piątek, 29 stycznia 2021

SIŁACZKA część IV

 - Masz mi coś do powiedzenia? - padło z ust Dobrzańskiego, gdy tylko wszedł Olszański.
- Ja, a niby co takiego? Ten wykaz wszystkich zatrudnionych mam czas zrobić do poniedziałku - mówił kadrowy i wydawał się być zaskoczony pytaniem prezesa. Nie rozumiał tego pytania, przecież niczego nie zrobił. W pracy zawsze jest punktualnie. Owszem czasami przychodzi skacowany po tym jak poprzedni wieczór spędził w klubie.
- Mówisz, że nie wiesz o co mi chodzi? - ni to stwierdził ni to spytał Dobrzański, po czym odwrócił laptop w stronę kadrowego i włączył filmik, gdzie widać jak drwi z Cieplak - o tym mówię.
Olszański spojrzał na Marka i wciąż nie rozumiał o co chodzi. 
- Marek przecież nic takiego się nie dzieje - rzekł.
- Powiadasz, że nic. Wobec ciebie drwiny z drugiej osoby to nic? - mówił jeszcze w miarę spokojnie Marek.
- No co ty stary. Czy ty nie widzisz jak to coś...
- Nie coś tylko Ula - wysyczał przez zęby.
- Wygląda - dokończył tak jakby nie słyszał ostatniego zdania prezesa. 
- Mam gdzieś jak wygląda, jak się ubiera. Dla mnie liczy się to co ma w głowie. A ma bardzo dużo. 
- Ale zamiast tego brzydactwa mogłeś mieć kogoś...
- Wyjdź - krzyknął Dobrzański wskazując ręką kierunek drzwi. 
Marek miał serdecznie dość tej nijakiej rozmowy, był zły. Chociaż zły to delikatnie powiedziane on był wściekły. Nie umiał zrozumieć jak Sebastian mógł tak traktować kogokolwiek. Podczas tej jakże krótkiej rozmowy dotarło do niego jakim człowiekiem jest Olszański. Dla niego liczy się wygląd a nie to jaką posiada wiedzę. 
Minęło jakieś półgodziny, gdy tym razem to Marek zawitał w gabinecie kadrowego. W ręce trzymał jakieś pismo. 
- Co już przeszło ci? - pytał Olszański widząc Marka w drzwiach. Ten nie odezwał się słowem i wręczył kadrowemu zwolnienie.
- Żartujesz? - wydukał Sebastian.
- A czy wyglądam jak ktoś kto żartuję? Zapewniam cię jestem daleki od żartów w tej kwestii. Nie pozwolę na takie zachowanie jak twoje, Turka i Pauliny wobec Uli, ale i każdego innego pracownika tej firmy. Nie zamierzam tolerować takiego zachowania.
- Przecież to tylko żarty. Jak chcesz to mogę ją przeprosić - Olszański próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Ale Dobrzański jak widać nie zamierzał odpuścić. 
- Masz czas do końca dnia, od poniedziałku nie chcę cię tu więcej widzieć - rzekł i wyszedł. 
Sprawa z Olszańskim została rozwiązana definitywnie. Marek miał nadzieję, że Aleks również wszystko wyjaśnił z Turkiem. I tak faktycznie było. Febo tak jak Marek wywalił księgowego. Jedyną różnicą jaka różniła te dwa wypowiedzenia to powód zwolnienia. Marek uzasadnił wypowiedzenie za porozumieniem stron, dzięki temu Olszański miał możliwość szybkiego znalezienia nowego zatrudnienia. Aleks już nie był taki wyrozumiały i podał powód mobbingu w miejscu pracy. 
Pozostała jeszcze sprawa z Pauliną i obaj panowie wiedzieli, że tu już nie będzie tak łatwo. Panna Febo jak na to nie patrzeć jest współwłaścicielem i od tak nie można się jej pozbyć z firmy. 

W tym samym czasie co w firmie kilkadziesiąt kilometrów dalej też nie było kolorowo. 
Siedziała w kuchni i rozmyślała nad tym wszystkim. Zastanawiała się czy nie będzie lepiej jak zwolni się z tej firmy i poszuka jakiejś innej pracy. Tam czuła się źle, nie rozumiała zachowania ludzi, którzy pracowali razem z nią. Zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda, ale czy to powód aby z niej drwić i szykanować? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Te jej rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Nim zdążyła się odezwać ujrzała swojego byłego, jednocześnie ojca jej syna. 
- Czego tu chcesz? - zapytała go jak tylko wszedł.
- Chciałem pogadać - odparł.
- My nie mamy o czym. A nie mamy, przyszedłeś zapłacić zaległe alimenty - rzekła.
Ten spojrzał na Ulę i po chwili rzekł.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka materialistka. Nic tylko na kasie ci zależy.
- Osobiście mam gdzieś twoje pieniądze i ciebie samego również. Ale przypominam, że jesteś ojcem Przemka i to jemu należą się te pieniądze. 
- Wiesz dobrze, że nie mam pracy - odparł.
- Właśnie dobrze wiem, że ją masz. Tylko, że pracujesz bez umowy, dodatkowo wymeldowałeś się od matki. Zrobisz wszystko aby tylko nie płacić. Prawda?  Ale ja nie odpuszczę, bo domyślam się po co przyszedłeś - mówiła. 
Bartek był wściekły na swoją byłą, nie zamierzał płacić alimentów i tego się trzymał. 
- Masz pracę, to co ci po alimentach - wysunął argument, który w jego mniemaniu pozwoli jej wycofać sprawę o alimenty. 
- Ty jesteś śmieszny. Powiedziałam, że nie odpuszczę i bądź tego pewny - odparła, a w środku aż się w niej gotowało. Ten człowiek jak widać niczego sobie nie robi z tego, że jest ojcem. Przez te kilka lat jej synek nie widział własnego ojca ani razu. Również Dąbrowska zachowywała się tak jakby nie uznawała małego Przemka za swojego wnuka. Nigdy nie zainteresowała się małym. Kiedyś nawet Maciek powiedział Uli co usłyszał z ust matki Bartka.
- Byłem w sklepie i stałem jakieś dwie może trzy osoby za Dąbrowską a ona na pytanie jak tam wnuczek odparła - mój Bartuś mówi, że to nie jego a jak mu wierzę. 
Ula była w szoku, ale z drugiej strony czego mogła się spodziewać po tym człowieku. 
Reszta weekendu u Cieplaków minęła w miarę spokojnie. Ula przez całą sobotę zajmowała się porządkami w domu, a w niedzielę zabrała młodsze dzieci do Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego. 
Dla dzieciaków to był wspaniały dzień. Biegały od jednego ogrodzenia do drugiego. Mały Przemek jak to dwulatek po jakiś dwóch godzinach takiej bieganiny zaczął nieco marudzić. Ula wsadziła go do wózka i tak kontynuowali spacer alejkami parku zoologicznego. Do Rysiowa wrócili późnym popołudniem. Dzieciaki zmęczone, ale szczęśliwe zjadły wcześniejszą kolację i usnęły dość wcześnie. 
- Ula miałaś gościa - usłyszała od ojca, po tym jak dzieciaki już spały, a ona mogła spokojnie usiąść przy kuchennym stole i napić się kawy.
- Gościa? - zdziwiona pytała - Kto to był?
- Pan Dobrzański - odparł. Ula zrobiła duże oczy. Zastanawiał się co on mógł chcieć od niej. Spojrzała na stojący zegarek uznała, że jest już późno i nie wypada dzwonić. 
- Mówił co chce? 
- Nie. Zapytał o ciebie, a jak powiedziałem, że pojechałaś z dzieciakami pożegnał się i odjechał. 
- Trudno, jutro dowiem się co chciał - odpowiedziała ojcu. Dopiła kawę i poszła do swojego pokoju aby uszykować na następny dzień ubranie i położyła się spać. 

O ile w rodzinie Cieplaków te dwa dni można uznać za udane tak już w rodzinach Dobrzańskich i Febo tak kolorowo nie było. Aleks i Marek postanowili rozmówić się z Pauliną. Nie chcieli tego robić w firmie postanowili spotkać się w rodzinnym domu Marka. Sama Helena zaproponowała takie rozwiązanie. 
Całą piątką siedzieli w salonie i popijali kawę.
- Uwielbiam te nasze wspólne popołudnia Helenko - rzekła przemiłym, piskliwym głosikiem panna Febo. 
- Też lubimy, gdy mamy was wszystkich przy jednym stole. Lecz myślę, że dzisiejszy dzień nie skończy się tak jak poprzednie - odparła jej pani Dobrzański.
- Co masz na myśli? - pytała zdziwiona, a jej ton wypowiedzi zmienił się.
- Sądzę, że Marek z Aleksem lepiej ci to wyjaśnią - Paulina skierowała swój wzrok na nich obu. 
- Wiesz siostra - pierwszy odezwał się jej brat - mamy tych samych rodziców, a ja nie wiedziałem, że możesz być taka podła i cyniczna.
- A może tak jaśniej - rzekła.
- To może ja - zaczął milczący dotychczas Marek - twierdzisz, że jesteś kobietą z klasą - ta kiwnęła głową na potwierdzenie, że tak właśnie jest - to ja zastanawiam się, skąd takie przekonanie. W ostatnim czasie przekonałem się sam na własne oczy, że tak nie jest. Bo czy kobieta z klasą jest w stanie posunąć się do szkalowania, poniżania, wyśmiewania innych? Nie sądzę. 
- A możesz jaśniej, bo nie rozumiem.
- Chcesz jaśniej proszę bardzo - odparł i zaczął mówić - chodzi mi o to jak traktowałaś Ulę. Ty, Olszański oraz Turek.
- Ty żartujesz? A cóż takiego się stało. Zatrudniłeś takiego paszczaka to czego się spodziewasz? 
- Paulina uważaj na słowa - odezwał się Aleks.
- Paulinko oni obaj mają rację i takie zachowanie nie przystoi żadnemu z nas - padło z ust Krzysztofa - dodatkowo za takie zachowanie to pani Cieplak może pozwać nas do sądu o mobbing. Swoim zachowaniem psujesz reputację nie tylko swojego nazwiska, ale i całej firmy. Wiem, że Aleks i Marek zastanawiają się nad rozwiązaniem tej sprawy. 
- Chyba przesadzacie - mówiła oburzona. 
- Bądź pewna, że nie - rzekł Marek - Olszański i Turek już stracili swoje posady. Ty masz o wiele większe szczęście, bo ciebie nie można zwolnić od tak. 
- Ale ja mam pomysł - zaczął mówić Febo - pozwolimy ci zachować udziały, ale przestaniesz pracować w firmie. 
Paulina wyglądała tak jakby dostała czymś w głowę. Nie rozumiała zachowania ich wszystkich. Była zła na nich wszystkich. Nie uważała aby zrobiła coś nie tak. Ale widząc wyczekujące spojrzenia całej czwórki wiedziała, że musi podjąć decyzję już teraz. 
- Dobrze niech wam będzie - odparła jednocześnie zgadzając się na propozycję jaką usłyszała od Aleksa. Dom rodziny Dobrzańskich opuściła kilka minut później, nie zamierzała dalej siedzieć przy jednym stole z żadnym z nich. Uznała jednocześnie, że skoro już nie pracuje w firmie to może wyjedzie na jakiś czas. Postanowiła w ciągu najbliższych kilku dni pozamykać sprawy związane z pracą, a następnie pomyśli co dalej. 
W niedzielne wczesne popołudnie Marek uznał, że może powinien spróbować skontaktować z Ulą i porozmawiać. Pomyślał, że rozmowa poza firmą pozwoli jej otworzyć się przed nim. Pojechał do Rysiowa, ale jej nie zastał. Był trochę zawiedziony, że jej nie było. Poczuł się dziwnie. Ale to nie było po raz pierwszy. Wracając podjechał do domu swojego przyrodniego brata. chciał pogadać, ale zastał tam Julię. 
- Wchodź - mówiła.
- Nie chcę wam przeszkadzać. Myślałem, że Aleks będzie sam. Chciałem pogadać - mówił młody Dobrzański. 
Usiedli na patio, a Marek zaczął mówić o swoim dziwnym odczuciu, gdy nie widzi Uli.
- Jestem spokojny, gdy wiem, że ona jest w pobliżu. Kiedy jej nie widzę łapię się na tym, że tęsknię, często myślę o niej.
- Mareczku ty się jak nic zakochałeś - rzekła Julia.
- Nie patrz tak. Ja tak jak Julia myślę, że się zakochałeś w naszej Uli. Widziałem kilka razy jak na nią patrzysz, jaki masz maślany wzrok, gdy tylko ją ujrzysz - dodał Aleks. 
- Może i macie rację. Ale nie sądzę aby ona chciała kogoś takiego jak ja za swojego faceta - mówił Marek.
- Jak nie zapytasz to się nie dowiesz - rzekła Julia. 
Marek w duchu przyznawał jej rację. Lecz obawiał się jak Ula zareagowałaby na takie wyznanie. Pamiętał, że Ula ma złe wspomnienia z poprzedniego związku. Nie wiedział czy ona już doszła do siebie po rozstaniu z poprzednim facetem. Dodatkowo miała pamiątkę, chociaż nazwanie dziecka pamiątką jest niezbyt dobre. Ale faktem jest, że ma dziecko z poprzedniego związku. On sam nie widział w tym problemu. Dla niego ten mały chłopczyk nie był żadnym problemem. Lubił dzieci, a dzieci jego. 
CDN...

piątek, 22 stycznia 2021

SIŁACZKA część III

 Pracowała już jakieś dwa miesiące, a nikt nie widział aby się uśmiechała.  Chodziła wciąż jakaś taka smutna, gdy schodziła do baru zawsze siadała w kącie tak aby nie rzucać się w oczy innym. Z czasem przestała również i tam chodzić. Kilka razy nawet sam Marek próbował się czegoś dowiedzieć.
- Ula przerwa, nie idziesz coś zjeść? 
- Nie, nie jestem głodna - odparła. Innym razem mówiła.
- Zaraz pójdę, tylko to skończę - i wskazywała na jakieś dokumenty. 
To wszystko było jakieś dziwne. Pracowała już chwilę i wciąż nie miała żadnej koleżanki. Z nikim się nie spotykała po pracy. Kilka razy widział jak po skończonej pracy szła na przystanek autobusowy. 

- Ula możesz przyjść do mnie? - prosił ją Marek po przyjściu ze spotkania służbowego. 
- Zabiorę tylko notes i coś do pisania - odparła. 
- I jeśli mogę cię prosić o filiżankę kawy byłbym wdzięczny - dodał uśmiechając się do niej ukazując swój największy atut. Dołeczki w policzkach ukazujące się przy najmniejszym uśmiechu. Zaprosił ją do swojego gabinetu aby móc porozmawiać. Chciał dowiedzieć się czegokolwiek o tym jak się jej pracuje. Nie minęło kilka minut jak usłyszał delikatne pukanie do drzwi, a zaraz ujrzał wchodząca Cieplak. Odebrał od niej filiżankę z kawą i poprosił aby usiadła. 
- Ula musimy pomału zacząć przygotowania do kolejnej kolekcji a co za tym również do pokazu - zaczął od kolekcji nie chciał tak od progu pytać o inne rzeczy. Ula otworzyła notes i zaczęła notować wszystkie wytyczne związane z całą oprawą przygotowawczą. Taki zakres obowiązków był dla niej czymś nowym, ale wiedziała, że sobie poradzi - jeśli byś czegoś nie wiedziała albo nie była pewna zawsze możesz poradzić się mnie bądź też Aleksa - dodał. 
- Dziękuję, ale postaram się zrobić wszystko jak się należy - odpowiedziała - w końcu po to mnie pan zatrudnił - dodała.
- Ula, prosiłem abyś mówiła mi po imieniu. W tej firmie wszyscy zwracamy się do siebie po imieniu - zwrócił jej delikatnie uwagę. 
- Przepraszam - rzekła nieco skrępowana - ale jakoś nie umiem się przełamać. Pan... to znaczy ty jesteś prezesem a ja twoją asystentką - próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. A dodatkowo tak była nauczona, że istnieje coś w rodzaju podziału na hierarchię stanowisk i co za tym idzie zachowanie się w takich sytuacjach. 
- Ula, ale to tylko stanowisko. Nie jest ono powodem do składania mi pokłonów - tłumaczył. 
- Postaram się mówić do p... ciebie po imieniu - odparła czym wywołała uśmiech na jego twarzy. A jej kolejny raz kolana zrobiły się miękkie i gdyby teraz stała to zapewne by się ugięły. Tak zawsze reagowała na widok tego uśmiechu i tych dołeczków w policzkach. Dodatkowo też tak działał na nią jego głos i to magnetyczne spojrzenie. Często uciekała wzrokiem kiedy on tak intensywnie na nią patrzył. 
Już miał zapytać o to jak się jej pracuje, gdy usłyszeli pukanie. Marek zaprosił gościa, którym okazała się jego matka. Ula po przywitaniu się opuściła gabinet aby powrócić po kilku minutach z filiżanką kawy dla pani Dobrzańskiej i zniknąć niby duch. 

Przechodził właśnie w pobliżu domu swojej przyjaciółki, gdy usłyszał podniesione głosy. Postanowił wejść sądząc, że może się przydać. Wiedział, że Ula jest jeszcze w pracy. 
- Pani chyba raczy żartować pani Dąbrowska - mówił podniesionym głosem Józef. 
- Ja mówię bardzo poważnie. Skoro Ulka pracuje to mogłaby załatwić mojemu Bartusiowi pracę w tej swojej firmie. A dodatkowo mogłaby wycofać ten pozew o alimenty - Cieplak siedział i zastanawiał się czy ta kobieta sama siebie słyszy.
- Nie zamierzam nawet o tym rozmawiać z Ulą - odparł z całą pewnością w głosie. Dąbrowska chciała coś powiedzieć lecz za jej plecami usłyszeli głos Maćka.
- Wszystko w porządku panie Józefie? 
- A ty co? - odezwała się ich wspólna sąsiadka.
- Zastanawiam się jaki trzeba mieć tupet i przychodzić do państwa Cieplak i prosić o cokolwiek. To Bartek jest winien mnóstwo pieniędzy na małego... - mówił lecz Dąbrowska nie dała mu dokończyć.
- Nic ci do tego - nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony Cieplaka odwróciła się na pięcie i wyminąwszy Szymczyka opuściła posesję sąsiada. Była wściekła. Będąc w domu pożaliła się swojemu synowi jak została potraktowana i co chciała załatwić. Na koniec jeszcze dodała. 
- To są niewdzięczni ludzie synku. Ja im tyle pomagałam. Dawałam różne sprzęty do naprawy, piekłam i gotowałam aby nie chodzili głodni. Ta Magda to chyba w grobie się przewraca widząc jak oni się zachowują. 
Józef Cieplak po tej kłótni z babką swojego wnuka poczuł się gorzej. Maciek chciał wzywać pogotowie lecz starszy mężczyzna odwiódł go od tego mówiąc.
- Wezmę tabletkę i zaraz mi przejdzie. Nie ma co robić popłochu. W domu jest dwójka małych dzieci i muszę się nimi zająć do czasu powrotu Uli z pracy - Szymczyk wiedział, że nie przekona sąsiada do zmiany zdania w takim razie postanowił pozostać i w razie potrzeby pomóc. Lecz aby Cieplak nie poczuł, że ten się narzuca albo co gorsze, że go pilnuje rzekł.
- To ja może popilnuję dzieciaki, a pan w tym czasie uszykuje jakiś obiad. Wezmę je na podwórko i pobawią się w piaskownicy - zaproponował. Wiedział, że ten się zgodzi na takie rozwiązanie. I nie pomylił się. Cieplak przyjął pomoc, bo w ten sposób mógł spokojnie zająć się pracą w domu. 

Była już pora lunchu Ula postanowiła wyjść i przejść się po parku. Spacery w tym miejscu pomagały jej chociaż na chwilę skupić się na czymś innym niż tylko praca. Zapukała do gabinetu Marka i po upewnieniu się, że może wyjść tak uczyniła. Dzisiaj wyjątkowo tego potrzebowała. Kolejny raz już miała spięcie z Pauliną. Chwilami miała wrażenie jakby ta kobieta miała na nią jakąś alergię. Bywały takie dni, gdy ta potrafiła dopiec do tego stopnia, że Ulka miała ochotę zrezygnować z pracy. Poniżanie i wyśmiewanie były niemalże na porządku dziennym. A dodatkowo Olszański miał w tym dodatkowo swój udział. To on w dużej mierze nakręcił pannę Febo. Na godzinę przed lunchem Ula szła do Aleksa po dokumenty związane z budżetem, gdy usłyszała jak Olszański knuł wraz z Pauliną, aby pozbyć się jak to nazwał brzyduli z firmy. 
- Wszystko w porządku? - pytał Aleks po tym jak ta weszła do jego gabinetu. A jej twarz wyglądała jakby płakała.
- Tak wszystko w porządku - widząc minę Febo dodała - coś mi wpadło do oka wczoraj wieczorem i teraz co chwilę łzawię - skłamała, ale ten nie do końca jej uwierzył. Przypuszczał, że ktoś jej powiedział albo zrobił jakąś przykrość. 

Szedł korytarzem, gdy zobaczył wychodzącą Helenę z biura od Marka. Podszedł, przywitał się i zaprosił do swojego gabinetu. 
- Helenko czy mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytał.
- Co się dzieje? 
- Chodzi mi o asystentkę Marka - odparł.
- Mówisz o Uli. Bardzo sympatyczna dziewczyna. Widziałam ją kilka razy i muszę przyznać, że zrobiła na mnie, ale i na Krzysztofie bardzo dobre wrażenie. Lecz kolejny raz kiedy tu jestem zauważyłam, że ona zawsze jest jakaś smutna, przygaszona - mówiła Dobrzańska.
- Właśnie też to zauważyłem. Dodatkowo dzisiaj, gdy przyszła po dokumenty widziałem, że była zapłakana - mówił Febo.
- A co na to Marek? Rozmawiałeś z nim? - Aleks pokręcił głową zaprzeczając. Kobieta nie myśląc wyjęła telefon z torebki  i po chwili mówiła.
- Synku jeśli możesz to przyjdź do biura Aleksa - w odpowiedzi usłyszała, że będzie za pięć minut. 
Siedzieli już jakieś dwa kwadranse i zastanawiali się nad tym co się takiego dzieje, że Ula zawsze jest taka smutna. 
- Wiecie co, a może ktoś jej tu w firmie dokuczył - ni to Marek stwierdził ni to zapytał. 
- Możesz mieć rację. Ale jak tego dowieść. Ona z całą pewnością nie przyzna się - odparł Aleks. 
- To jak chcecie to sprawdzić? - dopytywała Dobrzańska.  Obaj zastanawiali się jak to zrobić. Doskonale wiedzieli, że pytając ją wprost nie uzyskają odpowiedzi. Muszą znaleźć inny sposób. 
- A może tak zobaczyć u Władka na monitoringu czy ktoś ją zaczepiał albo czy rozmawia w ogóle z innymi pracownikami - zaproponował Marek. Ten pomysł spodobał się pozostałej dwójce. Aleks wybrał wewnętrzny numer na portiernię i po usłyszeniu pracownika ochrony poprosił o dostarczenie do jego gabinetu nagrania z ostatnich trzech dni. Sądził, że to wystarczy. Helena musiała ich jednak zostawić samych tłumacząc się spotkaniem w swojej fundacji jednocześnie prosząc ich o informacje w tej sprawie. Obiecali dać jej znać co ustalili. Podziękowała im, pożegnała się i opuściła firmę. 
- Panie Władku czy Ula wychodziła dzisiaj z firmy w porze lunchu? - zapytał Marek ochroniarza, gdy ten przyniósł płytę z nagraniem. 
- Tak i wyglądała jakby płakała - odparł. 
Po tej odpowiedzi byli niemalże pewni, że coś się stało w firmie. Siedzieli i oglądali nagrania i z każdą kolejną chwilą byli coraz bardziej źli. Chociaż słowo źli było nieadekwatne do tego co czuli. Oni byli wręcz wściekli na to co zobaczyli. Oboje doszli do wniosku, że tak tego nie zostawią. Tak jak obiecali również miała o tym dowiedzieć się Helena. 
- Dzisiaj jadę po pracy do rodziców to o wszystkim im opowiem - rzekł Marek, na co przystał Aleks. 

Ula wróciła do domu, ale miała jakieś dziwne uczucie, że coś się wydarzyło. Pytała ojca, ale ten milczał. Nie zamierzała drążyć, wiedziała dobrze, że ojciec jeśli będzie chciał to sam powie. Następnego dnia wstała i czuła, że ten dzień nie będzie dobry pod każdym względem. Postanowiła zadzwonić do firmy i poprosić o dzień wolnego. Marek zgodził się, chociaż nie był do końca przekonany aby ta powiedziała mu prawdę o powodzie dnia wolnego. Uznał jednak, że jeden dzień wolnego nie spowoduje, że firma padnie z powodu jej nieobecności. Dodatkowo był to piątek więc uznał, że to pozwoli jej odpocząć. 

- Obejrzeliśmy te nagrania mamo - mówił Marek do swojej rodzicielki. 
- Synu o czym ty mówisz? - pytał go ojciec. 
- Zaniepokoiło nas to znaczy mnie i Aleksa zachowanie Uli. Wiesz tej mojej asystentki. Nawet mama to zauważyła - wyjaśniał Krzysztofowi Marek - ona zawsze jest jakaś taka smutna, nigdy się nie uśmiecha, wręcz powiedziałbym, że unika jakiegokolwiek kontaktu z innymi osobami w firmie - dodał widząc pytającą minę ojca. 
- I co było na tych nagraniach? - dopytywała Helena.
- Widać jak Paulina kilka razy coś mówi do Uli, a ta tylko stoi ze spuszczoną głową. Innym razem  z Olszańskim coś szepta po tym jak widzieli wcześniej Ulę. Kilka razy było tak, że Ula nie mogła czegoś znaleźć, na nagraniach widać jak jedno albo drugie coś zabierają z jej biurka i przekładają w inne miejsce. Jest tam również Turek - przerwał aby zrobić łyka kawy i zaczął kontynuować - dodatkowo myślę, że ma inne problemy, ale na tyle prywatnym. Na jednym z nagrań widać, jak kłóci się z jakimś facetem przed firmą. Spróbuję jutro z nią porozmawiać. Chociaż wiem, że nie będzie to łatwe, bo ona nigdy się nie skarży.
- A co zamierzasz zrobić z tą trójką? - pytał poirytowany senior Dobrzański. 
- Najpierw mam zamiar wyjaśnić sprawę z Ulą, a następnie Aleks zajmie się Turkiem, ja Olszańskim. Co do Pauliny jeszcze nie podjęliśmy decyzji - padło z ust Marka. 
Następnego dnia jak się okazało nie było mu dane wyjaśnić sprawy, gdyż Cieplak pod pretekstem choroby dziecka wzięła dzień wolny. 
Mimo to, że planował w pierwszej kolejności załatwić sprawę z Ulą jej nieobecność wywołała u niego złość. Zadzwonił po Olszańskiego i czekając na przybycie kadrowego zadzwonił do Aleksa mówiąc mu o wolnym jakie dał Uli.
CDN...

piątek, 15 stycznia 2021

SIŁACZKA część II

 Wyszedł z gabinetu Olszańskiego, gdy była już pora lunchu, wiedział, że Marka nie zastanie u siebie. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał znany numer
- Cześć bracie - rzekł jak tylko usłyszał swojego rozmówcę.
- Cześć Aleks, co się stało? 
- Za ile będziesz w firmie? Mam do ciebie sprawę - mówił  do słuchawki. 
- Teraz jestem na lunchu, później jadę załatwić sprawę w banku więc myślę, że będę z powrotem za około godzinę do półtorej - usłyszał w odpowiedzi, pożegnał się i rozłączył. 

Wróciła do domu, z przekonaniem, że kolejny raz poniosła porażkę w poszukiwaniu zatrudnienia. Ojciec nawet nie pytał, widział po jej minie, że nie dostała tej pracy. Weszła do swojego pokoju, usiadła na tapczanie i z tej całej bezsilności rozpłakała się. Czuła się tak jakby była jakaś przeklęta, wciąż miała pod górę. Coraz trudniej było im związać koniec z końcem. Po opłaceniu wszystkiego zostawały im jakieś marne grosze.
- Trudno najwyraźniej nie jest mi dane pracować w zawodzie - rozmyślała - no cóż muszę przejrzeć oferty w innym miejscu, a raczej innym zawodzie - podjęła decyzję, podeszła do komputera i po uruchomieniu weszła na jedną ze stron internetowych z ogłoszeniami.  Przeglądała już jakiś czas, wysłała kilka swoich aplikacji. 

Do Marka przyszedł Sebastian z informacją o wyborze kandydatki na stanowisko jego asystentki. Od jakiś dwóch może trzech minut siedział już u niego Aleks. 
- To co to za sprawa - zaczął Marek, gdy Aleks chciał mu powiedzieć usłyszeli pukanie do drzwi. 
- I co Seba masz jakieś konkretne kandydatki? - zapytał kadrowego, ten skinął głową i pokazał kilka z nich. Aleks domyślił się, że nie ma tam tej, w której sprawie przyszedł do Marka. 
- Sebastian, a gdzie jest CV tej dziewczyny co była tu dzisiaj? - odezwał się Febo 
- Nie ma - odparł kadrowy.
- Możesz przynieść? - nie odpuszczał Febo.
- Coś ty tak się uparł na tę pokrakę, zakochałeś czy co? Ciekawe co powiedziałaby na to twoja dziewczyna? - tymi pytaniami zirytował Aleksa do tego stopnia, że ten aż krzyknął.
- Masz przynieść i to w tej chwili - Olszański spojrzał najpierw na Marka, ale nie widząc żadnej reakcji udał się do swojego gabinetu. Liczył jednak na zdrowy rozsądek Dobrzańskiego.
- Aleks co ty taki poirytowany? Sebastian zna się na swojej robocie i z całą pewnością wybrał odpowiednie kandydatki - próbował dowiedzieć się Marek skąd takie zdenerwowanie u niego.
- Ten idiota jak zwykle zapewne wybrał takie, które będzie mógł zaliczyć. A ta dziewczyna co tu dzisiaj była nawet nie zajrzał w jej dokumenty - mówił Febo.
Aleks chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wszedł Olszański i podał Markowi teczkę z dokumentami Urszuli Cieplak. Dobrzański otworzył ją i na sam widok zdjęcia już nie chciał jej zatrudnić co zauważył Aleks.
Wyrwał mu teczkę z ręki i zaczął czytać i kiedy doszedł do wykształcenia mówił już głośno.
- Wykształcenie wyższe, ukończone dwa kierunki. Zarządzanie i marketing oraz bankowość. Na jednej z lepszych uczelni w kraju. Mówi ci to coś? - zwrócił się do kadrowego. Ten nie zdążył  odpowiedzieć, bo Aleks kontynuował - biegła znajomość języka biznesowego angielskiego, niemieckiego oraz włoskiego, komunikatywna umiejętność posługiwania się językiem rosyjskim. Mam czytać dalej? Bo jak mniemam nawet nie spojrzałeś na to co dostałeś. ciekawy jestem, która z tych co wybrałeś ma chociaż połowę z tego - wysyczał przez zęby. 
- Ale sam widziałeś jak ona wygląda - próbował jakoś wybrnąć z tego Sebastian. 
- No tak dla ciebie nie liczy się wykształcenie, ale to czy ma długie nogi i wydatny biust - odparł mu Febo.
- Aleks ma rację - odezwał się Dobrzański, gdy zauważył jak blondyn szuka u niego wsparcia - ja poszukuję kogoś kompetentnego - tym samym kadrowy wiedział, że nie wskóra już nic. 
Był zły na Febo, bo gdyby nie ten, to Marek wybrał by jedną z tych długonogich piękności. A tak to coś będzie straszyć w tej firmie. Olszański wyszedł zostawiając ich samych. 
- A tak z innej beczki, będziesz dzisiaj u rodziców? - zapytał Marek.
- Tak przyjadę razem z Pauliną. Kupiliśmy im wspólny prezent. Mam nadzieję, że się spodoba - odpowiedział.
- Wiesz, że oni nie liczą na prezenty, ale na to byśmy byli wszyscy - odpowiedział mu. Aleks skinął głową, pożegnał się i już go nie było. Był zadowolony z siebie, że udało mu się. 

W jednej z willi na Mokotowie jednocześnie podjechały dwa samochody. Z jednego wysiadł Marek Dobrzański a z drugiego rodzeństwo Febo. Tego dnia seniorzy Dobrzańscy obchodzili trzydziestą piątą rocznicę ślubu. Zanim wszyscy zasiedli do suto zastawionego stołu. Senior chciał dowiedzieć się co w firmie. Od ponad roku nie sprawował tam władzy, jego zdrowie nie pozwalało na dalszą pracę. 
- I co tam w firmie? - pytał.
- Wszystko w porządku tato - odparł Marek, Aleks tylko potwierdził. Chociaż nie do końca było to prawdą. A za tym stała Paulina. Lecz obaj panowie nie chcieli martwić ojca. 
- Wyobraź sobie Krzysztof, że ci dwaj zatrudnili asystentkę dla Marka - zaczęła Paulina i widząc zdziwioną minę swojego przybranego ojca kontynuowała - jest podobno strasznie brzydka.
- A to w czymś przeszkadza? - odezwał się jej brat.
- Przypominam ci braciszku, że to firma modowa - odparła mu.
- Dzieci nie kłóćcie się - odezwała się Helena, która właśnie weszła do salonu. 
Marek kolejny już raz tego dnia usłyszał jak Aleks broni tej dziewczyny, zastanawiało go to. Postanowił podpytać go o to, ale nie teraz. Dziś był czas na świętowanie. Atmosfera była wyśmienita, co rzadko się zdarzało. Zazwyczaj główną winowajczynią była sama Paulina i jej zachowanie. Młody Dobrzański przypuszczał, że to za sprawą Febo ta zachowuje się spokojnie. Chociaż nie odbyło się też narzekaniem ze strony Heleny Dobrzańskiej, kiedy to jej syn w końcu się ustatkuje. W takich razach ten zawsze odpowiadał.
- Mamo mam jeszcze czas - a kiedy ta nie odpuszczała dodawał - wciąż nie znalazła się taka kobieta, która poruszyłaby moje serce - matka w takich momentach odpuszczała. Lecz jej syn widząc, że ta nie jest jakoś usatysfakcjonowana taką odpowiedzią mówił - teraz zakochany jest Aleks, poczekam jak on stanie na ślubnym kobiercu to ja wówczas rozejrzę się za jakąś kobietą. 
- Aleks synu musisz to zrobić jak najszybciej - mówił wówczas Krzysztof śmiejąc się, co również w jakimś stopniu rozśmieszało Helenę. Bo w takich chwilach młody Febo robił zabawną minę i odpowiadał.
- A najbliższa sobota może być? 

Zaprowadziła synka i Beatkę do Szymczyków. Pani Maria zgodziła się zaopiekować tą dwójką małych Cieplaków, a Maciek miał zawieź Ulę oraz pana Józefa do Warszawskiej kliniki. Tego dnia przypadała wizyta kontrolna. 
- Maciuś, a możesz podjechać pod Urząd Pracy? Chciałam zobaczyć czy mają jakieś oferty - prosiła przyjaciela, czekając jak ojciec był w gabinecie lekarskim.  Maciek skinął tylko głową. 
Stała już jakiś czas przed gablotą i przeglądała ogłoszenia. Wyszła i była zdruzgotana. Nawet w takim miejscu nie mogła liczyć na jakieś sensowne oferty.  Wrócili do Rysiowa Ula miała już iść po dzieciaki, gdy ujrzała swojego byłego jak szedł z jakąś dziewczyną. 
- Nie warto się przejmować takim gnojkiem - usłyszała za plecami głos Maćka, a po chwili dodał na tyle głośno aby panna usłyszała - ciekawe kiedy zacznie płacić ci alimenty - jak się okazało również Dąbrowski to usłyszał. Odwrócił głowę w ich stronę i zmierzył wzrokiem niczym bazyliszek. 

- I co dzwonił Olszański do tej Cieplak? - pytał Aleks następnego dnia Marka.
- Nie jeszcze nie - odpowiedział i po chwili sam zadał pytanie, które nurtowało go od dnia poprzedniego - ta pani Cieplak to jakaś twoja znajoma? 
- Nie w takim sensie - widząc pytający wyraz twarzy Marka rzekł - jak masz chwilkę to chodźmy do mnie i opowiem ci. Dobrzański zgodził się, bo bardzo intrygowała go ta sprawa. Weszli do gabinetu Febo usiedli w wygodnych fotelach i czekali na kawę i jak tylko sekretarka postawiła ten czarny płyn przed nimi i zniknęła za drzwiami Aleks zaczął mówić - parę dni temu wracałem ze spotkania z Pauliną. Byłem tak zły na nią, że musiałem ochłonąć i postanowiłem przejść się po parku. Wówczas to zauważyłem pewną kobietę, siedziała na ławce i wydawała się być przytłoczona. I kiedy zobaczyłem ją na rozmowie o pracę wiedziałem, że ten nawet nie przeczyta jej CV i miałem rację. On skreślił ją na samym początku, a ja czułem, że może powinniśmy dać jej szansę. Wiem, że jej wygląd dużo odbiega od standardów firmy, ale może po prostu pochodzi z biednej rodziny. Lecz sam musisz przyznać, że mało jest tak gruntownie wykształconych osób. Może okazać się bardzo cennym nabytkiem dla firmy - młody Dobrzański słuchał Aleksa i z każdym jego kolejnym słowem zaczynał przyznawać rację. Nagle jakby doznał olśnienia, że przez moment jak zobaczył jej zdjęcie zachował się jak palant.
Owszem lubił obracać się w towarzystwie pięknych kobiet. Ale nie tak został wychowany aby osądzać kogokolwiek po wyglądzie. A tak właśnie postąpił. Chociaż rodzice szczególnie matka wpajała mu pewnego rodzaju zasady. A te były takie proste i oczywiste. Szanuj wszystkich jednakowo, bo każdy jest taki sam. 
- Sebastian czy już dzwoniłeś do tej pani Cieplak? - pytał od progu Marek. Kadrowy spojrzał na swojego przyjaciela, a zaraz zaczął.
- Marek czy ty oszalałeś chcesz tu zatrudnić to coś? - Olszański myślał, że Marek jednak nie podejmie takiej decyzji - ty jej nie widziałeś na żywo. Wygląda jakby wyciągnął ją ktoś z rynsztoku. Okulary jakieś takie jak nie z tej epoki, aparat na zębach - mówił z jakimś dziwnym obrzydzeniem. 
- Masz do niej zadzwonić i powiedzieć aby przyjechała do firmy w dniu jutrzejszym - mówił tonem nie przyjmującym odmowy i na koniec dodał - nie oceniaj książki po okładce. 
- To na którą mam ją umówić? - zapytał jeszcze. 
- Może być na godzinę dziesiątą - odpowiedział. 

Karmiła synka, gdy usłyszała dźwięk telefonu, na wyświetlaczu ukazał się nieznajomy numer nacisnęła ikonę z zieloną słuchawką.
- Cieplak Urszula słucham - odezwała się.
- Dzień dobry pani, Sebastian Olszański z firmy Febo&Dobrzański. Dzwonię aby zaprosić panią w dniu jutrzejszym na spotkanie z prezesem Markiem Dobrzańskim. Czy godzina dziesiąta pani pasuje? - mówił a w duszy modlił się aby ta kobieta powiedziała, że to już nieaktualne. Jakie było jego rozczarowanie, w momencie jak usłyszał.
- Dziękuję bardzo za ten telefon i jak najbardziej ta godzina mi pasuje - podziękował jej, pożegnał się i rozłączył. 
Przez chwilę siedziała tak jakby doznała szoku, tak zastał ją ojciec.
- Ula wszystko w porządku? - to przywróciło ją do rzeczywistości.
- Tak, chyba tak - odparła jakoś dziwnie.
- Możesz dziecko mówić jaśniej.
- Właśnie dzwoniono do mnie z tej firmy co byłam ostatnio na rozmowie. Tej co pracuje Sylwia - doprecyzowała - mam tam jutro przyjechać na godzinę dziesiątą.
- To wspaniała wiadomość córcia. 

Wjechała na piąte piętro była jakiś kwadrans przed czasem, podeszła do lady recepcyjnej gdzie stała młoda, piękna kobieta przedstawiła się i wyjaśniła w jakim celu przyszła. Ania tak miała na imię kobieta chwyciła telefon i wystukała trzy cyfry po czym rzekła.
- Marek pani Cieplak przyszła - chwilę później zwróciła się do Uli.
- Proszę przejść do końca tym korytarzem i po prawej stronie znajduje się sekretariat i gabinet prezesa - Ula podziękowała i już bez przeszkód dotarła w wyznaczone miejsce. Tam czekał na nią sam Marek.
- Dzień dobry Marek Dobrzański - przedstawił się podając jednocześnie rękę na powitanie.
- Dzień dobry Urszula Cieplak - odpowiedziała.
- Zapraszam do siebie tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać - wskazał ręką kierunek gabinetu.
- Może pani powiedzieć o sobie coś więcej niż to co jest napisane w życiorysie? - zapytał Dobrzański po tym jak sekretarka przyniosła kawę - na przykład czym pani się zajmuje - zachęcał. 
- Na co dzień zajmuję się domem. W wolnych chwilach piszę pamiętniki. Jestem samotną matką - postanowiła powiedzieć o tym na samym początku - ale nie będzie to w żaden sposób kolidować z moją pracą. Mieszkam wraz z tatą oraz młodszym rodzeństwem.
- A ile lat mam dziecko? - zapytał, ale widząc niepewność w oczach Uli pospieszył z wyjaśnieniem - pytam ponieważ nasza firma prowadzi politykę prorodzinną. Wszystkie dzieci naszych pracowników, które nie ukończyły piętnastego roku życia dostają paczki między innymi z okazji Mikołajek - widział, że Ula odetchnęła usłyszawszy takie wyjaśnienia.
- Synek ma dwa latka - odpowiedziała. 
Marek przedstawił jej resztę warunków zatrudnienia włącznie z tym ile będzie zarabiać na okresie próbnym, a ile po przedłużeniu umowy. Ula była wniebowzięta, że wreszcie udało się znaleźć pracę. Swój pierwszy dzień pracy miała zacząć za dwa dni. 
CDN...

piątek, 8 stycznia 2021

SIŁACZKA część I

Wracała z uczelni było dość późne popołudnie, czuła się zmęczona.
Praca, a raczej coś w rodzaju stażu podczas studiów w jednym z Warszawskich banków, wykłady na uczelni i zajmowanie się domem. Opieka nad schorowanym ojcem, dwójką młodszego rodzeństwa i nad własnym dzieckiem wykańczały ją. Ostatnio nawet zastanawiała się nad podjęciem jakieś dodatkowej pracy chociażby na weekendy, aby podreperować budżet. Poza dodatkowymi opłatami dochodziła jeszcze rata za kredyt. Rok temu Józef Cieplak musiał jak najszybciej przejść operację serca i jedynym rozwiązaniem było zrobienie tego w prywatnej klinice, a to wiązało się z wzięciem kredytu. 
Czasami jak miewała chwile zwątpienia, że dłużej nie da rady próbowała gdzieś się ukryć, zaszyć chociażby na chwilę. Ale zazwyczaj robiła dobrą minę do zlej gry i z przyklejonym uśmiechem na ustach mawiała, że jest dobrze. I tylko jej najlepszy przyjaciel wiedział, że jest inaczej. Mawiał nieraz.
- Ulka dłużej tak nie można. On też jest ojcem małego Przemka. Powinien również się nim zajmować. To, że nie jesteście małżeństwem nie zwalnia go z opieki nad małym. Tym bardziej, że mieszkacie obok siebie. 
- Maciuś dobrze wiesz jaki jest Bartek. Jego nic nie interesuje. Przemek ma już dwa lata, a ten ani razu tu nie przyszedł. O płaceniu alimentów nawet mowy nie ma. Tak złożyłam sprawę już nawet do komornika - rzekła wyjaśniająco widząc minę Szymczyka - ale na nic to się zdało. A jedynie jego matka przyleciała do nas z pretensjami, dokładniej mówiąc to do mnie. Że jak ja mogłam nasłać na niego komornika, przecież oni są tacy biedni. 
- No tak. A ciekawe skąd miał na nowe BMW? - mówił wściekły Maciek. 
- Też je widziałam - rzekła od niechcenia Cieplak - ale nie jestem wstanie udowodnić, że to jego. Z pisma od komornika wiem, że on nie jest nigdzie zatrudniony oraz pod wskazanym adresem on nie mieszka. Byłam to wyjaśnić, ale skoro nie jest tam zameldowany nie mogą nic zrobić - mówiła rozkładając bezradnie ręce - jeszcze dwa miesiące i koniec studiów, mam nadzieję przedłużeniu mi umowy w banku po ukończeniu studiów i stażu - dodała.

Mimo tak wielu obowiązków ukończyła studia i to z wyróżnieniem, ale jej radość była dość krótka. Dzień po zdanych egzaminach dowiedziała się, że po skończonym stażu nie dostanie pracy w tym miejscu. Była załamana, bo z czego oni teraz będą żyć. Bartek wciąż migał się od płacenia alimentów, ojciec nie był wstanie pracować jak dawnej. Czasami tylko coś gdzieś dorobił, czasami Jasiek w weekend coś dorobił. Ale dwójka najmłodszych dzieci wciąż potrzebowała coraz to nowych ubrań, bo wyrastały, na dodatek mała Beatka miała alergię pokarmową i musiała być na specjalnej diecie. 
Kolejny raz wracała z rozmowy kwalifikacyjnej, która nie przyniosła żadnych efektów. Jedyne co usłyszała to zdanie, które słyszała za każdym razem jak kończono z nią rozmowę "Odezwiemy się do pani". Doskonale wiedziała, że tak nie będzie. Postanowiła przed powrotem do domu pójść jeszcze do parku i może tam spróbuje skupić się i zastanowić nad tym co dalej, Szła przed siebie, jak na złość nigdzie nie było wolnej ani jednej ławki. W końcu ujrzała jedną, nie posiedziała w samotności zbyt długo, gdy usłyszała.
- Dzień dobry, mogę się przysiąść? - podniosła głowę i ujrzała wysokiego, przystojnego mężczyznę. Zgodziła się kiwnięciem głową i ponownie zatraciła się w swoich rozmyślaniach. 
W pewnej chwili poczuła czyjeś spojrzenie na sobie. 
- Przepraszam, za śmiałość, ale czy wszystko w porządku? - zapytał mężczyzna. 
- Proszę wybaczyć, ale nie zwykłam zwierzać się obcym - odparła. 
- Nazywam się Aleksander Febo - przedstawił się i próbował poprzez uśmiech rozładować nieco atmosferę. 
- Urszula Cieplak - również się przedstawiła i wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny. 
- Może skoro już się poznaliśmy, to da się pani zaprosić na kawę - Aleks nie odpuszczał, czuł, że coś trapi tą może i niezbyt atrakcyjną kobietę. 
- Ale pan jest uparty - rzekła - nigdy pan nie odpuszcza? - dodała widząc minę Aleksa. 
- Raczej nie, a zwłaszcza, gdy widzę, że ktoś potrzebuje pomocy - usłyszała w odpowiedzi. 
- Skąd taki pomysł, że potrzebuję pomocy - odparła dość mało przyjemnym tonem. Mimo to ten nie zraził się i  gdyby nie telefon. który zaczął mu dzwonić sądził, że ta dziewczyna zgodziłaby się. 
- Przepraszam panią - celowo użył sformułowania pani - muszę odebrać. Wstał z ławki i odszedł kilka kroków, jednak Ula co nieco słyszała. 
Aleks skończył rozmawiać i odwróciwszy się w stronę ławki spostrzegł brak jego rozmówczyni. Wzruszył tylko ramionami i postanowił wrócić do firmy. Żałował, że nie mógł dłużej z nią porozmawiać. Był już przy wejściu do firmy, gdy usłyszał jak ktoś go woła.
- A co ty taki zamyślony - padło z ust Marka.
- A nic takiego - odparł.
- Nie ściemniaj mi tu - ciągnął dalej wchodząc do firmy.
- Marek daj spokój - odparł mu Aleks. Nie chciał mówić, ale prawda była taka, że nie lubił mówić o swoich sprawach.
Wszyscy znali i wiedzieli jaki jest Aleks. Każdy kogo by nie spytać mówi o nim, że to porządny, życzliwy, uczynny człowiek, ale też cichy i skromny. Jest całkowitym przeciwieństwem swojej siostry Pauliny ta ma wiecznie muchy w nosie, uważa się za pępek świata. Wyniosła i dumna panna Febo myśli, że to jej jest coś winny świat i ludzie wokoło. 
Oboje wychowywali się w rodzinie zastępczej jaką stworzyli im przyjaciele ich rodziców państwo Dobrzańscy. Rodzeństwo trafiło pod ich opiekę po tym jak ich rodzice zginęli w wypadku.  Zawsze traktowali ich tak samo jak własnego syna, a przynajmniej starali się. Marek, bo tak miał na imię był niesamowicie przystojnym mężczyzną. Uroku dodawały mu dołeczki w policzkach, które ukazywały się zawsze jak tylko ten się uśmiechnął. Był uznawany za bożyszcze kobiet. Ale tak samo jak jego przyrodni brat, a jednocześnie przyjaciel Aleks miał w sobie pokłady empatii, był uczynny, ale lubił też dobrą zabawę w nocnych klubach. 
Cała trójka od ukończenia studiów zaczęła pracę w rodzinnej firmie, założonej przez ich rodziców. Lecz z całej trójki tylko panowie przykładali się do swoich obowiązków czego nie można było powiedzieć o Paulinie. Owszem robiła swoje, a bynajmniej tak się wydawało jej rodzinie. A ona miała zatrudnioną asystentkę, która wykonywała za nią większość pracy. 
Obaj panowie weszli do firmy i każdy z nich zajął się swoją pracą. Marek zaczął przeglądać pocztę, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi i zanim zaprosił gościa ujrzał w nich głowę Sebastiana Olszańskiego. 
- Cześć stary co dzisiaj porabiasz po pracy? - dopytywał Olszański, który również był przyjacielem Marka. Lecz ta przyjaźń była inna niż ta a Aleksem. Z Sebastianem znali się od czasów studiów i była to przyjaźń od kieliszka, ten pucołowaty blondyn mimo wieku niemalże trzydziestu lat wciąż myślał i zachowywał się chwilami jak małolat. 
-  Jeszcze nie wiem - usłyszał - a co chciałeś? 
- Tak sobie pomyślałem, że może byśmy poszli do klubu - zaproponował. Widząc, że Marek nie jest przekonany dodał - mam zaproszenie na jubileusz z okazji dziesiątej rocznicy otwarcia.
- Jakoś nie mam dzisiaj ochoty na włóczenie się po klubach - odpowiedział. Faktycznie nie miał ochoty nigdzie wychodzić. Już od jakiegoś czasu zauważył, że przestaje go cieszyć, bawić takie życie. Coraz częściej łapał się na tym jak rozmyślał, jakby to było gdyby tak jak Aleks miał stałą partnerkę, kogoś z kim mógłby być na dobre i na złe. Aleks był związany z Julią. A kilka miesięcy temu oświadczył się i teraz przygotowują się do ślubu. 
- Nie daj się prosić - usłyszał Sebastiana.
- Chyba powiedziałem ci wyraźnie, że nie mam ochoty - odpowiedział tonem wskazującym na coś w rodzaju irytacji. Bardzo nie lubił jak na siłę próbowano coś mu narzucić. Olszański  zrozumiał, że nic z tego postanowił opuścić już gabinet, gdy Marek zatrzymał go słowami - za nim skończysz dzisiejszą pracę zredaguj ogłoszenie o zatrudnieniu asystentki bądź asystenta - ten tylko kiwną głową, że przyjął do wiadomości polecenie i już go nie było. 

Ula wreszcie wróciła do domu. Ojciec widząc minę córki nawet nie pytał jak jej poszło. Podszedł tylko do niej przytulił i wyszeptał.
- Nie martw się córcia, jeszcze znajdziesz wymarzoną pracę - była mu wdzięczna za te słowa. Ojciec zawsze potrafił podnieść ją na duchu. Lecz ona wiedziała, że nie jest to takie proste jakby się wydawało. Z każdą kolejną odmową przekonywała się, że nie tylko wiedza, dyplomy i wszelkiego rodzaju certyfikaty są potrzebne, ale jeszcze to jak wyglądasz. A ona wyglądała biednie. Znoszone ubrania, aparat na zębach i stare niemodne okulary stanowiły duży problem. Ale ona nie mogła sobie pozwolić na nic lepszego, bo w jej rodzinie każdą przysłowiową złotówkę oglądano dwa razy za nim ją wydano. 
Resztę popołudnia spędziła z rodziną. Wieczorem jak już cały dom był uśpiony i jej synek również usiadła na swoim tapczaniku i mogła pomyśleć. Przez cały czas jej myśli zaprzątał mężczyzna z parku. Była zła, ale nie wiedziała na kogo bardziej na niego, że był taki dociekliwy, czy na siebie, że była mało uprzejma. Lecz z drugiej strony, dlaczego miałaby zwierzać się jakiemuś obcemu mężczyźnie. 
Tego dnia nie miała niczego w planach i zamierzała spożytkować ten wolny czas na pracach domowych. Było jakieś kwadrans po jedenastej jak dostała wiadomość od swojej koleżanki Sylwii.
"Ula jeśli nadal szukasz pracy, to w mojej firmie poszukują asystentki wiceprezesa" 
Ta jej odpisała.
"Dziękuję Ci bardzo za wiadomość. Jeśli możesz to dowiedz się do kiedy należy składać dokumentację albo czy można przyjechać"
Sylwia po niespełna godzinie napisała jej.
"Przyjedź jutro na godzinę dziewiątą i udaj się do dyrektora Sebastiana Olszańskiego. Adres to Lwowska 12"
Ta wiadomość ucieszyła Cieplak, ale zaraz też dopadły ją wątpliwości. Wiedziała, że firma, w której pracuje Sylwia zajmuje się szyciem ubrań dla bogatych. I ona ze swoim wyglądem nie pasuje tam kompletnie. Podzieliła się tymi swoimi wątpliwościami z ojcem.
- Ula, a nie martw się na przyszłość dziecko. Może tym razem się uda. Nie można wszystkiego widzieć w czarnych barwach.
Wiedziała, że ojciec mam rację, ale ona już była na tylu rozmowach, że ten jej pesymizm był silniejszy od niej. Wieczorem uszykowała sobie wszystko. Jedynym problemem było oczywiście to co ma na siebie włożyć, jej szafa nie prezentowała się nawet dobrze. W końcu postanowiła wybrać czarną spódniczkę sięgającą do łydek oraz białą bluzkę. 
Wstała wcześniej niż zwykle, zrobiła dla wszystkich śniadanie, sama wypiła tylko kubek kawy i już wychodziła. Na miejscu była sporo przed czasem, ale nie przeszkadzało jej to, postanowiła pospacerować chwilę przed tą rozmową. Okazało się, że siedziba firmy jest po drugiej stronie tego samego parku, gdzie ostatnio spacerowała. Dodatkowo lubiła ten park i często tu przebywała kiedy jeszcze studiowała. 
Siedziała już w gabinecie Sebastiana i próbowała go przekonać, że nadaje się na to stanowisko, gdy otworzyły się drzwi. 
- Sebastian czy... - usłyszała znajomy głos - o przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś zajęty. Dzień dobry pani - ukłonił się - jak skończysz daj znać - rzekł i pożegnał się. Poznał Ulę tak jak i ona jego. Lecz widząc jej zakłopotanie jedynie przywitał się. 

- Co to za kobieta? - zapytał Aleks Sebastiana jak już skończył rozmowę.
- Która? 
- No ta co była u ciebie jak wszedłem.
-  A ta. Kandydatka na asystentkę. Marek kazał dać ogłoszenie. Ale raczej nie ma szans - Aleks nie dopytywał dlaczego. Domyślał się, że ten nawet nie zerknął na jej CV, ale widząc jej wygląd skreślił ją na dzień dobry. Postanowił porozmawiać z Markiem w tej sprawie. 
CDN...

sobota, 2 stycznia 2021

CZY TO JEST PRZYJAŹŃ...? część XIII

 Ula usiadła na kanapie i wiedząc, że ta rozmowa może być stosunkowo długa chwyciła za telefon.

- Muszę zadzwonić do domu aby się nie martwili - wyjaśniła widząc minę Marka, który przyniósł dwie filiżanki z czarnym płynem. Ten nie chcąc jej przeszkadzać wyszedł z pokoju do sypialni. Wrócił po kwadransie, Ula zdążyła poinformować ojca, że będzie w domu późno albo nawet dopiero następnego dnia.

- Tato wiem co robię. Bądź spokojny, jestem bezpieczna - mówiła krótkimi zdaniami - rozumiała obaw ojca zwłaszcza, po ostatnich wydarzeniach. 

- Córcia ja nie zamierzam się wtrącać w twoje sprawy, ale proszę cię uważaj na siebie - usłyszała od ojca. 

Skończyła rozmawiać przez telefon zanim Marek ponownie wrócił do salonu. Przez chwilę słyszała jego podniesiony głos, on również rozmawiał, ale jak widać nie była to zbyt dobra rozmowa. W końcu pojawił się w salonie. Przez jakiś czas można było wyczuć coś w rodzaju napięcia, tak jakby wisiały nad nimi jakieś ciężkie, ołowiane chmury. Każde miało do powiedzenia coś co było bardzo ważne, i z całą pewnością będzie powodowało oczyszczenie ich relacji. Mimo to żadne nie potrafiło zacząć tej rozmowy. 

- Marek. Ula - zaczęli jednocześnie.

- Proszę ty pierwsza - rzekł Marek. Ula spuściła głowę jednocześnie bawiąc się koniuszkiem bluzki i czując jak się cała poci. Liczyła, że Marek będzie chciał jednak zacząć mówić jako pierwszy, a ona w ten sposób będzie miała więcej czasu na ułożenie tego co chce mu powiedzieć. W końcu podniosła głowę i spojrzała wprost w jego oczy. Nie umiała odczytać co w nich widzi czy to strach i obawa przed tym co może usłyszeć a może to smutek, że wszystko tak się zagmatwało. 

- Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć - niemal wyszeptała - ale myślę, że zacznę od początku tak chyba będzie najlepiej - Marek siedział i wręcz miał wrażenie jakby jego ciśnienie przekroczyło chyba górną granicę i to przynajmniej dwukrotnie - długo zastanawiałam się czy będę wstanie ci wybaczyć to jak mnie potraktowałeś, jak zakpiłeś z moich uczuć. Przyjęcie propozycji dalszej pracy w firmie było dla mnie dość trudną decyzją, nie wiedziałam czy dam radę. Na dzisiaj wiem, że to była dobra decyzja. Z czasem ten ból był na tyle mały, że mogłam zaoferować ci swoją przyjaźń. Z czasem jak wiesz poznałam Andrzeja, myślałam, że to będzie to. Lecz stało się inaczej, sam widziałeś jak. Kiedy powiedziałeś mi o ciąży Pauliny poczułam coś w rodzaju zazdrości, ale szybko odsunęłam to od siebie a przynajmniej tak mi się wydawało. Cieszyłam się twoim szczęściem, życzyłam ci jak najlepiej. Cały czas twierdziłam, próbowałam sama siebie przekonywać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Twoje starania się, niesienie mi pomocy, bycia w pobliżu brałam za przyjaźń. Lecz kiedy po tych dwóch tygodniach kiedy to mieszkałam tu wróciłam do Rysiowa wciąż nie umiałam przestać o tobie myśleć. Powiedziałam o tym Maćkowi, a on dał mi do przeczytania list - zauważyła coś na  wzór zaskoczenia ze strony Marka - tak nigdy wcześniej go nie czytałam. Maciek go znalazł po moim wyjeździe i schował, mimo iż mówiłam aby go zniszczył. Z każdym kolejnym przeczytanym słowem uzmysławiałam sobie coś bardzo ważnego. Że to co uznawałam za przyjaźń było niczym innym jak miłością do ciebie - oczy Dobrzańskiego w tej samej sekundzie zrobiły się wielkości pięciozłotówki, ale nie przerywał jej - tego wieczora postanowiłam z tobą porozmawiać następnego dnia, jak tylko przyjdziesz, ale ty nie pojawiłeś się w pracy. A kiedy trafiłeś do szpitala zrozumiałam, że jeśli cię stracę to nie będę umiała bez ciebie żyć. Jednak słowa twojej mamy dały mi również do myślenia i z tej wielkiej miłości do ciebie chciałam odejść z firmy. Zapewne zastanawiasz się co takiego usłyszałam - pokiwał głową na tak - powiedziała, że wszystko co złego się z tobą dzieje to moja wina. I chyba miała rację. Proszę nie patrz na mnie tak dziwnym wzrokiem. Jeśli popatrzeć na to z boku, to tak wygląda. Od samego początku jak tylko pojawiłam się w firmie ty masz jakiś wypadek albo jesteś pobity. Jak nie przez Dąbrowskiego to teraz przez Andrzeja - Marek chciał jej przerwać, ale nie pozwoliła mu - wczoraj po tym jak już wiedziałam co z tobą. Poprosiłam Maćka aby zawiózł mnie na komisariat i tam nagrałam moją rozmowę z kuzynem Andrzeja. Tak dobrze myślisz jego kuzyn jest policjantem. Nagrałam go jak przyznaje się do pomocy w wyjściu Andrzeja z aresztu, ale i odgrażał się.  Rozmawiałam już o tym z twoim tatą, a on obiecał  spotkać się z adwokatem i pomóc - skończyła i upiwszy łyk kawy czekała na to co chciał jej powiedzieć Marek. Lecz ten milczał tak jakby przetrawiał to wszystko co od niej usłyszał. Ale najważniejsze czego był pewny to, to że ona wciąż darzy go miłością. Faktem było to, że nie powiedziała wprost, że go kocha, ale przecież przyznała, że zrozumiała co do niego czuje. Poczuł się tak jakby ktoś zdjął mu z pleców ogromny głaz. W końcu zebrał się w sobie na tyle by móc zacząć wyjaśniać.

- Ja tak jak i ty zacznę od początku - wiedział, że nie będzie to ani miłe, ani przyjemne bynajmniej na początku, ale obiecał wyjaśnić wszystko od początku do końca - wiem jak bardzo cię skrzywdziłem tym co zrobiłem. Na początku naszej znajomości owszem bawiłem się tym. Te nasze spotkania organizowałem w tylko jednym  konkretnym celu aby nie stracić tych cholernych udziałów. Ale z czasem polubiłem te nasze spotkania i chciałem ich coraz więcej. W końcu dotarło do mnie coś bardzo ważnego. A stało się to tam nad Wisłą, chociaż nie, zrozumiałem to w gabinecie, kiedy to opuściłaś go. Zacząłem się denerwować, gdy nie odbierałaś, nie wiedziałem gdzie mam cię szukać. Wówczas dotarło do mnie, że nie liczą się żadne udziały, żadne inne rzeczy, a jedynie ty sama. Bałem się o ciebie i wariowałem ze strachu i odetchnąłem dopiero jak zadzwoniłaś. Wiem powinienem już wtedy ci wszystko powiedzieć, ale nie wiedzieć czemu tego nie uczyniłem. Nie zamierzam się tłumaczyć jakimiś kłamstwami i wymyślonymi historyjkami - Ula siedziała i słuchała tego co mówił a jej policzki były mokre od łez, jednak mu nie przerywała. Chciała go wysłuchać tak jak on ją - W końcu przyszedł ten cholerny dzień, kiedy dowiedziałaś się o intrydze, a dla mnie to oznaczało koniec. Wiedziałem, że właśnie straciłem to co najważniejsze, że straciłem osobę, którą pokochałem całym sercem. Kiedy zdecydowałaś się wrócić do firmy moje serce zawirowało, zauważyłem światełko w tunelu. A za chwilę zgasło, gdy dowiedziałem się o Andrzeju. To wówczas zdecydowałem się na powrót do Pauliny. ale wiąż liczyłem, że może kiedyś jeszcze będziemy mogli być razem. Szczerze się ucieszyłem kiedy zaproponowałaś mi przyjaźń, bo w ten sposób mogłem być bliżej ciebie. Lecz kiedy Paulina powiedziała mi o ciąży mój świat znowu runął. Nie chodzi mi o dziecko, a o to, że teraz z całą pewnością nie będziemy razem. Z czasem zacząłem cieszyć się, że zostanę ojcem. Wówczas stał się ten wypadek. W sobotę jak odwiozłem cię do Rysiowa postanowiłem zrobić porządki z rzeczami Pauliny, a tam znalazłem coś co mnie zszokowało. Okazało się, że ona celowo przyleciała wcześniej do kraju. Była umówiona z lekarzem, który miał przeprowadzić zabieg usunięcia ciąży - Cieplak była w szoku, nie umiała zrozumieć takiego postępowania. Marek sądząc, że ona nie zbyt wierzy w to, wstał i podszedł do komody, wyjął szarą kopertę i podał aby sama mogła to zobaczyć. Dodatkowo było tam kilka notatek od jakiegoś detektywa, mówiące, że Marek nie spotyka się z żadną inną kobietą - Ula uwierz mi kocham cię bardziej niż własne życie, nie ma dla mnie nikogo ważniejszego od ciebie - mówił będąc przy niej, klęczał i wpatrywał się wprost w te piękne, załzawione oczy. W pewnym momencie Ula powiedziała to co zabrzmiało jak najlepsza melodia dla Marka. 

- Kocham cię tak samo mocno - ten po usłyszeniu tych kilku słów poderwał się na równe nogi,  poderwał Ulę i trzymając w mocnym uścisku zaczął kręcić się w około - Marek postaw mnie, nie powinieneś jeszcze niczego dźwigać - mówiła panna Cieplak.

- Ciebie mogę - odparł z uśmiechem, ale nie tylko usta mu się śmiały. Jego oczy, można powiedzieć, że cała dusza mu się cieszyła. Wreszcie poczuł się szczęśliwy. W końcu ją postawił a na jej ustach wycisnął pełen miłości pocałunek. Ponownie usiedli na kanapie, a Marek powrócił do tego co mu powiedziała Ula na temat matki i Andrzeja - Ula moją matką się nie przejmuj, kiedyś jej przejdzie. Z Andrzejem poradzimy sobie razem. Tato jeśli obiecał pomóc to z całą pewnością tak będzie. 

Kiedy skończyli rozmawiać, a raczej wyjaśniać te nieporozumienia, te zawiłości jakie powstały między nimi okazało się, że jest tak późna pora było dobrze po północy. Tej nocy mimo że wyznali sobie miłość i wyjaśnili to jednak każde poszło spać do swojej sypialni. Marek nie chciał niczego przyspieszać, poganiać Uli. Doskonale wiedział, że nadejdzie ten czas, a on musi być cierpliwy. Był zły na matkę, nie mógł zrozumieć jak mogła nagadać takich rzeczy Uli. Postanowił to z matką wyjaśnić, nie pozwoli aby ktokolwiek tak traktował jego ukochaną. 

Rano Ulę obudził zapach świeżo parzonej kawy. Podniosła zaspane jeszcze powieki, a jej oczom ukazał się Marek trzymający w rękach tacę z dwoma filiżankami kawy i kanapkami. 

- Dzień dobry - usłyszała.

- Dzień dobry Marek - odpowiedziała i w tym momencie na jej nogach znalazła się taca.

- Proszę to dla ciebie kochanie - rzekł ukazując swój największy atut w postaci dołeczków w policzkach. 


Ula była w pracy, a Marek ze względu na zwolnienie lekarskie jakie miał jeszcze postanowił wykorzystać na rozmowę z matką oraz dowiedzieć co załatwił ojciec i co on może jeszcze zrobić. W pierwszej kolejności załatwił sprawę z Heleną. Rozmowa, a raczej kłótnia z matką zakończyła się słowami.

- Albo zaakceptujesz Ulę jako moją dziewczyną a w niedługim czasie jako moją żonę...

- A jak nie? - weszła mu w słowo.

- Możesz zapomnieć, że masz syna - odparł jej syn. Poczuła się tak jakby dostała w twarz, ale już na to nie odpowiedziała. 

Za to rozmowa z ojcem nieco poprawiła mu humor. Krzysztof po tym jak Ula przekazała mu nagranie i opowiedziała o wszystkim ten pojechał do adwokata. Adwokat zadziałał dość szybko. Obiecał zająć się sprawą i najpóźniej w ciągu kilku dni powinien mieć gotowe odpowiednie pisma. Marek był wdzięczny ojcu za to co zrobił.  Prosto z domu rodziców pojechał do firmy. 

- Co ty tu robisz? - pytała Ula, gdy tylko ujrzała go na korytarzu. 

- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok - odparł robiąc minę cierpiętnika. 

- Cieszę się, ale powinieneś odpoczywać i nie przemęczać - rzekła. Weszli do jej gabinetu, a tu już Marek się nie hamował i obejmując ją w pasie zaczął namiętnie całować. Oderwał się od niej w chwili jak poczuł jak ta niemalże omdlewa w jego ramionach.

- No proszę jesteś pierwszą kobietą, która mdleje od moich pocałunków - mówił śmiejąc się, Ula mu wtórowała. W końcu przestali się oboje śmiać i Marek powiedział czego dowiedział się od ojca oraz o przebiegu rozmowy z Heleną. 

- W sprawie Andrzeja i jego kuzyna już dzwonił dzisiaj do mnie mecenas Gwóźdź. Jestem z nim umówiona na jutro rano - mówiła lecz Marek miał wrażenie jakby coś było nadal nie tak.

- Ula czyżbyś się nie cieszyła? A może żałujesz tego? - dopytywał 

- Nie mam czego żałować jeśli chodzi o tego drania. Mam nadzieję, że uwolnię się od niego na zawsze. Jest tylko jedna sprawa, która mnie martwi - widząc pytające spojrzenie Dobrzańskiego postanowiła wyjaśnić - z mojego powodu pokłóciłeś się z mamą - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale on jej nie dał. 

- Kochanie to nie twoja wina. Mama już taka jest. Sądzę, że nawet jakbym miał dziesięć innych kobiet, żadna nie będzie godna zostać moją żoną tego zaszczytu według mojej mamy mogła dostąpić jedynie Paulina. Ale to jest moje życie nie jej. A ja kocham ciebie i to się nie zmieni - mówił patrząc jej prosto w oczy po czym zmienił temat i pytał - to co po pracy przyjadę po ciebie i jedziemy najpierw coś zjeść a później pojedziemy do mnie - ni to stwierdził ni to spytał. Ula pokręciła głową, że nie do końca.

- Możemy pojechać coś zjeść, ale dzisiaj wracam na noc do domu. Należą się im też wyjaśnienia. Ale myślę, że do końca następnego tygodnia już zamieszkamy razem. Oczywiście jeśli twoja propozycja wciąż jest aktualna.

- Czy jest aktualna? Dziewczyno lejesz miód na moje uszy. Już nie mogę się doczekać. Ale pozwolisz się odwozić do domu i przywozić do pracy przez ten czas? - Ula zgodziła się wiedząc, że ten nie da jej inaczej spokoju. Bardzo kochała tego wariata i wiedziała, że on ją tak samo. 


Czas płynął swoim rytmem Marek wrócił do zdrowia i pracy. Ula tak jak obiecała zamieszkała u niego. Mecenas Gwóźdź działał z zawrotną prędkością i już w przeciągu dwóch tygodni były gotowe wnioski do sądu z oskarżeniem Andrzeja o pobicie Uli i Marka, złamanie zakazu zbliżania się. Kolejny dotyczył kuzyna Andrzeja. Helena wciąż nie mogła pogodzić się tym kogo wybrał jej syn. Marek jednak nie przejmował się tym dla niego ważna była Ula i ona się tylko liczyła. Sprawa przeciwko tym dwóm panom odbyła się w przeciągu trzech miesięcy od dnia złożenia sprawy w sądzie. Podczas składania zeznań Andrzej nie odezwał się ani razu, za to siedział i był pewny, że i tym razem mu się uda wykręcić od kary. Jego sprawa trwała znacznie dłużej niż jego kuzyna. Widział, że tamten stracił posadę, ale miał kilku kumpli i sądził, że oni mu pomogą. Jakie było jego rozczarowanie, gdy każdy z nich jak jeden mąż zeznawali przeciwko i opisywali go jako człowieka nie liczącego się z nikim i niczym. 

Natomiast jego kuzyn z początku próbował się bronić mówiąc, że nie wiedział jaka była prawda. Mówił, że jego kuzyn wmawiał mu iż to są pomówienia i dlatego mu pomagał. Jednak nikt mu nie wierzył i został skazany na pięć lat więzienia i utracił prawo do wykonywania zawodu policjanta dożywotnie. 

Andrzej za wszystkie swoje poczynania otrzymał wyrok piętnastu lat pozbawienia wolności oraz miał zapłacić odszkodowanie Uli oraz Markowi w wysokości pięćdziesięciu tysięcy złotych. Ten uznał, że będzie się odwoływał, ale i podczas tej rozprawy wyrok został utrzymany. 

Po tym wszystkim Marek oświadczył się swojej ukochanej Uli. Zanim doszło do ślubu wyremontowali i urządzili dom, ten sam, który Marek miał w planach sprzedać.

- Marek, a może tak zamiast sprzedawać ten dom to byśmy go wyremontowali i urządzili po swojemu? - zaproponowała mu Ula.

- A nie przeszkadza ci, że mieszkałem tu wraz z Pauliną? - pytał.

- To tylko dom, co jest winny?  Możemy go przystosować do swoich potrzeb. Jest położony w spokojnej dzielnicy, w pobliżu jest przedszkole, szkoła, przystanek - próbowała go przekonać. I jak się okazało nie musiała zbyt długo, on był gotów zdobyć dla niej nawet gwiazdkę z nieba. W ten sposób na kilka dni przed planowanym ślubem ich dom przeszedł gruntowny remont począwszy od odnowienia elewacji, a skończywszy na całkowitym przemeblowaniu i odmalowaniu wszystkich pokoi, dwóch łazienek, kuchni poprzez wymianę mebli. Jeden z mniejszych pokoi zostawili nie umeblowanym i mieli temu konkretny cel. Ślub odbył się w ostatnią sobotę marca. Było skromnie, bo tak chcieli oboje. Żadne nie chciało wesela z pompą, zaprosili jedynie najbliższą rodzinę oraz kilkoro przyjaciół. 

Helena z początku twierdziła, że nie zamierza brać udziału w tym jak się wyraziła cyrku, jednak zmieniła zdanie, gdy jednego razu w tajemnicy przed Markiem Ula pojechała do jego rodzinnego domu.

- Pani Heleno chciałam porozmawiać to bardzo ważne - zaczęła, gdy ta ostentacyjnie pokazała, że Ula nie jest mile widziana - wiem co pani o mnie myśli, ma pani takie prawo. Ale gdyby tylko pani pozwolił mi pokazać jaka jestem, było by inaczej. Obie chcemy tego samego, szczęścia dla Marka, lecz jak widać każda z nas inaczej to szczęście pojmuje. Rozumiem jak bardzo pani kochała Paulinę, ale jej już nie ma. Ja kocham Marka tak samo mocno jak on mnie. Wiem, że jeśli pani nie przyjedzie na nasz ślub on będzie nieszczęśliwy. Ja nie proszę o to dla siebie a dla niego. Dlatego proszę się zastanowić nad tym co powiedziałam. 


Nastał ten wyjątkowy dzień. W niewielkim Rysiowskim kościółku najpiękniejsza para młodych składała przysięgę małżeńską mówiąc o wierności, byciu ze sobą w zdrowiu i chorobie. Że będą ze sobą na dobre i na złe. Przed kościołem zebrali się wszyscy chcąc im złożyć życzenia. Widziała, że Marek wzrokiem szukał wśród zgromadzonych matki, lecz tej nie widział. 

- Spokojnie kochanie, może jeszcze przyjdzie - próbowała go uspokoić, gdy jechali na salę. Miała rację w drzwiach sali wraz z ojcem Uli stała Helena Dobrzańska aby przywitać młodych chlebem i solą. 

W końcu nadszedł czas na toasty mówił Krzysztof, Józef, gdy ten drugi skończył wstała Helena.

- Moi drodzy powiedziane było już chyba wszystko na wasz temat. Ale ja chciałabym podziękować Uli za te mądre słowa, które usłyszałam od niej samej. Masz rację kochanie obie kochamy Marka - Marek nie widząc o co chodzi matce szepnął swojej żonie o co chodzi. W odpowiedzi usłyszał, że dowie się później - już kończę, ale chcę złożyć wam jeszcze życzenia. Życzę wam kochani dużego stołu w waszym salonie. Ale nie po to abyście mieli, gdzie postawić talerze i posadzić gości, lecz byście mogli przy nim rozmawiać i rozwiązywać wszystkie sprawy. 

W niespełna półtora roku później na świat przyszedł na świat ich pierwszy syn, a trzy lata później bliźniaki. Firma prosperowała znakomicie, Aleks wciąż piastował stanowisko dyrektora finansowego od śmierci Pauliny przestał mieszać. Marek ponownie objął stanowisko prezesa a Ula została wiceprezesem. 

KONIEC!!!