piątek, 29 kwietnia 2022

ZMIANY część XII

 - Spokojnie Ula nic takiego się nie stało - zaczął tłumaczyć - po prostu poprosiłem ordynatora oddziału kardiologicznego o zmianę lekarza prowadzącego mojego ojca - mówił.
- A to o to mu chodziło - zaczęła Cieplak - ja nie mam do ciebie żadnych pretensji. Chciałam tylko wiedzieć co się takiego stało, bo zadzwonił do mnie mówiąc, że przez ciebie stracił pacjenta.
- Ula chciałbym jutro jeśli to będzie możliwe przyjechać do ciebie i porozmawiać. Jest to dla mnie dość ważne a i myślę, że dla ciebie również. Miałem to zrobić dzisiaj, ale jak widzisz coś poszło nie tak. 
- Czy nie możesz mi tego powiedzieć przez telefon? - zapytała. To co usłyszała nieco ją przestraszyło. Nawet przez myśl jej przeszło, że może chce ją zwolnić. 
- To nie jest rozmowa na telefon. Wolałbym abyśmy mogli usiąść i spokojnie porozmawiać. Nie obawiaj się to nic złego. Ale jednak ważne dla nas obojga - mówił wyczuwając, że ta jest pełna oba tego co on chce powiedzieć. 
- W porządku, będę czekać na ciebie - usłyszał w odpowiedzi. Ucieszyła go ta wiadomość, że będzie czekać. Postanowił pojechać do niej choćby świat się walił wszystkim na głowę. 
Jeszcze chwilę porozmawiali, wymieniając kilka zdań i pożegnali się. 

Siedział na krześle przy niedużym stoliku w niewielkim pokoju. Tuż za jego plecami stał funkcjonariusz, który był wyznaczony do pilnowania osadzonego. Po kilku minutach do pokoju weszło dwóch kolejnych policjantów. Z tą różnicą, że ubranych po cywilnemu, mieli ze sobą jakąś niezbyt grubą teczkę. 
- To co panie Febo wygodnie było panu? - zapytał z uśmiechem na ustach funkcjonariusz. Febo nic nie odpowiedział. 
- W porządku przejdźmy jednak do tego co nas dużo bardziej interesuje - zaczął drugi policjant - proszę nam powiedzieć co panu wiadomo na temat tych wszystkich faktur. Bo to, że są fałszywe my już wiemy. Chcemy dowiedzieć się w jakim celu były potrzebne oraz te dwie umowy. Jedna z... - detektyw otworzył teczkę aby przypomnieć z kim były zawierane - firmą Lwa Korzyńskiego, natomiast druga z braćmi Scacci. 
- Te faktury to nie do końca moja sprawka - zaczął lecz usłyszał w tym momencie kolejne pytanie. 
- Nie, a to czyja? 
- Adama Turka - odparł bez zastanowienia i kontynuował - wiedziałem, że nasza firma ma ostatnio słabe obroty. Powiedziałem o tym Adamowi, a on wpadł na pomysł tak zwanej kreatywnej księgowości. Po prostu nie chciałem aby Krzysztof Dobrzański był zawiedziony słabymi wynikami. Owszem zawarłem dwie umowy aby ratować firmę. To miało być naszym kołem ratunkowym - tłumaczył. 
- A to ciekawe co mówisz. Z naszych informacji wynika iż firma ma się bardzo dobrze i nie grozi jej żaden upadek. 
- Zapewne Mareczek wszystko tak ukrył aby nie można było dopatrzeć się jakichkolwiek problemów. A jego ojciec mu w tym pomaga. 
- Nie sądzę aby tak właśnie było. Ale ok. W tej sprawie mamy co nieco wyjaśnione i to prokurator oraz sąd będą decydować co dalej z tobą. Teraz druga sprawa, równie ważna co ta pierwsza. Możesz nam powiedzieć co wiesz o tym mężczyźnie? - padło pytanie i zaraz zostało mu przedstawione zdjęcie.


- Niewiele wiem o nim, to bardziej znajomy mojej siostry. 
- Coś tu kręcisz panie Febo. Faktury nie twoja sprawka, tego gościa niby nie znasz. 
- Mówię jak jest - odburknął do detektywów. 
- Spokojnie mów co wiesz.
- Tego dnia Paulina miała się z nim spotkać, bo miała jakąś sprawę. Z tego co wiem chodziło o jej byłego chłopaka Marka Dobrzańskiego - mówił.
- A nie o panią Urszulę Cieplak? 
- Nie wiem - rzekł wzruszając ramionami tak jakby było mu to obojętne. 
- Dobra na dzisiaj koniec - zwrócił się do Febo jeden z funkcjonariuszy, a drugi odezwał się do mundurowego - możesz go odprowadzić do aresztu. 


Nie minęło wiele a do tego samego pokoju przesłuchań wprowadzono Paulinę Febo. 
- No popatrz najpierw brat u nas gościł a teraz siostra - mówił jeden z policjantów uśmiechając się pod nosem. 
- Dobra żarty żartami, ale przejdźmy do konkretów. Co wiesz na temat wypadku jaki miał miejsce tydzień temu pod siedzibą firmy Febo&Dobrzański? 
- Ja? A niby co takiego mam wiedzieć? Przecież mnie nie ma w firmie już od ponad tygodnia - łgała w żywe oczy. 
- Ciekawe, bo my mamy powody przypuszczać, że masz z tym wiele wspólnego. 
- Wy chyba jeszcze nie wiecie kim ja jestem - zaczęła się odgrażać. 
- To chyba nie wiesz co ci grozi. Za samą napaść na funkcjonariusza to już jest dziesięć lat, o reszcie nie wspomnę. Więc albo zaczniesz współpracować albo czeka cię droga pani długa odsiadka - widać było, że mina jej zrzedła. Nie sądziła, że tak mogą wyglądać sprawy. Nawet rozmowa z adwokatem niewiele dała, bo sam atak na policjanta już gwarantował odsiadkę. Kiedy tylko ta przestała się odgrażać pokazano jej zdjęcie.



- Kim jest ten facet i gdzie go znajdziemy? 
- Nie znam jego prawdziwego nazwiska, ale kazał mówić na siebie Francesco. Nie wiem gdzie mieszka - odpowiedziała. 
- To jak się kontaktowaliście?
- Przez komunikator Viber - odpowiedziała. 
- W takim razie skontaktujesz się z nim. 
- I niby co mam mu powiedzieć? 
- Że na przykład masz dla niego jeszcze jedno zlecenie - Febo zrobiła wielkie oczy. Najwyraźniej dotarło do niej samej, że wszystko się wydało. Dodatkowo cały czas miała w głowie słowa swojego adwokata, który mówił, że jedynie pójście na ugodę i powiedzenie prawdy może ją uchronić przed długoletnią odsiadką. 
Dostała telefon i wybierając ikonę komunikatora odnalazła odpowiedni kontakt i wystukała kilka słów.

"Musimy się spotkać. Jest sprawa"

Nie minęło wiele, a przyszła odpowiedź zwrotna.

"Tam gdzie zawsze o szesnastej"

Paulina odpisała zgadzając się. Po czym przekazała tę informację funkcjonariuszom. 

Pracę skończył tego dnia dość wcześnie, ale najpierw miał w planach jechać do szpitala, a potem do Rysiowa. Jednak nieco te plany się miały skomplikować. Tuż przed wyjściem odebrał telefon od adwokata, z prośbą aby jeśli to możliwe junior Dobrzański przyjechał do kancelarii. Tam dowiedział się o tym co mówili Febo podczas przesłuchania. Ale również o zatrzymaniu mężczyzny, który potrącił Ulę. Te wiadomości sprawiły, że poczuł się lepiej. Wprost od adwokata pojechał do szpitala. A tam nie do końca było tak jakby chciał. Krzysztof wciąż był podpięty pod respirator i nie było wiadomo co dalej. Jedyną dobrą wiadomością było, że jego stan był stabilny i nie działo się nic złego w ciągu tej doby. W szpitalu zastał również matkę. 
- Mamo jeśli chcesz to mogę cię odwieźć do domu, ale nie zostanę - zaproponował matce, kiedy usłyszał jak lekarz proponował aby ta wróciła do domu i odpoczęła. 
- Nie dziękuję synku. Zostanę przy tacie - usłyszał w odpowiedzi. 
- Ale mamo, tak nie można. Jeszcze sama się rozchorujesz, a tato tego by na  pewno nie chciał - próbował przekonać matkę, ale ta była nieugięta - w porządku jednak jeśli będziesz miała wracać do domu zadzwoń to przyjadę po ciebie. 
- Synku mną się nie przejmuj, ja dam sobie radę. Ty zajmij się swoimi sprawami. Wczoraj usłyszałam jak umawiałeś się z panią Ulą. Jedź i załatw swoje sprawy. 
- W porządku ja pojadę do Uli, ale ciebie proszę abyś uważała na siebie. Jak będę wracał z Rysiowa to zadzwonię.
- Dobrze synku. Trzymam kciuki aby wszystko ułożyło się po twojej myśli synku - pożegnał się z rodzicielką pocałunkiem w policzek i kilka minut później już podążał w kierunku, który dyktowało mu serce i poniekąd rozum. Miał tylko nadzieję, że Ula go wysłucha i nie pogoni na cztery wiatry. 
Było kilkanaście minut po siedemnastej jak parkował swoje auto pod domem z numerem ósmym. Bywał tu już tak często, że nie powinien niczego się obawiać, lubili go tak samo jak on ich. A jednak dzisiaj czuł jakiś niepokój, dziwny ucisk w żołądku. 
- No Dobrzański nie zachowuj się jak jakiś młodziak - mówił sam do siebie. Pokonał te parę metrów dzielących bramę a drzwi domu i zanim zdążył zapukać one już się otwierały, a w nich ujrzał postać małej Beatki. 
- Mareczek - wykrzyczała rzucając się wprost w jego ramiona. 
- Cześć maluchu - mówił z uśmiechem na ustach. Wszedł do środka przywitał się z rodziną Uli.
- Ula śpi? - zapytał Józefa nie widząc jej w kuchni. 
- Nie, siedzi w swoim pokoju ma gościa - padło w odpowiedzi - możesz tam wejść. Ula mówiła, że przyjedziesz, a tam u niej jest Beata - poczekał jak Józef zaleje kawę i z kubkiem pełnym gorącego płynu powędrował do pokoju na przeciwko kuchni. Zapukał delikatnie i wszedł do pokoju. 
- Cześć - przywitał się z dziewczynami ogólnym stwierdzeniem. Całą trójką posiedzieli jakieś trzy kwadranse. Beata doskonale wiedziała co zamierzał uczynić Marek podczas tej wizyty. 
- Powodzenia szefie - wyszeptała Dobrzańskiemu na krótko przed wyjściem. 
Oboje siedzieli w ciszy, którą przerwała Ula. 
- Miałeś mi coś powiedzieć.
- Widzisz w ostatnim czasie miałem sporo do przemyślenia. A te przemyślenia były naprawdę różne. Jedne dotyczyły firmy i tego co dalej, ale tu już ja nic więcej nie mogę zrobić. Teraz wszystko w rękach naszego adwokata oraz prokuratury. Ale rozmyślałem też o nas... - mówił, kiedy Ula weszła mu w słowo. 
- O nas? 
- Tak o tobie i o mnie - padło z jego ust i nie dając dojść jej do słowa kontynuował - od początku kiedy tylko przyszłaś do firmy złapaliśmy ze sobą świetny kontakt, rozumiemy się bez słowa. Nie wiem jak ty, ale ja bardzo uwielbiam spędzać czas razem z tobą - próbował jakoś dobrać słowa, ale jakoś kiepsko mu to szło w końcu postanowił powiedzieć jej wprost co czuje - Ula powiem wprost, bo im bardziej próbuję to wyjaśnić tym bardziej się w tym zaplątuję. Ula chcę ci powiedzieć, że zakochałem się w tobie i byłbym najszczęśliwszym facetem na świecie, gdybyś dała mi szansę. 
CDN...

niedziela, 24 kwietnia 2022

ZMIANY część XI

 Marek każdą wolną chwilę niemalże spędzał w Rysiowie. Bywały takie dni, że zaraz po pracy jechał do Cieplaków. Uwielbiał spędzać z tą rodziną czas, a szczególnie z Ulą. Dla niego samego nie było to nic dziwnego zwłaszcza, że już jakiś czas temu uświadomił sobie co czuje do tej niesamowicie pięknej, niebieskookiej kobiety z włosami koloru ciemnego orzecha. To olśnienie jak sam mawiał dopadło go, jednego wieczoru kiedy siedział sam w swoim domu. 
- Tak to cicho i pusto - rozmyślał pewnego wieczoru po powrocie do domu od swoich rodziców - od czasu kiedy rozstałem się z Febo coraz bardziej zaczyna mi doskwierać samotność - chwycił za butelkę z piwem i upił kolejny łyk. Chciał z kimś pogadać, ostatnie dni dawały mu niesamowicie w kość. Coraz więcej faktów na temat działań rodzeństwa zaczynały odbijać się na jego psychice. Chwycił za leżący na stoliku telefon, wybrał numer do przyjaciela. Lecz nie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale mimo wszystko ucieszyła go ta wiadomość.
- Cześć Seba masz czas, może wpadłbyś do mnie wypilibyśmy po piwku, pogadali i może obejrzeli jakiś meczyk? - pytał Dobrzański.
- Yyy...przepraszam cię stary, ale dzisiaj nie mogę jestem zajęty. Umówiłem się z Beatą - odpowiedział mu przyjaciel.  
- W takim razie nie przeszkadzam. Miłego wieczoru - pożegnał się i rozłączył. 
- Seba chyba faktycznie zakochał się, a ja chyba pozostanę starym, zgorzkniałym kawalerem - zaczął się nad sobą w jakimś sensie użalać. I nagle jak grom z jasnego nieba przyszło olśnienie - chłopie weź ty się palni w ten głupi, pusty łeb - zaczął wyzywać sam siebie - przecież miałeś spróbować z Ulą. Muszę z nią porozmawiać - kiedy tak zaczął rozmyślać o pannie Cieplak w jego wnętrzu rozlało się jakieś niespotykane dotychczas ciepło. Nawet na początku związku z Pauliną takiego czegoś nie czuł. Lecz mimo tego, że widział już, że zakochał się w swojej asystentce to przez kolejny tydzień nie potrafił zebrać się w sobie aby jej to wyznać. 

- Marek coś ty taki jakiś nieswój? - dopytywała jednego razu Beata, po tym jak prezes przyszedł do pracy, ale wydawał się jakby nieobecny. 
- O cześć - odparł kiedy w końcu dotarło do niego, że Beata coś mówi - o co pytałaś? 
- Pytałam czy wszystko w porządku - odpowiedziała.
- I tak i nie - odparł jakoś tak zagadkowo.
- Wiesz co powiedz ty tej Ulce co do niej czujesz, bo inaczej się wykończysz - Marek zrobił oczy wielkości pięciozłotówki.
- A ty skąd wiesz? 
- Wiesz nie trzeba być alfą ani omegą aby zobaczyć, że jesteś zakochany. A w kim, to również nie jest dla mnie żadną zagadką - widząc pytający wyraz twarzy swojego szefa pospieszyła z dalszą częścią wyjaśnień - w Rysiowie jesteś niemalże codziennie i to pod jednym i tym samym adresem. Ula to świetna dziewczyna. Ale w ostatnim czasie coś nie ma biedna szczęścia do facetów. Zawsze byłam pod wielkim wrażeniem tego jak potrafiła mimo tak wielkiej tragedii jaką była śmierć pani Magdy pokonać wszystkie trudności. Matura, studia, opieka nad rodzeństwem w tym noworodkiem, a ona zawsze dawała radę. I kiedy już myślała, że zaczyna wychodzić na prostą. Skończyła studia, znalazła pracę oraz poznała chłopaka to przyszedł kolejny cios. I to z jego strony - mówiła. 
- Tak słyszałem o nim, a nawet miałem przyjemność go poznać - wszedł jej w słowo. 
- Właśnie. Ona zakochana w nim, a on okazał się zwykłym naciągaczem. Z opowiadań Uli wiem, że nawet pan Cieplak za nim nie przepadał. I szczerze mówiąc wcale mnie to nie dziwi. Sama miałam tę niewątpliwą przyjemność przebywać kilka razy w jego obecności. A wiesz co było najdziwniejsze w tym ich związku? - zapytała spoglądając na Dobrzańskiego i kiedy widziała pytanie malujące się na jego twarzy odpowiedziała -  to zawsze ona za wszystko płaciła - Marek spojrzał na Beatę z niedowierzaniem. Nie mieściło mu się to w głowie aby to kobieta płaciła za cokolwiek. 
- A może ona go nadal kocha? 
- No co ty. Po tym jak odeszła z poprzedniej pracy rozstali się. A raczej to on ją zostawił i dzięki temu Ulka przejrzała na oczy. Zrozumiała, że to nie jest facet dla niej - tym co usłyszał od sekretarki postanowił, że porozmawia z Ulą i wyzna jej co czuje. 

Jednak tego dnia nie było mu dane pojechać do Rysiowa. Na jakieś półtorej godziny przed końcem pracy w firmie pojawiła się Paulina. 
- Czy możesz mi powiedzieć co to wszystko ma znaczyć? - zaczęła wrzeszczeć jeszcze zanim weszła do jego gabinetu. 
- A ty możesz przestać po pierwsze wydzierać się jak przekupa na jarmarku. Po drugie może wyjaśnisz mi o co ci chodzi?  - mówił spokojnym tonem. Tonem, którego ta wręcz nienawidziła. Dla niej było to oznaką lekceważenia jej.
- Z jakiej racji mnie i Aleksa wzywają do prokuratury? 
- Nie wiesz? A ja myślałem, że jesteś inteligentną kobietą. Przykro mi moja droga, ale  postępując zgodnie z zaleceniami naszego adwokata oraz prokuratora nic nie mogę ci powiedzieć. Jedź pod wskazany adres a sama się dowiesz w czym rzecz - odparł junior Dobrzański - i jeszcze jedna moja dobra rada przestań wydzwaniać do moich rodziców.
- Tak, a kto mi zabroni? Może ty? - mówiła kpiącym tonem. 
- Osobiście załatwię nakaz mówiący o zakazie kontaktowania się z nimi oraz abyś trzymała się od moich rodziców z dala - usłyszała. 
- To również poniekąd moi rodzice - na te słowa Marek wybuchnął tylko szyderczym śmiechem - czy ja powiedziałam coś zabawnego? 
- Nie no nic takiego poza nazwaniem moich rodziców swoimi - rzekł i dodał - skończyłem już rozmowę z tobą - ubrał marynarkę, wziął teczkę leżącą na biurku i wyminąwszy pannę Febo opuścił swoje biuro - Beata ja na dzisiaj kończę pozamykaj proszę wszystko i też możesz już iść do domu - zwrócił się do sekretarki. 
- A ta pani? - wskazała na Febo wciąż stojącą w jego gabinecie.
- Ta pani również wychodzi - po tych słowach ta wyszła i niby, że udając się w stronę pracowni Pshemko znikła im z oczu. Marek pożegnał się z Beatą i już opuszczał firmę. Kiedy tylko wsiadł do windy Febo ponownie pojawiła się w sekretariacie swojego byłego chłopaka. 
- Posłuchaj zadam ci tylko jedno pytanie - wysyczała przez zęby. Beata długo nie myśląc rzekła.
- Posłuchaj nie mam ci nic do powiedzenia - Paulina przez moment stała jak słup soli, ale po chwili kiedy dotarło do niej co powiedziała Beata rzekła podniesionym głosem.
- Ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz - sekretarka Dobrzańskiego miała jej już odpowiedzieć, ale ktoś ją uprzedził.
- Beata może nie wie, ale ja tak. I powiem tylko raz opuść tę firmę zanim wezwę ochronę i wyprowadzą cię siłą. Od Marka i pana Krzysztofa wiem, że nie jesteś tu mile widziana. A ta w ogóle to Marek wie, że tu jesteś? Co myślisz, że znalazłaś kolejną tak głupią jak Violka?  - Febo nie zamierzała rozmawiać z Olszańskim, doskonale wiedziała, że ten z całą pewnością zaraz doniesie Dobrzańskiemu. I nie myliła się lecz za nim ten zadzwonił usłyszał od Beaty.
- Witaj kochanie. Nie dzwoń do Marka on wie, że ta pani tu była - Febo o mało co a połknęłaby własny język. Nawet nie wiedziała, że Violetta rozstała się z Olszańskim. 

- Możesz mi powiedzieć dlaczego nie jesteś już z Olszańskim? - mówiła poirytowana Febo do słuchawki. Wiedziała, że Marek ją zwolnił. Jednak myślała, że ta głupia blondynka jest nadal z kadrowym i dzięki temu coś uda się dowiedzieć. 
- Próbowałam ci Paulinko powiedzieć, ale nie miałaś dla mnie czasu - tłumaczyła się Kubasińska. 
Stała tak na chodniku przed firmą i rozmawiała z Violettą kiedy doszło do niej dwóch funkcjonariuszy. 
- Pani Paulina Febo? - usłyszała, ale nie zareagowała. Bo i po co przecież ona jest kimś a ci dwaj nikim, tak zawsze traktowała wszystkich panna Febo, jej brat również. 
- Kolega zadał pani pytanie - usłyszała ponownie.
- A pański kolega nie widzi, że rozmawiam - odpowiedziała pogardliwym tonem. To już jak dla mundurowych było za wiele. Jeden wyjął telefon z jej dłoni i rozłączył połączenie. Na co ta wpadła w ściekłość i zaatakowała policjanta. Dowodem w tej sytuacji były ślady na twarzy mężczyzny w postaci zadrapań pazurami. Drugi niewiele myśląc obezwładnił Paulinę, skuwając ją i tak doprowadzili do radiowozu. Chociaż i to nie było takie proste. Tak krzyczała, odgrażając się. Obaj policjanci przez całą drogę byli skazani na wysłuchiwanie epitetów pod swoim adresem oraz gróźb w postaci utraty zatrudnienia. Lecz ci ze stoickim spokojem dojechali na komisariat i doprowadzili rozjuszoną Paulinę do aresztu, gdzie miała oczekiwać na przesłuchanie. 
Całej tej sytuacji przyglądał się ochroniarz pan Władek oraz kilka innych pracowników firmy w tym największe plotkary. 
Marek również dowiedział się o tym całym zajściu i mimo iż jechał do Uli zmienił plany. Zawrócił na najbliższym skrzyżowaniu udając do rodziców. Doskonale wiedział, że taka wiadomość może nie wpłynąć dobrze na żadnego  z nich. 
Dojeżdżał do domu rodziców kiedy ujrzał karetkę pogotowia.
- Chyba jakiś siódmy zmysł mnie pokierował - pomyślał. Przyspieszył i z piskiem opon zahamował przed posesją. Wysiadł z auta i niemalże biegiem ruszył w kierunku karetki.
- Co się tu stało? Mamo co z tatą? - dopytywał roztrzęsioną matkę, ale ta nie umiała wydobyć z siebie głosu - panie doktorze co z moim tatą? - zwrócił się do medyka.
- Prawdopodobnie zawał. Pański ojciec musi pilnie zostać przetransportowany do szpitala. Jedziemy na Kruczkowskiego - usłyszał junior.
- Dziękuję. My razem z mamą tam zaraz będziemy. Mamo wsiadaj do auta pojedziemy za karetką - zwrócił się do rodzicielki, ta bez żadnego sprzeciwy wykonała prośbę syna. I tak jechali w kierunku szpitala podanego przez lekarza. Marek mimo strachu o ojca i panującemu przy tym zdenerwowaniu starał się jechać spokojnie, zgodnie z przepisami. Był wściekły na oboje Febo, to ich wina, że Krzysztof trafił do szpitala w stanie zagrażającym jego życiu. Kiedy tylko dojechali na miejsce i dowiedziawszy się gdzie jest senior Dobrzański wyjął telefon i napisał krótkiego SMS do Uli, że nie przyjedzie, podając powód. Zadzwonił również do Seby aby ten do końca tygodnia zastąpił go w firmie i w razie potrzeby pomógł Beacie. Przyjaciel nie dopytując o nic zgodził się, obiecując, że zajmie się wszystkim. A Marek niech myśli jedynie o ojcu. Otrzymał kilka słów otuchy od Olszańskiego, a i Ula dodała mu słów wsparcia. Ta myśl, że ma wokół  siebie osoby, na które może zawsze liczyć cieszyła go. Ale teraz najważniejsze aby Krzysztof wyszedł z tego. Siedzieli już dobrą godzinę nim wyszedł do nich jakiś lekarz. W końcu ujrzeli mężczyznę w białym kitlu i im był bliżej tym bardziej Marek rozpoznawał kto to. 
- O cholera - pomyślał w duchu. 
- Co z moim mężem panie doktorze? - dopytywała Helena. 
- Pani mąż przeszedł rozległy zawał. Na obecną chwilę jest nieprzytomny, ale udało nam się ustabilizować jego stan - tłumaczył. Lecz i on rozpoznał Marka. 
- Czy możemy porozmawiać z ordynatorem? - zapytał junior. 
- Nie widzę takiej potrzeby - odpowiedział Sosnowski. 
- Synku po co mamy niepokoić samego ordynatora? 
- Potem ci wszystko wytłumaczę mamo - Helena nie dopytywała o nic więcej. 
Sosnowski jeszcze próbował odwieść Marka od pomysłu widzenia z ordynatorem, ale ten jak widać nie zamierzał odpuścić. Kiedy w końcu powiedział w jakim gabinecie urzęduje Marek wraz z matką udał się w tamtym kierunku. 
- Synku to ty idź do tego lekarza, a ja pójdę do taty - Marek skinął głową na zgodę i każde z nich poszło  w swoim kierunku. 
I jak to mówią zasobny portfel czyni cuda tak i tym razem się sprawdziło. Obiecany przelew na kwotę dziesięciu tysięcy złotych zrobiło swoje i Piotr Sosnowski został odsunięty a jego miejsce zajął inny bardziej doświadczony lekarz. 
- To jest niedorzeczne - krzyczał w gabinecie ordynatora. 
- Panie doktorze, to jest prywatny szpital i pacjent bądź też jego rodzina mają prawo do wyboru lekarza prowadzącego - mówił spokojnym głosem starszy mężczyzna. 
- Ciekawe ile panu zaproponował ten cały Dobrzański? Ja tego tak nie zostawię. Zgłoszę to do izby lekarskiej - wygrażał Sosnowski. Jednak nie robiło to na tym drugim żadnego wrażenia - ten palant już mi zabrał dziewczynę teraz pacjenta. 
- Nie interesują mnie pana sprawy prywatne. A to czy pacjent chce być leczony przez tego czy innego lekarza jest jego wyborem. I mi nic do tego. Skończyłem z panem rozmawiać. Za kilka mam planową operację i muszę się przygotować. 

- Synku o co chodziło z tym ordynatorem? I dlaczego zmieniono tacie lekarza prowadzącego? - dopytywała Helena kiedy wracali ze szpitala.
- Ten lekarz to zwykły partacz i wiem to z dwóch różnych źródeł. Jednym z jego pacjentów był nie kto inny jak Józef Cieplak. I gdyby nie zmiana lekarza to pana Józefa już by nie było. Wiecznie odwlekał wydawanie jakichkolwiek skierowań na badania. Również są inni pacjenci, którzy składają skargi na tego lekarza - nieco skłamał, bo poza sytuacją z ojcem Uli nie wiedział jaki jest Sosnowski. Lecz obawiał się, że ten może chcieć jakoś zaszkodzić w ramach zemsty za Ulę. 
Odwiózł rodzicielkę do domu, ta chciała aby ten został. Zgodził się bez żadnego problemu. Podczas kolacji zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz przeprosił Helenę i wyszedł na patio.
- Tak Ula? Czy coś się stało? Potrzebujesz czegoś? - zarzucił ją kilkoma krótkimi pytaniami. 
- Dzwonił do mnie Piotr z jakimiś pretensjami. Czy możesz mi to wyjaśnić? 
CDN...

niedziela, 10 kwietnia 2022

ZMIANY część X

 Minął niespełna tydzień i faktycznie rodzeństwo Febo wróciło do Polski. 
- Myślę siostra, że dłużej jak dwa no może trzy tygodnie i będziemy mogli wyjechać już na stałe do Mediolanu - mówił Aleks kiedy wyszli z lotniska. W ten sposób próbował pocieszyć siostrę, która nie wyglądała na zbyt szczęśliwą i zadowoloną z faktu, że musiała przylecieć do Polski. Dodatkowym powodem była informacja iż panna Cieplak przeżyła wypadek. Ale to tym, że Paulina wynajęła kogoś do czegoś takiego jej brat nie wiedział. 
- Oby tak się stało braciszku. Mam już serdecznie dość patrzenia na nich wszystkich. Tam w Mediolanie jest nasz dom i to tam powinniśmy mieszkać nawet po śmierci rodziców - mówiła.
Szkoda tylko, że nie wzięli pod uwagę porażki swoich planów. 
Po około trzech kwadransach wysiedli z taksówki pod domem Aleksa. Nim weszli do domu ten zajrzał do skrzynki, a tam poza kilkoma ulotkami reklamowymi były również wezwania na komisariat policji oraz pismo od prokuratora. Oboje nagle pobledli tak jakby przeczuwali kłopoty. Pismo z prokuratury tylko jeszcze bardziej wzmogło w nich niepokój.
- Spokojnie siostra. Nic nam nie udowodnią - mówił i już planował co dalej.
- Tak? A co zamierzasz zrobić? - dopytywała Paulina. 
- Dzisiaj mamy niedzielę. Ja zaraz pojadę i opróżnię skrzynkę i w ten sposób niczego nie znajdą - tłumaczył.
- To przyjadą do domu i w domu znajdą te dokumenty - mówiła. 
- Ale ja nie zamierzam ich tu przywozić. Zadzwonię do Turka i u niego to ukryję na ten czas - mówił pewny swojego planu. Przebrał się i pojechał na ulicę Miodową.  Podszedł do skrzynki i kiedy miał ją już otwierać podeszło do niego dwóch mężczyzn. 
- Pan Aleksander Febo? - usłyszał pytanie i  następnie - detektyw Joanna Krupa oraz Paweł Domagała - wiedział, że nie ma co kłamać. 
- Tak to ja - odparł i wyjął z zewnętrznej kieszeni marynarki portfel z dokumentami. 
- Co pan tu robi? Czyżby zamierzał pan opróżnić skrzynkę z jej zawartości - dopytywali funkcjonariusze w jakimś sensie z niewielką kpiną w głosie. 
- Oczywiście, że nie. Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Chyba mam do tego prawo, skoro to moja skrzynka. Nie rozumiem państwa zachowania i tych dziwnych pytań - próbował łgać w żywe oczy. Udawał, że nic nie wie o żadnym nakazie. 
- Czy ma nas pan za idiotów? Przecież dostał pan pismo od prokuratora. 
- Jakie pismo ja o niczym takim nie wiem. Przez ostatnie kilka dni byłem wraz z siostrą we Włoszech - szedł w zaparte. Jednak ta dwójka nieumundurowanych policjantów nie dała za wygraną i uznając iż Febo może chcieć coś zrobić aby nie stawić się  u prokuratora postanowili go zatrzymać na dwadzieścia cztery godziny, bo na tyle mogli bez stawiania konkretnych zarzutów. Oczywiście nie obeszło się bez odgrażania się z jego strony i wykrzykiwania, że nie wiedzą kim on jest i czego on nie jest wstanie zrobić. Groził utratą pracy i popamiętaniem go. Jednak ta dwójka funkcjonariuszy nie wdawała się z Febo w żadne dyskusje. 

- Violka czego się dowiedziałaś? - dopytywała Paulina przez telefon byłą sekretarkę Marka. 
- Wiem tylko, że ta już opuściła szpital i jest trochę poobijana. Nic więcej nie wiem, bo Marek mnie zwolnił - mówił kobieta.
- Jak to cię zwolnił? Dlaczego ja nic nie wiem? Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? - wrzeszczała do słuchawki Febo wyrzucając z siebie jak z karabinu maszynowego pytania. 
- Kilka razy próbowałam się z tobą skontaktować, ale nie odbierałaś - tłumaczyła się Kubasińska. 
- Dobrze ja zadzwonię zaraz do Marka i załatwię twoje przywrócenie do pracy - te słowa ucieszyły Violettę. Rozłączyły się a Paulina nie zamierzała dzwonić do swojego byłego, ale pojechać do niego. 
Nie zamierzała wcześniej go uprzedzić o swojej wizycie, nie widziała takiej potrzeby. Wezwała taksówkę i niespełna kwadrans później już jechała w kierunku domu Marka. Jakie było jej zdziwienie kiedy okazało się, że nikogo nie zastała. 
- Dzień dobry Helenko - mówiła niby przymilającym głosem do słuchawki.
- Dzień dobry - usłyszała w odpowiedzi - w jakiej sprawie dzwonisz? - zapytała starsza kobieta. 
- Jest może u was Marek? Chciałam się z nim zobaczyć po powrocie, ale nie zastałam go w domu - wyjaśniła.
- Nie, nie ma. A nie sądzisz, że trzeba było najpierw zadzwonić i umówić się. W końcu nie jesteście już parą - usłyszała w odpowiedzi. 
- Ale ja chciałam zrobić mu niespodziankę. Myślałam, że tak jak i ja przemyślał sobie wszystko i moglibyśmy wrócić do siebie. To było by piękne - mówiła.
- Powiem tak. Nie wiem, czy byłoby to piękne. Ale wiem z całą pewnością, że Marek nie chce mieć z tobą nic wspólnego - rzekła pani Dobrzańska pożegnała się i rozłączyła. Febo aż się gotowała w sobie ze złości. 

Marek w tym czasie siedział w Rysiowie i niedzielne popołudnie spędzał z rodziną Cieplaków. Od czasu jak Ula wyszła ze szpitala był tu już kilka razy. Widać było, że lubi tu przyjeżdżać. Cieplaki przyjęli go jak swojego. Z każdym z nich znalazł wspólny język, a najbardziej wydawało się, że lubi go mała Beatka, która wręcz piszczała na jego widok. Było pogodnie więc pomógł wyjść Uli na zewnątrz i tam w cieniu siedzieli i rozmawiali. 
- A jak ci się pracuje z Beatą? - zapytała w pewnym momencie Ula - wiesz nie chcę być wścibska, ale mam nadzieję, że nie sprawia problemu.
- To chyba najlepsza sekretarka jaką miałem dotychczas. Wywiązuje się ze swoich obowiązków i nawet czasami próbuje zastąpić ciebie. Chociaż to jest wręcz nie możliwe - mówił.
- Cieszę się, że jesteś zadowolony. A z tym ostatnim to chyba nieco przesadzasz. Nie ma ludzi niezastąpionych - mówiła ze spuszczoną głową. Widać było, że tym ostatnim zdaniem wprawił ją w zakłopotanie. 
- Uwierz mi Ula, że są i ty właśnie do takich należysz. A wracając do Beaty to powiem ci, że wpadła ona w oko takiemu jednemu panu z naszej firmy. I coś mi się wydaje, że i on nie jest jej obojętny - Ula spojrzała na Marka i zastanawiała się o kim on może mówić. 
- Ula jeśli myślisz o mnie to jesteś w błędzie - mówił z szerokim uśmiechem, a wówczas na jego policzkach uwydatniały się te cudowne dołeczki. 
- Nie ty, to kto? - dopytywała. 
- Seba - usłyszała. 
- Nasz Seba? - Marek pokiwał tylko twierdząco głową i odparł.
- Przychodzi do mnie codziennie i najpierw przez kilka minut rozmawiają. A jak już wejdzie do mojego gabinetu,  to poza sprawami służbowymi jeszcze dopytuje mnie o Beatę. Tak jakbym ją znał tyle co i ty. O dziwo nawet nie przeszkadza mu fakt, że ona ma dziecko. 
- A to niby czemu miałoby mu to przeszkadzać? - dopytywała ze zdziwieniem Ula
- Pamiętam jak był z Violką to nie chciał nawet słyszeć o dziecku - wyjaśnił.
- Ale znając Violkę to ja też bym nie chciała mieć z nią dziecka, będąc na miejscu Sebastiana. Obawiam się, że cała opieka nad tym dzieckiem spadłaby na niego, a ona latałaby tylko po butikach i do koleżaneczek - stwierdziła a młody Dobrzański przyznał jej rację - natomiast  Beata to całkowite przeciwieństwo panny Kubasińskiej. Życzę aby im się udało. Może chociaż ona wreszcie znajdzie szczęście i miłość - dokończyła. 
- Czemu mówisz, że chociaż ona? - zapytał Dobrzański
- Obie mamy pecha do facetów. Jej zostawił ją jak tylko okazało się, że jest w ciąży. Zniknął tego samego dnia co mu powiedziała mała ma już kilka lat a o tatusiu ślad i słuch zaginął. Ja miałam chłopaka, który okazał się zwykłym dupkiem. Kiedy pracowałam w poprzedniej firmie byliśmy razem do czasu aż się stamtąd nie zwolniłam. Bo przecież on nie będzie nas utrzymywał. Sam jest lekarzem kardiochirurgiem i pracuje w tym samym szpitalu co leżałam po wypadku. Był gotów załatwić mi pracę w szpitalu jako salowa. Ale to jest nic. Kiedy leżałam w szpitalu dowiedział się jakimś cudem, że mam dobrze płatną pracę i mnie odwiedził. Było to w dniu kiedy mnie wybudzono i ... - nagle zamilkła i wyglądała jakby ducha zobaczyła. 
- Ula wszystko w porządku - zapytał zdezorientowany Dobrzańskim tym jej nagłym milczeniem.
- O wilku mowa - wydukała do Marka i odezwała się do przybyłego - co tu robisz? Chyba wyraziłam sie jasno? 
- Ula możemy porozmawiać na osobności? - dopytywał Sosnowski. 
- Nie mamy o czym rozmawiać. Nie widzisz, że nie jestem sama? O przepraszam nie przedstawiłam was sobie to jest Marek Dobrzański mój...- nie dokończyła bo Dobrzański wszedł jej w słowo po tym jak zorientował się kim jest przybyły.
- Jestem chłopakiem Uli - dokończył za nią i wyciągnął rękę w stronę Piotra - a pan jest zapewne tym lekarzem, który zajmuje się panem Cieplakiem. 
- Piotr Sosnowski, tak jestem lekarzem, ale nie zajmuję się panem Józefem - odparł dość mało przyjemnie. I zwrócił się bezpośrednio do Uli - widzę, że szybko się pocieszyłaś, po naszym rozstaniu - Marek chciał zareagować lecz Ula chwyciła jego rękę i rzekła.
- Zostaw. nie warto się przejmować kimś takim - Sosnowski ze wściekłością opuścił dom Cieplaków. 
- Przepraszam cię Ula, za to co powiedziałem. 
- Nie musisz przepraszać, bo nie masz za co. To ja ci dziękuję. Może teraz da mi wreszcie spokój. W jakiś sposób dowiedział się, że mam dobrze płatną pracę i uznał, że możemy ponownie być razem. Pamiętam jak byliśmy ze sobą to za wszystko płaciłam ze swojej pensji - mówiła - tak więc jak widzisz ani ja ani Beata nie miałyśmy jak do tej pory szczęścia w miłości. Dlatego też trzymam kciuki aby chociaż jej się udało. Dziewczyna zasługuje na to. 
- Każdy zasługuje na szczęście - mówił. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dźwięk przychodzącego połączenia przerwał ich rozmowę - przepraszam cię Ula, ale muszę odebrać to mama - usprawiedliwiał się.
- Jestem teraz w Rysiowie u Uli. A stało się coś, że dzwonisz? - dopytywał rodzicielki.
- Mam dwie wiadomości synku. Dzwoniła do mnie Paulina, bo cię szukała. A druga wiadomość to aresztowali Aleksa, ale więcej wie o tym tato. 
- Mamo to nie jest rozmowa na telefon. Ja za około półtorej godziny będę u was i wtedy porozmawiamy na spokojnie - wyjaśnił Marek. Nie chciał na ten temat rozmawiać przez telefon. 
- W takim razie czekamy na ciebie z tatą. Poproszę panią Zosię aby uszykowała wcześniej kolację to zjesz może z nami - odparła kobieta i rozłączyli się. 
- Przepraszam cię Ula, ale muszę się pożegnać na dzisiaj i jechać do rodziców - próbował się tłumaczyć. 
- Spokojnie Marek. Nie musisz mi się tłumaczyć i tak zajęliśmy ci prawie cały dzień. Jedź i pozdrów ode mnie swoich rodziców - odparła mu Cieplak. 
- Dziękuję i obiecuję przekazać pozdrowienia. Do zobaczenia - pożegnał się z Ulą i całą resztą Cieplaków i ruszył w kierunku Warszawy i domu swoich rodziców. 
Całą drogę zastanawiał się nad tym co powiedziała mu Ula. I to jak łatwo przyszło mu wypowiedzenie, że jest jej chłopakiem. W pewnym momencie przyszło olśnienie. Było jak uderzenie pioruna, że przecież mogliby spróbować. Mieli wiele wspólnych zainteresować, dobrze im się rozmawiało, uwielbiał spędzać z nią czas. Zawsze kiedy o niej myślał robiło mu się ciepło na sercu. Może faktycznie powinni spróbować. Musi  z nią o tym porozmawiać. Ale w pierwszej kolejności musi załatwić sprawę z Febo. A przynajmniej niech ruszy to z miejsca. Miał ostatnio wrażenie jakby stało to wszystko w jednym miejscu. Liczył, że skoro ta dwójka wróciła to może coś zacznie się dziać i miał rację, tylko jeszcze o tym nie wiedział. 

- Witaj synku co tam u pani Urszuli - usłyszał jak tylko przekroczył próg rodzinnego domu.
- Dzień dobry - rzekł na początku - Ula przesyła wam pozdrowienia. Jest jeszcze trochę obolała, ale wraca do zdrowia - odparł zgodnie z prawdą. Widać było, że ta wiadomość ucieszyła oboje seniorów. 
- Wyobraź sobie synu, że Aleks przyjechał na Miodową i chciał wyciągnąć te wszystkie dokumenty. Zapewne planował je gdzieś ukryć i tym sposobem zakpić nie tylko z nas, ale i wymiaru sprawiedliwości. Zastanawiam się, gdzie chciał je tym razem schować - opowiadał Krzysztof. 
- A jak to się stało, że wpadł? 
- Cały czas ktoś obserwował to miejsce. A że byli to nieumundurowani policjanci, to ten poczuł się na tyle pewnie iż spróbował wyjąć te papiery. Z tego co mi wiadomo, wszystko jest już na biurku prokuratora. Aleks ma pozostać w areszcie do jutra popołudnia, chyba, że prokurator zarządzi inaczej - wyjaśnił mu ojciec.
- Mówiłaś mamo, że Paula mnie szukała - zwrócił się do swojej rodzicielki.
- Tak dzwoniła i pytała o ciebie. Podobno była pod twoim domem. Chciała ponoć zrobić ci niespodziankę i porozmawiać - odparła Helena. 
- A czy coś wiadomo o wypadku? Czy coś mówili? - dopytywał.
- Nic nie wspominali - usłyszał w odpowiedzi. Ta wiadomość widać nie ucieszyła młodego Dobrzańskiego. 
CDN...

niedziela, 3 kwietnia 2022

ZMIANY część IX

 Dzień po wypadku Marek dostał telefon z komendy. 
- Panie Dobrzański w związku z wydarzeniami w dniu wczorajszym proszę przyjechać na komendę. Chciałbym zadać kilka pytań - usłyszał w słuchawce po tym jak rozmówca się przedstawił. 
- Oczywiście, proszę tylko podać godzinę. Ja się dostosuję - odpowiedział. 
- Jeśli to możliwe, to w jak najkrótszym czasie.
- W takim razie powinienem przyjechać... - spojrzał na zegarek znajdujący się na jego ręce i rzek - do godziny powinienem przyjechać. Za niecały kwadrans mam spotkanie z kontrahentem, ale nie będzie to zbyt długie spotkanie, a na komendę mam raptem kilka minut samochodem.
- Dziękuję panu i czekam - usłyszał. 
Po skończonej rozmowie poszedł do Sebastiana. 
- I jak tam? Violka już nie dzwoni? - dopytywał przyjaciela. 
- Od tej awantury z rana na razie jest cisza, ale z tą kobietą nigdy nic nie wiadomo - odparł zgodnie z prawdą. Faktem było, że panna Kubasińska była nieobliczalna a jej kreatywność nie znała granic. 
- Ja po spotkaniu z Kaczmarskim muszę podjechać na komisariat. Prosiłbym cię abyś przypilnował mi firmy - mówił Dobrzański.
- Jasne nie ma sprawy. Jedź i załatw wszystko - usłyszał w odpowiedzi. 
- Dzięki przyjacielu. Jak tylko wyjdę podjadę jeszcze do szpitala. Może dzisiaj będą wiedzieć kiedy ją wybudzą - Olszański spojrzał na Marka i zmrużył oczy marszcząc przy tym czoło tak jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. Już miał się odezwać kiedy to obaj usłyszeli dźwięk przychodzącego połączenia w telefonie prezesa.
- O Ania dzwoni - rzekł i nacisnął na zieloną słuchawkę, gestem dłoni pożegnał się z przyjacielem a swoje kroki skierował w stronę konferencyjnej. 
- Coś mi się wydaje mój przyjacielu, że nasza Uleńka wpadła ci w oko. A twoje serduszko samo się do niej wyrywa - pomyślał kadrowy. Jak się miało w niedalekiej przyszłości okazał najprawdziwszą z prawd. Tylko czy odwzajemniona jest ta chemia wiedzą jedynie oni sami - no dobra panie Olszański pora zabrać się za resztę roboty - dodał do siebie i zajął się swoimi obowiązkami a było ich dość sporo. Umowa dla nowej sekretarki Marka, załatwienie miejsca w przedszkolu dla dziecka nowej pracownicy, ale i jeszcze kilka innych spraw. 

Wszedł do pokoju, który wskazał mu dyżurujący funkcjonariusz na recepcji. 
- Dzień dobry, jestem tak jak się z panem umawiałem - zwrócił się do policjanta Dobrzański. 
- Proszę usiąść - odparł mundurowy wskazując jednocześnie krzesło po drugiej stronie biurka - pokażę panu kilka zdjęć - wyciągnął z teczki zdjęcia, które przedstawiały pewnego mężczyznę. Marek chwycił je w dłoń i zamarł.
- Ja znam tego typa. To znaczy nie wiem jak się nazywa, ale jest on podejrzany o nieczyste interesy z rodzeństwem Febo. 
- Kim są ci Febo? 
- To rodzeństwo Paulina i Aleksander. Ona  do niedawna była moją dziewczyną. A wspólnie to współudziałowcy w firmie, którą założył mój ojciec wspólnie z ich. Ale ten drugi wraz z żoną zginęli w nieszczęśliwym wypadku prawie dwie dekady temu. Okazało się, że oboje próbowali zaszkodzić firmie i pozbawić nas udziałów. Niemalże tydzień temu wynająłem prywatnego detektywa, który miał zdobyć dowody przeciwko im obojgu i wówczas na kilku zdjęciach jest również ten mężczyzna. Jednak najczęściej spotykał się z samą Pauliną jak twierdzi detektyw - wyjaśnił junior Dobrzański. Policjant zanotował wszystko. Miał już podziękować mu policjant kiedy Marek coś sobie przypomniał - tego dnia również widziałem tego typa pod firmą, ale zajęliśmy się pracą i jakoś zapomniałem o nim. Dodatkowo kiedy wychodziłem lunch nie widziałem aby stał na parkingu. 
- Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienia. Myślę, że teraz pójdzie już z górki - usłyszał od policjanta. Pożegnał się i opuścił komisariat. Tak jak rozmawiał z Sebastianem udał się jeszcze do szpitala. Tam zastał pana Cieplaka.

- I co mówią lekarze? Kiedy będą ją wybudzać? - zasypał starszego mężczyznę pytaniami po tym jak przywitali się wzajemnym uściskiem dłoni i znaną regułką dzień dobry. 
- Wszystko wskazuje iż najpóźniej jutro będą ją wybudzać - widać było, że ta wiadomość ucieszyła młodszego mężczyznę - jednak rehabilitacja jeszcze potrwa jakiś czas. 
- Tym proszę się nie martwić. Najważniejsze aby wróciła do zdrowia. 
- Dziękuję panu - rzekł senior Cieplak.
- Nie musi mi pan za nic dziękować. Ula z całą pewnością nie straci pracy - zamienili jeszcze kilka zdań i Marek wrócił do firmy, a Józef pozostał w szpitalu. 

Jechał do firmy za cały czas zastanawiał się nad tym całym wypadkiem. Rozmyślał, które z Febo wynajęło tego typa. W pewnym momencie nawet doszedł do wniosku, że to może być spawka Pauliny i zrobiła to aby pozbyć się Uli nie tyle z firmy co z jego życia. Pamiętał doskonale ostatnią awanturę jaką zrobiła Uli. Zarzucając jej romans z nim. Odgrażała się wówczas, że tak tego nie zostawi. Nawet do niego powiedziała, że on należy tylko do niej. Ale niewiele mógł sam zrobić, a jedynie mógł czekać na wynik śledztwa. Co było nie lada wyczynem dla niego samego. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany. 
Lecz jak się okazało nie tak łatwo było znaleźć mężczyznę ze zdjęcia. Wyglądało to tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Dodatkowo Febo zdążyli wylecieć na około tydzień do Włoszech. Stało się to na dosłownie kilkanaście godzin przed wystawieniem nakazu stawienia się na przesłuchaniu. Policja jednak nie zamierzała czekać z założonymi rękami i po otrzymaniu danych o prywatnym detektywie skontaktowali się z mężczyzną. Ten nie mając nic do ukrycia powiedział wszystko co mogło pomóc w śledztwie. Wyjaśnił w jakich okolicznościach i gdzie Febo spotkali się z mężczyzną z fotografii. Lecz nie zdążył ustalić kim ów poszukiwany jest i jak się nazywa. Mimo to tymi swoimi informacjami zdołał naprowadzić funkcjonariuszy na trop, który mógł się okazać przełomowym w śledztwie. 

Pod wieczór Marek dostał dobrą wiadomość. Siedział w swoim gabinecie w domowym zaciszu, kiedy to usłyszał dzwonek do drzwi. 
- Kogo to licho niesie - zastanawiał się idąc w kierunku drzwi. Nie patrząc przez wizjer otworzył je a po drugiej stronie stali jego rodzicie. 
- No już myśleliśmy, że coś ci się stało - spojrzał na swoją rodzicielkę pytającym wzrokiem - postanowiliśmy przyjechać, bo tato kilka razy próbował się do ciebie dodzwonić. Ja również, ale za każdym razem odzywa się poczta głosowa - wyjaśniła mu matka. Wpuścił rodziców do środka i chwycił za telefon leżący na komodzie w pokoju spojrzał na wyświetlacz.
- Przepraszam was bardzo, ale miałem tyle spraw na głowie, że nawet nie zauważyłem kiedy rozładował się telefon.
- W porządku synu. W zasadzie to miałem przyjechać jutro do firmy i wówczas powiedzieć ci co udało się osiągnąć. Ale mama uparła się przyjechać kiedy nie odbierałeś telefonu. Prokurator wydał nakaz na otwarcie tej skrzynki pocztowej i udostępnienie wszystkich tam dokumentów - wyjaśnił Krzysztof. 
- Chyba nie ucieszyła cię ta widomość - odezwał się senior widząc niezbyt szczęśliwą minę syna. 
- To nie tak.  Ta wiadomość jest super, bo wreszcie będziemy mogli ruszyć dalej ze sprawą - mówił. 
- Więc skąd taka ponura mina synku? - dopytywała tym razem Helena. 
- Byłem dzisiaj na komisariacie w  sprawie tego potrącenia Uli. Prawdopodobnie, któreś z Febo jest w to zamieszanych. Pokazali mi zdjęcia, gdzie widać tego samego typa co na zdjęciach od detektywa podczas spotkania z Febo. Podejrzewam, że to sprawka Pauliny. Opowiedziałem o wszystkim policji. Ale ci wylecieli dzisiaj rano do Włoch i obawiam się czy w ogóle wrócą - mówił zmartwiony Marek. 
- Nie martw się synku na pewno przylecą do kraju - uspakajał go ojciec. 
- A jak  się czuje Ula? Byłeś może u niej w szpitalu? - zmieniła temat Helena, chcąc w ten sposób oderwać syna od myślenia o rodzeństwie Febo. A sama próbowała znaleźć sposób na ściągnięcie swoich przybranych dzieci, gdy nie mieli zamiaru wrócić do Polski. 
- Byłem dzisiaj i rozmawiałem z jej tatą. Ona wciąż jest w śpiączce, ale jest szansa na to iż jutro będą ją wybudzać. Mam tylko nadzieję, że po za tym co jest nic więcej jej nie jest. Pan Cieplak bardzo się martwił, że po tym wypadku straci pracę, ale uspokoiłem go, zapewniając, że nic takiego nie będzie miało miejsca - wyjaśnił i jeszcze dodał - a za dwa dni będę miał nową sekretarkę. To dobra znajoma Uli. 
- A co z Violettą? - zaciekawił się senior Dobrzański.
- Zwolniłem ją po tym jak nagadała głupot Paulinie na mój i Uli temat. A ta wpadła tu następnego dnia i zrobiła karczemną awanturę Uli. Dodatkowo panna Kubasińska nie wywiązywała się ze swoich obowiązków i wiecznie a to gadała przez telefon albo latała po firmie i mieliła tym swoim jęzorem. Wyobraźcie sobie, że nawet podała prywatny numer Pauliny Korzyńskiemu. Aż boję się pomyśleć co jeszcze mogła wynieść za informacje wraz z Febo. Jedna warta drugiej - mówił ze złością w głosie. 
- A coś więcej wiesz to jej znajomej Uli? - dopytywała go matka. 
- Wiem, że samotnie wychowuje małe dziecko. Z Ulą znają się od niepamiętnych czasów. Mieszkają obok siebie. I tak jak Ula skończyła studia, z tą różnicą iż jeden kierunek na SGH - mówił. 
- I ktoś taki będzie twoją sekretarką? - dziwił się ojciec. 
- Jedynie tylko takie stanowisko mogłem zaproponować. Ale spokojnie tato ja mam w tym swój cel i plan - straszy mężczyzna spojrzał na syna z niemym pytaniem na ustach, więc ten pospieszył z wyjaśnieniem - kiedy skończą się sprawy z Febo chcę zaproponować Uli stanowisko po Aleksie a pani Beata zostanie jej asystentką - tym sposobem uspokoił ojca. Na koniec zwrócił się do obojga rodziców - tylko bardzo proszę zachowajcie to na razie dla siebie. Chcę zrobić im obu niespodziankę - państwo Dobrzańscy pokiwali głowami zgadzając się.  

Tak jak mówił Cieplak następnego dnia wybudzili jego najstarszą córkę. Lekarze nie po przeprowadzeniu stosownych badań wyrazili zgodę na przeniesienie jej na salę ogólną. Lecz o całkowitym wyjściu jeszcze mogła zapomnieć przez kolejne kilka dni, a nawet do tygodnia czasu. O wypadku dowiedział się również Piotr Sosnowski. I kiedy Ula została na kilka minut sama przyszedł do niej. 
- Ula kochanie - zaczął już od progu.
- Nie jesteśmy już razem. Czyżbyś zapomniał. To pragnę ci przypomnieć, że to ty odszedłeś ode mnie. Więc teraz nie udawaj zatroskanego - wysyczała przez zęby. 
- No, ale przecież możemy do siebie wrócić - odparł.
- Tak? - rzekła z wielkim niedowierzaniem w głosie i dodała - a cóż takiego się stało, że ponownie pałasz do mnie miłością? 
- W końcu zawsze można zmienić zdanie i wiele przemyśleć. A i słyszałem, że masz nową pracę - Cieplak po usłyszeniu ostatniego zdania już doskonale wiedziała co kieruje tym człowiekiem. 
- Zapomnij. Nigdy do ciebie nie wrócę. Nawet jeśli byłbyś ostatnim facetem na tej planecie. 
- Ale ja ciebie kocham - próbował, ale ta weszła mu w słowo.
- Ty kochasz, ale moje pieniądze, a nie mnie. Jak zwolniłam się z poprzedniej roboty to mnie zostawiłeś, a teraz jak dowiedziałeś się o nowej pracy, nagle ponownie mnie kochasz. Czy ty sądzisz, że ja jestem taka głupia? Jeśli tak to jesteś w wielkim błędzie i wyjdź już stąd i więcej nie przychodź - rzekła i odwróciła się do mężczyzny plecami dając mu jednocześnie do zrozumienia, że skończyła rozmowę. 
Po niespełna kwadransie do sali wrócił Józef. Zauważył, że coś jest nie tak. Podszedł do łóżka i delikatnie pogładził po ramieniu Uli. 
- Córcia wszystko w porządku? - zapytał ta odwróciła się w stronę ojca. 
- Nic nie jest w porządku. Czy to ze mną coś jest nie tak czy co? Był tu przed chwilą Piotr kolejny raz okazał się podłą świnią. Mówił, że niby mnie kocha, ale tak naprawdę to chodziło mu o moje pieniądze. Czy ja mam na czole napisane, że można mnie wykorzystywać? - mówiła głosem pełnym żalu i skargi. 
- Ula, dziecko to z nimi jest cos nie tak. Zobaczysz jeszcze spotkasz takiego, który cię pokocha szczerze i prawdziwie. A nim się nie przejmuj - mówił Cieplak - rozmawiałem z lekarzem i jeśli wszystko będzie dobrze to za tydzień wyjdziesz do domu - ta wiadomość ucieszyła Ulę. 
- Muszę jeszcze skontaktować się z Markiem i mu powiedzieć, że tak szybko o ile w ogóle wrócę do pracy - rzekła Cieplak. 
- Myślę córcia, że tym nie musisz się martwić. Ja wczoraj rozmawiałem z tym panem Markiem i on zapewnił mnie, że bez względu na długość choroby twoje stanowisko na ciebie będzie czekać. 
CDN...