piątek, 26 kwietnia 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część VII

Próbowała zasnąć, bo następnego dnia musiała iść przecież do szkoły, ale jej rodzice mieli to najwyraźniej gdzieś. W pokoju obok  wraz z ciotką i jej mężem najzwyczajniej w świecie urządzili sobie libację. Było już dość późno gdy usłyszała jak matka kłóci się z ojcem. Bluzgała na niego, a on na nią. W pewnym momencie usłyszała jak Agata wykrzyczała w kierunku Zygmunta.
- Twoja matka to nierób – tym stwierdzeniem doprowadziła swojego męża do furii.
Zygmunt miał to do siebie, że jeśli on kogoś obrażał albo jego rodzinę było ok. Lecz nikt nie miał prawa złego słowa powiedzieć o jego rodzicach i rodzeństwie. Wówczas wpadał w szał i stawał się nieobliczalny.
Bożenka słysząc jak zaczynają się bić wpadła do pokoju, a to co ujrzała przeraziło ją.
Ojciec siedział na matce i okładał ją pięściami, a pozostała dwójka przyglądała się temu.
- Tatusiu zostaw mamę – krzyczała przez łzy dziewczynka.
- Spierdalaj spać – usłyszała.
Podeszła do ojca próbując go odciągnąć od matki. Ten niewiele myśląc chwycił małą za ręce i zaciągnął do jej pokoju i nakrywając pierzyną przytrzymał tak, że dziewczynka nie mogła zaczerpnąć powietrza. W pewnym momencie usłyszała krzyk matki co pozwoliło jej wymknąć się ojcu i uciec z mieszkania. Przez jakąś chwilę siedziała skulona na klatce schodowej i zalewała się łzami. Nie wiedziała ile tam przesiedziała, ale gdy nie było już słuchać żadnych odgłosów, wróciła do mieszkania. Myślała, że uda jej się przejść do swojego pokoju niespostrzeżenie, ale jednak zauważyła ją matka.
- Po co się wpierdalasz? - usłyszała.
- Przepraszam już nie będę – wyszeptała przez łzy.
- Więcej nie stanę w twojej obronie. Niech nawet cię zatłucze. Mam już to gdzieś – krzyczała, ale tylko w myślach. Nie potrafiła się postawić.
Jakiś czas później usłyszała jak ciotka mówi do wuja, że wychodzą, a on tylko rzekł.
- Jeszcze ze szwagrem się nie napiłem. Zygmunt polej.
Bożenka tylko wywróciła oczami. Następnego dnia na wpółprzytomna poszła do szkoły.

Bożenka miała jakieś trzynaście lat gdy jej ojciec miał wypadek w pracy. Często zdarzało się, że Zygmunt wyjeżdżał wraz z innymi w delegacje. Z racji, że był stolarzem i pracował na stolarni, pracodawca delegował go wraz z innymi do prac naprawczych w ośrodkach należących do zakładu.
Na takich wyjazdach zawsze było morze alkoholu I właśnie na takim wyjeździe stał się ten wypadek. Zygmunt idąc poślizgnął się na mokrej trawie i upadając złamał nogę w kostce. Do domu przywieźli go koledzy z pracy a następnie na pogotowie. Okazało się, że miejsce złamania było na tyle poważne, że jedynym rozwiązaniem okazało się zespolenie kości dwiema śrubami. Dla Bożenki oznaczało to tylko tyle, że przybyło jej obowiązków w postaci usługiwania ojcu.
Podczas tych wielu dni spędzonych w domu Zygmunt wpadł na pomysł, aby zrobić prawo jazdy i kupić samochód. Tym pomysłem podzielił się z żoną. Gdy tylko otrzymali odszkodowanie z tytułu wypadku Zygmunt zapisał się na kurs, który zdał za pierwszym razem. Kilka dni po tym jak już trzymał dokument w ręku wraz z Agatą udali się do banku i zaciągnęli kredyt w dolarach. Jedyny spłacony w całości i przed terminem. Następnego dnia był umówiony z kolegą aby ten pomógł mu w kupnie samochodu. A raczej doradził, już mieli upatrzony konkretny model. I tak kupili Fiata 125p. I znowu był powód do imprezy. Bożenka już przestała zwracać na to uwagę.
Natomiast Zygmunt z Agatą od kupna samochodu wpadli na jak zdawało się dziewczynce głupi pomysł. Co tygodniowe wyjazdy w góry, do Krakowa i w wiele innych miejsc. Każdy by się cieszył z takich wypadów, ale nie Bożenka. Z każdego takiego wyjazdu Agata wracała pijana, a Zygmunt pił po powrocie. Tak prawdę mówiąc nie zwiedzali nic prócz kolejnych knajp, jakby ich brakowało w Sosnowcu.

Nastał dla Bożenki czas poważnych decyzji. Była w ósmej klasie i musiała wybrać szkołę średnią. Wybór był trudny, tym bardziej iż nie miała kogo się poradzić. Zdecydowała się w końcu na liceum zawodowe. Wiedziała, że nie powinna mieć problemów z dostaniem się do wybranej szkoły.
- Bożenko jak skończysz podstawówkę dostaniesz ode mnie i mamy złoty pierścionek – usłyszała jednego razu od ojca.
Następnego dnia matka obiecała jej dodatkowo kolczyki jeśli dostanie się do liceum.
- Córcia jak dostaniesz się do szkoły średniej ode mnie dodatkowo dostaniesz wieżę – usłyszała od ojca.
Po słowach ojca miała wrażenie jakby ta dwójka licytowała się przed nią próbując coś w ten sposób ugrać. Nie wierzyła w te ich obietnice. Zbyt często już ją zawiedli i oszukali.
Udało się dostać jej do wybranej szkoły bez żadnych przeszkód. Była ambitna i miała swój cel. Chciała skończyć szkołę średnią i wreszcie uwolnić się od tych ludzi.


Pod koniec ósmej klasy jej wychowawczyni złożył propozycję czegoś na zasadzie kolonii obozu harcerskiego. Poprosiła Bożenkę aby ta przekazała wiadomość rodzicom o takiej możliwości. Ci przystali na to. Wyjazd miał trwać dwa tygodnie i cena była nadzwyczaj niska. Powiedzieli jej, że to nagroda za wyniki w nauce. Ona sama cieszyła się z tego wyjazdu jak z każdego innego, gdy tylko powodował choć chwilę odpoczynku od dnia codziennego. Ten pobyt miał być na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i jedni mieli nocować pod namiotami, a drudzy w ośrodku wypoczynkowym położonym tuż w pobliżu pola namiotowego. Tradycyjnie miała niańczyć młodszego brata, ale okazało się iż on jest za mały aby móc nocować w namiotach. Odetchnęła z ulgą. Tuż po przyjeździe jej rodzice dostali propozycję na jeszcze jeden turnus za kolejne dwa tygodnie. Zgodzili się bez wahania, a na ten czas miała jechać do dziadków. Te wakacje uznała za najlepsze jakie miała dotychczas. Miała już czasami serdecznie dość tych wakacji u dziadków. Najgorzej było zawsze z początkiem każdego nowego roku szkolnego, gdy wszyscy opowiadali jak spędzili wakacje.

Będąc u dziadków i spędzając czas z Grześkiem dziwnie się czuła w jego towarzystwie.
- Wiesz Joasiu jakoś dziwnie czuję się w jego towarzystwie – mówiła jednego razu do przyjaciółki, gdy tylko rozstały się z Grześkiem.
- A może ty się w nim zakochałaś?
- No co ty. Lubię go jest miły, sympatyczny, dowcipny, jest inny niż ci z mojej szkoły – tłumaczyła się Bożenka. Chociaż koleżanka jakoś wiedziała swoje – Dobrze zmieńmy temat, gdzie idziesz po tej szkole? - zapytała.
- Do ogólniaka, a później jakieś może studia zobaczy się – odpowiedziała – a ty?
- Ja do liceum zawodowego o kierunku biurowo – administracyjnym. Powiem ci, że cieszę się na zmianę szkoły. Jakoś nie umiałam się dopasować do tych ludzi i liczę, że w tej nowej będzie lepiej.
Słowa Joasi stały się prorocze, bo kilka dni później Bożenka i Grzegorz tworzyli parę. To była taka pierwsza młodzieńcza miłość i z całą pewnością żadne nie snuło planów na przyszłość. Ale przez to trudniej było im się rozstać na dwa tygodnie, bo przecież miała wyjechać na kolejny turnus.
- Bożenko, ale wrócisz jeszcze na ostatnie dwa tygodnie wakacji – dopytywał chłopak.
- Jasne, że przyjadę – odparła z pewnością w głosie.

Nastał wrzesień i Bożenka poszła do nowej szkoły. Z początku widok tak licznej klasy nieco ją onieśmielił. W jej klasie było ich trzydzieścioro czworo. Niemal od samego początku złapała kontakt z jedną z dziewczyn. Z innymi również miała dobre stosunki, ale z Justyną dogadywała się najlepiej. Po miesiącu do jej klasy dołączyła jeszcze jedna dziewczyna. Po krótkiej rozmowie obie doszły do wniosku, że znają się od dawna. Jak się okazało leżały w szpitalu na tym samym oddziale. W trójkę stworzyły paczkę przyjaciółek spędzających wspólnie wolny czas. W klasie uznawano ją za osobę otwartą, życzliwą, wiecznie uśmiechniętą. Można by pokusić się nawet o stwierdzenie, że Bożenka do dusza towarzystwa. Ale ona doskonale robiła dobrą minę do złej gry. Czuła się bardziej swobodnie, bo nikt nie wiedział jak jest w jej domu, a ona sama nikomu nie mówiła o tym. To była pierwsza dobrze odebrana nauka. Im mniej ludzi wie tym lepiej. 
CDN...

piątek, 19 kwietnia 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część VI

Życzy Julita z rodziną


Była wczesna jesień Przemek był już uczniem drugiej klasy, ale już wiedział, że jest pupilkiem rodziców i rodziny ze strony ojca. Coraz częściej za zachowanie brata obrywało się Bożenie.

- Ty zostajesz na świetlicy, ja przyjdę po ciebie na drugiej przerwie i zaprowadzę pod salę – tłumaczyła bratu jednego razu.
- Dobra – odparł Przemek.
Bożenka zostawiła go i sama udała się na lekcje, nieświadoma tego co wydarzy się w ciągu tych czterdziestu pięciu minut.
- Dzień dobry pani – Bożenka przywitała się z kobietą w świetlicy.
- Witaj Bożenko, co cię sprowadza?
- Przyszłam po mojego brata – odparła zgodnie z prawdą.
- Ale brata zabrała wasza mama – usłyszała.
- Dlaczego? - zapytała spokojnie, ale wewnątrz poczuła niepokój.
Tak działo się dość często, gdy przeczuwała coś złego.
- Nie wiem. Jak przyszłam to twoja mama już wychodziła z bratem ze szkoły.
Tego dnia nie umiała się już do końca lekcji skupić. Nie wiedziała co się wydarzyło. Po powrocie ze szkoły w domu zastała tylko ojca, którego mina wskazywała, że znów jej się oberwie. Kwadrans później usłyszała matkę i brata.
- Bożena do mnie – krzaczyła Agata. Bożenka na nogach jak z waty wyszła ze swojego pokoju.
- Możesz mi wyjaśnić dlaczego Przemek został sam?
- Zostawiłam go na świetlicy i poszłam na lekcje – odparła.
- To nieprawda. Zostawiła mnie na korytarzu – usłyszała brata.
- Nie kłam – krzyknęła w jego kierunku.
- To ty nie kłam. Przez twoje zachowanie Przemek został ugryziony przez psa.
- Ale ja musiałam iść na lekcje, a jemu kazałam siedzieć na świetlicy – próbowała się bronić, lecz na nic to się zdało. Tymi tłumaczeniami tylko jeszcze bardziej rozzłościła matkę.

Wieczorem kładąc się spać kolejne siniaki na jej ciele przypominały o tym co się wydarzyło. W szkole na pytanie o powód powstania siniaków miała zawsze to samo wytłumaczenie.
- Uderzyłam się – mówiła, a wszyscy w to wierzyli. W szkole snuła się po korytarzach nie zaczepiana przez nikogo. Czasami siadała w kącie i coś czytała lub powtarzała materiał na następną lekcję.

Niby miała już jakieś tam koleżanki w klasie oraz na osiedlu gdzie mieszkała, ale to nie były żadne bliższe znajomości. Wciąż utrzymywała kontakt z Joasią oraz Grześkiem, ale nawet im się nie zwierzała z tego co ją trapi.

- Mamusiu bolą mnie nogi – rzekła jednego razu do matki, a było to z początkiem nowego roku.
- Jak to bolą? Coś zrobiła? - usłyszała.
- Nic, po prostu mnie bolą – odparła.
- Gdzie? Pokaż.
- O w tym miejscu – wskazała palcem miejsce bólu.
- Dzisiaj pójdziesz do szkoły, a jutro pójdziemy do lekarza jeśli ból nie ustąpi.
I tak też się stało, a dla samej Bożenki zaczęła się wędrówka od jednego laboratorium do drugiego i wysłuchiwanie narzekań matki.
- Nic nie robię tylko latam z tobą po tych przychodniach.
W końcu usłyszała wraz z matką diagnozę.
- Pani córka ma zmiany reumatyczne – rzekł lekarz pediatra.
- I co teraz? - pytała Agata.
- Dam pani skierowanie do poradni reumatologicznej i oni powiedzą co dalej - usłyszała w odpowiedzi.
Dwa miesiące później Bożenka trafiła na oddział Dziecięcego Szpitala, tam spędziła kolejne dwa. W tym czasie matka z ojcem byli u niej może kilka razy tłumacząc się pracą. Faktem było, że Agata pracowała na trzy zmiany, ale Zygmunt już na jedną.
- Bożena przecież jest jeszcze Przemek, a dobrze wiesz, że on ma komunię i trzeba mu poświęcić więcej czasu. Nie bądź egoistką – usłyszała jednego razu.
Jeszcze do południa czas w szpitalu dziewczynka miała wypełniony różnego rodzaju zabiegami i badaniami, ale popołudnia były trudne.
- Mamusiu, a możesz poprosić kogoś z mojej klasy aby z biblioteki w szkole wypożyczył dla mnie jakąś książkę, a pani żeby podała czego się uczą? - poprosiła matkę na samym początku swojej hospitalizacji.
- Po co ci to?
- Przynajmniej nie będę miała dużych zaległości w szkole – odpowiedziała.
- No dobrze – odparła Agata – ale przywiozę ci dopiero w piątek – dodała.
Przez ten czas, jej wychowawczyni raz w tygodniu prosiła kogoś z klasy aby przekazywał jej matce materiał do nauki. W ten sposób Bożenka wracając do szkoły po powrocie ze szpitala nie miała wiele zaległości.

Gdy nastał dzień, że mogła wrócić do domu jej rodzice oprócz wypisu dostali plik recept i różnych zaleceń. Szkoda tylko, że jak to mówią papier przyjmie wszystko. Tak też było w tym wypadku. Bożenka nigdy nie trafiła na dodatkowe zabiegi, a o wykupie leków nawet nie usłyszała słowa. Samej nawet nie upomniała się o to, bo znała odpowiedź.

Kiedy pojechali na Święta Wielkanocne do Radomska  okazało się, że nikt tam nie wie o stanie zdrowia Bożenki.
- Agato dlaczego nie daliście znać, że Bożenka była w szpitalu? – pytał jej ojciec.
- Skąd wiecie?
- Bożenka mówiła – padło z ust brata Agaty.
- Nie było powodu, aby was niepokoić – odparła.
Ci nie drążyli dalej tematu, wiedząc iż niczego więcej się nie dowiedzą ani od córki ani tym bardziej od zięcia.

- Czy ty musisz mielić tym jęzorem na prawo i lewo? - wysyczała przez zęby Agata do córki, podczas drogi do jednej z ciotek.
- Ale co ja takiego powiedziałam? - dopytywała dziewczynka.
- Musiałaś mówić, że byłaś w szpitalu?
Mała spuściła tylko głowę i nie odzywając się więcej szła kilka kroków przed rodzicami. Wolała nie tłumaczyć swojego zachowania, bo było bezsensowne.

Przemek doczekał się swojego święta. Na komunię przybyło wielu gości, ale była to rodzina tylko ze strony ojca. Rodzina matki nie była wstanie przybyć, bo w tym samym czasie w Radomsku odbywała się druga komunia. Zygmunt oczywiście nie byłby sobą gdyby tego nie skomentował.
- Jasne żadne z nich nie mogło przyjechać. Niby komunią się wymawiają. Dobre sobie.
- I dobrze, niech nie przyjeżdżają – odparła Agata.
Przemek uzbierał wiele kosztownych prezentów oraz trochę gotówki. Lecz w przeciwieństwie do siostry jemu nic rodzice nie zabrali.

- Przemek mogę posłuchać muzyki na twoim magnetofonie? - zapytała Bożenka dzień po komunii.
- Nie, bo to ja dostałem od wujka – usłyszała w odpowiedzi.
- On mi nie pozwala posłuchać muzyki – powiedziała z żalem w głosie do rodziców.
- To jest jego – usłyszała w odpowiedzi – Przemek jutro pojedziemy po ten obiecany komputer. Trochę pieniążków uzbierałeś, my z tatą ci dołożymy i kupimy – usłyszała dziewczynka.
To co powiedzieli rodzice bardzo zabolało Bożenkę, a w niej narastała coraz większa niechęć do własnego brata. Nie odezwała się jednak słowem wiedząc, że to wywoła tylko złość w rodzicach. Kolejny raz leżąc już w łóżku wieczorem łykała łzy i narastał w niej bunt.

Nastały kolejne wakacje, ale miały być inne od zeszłorocznych. W tym roku Bożenka wraz z bratem wyjeżdżała na kolonie organizowane przez zakład pracy Agaty i Zygmunta. Mieli spędzić całe dwa tygodnie w górach w malowniczej miejscowości Głuchołazy. W dniu wyjazdu Bożenka była zła, że rodzice kazali jej zajmować się młodszym bratem podczas trwania kolonii. Jakże jej humor się poprawił, gdy po przybyciu na miejsce okazało się, że ten będzie w innej grupie i dodatkowo w innym skrzydle budynku.

Tuż przed wyjazdem dowiedziała się również, że na ten sam turnus jedzie kilkoro dzieci, które dobrze znała. Nawet pokój dzieliła z dziewczynką mieszkającą na tym samym osiedlu co ona sama. Bożenka odpoczęła od obowiązków, rodziców, a nawet od brata.
Następnym punktem wakacji oczywiście był wyjazd do dziadków. W te wakacje Bożenka również spędzała na zbiorach oraz pracy w polu z tą różnicą, że nie przyznawała się nawet dziadkom ile zarobiła. Tradycyjnie każdą wolną chwilę spędzała z Joasią i Grześkiem. Ta trójka rzeczywiście tworzyła zgraną paczkę przyjaciół. Bywały dni, kiedy Bożenka spędzała czas tylko z Grześkiem, co bardzo nie podobało się babci.
- Bożenko nie powinnaś tyle czasu spędzać tylko z chłopakiem. To bardzo nie ładnie wygląda – mówiła babcia.
- Przecież nic złego nie robimy – odpowiadała w takich chwilach.
Rzeczywiście dzieciaki nie robiły niczego złego. Często spacerowali albo siadali gdzieś na leśnej polanie i rozmawiali. To temu chłopcu Bożenka po raz pierwszy zwierzyła się z tego jak ma ciężko. Nie wspomniała tylko o alkoholizmie rodziców. A stało się to na kilka dni przed jej powrotem do domu.
- Bożenko czemu jesteś taka smutna? - zapytał przyjaciel.
- Nie, nie jestem wydaje ci się tylko – odparła.
- Przecież widzę -mówił.
Widząc, że ten nie daje za wygraną opowiedziała mu o swoim życiu. Widać było, że Grzesiek przejął się tym.
- A nie możesz zamieszkać razem z dziadkami? - zapytał gdy ta skończyła mu opowiadać.
- Oni się nie zgadzają, w sensie dziadkowie – odparła.
- Grzesiu mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – padło z ust dziewczynki, gdy już wracali.
- Mów – odparł.
- Proszę zachowaj to dla siebie. Jesteś jedyną osobą, której o tym powiedziałam – poprosiła go.
- Nie obawiaj się, nikomu nic nie powiem – przyrzekł
Bożenka zdawała sobie sprawę, że ten chłopak nie jest wstanie jej pomóc, ale czuła chęć wygadania się.
CDN...

piątek, 12 kwietnia 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część V

Dwa tygodnie na wsi u dziadków minęły szybko i nadszedł dzień, a raczej noc kiedy Bożenka wraz z rodziną wyjeżdżała na wykupione czasy. Dzieciaki były pełne euforii i podekscytowania. To miały być inne wakacje niż dotychczas.

Wieczorem wraz z koleżanką z pracy Agaty całą czwórką wyruszyli do Katowic na dworzec PKP skąd mieli pociąg do Chałup.
Dzięki temu, że koleżanka Agaty miała męża kolejarza mieli możliwość jechać sami w jednym z przedziałów pociągu. Gdy tylko pociąg podjechał na peron przed wejściem ustawiły się tłumy ludzi, którzy również mieli podróżować w tymże samym kierunku. Bożenka wraz z Przemkiem mieli wsiąść inaczej niż inni podróżni. Zygmunt podniósł pierwszą Bożenkę i podał znajomemu przez okno i chwilę później to samo uczynił z synem. Dzieci zostały umieszczone w przedziale i cierpliwie czekały na rodziców, którzy kilka minut później dołączyli do nich.
- No moi drodzy przedział należy do was przez całą drogę – rzekł znajomy i udał się do swoich obowiązków.
- Mamusiu długo będziemy jechać – zapytał Przemek
- Przez całą noc – odparła kobieta.
Dzieci zajęły się sobą, a rodzice sobą. Bożenka próbowała nie spać, ale zmęczenie wzięło górę i na jakiś czas i ona zasnęła. Było już widno, gdy poczuła jak ktoś szarpie ją za ramię.
- Wstawaj Bożenko, już niedługo wysiadamy – usłyszała głos ojca.
Dziewczynka powoli wybudzała się, a matka szykowała im kanapki zabrane z domu i rozlewała do kubków herbatę.

Późnym popołudniem gdy wypoczęli po długiej podróży całą czwórką udali się na zwiedzanie okolicy. Ośrodek był położony jakieś pięćdziesiąt metrów od Zatoki Puckiej oraz pięć minut drogi od morza. 

- Tatusiu co to są te drewniane bale? – zapytała Bożenka wskazując palcem w kierunku falochronów.
- To są falochrony – usłyszała w odpowiedzi.
- A do czego służą? – padło z ust jej brata.
- Zmniejszają fale – odparł ojciec.
- Bożena nie wchodź na nie, bo spadniesz i przemoczysz buty – usłyszała krzyk matki.
- Przestań nic jej się nie stanie – usłyszała głos ojca. Ale takie zachowanie rodziców, gdzie gdy jedno zabraniało to drugie pozwalało było częste.
Bożenka weszła tylko na jeden i zawołała do ojca.
- Tatusiu, a ty tak potrafisz?
Zygmunt niewiele myśląc wszedł i przeszedł jeszcze po kilku gdy jedna z nóg ześlizgnęła mu się, a on wpadł do wody przemaczając buty.
- Ha ha ha – usłyszał śmiech żony.
- Z czego się śmiejesz, ciekawe ile ty przejdziesz – rzekł ze śmiechem w kierunku żony.
Ta wiele nie myśląc chciała pokazać, że przejdzie więcej. Ale również nie utrzymując równowagi wpadła do wody i mocząc całą spódnicę. Śmiechu tego wieczoru było co niemiara.
Całe dwa tygodnie upływały w miarę spokojnie. O dziwo Agata i Zygmunt potrafili zachować umiar w spożywaniu alkoholu. Zwiedzili w tym czasie Trójmiasto, Hel, często chodzili z dziećmi na wieczorne spacery.
W ośrodku również było co robić. Organizowane były różne zabawy dla dzieciaków, aby rodzice mieli czas dla siebie. Bożenka nie była by sobą gdyby nie wzięła udziału chociażby w jednym konkursie. Była dzieckiem lubiącym wyzwania i nawet jeśli nie udało się wygrać nie zrażała się. Wręcz przeciwnie wyciągała wnioski i starała się wypaść lepiej następnym razem. W ten sposób z wczasów przywiozła dwa dyplomy. Ale nie tylko podczas wczasów brała udział w konkursach, bo również w szkole.
Zygmunt uczył dzieci pływania, ale Bożenka jakoś była dość opornym uczniem w tej materii, za to Przemek dość szybko załapał w czym rzecz i pod koniec wczasów już potrafił pływać. Lecz jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy. Tak było i tym razem, dwa tygodnie minęły szybko. Wrócili do domu, gdzie czekały ich niezbyt miłe niespodzianki. Agata wraz z mężem nie zmartwili się tym zbytnio. Następnego dnia mieli odwieźć dzieci ponownie do rodziny na resztę wakacji i po powrocie zająć się tym co się wydarzyło.

- Zygmunt lodówka nie działa – usłyszeli głos Agaty będącej w kuchni.
- Jak to nie działa? - dopytywał.
- No nie działa. Włączyłam do prądu i nic – odparła.
- Trudno jutro jedziemy do Radomska, a jak wrócimy zajmiemy się tym – rzekł Zygmunt.
Po powrocie z Radomska okazało się, że również telewizor przestał działać.

- O zobacz Przemek mamy nowy telewizor – rzekła do brata, gdy wrócili z wakacji od dziadków.

Bożenka zaczęła czwartą klasę, a jej brat poszedł do pierwszej. Rodzice znów zaczęli być tacy sami jak przed wakacjami. Alkohol, awantury, a dla Bożenki dodatkowe obowiązki w postaci pomocy bratu w nauce.
W końcu nawiązała bliższą znajomość z jedną z koleżanek w swojej klasie. Podczas jednego z zebrań w szkole okazało się, że klasa Bożenki ma wyjechać na Zieloną Szkołę do Ustronia. Rodzice postanowili zgodzić się na jej wyjazd. Opłacili całość, a dziewczynka bardzo cieszyła się na wyjazd. Lecz na jakieś dwa miesiące przed terminem cały wyjazd stanął pod znakiem zapytania.
Bożenka zaprosiła swoją koleżankę do siebie, rodzice zostawili je same, a sami pojechali na większe zakupy. Wieczorem okazało się, że z domu zginęły pieniądze przeznaczone na jej wyjazd.
- Bożena, gdzie są pieniądze? - usłyszała wściekły głos ojca.
- Jakie pieniądze? - zapytała i natychmiast odpowiedziała – Ja nic nie ruszałam.
- Tu leżały w tej szkatułce – usłyszała matkę i jej rękę wskazującą miejsce znajdowania się pieniędzy.
- Czy Edyta była cały czas z tobą? - padło kolejne pytanie.
- Nie. Została chwilę sama, gdy ja musiałam iść do ubikacji – odpowiedziała z przerażeniem w głosie dziewczynka. Doskonale wiedziała co może teraz nastąpić.
Bożenka zostawiła na kilka minut koleżankę samą i poszła do ubikacji, która znajdowała się na klatce dwa piętra niżej.
I tak wieczorem Bożenka dostała pasem, gdzie jedno trzymało a drugie lało oraz kolejny raz szlaban na wyjścia z domu.
Następnego dnia po szkole Agata udała się do domu koleżanki córki. Po rozmowie z jej rodzicami ta przyznała się do kradzieży, a ci zobowiązali się zwrócić całą sumę. Część pieniędzy zwrócili od ręki, ale pozostałą kwotę czyli około jedną czwartą sumy ich córka zdążyła wydać.

Bożenka jednak wyjechała na Zieloną Szkołę co bardzo ją cieszyło. Dzięki temu mogła odpocząć od domowych obowiązków i cieszyć się spokojem. Owa koleżanka nie miała tego szczęścia, za to co zrobiła jej rodzice wycofali zgodę na wyjazd.

Minęły kolejne wakacje tak samo jak wszystkie poprzednie czyli na wsi u dziadków. Ale coś działo się dziwnego z Bożenką. Zaczęła się buntować, często odpyskowywała, robiła na przekór wszystkim. Kiedy podczas pobytu u dziadków babcia pytała co słychać u niej w domu. Burknęła coś, że wszystko jest dobrze.
- Bożenko, chyba nie mówisz mi wszystkiego – usłyszała od babci.
- A po co mam mówić, przecież i tak macie to gdzieś – odparła i chciała wyjść z domu.
- To nie jest tak kochanie – usłyszała dziewczynka.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Idę do Joasi i wrócę później bo urządzać będziemy ognisko z innymi – rzekła i wyszła z domu.
Matka Agaty zastanawiała się co takiego się zaczęło dziać z jej wnuczką. To już nie była jej ukochana wnuczka. Ta stała się krnąbrna, pyskata. Kobieta zaczęła się obawiać czy aby ta nie zaczęła robić tego samego co Agata. Ta również zaczęła sprawiać kłopoty mniej więcej będąc w wieku Bożenki.

Będąc w piątej klasie Bożenka wciąż nie miała bliskich koleżanek i coraz częściej zamykała się we własnym świecie. Rzadko kiedy wychodziła z domu. Wolała siedzieć zamknięta we własnym małym pokoiku. Tam przynajmniej nie widziała tych wszystkich, którzy wytykali ją palcami oraz słyszeć szeptów.
- To córka tych pijaków spod dziewiątki.
W domu starała się wykonywać swoje obowiązki bez słowa, aby tylko rodzice dali jej spokój, a później siedziała przed książkami i uczyła się.
CDN...

piątek, 5 kwietnia 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część IV

Bożenka skończyła drugą klasę i tak jak rok wcześniej wakacje miała spędzić u dziadków. Wyjechali do Radomska dzień po zakończeniu szkoły. Cieszyła się, mimo że czeka ją wczesne wstawanie oraz praca w polu. Dzięki temu będzie miała dwa miesiące spokoju od tego co zgotowali jej rodzice. Nadal nie miała bliskich koleżanek w Sosnowcu, a u dziadków miała ich wiele. Często spotykała się z Joasią. W te wakacje dziadkowie już pozwolili jej samej chodzić do koleżanki, wówczas to poznała innych. Jak się okazało Bożenka potrafiła uśmiechać się i to tak szczerze i prawdziwie. Oprócz Joasi bliżej zaprzyjaźniła się również z jednym z chłopców, który mieszkał w pobliżu. W pewnym sensie to ta znajomość wydawała się jej rodzinie dziwna, bo Bożenka stroniła od znajomości z chłopcami. 

- Wiesz mamo ona jest jakaś inna – mówiła Agata do swojej rodzicielki jednego razu. Było to jakoś podczas jej pobytu w czasie ferii zimowych w Radomsku.
- Co masz na myśli dziecko – rzekła starsza z kobiet.
- Mieszkamy przecież już tyle czasu w Sosnowcu, a ona nie ma bliskich koleżanek, za to od kontaktów z chłopcami całkiem ucieka – mówiła Agata.

Dlatego gdy w wakacje Bożenka chętnie przebywała w towarzystwie Grześka oraz innych było dziwne. Pod koniec wakacji rodzina czasami z uśmiechem na ustach mówiła.
- Bożena narzeczony przyszedł.
- To nie mój narzeczony – mówiła dziewczynka. To sformułowanie drażniło ją. Faktem było, że lubili się z tym pucołowatym chłopcem z sąsiedztwa. Grzesiek był jej rówieśnikiem. Ten chłopiec jej imponował, był inny niż ci wszyscy miejscowi z jej szkoły. Pod koniec wakacji ta trójka dzieciaków stała się wręcz nierozłączna. Trudno było Bożence rozstawać się z nimi. Wymienili się adresami i obiecywali sobie, że będą do siebie pisać. Kolejnym powodem niechęci do powrotu do domu byli jej sami rodzice. Zdawała sobie sprawę co ją tam czeka.

Przez dwa miesiące tylko raz odwiedziła dziadków  z ojca strony. Było to na samym początku gdy całą czwórką przyjechali do Radomska. To już stało się normą, że pierwsze kroki po przyjeździe kierowali do rodziny Zygmunta, niby powodowane było to bliskością ich zamieszkania. Faktem było to, że ci mieszkali bliżej niż rodzina Agaty. Lecz było też drugie dno tego wszystkiego, a nazywało się alkohol, którego nie brakowało w domu rodzinnym Zygmunta. A ta dwójka nie umiała sobie tego odmówić. Bożenka z grymasem na ustach i obrzydzeniem witała się z dziadkami oraz najmłodszym bratem ojca. Od tych ludzi wiecznie wyczuwalna była woń alkoholu.

- No to po jednym – usłyszała Bożenka jak dziadek Czesław  zawołał.
- Spokojnie ojciec – odparł Adam.
Bożenka popatrzyła na towarzystwo i tylko przewróciła oczami.
Ojciec Zygmunta w porównaniu do pozostałych gości nie pił wódki, ale wino. Oczywiście te z najniższej półki. Ten człowiek potrafił sam wypić dwa takie wina.
- Mamusiu mogę iść do cioci Beaty? - odezwała się nieśmiało dziewczynka.
Mówiła do rodziców mamusiu lub tatusiu, a wewnątrz się buntowała. Lecz nie mogła mówić inaczej. Zwrot mamo czy tato oznaczał ślad na jej twarzy.
- Siedź na dupie. Jutro pójdziemy rano, a popołudniu pojedziemy do babki Haliny – usłyszała.
Odeszła od stołu i wyszła z pokoju gdzie przebywali dorośli. W tej rodzinie dzieci nie miały prawa przebywać w jednym pokoju z dorosłymi.
Dziewczynka zajęła się kolorowaniem jakiejś kolorowanki, gdy do domu weszli kolejni goście. Bożenka wyszła aby się przywitać z ciotkami i wujkami i ponownie znikła. Do pokoju, w którym siedziała weszło kilkoro dzieci. Nie lubiła ich wszystkich, a i sama odnosiła wrażenie, że oni za nią również nie przepadają.
- Zobacz co dostałem od babci – usłyszała jednego z kuzynów.
- A ja też dostałem – odparł drugi.
- Bożena, a ty też dostałaś? - usłyszała pytanie.
- Nie – odpowiedziała smutnym głosem.
Trzy kuzynki, które również tam były prawie z nią nie rozmawiały. Traktowano ją jak kogoś obcego, innego, kogoś kto nie należy do rodziny.

Było dość późno chyba nawet grubo po północy, bo na dworze było ciemno. Bożenkę obudził jakiś męski głos, ale z całą pewnością nie był to nikt z rodziny
-  Kim pan jest? - zapytała wystraszona
- Cii, posuń się – usłyszała w odpowiedzi. Wystraszona zerwała się i pobiegła do pokoju gdzie wciąż trwała popijawa. I z płaczem podeszła do ojca.
- Tatusiu tam w pokoju jest jakiś pan.
Zygmunt wstał od stołu i chwiejnym krokiem ruszył w skazanym przez córkę kierunku. Wszedł do pokoju, zapalił światło i faktycznie na łóżku, gdzie spały dziewczynki leżał jakiś facet. Wiele nie myśląc chwycił gościa i wyciągnął z łóżka.
- Kim ty kurwa jesteś?
- Ja jestem kolegą Adama, zapraszał mnie do siebie – wybełkotał koleś.
Zygmunt nie wdając się w żadne dalsze rozmowy z facetem wraz ze szwagrem wyrzucili go za drzwi i następnie dopadli Adama. I gdyby nie matka Zygmunta to z całą pewnością Adam dostałby od brata, ale i od reszty rodzeństwa. 
Dzieciaki pobudzone nie wiedziały co się dzieje wystraszyły się.
 Było nad ranem jak całe towarzystwo skończyło imprezować i pokładło się spać. Bożenka już tej nocy nie umiała zasnąć. Przysięgła sobie w duchu, że od teraz zrobi wszystko aby więcej nie nocować w tym domu. Chciała jak najszybciej wyjechać do drugich dziadków. 

Gdy jej rodzice wyjechali o wszystkim opowiedziała babci Halinie. Lecz ta jakoś dziwnie nie zareagowała na to. Mała nie rozumiała. Niby była pupilką tej babci, ale czasami myślała, że ta jej nie wierzy.
Ewidentnie coś się wydarzyło, o czym Bożenka nie miała pojęcia. Uznała wówczas, że nie ma najmniejszego sensu zwierzać się babci z czegokolwiek.

Wakacje się skończyły, a wróciły obowiązki i szkoła. Dziewczynka utrzymywała stały kontakt z Joasią i Grzesiem. Cała trójka wciąż pisywała do siebie listy, gdzie zwierzali się sobie wzajemnie z tego co dzieje się u nich. Bożenka pisała o szkole, koleżankach z klasy i osiedla, ale nie odważyła się napisać o rodzicach. Nie sadziła, aby jej użalanie się nad sytuacją w jej domu mogło coś zmienić. Rodzice coraz więcej zaglądali do kieliszka, a zwłaszcza Agata.

Nadszedł czas Świąt Bożego Narodzenia. Bożenka cieszyła się, że znów pojadą do Radomska. Jakież było jej rozczarowanie gdy okazało, że nie jadą.
- Bożenko my nie jedziemy, ale oni wszyscy przyjadą do nas – usłyszała, co ją ucieszyło.
Na te święta przyjechali również rodzice Agaty, którzy niespełna pół roku wcześniej twierdzili, że nigdy więcej tu nie przyjadą.
Rodzice Agaty przyjechali jakieś dwa dni przed świętami.
- Przyjechaliśmy wcześniej, bo możesz potrzebować pomocy – usłyszała Agata od matki.
- Dziękuję bardzo, na pewno się przyda. Jutro przyjadą teściowie, ale oni zatrzymają się u Magdy. Tam również będą spać Ewa z dziećmi i Czesiek z rodziną – odparła Agata.
- Beata przeprasza, ale nie będą mogli przyjechać. Ona ostatnio znacznie gorzej się czuje. Porobili jej już tyle różnych badań, a i tak nie mają pojęcia co jej dolega. Faszerują tylko jakimiś lekami – rzekła Halina usprawiedliwiając nieobecność drugiej córki.

Gdy młodsza siostra Agaty urodziła drugie dziecko bardzo podupadła na zdrowiu. Beata przeszła mnóstwo badań. A lekarze i tak nie byli w stanie postawić jednoznacznej diagnozy. Dopiero po kilku latach okazało się, że ta cierpi na SM. 

- No trudno – odparł Zygmunt.
Agata nie odezwała się, widocznie stan zdrowia własnej siostry niewiele ją obchodził.

- A my z dziadkiem mamy nowego pieska – usłyszała Bożenka.
- Ale fajnie. A jak wygląda, jak ma na imię? - mówiła mała.
- Taki mały czarny, Szogun ma na imię. Ale będziemy musieli go wydać.
- Dlaczego? - zapytała Agata.
- Goni kury sąsiadów, nam jedną zagryzł -usłyszeli w odpowiedzi.
- Mamusiu, tatusiu może my weźmiemy tego pieska od babci – odezwała się nieśmiało Bożenka
- No, ale jak ty to sobie dziecko wyobrażasz. My z tatą do pracy, Przemek do przedszkola ty do szkoły i kto zajmie się zwierzęciem. Z psem trzeba wychodzić na spacery, pamiętać o daniu mu jedzenia i picia – tłumaczyła jej matka.
- Ja się nim będę zajmować – odpowiedziała z pewnością w głosie Bożenka.
- Dobrze zastanowimy się nad tym – usłyszała 

Czas świąt minął w miarę spokojnie. Dwa miesiące później Bożenka wraz z rodzicami i bratem jechała na zimowiska do dziadków. To miały być jak się później okazało ostatnie ferie zimowe, gdy przyjechała. Spowodowane to było zmianami w szkolnictwie i ferie zostały podzielone na tury. Więc bez sensu było aby Bożenka tam jeździła w okresie ferii.
Z tego wyjazdu przywieźli psa. Początkowo mieli ubaw spowodowany zachowaniem zwierzęcia. Śmiechu było co niemiara. Szogun, tak go nazwali dziadkowie nie był nauczony chodzenia na smyczy i każde jej założenie powodowało komiczne sytuacje. Więc aby nie męczyć więcej psa rodzice Bożenki postanowili puszczać go na dwór bez smyczy, ale zakupili mu kaganiec.

Pod koniec trzeciej klasy Bożenka dowiedziała się, że w tym roku nie spędzi całych dwóch miesięcy u dziadków. Trochę zasmuciło to ją, ale gdy rodzicie wyjawili jej powód nawet się ucieszyła.
- Bożenko pojedziemy na dwa tygodnie nad morze. Najpierw pojedziecie z Przemkiem na dwa tygodnie na wieś, a później pojedziemy na wczasy.
- A jak wrócimy z tych wczasów to pojedziemy jeszcze do dziadków? - dopytywała.
- Raczej tak, ale nie wiemy czy na pewno – usłyszała.
CDN...