Jak na koniec października pogoda rozpieszczała mieszkańców kraju nad Wisłą. W swoim wielkim jak dla samotnej kobiety domu siedziała w fotelu Helena Dobrzańska. W pewnym momencie usłyszała radosne wołanie swoich wnucząt pięcioletniej Nikoli i o rok młodszego Pawełka. Po chwili ujrzała tę uroczą dwójkę oraz swoją synową. Na widok tej ostatniej serce jej pękało. Widać było, że wciąż nie pogodziła się z wydarzeniami, które miały miejsce niespełna trzy miesiące temu. Obie straciły najbliższych mężczyzn swojego życia. Ona męża i syna a Ula męża, ojca swoich dzieci oraz teścia.
Jej również było ciężko i trudno dojść do siebie. Pamięta jak siedziały obie z dziećmi i czekały na powrót Marka i Krzysztofa z jednej ze szwalni pod Wrocławiem.
- No to chyba mamy wszystko przygotowane na jutrzejszą uroczystość - mówiła uradowana Ula kiedy uporały się ze wszystkim. Następnego dnia miały być urodziny Marka. Tyle co skończyły rozległ się sygnał dzwoniącego telefonu w domu seniorów.
- Tak słucham - rzekła do słuchawki Helena.
- Dobry wieczór pani. Nazywam się Dorota Szumniak dzwonię ze szpitala na Dworskiej. Zostali tu przewiezieni pani mąż oraz syn - usłyszała.
- Jak to w szpitalu? Co się stało? - dopytywała.
- Mieli wypadek. Więcej powiem kiedy pani przyjedzie - mówiła kobieta z drugiej strony słuchawki. Helena opadła na fotel tak jakby straciła władzę w nogach.
- Mamo co się stało? Kto to dzwonił? - pytała ją Ula.
- Kochanie musimy jechać do szpitala. Oni mieli wypadek - wydukała przez łzy. Młodsza kobieta nie mogła uwierzyć tak samo jak jej teściowa. Jednak uznała, że musi być opanowana i silna. Nie dopuszczała do siebie myśli, że może być źle.
- Mamo, niech mama się nie zamartwia. Może są tylko poobijani ewentualnie może mają jakieś złamania - próbowała przekonać Helenę, ale i siebie samą - zadzwonię tylko po Violę i poproszę czy nie zajęłaby się maluchami. Nie chcę ich ciągać po szpitalnych korytarzach - Helena pokiwała tylko głową i poszła do swojej sypialni się przebrać.
Po niespełna trzydziestu minutach już obie panie wychodziły z domu. Ula zapięła dzieci w fotelikach i ruszyły najpierw w kierunku Mokotowa, gdzie miała pod blokiem czekać Olszańska.
- Dziękuję ci Violu, że się nimi zajmiesz - rzekła do swojej przyjaciółki.
- W porządku Ula. Amelka już nie może się doczekać zabawy z Nikolą. Jedźcie i jak tylko będziesz coś wiedzieć to dzwoń - Ula podziękowała i już bez przeszkód dotarły na miejsce.
- Dzień dobry nazywam się Urszula Dobrzańska a to Helena Dobrzańska. Teściowa odebrała telefon, że w tym szpitalu przebywają Krzysztof oraz Marek Dobrzańscy - wyjaśniła powód swojej wizyty kobiecie stojącej w rejestracji.
- Dzień dobry. Proszę przejść do gabinetu numer osiemnaście tam oczekuje na panie lekarz - usłyszały i natychmiast swoje kroki skierowały do wskazanego gabinetu.
- Dzień dobry panie doktorze - weszły i przedstawiły się tak jak w rejestracji i poprosiły o informacje o obu panach Dobrzańskich. Lekarz spojrzał na obie panie i po krótkiej chwili rzekł.
- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się uratować pana Krzysztofa - Helena poczuła jakby ktoś wyrwał jej kawałek serca. Chociaż kawałek to mało powiedziane.
- A co z Markiem? - dopytywała Ula.
- Właśnie trwa operacja pana Marka - usłyszały. To dało nadzieję, że będzie żył. Tej nadziei uczepiły się obie kobiety. Ale ta nadzieja umarła cztery dni później. Marek dostał wewnętrznego krwotoku, którego nie udało się w porę zatamować.
To był ogromny cios w serce obu Dobrzańskich. Każda straciła swoją drugą połówkę serca, a dwójka małych dzieci swojego ukochanego ojca i dziadka. Pogrzeb zgromadził mnóstwo ludzi, przyjechali również Febo. Ula nieco obawiała się konfrontacji zwłaszcza z Pauliną. W końcu Marek ją wybrał zamiast dumnej Włoszki. Przez te kilka lat panna Febo nie szczędziła jej uszczypliwości. Wiele razy interweniował Marek, kiedy tylko usłyszał. A teraz go już nie ma, a ona nie ma siły na odpieranie ataków ze strony Pauliny.
- Szczere kondolencje dla was - usłyszała kolejny raz tego dnia zaraz po pogrzebie - przepraszamy wraz z Aleksem, że dopiero przyjechaliśmy na sam pogrzeb, ale opóźnił się nasz samolot.
- Nic nie szkodzi - odparła Helena - Paulinko zapraszam w swoim oraz Uli imieniu na stypę u nas w domu - dodała.
- Oczywiście będziemy - usłyszała męski głos, ale nie podniosła głowy. Stała nad grobem ze spuszczoną głową a z jej oczu wciąż płynęły nieprzerwanym strumieniem łzy. Twarz miała całą opuchniętą, podkrążone oczy i wyglądała jakby w ciągu tych kilku dni ubyło jej kilka kilogramów. Gdyby nie przyjaciele i rodzina chyba by oszalała. Wiedziała, że musi być silna dla dzieci lecz w tej chwili nie potrafiła.
W domu rodzinnym Dobrzańskich zgromadziło się kilkadziesiąt osób. Byli ludzie z firmy, znajomi obu zmarłych, przyjaciele oraz rodzina. Wspominano Krzysztofa i Marka mówiąc jakimi byli wspaniałymi ludźmi, ojcami, mężami oraz przyjaciółmi.
W pewnym momencie do Uli podeszła Paulina.
- Możemy porozmawiać? - usłyszała Ula tuż za plecami ten dobrze znany tembr głosu.
- Paulina proszę daj mi chociaż dzisiaj spokój, Ja naprawdę nie mam siły na przepychanki z tobą - wyrzuciła z siebie Ula.
- Nie przyszłam aby ci dogryzać ani obrażać - Ula spojrzała na Paulinę z niemym pytaniem na twarzy - kiedy dostaliśmy wiadomość o śmierci Krzysztofa oraz Marka miałam kilka dni na przemyślenia. I chciałam cię bardzo przeprosić za moje dotychczasowe zachowanie. Wiem jak się czujesz - mówiła, jednak Ula jej przerwała.
- Nie masz bladego pojęcia jak się mogę czuć. Bo ty nie wiesz co to miłość - Febo poczuła się jakby dostała w twarz ona chciała okazać skruchę a ta mówi jej takie rzeczy. Lecz szybko zreflektowała się i rzekła.
- Masz rację nie wiem co czujesz. Ale wiem jak boli stracić kogokolwiek - tę rozmowę przerwał Aleks, za co Ula była mu w duch wdzięczna. Nie chciała dłużej rozmawiać z Pauliną. W tych jej przeprosinach wyczuła jakąś nutkę nieszczerości. Wręcz przeciwnie w jej głosie można było usłyszeć coś w rodzaju satysfakcji. W końcu Ula również straciła Marka.
- Czy mogę paniom przeszkodzić? Chciałem zamienić kilka słów z tobą Ula - Paulina pożegnała się zostawiając ich samych.
- To co chciałeś powiedzieć?
- Ula w Warszawie będę przez kilka dni i chciałem do tego czasu załatwić jedną sprawę. Czy byłabyś w stanie przyjechać pojutrze do firmy powiedzmy tak na godzinę dziesiątą?
- Myślę, że tak - odpowiedziała po chwili zastanowienia.
W końcu ten ciężki dzień dobiegł końca. Ula wraz z dziećmi została u teściowej. Ona sama bardzo źle zniosła tę tragedię, ale Helena wyglądała równie źle, a Ula obawiała się o jej zdrowie. Położyła spać dzieci w dawnej sypialni swojego męża i zeszła na dół. Tam zastała w salonie siedzącą w fotelu Helenę.
- Nie kładziesz się mamo? - zapytała Ula.
- Jeszcze nie. Ale ty Uleńko idź się położyć. Od kilku dni prawie nie sypiasz - usłyszała troskliwy, ciepły głos teściowej. Kto by pomyślał, że tak się zżyją. Helena na początku podchodziła z dystansem do tego kogo wybrał na swoją żonę Marek. Jednak dość szybko zmieniła zdanie. I tak na dzień dzisiejszy nie mogła sobie wymarzyć lepszej synowej niż Ula.
- Zaraz się położę, ale czy zasnę nie wiem - rzekła i po chwili dodała - rozmawiałam z Aleksem. Chce się spotkać pojutrze w firmie.
- Tak wiem. Ze mną też o tym rozmawiał.
Dwa dni później obie panie Dobrzańskie przyjechały do firmy na umówione spotkanie. Wysiadły na piątym piętrze i nagle poczuły się jakoś dziwnie. Każda z nich miała wiele wspaniałych wspomnień związanych z tym miejscem. Helena wraz z mężem i dwójką przyjaciół, a potem tylko z mężem prowadzili przez lata firmę na sam szczyt. Ula to tu poznała swoją wielką miłość.
Ale można było również wyczuć jakieś dziwne napięcie. No tak ludzie obawiali się, że teraz skoro zabrakło obu Dobrzańskich to władzę przejmie nie kto inny jak Aleks Febo.
- Dzień dobry - przywitały się z siedzącym już w sali konferencyjnej Aleksem oraz z Pauliną. Zajęły miejsca a Febo rzekł.
- Czekamy jeszcze na Pshemko - Dobrzańskie skinęły głowami na zgodę. Nie minęło kilka minut a w drzwiach pojawił się ostatni z uczestników tego dość specyficznego zebrania.
- Jesteśmy już wszyscy więc możemy zaczynać. Jak wiecie my z Pauliną nie zamierzamy wracać do Polski, a co za tym idzie nie będziemy zarządzać tą częścią firmy.
- W takim razie co zamierzacie? Chcecie wprowadzić kogoś z zewnątrz? - zapytała Helena z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie Helenko. Nic takiego. W obecnej sytuacji jakiej się wszyscy znaleźliśmy pomyślałem o Uli - Ula podniosła wzrok na Aleksa i miała wrażenie, że się przesłyszała - ja nie widzę nikogo lepszego na to stanowisko. Już pełniłaś w tej firmie stanowisko prezesa i znasz ją od podszewki - widać było, że po tych słowach dwoje ze zgromadzonych odetchnęło z ulgą.
- Urszula mam nadzieję, że się zgodzi - odezwał się milczący dotychczas mistrz.
- Dziękuję wam bardzo, ale nie wiem czy powinnam - rzekła.
- Oczywiście, że powinnaś - usłyszała teściową.
- Proszę pozwólcie mi się zastanowić - poprosiła.
Umówili się na następny dzień. Młodsza pani Dobrzańska miała wątpliwości czy powinna przejąć stanowisko prezesa. Wieczorem dość długo rozmawiała o tym z Heleną. W końcu po wysłuchaniu wielu argumentów zgodziła się. Jednym z takich argumentów było, że ani Krzysztof ani Marek nie chcieli aby cała firma przeszła w ręce Febo i jego Włoskich popleczników. Kolejnym powodem były dzieci Uli i Marka. I tak w niespełna dwa tygodnie po śmierci męża i teścia Ula została prezesem firmy.
- Babciu, babciu - usłyszała piskliwy głosik wnuczki, który wyrwał ją z rozmyśleń - mamusia powiedziała, że jutro pójdziemy odwiedzić tatusia i dziadziusia. Zapalimy tam znicze i położymy kwiatuszki. A dzisiaj pojechaliśmy odwiedzić babcie Magdę - Helena uśmiechnęła się do wnuczki i rzekła.
- Witajcie kochani - ucałowała wnuki w policzki.
- A ja teź mam ćoś dla tatusia i dziadzia - odezwał się sepleniący Pawełek i pobiegł po torebkę mamy. A za chwilę pokazywał co zrobił.
- Piękne - mówiła wzruszonym głosem Helena i po chwili zwróciła się do synowej - Ula chciałam porozmawiać.
- Nikola weź Pawełka i idźcie do ogrodu. My chwilę porozmawiamy z babcią - dzieci bez żadnego sprzeciwu wykonały prośbę swojej rodzicielki - to możemy spokojnie porozmawiać - odparła do Heleny.
- Ula chciałam zaproponować abyś wraz z dziećmi zamieszkała tu. Dom jest duży i spokojnie wszyscy się pomieścimy.
- Dziękuję mamo za tę propozycję, ale nie chciałabym robić problemu. Dzieci często są głośne jak to takie maluchy - próbowała argumentować.
- Ale to żaden problem. Przynajmniej wróci tu życie. Od dawna było tu jak w grobowcu i taki pomysł już mieliśmy wraz z Krzysztofem i mieliśmy wam zaproponować to po ich powrocie.
- A co ja zrobię z mieszkaniem na Siennej? Nie chciałabym go sprzedawać.
- Zawsze można je wynająć, a kiedy dzieciaki już będą dorosłe przepisać na nich - ten pomysł był całkiem niezły.
- Mamo wrócimy do tego jutro jak wrócimy z cmentarza - Helena zgodziła się. Wiedziała, że jej synowa jest mądrą kobietą i z całą pewnością podejmie właściwą decyzje.
Podjechali na jeden z większych cmentarzy w Warszawie i całą czwórką ruszyli w kierunku grobu gdzie pochowani byli ojciec z synem. Ula wyjęła z dużej reklamówki dwa znicze, które zapaliła.
Posiedzieli trochę wspominając zmarłych na koniec zmówili modlitwę i wrócili do domu. Już podczas drogi powrotnej dotychczas wiecznie rozgadana Nikola siedziała w milczeniu. Wydawała się być jakaś przygaszona, nieobecna. Po powrocie zjedli obiad i Ula usiadła obok małej córeczki i zapytała.
- Kochanie co się stało? Od kiedy wyszliśmy z cmentarza jesteś taka milcząca - mała spojrzała na swoją matkę oczami takimi samymi jakie miał Marek i po chwili rzekła.
- Mamusiu a co będzie jeśli zapomnę o tatusiu i dziadku?
- Obiecuję ci kochanie, że nie zapomnisz. Tatuś i dziadek będą zawsze w twoim serduszku. W domu jest wiele pamiątek po nich. A kiedy spojrzysz w lustro zobaczysz w nim to co tato ci przekazał masz jego oczy, natomiast Pawełek dołeczki w policzkach. Mamy wiele zdjęć taty i dziadka. I zawsze kiedy będziesz tego chciała możesz przyjść i poprosić o opowiedzenie czy to o tacie czy o dziadku mnie albo babcie. Ale również wujka Sebastiana był przyjacielem taty jeszcze z czasów szkoły - tłumaczyła Ula.
- A ty? - padło kolejne pytanie z ust małej, a które doskonale zrozumiała Ula.
- Ja również o nich nie zapomnę. Dziadek Krzysiu był dla mnie wzorem jak prowadzić firmę, ale przede wszystkim to cudowny człowiek. Tata jest i już tak pozostanie moją wielką, prawdziwą miłością, dający mi poczucie ciepła, spełnienia, szczęścia. Ale dał mi też coś pięknego - dał mi was. Patrząc na was oboje widzę waszego tatę i mojego męża Marka.
Widać było, że tą rozmową uspokoiła córeczkę i rozwiała wątpliwości jakie targały tym małym dzieckiem.
KONIEC
Bardzo piękna mini, bardzo wzruszająca, szczególnie w takim okresie, jakim jest przełom października i listopada. Oczy się szklą... 🥺
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że się odezwałaś. Nie sądziłam jednak, że wywołam aż takie emocje.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielny wieczór.
Julita
No nie lubię..., nie lubię, kiedy jedno z nich umiera i zostaje drugie samotne, opuszczone ze wszystkimi problemami tego świata. Krzysztof był schorowany, ale czy to znaczy, że musiał ginąć w wypadku? Marek miał całe życie przed sobą a przede wszystkim miał dla kogo żyć. Za młodo, zdecydowanie za młodo i zdecydowanie za wcześnie, by młoda kobieta, żona i matka doświadczała takiej traumy. Heleny także mi żal, bo wraz z Krzysztofem stanowili wzorowe małżeństwo.
OdpowiedzUsuńNa Ulę spadła jeszcze firma wymagająca uwagi i mądrych decyzji, ale można to chyba uznać za antidotum na zgryzotę i tęsknotę. Praca jest dobra na wszystkie smutki.Alex zachował się bardzo w porządku i Paulina chyba też. Nie można zakładać z góry, że jej intencje były nieszczere. Może po śmierci Marka ona wreszcie coś zrozumiała? Głównie to, że przez tyle lat powodowana zwykłą zawiścią gnębiła Ulę.
Marka już nie ma, Krzysztofa także. Pozostał smutek,ból serca i pamięć. Smutne i przygnębiające uczucia.
Pozdrawiam. :)
Nie mamy wpływu na to kiedy i kto umrze. Chociaż nam będzie zawsze smutno i będziemy odczuwać ból po stracie.
UsuńNie chciałam do końca pokazywać złych intencji obojga Febo. Ale umysł Uli sam podsuwa takie a nie inne myśli w stosunku do Pauliny.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielny późny wieczór.
Julita
Po jakie licho uśmierciłaś Marka. To jeszcze gorsze niż to, co dzieje się w B2. Ale bywa, że raz umiera para zakochanych razem a innym razem pojedynczo. Dobrze, że chociaż Ula ma dzieci i pociechę na starość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Czasami tak jest w życiu, że tracimy jednocześnie kilku najbliższych. W pierwszej chwili miałam pomysł na to aby oboje zginęli. Ale uznałam, że osierocenie dwójki dzieci byłoby znacznie gorsze niż utrata jednego z rodziców.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam późną porą.
Julita
Ależ łapie za serducho, aż się łza w oku kręci. Piękne.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że się podobało. Jednak nie myślałam, że wzbudzę aż takie emocje.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam późną porą.
Julita