Zabieg
się udał i trwał tak jak mówili lekarze niecałą godzinę. A
mimo to dla Bożeny to była wieczność. W głowie miała istną
gonitwę myśli, ale na żadną nie znała odpowiedzi. Pełna obaw o
własne dziecko sama w pewnym momencie potrzebowała pomocy. Wreszcie
ujrzała wózek na którym leżał Michałek, podeszła do lekarza z
niemym pytaniem wymalowanym na twarzy.
-
Wszystko w porządku. Mieliśmy pewien mały problem, ale uporaliśmy
się z nim. I już może pani być spokojna, bo mały będzie zdrowym
dzieckiem.
-
Dziękuję panie doktorze.
-
Dodam jeszcze, że jeśli wszystko będzie dobrze to już w sobotę
wrócicie do domu – widać było, że te wszystkie wiadomości
pozwoliły Bożenie odetchnąć. Czuła się tak jakby spadł z jej
pleców kilku tonowy głaz. Zadzwoniła do męża z informacją, że
wszystko się udało, a w sobotę możliwy jest ich powrót do domu.
-
Ja po was przyjadę, a wiesz o której godzinie?
-
Nie wiem, ale myślę, że jutro będę wiedzieć więcej to zaraz
dam znać – odpowiedziała mężowi.
I
tak jak mówił lekarz dwa dni później wracali we trójkę do domu.
Bożena liczyła, że wreszcie będzie mogła się wykąpać oraz
wyspać w normalnych warunkach, bo przez ostatnie pięć nocy spała
na podłodze pod łóżkiem Michała lub na siedząco z głową
ułożoną na jego łóżku. Jakie było jej zdziwienie, gdy okazało
się, że teściowa organizuje imprezę imieninową dla swojego
partnera. W tej chwili nie chodziło już o nią samą, ale mały
Michał był po zabiegu i potrzebował spokoju. Impreza była suto
zakrapiana i skończyła się dość późno. Łukasz, gdy poszedł
poprosić matkę, aby byli nieco ciszej usłyszał tylko.
-
Jestem u siebie i będę robić jak mnie się podoba.
Od
tego dnia sytuacja w domu zaczynała być coraz bardziej napięta. W
końcu dwa tygodnie później matka Łukasza kazała im się
wyprowadzić w ciągu tygodnia. Będąc pod ścianą, bo wciąż nie
mieli odpowiedzi z urzędu co do mieszkania musieli udać się do
rodziców Bożeny.
Ci
co było dość dziwne nie mieli nic przeciwko. Jedynym plusem
mieszkania u Agaty i Zygmunta było, to że mieli całkowicie osobny
pokój, co było niemożliwe w mieszkaniu matki Łukasza. Tam
zajmowali zaledwie połowę kuchni. Po raz kolejny składali wniosek
o mieszkanie, ale tym razem ponownie pomogli sąsiedzi Łukasza, a sąsiadka umówiła ich na rozmowę z prezydentem miasta poza
kolejnością. Podczas tego spotkania opisali oboje jak wygląda ich
obecna sytuacja.
Dwa
miesiące później Bożena wraz z Michałkiem w wózku pojechała
sprawdzić czy są listy osób, którym przyznano mieszkanie. Czytała
tę listę i nie mogła uwierzyć własnym oczom ich nazwisko
widniało na tej liście. Mieszkanie nie było duże, bo zaledwie pokój z kuchnią i miało nie
całe trzydzieści sześć metrów kwadratowych, ale cieszyli się. I
co najważniejsze z dala od jednych i drugich rodziców. Od tego dnia
czas jakby przyspieszył i w przeciągu kolejnych dwóch miesięcy
już mogli się wprowadzać.
W
przeprowadzce pomogła teściowa Bożeny wraz z jej bratem, chrzestny
Michała oraz kolega z dziewczyną, rodzina Bożeny nagle miała
wiele innych rzeczy do zrobienia. Zygmunt musiał wymienić butlę z
gazem, Agata wielce robiła porządki, a Przemek ulotnił się z domu
z samego rana.
Nie
posiadali zbyt wiele pieniędzy, ale mimo to za to co mieli zrobili
remont. Wyposażenie mieszkania też było dość skromne. Meble do
pokoju to segment, który Łukasz otrzymał od rodziny na osiemnaste
urodziny, a reszta mebli to jakaś zbieranina od znajomych. A mimo to
nie przejmowali się tym.
-
Przecież z czasem wszystko wymienimy – mawiali.
Ale
oczywiście matka Łukasza nie była by sobą gdyby nie zaczęła
wszystkiego krytykować.
-
Tę firankę powinnaś powiesić w kuchni, a ten obrazek nie pasuje
tutaj lepiej by wyglądał w tej części wydzielonej z kuchni dla
Michała. Kanapa powinna stać w tym miejscu – i tego typu uwag
miała mnóstwo, a w Bożenie gotowała się krew. W pewnym momencie
już nie wytrzymała i rzekła.
-
To nie jest mamy mieszkanie tylko nasze i nic mamie do tego co, gdzie
i jak będzie stało, wisiało albo leżało.
Ta
oburzona słowami synowej z obrazą w głosie odparła.
-
Nic tu po mnie ja już wracam do siebie – będąc w przedpokoju
usłyszała głos swojego brata, który proponował jej podwiezienie.
W
tym momencie w mieszkaniu zostali Bożena z Łukaszem i Michałem
oraz kolega z dziewczyną.
-
My wam pomożemy to poustawiać, bo sami będziecie to robić do rana
– oboje byli im wdzięczni za pomoc. Było już po dwudziestej jak
znajomi opuszczali ich mieszkanie.
Czas
płynął swoim rytmem, a oni cieszyli się swoim szczęściem i tym,
że ich syn był zdrowy. Kiedy to dwa lata po zabiegu podczas wizyty
w poradni kardiologicznej usłyszeli, że to ostatnia wizyta, bo z
sercem syna jest wszystko w porządku odetchnęli.
-
Pani doktor, chcieliśmy jeszcze wiedzieć czy możemy małego
zapisać od września do przedszkola? - dopytywali, bo Bożena
chciała iść do pracy, na co przystał Łukasz.
-
Oczywiście, że możecie. Syn jest już zdrowy i należy mu pozwolić
na to wszystko co innym dzieciakom w jego wieku.
Mając
zgodę lekarki zapisali małego do pobliskiego przedszkola, a Bożena
zaczęła poszukiwać pracy. Chciała iść do pracy jeszcze przed
wrześniem, aby przyzwyczaić synka do zmian jakie miały nastać.
Dużo mu tłumaczyli, a on jak na trzylatka zdawał się wiele
rozumieć i chyba nawet tak było.
Lecz
zanim Bożena znalazła pracę trochę czasu minęło, ale w końcu
się udało. Znalazła pracę w sklepie na osiedlu gdzie mieszkała
teściowa, lecz to nie miało znaczenia. Wówczas Łukasz wpadł na
pewien pomysł.
-
Miśka wiesz co, pomyślałem, że może byśmy kupili jakiś
samochód?
-
To niezły pomysł – odparła Bożena. Ta jej aprobata wywołała
radość w oczach jej męża – A myślałeś jaki? - zapytała.
-
Jeszcze nie. Ale dziękuję, że nie oponujesz – rzekł z radością
w głosie.
-
Przecież wiem, jak wielkim fanem motoryzacji jesteś. A i zakup auta
zawsze nam ułatwi wiele spraw – odparła zgodnie z prawdą. Ona
wiedziała jak Łukasz kocha wszystko co związane jest z
samochodami. Prawdą było też, że gdyby nie ingerencja jego matki
on zostałby mechanikiem. Ale ta kobieta z jakichś sobie tylko
znanych przyczyn była przeciwniczką wszystkiego co z tym się
wiązało.
-
Co byś powiedziała na takiego Malucha? Na początek i nasze
możliwości były wystarczający – zaproponował.
-
Czemu nie – odparła.
Od
tej rozmowy nie minęło wiele, a oni już cieszyli się z
zakupionego autka.
Jej
rodzice pochwalili nawet ten zakup, ale jego matka już nie. Kiedy
tylko dowiedziała się o tym zakupie najpierw zrobiła swojej
synowej awanturę w miejscu jej pracy, a gdy to nie zrobiło na
młodych wrażenia obrała inną taktykę. I tak przy każdej
możliwej sytuacji mówiła jacy są nieodpowiedzialni, że może
stać się jakiś wypadek, że może urwać się koło od samochodu.
Ale to co zrobiła w dniu imienin Łukasza przeszło najśmielsze oczekiwania.
Na
kilkanaście dni wcześniej zadzwonili do niej z informacją, że w urodziny
Michała ich nie będzie bo wyjeżdżają na weekend do Radomska, ona
tę wiadomość przyjęła. Ale dwa tygodnie później przyjechała
do nich i najpierw złożyła swojemu synowi życzenia i wręczyła
prezent i chwilę później przeszła do meritum sprawy.
-
W tej chwili masz mi oddać dokumenty samochodu wraz z kluczykami –
Łukasz popatrzył na matkę i nie był pewien czy dobrze usłyszał.
-
A to niby dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem w głosie.
-
Nie zamierzam się tłumaczyć. Powiedziałam raz i nie zamierzam się
powtarzać.
-
Ale auto nie jest moje tylko Bożeny – odparł zgodnie z prawdą. A
ta nagle sięgnęła po swoją torebkę i wyjęła z niej młotek
-
Albo zrobisz co ci karzę albo zaraz powybijam szyby w tym
samochodzie – krzyczała.
-
Może mama nie krzyczeć. Dziecko się boi – odezwała się
milcząca do tej pory Bożena trzymając na rękach przestraszonego
synka.
-
Ty się nie odzywaj. Pozwoliłaś mu kupić to auto po to aby się
zabił albo żeby kogoś zabił i poszedł siedzieć do więzienia. A
ty wówczas będziesz mogła sobie do mojego mieszkania sprowadzać
kochanków aż ci sperma uszami będzie wychodziła – krzyczała, a
oni z osłupieniem słuchali co ta kobieta mówi.
-
Możesz przestać – krzyknął Łukasz.
-
Nie. Powiedziałam albo kluczyki albo zobaczysz co zrobię.
-
To spotkamy się wówczas w sądzie – odezwała się Bożena.
-
Myślałam, że będziesz taką synową jaką sobie wymarzyłam i
będziesz mnie wspierać. A ty nawet nie jesteś mi wdzięczna, że
to dzięki mnie masz to mieszkanie – mówiła.
-
A co mama ma wspólnego z tym mieszkaniem? - zapytała Bożena.
-
Gdyby Łukasz nie był niepełnosprawny to nie dostalibyście tego
mieszkania – odparła pewna swego.
-
A to ciekawe, bo my nigdy nie pisaliśmy o tym w żadnym z wniosków
– odpowiedziała jej synowa – A teraz opuścisz to mieszkanie, bo
jak nie to wzywam policję.
-
To sobie wzywaj, jestem u siebie – rzekła butnie matka Łukasza.
Bożena
nie zastanawiając się wybrała numer na policję, a ta pojawiła
się u nich w kilkanaście minut od zgłoszenia. Policjanci
wysłuchali każdego z osobna. Ale matka Łukasza przez jakąś
chwilę nie dawała za wygraną i próbowała dyskutować z
mundurowymi.
-
Prosimy aby pani dobrowolnie opuściła ten lokal – usłyszała.
-
Ale ja przyjechałam do syna i tak w ogóle to jestem u siebie –
mówiła.
-
A czy pani jest tu meldowana? - padło z ust policjanta.
-
No nie, ale tu mieszka mój syn – odparła i była pewna swego.
-
Czy pan chce aby pańska matka opuściła to mieszkanie? - zwrócono
się do Łukasza.
-
Tak, chcę aby moja matka stąd wyszła – odparł z całą
pewnością w głosie Łukasz.
-
Moja noga więcej tu nie powstanie – krzyknęła jeszcze i wyszła
w asyście policji.
Od
tego wieczoru rzeczywiście jego matka dała im spokój. Nie odzywali
się ze sobą przez dwa lata. Jedni nie dzwonili do drugich i
odwrotnie. Młodzi odetchnęli, wreszcie nikt im nie mówił jak mają
żyć.
Ale
ta cała sielanka miała prysnąć jak bańka mydlana w dwa tysiące
dziewiątym roku mniej więcej od połowy tego roku. Do tego czasu
pracowali oboje albo pracowała Bożena. Po zrezygnowaniu z pracy w
handlu przyjęła się do zakładu produkcyjnego, gdzie zarobki były
dużo wyższe.
W
kwietniu tegoż roku Bożena uległa wypadkowi w pracy, ale jej
nadgorliwość ją zgubiła. Nie pozwoliła wezwać pogotowia, wzięła
tabletkę przeciwbólową i wróciła na swoje miejsce pracy. Po
pracy odebrała syna z przedszkola, w domu zrobiła porządek i o
zwykłej porze poszła spać. Następnego dnia rano ona nie mogła
się ruszyć. Z trudem wstała i wraz z mężem pojechała do
lekarza. Wszelkie badania wykazały uszkodzenie kręgosłupa, a
diagnoza była jednoznaczna.
-
Albo zacznie pani się oszczędzać albo wyląduje na wózku - padło z ust lekarza.
CDN...
Naprawdę trzeba mieć niebywałego pecha, bo nie dość, że ma się patologicznych rodziców to dostaje się w prezencie prawdziwą sukę nie teściową. Nie mogę pojąć, co to za dysfunkcyjna kobieta i chyba pozbawiona piątej klepki. Wstrętna, roszczeniowa, w pretensjach do syna i synowej tylko nie do siebie, nie potrafiąca uszanować nikogo i nic. Przy tym bezczelna do granic możliwości. Wspaniała i kochająca babcia, której zależy na zdrowiu wnuka i dlatego w dzień jego powrotu ze szpitala funduje jemu i jego rodzicom imprezę imieninową dla konkubenta. Naprawdę pogratulować taktu. Dużo ironii i sarkazmu jest w tym komentarzu, ale nie potrafię tego opisać inaczej. Wszystkie wysiłki młodych od samego początku są torpedowane. Nie dość, że dziecko jest poważnie chore, to jeszcze kłopoty mieszkaniowe i ciągłe wymawianie młodym tego kawałka kuchni, który zajmują. Szczytem wszystkiego jest stwierdzenie teściowej, która przyszła w "odwiedziny" do syna, że jest u siebie i może robić, co chce, również wytrzaskać młotkiem szyby w "maluchu". Ta kobieta jest kompletnie niezrównoważona i nadaje się do leczenia zamkniętego. Jedynym pozytywnym wydźwiękiem tej części jest to, że z małym już całkiem dobrze a także to, że młodzi odcięli się od teściowej i wreszcie mogą zacząć budować to swoje małe szczęście. Zła wiadomość, to stan kręgosłupa Bożeny. Oby nie było to nic poważnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Ta dwójka młodych ludzi od samego początku musi się sama zmagać z przeciwnościami losu. A teściowa jest kobietą, która uważa się za kogoś kto wie wszystko najlepiej i nie znosi, gdy nie robi się tak jak ona chce.
UsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam z chłodnego Sosnowca.
Julita
Matka Łukasza to chyba jakaś idiotka, co ona ma w głowie. Plecie takie bzdury, że przykro się robi kiedy to czytam,… że może stać się jakiś wypadek, że może urwać się koło od samochodu. Przecież jakby człowiek wiedział, że się przewróci to by w ogóle nie wstawał. Jeszcze ta akcja na imieninach Łukasza z kluczykami od samochodu, chore to jakieś,a dzień powrotu Bożenki z dzieckiem po zabiegu,woła o pomstę!
OdpowiedzUsuńProszę oszczędź Bożenkę, już oderwali się od matki Łukasza i rodziców Bożenki, to znowu jej choroba. Chyba gorzej już nie będzie, o nie. Myślę, że następny rozdział będzie bardziej optymistyczny.
Pozdrawiam serdecznie, życząc udanego odpoczynku, Agata
Ta dwójka nie ma łatwego życia, ale mimo to nie poddają się. Wiedzą, że mają tylko siebie. Ale czy będzie optymistycznie czy też nie okaże się za trzy tygodnie.
UsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam w piątkowy wieczór.
Julita
Łukasz i Bożenka zdecydowanie powinni wyjechać jak najdalej od swoich rodzin. Chyba tylko to by ich ochroniło przed tym wszystkim co ich spotkało i spotyka. Z tego co zrozumiałam jakąś tam niepełnosprawność syna teściowa Bożenki wykorzystuje dla własnych celów. To jest podłe, ale niestety i prawdziwe. To już rodzice Bożenki są lepsi. Piją, ale tak zwyrodniali nie są. Takie tam moje zdanie.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą to jeśli dobrze pamiętam to rodzice Bożenki i teściowa dobrych stosunków nie mają, a są prawie tacy sami. aż dziwne to.
Pozdrawiam miło z cieplej, suchej części wielkopolski.
Matka Łukasza niemalże od zawsze wykorzystywała fakt, że jej syn jest niepełnosprawny. Ona uczyniła z tego coś na wzór zarobku, korzystając np z opieki społecznej.
UsuńMasz rację, że ich rodzice są do siebie podobni. Ale różni ich jeden fakt. Rodzice Bożeny nie wtrącają się w ich życie, a teściowa przeciwnie.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Pozdrawiam cieplutko z suchego, ale chłodnego Sosnowca.
Julita
Żal mi młodego. A teściowa Bożenki jest po prostu nie wiem jak to powiedzieć... Młody potrzebował spokoju, a ta matka zrobiła imprezę... Brak mi słów dla matki Łukasza
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
To jej dom i jej zasady - tak twierdzi teściowa. Tego nie da się zrozumieć, ale tacy ludzie też istnieją.
UsuńDziękuję Ci za wpis.
Serdecznie pozdrawiam.
Julita