środa, 30 grudnia 2020

SYLWESTER miniaturka

 

                                                                           


Siedziała i zastanawiała się czy iść na ten bal sylwestrowy ze swoim chłopakiem.  Nie miała ochoty nigdzie z nim wychodzić. Wczoraj kolejny raz pokłócili się kiedy on kolejny raz przyszedł do niej z wyczuwalnym zapachem alkoholu.

- Znowu byłeś w knajpie? - ni to stwierdziła ni to spytała.

- Uluś proszę nie rób dramatu tam gdzie go nie ma - odparł jej chłopak.

- Bartek ja nie robię żadnego dramatu, tylko mówię co widzę i co czuję. Jedzie od ciebie jak z gorzelni, mało tego widać po twojej twarzy - odparła. 

Te jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, zaprosiła gościa tradycyjnym zwrotem "proszę" i ujrzała w drzwiach swojego najlepszego przyjaciela Maćka Szymczyka. 

- Cześć - rzekła, ale jakoś dziwnie brzmiał ten jej głos.

- Ula co jest? - pytał.

-  Nie wiem co robić? Zastanawiam się czy nie zrezygnować z tej zabawy sylwestrowej - mówiła.

- Ale jak to zrezygnować? - drążył dalej Szymczyk.

- Wczoraj znowu pokłóciłam się z Bartkiem. Przyszedł wieczorem do mnie pijany. Byliśmy umówieni na popołudnie a on wolał iść do knajpy. I jak ja mam iść z nim na tego sylwestra? - mówiła rozkładając ręce w geście bezradności.

- Ula nie powinnaś rezygnować z tego balu, nawet jeśli miałabyś iść tam sama. Tobie też coś się od życia należy bez względu na wszystko. Cały rok pracujesz ciężko, praca w banku później zajmujesz się domem a dodatkowo tym obibokiem. Mówiąc szczerze nie bardzo rozumiem co ty w nim widzisz, że wciąż z nim jesteś. Ja już dawno bym go pogonił na cztery wiatr. Dostałaś to zaproszenie i nie powinnaś rezygnować z tego. Idź dziewczyno i baw się dobrze. 

Ta wciąż nie była przekonana co do tego. 

- Cieplak do balu jeszcze jeden dzień. Musisz coś zdecydować - zastanawiała się. Próbowała nawet znaleźć plusy i minusy tego całego wyjścia. W końcu postanowiła, że pójdzie z nim albo sama. Zadzwoniła do swojego chłopaka i poprosiła aby do niej przyszedł następnego dnia ten zgodził się słysząc, że będzie jego ulubione ciasto. 

- Bartek zaprosiłam cię do siebie aby porozmawiać a mówiąc dokładniej. To chciałam porozmawiać o jutrzejszym dniu - mówiła - wiesz, że dostałam zaproszenie na bal sylwestrowy z mojego banku. Jest to podwójne zaproszenie mówiłam ci o tym w dniu kiedy je otrzymałam. Chciałbym wiedzieć czy nadal idziemy tam razem.

- Jak najbardziej. Nie odpuściłbym takiej okazji. Darmowa wyżerka. A alkohol też, bo wiesz co taka imprezka nie może odbyć się bez niego - Ula tylko przewróciła oczami i już zaczęła żałować swojej decyzji co do zaproszenia na ten bal swojego chłopaka. 


Było kilkanaście minut przed osiemnastą, gdy kończyła się szykować a Bartka wciąż nie było. 

- Znów zapewne polazł do baru - rozmyślała. Poprosiła jeszcze ojca aby zadzwonił po taksówkę, bo zdawała sobie sprawę, że jednak pojedzie sama. Gotowa wyszła z pokoju.



Wyglądała pięknie. Odsłonięte ramiona, idealnie dopasowana sukienka w kolorze bordowym dodawała jej uroku. Od ojca usłyszała jeszcze życzenia udanej zabawy i już wychodziła, gdy usłyszała wołanie swojego imienia. Odwróciwszy się ujrzała Bartka idącego w jej kierunku chwiejnym krokiem. Jej zdenerwowanie sięgnęło w tym momencie zenitu.

- Możesz mi powiedzieć jak ty wyglądasz? - wysyczała przez zęby.

- Oj Uluś nie denerwuj się tak. Byłem na chwilkę u Ryśka, musiałem mu przecież złożyć życzenia - bełkotał.

- Nigdzie ze mną nie jedziesz. Możesz wrócić tam skąd przyszedłeś - mówiła zdenerwowana. 

- No coś ty. Jestem twoim chłopakiem i nie mogę cię puścić samej. A jak ktoś cię zaczepi, to ktoś będzie musiał obronić - mówił.

- I to niby ty masz być tym od obrony? - zapytała z niedowierzaniem w głosie - chyba sobie żartujesz. Dodatkowo spójrz na siebie, jak ty wyglądasz. Dąbrowski faktycznie wyglądał tak jakby wyszedł z jakiegoś rynsztoku. Dżinsy, które bardziej nadawały się do pracy w garażu, dodatkowo poplamione, kurtka również w nie najlepszym stanie. a jakby tego mało śmierdziało od niego tak z gorzelni. 

- Co ci nie pasuje? - pytał tak jakby nie widział niczego złego w swym wyglądzie. Ula tylko machnęła ręką i wsiadła do zamówionej taksówki i odjechała. 

Na miejsce dotarła na czas, widok sali, a raczej jej wystrój urzekł pannę Cieplak. Stoły ustawione pod ścianami ozdobione białymi jak śnieg obrusami i finezyjnie ułożonymi serwetkami. Z sufitu zwisały balony w kolorze fioletu i bieli również ściany były przyozdobione balonami. Na jednej widoczny był napis "BAL SYLWESTROWY" Zajęła miejsce obok koleżanek z pracy, na pytanie o swojego towarzysza wymyśliła coś w stylu, że jej chłopak nie mógł ze względu na pracę. Nikt w banku, gdzie pracował nie widział niczego o Bartku. Właśnie wróciła do stołu po kolejnym już tańcu, gdy doszedł do niej jakiś mężczyzna i wyszeptał jej do ucha.

- Pani Urszulo nijaki pan Bartłomiej Dąbrowski twierdzi, że był zaproszony wraz z panią - usłyszała.

- Dziękuję panu ja zaraz tam przyjdę i wszystko wyjaśnię - odpowiedziała. 

- Bartek możesz mi powiedzieć co tu robisz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby. 

- No jak to co? Przyjechałem - odparł 

- Ja chyba wyraziłam się jasno, że nie chcę abyś tu przyjeżdżał razem ze mną.

- Dlaczego?

- Bo tylko wstyd mi przynosisz. Jesteś pijany, nie umiesz się zachować. W obecnej sytuacji zastanawiam się czy nie byłoby lepiej jakbym z tobą zerwała.  Na te słowa Dąbrowskiemu puściły nerwy i chwycił ją tak mocno za ramiona, że aż syknęła z bólu - puść to boli - ale na Bartku to najwyraźniej nie zrobiło większego znaczenia.

- Posłuchaj kwiatuszku to ja zdecyduję kiedy możesz odejść - Ula przestraszyła się takim zachowaniem. Gdy nagle usłyszała czyjś głos.

- Wszystko w porządku? Czy ten pan się pani narzuca? - pytał brunet. 



- Nie wtrącaj się koleś - odezwał się Bartek puszczając tym samym Ulę. 

Ula odsunęła się od swojego już byłego chłopaka, ale nie chcąc wywoływać jeszcze większej awantury postanowiła to uczynić dopiero po powrocie. Chwyciła za telefon z zamiarem powrotu do domu. Z powodu Bartka odeszła jej chęć do dalszej zabawy. 

- Proszę zostać przynajmniej do północy - usłyszała za plecami czekając na zamówioną taksówkę. 

- Przykro mi , ale straciłam ochotę i wolę wrócić do domu - odparła. 

Marek Dobrzański, bo tak nazywał się ów przystojny brunet, z dołeczkami w policzkach, nie zamierzał odpuścić. I ponowił swoją prośbę pozostania obiecując odwiezienie jej do domu zaraz po toaście Noworocznym. Bartek już chwilę temu opuścił ich, a Ula w końcu zgodziła się pozostać. Odwołała taksówkę i wróciła na salę w towarzystwie nowo poznanego mężczyzny. Było już dość późno, gdy wracali Marek tak jak obiecał odwiózł swoją towarzyszkę mimo, że ta próbowała protestować. Tłumacząc się odległością, bo przecież Rysiów leży kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Lecz Marek nie zamierzał odpuścić i skoro obiecał to i słowa zamierzał dotrzymać. Ula w końcu skapitulowała widząc, że on nie ustąpi. 

Czas płynął, a ta dwójka w bardzo krótkim czasie stała się niemalże nie rozłączna. Panna Cieplak tak jak obiecała sobie, rozstała się z Dąbrowskim następnego dnia po zabawie sylwestrowej. Bartek z początku nie był z tego zadowolony, ale w końcu najwyraźniej doszedł do wniosku, że życie syngla jest o wiele lepsze. I tak po prostu przestał ją nachodzić, a ona odetchnęła z ulgą. Marek przyjeżdżał codziennie, z każdym dniem zakochiwali się w sobie coraz bardziej. W końcu nastał dzień, dzień który miał zmienić jej dotychczasowe życie. Została zaproszona na przyjęcie z okazji rocznicy ślubu państwa Dobrzańskich. Początkowo nie chciała iść tłumacząc się, że to nie dla niej, a jak ten argument nie zadziałał mówiła.

- Marek, ale ja nie mam niczego odpowiedniego na ten dzień. Przecież nie pójdę w tej samej sukience co byłam na przykład w Sylwestra - jednak to tłumaczenie a raczej próba wykręcenia się na Marka nie działały. W niedługim czasie w jej pokoju wisiała piękna, zapierająca dech w piersiach suknia. Natomiast w Marku domu w jednej z szuflad leżał przepiękny pierścionek, który zamierzał jej ofiarować w tym dniu. 

W posiadłości rodziny Dobrzańskich zebrali się już wszyscy zaproszeni goście. Złożono jubilatom życzenia wręczono prezenty i zaczęło się przyjęcie, kilka minut później Marek chwycił Ulę za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.

- Marek gdzie ty mnie ciągniesz? - pytała Cieplak.

- Zaraz wszystkiego się dowiesz - rzekł i nim się Ula spostrzegła ten już klęczał, trzymając w ręku małe, obszyte czerwonym suknem pudełeczko. W środku którego znajdował się przepiękny pierścionek. 



- Ula nie umiem przemawiać, ale mam nadzieję, że wysłuchasz mnie - ona skinęła głową wciąż milcząc - Ula pokochałem cię niemalże w tej samej chwili co cię ujrzałem, tam na sali balowej. W ciągu tych kilku miesięcy stałaś się dla mnie powietrzem, którym oddycham. Osobą najważniejszą, bez której nie umiem żyć. Dlatego też klęczę tu przed tobą i proszę abyś została moją żoną. 

- Zostanę twoją żoną - odpowiedziała bez zastanowienia, bo tak samo jak on ona kochała jego. Marek wsunął jej pierścionek na palec a całość przypieczętował namiętnym pocałunkiem. 

Wrócili na powrót do domu i zanim zasiedli do stołu Marek poprosił zgromadzonych o chwilę uwagi.

- Moi drodzy ja wiem, że to święto moich ukochanych rodziców - zwrócił się w stronę seniorów i skłonił się po czym kontynuował - ale ja dziś jestem również bardzo szczęśliwym człowiekiem bowiem ta tu - wskazał na Ulę - piękna kobieta przyjęła moja oświadczyny - mówił to z powagą, ale w głosie można było usłyszeć radość i niewyobrażalne szczęście.

- Synu tymi oświadczynami zrobiłeś nam wspaniały prezent -odezwał się Krzysztof, a zaraz po nim usłyszeli głos Heleny - bardzo wam gratulujemy dzieci. 

Postanowili pobrać się w dniu kiedy mijała ich rocznica poznania się. Stanowili piękna parę nowożeńców, na tydzień przed ślubem Ula przekazała swojemu przyszłemu mężowi wspaniałą wiadomość, że spodziewają się dziecka. Marek szalał z radości, jednak na jej prośbę rodzinę i przyjaciół poinformowali dopiero po ślubie. I tak pół roku później na świat przyszedł ich pierwszy syn.


Koniec

piątek, 25 grudnia 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część XII

 Ula tak stała i wysłuchiwała tego wszystkiego co mówiła Helena Dobrzańska. A ta wydawała się nie panować już nad tym co wydostawało się z jej ust. Dodatkowo jej ton głosu był na tyle donośny, że chyba słyszało ją pół szpitala, a już z całą pewnością Krzysztof Dobrzański. Podszedł do stojących, obrzucił wszystkich wzrokiem i zwrócił się do żony.

- Heleno możesz mi wyjaśnić dlaczego słyszy cię niemalże cały szpital. Mówisz tak głośnio, że słyszałem cię w drugim końcu korytarza.

- Ty się jeszcze mnie pytasz? Zobacz nasz syn kolejny raz ma jakieś problemy przez tą tu - wskazała na Ulą.

- Myślę, że przesadzasz. Pani Urszula nie jest niczemu winna. Marek jest dorosłym mężczyzną i sam dobrze wie co robi - mówił. Helena nie chcąc wdawać się w dyskusje z mężem na szpitalnym korytarzu zmieniła temat pytając się co z Markiem. 

- Wszystko w porządku. Owszem ma poobijane żebra oraz wstrząśnienie mózgu. I tylko z tego powodu jest w śpiączce farmakologicznej. Lekarz stwierdził, że jeśli nic niepokojącego nie  będzie się działo przez najbliższe kilkanaście godzin, to jutro rano zostanie wybudzony i do końca tygodnia opuści szpital - przekazał to co usłyszał od lekarza. Wszyscy odetchnęli z ulgą. 

Ula nie chcąc drażnić dłużej swoim widokiem Heleny pożegnała się i  wraz z Maćkiem opuściła placówkę medyczną.  

- To co Ula jedziemy do domu? - odezwał się Szymczyk otwierając jej drzwi od samochodu. 

- Nie, najpierw pojedziemy jeszcze na komisariat, ale ten przy Kopernika - odparła.

- Ale dlaczego właśnie tam? - dopytywał przyjaciel. Ula obiecała wyjaśnić mu wszystko po drodze. Jechali a on słuchał z niedowierzaniem - czyli ten koleś ma kuzyna, który dzięki pracy na policji i to na takim stanowisku za każdym razem mu pomagał - podsumował mężczyzna. 

- Dlatego nigdy nie zgłaszałam tych pobić, bo wiedziałam jak to się zapewne skończy. Ale miarka się przebrała - Ula postanowiła rozmówić się z krewnym swojego byłego chłopaka. 

Dojechali na miejsce, Maciek chciał pójść razem z Ulą, lecz ta chciała to załatwić samej. Będąc pod pokojem, w którym przebywał policjant wyjęła z torebki telefon i włączywszy dyktafon wsunęła go do kieszeni po czym weszła.  Przedstawiła się i zaczęła mówić.

- Przyszłam tu w sprawie Andrzeja, twojego kuzyna. Doskonale wiem, że już wielokrotnie wyciągałeś go z kłopotów i ratowałeś od odsiadki. Ale to już koniec. Najpóźniej jutro rano wpłynie zawiadomienie do prokuratury o pomoc przestępcy.

- Chyba mój kuzyn za mało obił ci buźkę - mówił będąc pewnym, że tymi słowami przestraszy Cieplak - a może ten twój przyjaciel za mało dostał?  

- Nie daruję wam obojgu. Zgnijecie w więzieniu.

- Tak? Ciekawe kto ci uwierzy. Twoje słowo przeciwko mojemu - mówił pewny siebie. 

- To się okaże - odparła i wyszła. 

Wychodząc nie tylko z tego pokoju, ale z komisariatu odetchnęła z ulgą. Sama przed sobą przyznała się jak bardzo bała się tej konfrontacji lecz wiedziała, że musi coś z tym zrobić. Dość tego wszystkiego. Najpierw kilkakrotnie była bita i poniżana przez tego drania a teraz przez niego w szpitalu wylądował Marek. Wychodząc na zewnątrz widziała jak przyjaciel przestępował z nogi na nogę, wyglądał na zdenerwowanego lecz jej widok uspokoił go. 

- Ula wszystko w porządku? - zapytał jak tylko ta podeszła. Ula skinęła głową i wsiadła do auta - Możesz mi powiedzieć coś więcej? Czy będziesz tak milczała jak zaklęta? - dopytywał jak tylko ruszyli spod komendy. Cieplak siedziała przez chwilę i widać było, że zastanawia się nad czymś. 

- Ty go kochasz - ni to stwierdził ni to spytał Szymczyk a co wyrwało Ulę z tego zamyślenia. Spojrzała na przyjaciela i rzekła.

- Tak Maciuś kocham go i to tak mocno, że aż serce boli. Po tym jak dałeś mi ten list do przeczytania chciałam z nim porozmawiać, ale jego nie było przez cały dzień. Do firmy przyjechał jak wychodziłam z pracy, a wówczas stało się coś dziwnego zapomniałam co chciałam mu powiedzieć. Ja wróciłam do domu, a resztę wiesz. 

- Wiem i teraz rozumiem dlaczego Marek dzwonił do mnie pytając się o ciebie.  Zapewne również on chciał porozmawiać z tobą, a ty zapewne skłamałaś mu, że umówiłaś się ze mną - Ulka skinęła głową potwierdzając słowa Maćka. 

- Ale teraz zapewne już nie będzie dane nam porozmawiać Maciuś. Po tym co zrobił mu Andrzej z całą pewnością nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Dodatkowo Helena z całą pewnością mu nakładzie do głowy - mówiła przygnębionym głosem. 

- Ula co ty za głupoty gadasz? Wszyscy wiedzą, że Marek cię kocha.

- Maciuś co ty za głupoty pleciesz? 

- To nie są głupoty. On w tym liście pisał prawdę Ula. Czy ty tego nie widzisz? On dla ciebie gwiazdkę z nieba by sięgnął.  Ja widziałem jak on się obwiniał za to co zrobił ci Andrzej - widząc minę Cieplak podążył z wyjaśnieniami - uważał, że gdyby nie potraktował cię tak  podle i wyznał ci prawdę zaraz na samym początku teraz byli byście razem. Ula jak tylko Marek dojdzie do siebie musicie usiąść oboje i spokojnie wszystko wyjaśnić - dodał na koniec Szymczyk. 


- Sebastian wiesz co z Markiem? - zapytała niemalże od progu Ula. 

- Czekam na Krzysztofa, ma przyjechać na dziesiątą. Ale przecież możesz jechać do szpitala i samej się dowiedzieć - odpowiedział jej Sebastian.

- Niby tak. Ale po wczorajszym dniu nie bardzo chcę wchodzić jego mamie w drogę. Sam wczoraj słyszałeś co mówiła - Olszański pokiwał głową na potwierdzenie. Doskonale pamiętał wczorajsze spotkanie z Heleną Dobrzańską i to jak potraktowała Ulę. Cieplak poprosiła go jeszcze aby dał jej znać jak przyjedzie senior Dobrzański i poszła do swojego gabinetu. Zajęła się pracą, nawet nie wie kiedy minęły te dwie godziny, gdy usłyszała pukanie, a po chwili ujrzała w nich swoją sekretarkę.

- Ula, Sebastian prosił abym przekazała ci, że pan Krzysztof  jest już w firmie - ta podziękowała Violi, chwyciła za telefon i udała do konferencyjnej. 

Weszła, przywitała się i najpierw wysłuchała co mówił Krzysztof na temat zdrowia Marka. Odetchnęła z ulgą, że wszystko jest w porządku i został wybudzony ze śpiączki. Ale do końca tygodnia nie będzie go w pracy.

- Proszę się tym nie martwić. My tu z Ulą damy sobie radę - uspakajał Sebastian. 

- Wyjątkowo jestem o to spokojny - odparł Dobrzański spoglądając na Ulę. Miał już wychodzić lecz Ula poprosiła aby jeszcze został.

- Panie Krzysztofie chciałam porozmawiać o tym co się wczoraj wydarzyło - widziała, że ten chce zakończyć ten temat, ale ta nie dała mu dojść do głosu - Marek kolejny raz próbował mi pomóc. Ochronić przed tym tyranem jakim okazał się mój były chłopak. Kiedy pobił mnie dwa tygodnie temu wraz z Markiem oraz Maćkiem zgłosiliśmy sprawę na policji, ale to jak widać nic nie dało. On mimo zakazu zbliżania się był pod firmą a następnego dnia wtargnął do mojego domu. Za każdym razem trafiał do aresztu lecz na krótko. Ja znam powód dlaczego tak się dzieje. On ma w policji kuzyna, który mu pomaga. Myślałam, że ten się nie odważy pomagać takiemu draniowi, ale myliłam się - przez moment panowała cisza, którą przerwała Ula dodając - mam dowody na to, że tamten mu pomaga - wyjęła telefon i włączyła zrobione nagranie - tylko, że samej obawiam się, że nie dam rady. 

- Pani Urszulo, tym proszę się nie kłopotać. Ja jeszcze dziś skontaktuję się z naszym adwokatem i zobaczymy co da się zrobić. Prosiłbym jedynie aby pani mi to nagranie przesłała na mój telefon - rzekł senior.

- Mam je zgrane na pendrive i zaraz przyniosę - odparła i poszła do swojego biura po wspomniany przedmiot - czy ja mogę odwiedzić popołudniu Marka? - zapytała na koniec, gdy były prezes opuszczał salę konferencyjną.

- Oczywiście moje dziecko. Ja nie widzę przeciwskazań, a mój syn zwłaszcza - odparł i pożegnawszy się wyszedł z firmy.


W tym samym czasie, gdy Krzysztof był  w firmie Marek był niemalże skazany na wysłuchiwanie matki. Jedyne co go powstrzymywało od opuszczenia sali była podłączona kroplówka i aparatura monitorująca jego parametry życiowe. 

- Marku powinieneś dać sobie spokój z tą kobietą - mówiła matka.

- A to niby dlaczego? - zapytał poirytowany. Miał wrażenie jakby przeżywał deja vu. 

- Zobacz jak byłeś z Paulinką nigdy nic złego ci się nie stało. Od kiedy ta cała Cieplak pojawiła się w firmie ty wiecznie masz jakieś problemy. A to miałeś wypadek, innym razem ktoś cię pobił jak stanąłeś w jej obronie, a teraz to.  

- Mamo przypominam ci, że Pauliny już nie ma. A to co się stało nie było nigdy z winy Uli. 

- Pamiętam, że Paulinki już nie ma, ale czy nie możesz znaleźć sobie innej kobiety? 

- Nie, nie mogę - mówił podniesionym głosem - dobrze wiesz, że kocham Ulę i to się nigdy nie zmieni. 

- Synu sądzę, że mylisz obecnie miłość z zupełnie czym innym.

- To może mnie oświecisz z czym niby pomyliłem miłość - obruszył się.

- Wraz z ojcem od małego wpajaliśmy ci, że należy szanować i pomagać kobietom i słabszym.

- To cię mamo rozczaruję, bo to co czuję do Uli nie jest spowodowane potrzebą pomocą, ale najprawdziwszym uczuciem zwanym miłością - prawie wykrzyczał to matce prosto w twarz. Miał serdecznie dość tej rozmowy, był zły na nią. Odnosił wrażenie, że ona go kompletnie nie rozumie. Pamięta jak mówił już wiele razy jak bardzo mocno pokochał Ulę myślał, że zrozumieli. Chyba jednak się mylił, ale nie zamierzał rezygnować z tej miłości tylko dlatego żeby ich zadowolić. 

Helena nie zamierzała odpuścić i chciała namówić swojego męża aby ten przemówił Markowi do rozumu oraz miała w planach również spotkać z Aleksem. Lecz w pierwszej kolejności rozmowa z Krzysztofem, wiedziała jak Marek słucha ojca. Opuściła salę, tłumacząc chęcią napicia się kawy, w tak zwanym międzyczasie zadzwoniła do męża z pytaniem za ile będzie w szpitalu, bo chciała z nim porozmawiać. Krzysztof  poinformował, że będzie za jakieś pół godziny do czterdziestu pięciu minut. Po tonie głosu był niemal pewny o czym będzie ta rozmowa. Marek również wykonał telefon najpierw do Sebastiana, a następne połączenie miał zamiar wykonać do Uli, ale w tym momencie do sali ponownie weszła  matka. 

- Postanowiłem wypisać się ze szpitala jeszcze dzisiaj - oznajmił matce.

- Nie możesz - usłyszał w odpowiedzi.

- A kto mi zabroni? Ty mamo? Przypominam ci, że jestem już od dawna dorosłym i sam o sobie stanowię - odpowiedział.

Helena zadzwoniła do męża z prośbą aby jak najszybciej przyjechał do szpitala. Na pytanie męża co się stało odpowiedziała, że Marek postanowił wypisać się ze szpitala. 

- Daj mi go do telefonu - poprosił Helenę - synu może lepiej będzie jak jeszcze pozostaniesz w szpitalu - mówił spokojnym głosem do syna.

- Tato już podjąłem decyzję i nie zamierzam jej zmieniać - odpowiedział.

- Jak widzę nie przekonam cię Marek więc jeśli tylko możesz to poczekaj na mnie i odwiozę cię do domu - odparł. Marek zgodził się  na tę propozycję. 

Od Sebastiana wiedział, że Ula wybiera się do niego postanowił wysłać jej tylko krótką wiadomość z informacją o jego wyjściu i zaproszeniu do siebie. Kilka minut później odczytał wiadomość od niej, że przyjedzie zaraz po pracy razem z Sebastianem. Trochę to nie było po jego myśli, chciał porozmawiać, wyjaśnić tak wiele. Lecz zaraz pomyślał.

- Może to i lepiej jak przyjedzie z Olszańskim, dzięki temu nie będzie musiała tłuc się komunikacją miejską. A i z nim będzie bezpieczniejsza, bo nie mam pojęcia czy ten dupek nie jest na wolności. 


Dobrzańscy odwieźli Marka do jego domu co niezbyt podobało się Helenie. Uważała, że powinien pojechać do nich skoro już postanowił wyjść ze szpitala na własne życzenie.

- Helenko daj mu spokój. Marek potrzebuje odpocząć - mówił senior. Marek był wdzięczny ojcu za to, że stanął po jego stronie. 


Było jakiś kwadrans po siedemnastej jak usłyszał dzwonek i już za chwilę witał swoich gości u siebie.

- Marek dlaczego się wypisałeś ze szpitala? - zapytała niemalże od progu Cieplak.

- No właśnie - poparł ją Olszański.

- Nie widziałem sensu tam dłużej leżeć skoro nic złego się nie działo - odparł chociaż nie do końca to było powodem jego wyjścia. Olszański posiedział u Marka może ze trzy kwadranse i widząc, że przyjaciel chce pozostać sam na sam z Ulą podziękował za kawę i pożegnał się. 

- I ja będę się zbierać. Późno już zadzwonię po Maćka niech po mnie przyjedzie - mówiła krótko po wyjściu Olszańskiego.

- Ula proszę cię zostań jeszcze, chciałbym z tobą porozmawiać, wyjaśnić kilka spraw. To po to wczoraj przyjechałem do ciebie do Rysiowa - poprosił ją Marek. Ta milczała przez jakiś czas - Ula proszę cię daj mi wszystko wyjaśnić - poprosił. Ula spojrzała na twarz Marka, w te cudowne oczy, które wręcz błagały o chociażby krótką rozmowę. 

- Dobrze zostanę, ja też chciałam z tobą porozmawiać - rzekła. 

CDN...


wtorek, 22 grudnia 2020

WIĘZIEŃ MIŁOŚCI mini



Jechała razem z Maćkiem do firmy i coraz bardziej się denerwowała, że nie zdąży, że się spóźni. W pewnym momencie ruch na drodze jakby stanął. A prawdą było, że utknęli w korku, który spowodowany był wypadkiem. Byli na wysokości zdarzenia, gdy Ula odwróciła się i spojrzała w tamtą stronę. 

- To Marek - wypowiedziała.

- Gdzie? - pytał zdziwiony Szymczyk.

- Zatrzymaj się. Proszę - mówiła zdenerwowanym głosem.

- Ale, gdzie ty go tu widzisz? 

- To Marek miał wypadek. To jest jego auto - prawie szlochała. Szymczyk zaparkował, a Ula wybiegła nie zamykając nawet za sobą drzwi od samochodu i pobiegła w stronę karetki. W tym momencie sanitariusze wsuwali nosze z rannym Dobrzańskim do karetki. 

- Marek, Marek - wołała, lecz ten nie odpowiedział. Dopadła jednego z lekarzy.

- Co z nim? - pytała.

- A kim pani jest? - usłyszała odpowiedź w formie pytania.

- Ja? Jestem narzeczoną pana Marka i nazywam się Urszula Cieplak - skłamała.

- Obecnie ranny jest nie przytomny. Podejrzewamy uraz głowy w postaci wstrząśnienia mózgu oraz potłuczenia żeber. Ale to wszystko będziemy mogli zdiagnozować i powiedzieć coś więcej po badaniach. 

- Mogę jechać z wami? - dopytywała Ula. 

- Przykro mi proszę pani, ale to nie możliwe. Może pani jechać za nami do szpitala na Banacha  - padło z ust medyka.

Ula cała roztrzęsiona pobiegła do samochodu Maćka i zanim dobrze wsiada już niemalże krzycząc mówiła, żeby te zawiózł ją do szpitala. Całą drogę nie odezwała się nawet półsłowem, a jej twarz i bluzka były mokre od łez. Szymczyk nie pytając o nic jechał w wyznaczonym kierunku. W tym czasie Ula odrzuciła kilka połączeń, przyjaciel jedynie domyślał się od kogo te telefony. Po kilkunastu minutach dotarli do szpitala. Na miejscu musieli poczekać aż lekarze skończą badania i będą mogli im powiedzieć co z Markiem.

- Ula powinniśmy zawiadomić jego rodziców albo kogoś z firmy - odezwał się Maciek.

- Do Dobrzańskich nie znam numeru, ale można by zadzwonić do Sebastiana. On na pewno ich zawiadomi - wydukała przez łzy Cieplak.

- Sebastian tu Ula posłuchaj Marek miał wypadek, możesz powiadomić jego rodziców, bo ja nie mam ich numeru domowego - mówiła szlochając.

- Jak to wypadek? Co się stało? W którym jest szpitalu? - zasypał ją kilkoma krótkimi pytaniami. Ula odpowiedziała na nie i rozłączyła się. 

Wciąż czekali na jakieś wieści milcząc, a tę ciszę jedynie co chwila przerywał dźwięk Uli telefonu. 

- Ula odbierz w końcu ten telefon - padło z ust Szymczyka.


Te wszystkie telefony były od Piotra Sosnowskiego. Ostatnio nie układało się między nimi tak jak powinno. A dodatkowo coraz częściej się kłócili.  I cały czas chodziło o Marka oraz o to, że Sosnowski próbował wywierać na niej presję nakłaniając do wyjazdu wraz z nim do USA. Mało tego Ula zdenerwowała się na Piotra po tym co jej  powiedział, a raczej, gdy wyznał prawdę o jednym zdarzeniu.

- Powiedziałem mu, że teraz może co najwyżej parzyć ci kawę. Ha ha widać, że uraziłem jego dumę  - mówił z szyderczym uśmiechem.

- Ty jesteś nienormalny - padło z jej ust - jak mogłeś mu tak powiedzieć.

- A co nieprawdę mówię? - wydawał się być zdziwiony, jednocześnie wyglądał na zadowolonego z siebie.

- Nie, nieprawdę. Marek nie jest służącym a moim asystentem. Dużo mi pomaga i wspiera - mówiła jedocześnie zastanawiając się dlaczego Marek nie powiedział jej jak to było. 

Postanowiła to wyjaśnić przy najbliższej możliwej okazji. Wczorajszego późnego popołudnia również nie było lepiej. Wróciła do domu dosłownie po to aby zabrać jakieś dokumenty, które były niezbędne do pracy a które zapomniała. Już od progu usłyszała znajomy głos gościa, zdziwiła się mieli tego dnia się nie widzieć. Piotr podobno miał ten dzień a raczej wieczór i noc spędzić na dyżurze w szpitalu. Stanęła tak aby jej nikt nie zauważył i przez chwilę słuchała. Z każdym kolejnym słowem jakie wypowiadał Sosnowski w niej wzrastała złość na tego człowieka. 

- Panie Józefie ten wyjazd Uli do Stanów pozwoli jej na oderwanie się tego całego Dobrzańskiego, podszlifować angielski - próbował wpłynąć na jej ojca aby ten nakłonił ją do wyjazdu z nim.

- Ja nie zamierzam się wtrącać w decyzje mojej córki. Ale nie ukrywam, że... - zaczął senior Cieplak, lecz przerwała mu Ula, która już nie wytrzymała.

- Tato ja nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać - zwróciła się w pierwszej kolejności do ojca, a następnie skierowała swój wzrok na Piotra - możesz mi powiedzieć co tu robisz i dlaczego za moimi plecami próbujesz wpłynąć na mnie przy pomocy mojej rodziny. Chyba jasno się wyraziłam. Jeśli nie to powtórzę nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać. Tu jest mój dom, moja rodzina i przyjaciele. Mój angielski jest również na bardzo wysokim poziomie. Mam również pracę, z której nie zamierzam rezygnować, nawet gdy już oddam stanowisko Markowi. A teraz bądź tak łaskaw i opuść ten dom - skończyła i wskazała mężczyźnie palcem kierunek drzwi. Była wściekła na niego, zastanawiała się jak mógł  tak postąpić. Doskonale wiedział, że ona nie zamierza wyjechać gdziekolwiek a już tym bardziej tak daleko. O tym, że nie zamierza odchodzić z pracy, podjęła stosunkowo nie dawno. Nie mówiła o tym nikomu zwłaszcza Markowi, chciała to zrobić dopiero po pokazie. 


Do szpitala dotarł Sebastian wraz z rodzicami Marka. 

- Pani Urszulo może nam pani powiedzieć co się takiego stało? - pytała przejęta Helena.

- Nie wiem pani Helenko. Jechała wraz z przyjacielem - wskazała na siedzącego Maćka - do firmy, gdy zauważyliśmy wypadek. Poznałam po samochodzie, że to Marek. Teraz siedzimy i czekamy trwa badanie - wyjaśniła wszystko Cieplak. 

W końcu wszystko było wiadomo i nic nie zagrażało życiu ani zdrowiu młodego Dobrzańskiego. Lekarze chcieli zostawić go w szpitalu na obserwacji lecz ten się nie zgodził. 

- Marek to chociaż wróć do domu i odpocznij. My wraz z Ulą wszystkim się zajmiemy - odezwał się Sebastian. 

- Ale mi nic nie jest - mówił.

- Synu Sebastian ma rację - odezwał się jego ojciec. 

Ula stała i przysłuchiwała się całej rozmowie. Ten wypadek, strach o Marka uświadomiły jej tak oczywisty fakt jakim jest miłość do niego samego. 

- Ula a ty czemu nic nie mówisz? - usłyszała

- Uważam, że twój tata i Sebastian mają rację i powinieneś odpocząć. My się wszystkim zajmiemy - rzekła. 


Nastał dzień pokazu, który wbrew wielu opiniom jednak okazał się bardzo udany. Suknie prezentowane podczas pokazu znalazły wiele chętnych do kupna. Mimo to Marek chodził jakiś przygaszony przez kolejne kilka dni. Ula zaraz po pokazie miała wzięła wolne. A przed pokazem nie mieli czasu aby porozmawiać. 

- Marek coś ty taki markotny? - dopytywał go przyjaciel.

- Po prostu nie potrafię bez niej funkcjonować. Teraz jest na urlopie a później odchodzi z firmy - mówił. Sebastian tylko uśmiechnął się pod nosem, on doskonale widział jaka jest prawda, lecz na prośbę Uli nie mógł niczego zdradzić.

- Seba proszę cię nie mów mu nic. Ja wrócę w dniu jego urodzin - mówiła. Sebastian  zgodził się wiedział jak ta dwójka jest w sobie zakochana. I tylko gdyby nie jego głupie zachowanie oni już dawno byli by razem.

Dwa tygodnie później Ula wróciła z urlopu. Siedziała przed domem i czekała na swojego gościa. Usłyszała dźwięk podjeżdżającego samochodu. Podniosła głowę i ujrzała postać, ale nie tego kogoś się spodziewała.

- Możesz mi powiedzieć co tu robisz. Chyba już wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie zamierzam z tobą więcej mieć cokolwiek do czynienia - mówiła nie dając dojść do głosu Piotrowi.

- Ula wszystko w porządku? - usłyszała nagle głos Marka, który właśnie doszedł i słyszał jak ta mówi dość głośno. 

- Jak najbardziej tak. Piotr właśnie przyjechał i już odjeżdża - odparła.  

- Ula to o czym chciałaś porozmawiać? - zaczął Dobrzański zaraz po tym jak Piotr wyjechał.

Tego popołudnia wreszcie oboje powiedzieli sobie wszystko nie ukrywając niczego. Końcem tego było wyznanie wspólnie sobie bezgranicznej miłości. Od tego czasu stali się niemalże nierozłączni. Przez kilka miesięcy udało się im wspólnie zamieszkać. Wreszcie nadszedł czas Świąt Bożego Narodzenia i ten najważniejszy dzień Wigilia. Obie rodziny miały ten szczególny czas spędzić wspólnie, a co dla Marka było świetnym powodem do realizacji swojego planu. Po kolacji i rozdaniu wszystkim prezentów wstał od stołu młody Dobrzański podszedł do swojej ukochanej i padając na kolana zaczął.

- Ula jeszcze kilka miesięcy temu czułem się jak więzień miłości. Miałem cię na wyciągnięcie ręki, a jednak nie mogłem być z tobą. Dziś czuję się jak wolny ptak, to ty mnie uwolniłaś. Dlatego teraz tu klęczę przed tobą i proszę o twoją dłoń. Nie marzę o niczym innym jak móc zestarzeć się z tobą u boku - Ula słuchała tego pięknego wyznania i nie mogąc wydać z siebie żadnego głosu skinęła głową co Marek odczytał jako zgoda i wsunął na jej palec piękny pierścionek. 

KONIEC


wtorek, 15 grudnia 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ... część XI

 

- To nic takiego – odparł na pytanie. Nie chciał mówić przy Uli. Widząc jej minę wiedział, że nie odpuści, więc skłamał – robiłem wczoraj porządki w domu i nie zauważyłem wystającej rakiety od tenisa. To co Ula podjęłaś decyzję? – szybko zmienił temat nie chciał drążyć tematu swojego wyglądu.

- Przepraszam cię, ale jeszcze nie – odpowiedziała.

- W porządku. To co może cię odwiozę do Rysiowa?  - dopytywał z dwóch powodów. Chciał z nią spędzić chociaż trochę czasu, a dodatkowo obawiał się o jej bezpieczeństwo. Zwłaszcza po tym co usłyszał od Andrzeja i za wszelką cenę chciał ją chronić.

- Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. Umówiona jestem z Maćkiem. Mamy się spotkać w tej nowej galerii – skłamała. Mimo, że chciała z Markiem porozmawiać i przez prawie cały dzień układała sobie w głowie co mu powie, o co go zapyta. Tak na jego widok zdała sobie sprawę, że ma jakąś dziwną pustkę w głowie.

- No dobra stary przy Ulce mogłeś ściemniać, ale teraz mów co się stało – drążył dalej temat Sebastian po tym jak pożegnali się z Cieplak.

- Dobra powiem ci, ale chodźmy gdzieś usiąść – odparł Dobrzański - poszarpałem się z byłym Ulki – rzekł jak tylko usiedli przy stoliku w niewielkiej kawiarence w pobliżu firmy, wiedział iż przyjaciel mu nie odpuści.

- Ale jak to? Przecież on siedzi – mówił zaskoczony Olszański.

- Podobno wypuścili go dzisiaj rano. Spotkałem go pod firmą jak przyjechał po swoje auto. Poszarpaliśmy się wówczas i ktoś z przechodniów wezwał policję a przez to trafiliśmy na komisariat. Tam musiałem złożyć obszerne zeznania.

- Ten to ma tupet – mówił jego przyjaciel.

- Ale to nie wszystko. Za nim  doszło do szarpaniny on się odgrażał i ubliżał Ulce. Twierdzi, że nie pozwoli jej być z nikim innym tylko z nim – Olszański słuchał tego wszystkiego i nie mógł uwierzyć. Zastanawiał się jakim trzeba być człowiekiem, aby wygadywać takie rzeczy.

- Marek i co teraz? Ten facet jest jak widać nieobliczalny. Może trzeba znaleźć jakieś schronienie, gdzieś gdzie ten typ jej nie znajdzie. Bo jak widać sama policja niewiele robi, żeby nie powiedzieć, że niczego nie robi – zasugerował dyrektor.

- Też o tym pomyślałem. Lecz muszę to wszystko jakoś delikatnie wyjaśnić Uli. Myślałem, że podjęła decyzję i zgodzi się zamieszkać razem ze mną, ale sam słyszałeś jej odpowiedź – ten skinął tylko głową.

- To może jedź do niej jeszcze dzisiaj i powiedz jej o tym wszystkim – mówił Olszański kładąc nacisk na ostatnie słowo i dodając – dosłownie wszystko – Marek zrozumiał co przyjaciel miał na myśli.

- Słyszałeś, że umówiła się z Maćkiem więc zapewne nie ma  jej jeszcze w domu.

- To zadzwoń i zapytaj za ile będzie wyjaśniając, że chcesz pogadać – Marek posłuchał przyjaciela, ale ta nie odbierała – spróbuj do Szymczyka – podpowiadał przyjaciel.

- Marek, ale ja nie umawiałem się z Ulą. Lecz domyślam się dlaczego tak ci powiedziała – na pytanie co było tego powodem ten opowiedział mu o liście. Marek zrozumiał jej dziwne zachowanie. Słowa Maćka podziałały na niego jak czerwona płachta na byka, musi działać, musi powiedzieć jej wszystko od początku do końca. Nie może wiecznie udawać, że jest tylko jej przyjacielem, a na dodatek ten jej były też jest zagrożeniem .

Spojrzał na zegarek i uznał, że minęło już jakieś czterdzieści do pięćdziesięciu minut jak się pożegnali przed firmą.

- Seba a mogę mieć do ciebie prośbę – ten skinął głową na „tak” – spróbuj skontaktować się z Sosnowskim i zapytaj o to jego mieszkanie. A ja będę się zbierał, może uda mi się z nią porozmawiać i wyjaśnić jak najwięcej albo nawet wszystko. Daj mi znać jak tylko czegoś się dowiesz – zostawili zapłatę i napiwek na stoliku po czym każdy udał się w swoją stronę.

 

W Rysiowie był kilkanaście minut po tym jak Ula weszła do domu. Zapukał raz, drugi lecz nikt nie otwierał. Chwycił za klamkę i wszedł do środka. Nagle do jego uszu dotarły dźwięki podniesionych głosów. Rozpoznał je.

- Wynoś się – krzyczała Ula.

- Myślisz, że jak naślesz na mnie policję i tych palantów to się przestraszę? Rozczaruję cię, ale nie – mówił podniesionym głosem Andrzej.

Marek chwycił za klamkę, ale drzwi były zamknięte od środka. Z kuchni wyszedł Józef usłyszawszy jakieś ruchy.

- Panie Józefie co tu się dzieje?  - pytał Marek po tym jak przywitał się ze starszym mężczyzną.

- Dostał się do jej pokoju przez otwarte okno i zanim się zorientowałem to on zdążył zablokować drzwi. Już zawiadomiłem policję – Marek nawet nie zamierzał czekać na przyjazd mundurowych. Spojrzał na stojącego obok brata Uli i rzekł do niego – Jasiek leć po Maćka.

W pewnym momencie usłyszał  coś w rodzaju przewracanego krzesła i uderzenia. Dodatkowo przekonał się, że tam źle się dzieje, gdy usłyszał jak Ula krzyknęła

- Andrzej proszę przestań – nie dużo myśląc próbował wyważyć drzwi.

- Marek okno wciąż jest otwarte – usłyszał za plecami głos Jaśka. Ten natychmiast poleciał i tylko krzyknął.

- Czekajcie na policję.

Po chwili Ula wybiegła z pokoju wprost w ramiona Szymczyka i szlochając mówiła.

- On go zabije – Maciek odsunął od siebie przyjaciółkę i wpadł do pokoju, gdzie Andrzej okładał nieprzytomnego  Dobrzańskiego. W końcu do domu weszło dwóch mundurowych i obezwładnili napastnika. Jeden wyprowadził skutego Andrzeja do radiowozu a drugi zajął się Markiem do przyjazdu pogotowia. Andrzej mimo tego, że był już skuty wciąż odgrażał się.

Pogotowie zajęło się w pierwszej kolejności Dobrzańskim a następnie Ulą. Jego zabrano do szpitala, ona nie chciała jechać twierdząc, że nic jej nie jest.

Miała rozbity łuk brwiowy i opuchnięty policzek od ciosów.

- Maciuś możesz mnie zawieźć do szpitala? – prosiła Cieplak. Szymczyk skinął tylko głową i już zniknął za drzwiami domu sąsiadów podążając po auto. Podjechali pod szpital i niemalże biegiem pokonali korytarze szpitala, dochodząc do sali zauważyli wychodzącego z niej funkcjonariusza policji. Chcieli wejść, ale zostali zatrzymani.

- Pani Urszula Cieplak? – usłyszała pytanie.

- Tak, to ja – odpowiedziała.

- Chcieliśmy zadać kilka pytań.

- Proszę pytać  - odpowiedziała.

- Może nam pani powiedzieć co się takiego stało – Ula zaczęła tłumaczyć jak doszło do tego wszystkiego w jej domu. Oznajmiła również, że niespełna dwa tygodnie temu składała doniesienie na Andrzeja.

W między czasie do szpitala dojechał Sebastian powiadomiony przez Szymczyka. Ten przysłuchując się temu co mówiła Ulka na koniec dodał.

- Ten koleś w piątek popołudniu trafił do aresztu, bo złamał zakaz zbliżania się. Ula ze zdziwieniem słuchała tego co mówił Olszański.

- Dodatkowo dzisiaj obaj się pobili po tym jak ten odgrażał się, ale jak widać koleś musi mieć jakieś niezłe układy skoro wyszedł tak szybko i zaatakował – mówił poirytowany.

- Czy pan coś insynuuje? – dopytywał policjant.

- Nie, ja tylko mówię to co widzę – odparł Sebastian. Słowa Olszańskiego zastanowiły również Ulę i Maćka. Faktycznie to było dość dziwne, ten człowiek mimo tak wielu skarg, doniesień za każdym razem wychodził niemalże natychmiast na wolość. 

Funkcjonariusze skończyli i trójka znajomych została sama na szpitalnym korytarzu.

- Ula - odezwał się Sebastian po chwili milczenia - Marek zanim pojechał do ciebie, poprosił mnie o pewną przysługę.

- Seba możemy o tym porozmawiać za kilka minut? Chciałam zobaczyć się z Markiem i dowiedzieć się co z nim. Powinniśmy również zawiadomić jego rodziców.

- Masz rację porozmawiamy jak stąd wyjdziemy - odparł dyrektor i zaraz dzwonił do państwa Dobrzańskich.

Ula wreszcie mogła wejść do sali, na której leżał młody Dobrzański. Lekarz nie chciał im niczego powiedzieć, musieli czekać aż przyjadą jego rodzice. Marek doznał wstrząśnienia mózgu oraz miał stłuczone żebra. Lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Ula obwiniała się, mimo że Maciek i Sebastian powtarzali jej, że ona nie jest niczemu winna.  I, gdy już wydawało się, że wreszcie ją przekonali na miejsce dotarli seniorzy Dobrzańscy.

- Sebastian możesz mi powiedzieć co się stało? - pytała Helena gdyż Krzysztof poszedł do lekarza aby dowiedzieć się szczegółów. Olszański opowiedział matce swojego przyjaciela o wydarzeniach z ostatnich dni.

- To wszystko twoja wina - skierowała swoje słowa bezpośrednio do Uli - od kiedy pojawiłaś się w naszej firmie nasz syn wiecznie ma jakieś problemy  - mówiła pełna złości starsza kobieta. Ula skuliła się w sobie, spuściła głowę i cicho szlochała, a w duchu przyznawała jej rację. 

CDN...

 

czwartek, 10 grudnia 2020

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część X

 

Wstał jak na niego dość wcześnie, było dopiero kilka minut przed ósmą, a dodatkowo była sobota.  Sam sobie się dziwił, ale musiał jeszcze umówić się z Sebastianem i dowiedzieć co chciał ten dupek Andrzejek. Wziął prysznic zmywając z siebie resztki snu, zrobił tosty  na śniadanie i kubek kawy. Chwycił za telefon wybrał konkretny numer i czekając na połączenie zrobił łyk czarnego płynu. Skrzywił się.

- Dobrzański obudź się, może byś tak posłodził tę kawę – upomniał sam siebie.

- Cześć stary. Co ty spać nie możesz, czy co? – usłyszał zaspany głos przyjaciela.

- Cześć – odparł i mówił dalej – możesz się spotkać? Chciałem pogadać o tym co się działo wczoraj pod firmą.

- Spoko, ale nie wcześniej jak za około dwie godziny – usłyszał w odpowiedzi. Marek nie widział powodu aby się nie zgodzić. Umówili się w niewielkiej knajpce w pobliżu firmy.

Marek ten czas postanowił spożytkować w jak najlepszy sposób. Wciąż w jego domu były rzeczy po Paulinie. Od jej śmierci i pogrzebu minął już jakiś czas, a on nadal nie pozbył się tego wszystkiego. Nie miał do tego głowy. Z początku jeszcze przed pogrzebem pomieszkiwał u rodziców, a później cała ta sprawa z Ulą i tym jej pożal się Boże chłopakiem. Dodatkowo nie chciał robić tego przy niej. Inną rzeczą było też to, że musiał pozałatwiać kilka spraw urzędowych z tym wszystkim związanych. Teraz miał wolny weekend. Uzgodnił jedynie z Aleksem, że odzież odda biednym, a wszelką dokumentację należącą do niej przekaże jemu. Otworzył garderobę i wyciągnąwszy z szafki kilka dużych worków zaczął sukcesywnie opróżniać półki z jej ubrań, butów i wszystkich rzeczy jakie tam się znajdowały. Opróżniał właśnie kolejną półkę z jej bluzkami. Chwycił kilka naraz, a pod którymi wystawała jakaś teczka. Zastanowiło go to, odłożył ubrania i zaczął przeglądać jej zawartość. Był w szoku, było tam mnóstwo zdjęć, jego zdjęć robionych z ukrycia. Wynikało z tego, że panna Febo wynajęła kogoś do śledzenia go.

- No cóż Paulino już ci się to nie przyda – rzekł w duchu.

W ciągu niespełna godziny uporał się z garderobą. Resztę zamierzał ogarnąć po powrocie ze spotkania z Olszańskim.

 

- To opowiadaj co tam się działo – zaczął Dobrzański, gdy tylko zajęli miejsce i zamówili po filiżance małej czarnej.

- O tym, że ten damski bokser pojawił się pod firmą powiadomił mnie pan Władek. Ja powiadomiłem policję, i po jej przyjeździe powiedziałem co i jak. A ten z początku próbował wmówić wszystkim, że przyjechał po swoją dziewczynę. W tym samym czasie drugi z funkcjonariuszy próbował ustalić jak jest faktycznie po czym zgarnęli go na komendę – skończył mówić o zajściu pod firmą, zrobił łyk kawy obaj panowie zatopili się we własnych myślach. Tę ciszę przerwał Sebastian – jak to dobrze, że Ula mieszka u ciebie. Te dupek przynajmniej tam jej nie zagraża.

- Ula wczoraj wróciła do Rysiowa – odparł Marek. Widząc pytającą minę przyjaciela kontynuował – skończyło się jej zwolnieni i postanowiła wrócić do domu. Od poniedziałku wraca również do pracy.

- Dlaczego jej nie próbowałeś zatrzymać? – dopytywał przyjaciel.

- Zaproponowałem jej wspólne mieszkanie, obiecując, że w każdy weekend będę woził do Rysiowa i zawsze jak tylko będzie tego chciała – odpowiedział.

- A powiedziałeś co do niej czujesz? – dalej dopytywał Olszański. Marek skinął głową, mówiąc tym samym, że nie.

- Człowieku ile zamierzasz tak się męczyć? Dlaczego nie wyjaśnisz jej wszystkiego? – drążył temat przyjaciel.

- Czekam na odpowiedni moment – odpowiedział mu Dobrzański.

- Nie rozumiem. Żadne z was nie jest w związku. Ostatnie dwa tygodnie mieszkaliście razem, jadaliście wspólnie posiłki. Jak dla mnie samego nie będzie lepszego momentu – mówił Sebastian.

- Seba to nie jest takie łatwe ani tym bardziej proste. Wiesz przecież jak bardzo ją skrzywdziłem. Teraz przeszła przez istne piekło. Z tego co mi opowiadała to ten kretyn już od dłuższego czasu się nad nią pastwił – próbował wyjaśnić przyjacielowi powody dlaczego nadal nie powiedział Uli o swoim uczuciu do niej.

 

Ula przez cały weekend próbowała ogarnąć dom a dodatkowo rozmyślała o swoim życiu. Ale i zastanawiała się nad propozycją Marka. Nie miała pojęcia co zrobić. Cały czas z tyłu głowy pojawiał się obraz tego co się wydarzyło, jak bardzo ją skrzywdził. Owszem był wspaniałym przyjacielem, wspierał, pomagał. Chciała, a raczej potrzebowała wygadać się komuś, poradzić. Znała zdanie ojca na ten temat.

- Córcia, ja nie zamierzam się wtrącać w twoje życie. Jednak nie wiem, czy to dobry pomysł abyś z nim zamieszkała. Ale uszanuję każdą twoją decyzję – mówił Józef po tym jak Ula powiedziała mu o propozycji Marka.

Postanowiła spotkać się ze swoim przyjacielem Maćkiem i z nim porozmawiać.

- Maciuś powiedz mi co ja mam zrobić – prosiła przyjaciela po tym jak opowiedziała mu o propozycji Marka .

- Oj Ulka, Ulka – rzekł Szymczyk z uśmiechem na ustach. Widząc jej minę zaczął mówić dalej – kobieto czy ty jesteś aż tak ślepa czy głupia? Przecież on ci to zaproponował z całkiem innego powodu. Ten facet cię kocha i dlatego zaproponował ci wspólne mieszkanie. Dzięki temu będzie miał cię blisko.

- Maciuś coś ci się chyba pomyliło. My z Markiem jesteśmy przyjaciółmi – wyjaśniała sytuację. Ten tylko pokiwał przecząco głową i wstał z zajmowanego miejsca. Podszedł do biurka i wziął z niego złożoną w pół zapisaną kartkę podając ją Ulce. Ta spojrzała na przyjaciela pytającym wzrokiem.

- Masz i przeczytaj. Może to pozwoli ci uwierzyć w moje słowa – rzekł Maciek. Pozwolisz, że przeczytam w swoim pokoju, ten skiną na tak. Pożegnali się, siedziała na kanapie, a jej policzki były coraz bardziej mokre od łez.

 

„Ula wiem, że kartka do Ciebie zapisana w pośpiechu przy Twoim biurku niczego nie załatwi. Ale, wiem, wierzę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć Ci coś prosto w oczy, to powiem Ci, że dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość. I wiem na pewno, że nie to łączy mnie z Pauliną. I że na pewno jej nie poślubię.

I jeszcze jedno na pewno wiem, że Cię kocham.

Marek”

 

Nie wiedziała co o tym myśleć, Marek przez cały czas zachowywał się jak najlepszy przyjaciel. Musiała z nim to wyjaśnić, dowiedzieć się jaka jest prawda. Chwyciła telefon lecz w ostatniej chwili się wycofała.

- Porozmawiam z nim w poniedziałek – pomyślała. Wiedziała, że jeśli to okaże się prawdą nie będzie mogła z nim zamieszkać.

Resztę weekendu chodziła jakaś nieobecna.

W niedzielę wieczorem zadzwonił Marek z propozycją.

- Dobry wieczór Ula dzwonię aby zapytać czy masz jak jutro przyjechać, a może ja przyjadę po ciebie i zabiorę do firmy.

- Nie dziękuję. Przyjadę sama. Mam jeszcze coś do zrobienia – odpowiedziała. Marek miał wrażenie jakby Ula rozmawiała z nim jakoś inaczej. Jednak nie pytał, nie chciał aby ona poczuła się nieswojo.

 

Marek nie pojawił się w firmie, nie odbierał telefonu. Co było dość dziwne, bo młody Dobrzański od dłuższego czasu przykładał się do pracy, zero spóźnień, zero olewania swoich obowiązków.

- Seba nie wiesz czemu Marek nie przyszedł do pracy? – pytała Ula już od progu.

- Nie wiem, miał być – odparł Olszański.

Cieplak wróciła do swojego gabinetu i zajęła pracą. W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi, a po chwili ujrzała w nich swoją przyjaciółkę Izę.

- Witaj kochana masz może dla mnie chwilkę? – zapytała główna krawcowa.

- Wchodź. Chwila przerwy mi się przyda. To co cię sprowadza?

-  Ula czy to prawda, że kolejny raz ten typ cię pobił? Powinnaś go zostawić i znaleźć kogoś innego, dobrego – mówiła Iza.

- Tak to prawda stało się to w dniu kiedy był pogrzeb Pauliny. Pobił mnie tak mocno, że trafiłam do szpitala.

- Dlaczego nie zadzwoniłaś przyjechałabym i pomogła ci.

- Dziękuję, ale nie było takiej potrzeby pomogli mi Maciek i Marek.

- Marek? Rozumiem Maćka, ale co do tego miał Marek?

- Dzięki Markowi mogłam spokojnie dojść do siebie i  ukryć przed Andrzejem. Bo wiem, że mnie szukał a jest dość niebezpieczny. Odgrażał mi się jeszcze przed pobiciem.

- A wiesz, że Marek ponownie wrócił do dawnego życia?

- Co masz na myśli?

- W zeszłym tygodniu widziałam go razem z Domi – mówiła do Uli.

- Tak wiem. Domi przyleciała do kraju, bo skończył się jej kontrakt – usłyszała w odpowiedzi.

Obie jeszcze posiedziały kilka minut po czym krawcowa wróciła do swoich obowiązków, a Ula nagle mimo iż wiedziała o tym spotkaniu poczuła coś dziwnego. Czyżby zazdrość. Próbowała tę dziwną myśl odgonić od siebie.

- Przecież Marek jest wolnym człowiekiem – tłumaczyła sama przed sobą. Po raz kolejny już od soboty prowadziła coś w rodzaju wojny między rozumem a sercem. Rozum mówił o przyjaźni i tylko o przyjaźni za to serce wręcz krzyczało, że kocha go tak samo jak przed tym jak intryga się wydała.

 

Marek do końca dnia nie pokazał się w firmie, ale i nie odbierał telefonu. Było już po siedemnastej jak Ula wraz z Sebastianem wspólnie opuszczali firmę. Nagle jak gdyby spod ziemi wyrósł przed nimi Marek.

- Marek co ci się stało? – padło z ust Olszańskiego.

CDN…