piątek, 16 kwietnia 2021

BRZYDKA ONA, PIĘKNY ON część I

Wraz z rodzicami w niewielkiej miejscowości pod Warszawą mieszkała Urszula Cieplak. Państwo Cieplakowie oprócz Uli mieli jeszcze trójkę dzieci. Syna, który był w ostatniej klasie liceum oraz dwie córeczki bliźniaczki w wieku pięciu lat. Dla kogoś z zewnątrz mogłoby się wydawać, że są zwyczajną polską rodziną. Lecz rzeczywistość wyglądała całkiem inaczej. Jedna z dziewczynek była chorym dzieckiem. A to spowodowało iż tylko Józef Cieplak pracował. I przez to coraz częściej pod ich dach zaczęła zaglądać bieda. Magda musiała zająć się domem i opieką nad nieuleczalnie chorą córką. Pieniądze, które przynosił mąż w przeważającej mierze szły na leczenie córki,  reszta na bieżące opłaty. Oszczędzali już prawie na wszystkim. Z czasem doszło do tego, że Ula przerabiała odzież swojej rodzicielki. Druga z dziewczynek do południa przebywała w przedszkolu, syn Jasiek był w szkole. Ula skończyła już edukację. Od ponad pół roku była absolwentką ekonomii na SGH. Biegle posługiwała się angielskim oraz niemieckim na poziomie biznesowym. Posiadała na to odpowiednie certyfikaty.  A mimo to nie mogła znaleźć zatrudnienia. Była już na tak wielu rozmowach, że nie sposób je zliczyć i zawsze słyszała tę samą formułkę.
- Dziękujemy za przybycie. Odezwiemy się - tylko jakoś nikt się nie odzywał. 
- Co jest ze mną nie tak? Czy poza wyglądem nie liczy się nic innego? - rozmyślała siedząc wieczorami w swoim małym pokoiku. 
Czasami wieczorami czytała swoim dwóm siostrzyczkom ich ulubioną bajkę Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve  "Piękna i bestia". Obie dziewczynki siedziały i słuchały jak ich siostra czyta przy tym modelując głosem dźwięki. 
- Sama bym chciała poznać takiego księcia. Księcia, który by mnie pokochał. W bajce to on jest tym brzydkim a w rzeczywistości to ja jestem tą bestią - rozmyślała. 
Nigdy nie uważała się za chodzącą piękność. Okulary, które zasłaniały jej pół twarzy, aparat na zębach  nie dodawał uroku. 



Chciała coś zmienić w swoim wyglądzie. Ale jak? Ciągły brak pieniędzy nie pomagał. Z każdym kolejnym niepowodzeniem w związku ze znalezieniem pracy dochodziła do wniosku.
- Dziś liczą się koneksje i wygląd. A to co w głowie już nie koniecznie - rozmyślała. 

Kolejny raz pokłócił się ze swoją już niemalże byłą dziewczyną. Wrócił później do domu niż obiecywał, a ta już na samym wstępie zarzuciła mu, że ją zdradza. 
- Czy ty nie możesz wracać do domu o przyzwoitych godzinach? Czy ja zawsze muszę popołudnia i wieczory spędzać samej?  Ciekawa jestem, która tak urozmaiciła ci ten dzisiejszy wieczór? - krzyczała.
- Paulina uspokój się. Nigdy cię nie zdradziłem. Całe popołudnie i pół wieczoru przesiedzieliśmy w firmie - mówił, ale był coraz bardziej zły na Paulinę - tak siedzieliśmy. Ja, mój ojciec i Sebastian - dodał. Lecz ona zdawała się nie wierzyć w słowa swojego  chłopaka. A on nie zamierzał kolejny już raz udowadniać jej jak było. Chwilami miał wrażenie jakby była niespełna rozumu i nie wiedziała jakie stanowisko on pełni w ich wspólnej firmy. Miał serdecznie dość tych wszystkich oskarżeń, awantur i tego jak jest przez nią traktowany - jeśli ci coś nie pasuje to tam są drzwi i możesz je zamknąć z drugiej strony - dokończył i poszedł do sypialni wziął stamtąd swoją kołdrę po czym poszedł do pokoju gościnnego. Nie miał zamiaru dłużej z nią dyskutować. Był zmęczony tym dniem. Zbliżał się pokaz, a oni wciąż nie mieli pomysłu ani na miejsce gdzie można by zorganizować pokaz. Lecz mieli większy problem, wciąż szukali miejsca zbytu swoich kreacji. A do tego wszystkiego ciągle naburmuszona Paulina. Zasypiał z podjętą decyzją, że to ostatnie godziny ich związku. Zamierzał to zrobić jutro po pracy. Rano nie chciał tego robić. A i zazwyczaj kiedy on wstaje, szykuje się do wyjścia ona jeszcze śpi albo dopiero bierze poranną kąpiel. Rzadko kiedy wspólnie przyjeżdżają do pracy. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy jest zebranie zarządu. 

Wyszła z domu z nadzieją, że tym razem się uda. Że skończy się ta ich wieczna bieda. A może nawet uda jej się wyprowadzić z czasem może do samej Warszawy. Tym samym odciąży swoją rodzinę. 
Wychodziła z biurowca, gdzie odbywała się rekrutacja. Kolejny raz usłyszała utartą formułkę. Była załamana, pod skórą czuła, że i tym razem nikt się nie odezwie. Zadarła głowę do góry tak jakby chciała tam ujrzeć jakiś znak. Znak, który dawałby nadzieję na lepsze jutro. Lecz zamiast tego ujrzała ciężkie, ciemne jakby ołowiane chmury, a po chwili usłyszała grzmot. 


Mimo to postanowiła swoje kroki skierować w stronę przystanku. Szła ze spuszczoną głową, kompletnie załamana, przybita. Nawet nie wiedziała kiedy, a weszła na jezdnię wprost pod koła samochodu. Usłyszała pisk opon i więcej nie pamięta. Obudziła się w szpitalu. 
- Gdzie ja jestem? Co się stało? - pytała. 
- Jest pani w szpitalu. Została pani potrącona przez samochód. Proszę spokojnie leżeć, ma pani potłuczone dwa żebra i wybity bark - usłyszała od pielęgniarki - zaraz przyjdzie do pani lekarz - jeszcze dodała i wróciła do swoich obowiązków. Faktycznie po kilku minutach zjawił się lekarz. Zbadał ją po czym rzekł.
- Miała pani wiele szczęścia. Skończyło się tylko na kilku siniakach, wybitym barku oraz obitych żebrach. 
- Kiedy będę mogła wyjść? - dopytywała się. 
- Myślę, że nawet dzisiaj pod warunkiem, że ma pani czym wrócić do domu. Odradzałbym podróż komunikacją miejską. Natomiast w domu powinna pani oszczędzać się. Bark nastawiliśmy i jak widać został unieruchomiony na najbliższe cztery tygodnie. A na żebra przepiszę maść przeciwbólową i przeciwzapalną. To powinno pomóc - tłumaczył jej lekarz a ona zastanawiała się kogo poprosić o pomoc i jak powiedzieć w domu co się stało. Chciała nawet skłamać lekarzowi, że ma kto ją odebrać lecz lekarz tak jakby czytał w jej myślach. 
- Wie pani na korytarzu wciąż czeka mężczyzna, który panią potrącił - Ula nie widziała związku z tym jak miała wrócić do domu - ten pan chciał dowiedzieć się o pani stanie czy mogę udzielić mu informacji? A może chce pani sama z nim porozmawiać? - zapytał medyk za nim odszedł. Jednak nie uzyskał odpowiedzi. Tym samym nie mógł niczego powiedzieć czekającemu na zewnątrz mężczyźnie.

- Paulina chciałbym abyś dzisiaj odwołała swoją kosmetyczkę - odezwał się Dobrzański kiedy tylko jego dziewczyna pojawiła się w firmie.
- Ty chyba sobie żartujesz. Cóż takiego masz do mnie, że chcesz abym zrezygnowała z tego co jest zaplanowane?  - mówiła oburzona Febo.
- Wiesz nie musisz z niczego rezygnować. Chciałem to załatwić w inny sposób, ale skoro nie, to zapraszam do swojego gabinetu - rzekł. Po tym co od niej usłyszał było mu wszystko jedno gdzie, kiedy i jak jej to powie. Skoro ona nie potrafi dla jego jednej prośby zrobić czegokolwiek teraz kiedy są tylko parą. 
- Viola niech nikt nam nie przeszkadza - zwrócił się do swojej sekretarki i wraz z Pauliną zniknął za drzwiami. 
Przez krótką chwilę panował tam spokój, aż w pewnym momencie Violetta usłyszała jakiś dziwny dźwięk, coś w rodzaju rzucenia czymś i podniesiony głos panny Febo. 
- Nigdy, rozumiesz nigdy się ode mnie nie uwolnisz - krzyczała. 
- To się jeszcze okaże - odparł i dodał - teraz bądź tak łaskawa i opuść mój gabinet muszę dalej pracować - wymownie otworzył drzwi dając jej tym samym do zrozumienia, że skończył rozmowę. 
- Ja tego tak nie zostawię - wysyczała jeszcze przez zęby. Wyszła potrącając ramieniem Violettę i stukając niebotycznie wysokimi szpilkami udała się wprost do swojego brata Aleksa. Zawsze mogła na niego liczyć. A zwłaszcza jeśli chodziło o jej związek z Markiem. Obaj panowie nieszczególnie za sobą przepadali. Rywalizowali ze sobą w każdej dziedzinie życia. Chociaż można by powiedzieć, że to Aleks bardziej zazdrościł Markowi wszystkiego. 
Aleks i Paulina byli sierotami. Ich rodzice zginęli w katastrofie lotniczej kiedy lecieli na wakacje. Rodzeństwo w tym czasie spędzało lato w słonecznej Italii. Od tego dnia wszystko było inaczej. Dobrzańscy wzięli ich pod swój dach. Aleks ciągle rywalizował z Markiem o względy u Krzysztofa a Paulina w jakimś sensie owinęła sobie Helenę wokół palca. Często też jedno czy drugie potrafiło wszystko odwrócić tak aby wyszło, że to Marek jest tym złym, niedobrym. I o ile senior Dobrzański nigdy nie zostawiał sprawy bez wyjaśnienia, tak Helena często stawała po stronie przybranej córki. Kiedy Marek próbował się przeciwstawiać ta tłumaczyła.
- Synku musisz być bardziej wyrozumiały. Oni nie mają rodziców, a ty tak. 
Kiedy tylko ponownie został sam zajął się tym co przerwał aby porozmawiać z Pauliną. Domyślał się, że ta z całą pewnością nie omieszka poskarżyć się jego matce. Lecz nie przejmował się tym w końcu jest dorosłym mężczyzną. I to jest jego życie. 
- Sorella coś ty taka... - szukał odpowiedniego słowa na widok swojej siostry.
- Tak jestem wściekła. Wyobraź sobie, że Marek ze mną zerwał - mówiła wciąż wzburzona.
- Ale jak to? - dopytywał ją brat. 
- No tak. Powiedział, że z nami koniec. Bo ma podobno dość moich wiecznych awantur, posądzanie o zdrady. Wczoraj wrócił późno i jeszcze głupio się tłumaczył, że był w firmie - odparła.
- Paula, ale oni wczoraj do późna siedzieli w konferencyjnej we trójkę. Wiem, bo i ja miałem trochę roboty i wychodziłem tuż po nich. Dodatkowo mówiłem ci abyś spasowała z tymi wiecznymi kłótniami z nim. Nie taki mieliśmy plan. Pamiętasz? - ta pokiwała głową, że pamięta - proponuję abyś poszła do niego i przeprosiła go. I próbowała ponownie wkraść się w jego łaski, aby chciał do ciebie wrócić. 
- Mam jeszcze jeden pomysł. Pojadę do Heleny i poproszę ją o pomoc - odparła mu siostra. 
- Zanim to zrobisz idź do niego. Bo jeśli  zrobisz odwrotnie to myślę, że osiągniesz odwrotny skutek - próbował przekonać siostrę. Lecz ona miała na ten temat inne zdanie. I nie zamierzała posłuchać brata. Liczyła na pomoc ze strony Heleny. Postanowiła podkoloryzować trochę swoją historię. 
Wyszła i na telefonie wybrała numer swojej przybranej matki.
- Helenko możemy się spotkać? - niemalże płakała do słuchawki. Kobieta zgodziła się słysząc ten smutny ton głosu. Umówiły się popołudniu na mieście w niewielkiej kawiarence. Paulina tłumaczyła, że wszystko jej wyjaśni jak się spotkają. 

Ula po kilku godzinach mogła opuścić szpital. Zadzwoniła po swojego znajomego jednocześnie przyjaciela aby po nią przyjechał. Na korytarzu wciąż czekał mężczyzna, pod którego auto wpadła. Przeprosiła go za zaistniałą sytuację. A kiedy ten zaproponował jej podwiezienie podziękowała mu wyjaśniając, że już jedzie po nią przyjaciel. Pożegnała się z mężczyzną i wyszła na zewnątrz aby Maciek Szymczyk nie musiał jej szukać. Była przygnębiona wydarzeniami tego dnia. Przez to jej możliwość znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia przesunie się  w czasie o miesiąc. 
CDN...

9 komentarzy:

  1. Ciekawie się zaczyna. Zastanawia mnie tylko, kto potrącił Ule, bo chyba nie Marek, sądząc po wpisie. Cóż trzeba czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi przywitać nową czytelniczkę.
      O potrąceniu Uli więcej w następnym rozdziale.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w piątkowe przedpołudnie.
      Julita

      Usuń
  2. Bardzo intrygujący początek, już nie mogę się doczekać kolejnej części. Paula
    i Aleks jak zwykle knują. Ten mężczyzna w szpitalu to chyba Marek i mniemam, że nie zostawi tak Uli tylko będzie chciał jakoś pomóc. Miłego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu rodzeństwo są tacy jak w serialu. Marek nie mógł być na miejscu wypadku, bo rozmawiał z Pauliną.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
      Julita

      Usuń
  3. Smutne i ciężkie życie ma Ula. Mama żyje, ale ma chorą siostrę. Teraz jeszcze ten wypadek. Oby wypadek okazał się szczęście w nieszczęściu. Marek raczej nie był kierowcą. Już prędzej Krzysztof albo Sebastian.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś bardzo przewidująca. Lecz nie zdradzę, o którą osobę chodzi.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
      Julita

      Usuń
  4. Biednemu to zawsze wiatr w oczy. Pechowa Ula dręczy się tym, że wciąż pozostaje bez zatrudnienia. Chciałaby odciążyć finansowo rodziców a tu dzieje się zupełnie na przekór. Nic dziwnego, że dziewczyna nie potrafi myśleć o niczym innym i przez to staje się nieuważna, co skutkuje potrąceniem przez samochód. Byłam przekonana, że to Lexus Marka, ale najwyraźniej nie, bo przecież w tym czasie on szarpał się ze swoją dziewczyną. Pytanie, kto to był? Może to Krzysztof? Jeśli to on, to z pewnością nie zostawi tak tego i będzie szukał kontaktu z Ulą, żeby jakoś wynagrodzić jej ból i niedogodności.
    Paulina tak samo wredna jak w serialu. Marek nie ma z nią życia. Ciekawe, czy ulegnie namowom jej i naciskom matki skoro już definitywnie postanowił rozstać się z paskudną FE. Alexowi coś za bardzo na tym zależy i przypuszczam, że zarówno on jak i siostrunia mają jakieś plany związane z Markiem. Niecne plany.
    Rozdział ewidentnie zwiastuje sytuację rozwojową. Jest trochę zagadek a to zawsze wciąga.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboje Febo są tak samo wredni jak w serialu. O ich planach jeszcze będzie.
      Kto potrącił Ulę i jakie będę tego konsekwencje na przyszłość zdradzić nie mogę.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w piątkowy wieczór.
      Julita

      Usuń
  5. Ciekawa jestem na co choruje córka Cieplaków i jak potoczą się losy Uli. Ktoś ją potrącił wiadome jest ,że nie jest to Marek ,a ktoś inny. Nie wiadomo w jakich okolicznościach pozna Marka. Mam nadzieję, że ktoś jej pomoże i później znajdzie prace a z tym nie jest tak łatwo zwłaszcza ,że ona jest teraz nie w pełni sprawna i zdrowa. Zapowiada się naprawdę ciekawie. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń