Kwadrans
po dziewiątej przekroczyli próg firmy. Na portierni nie było nikogo, Marek
przywołał windę i wjechali na piąte piętro. Widok jaki zastali był
przygnębiający. Za ladą recepcyjną tak jak na portierni nie było nikogo.
-
Czyżby Febo pozwalniał wszystkich? - zastanawiała się Ula.
-
Wygląda na to, że tak. A przynajmniej większą część – odparł Marek – chodźmy do
Pshemko – dodał.
Uzgodnili,
że jeszcze przed zebraniem spotkają się z mistrzem. To tak naprawdę jedyna
osoba, która zawsze stała po ich stronie i w miarę swoich możliwości im
pomagała. Weszli do pracowni, gdzie na wielkim czerwonym fotelu siedział
mistrz.
-
Witaj Pshemko – odezwała się pierwsza Ula, ten podniósł zmęczony wzrok i przez
moment przyglądał się przybyłym. Jego mina wyrażała coś więcej niż zdziwienie.
Rzec by można, że wyglądał jakby zobaczył ducha a raczej dwa duchy.
-
Mistrzu nie poznajesz nas? To ja Marek i Ula – mówił szeptem młody Dobrzański.
Mistrz
nagle jakby dostał olśnienia poderwał się z fotela i zawisł najpierw na szyi
Marka a później Uli.
-
Marek, Ula? - mówił z niedowierzaniem.
-
Tak to my we własnych osobach? - odpowiedziała Ula.
-
Co was do mnie sprowadza? - mówił mistrz.
Marek
w skrócie opisał mistrzowi co ich tu sprowadza i jakie mają plany. Ta wiadomość
ucieszyła mężczyznę. Mieli już wychodzić, gdy usłyszeli.
-
Możecie liczyć na moją pomoc – podziękowali mu za te słowa. Wiedzieli, że
faktycznie mogą liczyć na pomoc ze strony tego człowieka.
Wyszli
z pracowni i już udali wprost do sali konferencyjnej, gdzie byli już wszyscy.
Przywitali się ogólnym dzień dobry i zajęli miejsca. Oboje Febo przyglądali się
niby to ukradkiem Markowi i Uli lecz ta dwójka czuła na sobie te ich
spojrzenia. Pierwszy głos zabrał Krzysztof.
-
Moi mili zebraliśmy się tutaj aby podjąć ważne dla nas wszystkich decyzje.
Decyzje, które zaważą na naszej dalszej przyszłości. W związku z tym, że firma
chyli się ku upadkowi, poprosiłem o pomoc Marka.
-
I Ulę – wtrącił się Marek.
-
Tak i panią Urszulę Cieplak aby pomogli nam w podźwignięciu się – kontynuował
senior Dobrzański.
-
Chyba aż takiej pomocy nie potrzebujemy – odezwała się Febo.
-
Dzięki Bogu nie tylko ty o tym decydujesz – usłyszała w odpowiedzi.
-
Masz jakieś rozwiązanie? - odezwał się Aleks.
-
Tak mam. Ale myślałem, że ojciec już cię o tym poinformował – rzekł junior.
-
Nie było możliwości. Na weekend wylecieliśmy do Włoch – wyjaśnili Febo.
Marek
tylko wzruszył ramionami, ale wiedział, że z Febo nie będzie tak łatwo.
-
Oboje z Ulą podejmiemy się ratowania firmy, ale mamy pewne warunki –
odpowiedział Marek.
-
Jakie to warunki? - dopytywała Febo.
-
Odsprzedacie nam swoje udziały – w tej samej sekundzie z ich twarzy znikł ten
szyderczy uśmiech – ale to nie wszystko…
-
Nie? - pytała zdziwiona Paulina przerywając Markowi.
-
Nie – usłyszała – mianowicie cena jaką mamy do zaoferowania to kwota według
tego ile są one warte w obecnej sytuacji. Ula dokonała wyliczeń i możemy dać
tylko tyle – wyjął z teczki jeden z dokumentów, który przedstawiał wartość ich
udziałów.
-
A co jeśli się nie zgodzimy na takie rozwiązanie oraz na taką kwotę? - zapytał
Febo.
-
To nie mamy o czym rozmawiać i opuszczamy tę firmę. Sama kwota również nie
podlega negocjacji – odpowiedział młody Dobrzański. Widać było, że Febo szukał
jakiegoś wsparcia ze strony seniorów Dobrzańskich. Lecz ci milczeli jak
zaklęci.
-
Chcielibyśmy to przemyśleć – padło z ust Pauliny.
Marek
spojrzał na Ulę by po chwili się odezwać.
-
Macie czas do poniedziałku.
Febo
skinęli tylko głowami i nie żegnając się z nikim opuścili pomieszczenie.
-
My Ula również już pójdziemy. Trzeba jeszcze jechać do Rysiowa po Dominikę –
rzekł młody Dobrzański. Pożegnali się z seniorami i wyszli z sali. Tuż przy
windach zatrzymał ich jeszcze Pshemko.
-
I jak? - zapytał szeptem.
-
Wszystko będzie wiadomo w poniedziałek – odpowiedziała Ula.
Po
przeciwnej stronie korytarza, gdzie kiedyś Marek miał gabinet a teraz urzędował
tam Aleks trwała narada rodzeństwa.
-
I co teraz? - zastanawiała się na głos Paulina.
-
Nie wiem siostra – padło z ust jej brata – myślałem, że Krzysztof nas poprze –
dodał.
-
Też myślała, że tak będzie. Helena również nie odezwała się nawet słowem –
odparła panna Febo.
-
Wiesz tak sobie myślę, że może jednak przyjmijmy tę ich propozycję – odezwał
się po chwili Aleks. Chociaż to co mówił nie brzmiało jakoś specjalnie
przekonywująco. Ale zdawał sobie najwyraźniej sprawę z tego co się stanie z
firmą za jakiś czas. A to nie była miła perspektywa.
-
Chcesz sprzedać udziały tej całej Cieplak? - spytała z niedowierzaniem Paulina.
Aleks skinął głową, że tak. Widząc jednak niewyraźną minę siostry pośpieszył z
wyjaśnieniami.
-
Posłuchaj wiesz, że firma pada. W tym momencie muszę przyznać sam przed sobą,
że Marek był lepszym prezesem niż ja. Mnie zaślepiła chęć zemsty na nim i są
jak widać marne tego skutki. Jeszcze trochę a te nasze udziały nie będą warte
nawet połowy tego co oni nam proponują. Za te pieniądze i może ze sprzedaży
naszych domów tu w Polsce moglibyśmy spróbować coś otworzyć w Mediolanie? -
Paulina wciąż nie dopuszczała do siebie myśli, że firmą stworzoną przez jej
rodziców teraz miałaby zarządzać ta pokraka.
-
Ta pokraka już zabrała mi narzeczonego a teraz jeszcze zabierze mi firmę?
-
Paula najwyraźniej tak musi być – rzekł, ale najwyraźniej jej się to,
nie podobało.
-
Widziałaś minę obojga Febo? – pytał Marek podczas drogi do Rysiowa.
-
Tak. Miałam też wrażenie, że Paulina jakby mogła to wzrokiem by mnie zabiła –
rzekła Ula.
-
Nie przejmuj się tym. Ona nic ci nie zrobi – odpowiedział, a zaraz dodał –
wiesz Ula pomyślałem, że jeśli oni się zgodzą na naszą propozycję to chciałbym
dać ogłoszenie o pracę na stanowisko dyrektora HR.
-
Chcesz zwolnić Olszańskiego?
-
Tak – odpowiedział bez zająknięcia.
-
Myślę Marek, że to nie jest dobry pomysł – usłyszał w odpowiedzi.
-
Dlaczego tak myślisz? Przecież to dzięki niemu Violka wiedziała, czego szukać –
pytał ze zdziwieniem.
-
Marek na początku nie będzie nas stać na nowych pracowników. Najpierw musimy
spróbować przywrócić tych, których zwolnił Aleks. I oby tylko zgodzili się na
początku pracować za obniżoną pensję – wyjaśniła mu narzeczona.
-
Masz rację kochanie – przyznał.
Siedzieli
na kanapie w salonie popijając kawę, gdy w pewnej chwili odezwał się Marek.
-
Ula co byś powiedziała, na wyjazd na weekend? Pojechalibyśmy razem z małą może do Wrocławia. Moglibyśmy zwiedzić zoo, Ogród Japoński.
-
To nie jest taki głupi pomysł – odparła Ula.
-
Cudownie. Jutro zadzwonię i spróbuję zarezerwować nam pokój w jakimś hotelu – rzekł z uśmiechem
na twarzy.
Z Warszawy wyjechali
już w piątek rano. Odpoczęli przez te trzy dni, a przede wszystkim chociaż oderwali
swoje myśli od tego co ich czeka w najbliższym czasie.
Mieli
ambitny plan sporządzony przez Ulę. Plan, który miał pomóc w uratowaniu dorobku
rodziców Marka. I chociaż Marek nie był nadal do końca przekonany do słuszności
tego wszystkiego argumenty wysunięte przez narzeczoną przemawiały do niego.
CDN...
Senior nie zachowuje się tak jak powinien. We wszystkich swoich wypowiedziach starannie unika udziału Uli w trudnym przedsięwzięciu ratowania firmy i stara się nie wymieniać nawet jej nazwiska. Niby taki postępowy i otwarty na wszelkie propozycje a sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, że to głównie dzięki Uli ten kolos na glinianych nogach może znowu zacząć się dźwigać. Jeśli firma wyjdzie na prostą to rozumiem, że Ula raczej nie powinna spodziewać się podziękowań. co za podłość! Poza tym śmiesz mnie naiwność obojga Febo. Zrujnowali firmę, niemal puścili ją z torbami, pozwalniali ludzi a mimo to dziwią się, dlaczego seniorzy nie stanęli po ich stronie? O święta naiwności! Pomysł ze sprzedażą domów obojga i wyjazd do Mediolanu w celu otwarcia jakiegoś interesu nie jest nowy i w dodatku jest mój. Korzystałam z niego w kilku moich opowiadaniach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Dobrzański próbuje pokazać swoją wyższość, ale czy to wyjdzie na dobre? Czas pokaże. Febo tylko mówi co można zrobić, ale nie powiedziane, że tak będzie.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowy wieczór.
Julita