Siedziała i zastanawiała się czy iść na ten bal sylwestrowy ze swoim chłopakiem. Nie miała ochoty nigdzie z nim wychodzić. Wczoraj kolejny raz pokłócili się kiedy on kolejny raz przyszedł do niej z wyczuwalnym zapachem alkoholu.
- Znowu byłeś w knajpie? - ni to stwierdziła ni to spytała.
- Uluś proszę nie rób dramatu tam gdzie go nie ma - odparł jej chłopak.
- Bartek ja nie robię żadnego dramatu, tylko mówię co widzę i co czuję. Jedzie od ciebie jak z gorzelni, mało tego widać po twojej twarzy - odparła.
Te jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, zaprosiła gościa tradycyjnym zwrotem "proszę" i ujrzała w drzwiach swojego najlepszego przyjaciela Maćka Szymczyka.
- Cześć - rzekła, ale jakoś dziwnie brzmiał ten jej głos.
- Ula co jest? - pytał.
- Nie wiem co robić? Zastanawiam się czy nie zrezygnować z tej zabawy sylwestrowej - mówiła.
- Ale jak to zrezygnować? - drążył dalej Szymczyk.
- Wczoraj znowu pokłóciłam się z Bartkiem. Przyszedł wieczorem do mnie pijany. Byliśmy umówieni na popołudnie a on wolał iść do knajpy. I jak ja mam iść z nim na tego sylwestra? - mówiła rozkładając ręce w geście bezradności.
- Ula nie powinnaś rezygnować z tego balu, nawet jeśli miałabyś iść tam sama. Tobie też coś się od życia należy bez względu na wszystko. Cały rok pracujesz ciężko, praca w banku później zajmujesz się domem a dodatkowo tym obibokiem. Mówiąc szczerze nie bardzo rozumiem co ty w nim widzisz, że wciąż z nim jesteś. Ja już dawno bym go pogonił na cztery wiatr. Dostałaś to zaproszenie i nie powinnaś rezygnować z tego. Idź dziewczyno i baw się dobrze.
Ta wciąż nie była przekonana co do tego.
- Cieplak do balu jeszcze jeden dzień. Musisz coś zdecydować - zastanawiała się. Próbowała nawet znaleźć plusy i minusy tego całego wyjścia. W końcu postanowiła, że pójdzie z nim albo sama. Zadzwoniła do swojego chłopaka i poprosiła aby do niej przyszedł następnego dnia ten zgodził się słysząc, że będzie jego ulubione ciasto.
- Bartek zaprosiłam cię do siebie aby porozmawiać a mówiąc dokładniej. To chciałam porozmawiać o jutrzejszym dniu - mówiła - wiesz, że dostałam zaproszenie na bal sylwestrowy z mojego banku. Jest to podwójne zaproszenie mówiłam ci o tym w dniu kiedy je otrzymałam. Chciałbym wiedzieć czy nadal idziemy tam razem.
- Jak najbardziej. Nie odpuściłbym takiej okazji. Darmowa wyżerka. A alkohol też, bo wiesz co taka imprezka nie może odbyć się bez niego - Ula tylko przewróciła oczami i już zaczęła żałować swojej decyzji co do zaproszenia na ten bal swojego chłopaka.
Było kilkanaście minut przed osiemnastą, gdy kończyła się szykować a Bartka wciąż nie było.
- Znów zapewne polazł do baru - rozmyślała. Poprosiła jeszcze ojca aby zadzwonił po taksówkę, bo zdawała sobie sprawę, że jednak pojedzie sama. Gotowa wyszła z pokoju.
Wyglądała pięknie. Odsłonięte ramiona, idealnie dopasowana sukienka w kolorze bordowym dodawała jej uroku. Od ojca usłyszała jeszcze życzenia udanej zabawy i już wychodziła, gdy usłyszała wołanie swojego imienia. Odwróciwszy się ujrzała Bartka idącego w jej kierunku chwiejnym krokiem. Jej zdenerwowanie sięgnęło w tym momencie zenitu.
- Możesz mi powiedzieć jak ty wyglądasz? - wysyczała przez zęby.
- Oj Uluś nie denerwuj się tak. Byłem na chwilkę u Ryśka, musiałem mu przecież złożyć życzenia - bełkotał.
- Nigdzie ze mną nie jedziesz. Możesz wrócić tam skąd przyszedłeś - mówiła zdenerwowana.
- No coś ty. Jestem twoim chłopakiem i nie mogę cię puścić samej. A jak ktoś cię zaczepi, to ktoś będzie musiał obronić - mówił.
- I to niby ty masz być tym od obrony? - zapytała z niedowierzaniem w głosie - chyba sobie żartujesz. Dodatkowo spójrz na siebie, jak ty wyglądasz. Dąbrowski faktycznie wyglądał tak jakby wyszedł z jakiegoś rynsztoku. Dżinsy, które bardziej nadawały się do pracy w garażu, dodatkowo poplamione, kurtka również w nie najlepszym stanie. a jakby tego mało śmierdziało od niego tak z gorzelni.
- Co ci nie pasuje? - pytał tak jakby nie widział niczego złego w swym wyglądzie. Ula tylko machnęła ręką i wsiadła do zamówionej taksówki i odjechała.
Na miejsce dotarła na czas, widok sali, a raczej jej wystrój urzekł pannę Cieplak. Stoły ustawione pod ścianami ozdobione białymi jak śnieg obrusami i finezyjnie ułożonymi serwetkami. Z sufitu zwisały balony w kolorze fioletu i bieli również ściany były przyozdobione balonami. Na jednej widoczny był napis "BAL SYLWESTROWY" Zajęła miejsce obok koleżanek z pracy, na pytanie o swojego towarzysza wymyśliła coś w stylu, że jej chłopak nie mógł ze względu na pracę. Nikt w banku, gdzie pracował nie widział niczego o Bartku. Właśnie wróciła do stołu po kolejnym już tańcu, gdy doszedł do niej jakiś mężczyzna i wyszeptał jej do ucha.
- Pani Urszulo nijaki pan Bartłomiej Dąbrowski twierdzi, że był zaproszony wraz z panią - usłyszała.
- Dziękuję panu ja zaraz tam przyjdę i wszystko wyjaśnię - odpowiedziała.
- Bartek możesz mi powiedzieć co tu robisz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- No jak to co? Przyjechałem - odparł
- Ja chyba wyraziłam się jasno, że nie chcę abyś tu przyjeżdżał razem ze mną.
- Dlaczego?
- Bo tylko wstyd mi przynosisz. Jesteś pijany, nie umiesz się zachować. W obecnej sytuacji zastanawiam się czy nie byłoby lepiej jakbym z tobą zerwała. Na te słowa Dąbrowskiemu puściły nerwy i chwycił ją tak mocno za ramiona, że aż syknęła z bólu - puść to boli - ale na Bartku to najwyraźniej nie zrobiło większego znaczenia.
- Posłuchaj kwiatuszku to ja zdecyduję kiedy możesz odejść - Ula przestraszyła się takim zachowaniem. Gdy nagle usłyszała czyjś głos.
- Wszystko w porządku? Czy ten pan się pani narzuca? - pytał brunet.
Ula odsunęła się od swojego już byłego chłopaka, ale nie chcąc wywoływać jeszcze większej awantury postanowiła to uczynić dopiero po powrocie. Chwyciła za telefon z zamiarem powrotu do domu. Z powodu Bartka odeszła jej chęć do dalszej zabawy.
- Proszę zostać przynajmniej do północy - usłyszała za plecami czekając na zamówioną taksówkę.
- Przykro mi , ale straciłam ochotę i wolę wrócić do domu - odparła.
Marek Dobrzański, bo tak nazywał się ów przystojny brunet, z dołeczkami w policzkach, nie zamierzał odpuścić. I ponowił swoją prośbę pozostania obiecując odwiezienie jej do domu zaraz po toaście Noworocznym. Bartek już chwilę temu opuścił ich, a Ula w końcu zgodziła się pozostać. Odwołała taksówkę i wróciła na salę w towarzystwie nowo poznanego mężczyzny. Było już dość późno, gdy wracali Marek tak jak obiecał odwiózł swoją towarzyszkę mimo, że ta próbowała protestować. Tłumacząc się odległością, bo przecież Rysiów leży kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Lecz Marek nie zamierzał odpuścić i skoro obiecał to i słowa zamierzał dotrzymać. Ula w końcu skapitulowała widząc, że on nie ustąpi.
Czas płynął, a ta dwójka w bardzo krótkim czasie stała się niemalże nie rozłączna. Panna Cieplak tak jak obiecała sobie, rozstała się z Dąbrowskim następnego dnia po zabawie sylwestrowej. Bartek z początku nie był z tego zadowolony, ale w końcu najwyraźniej doszedł do wniosku, że życie syngla jest o wiele lepsze. I tak po prostu przestał ją nachodzić, a ona odetchnęła z ulgą. Marek przyjeżdżał codziennie, z każdym dniem zakochiwali się w sobie coraz bardziej. W końcu nastał dzień, dzień który miał zmienić jej dotychczasowe życie. Została zaproszona na przyjęcie z okazji rocznicy ślubu państwa Dobrzańskich. Początkowo nie chciała iść tłumacząc się, że to nie dla niej, a jak ten argument nie zadziałał mówiła.
- Marek, ale ja nie mam niczego odpowiedniego na ten dzień. Przecież nie pójdę w tej samej sukience co byłam na przykład w Sylwestra - jednak to tłumaczenie a raczej próba wykręcenia się na Marka nie działały. W niedługim czasie w jej pokoju wisiała piękna, zapierająca dech w piersiach suknia. Natomiast w Marku domu w jednej z szuflad leżał przepiękny pierścionek, który zamierzał jej ofiarować w tym dniu.
W posiadłości rodziny Dobrzańskich zebrali się już wszyscy zaproszeni goście. Złożono jubilatom życzenia wręczono prezenty i zaczęło się przyjęcie, kilka minut później Marek chwycił Ulę za rękę i pociągnął w tylko sobie znanym kierunku.
- Marek gdzie ty mnie ciągniesz? - pytała Cieplak.
- Zaraz wszystkiego się dowiesz - rzekł i nim się Ula spostrzegła ten już klęczał, trzymając w ręku małe, obszyte czerwonym suknem pudełeczko. W środku którego znajdował się przepiękny pierścionek.
- Ula nie umiem przemawiać, ale mam nadzieję, że wysłuchasz mnie - ona skinęła głową wciąż milcząc - Ula pokochałem cię niemalże w tej samej chwili co cię ujrzałem, tam na sali balowej. W ciągu tych kilku miesięcy stałaś się dla mnie powietrzem, którym oddycham. Osobą najważniejszą, bez której nie umiem żyć. Dlatego też klęczę tu przed tobą i proszę abyś została moją żoną.
- Zostanę twoją żoną - odpowiedziała bez zastanowienia, bo tak samo jak on ona kochała jego. Marek wsunął jej pierścionek na palec a całość przypieczętował namiętnym pocałunkiem.
Wrócili na powrót do domu i zanim zasiedli do stołu Marek poprosił zgromadzonych o chwilę uwagi.
- Moi drodzy ja wiem, że to święto moich ukochanych rodziców - zwrócił się w stronę seniorów i skłonił się po czym kontynuował - ale ja dziś jestem również bardzo szczęśliwym człowiekiem bowiem ta tu - wskazał na Ulę - piękna kobieta przyjęła moja oświadczyny - mówił to z powagą, ale w głosie można było usłyszeć radość i niewyobrażalne szczęście.
- Synu tymi oświadczynami zrobiłeś nam wspaniały prezent -odezwał się Krzysztof, a zaraz po nim usłyszeli głos Heleny - bardzo wam gratulujemy dzieci.
Postanowili pobrać się w dniu kiedy mijała ich rocznica poznania się. Stanowili piękna parę nowożeńców, na tydzień przed ślubem Ula przekazała swojemu przyszłemu mężowi wspaniałą wiadomość, że spodziewają się dziecka. Marek szalał z radości, jednak na jej prośbę rodzinę i przyjaciół poinformowali dopiero po ślubie. I tak pół roku później na świat przyszedł ich pierwszy syn.
Koniec