W związku ze świętem jakie przypada w dniu dzisiejszym zapraszam na miniaturkę "WSPOMNIENIA". Kolejna część "ROZBITKOWIE" za tydzień.
Pod ogrodowym parasolem w wiklinowym fotelu siedział mężczyzna. W ręku trzymał album i już nie wiadomo, który raz przeglądał znajdujące się tam zdjęcia, a wraz z ich oglądaniem wspominał swoją żonę oraz te wszystkie wspólnie spędzone chwile. Od kilku już lat był wdowcem, a mimo to wciąż nie umiał pogodzić się ze śmiercią swojej ukochanej żony. Z chwilą jak pochował żonę, zaszył się we własnym domu i przestał udzielać towarzysko, nawet firmę przekazał dzieciom.
-
Tato, ale tak nie można. Nie powinieneś zamykać się przed
światem. Mama na pewno by tego nie chciała – mówiła mu
najmłodsza z córek.
Ale
on nie słuchał żadnego ze swoich dzieci. Coraz bardziej zamykał
się w sobie. Nawet wizyty wnuków go nie cieszyły.
Na
miesiąc przed kolejną rocznicą śmierci matki trójka rodzeństwa
spotkała się w jednej z Warszawskich restauracji, aby porozmawiać
o swoim ojcu Marku Dobrzańskim. Rodzeństwo martwiło się o niego.
-
Musimy coś wymyślić – mówił Piotr najstarszy z dzieci Uli i
Marka
-
Ale co? - odezwała się Magda najstarsza z córek.
-
Ja przedwczoraj byłam u taty i jak chciałam go wyciągnąć na
zakupy to mi odmówił. Pani Jola twierdzi, że on potrafi siedzieć
cały dzień w fotelu i wpatrywać się w zdjęcie mamy – mówiła
najmłodsza z córek Dominika.
-
Słuchajcie, a może tak zadzwonić do ciotki Pauliny albo wujka
Aleksa? - odezwała się Magda.
-
Wiesz siostra to wcale nie głupi pomysł, może oni coś pomogą –
odezwał się Piotr.
Tak
jak postanowili tak też zrobili. Następnego dnia Dominika
zadzwoniła do kuzynów swojego ojca Pauliny De Luca oraz Aleksa
Febo. To rodzeństwo, którego matka była siostrą ojca Marka i
żoną Włoskiego przedsiębiorcy. Francesco Febo prowadził tam we
Włoszech własną firmę, a kilka lat później Krzysztof Dobrzański
został jego wspólnikiem, a po latach dzieci objęły schedę po
seniorach. Rodzeństwo prowadziło filię tam we Włoszech natomiast
Marek tu w Warszawie, ale cała trójka była bardzo zżyta ze sobą.
I dlatego dzieci Marka chcąc pomóc ojcu postanowiły zadzwonić do
Włoch z prośbą.
Za
pierwszym razem nie udało im się dodzwonić do żadnego z wujostwa.
Wówczas Dominika obiecała, że spróbuje dodzwonić się do
któregoś z nich wieczorem.
-
Dobry wieczór ciociu, Dominika z tej strony.
-
…..
-
Chodzi o tatę
-
……
-
A czy jest możliwość, abyś przyleciała do nas na kilka dni przed
rocznicą śmierci mamy i spróbowała z nim porozmawiać? On całymi
dniami siedzi w domu i tylko wspomina. My się naprawdę o niego
martwimy.
-
…..
-
Dziękuję Ci ciociu w imieniu nas wszystkich.
-
…..
-
Będę wdzięczna jeśli porozmawiasz również z wujkiem Aleksem.
-
…..
-
Do zobaczenia w takim razie za kilka dni – rzekła Dominika po czym
pożegnała się z ciotką.
Następnego
dnia spotkała się z rodzeństwem i przekazała co ustaliła z
ciotką. Ta wiadomość ucieszyła młodych Dobrzańskich. Widzieli
jak ich ojciec niknie w oczach, jak z każdym dniem uchodzi z niego
życie. Jednego razu nawet najstarsza z córek Magda myślała, że
jak powie mu kilka dosadnych słów to coś zmieni, ale się myliła.
-
Piotr może ty spróbuj porozmawiać z tatą – sugerowała Dominika
– ciebie jako najstarszego z nas może posłucha – ciągnęła
dalej.
-
Wątpię aby coś to dało – wtrąciła się Magda – ja ostatnio
próbowałam nawet wjechać na uczucia mówiłam, że nam również
brakuje mamy tak samo jak i jemu. Lecz musimy żyć dalej, bo mama
by tak chciała, ale on tylko spojrzał na mnie z politowaniem i nic
się nie odezwał – wyjaśniła im.
-
Cholera z roku na rok jest coraz gorzej – przeklną i uderzył z
bezradności pięścią w stół mężczyzna.
Całą
trójką martwili się o ojca i mieli nadzieję, że Włosi coś
pomogą, bo oni sami już nie wiedzieli co robić.
-
A teraz tak z innej beczki – odezwał się Piotr – siostra jak
tam Krystian? - zwrócił się do najmłodszej z sióstr.
-
Pomału, ale do przodu – odparła mu. I chciała skończyć ten
temat, ale nie było jej dane.
-
O czym wy mówicie? - zainteresowała się Magda
-
To ty nie wiesz, że nasza siostra i nasz dyrektor finansowy mają
się ku sobie? - odpowiedział jej pytaniem. Ta pokręciła przecząco
głową i uśmiechała się znacząco do siostry.
-
Siostra i ty nic nie mówisz – rzekła z udawanym oburzeniem w
głosie.
-
Bo nie ma o czym na razie mówić. Spotkaliśmy się dopiero trzy
razy. A nasz braciszek już widzi mnie u jego boku przez resztę
życia – mówiła nieco obruszona, że brat wygadał jej tajemnicę.
Ten tylko siedział i uśmiechał się pod nosem.
-
No siostra nie złość się już… - tę rozmowę przerwał dźwięk
telefonu Piotra. Sięgnął po niego, spojrzał na wyświetlacz i
odebrał, chwilę rozmawiał po czym pożegnał się z siostrami
mówiąc.
-
Ja uciekam kochane. Obiecałem Beacie, że pojedziemy na zakupy. Mały
Krzyś tak szybko wyrasta z ubranek, że nie nadążamy ich kupować
– uśmiechnął się i opuścił lokal.
Kobiety
jeszcze chwilę zostały. Miały coś do omówienia i akurat obecność
brata nie była wskazana. A nawet ten telefon od jego żony był
zaplanowany. Cała trójka pań szykowała niespodziankę dla tego
nieprzeciętnie przystojnego mężczyzny z okazji czterdziestych
urodzin.
Ten
dzień przypadał dokładnie w dniu śmierci ich matki, dlatego
przesunęli uroczystości związane z urodzinami na miesiąc później.
Więc
miały jeszcze ponad dwa miesiące aby wszystko się udało
zorganizować. Tylko był jeden problem, który spędzał im sen z
powiek. Mianowicie zachowanie Marka. Chciałyby aby i on był radosny
w ten dzień, ale nie miały pewności czy tak będzie.
Marek
wciąż swój czas spędzał na wspomnieniach o swojej zmarłej
żonie. Nic go nie cieszyło ani wizyty jego dzieci ani wnuków.
Coraz bardziej zamykał się w sobie. To już nie był ten sam
wiecznie uśmiechnięty mężczyzna. Tak zastało go kuzynostwo Febo.
Przyjechali tak jak obiecali kilka dni przed rocznicą śmierci Uli.
Paulina na widok swojego kuzyna aż się przeraziła.
-
Czy ty widziałeś jak on wygląda? - wyszeptała Paulina do Aleksa
gdy Marek po przywitaniu się z nimi udał do swojej sypialni, na
którą przerobił własny dawny gabinet. Od dnia śmierci Uli nie
umiał spać w ich wspólnej. Tam nic nie zmienił od dnia pogrzebu,
nawet nie opróżnił garderoby z jej rzeczy, a przecież minęły
już cztery lata. Mało tego to nie pozwalał tam nikomu wchodzić
bez względu na wszystko.
-
Marek, niepokoimy się o ciebie – odezwała się Paulina, gdy
wieczorem siedzieli całą trójką przy stole.
-
Nie ma powodu – odpowiedział.
-
Przecież widzimy, że coś jest nie tak – odezwał się milczący
dotychczas Aleks.
-
A co ma być tak – powiedział coraz bardziej zirytowany Dobrzański
po czym wstał od stołu i poszedł do salonu i usiadł na fotelu.
-
Nie złość się. Widzimy jaki jesteś przygnębiony – próbowała
kontynuować rozmowę Paulina.
-
Nie mam powodów do radości, jakbyś nie zauważyła jestem w
żałobie – odpowiedział jej mało przyjemnym tonem.
-
Czy ty oby nie przesadzasz. Ula nie żyje już cztery lata, a
zachowujesz się tak jakby zmarła przed czterema dniami – odezwał
się Febo. Ale do Marka nic nie docierało. On nie umiał się z tym
pogodzić.
Od
przyjazdu rodzeństwa Febo minęły kolejne dwa dni, a do tego
smutnego dnia pozostały raptem cztery. Na nic zdały się próby rozmowy z nim
i nawet nikt nie przypuszczał jaka czeka ich wszystkich wiadomość
za te kilkadziesiąt godzin.
Nastał
dzień kiedy wszyscy mieli spotkać się najpierw w domu Marka a
następnie udać na cmentarz. Pierwsza w domu rodziców pojawiła się
Dominika przywitała z ciotką i obie zasiadły w kuchni racząc się
kawą. Po półtorej godzinie na miejscu byli już wszyscy gotowi do
wyjścia i czekali tylko jak Marek wstanie. Z początku nikogo nie
zdziwiło, że ten jeszcze nie wyszedł z sypialni. Ale gdy minął
kolejny kwadrans, a ten nie wychodził najmłodsza z córek zaczęła
się niepokoić.
-
Co ten tata – rzekła Dominika.
-
Pójdę sprawdzić – odezwał się Piotr i udał do ojca sypialni,
jakie było jego zdziwienie, gdy go tam nie zastał.
-
Jak to go nie ma? To gdzie jest? - pytała Magda.
-
Raczej z domu nie wychodził – rzekł Febo.
Zaczęli
szukać Marka, gdy nagle usłyszeli wołanie pani Joli, gosposi
Dobrzańskich. Wszyscy jak jeden pobiegli w kierunku skąd dobiegało
wołanie, była to wspólna sypialnia Marka i Uli. Widok jaki ujrzeli
wywołał płacz u wszystkich zgromadzonych.
Lekarz,
który został wezwany orzekł zgon Marka Dobrzańskiego. Patolog stwierdził zatrzymanie serca podczas snu. A oni zrozumieli, że serce ojca pękło z rozpaczy za ukochaną żoną. Tego dnia
trójka już dorosłych dzieci Uli i Marka stracili drugiego z
rodziców. Kilka dni później na jednym z Warszawskich cmentarzy w jednej mogile wraz z żoną został pochowany Marek Dobrzański. Sama uroczystość zgromadziła w tym szczególnym miejscu bardzo wielu żałobników. Opłakiwali tego dnia śmierć wspaniałego człowieka, który był dla jednych ojcem, a dla drugich przyjacielem.
Od
teraz pozostały im tylko wspomnienia.
KONIEC.
Piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
UsuńCieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
Julita
Nie mogę czytać takich przygnębiających historii, bo łzy same cisną mi się do oczu. Teraz też je wycieram, bo temat niewesoły i w dodatku nasuwa wspomnienia z mojego własnego życia, takie które były smutne, pełne żałości i tęsknoty za kimś, kto był bliski a kto odszedł.
OdpowiedzUsuńMini piękna, poruszająca zakamarki duszy i wywołująca żal, bo jeśli się tak kocha, to gdy odchodzi jedna osoba, dla tej drugiej kończy się świat i nie potrafi poradzić sobie z pustką jaka zostaje. Marek też nie dał rady.
Pozdrawiam serdecznie w ten niewesoły dzień. :)
Ktoś kiedyś powiedział, że czas goi rany, ale tak nie jest. Marek jest tego przykładem. Mimo czasu jaki minął on nie był w stanie pogodzić się z tym.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w ten wyjątkowy czas. Czas zadumy i refleksji.
Julita.
Kiedyś nadmieniłam o śmierci Uli w starości po wielu latach szczęścia z Markiem. z tym, że ja ich obu razem uśmierciłam w scenie jak Ula umiera w śnie a Marek trzymając ją za rękę umiera po niej. Tutaj i tak sporo czasu minęło i nie wiem czy nie jest to jeszcze gorsze. Na szczęście miał dla kogo żyć. Dzieci i wnuki dawały mu radość.
OdpowiedzUsuńCiocia Paulin, wujek Aleks oraz syn Piotr? Ciekawe rozwiązania. Relacje febo i Marka z Ulą musiały być inne niz w serialu.
Pozdrawiam miło.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Znam to opowiadanie czytałam i płakałam na koniec jak bóbr.
UsuńNie umiem powiedzieć , a raczej nie wiem co lepsze w takiej sytuacji. Jedni umierają zaraz po - moi rodzice tak zmarli jedno po drugim w ciągu kilku dni.
Relacje są całkowicie inne między Febo a Dobrzańskimi niż w serialu.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie pełne zadumy.
Julita
Ranczula też czytałam i ryczałam jak bobr. Cudowne jest to opowiadanie. Kazdy chciałby chyba być tak kochanym i tak kochać. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłości ❤️
OdpowiedzUsuńJulito, piękna i wzruszająca mini, do tego ten utwór w tle , łzy same cisną się do oczu. Tęsknotę Marka najlepiej wyrazi fragment wiersza księdza Twardowskiego
OdpowiedzUsuńŚpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą…
…potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego.
Pozdrawiam serdecznie,Agata
Ta tęsknota była dla Marka nie do zniesienia. Rozpaczliwie tęsknił za swoją ukochaną żoną.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz wpis.
Cieplutko pozdrawiam w piątkowy późny wieczór.
Julita