Życzy Julita z rodziną |
Była
wczesna jesień Przemek był już uczniem drugiej klasy, ale już
wiedział, że jest pupilkiem rodziców i rodziny ze strony ojca.
Coraz częściej za zachowanie brata obrywało się Bożenie.
-
Ty zostajesz na świetlicy, ja przyjdę po ciebie na drugiej przerwie
i zaprowadzę pod salę – tłumaczyła bratu jednego razu.
-
Dobra – odparł Przemek.
Bożenka
zostawiła go i sama udała się na lekcje, nieświadoma tego co wydarzy
się w ciągu tych czterdziestu pięciu minut.
-
Dzień dobry pani – Bożenka przywitała się z kobietą w
świetlicy.
-
Witaj Bożenko, co cię sprowadza?
-
Przyszłam po mojego brata – odparła zgodnie z prawdą.
-
Ale brata zabrała wasza mama – usłyszała.
-
Dlaczego? - zapytała spokojnie, ale wewnątrz poczuła niepokój.
Tak
działo się dość często, gdy przeczuwała coś złego.
-
Nie wiem. Jak przyszłam to twoja mama już wychodziła z bratem
ze szkoły.
Tego
dnia nie umiała się już do końca lekcji skupić. Nie wiedziała
co się wydarzyło. Po powrocie ze szkoły w domu zastała tylko
ojca, którego mina wskazywała, że znów jej się oberwie. Kwadrans
później usłyszała matkę i brata.
-
Bożena do mnie – krzaczyła Agata. Bożenka na nogach jak z waty
wyszła ze swojego pokoju.
-
Możesz mi wyjaśnić dlaczego Przemek został sam?
-
Zostawiłam go na świetlicy i poszłam na lekcje – odparła.
-
To nieprawda. Zostawiła mnie na korytarzu – usłyszała brata.
-
Nie kłam – krzyknęła w jego kierunku.
-
To ty nie kłam. Przez twoje zachowanie Przemek został ugryziony
przez psa.
-
Ale ja musiałam iść na lekcje, a jemu kazałam siedzieć na
świetlicy – próbowała się bronić, lecz na nic to się zdało.
Tymi tłumaczeniami tylko jeszcze bardziej rozzłościła matkę.
Wieczorem
kładąc się spać kolejne siniaki na jej ciele przypominały o tym
co się wydarzyło. W szkole na pytanie o powód powstania siniaków
miała zawsze to samo wytłumaczenie.
-
Uderzyłam się – mówiła, a wszyscy w to wierzyli. W szkole snuła
się po korytarzach nie zaczepiana przez nikogo. Czasami siadała w
kącie i coś czytała lub powtarzała materiał na następną
lekcję.
Niby
miała już jakieś tam koleżanki w klasie oraz na osiedlu gdzie
mieszkała, ale to nie były żadne bliższe znajomości. Wciąż
utrzymywała kontakt z Joasią oraz Grześkiem, ale nawet im się nie
zwierzała z tego co ją trapi.
-
Mamusiu bolą mnie nogi – rzekła jednego razu do matki, a było to z początkiem nowego roku.
-
Jak to bolą? Coś zrobiła? - usłyszała.
-
Nic, po prostu mnie bolą – odparła.
-
Gdzie? Pokaż.
-
O w tym miejscu – wskazała palcem miejsce bólu.
-
Dzisiaj pójdziesz do szkoły, a jutro pójdziemy do lekarza jeśli
ból nie ustąpi.
I
tak też się stało, a dla samej Bożenki zaczęła się wędrówka
od jednego laboratorium do drugiego i wysłuchiwanie narzekań
matki.
-
Nic nie robię tylko latam z tobą po tych przychodniach.
W
końcu usłyszała wraz z matką diagnozę.
-
Pani córka ma zmiany reumatyczne – rzekł lekarz pediatra.
-
I co teraz? - pytała Agata.
-
Dam pani skierowanie do poradni reumatologicznej i oni powiedzą co
dalej - usłyszała w odpowiedzi.
Dwa
miesiące później Bożenka trafiła na oddział Dziecięcego
Szpitala, tam spędziła kolejne dwa. W tym czasie matka z
ojcem byli u niej może kilka razy tłumacząc się pracą. Faktem
było, że Agata pracowała na trzy zmiany, ale Zygmunt już na jedną.
-
Bożena przecież jest jeszcze Przemek, a dobrze wiesz, że on ma
komunię i trzeba mu poświęcić więcej czasu. Nie bądź egoistką – usłyszała
jednego razu.
Jeszcze
do południa czas w szpitalu dziewczynka miała wypełniony różnego
rodzaju zabiegami i badaniami, ale popołudnia były trudne.
-
Mamusiu, a możesz poprosić kogoś z mojej klasy aby z biblioteki w
szkole wypożyczył dla mnie jakąś książkę, a pani żeby podała
czego się uczą? - poprosiła matkę na samym początku swojej
hospitalizacji.
-
Po co ci to?
-
Przynajmniej nie będę miała dużych zaległości w szkole –
odpowiedziała.
-
No dobrze – odparła Agata – ale przywiozę ci dopiero w piątek
– dodała.
Przez
ten czas, jej wychowawczyni raz w tygodniu prosiła kogoś z klasy
aby przekazywał jej matce materiał do nauki. W ten sposób Bożenka
wracając do szkoły po powrocie ze szpitala nie miała wiele
zaległości.
Gdy
nastał dzień, że mogła wrócić do domu jej rodzice oprócz wypisu
dostali plik recept i różnych zaleceń. Szkoda tylko, że jak to
mówią papier przyjmie wszystko. Tak też było w tym wypadku.
Bożenka nigdy nie trafiła na dodatkowe zabiegi, a o wykupie leków
nawet nie usłyszała słowa. Samej nawet nie upomniała się o to,
bo znała odpowiedź.
Kiedy
pojechali na Święta Wielkanocne do Radomska okazało się, że nikt tam
nie wie o stanie zdrowia Bożenki.
-
Agato dlaczego nie daliście znać, że Bożenka była w szpitalu? –
pytał jej ojciec.
-
Skąd wiecie?
-
Bożenka mówiła – padło z ust brata Agaty.
-
Nie było powodu, aby was niepokoić – odparła.
Ci
nie drążyli dalej tematu, wiedząc iż niczego więcej się nie
dowiedzą ani od córki ani tym bardziej od zięcia.
-
Czy ty musisz mielić tym jęzorem na prawo i lewo? - wysyczała
przez zęby Agata do córki, podczas drogi do jednej z ciotek.
-
Ale co ja takiego powiedziałam? - dopytywała dziewczynka.
-
Musiałaś mówić, że byłaś w szpitalu?
Mała
spuściła tylko głowę i nie odzywając się więcej szła kilka
kroków przed rodzicami. Wolała nie tłumaczyć swojego zachowania,
bo było bezsensowne.
Przemek
doczekał się swojego święta. Na komunię przybyło wielu gości,
ale była to rodzina tylko ze strony ojca. Rodzina matki nie była
wstanie przybyć, bo w tym samym czasie w Radomsku odbywała się
druga komunia. Zygmunt oczywiście nie byłby sobą gdyby tego nie
skomentował.
-
Jasne żadne z nich nie mogło przyjechać. Niby komunią się
wymawiają. Dobre sobie.
-
I dobrze, niech nie przyjeżdżają – odparła Agata.
Przemek
uzbierał wiele kosztownych prezentów oraz trochę gotówki. Lecz w
przeciwieństwie do siostry jemu nic rodzice nie zabrali.
-
Przemek mogę posłuchać muzyki na twoim magnetofonie? - zapytała
Bożenka dzień po komunii.
-
Nie, bo to ja dostałem od wujka – usłyszała w odpowiedzi.
-
On mi nie pozwala posłuchać muzyki – powiedziała z żalem w
głosie do rodziców.
-
To jest jego – usłyszała w odpowiedzi – Przemek jutro
pojedziemy po ten obiecany komputer. Trochę pieniążków
uzbierałeś, my z tatą ci dołożymy i kupimy – usłyszała
dziewczynka.
To
co powiedzieli rodzice bardzo zabolało Bożenkę, a w niej narastała
coraz większa niechęć do własnego brata. Nie odezwała się
jednak słowem wiedząc, że to wywoła tylko złość w rodzicach.
Kolejny raz leżąc już w łóżku wieczorem łykała łzy i narastał w niej bunt.
Nastały
kolejne wakacje, ale miały być inne od zeszłorocznych. W tym roku
Bożenka wraz z bratem wyjeżdżała na kolonie organizowane przez
zakład pracy Agaty i Zygmunta. Mieli spędzić całe dwa tygodnie w
górach w malowniczej miejscowości Głuchołazy. W dniu wyjazdu
Bożenka była zła, że rodzice kazali jej zajmować się młodszym
bratem podczas trwania kolonii. Jakże jej humor się poprawił, gdy
po przybyciu na miejsce okazało się, że ten będzie w innej grupie
i dodatkowo w innym skrzydle budynku.
Tuż
przed wyjazdem dowiedziała się również, że na ten sam turnus
jedzie kilkoro dzieci, które dobrze znała. Nawet pokój dzieliła
z dziewczynką mieszkającą na tym samym osiedlu co ona sama.
Bożenka odpoczęła od obowiązków, rodziców, a nawet od brata.
Następnym
punktem wakacji oczywiście był wyjazd do dziadków. W te wakacje
Bożenka również spędzała na zbiorach oraz pracy w polu z tą
różnicą, że nie przyznawała się nawet dziadkom ile zarobiła.
Tradycyjnie każdą wolną chwilę spędzała z Joasią i Grześkiem.
Ta trójka rzeczywiście tworzyła zgraną paczkę przyjaciół.
Bywały dni, kiedy Bożenka spędzała czas tylko z Grześkiem, co
bardzo nie podobało się babci.
-
Bożenko nie powinnaś tyle czasu spędzać tylko z chłopakiem. To
bardzo nie ładnie wygląda – mówiła babcia.
-
Przecież nic złego nie robimy – odpowiadała w takich chwilach.
Rzeczywiście
dzieciaki nie robiły niczego złego. Często spacerowali albo
siadali gdzieś na leśnej polanie i rozmawiali. To temu chłopcu
Bożenka po raz pierwszy zwierzyła się z tego jak ma ciężko. Nie wspomniała tylko o alkoholizmie rodziców. A
stało się to na kilka dni przed jej powrotem do domu.
-
Bożenko czemu jesteś taka smutna? - zapytał przyjaciel.
-
Nie, nie jestem wydaje ci się tylko – odparła.
-
Przecież widzę -mówił.
Widząc,
że ten nie daje za wygraną opowiedziała mu o swoim życiu. Widać
było, że Grzesiek przejął się tym.
-
A nie możesz zamieszkać razem z dziadkami? - zapytał gdy ta
skończyła mu opowiadać.
-
Oni się nie zgadzają, w sensie dziadkowie – odparła.
-
Grzesiu mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – padło z ust
dziewczynki, gdy już wracali.
-
Mów – odparł.
-
Proszę zachowaj to dla siebie. Jesteś jedyną osobą, której o tym
powiedziałam – poprosiła go.
-
Nie obawiaj się, nikomu nic nie powiem – przyrzekł
Bożenka
zdawała sobie sprawę, że ten chłopak nie jest wstanie jej
pomóc, ale czuła chęć wygadania się.
CDN...
Troska rodziców o to dziecko jest po prostu powalająca. Z każdym rozdziałem narasta we mnie wewnętrzny bunt, bo w przypadku Bożenki jej rodzice tylko bawią się w rodziców. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Przemka. Wychowują go na snoba i pielęgnują w nim egoizm. To już widać po tym jak bardzo nie chce się dzielić z siostrą tym, co dostał na komunię a rodzice temu przyklaskują. Życie Bożenki jest niesamowicie smutne i przygnębiające. Mam wrażenie, że to dziecko jak do tej pory nie doświadczyło takiej prawdziwej rodzicielskiej miłości i myślę, że im będzie starsza to będzie z tym gorzej. Jak można zaniedbać wizyty u dziecka w szpitalu? Normalna matka byłaby tam codziennie. Ojciec też powinien a praca, to tylko żałosne usprawiedliwienie ich częstej nieobecności. Ja rozszarpałabym tę parę gołymi rękami, albo poddała elektrowstrząsom, może by pomogło odzyskać im rozum. Cholera! Po prostu się wkurzyłam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
PS.
Julita ja też Ci życzę samych przyjemności i dużo odpoczynku przez te dwa dni. Buziole. :)
To jak wychowują swoje dzieci kiedyś się na nich zemści. Lecz więcej nie mogę zdradzić.
UsuńDziękuję Ci bardzo, że znalazłaś chwilkę i zajrzałaś.
Gorąco pozdrawiam w ten przedświąteczny czas.
Julita
Żal mi Bożenki. Rodzice się po prostu pastwią się nad tym dzieckiem ,a Przemka obstawiają w ramki i powoli obsta w piórka wątpię ,że wyrośnie na empatycznego,mądrego faceta raczej na egocentryka,narcyza ,bufona ,człowieka ,który widzi tylko czubek własnego nosa i gdzieś ma innych. Czy Bożena ujrzy wreszcie inny lepszy świat?
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci spokojnych ,rodzinnych ,radosnych świąt, smacznego jajka ,mokrego śmigusa dyngusa i dużo zdrowia dla całej rodzina. Pozdrawiam serdecznie Justyna z rodziną.
Słowo "pastwią" jest bardzo adekwatne do tego jak zachowują się rodzice wobec Bożenki.
UsuńTo kim stanie się Przemek, a kim Bożenka będzie można przeczytać w kolejnych częściach.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedzenie bloga oraz za życzenia.
Gorąco pozdrawiam w ten przedświąteczny czas.
Julita
Życie Bożenki z rodzicami to coś tragicznego, to dziecko chwilę wytchnienia ma tylko w szkole i podczas wakacji kiedy jest u dziadków lub tak jak napisałaś na koloniach. Niepokoi mnie zdrowie Bożenki, bóle reumatyczne w tak młodym wieku nie wróżą z pewnością nic dobrego, a "mamusia" nic sobie z tego nie robi. To wszystko woła o pomstę do nieba. Wóda wyżarła jej chyba rozum. Czy jest jakaś sprawiedliwość, dlaczego brat ma i może tak wiele, a Bożenka ciągle jest łajana i nawet leków jej nie wykupili."Guma i ciasne drzwi" to za mało dla takich rodziców. Smutny rozdział Julito, oby choć w następnym zaświeciło Słoneczko dla naszej Bożenki, żal mi tego dziecka.Pozdrawiam gorąco życząc zdrowych, i pogodnych Świąt dla Ciebie i Twoich bliskich. Wesołego Alleluja! Agata
OdpowiedzUsuńDla Bożenki jeszcze długo nie zaświeci słoneczko. Jej rodzice zawsze mieli inne priorytety niż ona sama.
UsuńDziękuję Ci bardzo za wpis.
Gorąco pozdrawiam w ten świąteczny czas.
Julita
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ta smutna opowieść się podoba.
UsuńDziękuję ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielne popołudnie.
Julita