Siedział u rodziców, ale tym wydawało się, że coś jest nie tak.
- Zauważyłeś Krzysiu, że Marek czymś się martwi? - zapytała Helena swojego męża kiedy na chwilę zostali sami w salonie.
- Nie trudno zauważyć - odpowiedział jej mąż, a po chwili odezwał się do Marka, kiedy tylko ten wszedł do salonu i usiadł w fotelu.
- Synu co cię tak martwi? Febo oboje siedzą i już raczej nie zagrażają ani nam, ani tym bardziej firmie. Rozmawiałem z mecenasem i jest więcej niż pewne, że się nie wywiną - Marek milczał dłuższą chwilę zastanawiając się czy wyznać rodzicom swój można by rzec sekret.
- To nie to - odpowiadał dość zdawkowo.
- Więc co? - odezwała się Helena.
- Martwię się o Ulę - wyznał.
- O Ulę? - dopytuje go ojciec i dodaje - coś z jej tatą?
- Z panem Józefem wszystko na całe szczęście w porządku. Natomiast Ula została napadnięta... - zaczął opowiadać co się ostatnio wydarzyło i co zrobił Maciek w tej sytuacji, aż w końcu dotarł do wydarzeń z przed dwóch dni - w związku z tym pojechałem razem z nią na policję aby zgłosić całe zajście. Ale obawiam się czy ten nie będzie próbował odegrać się na niej za to - mówił to wszystko w taki sposób, że oboje seniorzy mieli niemalże pewność, że to nie jest zwykła przyjaźń. A coś więcej jednak nie chcieli zbyt dociekać w tej kwestii.
- A to nie zamknęli tego człowieka? - dopytywała Helena. Marek pokręcił przecząco głową i dodał.
- Z tego co mi wiadomo to facet ukrył się. Ale to nie wszystko.
- Nie?
- No właśnie nie. Policjant, który przyjmował to zgłoszenie powiedział, że jest to mała szkodliwość czynu.
- Jaka to mała szkodliwość? W końcu została napadnięta, okradziona a teraz jeszcze groźby - mówił z niedowierzaniem senior.
- I co w tej sytuacji nic nie można zrobić? - dociekała Helena.
- Można, ale Ula musiałaby złożyć pozew ze stopy cywilnej - wyjaśnił i dodał na koniec - lecz obawiam się, że ona tego nie zrobi.
- To nie dobrze, bo ten typ w ten sposób będzie czuł się bezkarnie i następnym razem może to się nie skończyć tylko utratą pieniędzy czy dokumentów - odparł senior Dobrzański.
- Ja to wszystko tato wiem, ale znam Ulę na tyle aby wiedzieć, że znajdzie jakieś powody na nie - rzekł Marek.
- Ja chyba mam pewien pomysł synku - odezwała się Dobrzańska. Marek spojrzał pytająco na rodzicielkę - może zaproś Ulę wraz z rodziną do nas na sobotę. A ja podczas siedzenia i raczenia się kawą spróbuję ją przekonać do tego aby złożyła sprawę w sądzie.
- No nie wiem mamo czy to się uda - odparł junior.
- Ale spróbować nie zaszkodzi - poparł pomysł żony Krzysztof i dodał - z przyjemnością spotkam się z Józefem.
Marek obiecał porozmawiać z Ulą o tym, że jest wraz z całą rodziną zaproszona przez jego rodziców.
Następnego dnia zaraz po pracy miał jechać do Rysiowa więc i będzie okazja do przekazania zaproszenia.
- Ula moi rodzice zapraszają was wszystkich do siebie w sobotę. Zapowiada się piękna pogoda więc będzie można posiedzieć w ogrodzie, twój tato już w szpitalu poznał mojego i wówczas wstępnie umawiali się na takie spotkanie - ta nie bardzo chciała się zgodzić. Lecz rozmowę usłyszał Cieplak.
- Córcia nie powinniśmy odmawiać. Wiesz, że nie wypada - wtrącił się senior. Ta w tym momencie nie mając wyjścia rzekła.
- W porządku. Powiedz rodzicom, że przyjedziemy.
- A powiedz czy coś wiadomo o tym kolesiu? - Ula przecząco pokręciła głową, co zaniepokoiło Marka - to niedorzeczne żyjemy w takich czasach, gdzie znalezienie byle łachudry nie powinno policji przysparzać tyle problemu - mówił z oburzeniem w głosie.
U Cieplaków posiedział jeszcze trochę i już miał zbierać się do wyjścia, kiedy to do domu wrócił Jasiek.
- Marek masz przebite dwie opony.
- Co?
- Nie co, tylko masz przebite dwie opony z prawej strony - potwierdził swoje słowa młody Cieplak.
- No tego to ja już nie puszczę płazem - mówił wściekły Dobrzański - nawet nie próbuj go Ula bronić. Doskonale wiem, że to ten koleś - ubiegł Cieplak nim ta cokolwiek powiedziała i już wyciągał telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Nie zamierzam go bronić, ale nie masz pewności, że to on - udało się jej wreszcie powiedzieć co myśli.
- To zaraz się przekonasz, że to on.
Włączył odpowiednią aplikację na swoim telefonie i mieli nagranie, gdzie widać jak Paweł przechodzi obok samochodu Marka i najpierw zatrzymuje się przy jednym a następnie przy drugim kole robiąc odpowiedni zamach ręką, w której trzyma jakieś narzędzie i wbija je w opony. Po czym jak gdyby nic odchodzi.
- Więc jak widzisz mam niezbity dowód, że to on - rzekł i wykonał połączenie z numerem alarmowym. Policja przyjechała po kilkunastu minutach. Spisali zeznania oraz zatrzymali nagranie, które miało być dowodem w sprawie. Początkowo chcieli zabrać oryginał lecz Marek na to nie pozwolił.
- Mogę państwu przesłać to nagranie. Sam muszę mieć jakieś zabezpieczenie w razie jakiejkolwiek obrony.
- Czy pan nam próbuje sugerować nieudolność? - odezwał się jeden z mundurowych.
- No wybaczcie panowie. Od prawie tygodnia próbujecie złapać typa i jakoś nie potraficie. A on sobie w najlepsze chodzi po Rysiowie w biały dzień. To chyba coś jest nie tak - wiedział, że uderzył w czuły punkt, ale miał serdecznie dość ich bezczynności.
- To może wezwie pan sobie funkcjonariuszy z Warszawy - usłyszał. Nie odpowiedział, bo doskonale wiedział, że policja z Warszawy niczego tu nie wskóra. A i dalsze przepychanki słowne nie mają sensu.
Kiedy ci odjechali zadzwonił do swojej ubezpieczalni i zgłosił zdarzenie.
Kolejnego dnia był umówiony z mecenasem w sprawie Febo więc postanowił załatwić również sprawę pozwu przeciwko kuzynowi Dąbrowskiego.
Mecenas miał dla Marka dodatkowe wiadomości w związku z Turkiem.
- Panie Marku wyznaczono już termin rozprawy w związku ze zwolnieniem Turka.
- To bardzo mnie to cieszy, mam nadzieje, że dość szybko zakończą się te wszystkie sprawy sądowe.
- Jeśli chodzi o tę pierwszą to na pewno odbędzie się tylko jedna rozprawa. Co do rodzeństwa Febo trudno powiedzieć ile to potrwa. Mamy przeciwko im tak wiele dowodów, że samo ich przedstawienie może zająć przynajmniej ze dwa dni - wyjaśnił adwokat.
- Cieszę się panie mecenasie. Bo przyznam szczerze, że już jesteśmy zmęczeni tym wszystkim. Najbardziej obawiam się o ojca. I gdyby to tylko było możliwe, oszczędziłby mu tego wszystkiego.
- Rozumiem pana - usłyszał Marek.
Kiedy już skończyli rozmawiać o Febo oraz Turku. Marek przedstawił jeszcze jedną sprawę związaną z Ulą. Opisał co i jak.
- Jeśli pani Urszula zdecyduje się złożyć pozew przeciwko temu człowiekowi to nie widzę problemu aby się tym zająć.
- Dziękuję panie mecenasie. Mam tylko nadzieję, że Ula się zdecyduje.
- Dobrze by było. Nie powinno się dawać przyzwolenia aby tacy jak on chodzili wolno - młody Dobrzański popierał słowa adwokata lecz znał dobrze Ulę i wiedział, że ta każdemu by wybaczyła i dała kolejne szanse.
W sobotnie przed południe Marek parkował swój samochód przed domem Cieplaków aby móc ich zawieźć do swoich rodziców. Cały dzień mijał w radosnej atmosferze, a nawet można by powiedzieć, że rodzinnej. Kiedy siedzieli na patio popijając kawę Helena zaczęła opowiadać niby przypadkiem o jednej z podopiecznych fundacji. Historia do złudzenia przypominała historię Uli z tą niewielką różnicą, że sprawa trafiła do sądu a napastnik dostał odpowiedni wyrok.
- Ula też tak powinnaś postąpić - usłyszała głos ojca. A Dobrzańska niby zdziwiona rzekła.
- Czyżbyś też miała podobną sytuację? - Cieplak pokiwała głową - to może powinnaś posłuchać swojego taty - zasugerowała Helena. Również Marek poparł Józefa.
Ula nie odpowiedziała, ale chciała delikatnie zmienić temat i poniekąd jej się udało.
- W poniedziałek wracam do pracy - rzekła.
- To wspaniała wiadomość - mówił junior i niby z pełną powagą, ale jednak w formie żartu dodał - wreszcie będę mógł się nieco poobijać. Najwyraźniej Ula zrozumiała i w tej samej formie mu odparła.
- Chyba jednak jeszcze się zastanowię czy nie przedłużyć tego zwolnienia.
- No nie wiem, nie wiem - po tych słowach już wszyscy mieli wymalowane uśmiechy na twarzach.
Dzień dobiegał końca i przyszła pora pożegnać gościnny dom Dobrzańskich.
- Dziękujemy za gościnę i już dzisiaj zapraszamy do nas do Rysiowa - mówił Józef na chwilę przed odjazdem.
Wracali w kompletnej ciszy i milczeniu. Po niecałej godzinie byli na miejscu. Marek pożegnał się z trójką Cieplaków i jedynie Ula została.
- Marek możemy jeszcze chwilę porozmawiać? - poprosiła.
- Oczywiście, że tak. Chcesz to zrobić w domu czy może przejdziemy się?
- Może lepiej będzie jak przejdziemy się - zaproponowała.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- To o czym chciałaś rozmawiać? - przerwał tę ciszę Dobrzański.
- Marek dlaczego to robisz?
- Co niby takiego robię? - odpowiedział pytaniem.
- Jak to co? Troszczysz się, martwisz, wspierasz, jesteś niemalże na każde moje zawołanie - mówiła. Najwyraźniej zaskoczyła go. Milczał przez moment próbując ułożyć sobie w głowie co jej powiedzieć. Powiedzieć prawdę czy może skłamać. Ale czy to byłoby dobrym rozwiązaniem nie powiedzenie prawdy?
- Ula możesz być pewna, że robię to z czystych intencji - zaczął. Ta zrobiła dość dziwną minę nie bardzo rozumiejąc co on ma na myśli - widzę, że chyba muszę to powiedzieć wprost. Chociaż prawdą jest, że sam stosunkowo niedawno to zrozumiałem - przystanął i patrząc jej prosto w oczy prawie na jednym wdechu wyznał to co czuł od jakiegoś czasu - Ula zakochałem się w tobie i stąd ta moja troska o ciebie.
Cieplak stała jakby ją wmurowało w asfalt.
- Nie żartuj sobie - wydukała po chwili.
- Ula ja nie żartuję, to jest najszczersza prawda - widział, że to wyzwanie wprawiło ją w zakłopotanie - Ula ja wiem, że możesz być w szoku i nie oczekuję, że odpowiesz mi takim samym wyznaniem. Ale proszę cię abyś nie skreślała mnie i pozwoliła być w pobliżu. A może z czasem i ty obdarzysz mnie takim samym uczuciem.
- Jesteśmy przyjaciółmi...- mówiła a jemu serce pękało w tym momencie na drobne kawałki. Nie tego się spodziewał, ale nie dał po sobie poznać. Byli już pod domem Uli.
- Może wejdziesz jeszcze na kawę albo herbatę. Nie jest jeszcze tak późno - zaprosiła go.
CDN...