Zabrano
ją do szpitala, gdzie po przeprowadzeniu badań wyszło, że Bożena
może zacząć rodzić. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy udało się
powstrzymać poród. Tym razem pobyt w placówce medycznej trwał
niecały tydzień i Bożena była na powrót w domu. Tak jak ustalili
wraz z Łukaszem po ślubie zamieszkali u jego matki. Odbierając
wypis usłyszała od lekarza aby unikała stresu.
-
Łatwo powiedzieć, trudnej zrobić – pomyślała.
Dobrze
wiedziała, że mieszkanie pod jednym dachem z teściową nie będzie
łatwe. Lecz w obecnej sytuacji nie mieli wyjścia. Jakie było jej
zdziwienie, gdy wrócili do domu, a tam nie zastali ani teściowej,
ani jej konkubenta.
-
A gdzie twoja mama – zapytała swojego męża Bożena.
-
Przenieśli się do jego mieszkania – usłyszała w odpowiedzi -
Mama powiedziała, że nie chce nam przeszkadzać, ale musiałem jej
coś obiecać. Mianowicie, że jeśli będzie się coś złego
dzieło damy jej znać – kontynuował.
Bożena
odetchnęła z ulgą i nawet nie przypuszczała, że będą sami
tylko do czasu porodu.
Młodzi
już następnego dnia po powrocie Bożeny ze szpitala udali się do
jej rodzinnego domu. Musieli zabrać stamtąd kilka rzeczy Bożeny
między innymi jej wieżę, którą dostała od Łukasza w prezencie
na urodziny. Lecz tego popołudnia zabrali tylko jej ubrania i kilka
książek. Przed opuszczeniem tego domu wywiązała się kłótnia
między nimi a jej rodzicami dokładniej mówiąc między nimi a
Zygmuntem.
-
Ani mi się waż brać wieżę – grzmiał Zygmunt.
-
Bo? - pytała Bożena.
-
Co już zapomniałaś, że co w tym domu to moje? - wrzeszczał
ojciec.
-
Nie nie zapomniałam, ale wieża jest moja. Ja ją dostałam od
Łukasza jakbyś nie wiedział. Ty nawet złotówki nie dołożyłeś. To po pierwsze, a po drugie przypominać ci, że to mieszkanie nie jest twoje. Co zapomniałeś, że czeka was eksmisja?
– krzyczała również Bożena.
-
Ojciec nie jest twoim kolegą, abyś mówiła mu na ty – odezwała
się matka.
-
Wieżę zabieramy, czy wam się to podoba czy nie – odezwał się
milczący Łukasz.
-
Ty się nie wpierdalaj – grzmiał Zygmunt.
W
końcu Bożena udając, że dała im wygrać pociągnęła Łukasza
za rękę do swojego dawnego pokoju i tam szeptem wyjawiła swój
plan.
-
Misiek posłuchaj mam pomysł. Przyjdziemy tu jutro do południa.
Oboje będą w pracy, a ja nadal mam klucze do mieszkania. Przemka
też nie będzie więc na spokojnie zabierzemy co uznamy za słuszne,
a dzisiaj tylko tę torbę z ubraniami, płytami i kilkoma innymi
rzeczami – Łukasz po wysłuchaniu co ma do powiedzenia jego żona
uśmiechnął się chytrze po czym objął ją i patrząc jej w oczy
rzekł.
-
Kocham cię.
-
Też cię kocham – odparła jak echo Bożena.
Łukasz
niemalże od samego początku dość często wyznawał jej uczucia
miłości.
I
tak jak uzgodnili następnego dnia po godzinie dziewiątej rano
zjawili się w mieszkaniu jej rodziców. Zabrali wówczas nie tylko
wieżę, ale i kilka innych rzeczy należących do Bożeny. Ktoś
przyglądający się temu z boku mógł pomyśleć, że zachowują
się jak złodzieje. Ale oni wiedzieli, że inaczej się nie da, bo
despotyczny Zygmunt nie pozwoliłby na zabranie tego wszystkiego.
Młodzi
wiedli spokojnie życie w oczekiwaniu na narodziny ich dziecka.
Dodatkowo Łukasz oprócz tego, że pracował po dwanaście godzin
często podejmował się innych zajęć, które mogły przynieść
dodatkowy dochód.
-
Łukasz nie możesz tyle pracować, ty czasami po pracy w ogóle nie
śpisz, bo pędzisz do następnej roboty – mówiła do męża
Bożena, ale on zdawał się być głuchy na słowa żony albo mówił.
-
Bożenka, ale ja to robię dla nas – ona nie wiedziała jak namówić
go do zmiany zdania.
Bywały
dni kiedy prawie cały czas była sama w domu, bo on latał i pomagał
sąsiadom dwa piętra wyżej. Z czasem jednak to, że Łukasz tam
biegał i pomagał okazało się być czymś zbawiennym dla nich oraz
ich dziecka. Ona sędzina orzekająca w sądzie wojewódzkim on
lekarz kardiolog okazali się ludźmi bardzo pomocnymi i życzliwymi.
Wreszcie
nastał ósmy stycznia dwa tysiące czwarty rok, tego to dnia Bożena
wydała na świat syna. Chłopiec urodził się dziesięć dni po
terminie. Śmiali się wówczas, że najpierw pchał się na ten
świat przed czasem, a później było mu tak dobrze iż nie miał
zamiaru przyjść na świat.
Bożena
rodziła jak na pierwszy raz bardzo szybko, bo zaledwie trzy godziny
nawet lekarz był pełen podziwu. Dziecko uzyskało osiem punktów w
skali Apgar ponieważ chłopiec urodził się z sinicą.
Przed
salą porodową czekał jej mąż oraz teściowa, a ona sama gdzieś
w podświadomości liczyła na pojawienie się również jej
rodziców. To było dość dziwne, bo nigdy na nich nie mogła
liczyć, a jednak jeszcze gdzieś tam tliły się w niej uczucia,
których sama nie rozumiała. Kiedyś nawet rozmawiała o tym z
Łukaszem to było na jakieś parę tygodni przed porodem.
-
Wiesz nie rozumiem samej siebie. Tyle złego od nich doświadczyłam,
tyle upokorzeń, wieczne awantury, a ja gdzieś tam z tyłu głowy
nadal oś do nich czuję.
-
Ale przecież to normalne, to są twoi rodzice i chociażby nie
wiadomo co robili nadal nimi będą – tłumaczył jej mąż. Była
mu wdzięczna za te słowa. Właśnie w takich chwilach i takimi
słowami, ale i wieloma czynami udowadniał jej, że ona może na niego liczyć i jest dla niej wsparciem. Łukasz również wiele razy
przekonał się, że na swojej żonie może polegać. Dała temu
wyraz nie raz i nie dwa. Nawet gdy nie byli małżeństwem, ale później
po ślubie również stawała za nim murem i nie miało znaczenia czy
w słusznej sprawie czy też nie. Zawsze była po jego stronie. Oboje
nie widzieli poza sobą świata. Wielu znajomych śmiało się, że
ich niczym nie idzie rozdzielić i to była prawda. Jedynie co ich
rozdzielało to noc, kiedy byli tylko parą, a po ślubie praca.
Wszędzie razem do sklepu, do lekarza, do urzędu, jednego razu
usłyszała od znajomej jedno zdanie.
-
Bożena wiesz jak mawiają, gdy nie wiadomo gdzie jest jedno z was? - padło
pytanie koleżanki, gdy ta czekała na Łukasza.
-
Jak? - odpowiedziała pytaniem.
-
Znajdź jedno z nich, a znajdziesz ich oboje – obie dziewczyny
wybuchły śmiechem, ale taka właśnie była prawda.
Jeszcze
na sali porodowej Bożena musiała podać imię dziecka, oboje z
Łukaszem już wcześniej wybrali imiona dla swojego dziecka. Do
końca nie chcieli wiedzieć czy będzie dziewczynka czy chłopiec.
Dla dziewczynki mieli Wiktoria, a dla chłopca Michał. Cztery dni po
porodzie Łukasz odbierał ze szpitala żonę wraz z synem. Przez
pierwsze dwa tygodnie wydawało się, że wszystko jest w porządku z
jego zdrowiem. Jedynym problemem na drodze do pełni szczęścia
stała matka Łukasza. Od momentu narodzin dziecka nie mieli spokoju,
a zwłaszcza Bożena. Wiecznie słyszała, że wszystko robi źle. I
nie chodziło tylko o to, że nagle nie umie gotować, prać,
sprzątać, ale źle ubiera dziecko, źle przewija, źle kładzie i
takich źle wynajdywała ta kobieta tysiące aby nie powiedzieć
setki tysięcy. Michał miał już jakiś tydzień, gdy młodzi
rodzice postanowili postawić się matce i sami bez niej wykąpać
syna, co oczywiście spotkało się z wielkim oburzeniem i krytyką
ze strony kobiety. Nie dała sobie nic powiedzieć, w końcu młodzi
zignorowali to jej zachowanie. W czternastej dobie syna przyszła
wiadomość z Instytutu Matki i Dziecka z Katowic, że należy
ponownie wykonać badania krwi dziecka. Bożena była załamana, bo
według wyników ich syn miał mieć problemy z tarczycą, ale po
kolejnej serii badań wyszło, że to fałszywy alarm. Młodzi
odetchnęli a ulgą.
Wreszcie
nadszedł dzień kiedy oboje szli z małym na pierwszą wizytę do
lekarza i nawet przez myśl im nie przeszło, że ten dzień skończy
się kłótnią.
-
Jak wyście go ubrali? – mówiła ze złością w głosie teściowa
Bożeny.
-
Jak to jak? Normalnie – odpowiedział Łukasz.
-
Dziecko do lekarza powinno być ubrane na biało, a nie na kolorowo –
mówiła podniesionym głosem.
-
Pozwoli mama, że to my wraz z Łukaszem będziemy decydować w co i
jak ubieramy nasze dziecko – odpowiedziała zdenerwowana Bożena.
-
Ty się nie odzywaj, bo nie jesteś u siebie – wrzasnęła
teściowa.
Nagle
do kuchni wszedł partner teściowej i próbował załagodzić
sytuację.
-
Daj im spokój, po co się wtrącasz – mówił, a co tylko
spotęgowało złość kobiety.
Michał
miał już skończone trzy miesiące i Bożena chciała iść do
pracy aby odciążyć nie co męża, bo ten wciąż poza pracą nadal
chodził do sąsiadów i w ten sposób dorabiał. Ale ten pomysł
spotkał się z dużą dezaprobatą ze strony teściowej.
-
Jak wy to sobie wyobrażacie, że wy będziecie mi zostawiać małego
i chodzić do pracy. Ja swoje już wychowałam, skoro założyliście
rodzinę to sobie radźcie sami – usłyszeli.
Mimo
tego Bożena poszła do pracy Łukasz dogadał się w swoim zakładzie
i tak ustawiany miał grafik aby mógł zmieniać żonę, gdy ta szła
do pracy. Ale życie tej dwójki nie zamierzało ich oszczędzić,
miesiąc później kobieta musiała zrezygnować z pracy, bo u ich
małego synka zdiagnozowano napięcie mięśniowe. Zaczęły się
wędrówki po lekarzach, a później rehabilitacja trwająca kilka
miesięcy. Ta dwójka młodych rodziców robiła dosłownie wszystko
aby ich dziecko wyprowadzić z tej choroby. I gdy wydawało się, że
wyszli zwycięsko z tej walki na ich barki spadła kolejna zła
wiadomość odnośnie zdrowia Michałka. Mały miał skończone
dziewięć miesięcy, gdy Bożena była na badaniach kontrolnych.
Łukasz był w pracy do osiemnastej więc musiała tym razem pójść
sama. Z wizyty wróciła z zapłakanymi oczami i głową pełną
najczarniejszych myśli.
-
Bożenka co się stało – zapytał Łukasz jak tylko weszła do
mieszkania.
-
Lekarka twierdzi, że Michałek ma problem z serduszkiem i dała
skierowanie do kardiologa – mówiła zanosząc się płaczem.
-
A nie mówiłam, że tak może być – usłyszała za plecami głos
teściowej.
-
Mamo, możesz przestać – odezwał się niemniej wstrząśnięty
tymi wieściami Łukasz.
Siedzieli
oboje na kanapie i zastanawiali się co dalej, gdy nagle Łukasz
wstał i tylko powiedział.
-
Ja zaraz wrócę.
Rzeczywiście
wrócił po kilku minutach mówiąc
- Miśka daj mi to skierowanie małego - ta chociaż nie bardzo wiedziała po co mu, chwyciła za książeczkę zdrowia dziecka wyjęła i podała mężowi to o co prosił, a ten ponownie zniknął za drzwiami. Po godzinie siedział i wyjaśniał żonie co udało się załatwić.
- Miśka daj mi to skierowanie małego - ta chociaż nie bardzo wiedziała po co mu, chwyciła za książeczkę zdrowia dziecka wyjęła i podała mężowi to o co prosił, a ten ponownie zniknął za drzwiami. Po godzinie siedział i wyjaśniał żonie co udało się załatwić.
-
Mamy umówioną wizytę u doktor Bogusiak już na poniedziałek na
godzinę dziewiątą – mówił. Bożena przypatrywała się na męża
i była w szoku.
-
Jak to już na poniedziałek?
-
Tak, byłem u Włodka i on zadzwonił do tej pani doktor, a że się
dobrze znają ustalił nam wizytę na poniedziałek. Widzisz, a tak
narzekałaś, że tyle czasu tam spędzam.
To
fakt, wiele razy mówiła, że Łukasz dużo czasu tam spędza i im
tak pomaga. Ale teraz to się przydało. I tak w poniedziałek mieli
wizytę w poradni kardiologicznej, gdzie stwierdzono niewielką wadę
serca.
-
Proszę się nie martwić, po tym zabiegu wasz syn będzie zdrów jak
ryba – próbowała ich pocieszać doktor Bogusiak – usunięcie
tej wady można wykonać w dwójnasób albo przez otwarcie klatki
piersiowej lub przez aortę w udzie. To już zależy od państwa jaki
sposób wybieracie.
-
A na czym polega cały zabieg? - dopytywali się.
-
W serduszku państwa syna nie zamknął się albo i ponownie otworzył
się kanalik, który tak jak pępowina odpowiadał za życie dziecka
w łonie matki – tłumaczyła im lekarka – i teraz musimy go
ponownie zamknąć za pomocą niewielkiego tamponika lub też
sprężynki, która z czasem się wchłonie – słuchali tego
wszystkiego i mieli nadzieję, że wszystko się uda.
-
Więc jaka jest państwa decyzja względem rodzaju zabiegu?
-
Ta bez otwierania klatki piersiowej – odpowiedzieli bez namysłu.
-
Mądry wybór – pochwaliła ich – ale taki zabieg przeprowadzany
jest w Zabrzu w Klinice Kardiochirurgicznej – dodała.
-
Nic nie szkodzi, najważniejsze aby nasz synek był zdrowy –
usłyszała od nich i już chwytała za swój notes i spisała im
numer telefonu do tamtejszej kliniki po czym dodała – widzimy się
po wszystkim u mnie w gabinecie. Ze łzami w oczach dziękowali jej.
I
tak jak z wizytą u doktor Bogusiak tak i tym razem zadziałali
sąsiedzi wykonując tylko jeden telefon, a po nim mieli ustalony
termin na dziesiąty styczeń dwa tysiące piątego roku było to
niespełna trzy miesiące od wykrycia niepokojących objawów przez
pediatrę ich syna. Do dnia zabiegu czas wlókł im się nie
miłosiernie. Łukasz starał się nie okazywać, że się boi, ale
Bożena była jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wciąż smutna,
rozdrażniona, a dodatkowo teściowa wciąż wbijała co jakiś czas
jej szpilę w plecy była u kresu wytrzymałości. Łukasz wspierał
jak tylko mógł, ale i jemu było ciężko. Po raz kolejny byli z
tym wszystkim sami.
Wreszcie
nadszedł dzień kiedy to Bożena miała wstawić się z synem w
klinice w Zabrzu. W drodze do kliniki towarzyszyła jej teściowa, która oczywiście po powrocie do domu nie omieszkała wylać trochę jadu na swoją synową do syna i twierdzić, że są jej winni pieniądze.
- Musiałam zapłacić dodatkowo za wózek, bo nie było w nim dziecka - mówiła z pretensjami do syna.
- A my mówiliśmy mamie aby ten wózek tam zostawić - odparł Łukasz.
- Ta i jeszcze by ukradli - odparła.
Łukasz już nic nie odpowiedział i dla świętego spokoju oddał matce pieniądze.
Przeprowadzono dziecku kolejne badania i ustalono, że zabieg odbędzie się w czwartek trzynastego stycznia o godzinie trzynastej i jeśli nie będzie żadnych komplikacji to już dwa dni później wyjdą do domu. Bożenka zaraz po uzyskaniu informacji zadzwoniła do Łukasza. A on również przekazał jej co zrobiła jego matka. Była w szoku, ale z drugiej strony nie dziwiło ją zachowanie teściowej.
Do dnia zabiegu do Bożeny dzwonił tylko Łukasz oraz chrzestna Michałka. Oboje byli jej wdzięczni za to, a zwłaszcza Bożena.
- Musiałam zapłacić dodatkowo za wózek, bo nie było w nim dziecka - mówiła z pretensjami do syna.
- A my mówiliśmy mamie aby ten wózek tam zostawić - odparł Łukasz.
- Ta i jeszcze by ukradli - odparła.
Łukasz już nic nie odpowiedział i dla świętego spokoju oddał matce pieniądze.
Przeprowadzono dziecku kolejne badania i ustalono, że zabieg odbędzie się w czwartek trzynastego stycznia o godzinie trzynastej i jeśli nie będzie żadnych komplikacji to już dwa dni później wyjdą do domu. Bożenka zaraz po uzyskaniu informacji zadzwoniła do Łukasza. A on również przekazał jej co zrobiła jego matka. Była w szoku, ale z drugiej strony nie dziwiło ją zachowanie teściowej.
Do dnia zabiegu do Bożeny dzwonił tylko Łukasz oraz chrzestna Michałka. Oboje byli jej wdzięczni za to, a zwłaszcza Bożena.
CDN...
Niestety Bożenka i Łukasz nie mają lekko. Życie nieustannie rzuca im kłody pod nogi. Najpierw teściowa, potem choroba Michałka. Śmiać mi się chciało, kiedy wymyśliła, że do lekarza dziecko ma być ubrane na biało, a akcja z wózkiem to już niewypał, skąd ona czerpie te swoje mądrości? Podziwiam oboje, że potrafią sobie radzić,i stoją murem jedno za drugim. Jedynymi życzliwymi okazują się sąsiedzi, którym pomagał Łukasz, a gdzieś z tyłu głowy nasuwa się powiedzenie, z rodziną dobrze tylko na zdjęciu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dziś i pozdrawiam,Agata
To nie koniec pomysłów teściowej będzie ich jeszcze trochę.
UsuńMasz stu procentową rację z rodziną najlepiej na zdjęciu i to tak aby móc się wyciąć. A ta dwójka przekonuje się o tym coraz bardziej. Zero wsparcia, otuchy czy dobrego słowa z żadnej ze stron.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiejsze odwiedziny, tym bardziej, że u Małgosi pisałaś o wyjeździe. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Gorąco pozdrawiam w piątkowe popołudnie.
Julita
U mnie wszystko ok,dziękuję. Mój wyjazd to sanatorium, na które w naszym NFZ czeka się około 30 miesięcy. Od czasu wypadku staram się korzystać z tej formy podreperowania zdrowia.Jesteśmy tu wraz z mężem, który też wymaga kuracji leczniczych, dzieci odchowane więc mogliśmy sobie pozwolić.Jedyny problem to internet, który działa średnio.
UsuńPozdrawiam cieplutko, Agata
Ja na razie nie muszę korzystać z takich kuracji. Chociaż nie powiem mały urlop się przyda.
UsuńAle cieszę się, że u Ciebie wszystko ok.
Gorąco pozdrawiam.
Julita
To jakiś koszmar... Wydaje się, że Bożena wpadła z deszczu pod rynnę. W domu nie miała spokoju, bo wciąż rodzice wtrącali się w jej życie a teraz godnie zastępuje ich teściowa. Makabra. Cała trójka nadaje się do leczenia zamkniętego. Teściowa najpierw proponowała adopcję ze wskazaniem, bo chodziło jej o kasę, a teraz nawet nie chce zostawać z małym, kiedy Bożena chce iść do pracy. Trzeba mieć nieźle nawalone w głowie, żeby tak taktować własnego wnuka. Bożena i Łukasz mają wciąż pod górkę. Nie dość, że teściowa nie daje im żyć, to jeszcze tyle kłopotów z Michałkiem. Niejedna matka by się załamała. Łukasz jest wspaniałym ojcem i robi wszystko, żeby synek odzyskał zdrowie. Bożenie zazdroszczę tych ogromnych pokładów cierpliwości. Dzielnie się trzyma w obliczu schorzeń dziecka i trzyma nerwy na wodzy w stosunku do teściowej. Ja tę babę trzasnęłabym w łeb gumowym młotkiem, może wówczas nabrałaby rozumu i trochę ogłady. Po prostu brak słów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Jak słusznie zauważyłaś teściowej Bożeny chodziło o pieniądze o nic więcej, stąd jej odmowa w opiece nad wnukiem. Ale ta kobieta jeszcze umili tej dwójce życie.
UsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam w piątkowy wieczór.
Julita
Ale z tego Zygmunta dusigrosz, a teściowa Bożeny tylko by chciała kasę. Po co Zygmunt to wredny kutafon... Sorry, za to brzydkie słowo. A co mały zrobił teściowej Bożenki, że nie będzie się opiekowała małym dzieckiem
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
Chyba dotychczas czytałaś bez zrozumienia. Zygmunt tak jak Agata są alkoholikami, a nie dusigroszami. Oni nie mają pieniędzy, bo je przepijają.
UsuńZachowanie teściowej to odwet za to, że nie oddali jej dziecka do adopcji.
Pozdrawiam serdecznie.
Julita
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń