widząc niedowierzanie wymalowane na jego twarzy wstała i z niewielkiej szkatułki wyjęła złożoną kartkę, na której było napisane. 
Że w związku z zaistniałą sytuacją ona odjedzie z firmy i nie oczekuje żadnego wsparcia ze strony Marka. Na dole strony były dwa podpisy. Dobrzański przyglądał się i w końcu rzekł z prośbą. 
- Czy mogę prosić o kartkę oraz długopis? - Krzysztofie wydawało się to dość dziwne, ale nie skomentowała a jedynie podała mu zeszyt. Ten skreślił coś i podał jej wraz z tym pismem. 
- Proszę spojrzeć, a zauważy pani różnicę w tych podpisach. Faktycznie już na pierwszy rzut oka widać było różnicę. 
- Czy to znaczy...? - chciała się upewnić czy dobrze rozumie. Marek wszedł jej w słowo.
- Tak to znaczy, że o niczym nie wiedziałem. Nigdy bym tak nie postąpił. Owszem nie wiem jakby potoczyły się nasze wspólne losy. Lecz nigdy nie zaproponowałbym żadnego zabiegu, a zrobił bym wszystko aby mieć z wami kontakt. Nawet jeśli nie bylibyśmy małżeństwem to bym finansowo was wspierał - mówił jednocześnie zastanawiając się kto jest pomysłodawcą tej całej intrygi. Podejrzewał tak naprawdę jedną z dwóch osób. Mogła to być matka albo Klaudia. Musiał to wyjaśnić. Zastanawiał się również dlaczego Ula nie przyszła bezpośrednio do niego. No cóż teraz już się tego nie dowie. Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Tę ciszę przerwał Marek. 
- Wiem, że tego straconego czasu nie da się nadrobić. Lecz jeśli tylko będziesz czegokolwiek potrzebowała to możesz do mnie przyjechać albo zadzwonić - wręczył jej swoją wizytówkę na której widniał między innymi numer telefonu. 


Pożegnał się i wrócił do siebie. W domu nie zastał Klaudii. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie było już dość późno. Wyciągnął telefon z zamiarem wysłania do niej wiadomości. Już miał pisać kiedy usłyszał otwierane drzwi. 
- Gdzie byłaś tyle czasu? 
- Przepraszam kochanie, ale umówiłam się z twoją mamą i tak się zasiedziałyśmy - odpowiedziała. 
- A możesz mi powiedzieć coś na ten temat? - wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki to samo pismo co pokazała mu Krzysztofa. Ta w momencie poczuła jakby zabrakło jej tchu a nogi zrobiły się z waty - widzę, że wiesz i to bardzo dużo - dodał widząc jej dziwne ruchy. 
- Marek, ale to nie tak - zaczęła.
- Nie tak? A jak? - wysyczał przez zaciśnięte zęby - zrobiłaś ze mnie potwora. Potwora, który pozbawiony jest jakichkolwiek uczuć. Zastanawiam się czy wymyśliłaś to sama czy ktoś ci w tym pomógł - mówił. Klaudia milczała, bo wiedziała, że co by nie powiedziała tylko działa na jej niekorzyść.
- Marek, a skąd ta pewność, że to jest twoja córka? - odezwała się.
- Mam tą pewność po tym co jest tu napisane. A dodatkowo jest bardzo podobna do mnie. Zadałem ci pytanie kto ci w tym pomógł. Bo nie sądzę abyś sama na to wpadła - modelka zastanawiał się czy wyznać prawdę, czy może iść w zaparte i twierdzić, że to jej pomysł. W końcu powiedziała.
- Razem z twoją mamą. Ja usłyszałam jak ta rozmawiała z jedną z dziewczyn o ciąży. Przestraszyłam się, że mnie zostawisz dla tej dziewuchy i powiedziałam o tym Helenie - wyjaśniła. 
Tego wieczoru to była ich ostatnia rozmowa oraz koniec ich związku. Marek następnego dnia pojechał do rodziców i tam powiedział matce co o tym wszystkim myśli. 
Zaproponował swojej córce pracę w firmie, ale ta odmówiła. Tłumacząc, że nie chce żadnych protekcji. 
Od tej rozmowy również Marek próbował zacieśnić ten kontakt z córką. Krzysztofa również tego chciała. Opowiedziała o wszystkim Józefowi Cieplakowi, a ten przyjął to bardzo spokojnie i zaakceptował Marka. 
KONIEC.


piątek, 2 kwietnia 2021

SIŁACZKA część XIII

 

Życzy Julita Morawiec

Ula do końca dnia wciąż zastanawiała się nad powrotem do rodzinnego domu. Dodatkowo poprzedniego wieczoru rozmawiała z ojcem, a o czym nie mówiła Markowi. 
- Ula Betti wciąż płacze i mówi, że bardzo tęskni. Dodatkowo nie zostawiłaś żadnych pieniędzy. A moja renta przyjdzie za dwa dni - mówił jej ojciec.
- Tato jeszcze przed wyprowadzką zapełniłam wam lodówkę we wszystko co potrzebne. Opłaciłam prąd i gaz na pół roku do przodu - odpowiedziała. 
- A jak ty to sobie wyobrażasz, że my nie musimy zjeść czegoś innego niż to co w lodówce? - mówił tonem, który potrafił wywołać poczucie czegoś w rodzaju winy. Winy, że jej i jej dziecku może być lepiej. Że pozostawiła rodzinę bez żadnego zabezpieczenia.
- Tato jeszcze dziś prześlę ci na konto trochę pieniędzy. A jak Dąbrowska nie nęka was? 
- A co martwi cię to? - znowu ten ton.
- Tak. Bo dobrze wiesz, że to właśnie z ich powodu musiałam się wyprowadzić? 
- Jak dla nie to tylko twoje widzimisię. Dobrze wiesz, że pogadaliby i przestali. A odpowiadając na twoje pytanie to jest spokój - mówił. 
Ula czuła się rozbita po tej rozmowie z ojcem. Z jednej strony było jej przykro, że zostawia ich samych, ale dzięki tej wyprowadzce mogła żyć spokojniej. A teraz jeszcze to zachowanie małego w przedszkolu. 

Wybiła piętnasta, kiedy wychodzili wraz z Markiem z firmy. 
- Ula nie martw się zobaczysz będzie dobrze - próbował ją uspokoić Dobrzański. Lecz ona zdawała się go nie słuchać.
- Ula? - odezwał się ponownie bardziej podniesionym głosem. 
- Przepraszam cię Marek zamyśliłam się. 
- Proszę cię nie zamartwiaj się na zapas. Wszystko się ułoży - mówił do niej otwierając jej drzwi od auta. 
Kwadrans później już parkował swoje auto przed przedszkolem. Ula wysiadła i poszła odebrać malca, podczas ubierania mały marudził. Ula pochyliła się  i rzekła do niego.
- Na zewnątrz czeka cię niespodzianka - po tych słowach mały przestał marudzić. 
Wyszła z małym i wskazała w kierunku Marka. Przemek wyrwał się matce i pognał w stronę Dobrzańskiego. 
- Wujek - wołał.
- Cześć szkrabie - witał się z nim Marek i biorąc na ręce. 
- Psyjechałeś po mnie? - dopytywał malec. 
- Przyjechałem, bo słyszałem, że często płaczesz - mówił. 
- Bo nie lubię tu zostawać - odparł ze skargą w głosie Przemek.
- Wiesz co teraz pojedziemy w jedno miejsce. A później jeszcze o tym porozmawiamy. Wskakuj, mama cię zapnie w foteliku i jedziemy. 
Ula usadziła syna w środku, zapięła go i sama zajęła miejsce obok Marka. 
Całą drogę milczeli. Ula wciąż rozważała powrót do Rysiowa, a Marek jak sprawić aby ta została w Warszawie. Wciąż myślał, że powodem jest tylko niechęć małego do przedszkola. 
- Gdzie my jesteśmy? - zapytał mały Cieplak.
- Tu mieszkają moi rodzice - odpowiedział malcowi Dobrzański - zjemy pyszny deser, a później będziesz mógł poszaleć w ogrodzie. 
- Supel - zawołał malec.
- Synku ja cię bardzo proszę abyś był grzeczny - mówiła Cieplak.
- Ula daj spokój. Przecież to dziecko i ma prawo do zabawy - wszedł jej w słowo młody Dobrzański. 
Cieplak nie odezwała się więcej. 

- Witajcie kochani - odezwał się Marek po wejściu do domu rodziców - przyprowadziłem ze sobą gości - dodał.
- Dzień dobry państwu - usłyszeli nieśmiały głos.
- O pani Urszula - odezwała się Helena - dzień dobry. Miło nam gościć was. 
- A ten mały dżentelmen to zapewne pani synek? - odezwał się senior.
- Tak to mój syn Przemek - odpowiedziała - co się mówi? - zwróciła się do synka.
- Dzień dobly - przywitał się malec. 
- Co was sprowadza? - zapytał senior. 
- Chciałem wam kochani coś powiedzieć - zaczął Marek - pamiętacie jak ostatnio wspominałem wam, że już nie jestem sam. Że jestem szczęśliwie zakochany? - nim oni zdążyli cokolwiek odpowiedzieć ten pospieszył z wyjaśnieniami - to właśnie Ula jest tą, w której się zakochałem. W dodatku ze wzajemnością - mówił z radością w głosie. 
Widać było, że Dobrzańskich ucieszyła ta wiadomość. W pewnym sensie obawiali się, że ich jedyny syn zostanie wiecznym kawalerem. A gdy tylko usłyszał słowa matki był w stu procentach pewny, że zaakceptowali jego wybór. 
- Witamy kochani w naszej rodzinie. Mówię, że w rodzinie, bo myślę iż nie będziesz Marek zwlekał - Marek spojrzał na matkę i uśmiechnąwszy się rzekł.
- Mamo to nie tylko ode mnie jest zależne. 
- Wujku gdzie ten ogród? - wszedł w rozmowę dorosłych mały Przemek czym rozbawił ich wszystkich. 
- Wiesz co kochanie - odezwał się senior Dobrzański - mam pomysł zostawimy ich a ja ci pokażę ten ogród - mały pokiwał głową jednocześnie zerkając na matkę czy ta nie będzie przeciwko temu. Chwycił Krzysztofa za rękę i wyszli na zewnątrz. 
- Mamo chciałem zapytać czy nie ma możliwości zapisać Przemka do tego przedszkola należącego do fundacji? Mały nie chce zostawać w tym przedszkolu co go Ula zapisała - Ula słuchała tego co mówił Marek i nie była przekonana do tego.
- Marek, ale nie sądzę aby w tym przedszkolu zostawał skoro nie chce tu - mówiła Cieplak.
- Ula myślę, że możemy spróbować - odezwała się Helena - wiesz dziecko, czasami jest tak, że w jednym dziecko będzie źle się czuło a w innym dobrze. Jeśli chcesz to możesz go jutro przyprowadzić. 
- Tylko to musi być ta najmłodsza grupa mamo - odezwał się Marek.
- Synku domyślam się - odparła mu z uśmiechem matka. 
Całą trójką posiedzieli jeszcze trochę w gościnnym domu państwa Dobrzańskich. Widać było po Uli, że obawy co do tego jak zostanie przyjęta nie spełniły się. Po zachowaniu rodziców Marka wywnioskowała, że została zaakceptowana ona i jej syn. Obawiała się jedynie czy ta zmiana przedszkola coś da. Lecz nadal kwestia powrotu do Rysiowa była nie przesądzona. 
Podczas drogi powrotnej do mieszkania Uli mały zasnął  w foteliku. 
- Ja go wezmę - odezwał się szeptem Dobrzański jak tylko zaparkował pod blokiem Uli - Ula czy jest coś jeszcze? - dopytywał się Marek jak tylko Ula położyła syna do łóżka i chciała pójść do kuchni aby zrobić im herbaty. 
- Czemu tak myślisz? 
- Całą drogę byłaś jakaś zamyślona, a i u rodziców też wydawałaś się być gdzieś daleko myślami.
- Zastanawiam się czy to coś da taka zmiana przedszkola. Ale i nie tylko to mnie trapi - zaczęła. 
- Kochanie dobrze wiesz, że jeśli nie spróbujemy to się nie dowiemy. Lecz ja jestem jakoś dziwnie spokojny o to. A co jeszcze cię trapi? 
Ta przez chwilę milczała tak jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. 
- Dwa dni temu rozmawiałam z tatą - i znowu zamilkła.
- I? - dociekał Dobrzański.
- I to jest również mój powód do rozmyślań nad powrotem do Rysiowa. Oni sobie tam beze mnie nie dają rady - mówiła.
- Ula przepraszam za to co powiem. Nie dają sobie rady tylko bez ciebie czy raczej bez ciebie i twoich pieniędzy. Ja rozumiem, że twój tato jest schorowany, ale już Jasiek mógłby podjąć jakieś zatrudnienie. Ty i Przemek macie prawo do własnego życia.
- Ty niczego nie rozumiesz - niemalże wykrzyczała mu to w twarz.
- To mi wytłumacz. Bo najwyraźniej jestem głupi nie mogąc pojąć jak dajesz się wykorzystywać swojej rodzinie. Oni powinni cię wspierać. Przecież doskonale wiedzą jakie piekło zgotowali ci ojciec i babka twojego syna. 
- Od śmierci mamy to ja się wszystkim zajmowałam. Moja pensja była, jest na tyle duża, że mogli odetchnąć. A z chwilą jak się wyprowadziłam już jest im trudniej. 
Tato może mieć rację, że ludzie w końcu przestaną gadać i dadzą mi spokój. 
- Ula czy ty nie widzisz, że dla twojej rodziny jesteś tylko i wyłącznie czymś w rodzaju służącej i tej, która dodatkowo przynosi pieniądze. 
- Nie mów tak - rzekła po czym w ostentacyjny sposób dała mu do zrozumienia aby już sobie poszedł samej wychodząc do pokoju syna, niby sprawdzić czy malec śpi. 
Marek nie zamierzał dyskutować. Powiedział jej co o tym wszystkim myśli. Wstał z krzesła, na którym siedział przy kuchennym stole i wyszedł nie pożegnawszy się. 
Od tego wieczoru minęło kilka dni. W tym czasie Ula przepisała Przemka do przedszkola przy fundacji Heleny i o dziwo mały ani razu nie zapłakał. A wręcz przeciwnie dopytywał czy jeszcze tu wróci. To cieszyło ją, bo jedna sprawa się rozwiązała. Ale za to nie pogodziła się z Markiem. Czuła się urażona. Lecz z drugiej strony po części przyznawała mu rację
Ale jak to mówią prawda boli. Nawet w firmie widoczne były zmiany w ich relacjach. Zachowywali się bardzo służbowo. Każde wychodziło osobno z pracy i również osobno do niej przychodzili. Aż któregoś dnia to Ula postanowiła porozmawiać z Markiem i go przeprosić. Było to po kolejnej rozmowie z ojcem. Chociaż rozmową tego nazwać nie można. Bardziej przypominało to kłótnię. Po, której Ula wiele zrozumiała. Ojciec kolejny raz próbował przekonać ją do powrotu do Rysiowa. Ale tym razem bardziej dosadnie to argumentował. 
- Ty sobie tam gniazdko będziesz wiła, a my tu mamy biedować? Jak śmiesz - krzyczał do córki Cieplak. 
 Ula nie odpowiedziała ojcu, ale rozłączyła się. Później przez dłuższą chwilę rozmyślała nad tym co mówił jej Marek. 
 
Rano zaprowadziła synka do przedszkola i kiedy miała już wychodzić usłyszała wołanie. 
- Mamusiu - ta zatrzymała się w pół kroku, a w głowie pojawiła się myśl, że będzie powtórka z przeszłości. Jednak myliła się, bo od malca usłyszała - mamusiu kiedy odwiedzi nas wujek Marek?
- Zobaczymy synku. Może uda mi się porozmawiać z nim dzisiaj i zaprosić do nas - odpowiedziała.
Była pora lunchu, wstała od biurka i delikatnie zapukała do drzwi gabinetu. 
- Marek masz może chwilę? - zapytała, stojąc na środku gabinetu ze spuszczoną głową.
- Tak mam - usłyszała w odpowiedzi. 
- Chciałam porozmawiać. Ale w pierwszej kolejności to bardzo chcę cię przeprosić. Wiem, że miałeś rację w tym co mówiłeś. 
- Przeprosiny przyjęte - odpowiedział i zaraz dodał - a co takiego się stało, że zmieniłaś zdanie? 
- Dużo by mówić. Dlatego powiem tylko tyle, kolejna rozmowa z ojcem - rozmawiali jeszcze chwilę po czym postanowili wspólnie wyjść i coś zjeść na mieście. 
- A jak Przemek? - zapytał w międzyczasie, gdy czekali na zamówione dania. 
- Z tym przedszkolem to był strzał w dziesiątkę. Ani razu nie zapłakał wręcz przeciwnie dopytuje czy jeszcze tam pójdzie - ta wiadomość bardzo ucieszyła Marka. 
Od tego dnia ta dwójka ponownie wydawała się być szczęśliwą parą. I tak też właśnie było. Czas płynął swoim trybem, a oni zdążyli się zaręczyć i ustalić termin ślubu. A ten zaplanowali na czas Świąt Wielkanocnych. Wszyscy ich wspólni znajomi cieszyli się ich szczęściem i życzyli im jak najlepiej. Tylko ojciec nie był z tego faktu zadowolony. Nawet rozmowa Marka z przyszłym teściem na niewiele się zdała. 
W końcu nastał ten piękny a jednocześnie wyjątkowy dzień dla nich obojga. Jedynie co nie dawało Uli spokoju to, że jej rodziny prawdopodobniej nie będzie w tym dniu.
Młodzi wyszli z kościoła a już ustawiła się kolejka chętnych do składania im życzeń. Byli państwo Dobrzańscy, Pshemko, Aleks z Julią i jeszcze inni aż na końcu podszedł do nich sam Cieplak wraz z rodzeństwem Uli. Młodzi za nim dojechali na salę weselną mieli odbyć sesję zdjęciową. 



KONIEC