niedziela, 30 października 2022

POWROTY część XI

 Dwa dni po tym jak zaczęła swoją pracę w F&D Marek zwołał zebranie. 
- Witajcie kochani - przywitał się z przybyłymi - w pierwszej kolejności chcę wam przedstawić moją asystentkę Urszula Cieplak - wskazał na stojącą obok kobietę - a teraz przejdę do konkretów w jakim celu to zebranie. Wiem, że zastanawiacie się co dalej. A nawet powiedziałbym, że zamartwiacie się o swoją pracę. Przyznam się szczerze to nie bardzo sam wiedziałem co uczynić, bo raporty mówią same za siebie lecz po kolejnej analizie i konsultacjach z Ulą oraz paroma innymi osobami mam dla was propozycję. Otóż, aby nie zwalniać kogokolwiek, potrzeba na pewien okres obniżyć pensje do poziomu minimalnego wynagrodzenia. Tak jak mówię to tylko na pewien czas, a potem zaczniemy przywracać dotychczasowe wynagrodzenia. Ja osobiście na ten czas zrzekam się swojego wynagrodzenia. Jedynie z czego nie możemy zrezygnować z materiałów do szycia - wszyscy słuchali go - teraz decyzja pozostaje po waszej stronie. Wiem, że ta kwota jest bardzo niska, ale nie mam innego wyjścia, aby uchronić przed utratą zatrudnienia każdego z was. Nie chcę podawać żadnej konkretnej daty, bo to jest uzależnione od kilku czynników. Jednym z nich jest wyrok jaki zapadnie na rozprawie przeciwko Febo. Drugim jaki mógłby pozwolić zwiększyć uposażenie to wyniki sprzedaży kolekcji po pokazie - patrzył na zgromadzonych i próbował wyczytać coś z ich min, ale nie bardzo mu to szło - na pewno czujecie się rozczarowani, ale uwierzcie to było jedyne rozwiązanie. 
- Ja jestem za  - usłyszał gdzieś z tłumu, a za chwilę kolejni pracownicy zgadzali się na propozycję prezesa. 
- Dziękuję kochani, w takim razie to wszystko na dzisiaj - pożegnał się ze zgromadzonymi i już mieli wychodzić, gdy doszła do nich Ela. Drobna blondynka, która prowadziła bufet. 
- Panie prezesie mogę zająć chwilkę? 
- Oczywiście Elu. Co się stało? 
- Ja mam pewną propozycję względem prowadzenia bufetu, a raczej sprzedaży w nim - mówiła, a widząc zainteresowaną miną prezesa kontynuowała - moja kuzynka niedawno skończyła szkołę gastronomiczną i muszę przyznać, że ma talent do pieczenia różnego rodzaju ciast, ciastek i takich tam różnych przekąsek na słodko. Może zamiast płacić tak wysokie faktury tym wszystkim dostawcą, moglibyśmy ją zatrudnić chociażby na umowę zlecenie. Sądzę, że zakup tych wszystkich artykułów byłoby znacznie tańsze. 
- Pomyślimy nad tym Elu. Najdalej jutro dam odpowiedź. Ale prosiłbym cię abyś przyniosła mi faktury jakie posiadasz.
- Już lecę - odparła i pognała do bufetu aby za kilka minut pukać do drzwi gabinetu Dobrzańskiego. 
- Wiesz myślę, że to byłby dobry pomysł z tymi wypiekami - mówiła Cieplak i dodała - ja ze swojej strony też mogę się zaangażować. 
- Ula a niby jak? Co będziesz stać i piec ciasta? 
- Ciasta nie, ale powiedzmy, że w każdy poniedziałek przywoziłabym pierogi albo gołąbki. Dla mnie to żadne problem. Przecież to nie muszą być nie wiadomo jakie ilości, ale to zawsze jakiś zastrzyk do firmowego budżetu - Ula.
- Kochanie, ale ty też musisz mieć czas na odpoczynek, a to tylko dodatkowa robota - mówił lecz ta nie dawała za wygraną. 
- W obecnej sytuacji to każdy zastrzyk gotówki jest nam potrzebny aby wyjść z tego marazmu - doskonale wiedział, że Ula ma rację. W takich chwilach jego złość na siebie samego sięgała zenitu. Wyrzucał wówczas sobie jakim był idiotom, że zostawił to wszystko i wyjechał. Po części czuł się współwinny temu co się wydarzyło. 

- Czuję się winny temu co się stało - mówił do Uli kiedy wieczorem siedzieli u niej w pokoju na kilka dni przed jej przyjściem do pracy.
- Marek nie możesz tak mówić. Przecież nie mogłeś przewidzieć jak poprowadzą firmę Febo - mówiła spokojnie.
- Ale powinienem, w końcu znam ich tyle lat. Aleks wiecznie utrudniał mi pracę, knuł przeciwko mnie. Wiele razy próbował pogrążyć mnie w oczach moich rodziców, zwłaszcza ojca. Szczęście w nieszczęściu, że oni byli ponad to i nie dali się wciągnąć w te jego gierki. A jego knucie nasiliło się jeszcze bardziej kiedy zostałem prezesem. Paulina natomiast zawsze udawała przed mamą jaka to ona jest szczęśliwa - mówił - a oni musieli już wtedy knuć i coś kombinować. Myślałem, że on chce samemu rządzić firmą, ale nie przypuszczałem aby był skłonny do doprowadzenia do upadku firmy - mówił.
- Nie zamartwiaj się już tym. Teraz musimy wyprowadzić tego kolosa na glinianych nogach na prostą, a potem piąć się w górę. Febo już siedzą, zapewne w niedługim czasie dostaniecie wezwanie na rozprawę. Najważniejsze, że cała firma jest w waszych rękach, dzięki temu nie ma potrzeby aby konsultować się z kimkolwiek - mówiła i zmieniła temat - a jak twój tato, kiedy go wypisują? 
- Z tatą w miarę dobrze. Lekarz mówił, że najdalej w piątek za tydzień powinien być w domu. Chociaż on sam wolałby już być w domu - odparł. 
- O to dobrze, zawsze najlepiej dochodzi się do zdrowia w domu - mówiła, a on był jej wdzięczny za te wszystkie słowa. Dodawała mu otuchy, wsparcia. 

W poniedziałek kiedy Marek wprowadzał Ulę w obowiązki zadzwonił adwokat. 
- Dzień dobry panie Marku - przywitał się adwokat i kiedy to samo uczynił junior Dobrzański mecenas przeszedł do sedna sprawy.
- Mam dla pana dobre wiadomości. Otóż, przed chwilą dostałem wyniki badania grafologicznego. Potwierdzają one podrobienie podpisu każdego z was. W tym momencie posiadamy już wystarczający komplet dokumentów aby móc złożyć sprawę przeciwko im obojgu. 
- Dziękuję bardzo za wiadomość. W takim razie czekamy teraz na samą rozprawę - odparł prezes. Przekazał te wieści Uli i wrócili do tego co przerwali. 
- Wiesz Marek mam pomysł, ale nie wiem czy ci się spodoba - rzekła Cieplak kiedy ten skończył tłumaczyć jej zawiłości związane z obowiązkami na stanowisku asystentki. 
- Zamieniam się w słuch - odparł. Wówczas to Ula zasugerowała obniżenie pensji pracownikom na pewien czas - do dobry pomysł kochanie, ale nie wiem co na to ludzie. 
- Może zwołaj zebranie i wytłumacz co i jak - zasugerowała Ula. Był jej wdzięczny za pomysł. Poprosił Ulę aby obdzwoniła działy i powiadomiła o zebraniu w środę na godzinę jedenastą. 
Obawiał się reakcji pracowników, ale zdawał sobie sprawę, że to jedyny słuszny sposób na ocalenie miejsc pracy i samej firmy. Na całe szczęście ludzie zgodzili się na tego rodzaju rozwiązanie. Uznali najwyraźniej iż lepsze obniżenie wynagrodzenia niż utrata zatrudnienia. Przeczuwali, że powrót Marka do firmy to gwarancja pracy. Byli mu w pewnym sensie wdzięczni za to jak próbuje uratować, to co stworzył jego ojciec. Jednak najbardziej zaskoczył ich, ale i samą Ulę tym, że rezygnuje z własnej pensji.  Uznali, że skoro on sam jest zdolny do poświęceń to oni sami również mogą. 

Zaczęto przygotowania do kolejnego pokazu nowej kolekcji. Pshemko kiedy tylko wiedział, że dostanie najlepsze gatunki materiałów zaczął tworzyć jak natchniony. Zbliżała się zima, a co za tym szło Święta, Nowy Rok oraz czas karnawału. Z pod jego ręki zaczęły wychodzić piękne suknie wieczorowe, męskie garnitury, fraki oraz płaszcze zimowe dla pań i panów.  Pokaz planowany był pod koniec października. 
Szukając rozwiązań na oszczędności postanowili w tym roku cały pokaz zorganizować dla mniejszego grona lecz Krzysztof nie był przekonany co do tego. 
- Synu nie sądzę aby to był dobry pomysł. Mniejsze grono to i mniejsza sprzedaż.
- Zgadzam się z tobą tato. Jednak nas nie stać na wynajęcie sali w hotelu oraz całej tej oprawy - wówczas odezwała się Ula.
- Marek a może spróbujmy wynająć salę gdzieś poza hotelem. Myślę o Łazienkach, tak jest o tej porze pięknie. Dodatkowo przecież firma posiada własnego fotografa, dźwiękowców. Modelki i modeli myślę, że również wystarczy - obaj Dobrzańscy słuchali tego co mówi Ula i przyznawali jej rację. 
Następnego dnia Ula już prowadziła wstępne rozmowy z kierownikiem sali w Łazienkach. I z każdą kolejną sekundą cieszyła się coraz bardziej. Okazało się, że będą mogli zorganizować ten pokaz i to o ponad połowę taniej niż w hotelu.
- Marek wstępnie udało mi się załatwić salę - mówiła pełna entuzjazmu - nie zgadniesz za jaką kwotę.
- Żartujesz? - rzekł kiedy usłyszał kwotę. Ula pokręciła tylko głową przecząco - przecież to połowa tego ile płaciliśmy dotychczas. 
- Mam jeszcze jeden pomysł na oszczędności - rzekła. 
- To mów kochanie. 
- Pomyślałam o kwiatach. Owszem te dla Pshemko jak najbardziej muszą być prawdziwe, ale czy już te stojące jako wystrój też muszą być prawdziwe? A nie na przykład sztuczne, można takie później zawsze wykorzystać przy innych okolicznościach czego nie można zrobić rzecz jasna z prawdziwymi - siedział i słuchał tego co mówi i zastanawiał się skąd u niej tyle świetnych pomysłów. Niemalże każdego dnia zaskakiwała go czymś nowym, świeżym. Nawet jednego razu mówił to do swoich rodziców. 
- Nie wiem skąd ona bierze te pomysły, ale muszę przyznać, że są świetne - mówił kiedy siedzieli wieczorem w trójkę w salonie po kolacji i rozmawiali. 
- To może być wynikiem świeżego spojrzenia na to wszystko. A i samo wykształcenie też ma tu znaczenie, w końcu uczą ich tam ekonomicznego myślenia. Dodatkowo wspominałeś, że Ula nie pochodzi z zamożnej rodziny, to też jest powód jej pomysłów. Musiała nauczyć się gospodarowania tym co posiadała i zrobić tak aby starczyło jak najdłużej - mówiła Helena. 
- Mama na rację synku - poparł żonę Krzysztof.
- Synku a może przyjechałbyś z panią Urszulą do nas powiedzmy w sobotę. O ile tata miał już tę przyjemność poznać twoją ukochaną kiedy był w firmie tak ja jeszcze nie miałam takiej okazji - zmieniła temat pani Dobrzańska. 
- Dziękuję za zaproszenie w imieniu Uli i na pewno przyjedziemy. Czy godzina szesnasta będzie odpowiednia? 
- Oczywiście, że będzie odpowiednia - odpowiedziała mu rodzicielka. 
- W takim razie jesteśmy umówieni na sobotę. A teraz chciałem jeszcze coś z wami konsultować, a raczej zapytać. 
- Mów synu - odparł senior. 
- Wiecie, że zrezygnowałem ze swojej pensji. Pomyślałem również o sprzedaniu mieszkania. I tu moje pytanie czy byłoby dużym problemem jakbym ponownie zamieszkał w swoim dawnym pokoju? 
- Oczywiście, że to żaden problem - usłyszał w odpowiedzi. 
- Bardzo wam dziękuję. Myślę, że w przyszłym tygodniu będę mógł już wystawić mieszkanie na sprzedaż. Do tego czasu chciałbym jeszcze je uprzątnąć i opróżnić z tego co tam jest. Meble można by sprzedać albo dać komuś potrzebującemu. Może znalazłaby się jakaś rodzina w fundacji? A zabrałbym jedynie te najpotrzebniejsze rzeczy  - słuchali tego co mówił, a ich serca radowały się. Cieszyli się, że ich jedyny syn nie wyrósł na snoba, podłego egoistę. 

W sobotnie popołudnie tuż przed szesnastą parkował swoje auto przed domem rodzinnym. Ula nieco obawiała się tej wizyty, co nie uszło jego uwadze. 
- Kochanie nie denerwuj się. Tatę już zdążyłaś poznać, a mama nie gryzie. Wiele jej o tobie opowiadałem i to był pomysł mamy abym dzisiaj cię tu przywiózł - uspokajał ją Marek podczas drogi. 
Wizyta przebiegła wspaniale. Ula bardzo szybko znalazła wspólny język z Heleną. A swoją opowieścią o rodzinie i niełatwym życiu seniorzy Dobrzańscy jeszcze bardziej ją podziwiali. Mimo iż nie pochodziła z wyższych sfer nie dano jej tego odczuć, wręcz przeciwnie przyjęto ją jak równą sobie.
- Masz cudownych rodziców - rzekła kiedy wieczorem odwoził ją do Rysiowa. 
- Twoja rodzina też jest cudowna - odpowiedział z uśmiechem. 
- Oboje mamy szczęście do rodzin. Chociaż moja nie jest pełna, ale nie zawsze możemy mieć wszystko - mówiła. 
- Ula, może i nie jest pełna, ale twój tato dba o was wszystkich i wychodzi mu to doskonale. 
Podjechał pod bramę z numerem ósmym, wysiadł z auta obszedł je otworzył drzwi swojej ukochanej. Stali jeszcze przez chwilę przed wejściem na podwórze, żegnając się. 
- Może wejdziesz - proponowała. 
- Nie chcę przeszkadzać, już dość późno - odparł.
- Na pewno nie będziesz przeszkadzać. A wręcz przeciwnie oni wszyscy się ucieszą z twojej wizyty. 
- A ty? 
- A co ja? 
- Też się ucieszysz?
- Zawsze się cieszę kiedy cię widzę. A widzimy się codziennie od wczesnego ranka aż do wieczora - odparła. 
CDN...

niedziela, 23 października 2022

POWROTY część X

  W piątkowy wieczór siedziały w kuchni i rozmawiały wspominając te dni kiedy Cieplak zamieszkała u tej sympatycznej starszej pani. 
- Będzie mi brakować tych naszych wspólnych rozmów - mówiła ze smutkiem pani Ewa - ale wiem też, co znaczy tęsknota za rodziną - dokończyła. 
- Mnie również będzie bardzo brakować naszych rozmów. Obiecuję, że w miarę możliwości będę dzwonić, a może uda się pani nas odwiedzić? - odpowiedziała Cieplak jednocześnie zapraszając właścicielkę mieszkania do siebie.
- No nie wiem, to dość daleko, a ja już nie taka młoda - odparła.
Tę rozmowę przerwało pukanie do drzwi, a Ula już kuliła się w sobie. 
- Spokojnie moje dziecko - odezwała się pani Ewa i ruszyła w kierunku drzwi. Spojrzała przez judasza w drzwiach i już otwierała je. Chciała się przywitać głośnym.
- Dzień dobry panie Marku - jednak ten przyłożył palec do ust, dając znać, że chce zrobić niespodziankę. 
- Kto to pani Ewo? - usłyszeli wołanie Uli z kuchni.
- Nikt kochana. To tylko sąsiad - odpowiedziała i poszła do swojego pokoju. Nie chciała im przeszkadzać. Marek w podziękowaniu uśmiechnął się. 
- Witaj kochanie - Ula podniosła wzrok w kierunku wejścia do kuchni.
- Marek? Co ty tu robisz? - mówiła z niedowierzaniem - miałeś przylecieć jutro.
- Nie cieszysz się? - udawał zasmuconego taką reakcją.
- Cieszę się, bardzo się cieszę - odpowiedziała i dodała - miałam w planach pojechać na lotnisko - wstała, podeszła i przytuliła do Marka. W jego ramionach czuła się bezpieczna, miała wrażenie jakby wszystko co złe i niedobre znikało w takich chwilach. 
- Czyli cieszysz się z mojej niespodzianki? - dopytywał po tym jak swoje przywitanie zakończyli namiętnym pocałunkiem. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę - mówiła z uśmiechem na ustach, ale i jej oczy się śmiały - tęskniłam na tobą - dodała, a serce młodego Dobrzańskiego szalało z radości. 
- Ja za tobą również bardzo mocno tęskniłem. Takie rozmowy przez telefon to tylko kropla w morzu. Są dobre, ale na krótki czas - odparł. 
Te kilka ostatnich dni w Austrii spędzili na spacerach i zamykaniu tego co pozostało do zamknięcia przed powrotem. Oboje cieszyli się z tego, ale i mieli jednocześnie obawy jak to będzie. Chociaż to Marek miał największe obawy, a Ula jedynie obawiała się czy poradzi sobie na stanowisku jakie miała objąć. W poniedziałkowy  wieczór kiedy siedzieli w jej pokoju i sprawdzali czy wszystko spakowane Ula zauważyła, że Marka coś trapi. Owszem przez te kilka dni zdarzało mu się zamyślić lecz ta nie dopytywała, ale tego wieczoru ewidentnie coś było  nie tak. 
- Marek wszystko w porządku? Nie cieszysz się, że ja też wracam? - Marek podniósł wzrok na swoją dziewczynę, przygarną ją i odparł a raczej odpowiedział pytaniem na ostatnie pytanie.
- Co to za pytanie? - a zaraz potem rzekł - bardzo się cieszę, że wracasz razem ze mną, że będę miał cię niemalże na wyciągnięcie ręki. Przecież Rysiów nie jest tak daleko od Warszawy. Ale czy wszystko w porządku to bym nie powiedział - mówił ze smutkiem. 
- A możesz mi powiedzieć co cię trapi? - dopytywała, junior przez moment milczał aż w końcu się odezwał. 
- Pamiętasz jak opowiadałem ci co zastałem w firmie? - Ula skinęła głową potwierdzając wówczas Marek zaczął kontynuować - Ula firma jest prawie do likwidacji. Sebastian oraz nasz księgowy przynieśli mi raporty o zatrudnieniu i finansach, z których wynika, że chyba będę musiał zwolnić część personelu albo ogłosić upadłość F&D. W tej sytuacji to nie wiem co mam zrobić. Dodatkowo okazałem się niesłownym facetem - mówił rozżalony.
- Niesłowny? - weszła mu w słowo Cieplak nie rozumiała co miał na myśli.
- Obiecałem ci stanowisko, a nie jestem w stanie płacić ci odpowiedniego wynagrodzenia.
- Marek jeśli to coś pomoże to ja mogę pracować nawet za najniższą krajową, bylebym mogła być blisko rodziny oraz ciebie. Wiesz nie wiem jak przedstawiają się te raporty, ale myślę, że jeśli mi pozwolisz to pomogę ci wyjść z tej patowej sytuacji - próbowała uspokoić jego skołatane nerwy. 
- Ula, ale ja naprawdę nie wiem czy to ma jeszcze sens - słychać było w jego głosie zwątpienie a nawet rezygnację. 
- Ostatnią rzeczą jaką możesz zrobić to poddać się. Nie wiem jak wygląda sytuacja z tymi udziałami, o których mi wspominałeś. Czy nadal ich część jest w obcych rękach? 
- Udziały już w całości należą do mojej rodziny. Odkupiłem od Febo te, które oni posiadali oraz od tego komu odsprzedali w sumie czterdzieści procent. Wyobraź sobie, że ta dwójka posunęła się nawet do fałszerstwa - Ula spojrzała pytająco na swojego chłopaka - sfałszowali mój i moich rodziców podpisy aby móc odsprzedać te udziały. W piątek jeszcze do południa byłem u adwokata, aby dostarczyć mu kolejne dowody przeciwko rodzeństwu. Do tej pory mieli mieć postawione zarzuty działania na niekorzyść firmy, sprzedaż udziałów, wyprowadzenia firmowych pieniędzy a teraz dojedzie jeszcze fałszerstwo - kiedy Marek opowiadał jak to wszystko wygląda i jakie trapią go z tym obawy, jej mózg już planował, już szukał rozwiązania tej patowej sytuacji. Nie chciała mu jeszcze niczego mówić. Zamierzała to zrobić jak już zacznie pracę, a to miało nastąpić od najbliższego poniedziałku. Do tego czasu miała jeszcze pięć dni. Przez te dni miała jak najwięcej być z rodziną i nacieszyć się nimi. Dlatego kiedy skończył mówić ta rzekła tylko.
- Nie zamartwiaj się. Zobaczysz wspólnymi siłami uda się nam wyprowadzić firmę na prostą - nie wiedzieć czemu, ale wierzył w te jej zapewnienia. 
- Dziękuję ci kochanie za te słowa otuchy i wsparcia.
- Nie musisz mi dziękować. Myślę, że gdybym ja była w podobnej sytuacji ty również byś mi pomógł.
- Jak najbardziej - rzekł i wpił się jej usta. 

Było kilkanaście minut po siedemnastej kiedy samolot, którym lecieli wylądował na Warszawskim Okęciu. Przeszli przez odprawę i już przez nikogo nie zatrzymywani opuścili lotnisko. 
- Chodź Ula mam tu swoje auto. Najpierw odwiozę cię do domu...- zaczął, spojrzał na nią a jej twarz była mokra od słonej cieczy - kochanie czy coś się stało? Dlaczego płaczesz? - pytał zaniepokojony Dobrzański. 
- To łzy szczęścia i radości. Wreszcie uwolniłam się od Piotra, wróciłam do kraju, mam wspaniałego chłopaka, za niecały tydzień zaczynam nową pracę - mówiła - czy to nie piękne? - dokończyła. 
- Tak masz rację. To jest bardzo piękne. Bo już się przestraszyłem, że żałujesz tego co jest teraz - odparł otwierając drzwi od swojego Leksusa i wpuszczając ją do środka.
- Nie mam czego żałować. No chyba, że mogę żałować tego czasu jaki straciłam wyjeżdżając tam wraz z Maćkiem, bycia z Sosnowskim. Ale z całą pewnością nie rozstania z nim - mówiła. To co powiedziała uspokoiło go i już spokojnie ruszyli w drogę, obierając kierunek jej rodzinnego domu. Ula zapraszała go, ale odmówił tłumacząc.
- Ula nie chcę przeszkadzać. 
- Ty w niczym nie przeszkadzasz - odpowiedziała. 
- Nie widzieliście się tyle czasu, a zemną byłaś teraz przez kilka dni. Na pewno macie sobie wiele do powiedzenia, ja jeśli się zgodzisz przyjadę jutro po pracy - mówił, Ula w duchu przyznawała mu rację. Stęskniła się za nimi i ma im tak wiele do opowiedzenia. Kupiła całej trójce drobne upominki - a ja prosto od ciebie jadę do rodziców. Muszę dowiedzieć się co u taty. Może już wiadomo kiedy go wypiszą. Chciałbym abyś ich poznała, ale i nie tylko ja tego chce. Oboje moi rodzice tego pragną. Kiedy opowiedziałem o tobie, bardzo się ucieszyli, że kogoś poznałem i nie jestem już sam. 
- W porządku. Jak najbardziej będzie mi miło jeśli jutro przyjedziesz. Przedstawiłabym cię mojej rodzince - mówiła. 
Podjechali pod dom z numerem ósmym. Pomógł jej z bagażem, odprowadził pod same drzwi i pożegnał się.
- Do jutra kochanie.
- Do jutra.
Weszła do domu i już od progu witał ją stęskniony ojciec, Beatka oraz Jasiek. 
- Jesteś już córcia. Tak bardzo się cieszę - mówił ze łzami w oczach senior Cieplak tuląc swą najstarszą córkę w ramionach. Kiedy już uwolniła się z objęć ojca przylgnęła do niej Beatka. 
- Ulcia tęskniłam za tobą. Poczytasz mi dzisiaj? 
- Poczytam kochanie - odpowiedziała. 
Jasiek również witał siostrę z uśmiechem na ustach. Po tym wszystkim odezwał się ponownie Józef.
- Chodźmy do kuchni właśnie miałem robić kawę. A ty córciu sama przyjechałaś?
- Marek mnie przywiózł, ale nie wchodził. Bo już dość późnawo a on musiał jechać do mamy. Jutro przyjedzie popołudniu - tę ich rozmowę przerwało pukanie a po chwili ujrzeli panią Marię Szymczykową. Przywitali się z kobietą ogólnym dzień dobry.
- Ula widziałam, że przyjechałaś a co z Maćkiem, nie dostał wolnego? - dopytywała. 
- Pani Marysiu nie wiem czemu nie przyjechał Maciek. Od dłuższego czasu nasze drogi się tam rozstały.
- Jak to, przecież byliście najlepszymi przyjaciółmi - mówiła Szymczykowa. 
- Po prostu on się bardzo zmienił. Zmienił na niekorzyść. Ale ja nie będę tego pani tłumaczyła. Czasem tak bywa, że nawet największe przyjaźnie się rozpadają - Szymczykowa nie rozumiała tego. 
- No trudno, skoro nie chcesz nic więcej powiedzieć to ja się pożegnam - usłyszeli słowa sąsiadki i już jej nie było. 
- Ula, a co takiego się tam wydarzyło, że wasze drogi się tak rozeszły? - dopytywał pan Cieplak. 
- Widzisz tatusiu, kiedy rozstałam się z Piotrem to Maciek stanął po jego stronie. Nie uwierzył mi jak mówiłam o podłym traktowaniu mnie przez Piotra. Twierdził, że wyolbrzymiam, że Piotr jest taki dobry. A gdy już wyprowadziłam się z mieszkania, gdzie mieszkałam wraz z Sosnowskim, to obaj zaczęli mnie prześladować. Jednego razu przyjechali za mną do mieszkania pani Ewy, ale nie udało im się dowiedzieć, w którym mieszkaniu mieszkam - opowiedziała ojcu. 
- A ja myślałem, że Maciek jest dobrym człowiekiem. W końcu jego rodzice to tacy dobrzy, uczynni ludzie - mówił. 
- Nie ma tego złego tato. W pewnym sensie dzięki temu poznałam Marka, który jest kompletnym przeciwieństwem tamtej dwójki. Chciałam go wam przedstawić dzisiaj, ale musiał jechać do swoich rodziców. Jego tato jakiś czas temu trafił do szpitala, dostał zawału. Ale umówiliśmy się na jutro tak jak mówiłam wcześniej. 
- Ulcia a ty już zostaniesz na zawsze z nami? - usłyszeli  małą Beatkę.
- Tak maleńka. Już nigdzie się nie wybieram - odpowiedziała.
- A co z pracą? - dopytywał Józef. 
- Spokojnie tatusiu. Nie musisz się obawiać o powrót do tego co było. Wróciłam do kraju, właśnie dla tego że Marek zaproponował mi pracę w swojej firmie. Będę pełniła stanowisko jego asystentki. Owszem nie będą to takie pieniądze jakie zarabiałam w Austrii, ale przynajmniej będę tu na miejscu. 
- Cieszę się córcia, że wróciłaś. Tak po prawdzie to nie ważne jakie byś zarabiała pieniądze, ale ważne, że będziemy wszyscy razem. A od kiedy zaczynasz tę nową pracą? 
- Do końca tygodnia jestem na wolnym. Marek chce abym zaczęła pracę od początku miesiąca i abyście mogli się mną nacieszyć.
Tego dnia jeszcze długo trwały rozmowy w domu rodzinnym Cieplaków. Przerwane jedynie przez krótką rozmowę Uli z Markiem. Tak jak obiecał jej zatelefonować, że dotarł na miejsce. Cała rozmowa trwała niespełna kilka minut.

- Witaj mamo - przywitał się z rodzicielką. 
- Witaj synku. Sam jesteś? - dopytywała po przywitaniu się z synem Helena - myślałam, że przyjedziesz z panią Ulą. 
- Nie gniewaj się mamo, ale odwiozłem Ulę do domu. Najpierw niech pobędzie z najbliższymi. Powiedz co tam u taty. Wiadomo kiedy go wypisują? 
- Oczywiście, że się nie gniewam. Lekarz uważa, że można będzie zabrać Krzysia do domu pod koniec tygodnia. I dobrze, bo przyznam ci się szczerze, mam serdecznie dość tego szpitala. A tata też nie chce już tam być - Marek słuchał tego co mówi matka i cieszyło go to. W końcu jeśli ojciec będzie w domu, szybciej dojdzie do zdrowia - a jakie masz synku plany na jutro po pracy? 
- Umówiłem się z Ulą - odpowiedział - ale jeśli jestem potrzebny to odwołam - dodał.
- Nie to nic takiego - usłyszał. 
- Mamo Ula jest dla mnie bardzo ważna, kocham ją lecz to wy jesteście na pierwszym miejscy. Więc jeśli mogę się do czegoś przydać to mów - tymi słowami utwierdzał swoją rodzicielkę, że dobrze go wychowali. 
- Mam jutro jechać do fundacji na godzinę piętnastą, bo muszę dopilnować transportu jaki ma przyjechać z darami. Miała być pani Dominika, ale się rozchorowała - wyjaśniła. 
- W porządku, przyjadę po ciebie mamo tak po czternastej i pojedziemy. Może przydam się i pomogę przy rozładunku - odparł. 
Następnego dnia w firmie pojawił się kilka minut przed ósmą, odebrał pocztę od dziewczyny z recepcji i powędrował do swojego gabinetu. Przed południem zadzwonił do Uli aby przeprosić ją, że może się nieco spóźnić podając powód. 
- Marek spokojnie nic złego się nie stanie. Wiadomo, że rodzina najważniejsza. Ja jestem cały czas w domu i będę cierpliwie czekać. Zrób to co masz do zrobienia i jeśli się w czasie wyrobisz to przyjedziesz. Proszę cię jedynie abyś uważał - był jej wdzięczny za te słowa. 
Skontaktował się jeszcze z adwokatem z zapytaniem czy są jakieś postępy w wiadomej sprawie. Detektyw miał dość dobre wiadomości. Znali już sumę jaką można będzie otrzymać po przejęciu majątku Febo. Że dowody jakie posiadają są wystarczające aby postawić im zarzut przestępczości gospodarczej, wyprowadzenia znacznej kwoty z kont firmowych. Jedynie czego jeszcze nie posiadają to wyniku badania grafologicznego, ale to kwestia kilku najbliższych dni. 
CDN...

sobota, 15 października 2022

POWROTY część IX

 Z raportów wynikało, że chyba jednak trzeba będzie zwolnić część ludzi. Chociaż chciał tego uniknąć. Był coraz bardziej zły na swoje przyrodnie rodzeństwo, jednocześnie zastanawiał się jak mogli zrobić coś takiego. 
- Może nie będzie tak źle...- próbował jakoś pocieszać Olszański. 
- Seba jakie może, z tych... - wskazał palcem na leżące na biurku papiery - raportów jasno wynika, że firma już prawie upadła. Co ja mam powiedzieć ojcu jak zostanie wybudzony i zapyta o to wszystko? Prawda go zabije - mówił pełen sprzecznych emocji. Począwszy od złości, gniewu a skończywszy na strachu i obawie co dalej. 
- To może trzeba by zatrudnić specjalistę - ni to zapytał, ni to stwierdził kadrowy - wiesz są takie osoby, które zajmują się czymś takim. Dokładnie nie wiem jak to się nazywa, ale mój znajomy zna taką osobę. Mógłbym skontaktować się z nim i poprosić o kontakt - mówił Sebastian. 
- Na razie jeszcze nie. Ale dziękuję ci za chęć pomocy - odpowiedział mu przyjaciel. 
- W porządku. Jeśli tylko będziesz chciał to daj znać. 
- Jutro mam spotkanie z tym całym Korzyńskim. Zobaczę czy uda mi się z tym człowiekiem dogadać i spróbuję odkupić od niego te udziały. A w sobotę lecę do Wiednia i wracam razem z Ulą we wtorek - mówił. 
- Dobrze by było aby ten facet chciał je odsprzedać - wyraził swoją opinię kadrowy - tak sobie myślę, a może tak Ula by ci pomogła z firmą. Opowiadałeś, że ma gruntowne wykształcenie i może jakieś świeże pomysły, które by się sprawdziły - sugerował mu przyjaciel. 
- Nie wiem przyjacielu. Owszem zaproponowałem jej pracę w naszej firmie, ale w obecnej sytuacji nie jestem pewien czy to dobre posunięcie. Ja nie mam na pensje dla już zatrudnionych, a co tu mówić o kolejnej zatrudnionej osobie. A Ula ze względu na swoje wykształcenie i wszelakie kwalifikacje oraz to jakie stanowisko miała objąć powinna dostawać przynajmniej cztery tysiące. 
- Może najpierw pogadaj z nią wyjaśnij jak to wygląda i pozwól jej zdecydować - sugerował Olszański. Marek pokiwał twierdząco głową, w duchu przyznając rację przyjacielowi i tak też zamierzał zrobić.
- A zmieniając temat to co porabiasz dziś po pracy albo nieco później, może wyskoczymy do klubu? Posiedzielibyśmy, pogadali i napili po drinku - zaproponował Olszański.
- Czemu nie, muszę jakoś odreagować to wszystko - odpowiedział po krótkim namyśle - jednak najpierw muszę pojechać do szpitala. Dzisiaj mieli wybudzać ojca, obiecałem mamie, że przyjadę po pracy, odwiozę ją a potem możemy pojechać do klubu. Myślę, że tak około godziny osiemnastej moglibyśmy się spotkać na miejscu - dodał, spojrzał na zegarek i rzekł - a teraz muszę cię przyjacielu przeprosić, bo jestem umówiony z adwokatem - kadrowy skiną głową i uściskiem dłoni pożegnali się. Marek spakował potrzebne dokumenty wraz z tymi raportami, wyłączył komputer i opuścił biuro. 

- Witam panie mecenasie - przywitał się z adwokatem. 
- Dzień dobry panie Marku co pana do mnie sprowadza? - odparł mężczyzna. 
- Chciałem prosić aby sporządził pan pozew przeciwko obojgu Febo. Dokładniej mówiąc oboje działali na niekorzyść firmy. Paulina sprzedała swoją część udziałów bez zgody pozostałych członków zarządu a mówiąc bardziej szczegółowo pominięto w tej transakcji moją rodzinę. Aleks poza sprzedażą swojej części. Tak on również - wyjaśnił widząc zdziwioną minę adwokata - doprowadził niemalże do upadku firmy. Zawarł kilka niekorzystnych umów, zamawiał materiały gorszej jakości co spowodowało pogorszenie jakości szytych ubrań, zerwał dwie umowy ze szwalniami, obecnie mamy kontrakt tylko z jedną. To powoduje, że zmniejszył się nasz asortyment - oprócz tych dowodów jakie posiadał pokazał również raporty jakie otrzymał od księgowego oraz z kadr i dodał - według tego co tu jest powinienem zacząć zwalniać ludzi, bo najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na płacenie im pensji. 
- Najdalej do połowy przyszłego tygodnia powinienem zredagować odpowiednie pismo i złożę w sądzie. Myślę, że można postawić im zarzut działania na niekorzyść firmy, wyłudzenia i zażądać odszkodowania oraz kilku lat odsiadki. W kwocie trzech milionów złotych za samą sprzedaż udziałów od każdego z Febo oraz dodatkowo od Aleksa kolejne trzy  miliony za działanie przeciwko firmie. Do tego grozi im od pięciu do dziesięciu lat odsiadki - wyjaśnił adwokat. Niby takie kwoty pomogłyby uratować dorobek życia Dobrzańskich, ale jednak Marek miał pewnego rodzaju obawy, którymi się podzielił.
 - A co jeśli oni nie będą mieli takich sum? 
- Spokojnie panie Marku. Na poczet długu zostaną wycenione ich domy tu w kraju oraz ten dom w Mediolanie również samochody jakie posiadają - uspakajał do adwokat. 
Wyszedł z kancelarii i odetchnął, poczuł, że może jeszcze nie wszystko stracone. Wsiadł do samochodu, odpalił silnik i ruszył w kierunku szpitala. 
- Witajcie kochani - przywitał się z obojgiem rodziców, bo senior został wybudzony w godzinach rannych. 
- Witaj synku - odpowiedziała mu matka. Krzysztof jeszcze był słaby, podniósł nieco rękę na powitanie. 
- Jak się czujesz tato? - pytał lecz w jego imieniu odpowiedziała Helena.
- Jest znacznie lepiej. Ale tato będzie musiał pozostać jeszcze jakiś czas w szpitalu - na hasło, że będzie musiał pozostać senior tylko się skrzywił - Krzysiu wiesz, że tak trzeba - zwróciła się do męża a potem ponownie do syna - opowiedziałam tacie o Uli. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe - tym razem pan Dobrzański uśmiechnął się. 
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Jak tato wróci do domu to na pewno ją pozna, a ty mamo tak jak mówiłem już w następnym tygodniu. 
- Marku, a co w firmie? - usłyszeli szept. 
- W porządku tato. Trzymam rękę na pulsie. Będzie dobrze - mówił ogólnikowo nie chciał aby ojciec się denerwował. Dlatego też nie wspominał nic o tym co już wiedział również o procesie jaki zostanie wytoczony obojgu Febo. 
Posiedział wraz z matką jeszcze trochę i wrócili do domu. Podczas drogi oraz kiedy byli już w domu wyłuszczył rodzicielce jak to wszystko wygląda, co udało mu się załatwić na ten moment. 
- Niechciałem tego wszystkiego mówić przy tacie aby go nie denerwować. Bo jak sama mamo widzisz, nie jest tak kolorowo. Z całą pewnością nie odpuszczę im. W sumie to adwokat będzie się domagać dziewięciu milionów odszkodowania, ale ja nie mam pewności czy uda się uzyskać taką sumę jeśli wygramy. 
- Ale ważne aby cokolwiek uzyskać - usłyszał w odpowiedzi - wiesz synku nie umiem sobie uzmysłowić, że ta dwójka tak postąpiła wobec nas wszystkich. Dostali miłość, nie trafili nawet na chwilę do sierocińca, mieli wszystko co najlepsze. Dlaczego oni nas tak nienawidzą? - mówiła ze łzami w oczach. 
- Nie umiem ci odpowiedzieć mamo i myślę, że oni sami tego nie wiedzą. Takie mają charaktery. Oboje są zakłamani, obłudni, nie potrafiący doceni tego co mają - mówił Marek. Dokończył pić kawę po czym zaczął zbierać się do wyjścia. 
- Wychodzisz? 
- Tak mamo. Umówiłem się z Sebą na drinka w klubie - wyjaśnił. 

Siedzieli już dobrą chwilę przy stoliku sącząc już, któregoś z kolei drinka. W pewnym momencie dosiadły się dwie młode kobiety. 
- Cześć piękni nieznajomi - rzekła jedna z nich. 
- Cześć - odpowiedzieli jednocześnie. 
- Co tacy dawaj przystojniacy robię tu sami? - dopytywała druga z nich. 
- A wy co książkę piszecie, że tak wypytujecie? - odburknął Olszański. 
- Nie musisz być taki niemiły. Po prostu myślałyśmy, że skoro wy jesteście sami i my również, to możemy się wspólnie pobawić. 
- To źle myślałyście - odezwał się milczący dotychczas Marek. 
- Aśka spadamy, nic tu po nas - odezwała się jedna z dziewczyn.
Kiedy tylko te odeszły obaj odetchnęli z ulgą, że nie musieli zbyt długo znosić towarzystwa tych kobiet. Owszem kiedyś często bywali w tym miejscu i mieli reputacje pierwszych playboyów stolicy. Jednak to były czasy studiów, potem przyszedł czas kiedy podjęli pracę w F&D i wszystko powoli zaczęło się w ich życiu zmieniać. Marek pragnął się ustatkować, założyć rodzinę. Sebastian może jeszcze nie miał aż takich planów, ale zawsze powtarzał.
- Właśnie kupiłem mieszkanie i na początku chcę je spłacić, a potem przyjdzie czas na resztę. Owszem nie mówię, że nie zamierzam założyć rodziny, ale jeśli to możliwe, to jeszcze nie teraz. 
Marek również kupił mieszkanie, z tą pewną różnicą, że nie musiał brać kredytu. Nawet proponował przyjacielowi pożyczyć chociaż połowę aby ten nie musiał brać aż tak wysokiego kredytu. Lecz ten odmówił mawiając.
- Dziękuję ci bardzo, ale nie. Dziś jestem owszem zwykłym kadrowym, ale może kto wie kiedyś będę stanowisko wyżej i pensja również będzie wyższa - i tak właśnie było, bo młody Olszański piął się po szczeblach kariery. Zaczynał od najniższego stanowiska a po niespełna dwóch latach był już dyrektorem HR. Jednak to wszystko zawdzięczał swojej ciężkiej pracy. I mimo, że samą pracę miał właśnie dzięki znajomości tak już całą resztę osiągnął sam. 

Siedział w swoim gabinecie i oczekiwał przyjścia Korzyńskiego, obawiał się tego spotkania, a raczej tej rozmowy. Nie miał bladego pojęcia jaki może być finał tej rozmowy. Miał przygotowany plan rozmowy, ale nie wiedział jak zareaguje jego gość na to co ten ma do powiedzenia. Z tych rozmyśleń wyrwał go dźwięk telefonu, podniósł słuchawkę i usłyszał.
- Pan Korzyński przyszedł. 
- Aniu zaprowadź proszę pana do konferencyjnej i zaproponuj może coś do picia. Ja już tam idę. 
Po niespełna kilku minutach już witał się uściskiem dłoni z mężczyzną oraz standardowym sformułowaniem dzień dobry. 
- Co takiego się stało, że chciał się pan spotkać? - padło z ust samego Korzyńskiego.
- Nie będę niczego owijać w bawełnę. Chodzi mi o część udziałów jakich stał się pan właścicielem. Nie wiem czy pan wie, ale zostały one sprzedane przez państwo Febo nielegalnie. Już spieszę z wyjaśnieniem. Żadne z rodzeństwa nie miało prawa sprzedać nawet jednego procenta swoich udziałów bez zgody reszty członków zarządu czyli moich rodziców oraz mnie. A żadne z nas takiej zgody nie podpisywało. W takim układzie jestem skłonny odkupić od pana te udziały za cenę w wysokości ich aktualnej wartości. Ale zapewniam, że nie będzie to wysoka kwota, bo oboje Febo doprowadziły do upadku firmy - Korzyński siedział jak wmurowany w fotel i po chwili się odezwał.
- Chwileczkę jak to nie podpisywaliście żadnej zgody na sprzedaż? - chwycił swoją teczkę i zaczął czegoś w niej szukać, aż w końcu wyjął odpowiednie świstki - proszę bardzo to jest wasze pełnomocnictwo na występowanie pana Febo w waszym imieniu oraz podpisana przez was zgoda - Marek spojrzał na owe dokumenty i rzekł.
- Przykro mi, ale to nie są nasze podpisy. Jeśli pan nie wierzy to możemy przeprowadzić ekspertyzę grafologiczną.
- Nie zamierzam niczego przeprowadzać mam podpisane papiery i mi to wystarczy - Marek zaczynał się w środku gotować. Miał wrażenie jakby do tego człowieka nic nie docierało. W tej sytuacji postanowił zablefować, bo nie miał pewności czy takie coś można zrobić w sądzie. 
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak złożyć doniesienie na pana i oskarżyć o kradzież oraz podrobienie podpisów. Wówczas to sąd nakaże wykonać taką ekspertyzę - najwyraźniej blef udał się, bo jego rozmówca odparł po namyśle.
- W porządku, ale nie oddam ich za tak niską kwotę. Domagam się zwrotu takiej sumy za jaką je zdobyłem. 
- Nie ma takiej opcji - usłyszał w odpowiedzi i chociaż nie tego się spodziewał uznał, że nie zamierza ciągać się po sądach. 
- W porządku, to kiedy możemy dokonać transakcji? - dopytywał. 
- Jeśli ma pan czas to jeszcze dzisiaj. Muszę tylko zadzwonić do notariusza, który współpracuje z naszą firmą i poprosić aby przybył tu - odpowiedział Dobrzański. 
- W takim razie proszę zadzwonić - Marek wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki, wybrał odpowiedni numer a po wymianie kilu zdań zwrócił się do Korzyńskiego.
- Notariusz będzie za półgodziny a najdalej za trzy kwadranse. W takiej sytuacji może przejdźmy do mojego gabinetu albo do firmowego bufetu - zaproponował. Gość wybrał ten drugi wariant - chciałbym aby dał mi pan te dwa pisma, gdzie widnieją podpisy moje i moich rodziców w celu zrobienia kserokopii - Korzyński zgodził się bez namysłu. A dla Marka to był kolejny dowód do przedstawienia w sądzie. Kiedy czekali na przybycie notariusza młody Dobrzański zadzwonił do adwokata aby powiedzieć o podrobionych podpisach. 
- To będzie kolejny punkt oskarżenia - usłyszał w odpowiedzi - prosiłbym jedynie aby mi dostarczono te pisma. Ja zlecę przeprowadzenie badania na zgodność. Potrzebne będą również do tego próbki waszych pism - dodał na koniec. 
Godzinę później Marek mógł odetchnąć chociaż w kwestii posiadania udziałów. Wreszcie całość należała do jego rodziny. Teraz zostało jeszcze wyprowadzić firmę na prostą. 
CDN...

sobota, 8 października 2022

POWROTY część VIII

 Wszedł do konferencyjnej, gdzie już siedziało rodzeństwo Febo. Nie witając się przeszedł do meritum sprawy. 
- W dniu dzisiejszym odsprzedacie mi swoje udziały a raczej to co wam pozostało. 
- A co jeśli się nie zgodzimy? - próbowała dowiedzieć się Paulina. 
- Wówczas sprawa trafi do sądu o pozbawienie was udziałów - usłyszeli oboje w odpowiedzi. 
- Nic nie wskórasz sądem - odparł mu Aleks.
- I tu się mylisz. Zgodnie z zapisem w statucie nie możecie sprzedać udziałów obcemu inwestorowi bez zgody pozostałych członków zarządu. A z tego co mi wiadomo ani ja, ani tym bardziej mój ojciec niczego takiego nie podpisywaliśmy. Kolejnym powodem oddania sprawy do sądu jest działanie na niekorzyść firmy oraz sprzeniewierzenie firmowych pieniędzy. Mam dalej wymieniać? Następny punkt dzisiejszego zebrania jest udostępnienie mi waszych umów, jakie podpisaliście sprzedając udziały. 
- A po co ci to? 
- To już nie wasza sprawa. Tak jak powiedziałem, jeszcze dziś odkupuję wasze dziesięć procent i pożegnamy się na zawsze. Nikt z mojej rodziny nie chce więcej was widzieć. A ja mam prawo wiedzieć kim jest owy udziałowiec, czym się zajmuje i jakie ma plany wobec firmy - odpowiedział. 
- Jak się czuje Krzysztof? - nagle padło pytanie z ust Pauliny. Marek zrobił wielkie oczy. 
- To już nie twój interes. A może chciałabyś go jeszcze dobić? - mówił kpiącym tonem. 
- Więc ile nam chcesz dać? 
- Biorąc pod uwagę to do jakiego stanu doprowadziliście firmę, że jesteśmy na skraju upadku moja oferta może być tylko jedna i nie podlega dyskusji. Mianowicie każde z was może liczyć na kwotę dwóch milionów złotych. 
- Ile? Ty raczysz żartować? - Marek tylko pokręcił głową przecząco. 
- Tyle są warte te wasze udziały.
- Ja się nie zgadzam - odparł Febo. 
- W tym wypadku twoje zdanie nie ma tu najmniejszego znaczenia. Albo więc bierzecie co wam daje, albo sprawy sądowe będą się ciągły dłużej niż to możliwe. 
- A co my mamy zrobić z tak niską kwotą? - dopytywała Paulina.
- To już mnie nie interesuje. Tak jak was nie obchodziło nic i nikt kiedy doprowadzaliście firmę do bankructwa. Więc jaka jest wasza decyzja? 
Febo widząc, że Marek nie odpuszcza postanowili przyjąć jego propozycję. Podpisali wszystkie dokumenty jakie Marek miał dla nich przygotowane włącznie te z kancelarii notarialnej. 

- I co teraz Aleks? - dopytywała go siostra, kiedy opuścili firmę. 
- Jeszcze nie wiem. Ale myślę, że w ciągu najbliższych dni będę chciał wyjechać na około dwa tygodnie do Mediolanu. A co potem okaże się z czasem. 
- A co ze mną? - dopytywała.
- Masz własny rozum to coś wymyśl. Marek przelał nam po dwa miliony więc masz trochę pieniędzy aby nie biedować. 
- Ale to tylko dwa miliony - wręcz piszczała wymawiając kwotę. 
- W takim razie będziesz musiała podjąć jakąś pracę - odparł, co nie spodobało się jego siostrze. Jednak Aleks nie bardzo przejął się tym. Miał swoje problemy, które jeszcze bardziej się spotęgowały z chwilą odejścia z firmy. Pomysł wyjazdu do Mediolanu miał mu pomóc chociaż w niewielkim stopniu pomóc, chociaż nie był pewny czy to się uda. 
- Wiesz może ja również bym wyleciała do Włoch. I już tam została na stałe - zaproponowała.
- Zrobisz jak uważasz. Ja wylatuję za około tydzień, ale wracam do Polski najszybciej jak to możliwe. Mam jeszcze kilka spraw do ogarnięcia - wyjaśnił. Doskonale wiedział, że musi wrócić do Polski, bo wierzyciele nie dadzą mu spokoju nawet gdyby wyjechał na drugi koniec świata. 
- Długi mój drogi Aleksie należy spłacać - usłyszał. Owszem część swoich długów spłacił właśnie dzięki odsprzedaniu części swoich udziałów, ale dług rósł w tempie ekspresowym. A ci od których pożyczył pierwszy raz, pożyczyli i drugi oraz kolejny lecz te pożyczki to nic innego jak lichwa. Ten nie miał szans spłacić tego długu. W końcu któregoś dnia wpadł na pomysł sprzedaży swojej części udziałów, a dokładniej mówiąc dwadzieścia procent. Ale i tego było mało wtedy o pomoc zwrócił się do siostry.
- Paula potrzebuję twojej pomocy - mówił kiedy się spotkali w jej domu.
- Powiedz jakiej pomocy potrzebujesz - odparła, nie przeczuwając co zaraz usłyszy. 
- Potrzebuję dużej gotówki - na pytający wzrok siostry pospieszył z wyjaśnieniem - mam długi. Hazardowe długi. Już sprzedałem dwadzieścia procent moich udziałów, ale to nie wystarczyło na pokrycie całości. 
- Czyś ty oszalał? - tylko tyle albo aż tyle była w stanie powiedzieć na ten moment. 
- Sorella ja wiem jak to może wyglądać, ale zobaczysz szybko się odkujemy kiedy tylko uda mi się spłacić te długi. Mam czas najdalej do piątku - skłamał co do dnia, bo miał jeszcze sześć dni a nie jak mówił tylko trzy. Ale chciał spłacić ten dług wcześniej niż termin. 
- Zostaw mnie samą, muszę się zastanowić. Najdalej jutro dam ci odpowiedź - zrobił jak chciała.
Na jego szczęście albo i nieszczęście Paulina zgodziła się na pomoc bratu. Aleks zadzwonił do nijakiego Terleckiego, umówili się na następny dzień i dokonali transakcji. 
Mężczyzna znający firmę Febo&Dobrzański wiedział, że mając nawet czterdziestoprocentowe udziały nieźle na tym wyjdzie. Chociaż nie miał pojęcia, że firma już w tym momencie chyli się ku upadkowi. Nie zadał sobie trudu aby to sprawdzić. 

Siedział w swoim gabinecie i przeglądał umowy, które zawarł Aleks i aż łapał się za głowę, jak można było uczynić coś takiego. Potrafił zrozumieć, że każda umowa niesie za sobą ryzyko, ale można się zabezpieczyć odpowiednimi zapisami. A tutaj brak jakichkolwiek dodatkowych warunków. Wyglądało to tak jakby pisała je osoba na pierwszym roku studiów ekonomicznych albo i w liceum. W końcu dotarł do tej wydawałoby się najważniejszej. 
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę - powtarzał w duchu. Doskonale znał to nazwisko i wcale dobrze mu się nie kojarzyło. Terlecki swojego czasu współpracował z nijakim Lwem Korzyńskim. Ten drugi bardzo nalegał na zawarcie umowy z ich firmą, ale wówczas Krzysztof nawet nie chciał o tym słyszeć. Obaj panowie znani byli z nieczystych interesów. Zastanawiał się czy ci dwaj nadal współpracują. Po tym co zobaczył a raczej przeczytał w tych wszystkich umowach postanowił jednak skontaktować się  z adwokatem.  Kolejnym ruchem miało być umówienie z tym całym Terleckim i spróbować odkupić te nieszczęsne udziały. Ale najpierw spotkanie z prawnikiem. Następnie lot do Austrii wreszcie spotka się z Ulą. Tęsknił za nią, mimo że rozmawiali ze sobą każdego wieczoru, ale to nie to samo co bycie ze sobą w realnym świecie. Dodatkowo cały czas martwił się czy ci dwaj kolejny raz nie będą jej nachodzić albo co gorsza nie wpadnie na któregoś z nich gdzieś na ulicy. Odłożył na bok te wszystkie umowy i wszedł na stronę jednej z linii lotniczych aby móc zabukować jeden bilet na lot do Austrii oraz dwa do Polski. Następnie zadzwonił do adwokata i umówił na spotkanie dnia następnego, owszem chciał się spotkać jeszcze tego sama dnia, ale mecenas Dębski miał już umówionych kilka spotkań.

Po pracy najpierw pojechał do szpitala i tak jak myślał zastał tam swoją rodzicielkę. Ojca wciąż utrzymywali w śpiączce, ale lekarze miał dla nich dobre wieści. 
- Proszę państwa jutro będziemy wybudzać pacjenta - usłyszeli. 
- Wreszcie jakieś dobre wieści - pomyślał junior. 
- A co potem? - dopytywała Helena. 
- Po wybudzeniu pacjent jeszcze będzie przez jakiś czas w szpitalu, a następnie rekonwalescencja gdzieś w sanatorium. Pan Krzysztof powinien mieć jak najwięcej spokoju, unikać w miarę możliwości sytuacji stresowych. Dobrym aby nie powiedzieć najlepszym rozwiązaniem byłoby gdyby pan Dobrzański przestał już pracować. W innym razie kolejny taki zawał może okazać się śmiertelny - wyjaśnił medyk. 
- Dziękujemy panie doktorze - rzekła Helena. 
Wrócili do domu, Marek poszedł do swojego pokoju przebrać się w mniej oficjalny strój i zszedł na dół do salonu, kilka minut później dołączyła do niego matka. 
- O czym tak rozmyślasz Marku? - zapytała.
- Dzisiaj odkupiłem udziały od Febo, dzięki temu w naszym posiadaniu jest sześćdziesiąt procent, pozostała część jest w rękach nijakiego Terleckiego. Na jutro jestem umówiony z adwokatem. Miałem nie wnosić sprawy do sądu lecz po tym jak dostałem wszystkie umowy jakie zawarł Aleks zmieniłem zdanie. Paulinę oskarżę o sprzedaż udziałów bez naszej zgody obcemu inwestorowi. Na Aleksa mam nieco więcej. Bo poza sprzedażą udziałów, zawarł niekorzystne umowy oraz dokonał kilku innych rzeczy działających na niekorzyść firmy. Na jutro Sebastian ma mi przygotować raport o zatrudnieniu oraz Adam ma zrobić zestawienie finansowe. Muszę z jak największą ilością rzeczy wyrobić się do soboty - mówił, chwycił filiżankę z czarnym płynem, zrobił łyk.
- Czemu do soboty? - zaciekawiła się Helena.
- W sobotę lecę do Austrii na kilka dni. Dokładnie mówiąc to do wtorku - mówił, a widząc zaniepokojoną minę matki pospieszył z dalszym wyjaśnieniem - lecę w sobotę aby pomóc Uli w pakowaniu, w poniedziałek pójdę złożyć rozwiązanie umowy o pracę w firmie, gdzie pracowałem. We wtorek wracamy razem z Ulą do Polski na stałe. Zaproponowałem jej pracę u nas w firmie jako moja asystentka. Ponownie zasiądę na stanowisku prezesa a Ula jako moja prawa ręka będzie idealna - tymi wyjaśnieniami wywołał uśmiech na twarzy Heleny. 
- To może w niedalekim czasie poznam twoją wybrankę - ni to zapytała ni to stwierdziła. 
- Obiecuję ci mamo, że tak będzie. Ale najpierw to Ula musi się nacieszyć swoją rodziną. Przez ponad rok nie widzieli się poza kamerką - wyjaśnił Marek - po moim powrocie spróbuję odkupić te pozostałe udziały i co najważniejsze podnieść firmę z tej zapaści. Kiedy tylko będę wiedział jak wygląda dokładnie sytuacja finansowa poczynię kolejne kroki. Oby tylko nie było jeszcze tak źle abym nie musiał nikogo zwalniać - rzekł ze smutkiem w głosie.
- Może nie będzie aż tak źle - próbowała pocieszyć go rodzicielka. 
- Bardzo chciałbym aby tak było, ale nie przedstawia się to tak dobrze - mówił. 
Wieczorem jeszcze zadzwonił do Uli opowiedział o wydarzeniach jakie miały miejsce tego dnia. Powiedział o zakupionych biletach lotniczych.
- Wreszcie się zobaczymy kochanie - mówił i to chyba była jedyna rzecz jaka go cieszyła, Ula też cieszyła się z tego spotkania. Dodatkowo wreszcie wróci do Polski, do rodziny i do Marka. 
- Już nie mogę się doczekać kiedy przylecisz oraz powrotu do domu. Rozmawiała już z panią Ewą i wymówiłam pokój do końca następnego piątku. Byłam w banku i zlikwidowałam konto - mówiła - zastanawiałam się również nad jedną rzeczą. 
- Mianowicie? - dopytywał. 
- Kiedy już zacznę pracę może poszukam czegoś do wynajęcia w Warszawie aby nie musieć codziennie dojeżdżać autobusem - wyjaśniła. Gdyby w tym momencie widziała jego twarz, to ujrzała bym szeroki uśmiech, a jemu w głowie zakiełkował pewien pomysł. Ale nie chciał niczego zdradzać przed ich powrotem, w zamian tylko rzekł.
- To świetny pomysł, jeśli będziesz chciała to służę pomocą. 
- A od kiedy będę mogła zacząć pracę? - dopytywała.
- Jak dla mnie nie to możesz niemalże od razu. Ale w pierwszej kolejności chcę abyś nieco odpoczęła i nacieszyła rodziną a oni tobą - odpowiedział.
- Dziękuję ci bardzo, kochany jesteś. 
- Nie musisz mi dziękować, bo nie masz za co. Robię to bo cię kocham Ula - mówił. Pożegnali się i każde z niecierpliwością czekało aż będą znowu razem. 

Kolejny dzień i kolejne zmagania z jakimi miał zmierzyć się Marek nie napawały radością. Przed lunchem dostał cząstkowe raport finansowy oraz kompletny o zatrudnieniu. Siedział już dobrą godzinę nad tym co przeczytał i próbował znaleźć rozwiązanie tej całej sytuacji. Z tych jego rozmyśleń wyrwało go pukanie do drzwi a zaraz ujrzał w nich twarz swojego przyjaciela Sebastiana. 
- I co, jak to wygląda? -  dopytywał kadrowy.
- Bardzo źle to wygląda - odparł.
CDN...

niedziela, 2 października 2022

POWROTY część VII

 Nazajutrz Marek do firmy przyjechał wcześniej niż było umówione spotkanie z przyrodnim rodzeństwem. Zamierzał jeszcze spróbować porozmawiać z innymi osobami a i chciał zobaczyć się z przyjacielem. Miał do niego zadzwonić poprzedniego dnia wieczorem, ale dość długo rozmawiał z Ulą. Potem jeszcze spędził trochę czasu z rodzicami. Z ojcem próbował jeszcze ustalić kilka szczegółów co do przebiegu tego spotkania. Zasnął dość późno. Rozmowa z Ulą też nie napawała go optymizmem. Mimo iż ta zapewniała, że wszystko jest w porządku, podświadomie czuł, że nie do końca jest w porządku. Miał tylko cichą nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy z Febo. 
Chwilę przed dziesiątą wszedł do sali konferencyjnej, gdzie już siedzieli jego rodzicie. 
- A Febo jeszcze nie ma? - zapytał. 
- Już jesteśmy - usłyszał odpowiedź za plecami. 
Całą piątką zasiedli przy stole, kiedy mieli zaczynać otworzyły się z impetem drzwi, w których ujrzeli samego mistrza Pshemko.
- Co chcieliście to zebranie przeprowadzić beze mnie? - powiedział pretensjonalnym tonem, po czym zajął miejsce. 


- Pshemko nie chcieliśmy ci przeszkadzać w tworzeniu - próbował załagodzić sytuację Krzysztof. Widocznie pomogło, bo mężczyzna machnął ręką w stylu, no dobrze zaczynajmy. 
- Aleks, Paulina naprawdę nie wiem co mam powiedzieć, mimo iż wczoraj miałem wszystko ułożone - odezwał się senior Dobrzański - nie umiem tego zrozumieć. Jak mogliście doprowadzić firmę na skraj upadku. Nie było mnie tylko dwa miesiące. Tyle czasu potrzebowaliście aby zniszczyć coś na co pracowałem w pocie czoła przez tyle lat. 
- Krzysztof chyba przesadzasz - odezwał się Aleks - zapomniałeś kto był pomysłodawcą założenia firmy? 
- Nie, nie zapomniałem. Powiem więcej, na grobie waszego ojca przysiągłem wynieść firmę na sam szczyt - odpowiedział - oraz, że wraz z Heleną zaopiekujemy się wami obojgiem. I jak widzisz z danych słów się wywiązaliśmy - mówił Krzysztof - a teraz przez was będę musiał zacząć zwalniać ludzi by w następstwie ogłosić upadłość. 
- Ale to nie tak miało być - odezwała się milcząca dotychczas Paulina.
- Nie tak? A jak? - tym razem odezwał się junior - przez wasze machlojki, knucie przeciwko mnie wyjechałem, aby dać wam możliwość pokazania na co was stać. I nie ma co pokazaliście. Podpisanie niekorzystnych kontraktów, zamawianie gorszych jakościowo materiałów, z tego co mi również wiadomo obniżyliście ludziom pensje i mógłbym tak jeszcze wymieniać.
- Marek nie przesadzaj z tą obniżką. Owszem, niektórym obcięliśmy dochody, bo nie widzę powodu aby sprzątaczka miała zarabiać więcej niż minimalna krajowa - mówił Febo. 
- Ty chyba sobie żartujesz Aleks - wtrąciła się sama Helena, widząc jak ten kręci głową zaczęła mówić dalej - co ty uważasz, że pani zajmująca się sprzątaniem naszej firmy nie jest godna mieć odpowiednie wynagrodzenie? Każdy ma w swoim życiu jakieś zobowiązania i aby móc je wypełniać musi godnie zarobić. Ciekawa jestem czy jeśli wam by tak dać taką kwotę jak byście sobie poradzili - żadne z rodzeństwa się nie odezwało. 
- W związku z tak licznymi wybrykami z waszej strony mamy dla was propozycję. I raczej, a nawet na pewno nie podlega ona dyskusji - ponownie odezwał się Marek.
- Słuchamy co to za propozycja - odparł Aleks. 
- Odsprzedacie nam swoje udziały i znikniecie na zawsze z  firmy - nagle oboje Febo pobledli, głośno przełknęli ślinę by po chwili wydusić z siebie. 
- My mamy raptem dziesięć procent naszych udziałów.
- Co? - krzyknęła cała trójka. 
- Mamy tylko dziesięć procent - powtórzyła słowa brata Paulina. 
- Jak to tylko tyle, a gdzie reszta? - dopytywał wściekły Marek. Jednak na odpowiedź musiał poczekać. Nagle z tych nerwów Krzysztof chwycił się za serce i upadł na podłogę. 
- Krzysiu, Krzysiu ocknij się - krzyczała Helena, a Marek w tym czasie dzwonił po pogotowie. A w środku aż się w nim gotowało. Był wściekły na tych dwoje lecz w obecnej sytuacji w pierwszej kolejności zdrowie i życie jego ojca było najważniejsze. 
Po niespełna kwadransie w sali był już lekarz wraz z sanitariuszem. Przeprowadzili stosowne czynności i zabrali Krzysztofa do szpitala.
- Czy ja mogę jechać z wami? - pytała przerażona Helena stanem męża. 
- Proszę - usłyszała w odpowiedzi. 
- Mamo ja tam zaraz przyjadę - rzekł jeszcze Marek - a z wami jeszcze nie skończyłem - zwrócił się do swojego przyrodniego rodzeństwa i opuścił konferencyjną. 
Pół godziny później wraz z matką wyczekiwali na szpitalnym korytarzu jakichkolwiek informacji o stanie Krzysztofa. W głowie mu się nie mieściło aby ta dwójka dopuściła się takich czynów. Sądził, że zamawianie tanich materiałów, obniżanie pensji to szczyt ich możliwości a jednak się przeliczył. Nie docenił ich. Zastanawiał się co się stało z pozostałymi czterdziestoma procentami udziałów. 
- Synku i co teraz? - słowa matki go wyrwały z tych rozmyślań.
- Nie wiem mamo. Naprawdę nie wiem, nie mam pojęcia. spodziewałem się po nich wiele, ale nie aż tyle - mówił - teraz w pierwszej kolejności najważniejszy jest tato. Potem zastanowię się co dalej - rozmowę z matką przerwał dźwięk połączenia.
- Słucham - rzekł do słuchawki. 
- Dzień dobry Marek, Ula z tej strony - usłyszał - i jak zebranie? 
- Nie mogę teraz rozmawiać - odparł, ale jego ton był jakiś chłodny, a nawet oschły. Nie żegnając się rozłączył połączenie. 
- Z firmy? - zapytała Helena. 
- Nie Ula - odparł. Pani Dobrzańska spojrzała pytającym wzrokiem kim jest ów Ula. Marek dotychczas nic nie wspominał o żadnej kobiecie. Junior zrozumiał to nieme pytanie - opowiem ci o niej w domu. Helena więcej nie pytała, a z drugiej strony nawet nie zdążyła, bo wyszedł lekarz z sali, gdzie przewieziono Krzysztofa. 
- I co panie doktorze? Co z moim mężem? - dopytywała Helena. 
- Pan Krzysztof doznał rozległego zawału. W tej chwili jest wprowadzony w śpiączkę. Z tego co mi wiadomo pani mąż już od jakiegoś czasu choruje na serce. I nie będę ukrywał, że to był ostatni sygnał, aby mąż zwolnił tempo. Z całą pewnością już nie ma mowy o powrocie do pracy. Pacjent powinien się oszczędzać, unikać jak to tylko możliwe sytuacji stresujących - mówił medyk, którego równie uważnie słuchał Marek. 
- Czy ja mogę zostać z mężem? - zapytała Helena.
- Dzisiaj nie - odparł lekarz - mąż jest w dobrych rękach. Pani również powinna odpocząć. Mogę jedynie zgodzić się na krótką wizytę. Jeśli wszystko będzie dobrze to najdalej za dwa dni będziemy wybudzać męża. 
- A jutro mogę odwiedzić męża? - nie ustępowała Dobrzańska.
- Nie mogę tego pani zabronić, ale tak jak mówiłem jutro mąż nadal będzie nieprzytomny. 
Helena podziękowała medykowi i wraz z Markiem skierowała się w stronę sali, gdzie leżał jej mąż. 

- To moja wina - wyszeptał niby do siebie, kiedy siedzieli wraz z matką w salonie.
- O czym ty synku mówisz? 
- To z mojej winy ten zawał. Gdybym nie wyjechał, gdybym nie zrzucił na ojca tego wszystkiego tylko został i nadal zajmował firmą nic takiego by się nie wydarzyło - mówił rozgoryczony i zły sam na siebie. 
- Marku to nie twoja wina. Ojciec przecież od lat choruje na serce. Nie mogłeś, nikt nie mógł przewidzieć, że Febo tak postąpią. Tacie w obecnej sytuacji nie możemy pomóc, no chyba, że zapewnimy mu spokój. Ale żeby tak się miało stać trzeba rozwiązać definitywnie sprawę z nimi obojgiem - mówiła mu matka, próbując uspokoić jego nerwy. 
- Zrobię co w mojej mocy aby wyprowadzić firmę z tego impasu. 
- Synku chciałam jeszcze zapytać, kim jest ta tajemnicza Ula? - sprytnie zmieniła temat aby chociaż przez chwilę jej syn pomyślał o czymś miłym. 
- Ula nie jest żadną tajemnicą. Po prostu dzieje się tu na tyle, że nie było kiedy. Poznaliśmy się w Wiedniu. Chociaż nasza znajomość zaczęła się dość nietypowo. Jednego popołudnia zaczepiła mnie w kawiarni będąc wraz ze swoim partnerem, który okazał się podłym draniem. Pomogłem jej wówczas uwolnić się od niego oraz wyprowadzić z mieszkania, które z nim dzieliła. Z czasem, kiedy poznaliśmy się bliżej pokochałem ją, a ona odwzajemnia to uczucie. Ale martwię się o nią, bo ten typ ją prześladuje - mówił. 
- Bardzo się cieszę synku, że znalazłeś miłość i nie jesteś już sam. Ta Ula pochodzi z Austrii? 
- Nie, jest Polką. Mało tego mieszka w Rysiowie to zaledwie trzy kwadranse jazdy samochodem od Warszawy. Do Austrii wyjechała wraz z przyjacielem, chcieli w ten sposób zarobić nieco więcej i móc wesprzeć swoją rodzinę. A przynajmniej Ula miała takie plany. Tu w kraju został jej tato oraz młodsze rodzeństwo brat i siostra - Helena słuchała opowieści syna i widziała w tym czasie uśmiech na jego twarzy - ale chyba dzisiaj się na mnie pogniewała?
- Jak to pogniewała? - zaciekawiła się pani Dobrzańska. 
- Kiedy byliśmy w szpitalu to dzwoniła, a ja nie byłem miły ani uprzejmy - wyjaśnił.
- To zadzwoń teraz i wyjaśnij całą sytuację. Myślę, że ona to zrozumie. Tylko musisz być z nią szczery. 
Postanowił do niej zadzwonić zaraz po kolacji. W pierwszej kolejności jednak musiał jeszcze zadzwonić do firmy. Wcześniej próbował skontaktować się, którymś z Febo, ale żadne nie odbierało. Więc wykonał telefon do firmy, łącząc się z sekretariatem dyrektora finansowego. 
- Dorota czy Aleks jest w firmie? - dopytywał po przedstawieniu się. 
- Tak jest w swoim gabinecie.
- W takim razie przełącz mnie do niego, tylko nie mów, że to ja dzwonię - Dorota wykonała polecenie juniora Dobrzańskiego. 
- Aleksander Febo słucham - usłyszał po drugiej stronie słuchawki.
- Marek z tej strony. Posłuchaj jutro rano widzę was oboje w firmie mamy do wyjaśnienia jeszcze kilka spraw. 
- Nie wiem czy dam radę - odparł Febo.
- Dla waszego dobra lepiej żebyście byli, bo inaczej źle się to może dla was skończyć.
- Czyżbyś nam groził?
- Ja nie grożę a tylko ostrzegam. Nasz adwokat już szykuje odpowiednie pismo do sądu. Powtarzam jutro o godzinie dziesiątej w firmie - rzekł i rozłączył się bez zbędnego pożegnania. 

- Dobry wieczór kochanie - przywitał się z Ulą i jednocześnie nieco odetchnął z ulgą kiedy odebrała.
- Dobry wieczór - odparła. 
- Ula bardzo mocno chciałem cię przeprosić za to jaki byłem oschły kiedy dzwoniłaś. Ale to był bardzo trudny i ciężki dzień.
- Nie gniewam się na ciebie. Tylko na samym początku było mi smutno, ale doszłam do wniosku, że chyba coś musiało się stać. Powiesz mi teraz jak zebranie, wiesz już coś?
- Tak wiem, ale nie tego się spodziewałem. A nawet nie przypuszczałem w najgorszych snach, że ta dwójka wywinie nam taki numer. Okazało się iż sprzedali swoje udziały. To znaczy nie całe sobie zostawili po niespełna pięć procent. Chcieliśmy odkupić od nich udziały, wówczas wyszło na jaw, iż pozbyli się sporej ich części. Po tym jak przyznali się do tego mój tato zasłabł i wzywałem pogotowie. Kiedy dzwoniłaś właśnie razem z mamą czekaliśmy na lekarza. Ta wiadomość o udziałach spowodowała, że ojciec dostał zawału. Jutro jestem umówiony z Aleksem i Pauliną aby wyjaśnić wszystko, dowiedzieć się komu odsprzedali swoją część udziałów. Jednocześnie odkupić tę ich pozostałą część. A co tam u ciebie? Dali ci spokój? - mówił. 
- Marek bardzo mi przykro z tego powodu. U mnie w miarę spokojnie. Kilka razy Maciek pisał sms-y, abym się z nim spotkała. Ja nawet nie odpisuję na te wiadomości. Ale chyba będę musiała zmienić numer telefonu. Z domu prawie wcale nie wychodzę - mówiła. Nagle Marek jakby dostał olśnienia. 
- Ula, a może tak byś wróciła do Polski? O pracę nie musiałabyś się martwić, bo zatrudniłbym cię u nas na stanowisku mojej asystentki. Kiedy tylko tato wróci do zdrowia ponownie przekaże mi stanowisko prezesa. A kolejnym plusem i to chyba najważniejszym byłoby to, że ponownie byłabyś z rodziną - argumentował. Chociaż chyba nawet nie musiał tego robić, bo niemalże natychmiast usłyszał odpowiedź.
- Myślę, że nawet nie ma nad czym się zastanawiać. Sądzę iż najdalej za tydzień byłabym już w Polsce - ucieszyła go ta odpowiedź. 
- Ula to ja zarezerwuje dla siebie bilet na sobotę i przylecę do ciebie, bo samemu też muszę załatwić kilka spraw. I powiedzmy, że we wtorek moglibyśmy wrócić.
- W takim razie najdalej jutro zacznę zamykać wszystkie sprawy jakie mnie tu trzymają. Zamknięcie konta w banku i jeszcze parę drobniejszych spraw. 
- Cieszę się Ula, że nie oponujesz co do mojego pomysłu.
- Nie mam nic przeciwko, bo to bardzo wspaniały pomysł. Przecież nic mnie tu nie trzyma, mój chłopak jest w kraju nad Wisłą również moja rodzina. Pracy też tu nie mam - mówiła, a jemu rosło serce na słowa mój chłopak. 
- Kocham cię - usłyszała.
- Kocham cię - odpowiedziała mu jak echo. 
Porozmawiali jeszcze chwilę i się pożegnali. Leżał wpatrując się w sufit, a na jego twarzy wykwitł radosny uśmiech mimo tak złego niemalże całego dnia. Lecz rozmowa z Ulą i jej zgoda na powrót do Polski sprawiła, że zaczął wierzyć, że uda mu się wyjść z tych trudnych sytuacji.
CDN...