piątek, 28 czerwca 2019

MOJE WSZYSTKO I NIC część XVI

- Moi już wiedzą o ciąży – oznajmił Łukasz Bożenie, gdy ta chciała się upewnić czy tego dnia powiedzą jego rodzicom.
- Jak to wiedzą? Mieliśmy im powiedzieć wspólnie – rzekła ze zdenerwowaniem w głosie kobieta.
- Kojarzysz może to małżeństwo u mnie na osiedlu z pudlem? On tak kuleje na jedną nogę, a ona taka grubsza babka – tłumaczył.
- No wiem o kim mówisz. Ale co oni mają do tego?
- To właśnie ten facet zaczepił ojca dzisiaj jak wracał z targu i pytał czy przypadkiem nie jesteś w ciąży. Dlatego, gdy oboje z matką mnie zapytali, potwierdziłem, że tak – wyjaśniał, wpatrując się w twarz Bożeny, a ta mieniła się kolorami strachu, przerażenia i sam Pan Bóg wie czego jeszcze.
Oboje zdawali sobie sprawę, że zwłaszcza jego matka nie przyjmie tego z uśmiechem na ustach. Doskonale wiedzieli, że ona nie lubi Bożeny i wiele razy to okazywała. Ta jej niechęć była dzięki ciotce, która wciąż mieszała, mówiąc niestworzone rzeczy na temat Agaty i Zygmunta oraz na samą Bożenę. I mimo że Łukasz próbował odpierać ataki w stronę jego dziewczyny, tłumacząc iż wiele z tego to wyssane z palca brednie nic nie dawało. 
 
Po dotarciu do jego domu niemalże od progu zostali zaatakowani przez jego matkę. Mimo, że próbowali jej tłumaczyć to i tak nic to nie dało. Nie docierały do niej żadne argumenty, jak zwykle próbowała pokazać, że ona jest najmądrzejsza i wie wszystko najlepiej. Przez kolejnych kilka dni chodziła obrażona i nie rozmawiała z żadnym z nich. Jak się później okazało to była cisza przed burzą i to taką z piorunami i trąbą powietrzną, która niszczy wszystko po drodze. Od tego dnia minął jakiś tydzień.
- Muszę z wami obojgiem porozmawiać – rzekła, gdy zjawili się u Łukasza.
- Słuchamy – odpowiedział za nich oboje Łukasz, siadając obok Bożeny na kanapie, a ją samą trzymając za rękę.
- Mam dla was propozycję – zaczęła – oboje jesteście jeszcze bardzo młodzi – no tak oboje mieli po dwadzieścia trzy lata – ty Bożena nie masz pracy i doświadczenia w byciu matką, a Łukasz może i pracuje, ale kokosów nie zarabia, dodatkowo jest osobą niepełnosprawną i tak samo jak ty nie ma pojęcia o byciu rodzicem. I tu mam pewien pomysł, abyście zaraz po urodzeniu się dziecka zrzekli się praw do niego. A mnie wskazali jako rodzinę zastępczą ze wskazaniem. W ten sposób wy byście pozbyli się problemu, ja natomiast pobierałabym pieniądze z opieki z tytułu bycia rodziną zastępczą. Oczywiście zawsze będziecie mogli zabierać je do siebie, na wakacje i takie tam inne – Bożena siedziała jakby dostała czymś w głowę również Łukasz był w szoku.
- Rozumiem, że to jakiś żart z pani strony – odezwała się w końcu Bożena.
- Nie, to nie żart. Oboje nie macie bladego pojęcia co to znaczy być rodzicem. Ja sama wychowałam dziecko, które jest niepełnosprawne, jaką macie pewność, że wasze będzie zdrowe? - zapytała, by po chwili samej odpowiedzieć – żadnej. Ty dziewczyno nawet w domu nie miałaś odpowiedniego przykładu jak być rodzicem – próbowała argumentować przyszła teściowa Bożeny.
- A ja zapewne miałem przykład jak wygląda prawdziwa rodzina. W koło sami rozwiedzeni. Nie ma co świetny przykład rodziny – odezwał się w końcu wściekły Łukasz – może i jesteśmy młodzi, ale przypominam ci, że ty miałaś trzy lata mniej jak mnie rodziłaś, bo zaledwie dwadzieścia lat.
- Nigdy nie oddam mojego dziecka. Czy to się komuś podoba czy nie. Jak pani chce mieć jeszcze dziecko to niech sobie sama zrobi albo zaadoptuje. A nie szuka sposobu na zdobycie pieniędzy, w tym celu proponuję udać się do pracy – wykrzyczała kobiecie Bożena po czym wstała i wyszła tuż za nią uczynił to Łukasz.
Był tak wściekły na matkę, że w tym momencie z wielką chęcią by się upił. Odprowadził Bożenę do domu, przez całą drogę próbował ją uspokoić i przepraszał za słowa i zachowanie matki. W dniu następnym dostał telefon od dziewczyny, że ta trafiła do szpitala, a ciąża jest zagrożona.
- Widziałaś co narobiłaś. Bożena przez ciebie trafiła dzisiaj rano do szpitala. Jeśli coś się stanie jej albo dziecku to możesz zapomnieć, że miałaś syna – wykrzyczał matce w twarz.
W szpitalu była przez tydzień i tylko Łukasz ją odwiedzał codziennie. Po jej wyjściu ze szpitala matka Łukasza przeprosiła ich oboje, ale oboje czuli, że nie jest to do końca szczere ani prawdziwe. Ale postanowili tym na razie się nie przejmować i zaczęli planować ślub. W Urzędzie Stanu Cywilnego ustalili datę jedenastego października. To miał być tylko ślub cywilny, co bardzo nie spodobało się rodzinie ze strony Bożeny i głośno to komentowali.
- Jak to tak bez ślubu kościelnego? Tego jeszcze w naszej rodzinie nie było – powtarzali wszyscy jak utartą regułkę.
- Dla nas nie ma znaczenia jaki ślub – tłumaczyła Bożena – sama jestem zdania, że jak dwoje ludzi ma być ze sobą to będą bez względu jaki ślub wezmą czy też będą żyć bez tego papierka.

Doszło do zapoznania obu rodzin i tak jak oboje się domyślali jedni nie polubili drugich. Oni mieli to gdzieś. Cieszyli się swoim szczęściem. Początkowo wesele miało się odbyć na sali, bo takie wielkie aspiracje przyświecały jej rodzicom, a zwłaszcza matce. Ona sama zastanawiała się skąd na to wezmą pieniądze. I kiedy Agata wystawiła matkę Łukasza nie przychodząc na umówione spotkanie w restauracji i powodując zrzucenia wszystkiego na jej barki włącznie z opłaceniem tejże sali ta nie wytrzymała.
- Przykro mi to mówić dzieci, ale ja nie mam zamiaru wszystkiego pokrywać z własnej kieszeni. Twoi rodzice Bożena w ogóle się nie angażują w przygotowania, a ja nie mam na tyle aby jeszcze wyżywić twoich gości – mówiła do nich, po tym jak Agata z Zygmuntem nie pojawili się na umówionym spotkaniu po raz kolejny. Bożena rozumiała to, ale i tak było jej przykro. Ten najważniejszy dla niej dzień miała spędzić bez swoich najbliższych. Faktem było, że nie zapraszała ich wielu bo oprócz jej brata oraz rodziców miało być jeszcze siedmioro osób a od Łukasza wraz z matką i jej konkubinem dwanaścioro. Postanowili, że w obecnej sytuacji zrobią przyjęcie weselne w mieszkaniu Łukasza. I jedyną osobą z jej strony będzie jej brat, który miał być świadkiem. Zdecydowali się na Przemka, gdyż od młodego ze strony nie mieli kogo wziąć na świadka jako mężczyznę. Świadkową została dalsza kuzynka Łukasza.

Bożena poinformowała swoich rodziców, że wesela nie będzie, no chyba, że sobie sami zorganizują coś w domu. Myślała, że ta wiadomość jakoś ich zmobilizuje aby wziąć się w garść i coś zacząć robić, ale nie, za to usłyszała.
- Zrobicie jak chcecie – była w szoku. Ona, ich własna córka wychodzi za mąż, a oni mają ją kompletnie gdzieś.

Na jakieś półtora miesiąca przed ślubem Agata wpadła na pomysł aby jej córka mimo ślubu cywilnego ubrała białą suknię jak do kościoła.
- Ty chyba jesteś niepoważna. Ja nie biorę kościelnego tylko cywilny. To po pierwsze a po drugie nie mam tyle pieniędzy aby za nią zapłacić.
- To ciekawe w czym idziesz? - grzmiała Agata.
- Już pożyczyłam sukienkę od Ewki, a ciotka tylko ma ją trochę przerobić by nie była zbyt obcisła – odparła jej Bożena.
Agata wzruszyła ramionami i rzekła.
- A rób jak chcesz. Wiecznie byłaś krnąbrna wobec nas i niewdzięczna – Bożena popatrzyła na matkę i czuła się tak jakby dostała w twarz. Od urodzenia mieli ją za nic, nawet teraz jak wychodzi za mąż olewają ją i śmią powiedzieć takie rzeczy.

- Łukasz dostałam ponownie odmowę co do przyznania nam mieszkania. Już nie wiem co jeszcze mam wymyślać. Przecież napisałam im w piśmie, że od października wychodzę za mąż, że spodziewamy się dziecka. Przedstawiłam papiery o odciętym prądzie, wyrok sądu o eksmisji i że miasto ma im przydzielić lokal zastępczy. Opisałam jakie tam panują warunki, że oboje nadużywają alkoholu. A ci pieprzeni biurokraci piszą, że wciąż przekracza metraż – mówiła na kilka dni przed ślubem.
- Spokojnie, nie denerwuj się. Po ślubie zamieszkamy u mojej matki i wówczas kolejny raz napiszemy pismo. A jak nie to coś wynajmiemy – mówił spokojnie Łukasz. Widząc, że na niewiele zdały się jego słowa rzekł – chodź mama prosiła abyśmy przyszli, bo mówiła, że potrzebna jej nasza pomoc – prawda była inna, ale on w tym momencie łapał się wszystkiego aby tylko zajęła swoje myśli czymś innym.
Prawdą było, że żadne z nich nie chciało mieszkać z rodzicami ani jednymi, ani drugimi. Ale w obecnej sytuacji nie mieli wyjścia. 
 
W piątek dziesiątego października było już wszystko przygotowane. Ten dzień był również przełomowy dla samej Bożeny. To tego dnia stało się coś co powinno było stać się dużo wcześniej.
- O której to się wraca do domu – wrzeszczał Zygmunt na córkę, gdy ta spóźniła się kilkanaście minut.
- A co ciebie to może obchodzić. Jestem już dorosła jakbyś nie zauważył – odpyskowała ojcu, a głos jej nawet nie zadrżał.
- Nie pyskuj, bo wstanę do ciebie i ci przypierdolę – wrzeszczał jeszcze bardziej.
- Tak, to chodź, i co może jeszcze mi szlaban dasz? To muszę cię rozczarować, ale tylko do jutra najpóźniej do godziny dwunastej. O tej godzinie jeśli nie pamiętasz ja wychodzę z tego patologicznego domu – odpowiedziała.
Leżąc później we własnym pokoju czuła się dumna z siebie, ale i poniekąd zła, że nie postawiła się im wcześniej. 
 
Wreszcie nastała ta upragniona sobota, ale oczywiście bez kłótni w tym domu obejść się nie mogło.
- Mam nadzieję, że postawicie weselną wódkę? - usłyszała Bożena pytanie, które padło z ust matki.
- A dałaś na tę wódkę, czy na cokolwiek związanego z tym ślubem? - odpowiedziała jej córka pytaniem.
- Ja nie muszę nic dawać, a ty…
- Dobra skończ. Znam ten tekst na pamięć… - wymianę zdań obu przerwało pukanie do drzwi. Przemek poszedł otworzyć.
- Bożena Gabi przyszła – usłyszała.
Gabi z zawodu była fryzjerką i obiecała, że uczesze Bożenkę i pomoże jej się ubrać. Wkrótce przyjechali dziadkowie Bożeny. Ta poinformowała ich, że przez to co zrobili rodzice wesela nie będzie.
Punktualnie o godzinie dwunastej pod blok panny młodej przyjechał pan młody z rodzicami i gośćmi ze swojej strony. Weszli do jej domu gdzie miało nastąpić błogosławieństwo.
- Rany co za hipokryzja. Ślub cywilny, a ci się uparli na błogosławieństwo. Co za chora rodzina – myślała w duchu Bożena.
O godzinie trzynastej w Urzędzie Stanu Cywilnego w Sosnowcu mieli oboje składać przed urzędnikiem oraz rodziną przysięgę małżeńską. Bożenie ze szczęścia poleciały łzy. Tak tego dnia ta wiecznie nękana przez własnych rodziców dziewczyna czuła się szczęśliwa i nawet przez myśl jej nie przeszło, że ktoś może wyprowadzić ją z równowagi, a jednak. Po uroczystym złożeniu przysięgi i podpisaniu dokumentów w sali obok był czas na wypicie szampana i składanie życzeń młodym małżonkom.
Po wszystkim, gdy młodzi i wszyscy zgromadzeni zbierali się do wyjścia matka Bożeny poprosiła ją na bok.
- Bożena możesz pożyczyć mi trochę pieniędzy? - Bożena stanęła jak wryta, a jej oczy przypominały wielkością spodki od filiżanek.
- Co? - wydukała tak jakby chciała się upewnić, że dobrze usłyszała.
- Pytam czy masz pożyczyć jakieś dwieście złotych, bo nawet nie mam co na stół postawić – rzekła kobieta.
- Nie, nie mam – odparła bez namysłu Bożena.
- Przecież widziałam, jak dostaliście koperty – mówiła starsza z kobiet.
- Tam były tylko kartki z życzeniami. Tylko wujek dał nam pieniądze, ale to są Euro – powiedziała i za całą premedytacją wspomniała o pieniądzach od chrzestnej.
- A nie możesz ich wymienić?
- Ty chyba sobie żartujesz. Właśnie wyszłam za mąż i mam latać po mieście i szukać kantoru?  Powiedziałam, że ci nie pożyczę i zdania nie zmienię – mówiła coraz bardziej zdenerwowana Bożena.
Do obu pań doszedł Łukasz, bo martwiło go, że Bożena gdzieś znikła.
- Bożena wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, chodźmy. Później ci powiem o co chodzi – odpowiedziała i chwyciwszy swojego męża pod rękę wyszli z Urzędu. Tam zrobiono im kilka zdjęć i obie rodziny rozjechały się w swoją stronę.
Młodzi dojechali do domu pana młodego i aby tradycji stało się zadość zostali przywitani chlebem i solą przez matkę Łukasza po czym chwycił ją i przeniósł przez próg.
Kiedy z samochodu wypakowali wszystkie prezenty i zjedli ciepły posiłek przeprosili gości i wezwaną taksówką wraz z bratem Bożeny pojechali do jej domu. Mimo wszystko chcieli chwilę spędzić z jej rodziną, zwłaszcza z jej dziadkami oraz wujem i kuzynką. Po godzinie dziadkowie Bożeny postanowili wracać.
- Babciu poczekajcie odprowadzę was – zawołała Bożenka i już zmierzała z nimi na dół do samochodu.
- Przepraszam was jeszcze raz, ale nie było wyjścia. Ona nawet miała czelność w urzędzie prosić mnie o pieniądze – tłumaczyła się Bożena.
- Nie przepraszaj dziecko. To nie twoja wina, że masz takich rodziców. Ode mnie też dzisiaj pożyczyła sto złotych. Pożegnamy się i jeszcze raz wszystkiego najlepszego na nowej drodze dziecko – usłyszała jeszcze od babci i już machała im na pożegnanie.
Kilkanaście minut później do drogi szykował się wuj i kuzynka więc młodzi małżonkowie postanowili skorzystać z propozycji podwiezienia ich do domu Łukasza.
Reszta dnia i prawie cała noc minęła spokojnie. Przyjęcie weselne wbrew obawom udało się wyśmienicie. Nikt nie narzekał. Wszystko skończyło się o czwartej nad ranem, ale nikt z sąsiadów nie miał pretensji, gdyż wszyscy byli wcześniej poinformowani o tym fakcie.
Snu mimo to mieli niewiele, bo popołudniu również mieli przyjść goście.
Ale wszystko skończyło się dość wcześnie gdyż Bożena poczuła się źle i wzywano do niej pogotowie.
CDN...

8 komentarzy:

  1. Myślałam, że rodziców Bożenki nikt nie przebija a jednak stało się inaczej. Czuję że matka Łukasza będzie wtrącać się w wychowanie dziecka i krytykować synową. O ile dziecko przyjdzie na świat, bo końcówka budzi niepokój. A tak na marginesie to Agata i Zygmunt pomimo swoich wad córkę wychowali bardzo przyzwoicie.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyszła teściowa będzie wtrącać się nie tylko w wychowywanie dziecka, ale o tym w kolejnych częściach. Tę całą przyzwoitość wpajała jej babcia mimo iż w pewnym momencie wyglądało to tak jakby się odwróciła od wnuczki. Bożena dzięki częstym wizytom u niej dostawała lekcje dobrego wychowania.
      Dziękuję Ci bardzo za dzisiejsze odwiedziny oraz wpis.
      Cieplutko pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
      Julita

      Usuń
  2. Podziwiam Bożenę. Gdybym ja miała takich rodziców, to albo zabiłabym siebie, albo ich. Wygląda na to, że wóda już całkiem przeżarła im mózgi a akcja w USC z mamusią proszącą o pożyczkę, to już szczyt wszystkiego. Tak jak traktowali córkę przez całe życie odmawiając jej nawet najdrobniejszej rzeczy, tak też podeszli do jej ślubu nie dając córce złamanego grosza, nie angażując się w nic i tylko czekając aż im jakieś pół litra spadnie z nieba na stół. Naprawdę brak słów. Teściowa, do której Bożena nie pała sympatią jednak stanęła na wysokości zadania. Trudno się jej dziwić, że nie chciała wyłożyć pieniędzy na rodzinę Bożeny, bo niby z jakiej racji. Zazwyczaj koszty wesela są w miarę sprawiedliwie dzielone na pół więc z jakiej racji kobieta miała wyłożyć na tę parę pijusów i resztę rodziny? Tu akurat będę bronić teściowej Bożeny, natomiast zupełnie nie rozumiem propozycji adopcji dziecka. Intencje są tu nieco dwuznaczne, bo albo rzeczywiście chciała pomóc młodym, albo pragnęła czerpać zyski z tytułu bycia rodziną zastępczą. Argument, że Bożena nie poradzi sobie z niemowlęciem, bo sama nie miała dobrego przykładu we własnej rodzinie jest mocno naciągany. Właśnie dlatego, że nie miała dobrych przykładów zrobi wszystko, żeby zapewnić dziecku szczęśliwe dzieciństwo. Generalnie tu wszystko jest nie tak. Ani dzieciństwo Bożeny nie było takie jak powinno, ani wiek młodzieńczy, ani to jak weszła w dorosłość. Kochani rodzice nawet ślub, który powinien być najpiękniejszym dniem w jej życiu, potrafili spieprzyć. Wstrząsające.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację co do zachowania teściowej Bożeny. Dziewczyna doskonale rozumiała postępowanie kobiety względem organizacji wesela chociaż było jej przykro z tego powodu. A co do adopcji ta kobieta tylko i wyłącznie chciała mieć korzyści finansowe z bycia rodziną zastępczą. Ona doskonale wiedziała jakie to są kwoty. Dlatego wyszukiwała dziwnych argumentów aby ten jej genialny pomysł spodobał się młodym. A ta niechęć jest obustronna, bo ani Bożena nie przepada za teściową, a ni teściowa za Bożeną.
      Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
      Gorąco pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
      Julita

      Usuń
  3. Propozycja matki Łukasza rzeczywiście „nie do odrzucenia”, chyba dla niej samej. Ale to sobie sprytnie wymyśliła i jeszcze to tłumaczenie, że są jeszcze bardzo młodzi, Bożena nie ma pracy i doświadczenia w byciu matką, a Łukasz pracuje, ale jest osobą niepełnosprawną i tak samo jak Bożenka nie ma pojęcia o byciu rodzicem. Trochę mamuśka przekombinowała. Na koniec, co zupełnie mnie powaliło, dla niej dziecko jej syna jest problemem. Dobrze, że młodzi mają do swojego rodzicielstwa normalne podejście, i plan mamusi na zarobek spalił w zarodku.
    Tylko teraz nie będą już mieć z nią łatwego życia.
    Pożal się Boże rodzice Bożenki wspięli się na wyżyny swojej głupoty, brak zainteresowania ślubem córki i jeszcze ta prośba o pożyczkę, już w USC, powalają, nie ma co. Jak na razie nie widzę odrobiny łatwego życia dla Bożenki.
    Pozdrawiam serdecznie, dziękuję Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czasem bywa, że jedni mają wiecznie z górki a drudzy pod górkę. Tak właśnie jest w życiu Bożenki. Matka Łukasza jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, a rodzina Bożeny też im będzie umilać życie.
      Dziękuję Ci bardzo za dzisiejsze odwiedziny oraz wpis.
      Gorąco pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
      Julita

      Usuń
  4. Może wszystko się ułoży piękne pozdrawiam w ten upiornie gorący poniedziałek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak u każdego jakoś się ułoży. Tak samo w życiu tej dwójki młodych ludzi,ale jak to okaże się w kolejnych częściach.
      Dziękuję Ci bardzo za wpis.
      Pozdrawiam serdecznie.
      Julita

      Usuń