poniedziałek, 31 grudnia 2018
piątek, 28 grudnia 2018
CZERŃ I BIEL częśćVIII
Była zdenerwowana i gdyby nie obecność Marka chyba by nie dała rady. To dzisiaj miała odbyć się rozprawa w sądzie przeciwko jej byłemu pracodawcy. Za namową Marka po odejściu z tamtej firmy złożyła doniesienie na szefa o molestowaniu w pracy. Obawiała się spotkania z tym człowiekiem.
- Ula spokojnie jestem z tobą i nie pozwolę na żadne obrażanie cię przez tego człowieka - objął i uspakajając głaskał po plecach.
- Dziękuję, że jesteś tu ze mną - odparła.
- A gdzie miałbym być, jeśli nie z tobą.
Rozmowę przerwało wyjście z sali kobiety oznajmiającej o rozpoczęciu się rozprawy. Sama rozprawa była dość burzliwa, bo były szef próbował za wszelką cenę udowodnić swoją niewinność.
- To pani Cieplak mi się narzucała. Często przychodziła do mojego gabinetu niby to w sprawie podpisu lub pod innym pretekstem - mówił.
Na jego słowa w młodym Dobrzańskim, aż krew się gotowała. Siedział tuż za Ulą na miejscu dla słuchaczy i zapewne gdyby nie miejsce, w którym się znajdowali Marek był gotów obić mi gębę.
Lecz dowody przeciwko niemu oraz zeznania kilku świadków były nie do podważenia. A dodatkowo zeznania jednej z dziewczyn pokrywały się z zeznaniami Cieplak. Niespełna godzinę później ogłoszono półgodzinną przerwę, po której miano ogłosić wyrok. Wszyscy zgromadzeni wyszli na korytarz. Marek natychmiast był przy niej. Wreszcie mogła ponownie ukryć się w jego silnych ramionach. Czuła się szczęśliwa będąc z nim, a w jego ramionach dodatkowo bezpieczna.
Wrócili na salę aby usłyszeć orzeczenia sądu.
- Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. Sąd w składzie... uznaje pana Przemysława Górskiego winnego dokonanego czynu i skazuje na dziesięć lat więzienia oraz nakazuje wypłatę odszkodowania na rzecz powódki w kwocie pięćdziesięciu tysięcy złotych. Niniejszym wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji - odetchnęli z ulgą po usłyszeniu wyroku.
Po wszystkim Ula chciała wrócić do siebie, potrzebowała odpocząć.
- Marek możesz mnie odwieź do domu. Chciałabym pobyć sama - prosiła mężczyznę.
- Oczywiście, ale może zostanę z tobą.
- Nie muszę pobyć samej, cała ta rozprawa roztroiła mnie - usłyszał, pokiwał tylko głową. Nie chciał się narzucać.
- Gdybyś tylko coś potrzebowała to wiesz... - zaczął będąc już pod jej blokiem.
- Tak wiem wystarczy, że zadzwonię - dokończyła za niego.
Marek uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki.
- Kocham cię - usłyszała kolejny już raz w ciągu całego dnia
- Kocham cię - odpowiedziała i dodała - jedź ostrożnie.
Weszła do domu, wzięła prysznic i opatulona we frotowy szlafrok usiadła na kanapie z filiżanką kawy. Pierwsze co to zaczęła rozpamiętywać przebieg procesu i nie mogła zrozumieć zachowania swojego byłego szefa.
- Dobrze, że Marek był przy mnie - rozmyślała.
- Marek możesz mi powiedzieć co się dzieje i proszę nie zaprzeczaj kolejny raz, że nic - zaczęła wspominać ten dzień, a raczej wieczór kiedy to Dobrzański zabrał ją do kina, na kolację, a później w parku wyznał jej miłość.
- Ula nic się nie stało. A raczej nic złego się nie stało - mówił jakoś dziwnie.
- Może tak jaśniej - zaczęła się denerwować, bo najwyraźniej chciał jej coś powiedzieć.
- Ula... - wziął głęboki wdech - wiem, że do tej pory twoje doświadczenia z mężczyznami były nie najlepsze aby nie powiedzieć złe. Lecz ja mogę ci obiecać, że nie jestem taki jak oni i jeśli tylko mi pozwolisz udowodnię ci to - mówił patrząc jej prosto w oczy - Ula chcę ci powiedzieć, że zakochałem się w tobie i kocham szczerze oraz prawdziwie - powiedział to jednocześnie próbując wyczytać z jej twarzy co czuje ona sama.
Przez chwilę panowała cisza.
- Marek - odezwała się końcu - nie wiem co mam ci powiedzieć, zaskoczyłeś mnie. Fakt nie mogę powiedzieć, że nie jesteś mi obojętny, bo tak nie jest i ja zakochałam się w tobie. Tylko musisz mnie zrozumieć te przykre doświadczenia spowodowały, że nie potrafię już tak zaufać, zwłaszcza mężczyźnie - tłumaczyła.
- Ja to wszystko wiem, ale cieszę się, że nie odrzuciłaś mnie. Jestem gotowy aby czekać tyle ile będzie trzeba - usłyszała w odpowiedzi.
Od tego czasu minęło zaledwie kilka tygodni, a ona coraz bardziej mu ufała i przekonywała się do niego. Kilka razy nawet porównywała Marka do Olafa. I to ten pierwszy zawsze wychodził na plus pod każdym względem. Marek był brunetem, a tacy podobali jej się najbardziej, szanował ją, nigdy nie podnosił głosu, opiekuńczy tego wszystkiego trudno było się doszukać u Olafa. Przy Marku nie musiała niczego ani nikogo udawać, po prostu czuła się szczęśliwa.
Spotkał się z przyjacielem w klubie.
- Jak tam Ulka - zapytał Olszański.
- Nie najlepiej. Ta rozprawa rozbiła ją.
- To czemu nie jesteś z nią? - zdziwił się przyjaciel.
- Chciała być sama - odparł - czasami mam wrażenie, że to między nami nie ma sensu - dodał smutno.
- Marek może ona potrzebuje więcej czasu, wiesz jak było dotychczas w jej życiu. Najpierw ten cały Olaf później szef. Myślę, że ty nie jesteś jej obojętny.
Marek siedział nie wiedząc co powiedzieć przyjacielowi chociaż w duchu mu przyznawał rację.
- Kochasz ją... - mówił dalej Sebastian.
- Tak - odpowiedział bez chwili zastanowienia - Ale najwyraźniej to za mało - odparł - już sam nie wiem co robić aby mi w pełni zaufała.
- Nie możesz się poddać. Ona nie jest jak Sylwia...
- Nawet mi o tej kobiecie nie przypominaj - wszedł mu w słowo. Nie chciał pamiętać o swojej byłej żonie. Prawdą też było, że czasem te dwie kobiety porównywał między sobą. I chociaż kiedyś w Sylwii widział same zalety tak teraz śmiało mógł powiedzieć, że nigdy nie znał własnej żony. Ula była całkowitym jej przeciwieństwem skromna, nie unosząca się, pełna dobroci, szlachetna.
- Musisz coś zrobić - usłyszał Dobrzański.
- Niby co. Dzisiaj nie chciała żebym z nią został.
- No tak, a ty grzecznie się pożegnałeś i umówiłeś z kumplem na piwo, brawo - rzekł z ironią w głosie Sebastian.
- A co miałem...
- Człowieku ja mam ci mówić jak masz postępować.
Marek ona zwłaszcza teraz ciebie potrzebuje. I nie mówię abyś ją zaciągnął do łóżka, ale żebyś był przy niej i wspierał.
Dobrzański siedział jeszcze przez chwilę przetrawiając słowa przyjaciela i musiał przyznać, iż ten ma rację.
- Jedź do niej - usłyszał, po czym pożegnał się z przyjacielem i wyszedł z lokalu nie dokończywszy piwa by po kilkunastu minutach stać pod jej drzwiami.
Kilka razy dzwonił domofonem już zaczął się niepokoić. Postanowił zadzwonić pod inny numer, udało się i wszedł do bloku, ściągnął windę, wjechał na ostatnie piętro. I tak jak kilka chwil wcześniej również teraz nie otwierała mimo, że dzwonił parokrotnie. Obawiał się, czy aby nic złego się nie stało. Wyciągnął telefon wybrał jej numer i czekał aż odbierze.
- Witaj Marek - usłyszał gdy odebrała po kilku sygnałach.
- Cześć Ula.
- ....
- A do Rysiowa pojechałaś.
- ...
- Nic się nie stało. Tylko martwiłem się o ciebie i chciałem spytać jak samopoczucie.
Po tym jak zapewniła go o swoim samopoczuciu pożegnał się i wrócił do siebie.
Pod drzwiami swojego mieszkania znalazł żółtą kopertę.
Siedział i zastanawiał się co ma począć. W ciągu jednej chwili miał wrażenie jakby przeżywał powtórkę z rozrywki. Wydawało mu się, że z Ulą będzie inaczej niż z Sylwią, ale zawartość koperty mówiła coś innego.
Zdjęcia Uli w objęciach innego. W tym momencie sądził, że Ulka dlatego chciała zostać sama, bo była z tym kimś umówiona i zapewne nie jest w żadnym Rysiowie tylko z tym kimś.
Następnego dnia Ula zadzwoniła do Marka z rana prosząc o wolne do końca tygodnia twierdząc, że źle się czuje. Niezbyt jej uwierzył, ale dał to wolne.
Pod koniec tygodnia w samym Rysiowie miało miejsce pewnego rodzaju wydarzenie.
Ula wróciła do domu z zakupami i od progu usłyszała ten dobrze znajomy głos. Głos człowieka, o którym wolała zapomnieć. Weszła dalej, przywitała się z gościem ogólnym dzień dobry i zajęła wypakowywaniem zakupów.
- Możesz mi powiedzieć co tu robisz? - zapytała
- Ula chciałem z tobą porozmawiać - usłyszała gdy zostali sami.
- Olaf my nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać - odparła.
- Proszę tylko o chwilę rozmowy - prosił mężczyzna.
Ula zgodziła się, myśląc iż ten da jej spokój po rozmowie, ale z końcówki tejże rozmowy wynikało iż tak nie będzie.
- Pamiętaj albo będziesz ze mną albo z nikim innym - usłyszała.
- Grozisz mi? - zapytała.
- Nie, ja cię ostrzegam - usłyszała.
Przestraszyła się słów, które padły podczas tej rozmowy. Zaraz po wyjściu Olafa zadzwoniła do Marka, ale ten nie odbierał.
- Może ma spotkanie - pomyślała. Tego dnia jeszcze dzwoniła do niego dwa razy.
Zaczęła się niepokoić, bo Marek zawsze odbierał od niej telefony lub też oddzwaniał po kilku minutach. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Gdy następnego dnia dzwoniła do firmy telefon odebrała Violetta twierdząc, że Dobrzańskiego nie ma.
Przez cały weekend próbowała się skontaktować z Markiem, ale on wciąż milczał. Natomiast Olaf dzwonił i wysyłał smsy kilka razy. Przypominając jej o swojej groźbie, lecz niedzielna wiadomość przeraziła ją jeszcze bardziej.
- Czyżby twój kochaś cię opuścił?
Obawiała się czy Olaf czasami czegoś nie zrobił Markowi. Ten człowiek był nieobliczalny i ona o tym dobrze wiedziała. A sam Dobrzański wciąż nie odbierał od niej telefonów i nie oddzwaniał. Do firmy nie miał po co dzwonić, a znała tylko Marka numer nikogo więcej.
Tymczasem w Warszawie junior Dobrzański próbował przełknąć gorzką pigułkę. Szkoda tylko, że nie swoją. On tak samo jak Ulka od kilku dni nie był w pracy, Sebastiana poprosił o zastępstwo. A w piątek udał do klubu z zamiarem upicia się i spróbowania zapomnieć. Dwie godziny później kompletnie pijany pojechał do domu przyjaciela, bo nie chciał siedzieć samemu w domu, a i miał ochotę komuś się wygadać.
- Marek co ty tu robisz?
- Możemy pogadać?
- Jasne wchodź.
- One wszystkie są takie same... - wybełkotał Dobrzański będąc jeszcze w przedpokoju i próbując usilnie zdjąć kurtkę.
- O czym ty mówisz?
- O Ulce, mojej byłej żonie, modelkach i wszystkich innych kobietach.
Przyjaciel popatrzył na niego nie rozumiejąc o co chodzi, ale widząc stan w jakim znajduje się Marek wolał nie wdawać się w dyskusje.
- Chodź prześpisz się, a jutro rano pogadamy - rzekł i chwyciwszy go pod ramię poprowadził do kanapy stojącej w salonie.
Nazajutrz obudził się z potwornym kacem i bólem głowy. Rozejrzał się po pomieszczeniu nie bardzo mogąc sobie przypomnieć gdzie jest.
- O Seba - odezwał się z wyraźną ulgą.
- Seba, Seba, a coś myślał.
- Nie krzycz. Myślałem, że wylądowałem u jakiejś panny. Pamiętam jak poszedłem do klubu, upiłem się i dalej nic.
- Chłopie co ty wyprawiasz. Ulka tylko wyjechała do rodziny na kilka dni, a ty zachowujesz się jakby ci na niej nie zależało - mówił z wyrzutem Olszański.
- To nie mnie nie zależy, ale jej. Dodatkowo mnie zdradza - odparł.
- Co? Ty się dobrze czujesz? - zaczął Sebastian zadawać pytania, bo to co mówił Marek było niedorzeczne.
Marek wyjął zdjęcie, które otrzymał parę dni temu i pokazał przyjacielowi. Lecz ten jakoś nie mógł uwierzyć, że to prawda. A i Ulka na tym zdjęciu wygląda jakoś inaczej niż teraz.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać, że to nieprawda - zdążył odezwać się Marek nim przyjaciel cokolwiek chciał powiedzieć.
Sebastian postanowił to wyjaśnić, ale nie chciał o tym mówić Markowi. Ten widać było, że jest załamany i na obecną chwilę żadne racjonalne tłumaczenia nie miały sensu. Olszański miał wrażenie iż Marek bardziej jest załamany tym rzekomym romansem Ulki niż jak wyszła na jaw zdrada i kłamstwo Sylwii.
- Czyżby on bardziej kochał Cieplak niż Sylwię. Widocznie tak musi być, bo ja go nigdy nie widziałem w takim stanie - rozmyślał.
CDN...
- Ula spokojnie jestem z tobą i nie pozwolę na żadne obrażanie cię przez tego człowieka - objął i uspakajając głaskał po plecach.
- Dziękuję, że jesteś tu ze mną - odparła.
- A gdzie miałbym być, jeśli nie z tobą.
Rozmowę przerwało wyjście z sali kobiety oznajmiającej o rozpoczęciu się rozprawy. Sama rozprawa była dość burzliwa, bo były szef próbował za wszelką cenę udowodnić swoją niewinność.
- To pani Cieplak mi się narzucała. Często przychodziła do mojego gabinetu niby to w sprawie podpisu lub pod innym pretekstem - mówił.
Na jego słowa w młodym Dobrzańskim, aż krew się gotowała. Siedział tuż za Ulą na miejscu dla słuchaczy i zapewne gdyby nie miejsce, w którym się znajdowali Marek był gotów obić mi gębę.
Lecz dowody przeciwko niemu oraz zeznania kilku świadków były nie do podważenia. A dodatkowo zeznania jednej z dziewczyn pokrywały się z zeznaniami Cieplak. Niespełna godzinę później ogłoszono półgodzinną przerwę, po której miano ogłosić wyrok. Wszyscy zgromadzeni wyszli na korytarz. Marek natychmiast był przy niej. Wreszcie mogła ponownie ukryć się w jego silnych ramionach. Czuła się szczęśliwa będąc z nim, a w jego ramionach dodatkowo bezpieczna.
Wrócili na salę aby usłyszeć orzeczenia sądu.
- Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. Sąd w składzie... uznaje pana Przemysława Górskiego winnego dokonanego czynu i skazuje na dziesięć lat więzienia oraz nakazuje wypłatę odszkodowania na rzecz powódki w kwocie pięćdziesięciu tysięcy złotych. Niniejszym wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji - odetchnęli z ulgą po usłyszeniu wyroku.
Po wszystkim Ula chciała wrócić do siebie, potrzebowała odpocząć.
- Marek możesz mnie odwieź do domu. Chciałabym pobyć sama - prosiła mężczyznę.
- Oczywiście, ale może zostanę z tobą.
- Nie muszę pobyć samej, cała ta rozprawa roztroiła mnie - usłyszał, pokiwał tylko głową. Nie chciał się narzucać.
- Gdybyś tylko coś potrzebowała to wiesz... - zaczął będąc już pod jej blokiem.
- Tak wiem wystarczy, że zadzwonię - dokończyła za niego.
Marek uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki.
- Kocham cię - usłyszała kolejny już raz w ciągu całego dnia
- Kocham cię - odpowiedziała i dodała - jedź ostrożnie.
Weszła do domu, wzięła prysznic i opatulona we frotowy szlafrok usiadła na kanapie z filiżanką kawy. Pierwsze co to zaczęła rozpamiętywać przebieg procesu i nie mogła zrozumieć zachowania swojego byłego szefa.
- Dobrze, że Marek był przy mnie - rozmyślała.
- Marek możesz mi powiedzieć co się dzieje i proszę nie zaprzeczaj kolejny raz, że nic - zaczęła wspominać ten dzień, a raczej wieczór kiedy to Dobrzański zabrał ją do kina, na kolację, a później w parku wyznał jej miłość.
- Ula nic się nie stało. A raczej nic złego się nie stało - mówił jakoś dziwnie.
- Może tak jaśniej - zaczęła się denerwować, bo najwyraźniej chciał jej coś powiedzieć.
- Ula... - wziął głęboki wdech - wiem, że do tej pory twoje doświadczenia z mężczyznami były nie najlepsze aby nie powiedzieć złe. Lecz ja mogę ci obiecać, że nie jestem taki jak oni i jeśli tylko mi pozwolisz udowodnię ci to - mówił patrząc jej prosto w oczy - Ula chcę ci powiedzieć, że zakochałem się w tobie i kocham szczerze oraz prawdziwie - powiedział to jednocześnie próbując wyczytać z jej twarzy co czuje ona sama.
Przez chwilę panowała cisza.
- Marek - odezwała się końcu - nie wiem co mam ci powiedzieć, zaskoczyłeś mnie. Fakt nie mogę powiedzieć, że nie jesteś mi obojętny, bo tak nie jest i ja zakochałam się w tobie. Tylko musisz mnie zrozumieć te przykre doświadczenia spowodowały, że nie potrafię już tak zaufać, zwłaszcza mężczyźnie - tłumaczyła.
- Ja to wszystko wiem, ale cieszę się, że nie odrzuciłaś mnie. Jestem gotowy aby czekać tyle ile będzie trzeba - usłyszała w odpowiedzi.
Od tego czasu minęło zaledwie kilka tygodni, a ona coraz bardziej mu ufała i przekonywała się do niego. Kilka razy nawet porównywała Marka do Olafa. I to ten pierwszy zawsze wychodził na plus pod każdym względem. Marek był brunetem, a tacy podobali jej się najbardziej, szanował ją, nigdy nie podnosił głosu, opiekuńczy tego wszystkiego trudno było się doszukać u Olafa. Przy Marku nie musiała niczego ani nikogo udawać, po prostu czuła się szczęśliwa.
Spotkał się z przyjacielem w klubie.
- Jak tam Ulka - zapytał Olszański.
- Nie najlepiej. Ta rozprawa rozbiła ją.
- To czemu nie jesteś z nią? - zdziwił się przyjaciel.
- Chciała być sama - odparł - czasami mam wrażenie, że to między nami nie ma sensu - dodał smutno.
- Marek może ona potrzebuje więcej czasu, wiesz jak było dotychczas w jej życiu. Najpierw ten cały Olaf później szef. Myślę, że ty nie jesteś jej obojętny.
Marek siedział nie wiedząc co powiedzieć przyjacielowi chociaż w duchu mu przyznawał rację.
- Kochasz ją... - mówił dalej Sebastian.
- Tak - odpowiedział bez chwili zastanowienia - Ale najwyraźniej to za mało - odparł - już sam nie wiem co robić aby mi w pełni zaufała.
- Nie możesz się poddać. Ona nie jest jak Sylwia...
- Nawet mi o tej kobiecie nie przypominaj - wszedł mu w słowo. Nie chciał pamiętać o swojej byłej żonie. Prawdą też było, że czasem te dwie kobiety porównywał między sobą. I chociaż kiedyś w Sylwii widział same zalety tak teraz śmiało mógł powiedzieć, że nigdy nie znał własnej żony. Ula była całkowitym jej przeciwieństwem skromna, nie unosząca się, pełna dobroci, szlachetna.
- Musisz coś zrobić - usłyszał Dobrzański.
- Niby co. Dzisiaj nie chciała żebym z nią został.
- No tak, a ty grzecznie się pożegnałeś i umówiłeś z kumplem na piwo, brawo - rzekł z ironią w głosie Sebastian.
- A co miałem...
- Człowieku ja mam ci mówić jak masz postępować.
Marek ona zwłaszcza teraz ciebie potrzebuje. I nie mówię abyś ją zaciągnął do łóżka, ale żebyś był przy niej i wspierał.
Dobrzański siedział jeszcze przez chwilę przetrawiając słowa przyjaciela i musiał przyznać, iż ten ma rację.
- Jedź do niej - usłyszał, po czym pożegnał się z przyjacielem i wyszedł z lokalu nie dokończywszy piwa by po kilkunastu minutach stać pod jej drzwiami.
Kilka razy dzwonił domofonem już zaczął się niepokoić. Postanowił zadzwonić pod inny numer, udało się i wszedł do bloku, ściągnął windę, wjechał na ostatnie piętro. I tak jak kilka chwil wcześniej również teraz nie otwierała mimo, że dzwonił parokrotnie. Obawiał się, czy aby nic złego się nie stało. Wyciągnął telefon wybrał jej numer i czekał aż odbierze.
- Witaj Marek - usłyszał gdy odebrała po kilku sygnałach.
- Cześć Ula.
- ....
- A do Rysiowa pojechałaś.
- ...
- Nic się nie stało. Tylko martwiłem się o ciebie i chciałem spytać jak samopoczucie.
Po tym jak zapewniła go o swoim samopoczuciu pożegnał się i wrócił do siebie.
Pod drzwiami swojego mieszkania znalazł żółtą kopertę.
Siedział i zastanawiał się co ma począć. W ciągu jednej chwili miał wrażenie jakby przeżywał powtórkę z rozrywki. Wydawało mu się, że z Ulą będzie inaczej niż z Sylwią, ale zawartość koperty mówiła coś innego.
Zdjęcia Uli w objęciach innego. W tym momencie sądził, że Ulka dlatego chciała zostać sama, bo była z tym kimś umówiona i zapewne nie jest w żadnym Rysiowie tylko z tym kimś.
Następnego dnia Ula zadzwoniła do Marka z rana prosząc o wolne do końca tygodnia twierdząc, że źle się czuje. Niezbyt jej uwierzył, ale dał to wolne.
Pod koniec tygodnia w samym Rysiowie miało miejsce pewnego rodzaju wydarzenie.
Ula wróciła do domu z zakupami i od progu usłyszała ten dobrze znajomy głos. Głos człowieka, o którym wolała zapomnieć. Weszła dalej, przywitała się z gościem ogólnym dzień dobry i zajęła wypakowywaniem zakupów.
- Możesz mi powiedzieć co tu robisz? - zapytała
- Ula chciałem z tobą porozmawiać - usłyszała gdy zostali sami.
- Olaf my nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać - odparła.
- Proszę tylko o chwilę rozmowy - prosił mężczyzna.
Ula zgodziła się, myśląc iż ten da jej spokój po rozmowie, ale z końcówki tejże rozmowy wynikało iż tak nie będzie.
- Pamiętaj albo będziesz ze mną albo z nikim innym - usłyszała.
- Grozisz mi? - zapytała.
- Nie, ja cię ostrzegam - usłyszała.
Przestraszyła się słów, które padły podczas tej rozmowy. Zaraz po wyjściu Olafa zadzwoniła do Marka, ale ten nie odbierał.
- Może ma spotkanie - pomyślała. Tego dnia jeszcze dzwoniła do niego dwa razy.
Zaczęła się niepokoić, bo Marek zawsze odbierał od niej telefony lub też oddzwaniał po kilku minutach. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Gdy następnego dnia dzwoniła do firmy telefon odebrała Violetta twierdząc, że Dobrzańskiego nie ma.
Przez cały weekend próbowała się skontaktować z Markiem, ale on wciąż milczał. Natomiast Olaf dzwonił i wysyłał smsy kilka razy. Przypominając jej o swojej groźbie, lecz niedzielna wiadomość przeraziła ją jeszcze bardziej.
- Czyżby twój kochaś cię opuścił?
Obawiała się czy Olaf czasami czegoś nie zrobił Markowi. Ten człowiek był nieobliczalny i ona o tym dobrze wiedziała. A sam Dobrzański wciąż nie odbierał od niej telefonów i nie oddzwaniał. Do firmy nie miał po co dzwonić, a znała tylko Marka numer nikogo więcej.
Tymczasem w Warszawie junior Dobrzański próbował przełknąć gorzką pigułkę. Szkoda tylko, że nie swoją. On tak samo jak Ulka od kilku dni nie był w pracy, Sebastiana poprosił o zastępstwo. A w piątek udał do klubu z zamiarem upicia się i spróbowania zapomnieć. Dwie godziny później kompletnie pijany pojechał do domu przyjaciela, bo nie chciał siedzieć samemu w domu, a i miał ochotę komuś się wygadać.
- Marek co ty tu robisz?
- Możemy pogadać?
- Jasne wchodź.
- One wszystkie są takie same... - wybełkotał Dobrzański będąc jeszcze w przedpokoju i próbując usilnie zdjąć kurtkę.
- O czym ty mówisz?
- O Ulce, mojej byłej żonie, modelkach i wszystkich innych kobietach.
Przyjaciel popatrzył na niego nie rozumiejąc o co chodzi, ale widząc stan w jakim znajduje się Marek wolał nie wdawać się w dyskusje.
- Chodź prześpisz się, a jutro rano pogadamy - rzekł i chwyciwszy go pod ramię poprowadził do kanapy stojącej w salonie.
Nazajutrz obudził się z potwornym kacem i bólem głowy. Rozejrzał się po pomieszczeniu nie bardzo mogąc sobie przypomnieć gdzie jest.
- O Seba - odezwał się z wyraźną ulgą.
- Seba, Seba, a coś myślał.
- Nie krzycz. Myślałem, że wylądowałem u jakiejś panny. Pamiętam jak poszedłem do klubu, upiłem się i dalej nic.
- Chłopie co ty wyprawiasz. Ulka tylko wyjechała do rodziny na kilka dni, a ty zachowujesz się jakby ci na niej nie zależało - mówił z wyrzutem Olszański.
- To nie mnie nie zależy, ale jej. Dodatkowo mnie zdradza - odparł.
- Co? Ty się dobrze czujesz? - zaczął Sebastian zadawać pytania, bo to co mówił Marek było niedorzeczne.
Marek wyjął zdjęcie, które otrzymał parę dni temu i pokazał przyjacielowi. Lecz ten jakoś nie mógł uwierzyć, że to prawda. A i Ulka na tym zdjęciu wygląda jakoś inaczej niż teraz.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać, że to nieprawda - zdążył odezwać się Marek nim przyjaciel cokolwiek chciał powiedzieć.
Sebastian postanowił to wyjaśnić, ale nie chciał o tym mówić Markowi. Ten widać było, że jest załamany i na obecną chwilę żadne racjonalne tłumaczenia nie miały sensu. Olszański miał wrażenie iż Marek bardziej jest załamany tym rzekomym romansem Ulki niż jak wyszła na jaw zdrada i kłamstwo Sylwii.
- Czyżby on bardziej kochał Cieplak niż Sylwię. Widocznie tak musi być, bo ja go nigdy nie widziałem w takim stanie - rozmyślał.
CDN...
piątek, 21 grudnia 2018
CZERŃ I BIEL część VII
W końcu zdecydował się zadzwonić na klawiaturze swojego telefonu wystukał ciąg dziewięciu cyfr przez dłuższą chwilę nikt nie odbierał.
- Słucham - usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Ale ton głosu był jakiś nieprzyjemny wręcz lodowaty.
- Słucham - usłyszał ponownie.
- Dzień dobry czy mogę rozmawiać z panią Ulą Cieplak?
- Przy telefonie, słucham pana - znów ten dziwny ton.
- Marek Dobrzański z tej strony, pamięta mnie pani?
W tym momencie zapanowała całkowita cisza.
- Halo Ula jesteś tam? - usłyszała. Było jej głupio, że z takim tonem odebrała ten telefon. Nawet nie spojrzała na wyświetlacz odbierając. Była zła, chociaż to mało powiedziane. Jej szef dzisiejszego dnia przeszedł już chyba samego siebie. Zaraz po przyjściu do pracy została wezwana do jego biura, a ten po raz kolejny proponował spotkanie na gruncie prywatnym, lecz teraz doszła do tego niemoralna propozycja. Powiedziała mu co o nim myśli i opuściła jego biuro. Była wściekła, zastanawiała się czy nie zmienić pracy, bo te propozycje nie były pierwszy raz.
- Skąd masz mój numer? -odpowiedziała pytaniem. Nie zawracając sobie głowy jakimiś przeprosinami, w tej chwili była zła na całą męską populację.
- Ma się swoje sposoby - odparł próbując być chociaż odrobinę zabawnym.
- Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie? - usłyszał kolejne pytanie, wciąż tym samym tonem.
- Chciałem się umówić z tobą na lunch, ale z tego co słyszę to chyba nie był dobry pomysł - odparł i już miał się rozłączyć gdy usłyszał.
- Marek, przepraszam - lecz gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi kontynuowała - możemy się umówić na ten lunch, powiedz tylko gdzie i o której.
- W porządku, czy dwunasta w Książęcej może być? - usłyszała
- Tak, w takim razie do zobaczenia - odpowiedziała już nieco łagodniejszym tonem.
Odetchnął z ulgą gdy się zgodziła, bo ten ton jej głosu nie wróżył niczego dobrego.
- Ciekawe co się stało, że była taka zła - zastanawiał się. Te jego rozmyślania przerwało wejście Olszańskiego.
- I jak tam próba zdobycia telefonu?
Marek pomachał mu małą karteczką przed nosem. Kadrowy tylko uśmiechnął się, a widząc na twarzy przyjaciela coś na kształt uśmiechu był przekonany, że Marek wykonał już nawet telefon do nijakiej Urszuli.
- Za godzinę idę na lunch do Książęcej - tymi słowami tylko Marek potwierdził przypuszczenia Sebastiana. Ten podszedł do niego i poklepał po ramieniu oraz rzekł
- Dobrze robisz przyjacielu. Najwyższy czas zacząć żyć normalnie. Tobie też należy się coś więcej od życia niż tylko rozpamiętywanie rozwodu i tego co przed nim. Każdy ma prawo do szczęśliwego życia, a ty nie jesteś wyjątkiem. Więc może ta cała Ulka jest tą właściwą.
Młody Dobrzański w duchu przyznał rację przyjacielowi. Od rozwodu minęło już ponad pół roku, a on wciąż rozpamiętywał. Zauważył, że będąc w towarzystwie Uli nie pomyślał o swojej przeszłości ani razu. Lecz jej dzisiejszy ton był taki inny od tego piątkowego.
- Czyżbym ją czymś uraził - zastanawiał się ponownie po wyjściu kadrowego - no cóż może sama mi powie.
Na miejscu była kilka minut przed czasem, ale Marek również już był.
- Witaj - odezwała się podchodząc do zamyślonego Marka.
- Witaj - odpowiedział, a na twarzy wykwitł uśmiech.
- Chciałam cię bardzo przeprosić, że byłam niezbyt uprzejma. Ale od samego rana mam pewnego rodzaju problem w pracy - przepraszała jednocześnie tłumacząc się ze swojego zachowania.
- Nic się nie stało. Każdy czasami ma gorsze dni - odparł - to co może coś zamówimy - dodał po chwili.
Jedli w kompletnej ciszy. Tylko Marek co jakiś czas ukradkiem zerkał na swoją towarzyszkę. Wciąż był pod jej urokiem. Od tego piątkowego wieczoru ciągle myślał o niej. W jej dzisiejszej twarzy, a raczej oczach było coś dziwnego. Były jakieś smutne, takie inne od tych widzianych kilka dni wcześniej. Nagle chciał się nią zaopiekować. Na obecną chwilę wydawało mu się to nieco dziwne. Przecież spotkali się dopiero drugi raz, przy czym pierwszy był niefortunnym zbiegiem okoliczności. Już wówczas spodobała mu się, była taka inna niż Sylwia i te wszystkie modelki. Delikatna, skromna, niepodnosząca głosu, spokojna, a ten jej dzisiejszy ton był taki inny zimny, wręcz wiejący chłodem. Postanowił się dowiedzieć o powód jej zdenerwowania.
- Mówisz, że masz jakieś problemy w pracy, a może ja byłbym w stanie ci jakoś pomóc - rzekł gdy skończyli jeść, a kelner uprzątnął ze stołu i podał kawę.
- Zastanawiam się nad zmianą pracy, ale nie mam pojęcia gdzie szukać innej - odpowiedziała.
- To aż tak źle - ni to stwierdził ni to zapytał.
- Po prostu nie umiem dojść do porozumienia z szefem - udzieliła wymijającej odpowiedzi. Marek przyjrzał się jej, ale jakoś ta odpowiedź wydawała się nie być do końca prawdziwa. Mimo to nie chciał dociekać, ale w głowie powstał mu pomysł.
Skończyli pić kawę i nadszedł czas aby pożegnać się.
- Pozwól, że cię odprowadzę - rzekł gdy tylko wyszli na zewnątrz.
- Nie ma takiej potrzeby, z resztą przecież to w przeciwnym kierunku niż do twojej firmy - odparła, chociaż w duchu ucieszyła się z jego propozycji. Kolejny raz zauważyła, że będąc w towarzystwie Marka czuje się świetnie, a te wszystkie problemy gdzieś ulatują.
- Może i w przeciwnym, ale chciałem ci coś zaproponować - odparł.
- Skoro tak, to chodźmy, a ja zamieniam się w słuch - usłyszał w odpowiedzi.
- Chciałem zaproponować ci pracę. Skoro mówisz, że nie możesz się porozumieć z szefostwem, to ja mam dla ciebie pracę na stanowisku dyrektora finansowego. W ubiegłym tygodniu odszedł od nas dyrektor i wyjechał do Włoch - mówił.
Ula słuchała tego co mówi Dobrzański i nie wiedziała czy to prawda czy jakiś sen. Praca na stanowisku dyrektora finansowego to jak najpiękniejszy sen.
- Marek muszę się zastanowić. Potrzebuję trochę czasu - odpowiedziała. Ale była niemal pewna, że przyjmie jego propozycję, tylko nie myślała, że nastąpi to tak szybko.
- Oczywiście, że dam ci czas - usłyszała. Po kilku minutach doszli do miejsca gdzie pracowała Ula.
Pożegnali się uściskiem dłoni i każde wróciło do swoich zajęć. Oboje mieli jakieś niejasne przeczucie, że ta znajomość może okazać się ważna dla nich.
Marek miał nadzieję, że Ula przemyśli jego propozycję i przyjmie ją.
- Ula ty płaczesz? - rzekł gdy zrozumiał co się dzieje.
- Marek, czy ta twoja propozycja pracy jest nadal aktualna? - zapytała po chwili gdy tylko trochę się uspokoiła.
- Oczywiście, że tak. Ale możesz mi powiedzieć co się stało - mówił zaniepokojony.
- Nie chcę o tym mówić przez telefon - odpowiedziała.
- Jeśli możesz to zapraszam do firmy. Mój gabinet jest na piątym piętrze - powiedział.
- Dziękuję, przyjadę - usłyszał w odpowiedzi.
- Co masz na myśli - pytała.
- Powinnaś oskarżyć go o molestowanie seksualne - mówił.
Ula jakoś nie była do tego przekonana.
- Ula pomogę ci jeśli będzie taka potrzeba - mówił widząc jej niezdecydowanie co do jego pomysłu.
- No dobrze zrobisz jak zechcesz - dodał widząc wciąż jej niepewność do jego słów - Teraz może porozmawiajmy o twojej pracy w FD - rzekł zmieniając temat.
- Właśnie w końcu po to tu przyszłam - odparła.
- Dzisiaj mamy czwartek więc od kiedy możesz zacząć?
- Choćby od jutra - odpowiedziała.
- To może nie od jutra, ale od poniedziałku. Na jutro przywiozłabyś tylko potrzebne dokumenty i podpisała umowę. Co myślisz?
- Zgoda. Jutro rano przyjadę i przywiozę wszystkie dokumenty, a dzisiaj już się pożegnam - rzekła.
- Ula, a może poszlibyśmy razem na lunch - zaproponował.
- Przepraszam cię, ale dzisiaj nie dam rady. Prosto od ciebie chcę iść i złożyć swoje wymówienie oraz zabrać rzeczy, zobaczymy się jutro rano - odpowiedziała.
- Słucham - usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Ale ton głosu był jakiś nieprzyjemny wręcz lodowaty.
- Słucham - usłyszał ponownie.
- Dzień dobry czy mogę rozmawiać z panią Ulą Cieplak?
- Przy telefonie, słucham pana - znów ten dziwny ton.
- Marek Dobrzański z tej strony, pamięta mnie pani?
W tym momencie zapanowała całkowita cisza.
- Halo Ula jesteś tam? - usłyszała. Było jej głupio, że z takim tonem odebrała ten telefon. Nawet nie spojrzała na wyświetlacz odbierając. Była zła, chociaż to mało powiedziane. Jej szef dzisiejszego dnia przeszedł już chyba samego siebie. Zaraz po przyjściu do pracy została wezwana do jego biura, a ten po raz kolejny proponował spotkanie na gruncie prywatnym, lecz teraz doszła do tego niemoralna propozycja. Powiedziała mu co o nim myśli i opuściła jego biuro. Była wściekła, zastanawiała się czy nie zmienić pracy, bo te propozycje nie były pierwszy raz.
- Skąd masz mój numer? -odpowiedziała pytaniem. Nie zawracając sobie głowy jakimiś przeprosinami, w tej chwili była zła na całą męską populację.
- Ma się swoje sposoby - odparł próbując być chociaż odrobinę zabawnym.
- Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie? - usłyszał kolejne pytanie, wciąż tym samym tonem.
- Chciałem się umówić z tobą na lunch, ale z tego co słyszę to chyba nie był dobry pomysł - odparł i już miał się rozłączyć gdy usłyszał.
- Marek, przepraszam - lecz gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi kontynuowała - możemy się umówić na ten lunch, powiedz tylko gdzie i o której.
- W porządku, czy dwunasta w Książęcej może być? - usłyszała
- Tak, w takim razie do zobaczenia - odpowiedziała już nieco łagodniejszym tonem.
Odetchnął z ulgą gdy się zgodziła, bo ten ton jej głosu nie wróżył niczego dobrego.
- Ciekawe co się stało, że była taka zła - zastanawiał się. Te jego rozmyślania przerwało wejście Olszańskiego.
- I jak tam próba zdobycia telefonu?
Marek pomachał mu małą karteczką przed nosem. Kadrowy tylko uśmiechnął się, a widząc na twarzy przyjaciela coś na kształt uśmiechu był przekonany, że Marek wykonał już nawet telefon do nijakiej Urszuli.
- Za godzinę idę na lunch do Książęcej - tymi słowami tylko Marek potwierdził przypuszczenia Sebastiana. Ten podszedł do niego i poklepał po ramieniu oraz rzekł
- Dobrze robisz przyjacielu. Najwyższy czas zacząć żyć normalnie. Tobie też należy się coś więcej od życia niż tylko rozpamiętywanie rozwodu i tego co przed nim. Każdy ma prawo do szczęśliwego życia, a ty nie jesteś wyjątkiem. Więc może ta cała Ulka jest tą właściwą.
Młody Dobrzański w duchu przyznał rację przyjacielowi. Od rozwodu minęło już ponad pół roku, a on wciąż rozpamiętywał. Zauważył, że będąc w towarzystwie Uli nie pomyślał o swojej przeszłości ani razu. Lecz jej dzisiejszy ton był taki inny od tego piątkowego.
- Czyżbym ją czymś uraził - zastanawiał się ponownie po wyjściu kadrowego - no cóż może sama mi powie.
Od momentu jak skończyła rozmawiać z Markiem jej humor nieco się poprawił. Miała wyrzuty sumienia, że była nieuprzejma, a jej ton ociekał wręcz jadem.
- No Cieplak pora się zbierać. Dobrze, że do Książęcej mam blisko - pomyślała i zaczęła pomału zbierać się do wyjścia. Na miejscu była kilka minut przed czasem, ale Marek również już był.
- Witaj - odezwała się podchodząc do zamyślonego Marka.
- Witaj - odpowiedział, a na twarzy wykwitł uśmiech.
- Chciałam cię bardzo przeprosić, że byłam niezbyt uprzejma. Ale od samego rana mam pewnego rodzaju problem w pracy - przepraszała jednocześnie tłumacząc się ze swojego zachowania.
- Nic się nie stało. Każdy czasami ma gorsze dni - odparł - to co może coś zamówimy - dodał po chwili.
Jedli w kompletnej ciszy. Tylko Marek co jakiś czas ukradkiem zerkał na swoją towarzyszkę. Wciąż był pod jej urokiem. Od tego piątkowego wieczoru ciągle myślał o niej. W jej dzisiejszej twarzy, a raczej oczach było coś dziwnego. Były jakieś smutne, takie inne od tych widzianych kilka dni wcześniej. Nagle chciał się nią zaopiekować. Na obecną chwilę wydawało mu się to nieco dziwne. Przecież spotkali się dopiero drugi raz, przy czym pierwszy był niefortunnym zbiegiem okoliczności. Już wówczas spodobała mu się, była taka inna niż Sylwia i te wszystkie modelki. Delikatna, skromna, niepodnosząca głosu, spokojna, a ten jej dzisiejszy ton był taki inny zimny, wręcz wiejący chłodem. Postanowił się dowiedzieć o powód jej zdenerwowania.
- Mówisz, że masz jakieś problemy w pracy, a może ja byłbym w stanie ci jakoś pomóc - rzekł gdy skończyli jeść, a kelner uprzątnął ze stołu i podał kawę.
- Zastanawiam się nad zmianą pracy, ale nie mam pojęcia gdzie szukać innej - odpowiedziała.
- To aż tak źle - ni to stwierdził ni to zapytał.
- Po prostu nie umiem dojść do porozumienia z szefem - udzieliła wymijającej odpowiedzi. Marek przyjrzał się jej, ale jakoś ta odpowiedź wydawała się nie być do końca prawdziwa. Mimo to nie chciał dociekać, ale w głowie powstał mu pomysł.
Skończyli pić kawę i nadszedł czas aby pożegnać się.
- Pozwól, że cię odprowadzę - rzekł gdy tylko wyszli na zewnątrz.
- Nie ma takiej potrzeby, z resztą przecież to w przeciwnym kierunku niż do twojej firmy - odparła, chociaż w duchu ucieszyła się z jego propozycji. Kolejny raz zauważyła, że będąc w towarzystwie Marka czuje się świetnie, a te wszystkie problemy gdzieś ulatują.
- Może i w przeciwnym, ale chciałem ci coś zaproponować - odparł.
- Skoro tak, to chodźmy, a ja zamieniam się w słuch - usłyszał w odpowiedzi.
- Chciałem zaproponować ci pracę. Skoro mówisz, że nie możesz się porozumieć z szefostwem, to ja mam dla ciebie pracę na stanowisku dyrektora finansowego. W ubiegłym tygodniu odszedł od nas dyrektor i wyjechał do Włoch - mówił.
Ula słuchała tego co mówi Dobrzański i nie wiedziała czy to prawda czy jakiś sen. Praca na stanowisku dyrektora finansowego to jak najpiękniejszy sen.
- Marek muszę się zastanowić. Potrzebuję trochę czasu - odpowiedziała. Ale była niemal pewna, że przyjmie jego propozycję, tylko nie myślała, że nastąpi to tak szybko.
- Oczywiście, że dam ci czas - usłyszała. Po kilku minutach doszli do miejsca gdzie pracowała Ula.
Pożegnali się uściskiem dłoni i każde wróciło do swoich zajęć. Oboje mieli jakieś niejasne przeczucie, że ta znajomość może okazać się ważna dla nich.
Marek miał nadzieję, że Ula przemyśli jego propozycję i przyjmie ją.
Następnego dnia chwilę po przyjściu do pracy spotkał się z przyjacielem, chciał z nim porozmawiać i powiedzieć o propozycji jaką złożył Uli. Ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu Marka, ten spojrzawszy na wyświetlacz natychmiast odebrał, a twarz przyozdobił uśmiech.
- Witaj Ula, co tam - przywitał się z nią, ale nie usłyszał niczego poza jakimś dziwnym dźwiękiem.- Ula ty płaczesz? - rzekł gdy zrozumiał co się dzieje.
- Marek, czy ta twoja propozycja pracy jest nadal aktualna? - zapytała po chwili gdy tylko trochę się uspokoiła.
- Oczywiście, że tak. Ale możesz mi powiedzieć co się stało - mówił zaniepokojony.
- Nie chcę o tym mówić przez telefon - odpowiedziała.
- Jeśli możesz to zapraszam do firmy. Mój gabinet jest na piątym piętrze - powiedział.
- Dziękuję, przyjadę - usłyszał w odpowiedzi.
Niespełna godzinę później Ula siedziała u Marka w gabinecie i przy kawie opowiadała co wydarzyło się dziś, ale i nie tylko. Młody Dobrzański siedział i wyglądał jakby był w szoku, nie mógł uwierzyć w to co słyszał, było mu żal Uli.
- Ula nie powinnaś tego tak zostawiać - odezwał się gdy ta skończyła opowiadać.- Co masz na myśli - pytała.
- Powinnaś oskarżyć go o molestowanie seksualne - mówił.
Ula jakoś nie była do tego przekonana.
- Ula pomogę ci jeśli będzie taka potrzeba - mówił widząc jej niezdecydowanie co do jego pomysłu.
- No dobrze zrobisz jak zechcesz - dodał widząc wciąż jej niepewność do jego słów - Teraz może porozmawiajmy o twojej pracy w FD - rzekł zmieniając temat.
- Właśnie w końcu po to tu przyszłam - odparła.
- Dzisiaj mamy czwartek więc od kiedy możesz zacząć?
- Choćby od jutra - odpowiedziała.
- To może nie od jutra, ale od poniedziałku. Na jutro przywiozłabyś tylko potrzebne dokumenty i podpisała umowę. Co myślisz?
- Zgoda. Jutro rano przyjadę i przywiozę wszystkie dokumenty, a dzisiaj już się pożegnam - rzekła.
- Ula, a może poszlibyśmy razem na lunch - zaproponował.
- Przepraszam cię, ale dzisiaj nie dam rady. Prosto od ciebie chcę iść i złożyć swoje wymówienie oraz zabrać rzeczy, zobaczymy się jutro rano - odpowiedziała.
W FD Ula pracowała już od dwóch miesięcy, za namową Marka złożyła również doniesienie do prokuratury o molestowanie przez poprzedniego pracodawcę. W ciągu tych kilkudziesięciu dni zdążyła poznać kilkoro ludzi, a nawet w jakimś sensie zaprzyjaźnić z paroma dziewczynami. Lecz mimo to lubiła swój wolny czas spędzać w towarzystwie Marka. Chwilami łapała się na tym, że gdy popołudnie spędzała sama zaczynała tęsknić. To uczucie było dla niej dość obce, owszem czasami tęskniła za rodziną, ale nie przypominała sobie aby tęskniła kiedykolwiek za Olafem. A bywało tak, że nie widywali się całymi dniami. Za to z Markiem przecież widziała się w pracy przez kilka godzin, a mimo to tęskniła. W końcu zrozumiała, że zakochała się w Marku. Jednego razu będąc w Rysiowie podczas rozmowy z ojcem opowiedziała o młodym Dobrzańskim.
- Mogę powiedzieć, że zakochałam się w nim - na koniec usłyszał Józef.
- Cieszę się córcia. Mam nadzieję, że tym razem będziesz szczęśliwa, a ten cały Marek nie okaże się takim samym draniem co Olaf.
- Marek jest zupełnym przeciwieństwem Olafa.
- A matka Olafa dała ci spokój czy nadal cię męczy - zmienił temat Cieplak.
- Ostatnio nie dzwoni, więc chyba zrozumiała jakim człowiekiem jest jej syn - odpowiedziała
- Mogę powiedzieć, że zakochałam się w nim - na koniec usłyszał Józef.
- Cieszę się córcia. Mam nadzieję, że tym razem będziesz szczęśliwa, a ten cały Marek nie okaże się takim samym draniem co Olaf.
- Marek jest zupełnym przeciwieństwem Olafa.
- A matka Olafa dała ci spokój czy nadal cię męczy - zmienił temat Cieplak.
- Ostatnio nie dzwoni, więc chyba zrozumiała jakim człowiekiem jest jej syn - odpowiedziała
Dobrzański czasami pozwalał sobie na bardziej intymne gesty, a ona nie broniła się przed tym. Widać było, że każde z nich pragnie bliskości drugiej osoby.
Siedział u siebie w gabinecie przeglądając pocztę gdy przyszedł Sebastian.
- Witaj przyjacielu, co tam u ciebie słychać? - usłyszał od progu prezes.
- Cześć - odparł.
- Rozmowny to ty raczej nie jesteś - stwierdził - Może wyskoczymy na partyjkę tenisa po pracy? - zaproponował.
Dobrzański popatrzył na przyjaciela z uśmiechem na twarzy i odpowiedział.
- Dzisiaj nie mogę, ale jutro...
- Jak to nie możesz, co będziesz takiego porabiał - przerwał mu Olszański.
- Spokojnie Seba nie mam zamiaru siedzieć w firmie, umówiony jestem z Ulą.
- A z Ulą - powtórzył za przyjacielem ostatnie dwa słowa.
- Więc rozumiesz, że dzisiaj nie, ale jutro jak najbardziej. Może w porze lunchu?
- Nie ma sprawy. Miłej randki - powiedział Sebastian i opuścił gabinet prezesa.
Marek był na dzisiaj umówiony z Ulą po pracy, mieli wyjść do kina, a później na kolację.
Tego dnia junior miał pewne plany względem panny Cieplak, a kino i kolacja to tylko dodatek. On już od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem wyznania swoich uczuć wobec niej, ale obawiał się jak może zareagować. Nie był pewny czy ona jest gotowa aby stworzyć nowy związek. Znał jej historię, jednego razu opowiedziała mu co przeszła z Olafem oraz że ten teraz podobno leży w szpitalu po pobiciu, lecz wciąż jego rodzice wydzwaniali do niej. Następnego dnia Marek uznał, że opowie o sobie i tym całym zamieszaniu w jego życiu związanym z Sylwią oraz tym co zrobiła. Uważał, że tak powinien uczynić.
Marek był na dzisiaj umówiony z Ulą po pracy, mieli wyjść do kina, a później na kolację.
Tego dnia junior miał pewne plany względem panny Cieplak, a kino i kolacja to tylko dodatek. On już od jakiegoś czasu nosił się z zamiarem wyznania swoich uczuć wobec niej, ale obawiał się jak może zareagować. Nie był pewny czy ona jest gotowa aby stworzyć nowy związek. Znał jej historię, jednego razu opowiedziała mu co przeszła z Olafem oraz że ten teraz podobno leży w szpitalu po pobiciu, lecz wciąż jego rodzice wydzwaniali do niej. Następnego dnia Marek uznał, że opowie o sobie i tym całym zamieszaniu w jego życiu związanym z Sylwią oraz tym co zrobiła. Uważał, że tak powinien uczynić.
Była dziewiętnasta jak podjechał pod blok na Siennej w bagażniku leżał bukiet czerwonych róż, on sam czuł się jak jakiś uczniak.
- Dobrzański weź się w garść. Trzydziestka na karku, a ty zachowujesz się tak jakbyś był w szkole i pierwszy raz szedł na randkę - mówił sam do siebie.
Podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek domofonu po chwili usłyszał jej głos.
- Ula to ja - odezwał się.
Ta nacisnąwszy guzik odblokowujący drzwi wpuściła go do środka i czekała aż ten wjedzie na górę.
Wszedł do środka, pomógł ubrać płaszczyk i chwilę później już jechali w stronę kina. Po Marku widać było jakieś napięcie, niepokój. Ale Ula nie chciała pytać uważała, że jeśli będzie chciał to sam jej powie.
To dziwne zachowanie nie dawało Uli spokoju. Wciąż milczący Marek wzbudzał w niej niepokój.
- Marek, czy coś się stało? Jesteś taki dziwnie milczący, jesteś ale tak jakby cię nie było. Zrobiłam coś, uraziłam czymś? - odezwała się w końcu Ula gdy skończyli jeść i zamówili kawę.
- Wszystko w porządku nic się nie dzieje.
- Proszę cię Marek nie kłam. Cały czas jesteś zamyślony, jakiś nieobecny.
To dziwne zachowanie nie dawało Uli spokoju. Wciąż milczący Marek wzbudzał w niej niepokój.
- Marek, czy coś się stało? Jesteś taki dziwnie milczący, jesteś ale tak jakby cię nie było. Zrobiłam coś, uraziłam czymś? - odezwała się w końcu Ula gdy skończyli jeść i zamówili kawę.
- Wszystko w porządku nic się nie dzieje.
- Proszę cię Marek nie kłam. Cały czas jesteś zamyślony, jakiś nieobecny.
wtorek, 18 grudnia 2018
ROZMOWA - miniaturka
Kochani chcę wam podziękować 100 tysięcy to nie lada wynik. Nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że doczekam takiej ilości wejść.
z podziękowaniami
Nie czekam
na owacje
by powstać
Orzeźwiona
wartką
jak rzeka
myślą
Piszę by
trafić w
tarczę
uczuć
By poruszyć
By wzruszyć
By tknąć serce
Podziękowania kieruję do wszystkich, którzy czytają to, co tworzę i tym co pozostawiają jakiś ślad w postaci komentarzy. Dziękuję Wam bo gdyby nie Wy ten blog nie miałby prawa bytu.
Autorka
na owacje
by powstać
Orzeźwiona
wartką
jak rzeka
myślą
Piszę by
trafić w
tarczę
uczuć
By poruszyć
By wzruszyć
By tknąć serce
Podziękowania kieruję do wszystkich, którzy czytają to, co tworzę i tym co pozostawiają jakiś ślad w postaci komentarzy. Dziękuję Wam bo gdyby nie Wy ten blog nie miałby prawa bytu.
Autorka
ROZMOWA
Od dnia kiedy na jaw wyszła ta cała intryga uknuta przez Olszańskiego i Marka, a później na zarządzie sprawa tych nieszczęsnych kredytów minął jakiś czas. W tym okresie Ula stała się chodzącą pięknością i objęła stanowisko p.o. prezesa w Febo&Dobrzański. Podjęła się ratowania firmy na prośbę seniora Dobrzańskiego, ale tak prawdę powiedziawszy robiła to dla niego. Bruneta z dołeczkami w policzkach o oczach koloru górskiego lodowca. I mimo zapewnień co do swoich uczuć względem juniora Dobrzańskiego wszyscy wiedzieli jak jest.
Marek cieszył się jak dziecko gdy ojciec powiedział, że ona się zgodziła, ale ta jego radość była przedwczesna i trwała krótko. Przez chwilę myślał, że dzięki temu, że wróciła będzie mógł się do niej zbliżyć ponownie. Może ona da mu szansę aby mógł jej wszystko wytłumaczyć. Lecz jej słowa dobitnie odarły go ze złudzeń.
- Robię to dla twojego taty i ludzi tu pracujących. Dla ciebie nie warto niczego robić - zrobiło mu się przykro. No ale czego on oczekiwał? Że co od tak zapomni o tym wszystkim? Po tym już wiedział, że droga do jej serca będzie długa i strasznie trudna.
Jakie było jego zdziwienie gdy w jej pobliżu pojawił się jakiś koleś w koszulce polo. Przyjaciółki zachwycały się nim. Czasami to zastanawiał cię czy ten facet w ogóle pracuje. Przywoził ją do pracy, wpadał w porze lunchu później odwoził do domu. I tam też spędzał czas. Na jego oczach całował, przytulał ją. Marek miał wrażenie jakby doktorek robił to celowo. A jak pewnego dnia usłyszał od tego gościa, że zabiera ją do Stanów, świat mu się zawalił. Postanowił również wyjechać. Wybrał Włochy, a jego była narzeczona widząc zachowanie Cieplak uznała to za szansę dla siebie samej u jego boku i dowiedziawszy się o planach wyjazdowych Marka również postanowiła wyjechać tam gdzie on. Upatrując w tym wyjeździe szanse na ponowny powrót do juniora. Ale on nawet o tym nie myślał. Najzwyczajniej w świecie chciał wyjechać aby dłużej nie katować się widokiem jaki fundował mu Piotr. Coraz bardziej sądził, że ona mu nie wybaczy. A i zachowanie Pauliny w chwilach gdy w pobliżu była Ula również nie wpływało na to aby panna Cieplak mogła o nim zmienić zdanie. Często chwytała go wówczas za ramię, przytulała oraz całowała, owszem w policzek, ale zawsze to pocałunek. To nie wróżyło dobrze dla niego.
I jak sytuacja się powtórzyła postanowił szczerze porozmawiać ze swoją byłą narzeczoną, zapraszając ją na lunch. Usiedli w jednym z restauracyjnych ogródków w pobliżu firmy.
- Paulina czy możesz mi wyjaśnić dlaczego tak się zachowujesz? - pytał zirytowany.
- Ale jak? - nie rozumiała o co mu chodzi, bądź też tak dobrze udawała.
- Tak jak przed chwilą w firmie. Zawsze jak jest w pobliżu Ula to mnie obejmujesz i stwarzasz dwuznacznie sytuacje. To, że mamy wspólnie lecieć do Mediolanu nic nie znaczy - rzekł.
- Myślałam, że ten wyjazd pozwoli nam na odbudowę naszego związku - mówiła panna Febo.
- Paula, zrozum nas nie ma i nie będzie. Żeby nie powiedzieć iż nas nigdy nie było - widział, że jego słowa zabolały, ale nie chciał, a i nie mógł dalej pozwolić jej na tego typu myśli oraz zachowanie - Ja wiem, że czujesz się zraniona. Ale ja właśnie przy Uli zrozumiałem co to miłość. Wierz lub i nie, ale to przy niej czułem się szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. To z nią mi po drodze i to się nie zmieni.
- Pomyliłeś romans z miłością. Myślisz, że jak będziesz ją zdradzał to ona będzie tak wyrozumiała jak ja?
- Widzisz i tu cię rozczaruję, bo od kiedy zrozumiałem, że kocham Ulę nie miałem innej kobiety. Więc skoro miałem je będąc z tobą to już coś jest nie tak. Te wszystkie Klaudie, Dominiki, Patrycje czy Mirabelle były tylko po to, żeby chociaż na chwilę móc zapomnieć o tym co mnie otacza, aby chociaż na chwilę nie myśleć o tobie i kolejnej awanturze wywoływanej przez ciebie. Wiesz kiedy tak naprawdę doszło do pierwszej zdrady? - zapytał, a ona tylko skinęła głową, że nie wie - gdy któryś raz z kolei zarzuciłaś mi romans i zrobiłaś awanturę o coś czego nie było. Więc jak widzisz sama mnie wepchnęłaś nieświadomie w ręce tych wszystkich kobiet. Wtedy czułem się wolnym człowiekiem gdy ciebie nie było w pobliżu - mówił, chociaż wiedział jak mogło to zaboleć. Sam nie chciałby dowiedzieć się, że był po części współwinny temu co robiła ta druga osoba. A tak właśnie było.
- Dlaczego uważasz, że nas nigdy nie było - dopytywała. I coraz trudniej jej było ukryć emocje. Zaczynała mówić podniesionym głosem.
- Paulina za nas zadecydowano już dawno temu. My nie mieliśmy nic do powiedzenia. Ktoś kiedyś za nas zdecydował, że my musimy być razem. Nie pytano nas czego my chcemy. Ale nie dla miłości tylko dla firmy. Spójrz w głąb siebie i zastanów się czy nie mam racji. Ani ja ciebie ani ty mnie nie darzysz wielkim uczuciem. Żadne z nas nie tęskni za drugim gdy nie widzimy się. Stwarzamy jakieś dziwne pozory przed rodziną, znajomymi, a przede wszystkim przed prasą jacy jesteśmy szczęśliwi. Ja już tak nie mogę.
Jestem pacyfistą i nie znoszę ciągłych awantur i wiecznego posądzania mnie o wszystko i o nic. Ranimy się tylko wzajemnie. To jest bez sensu - mówił i miał cichą nadzieję, że ona w końcu zrozumie.
- To nie jest prawda. Ja naprawdę cię kocham. Nie rozumiem w czym ona jest lepsza. Jak możesz mówić mi takie rzeczy. Przecież ona jest taka zwyczajna. Zwykła dziewucha - mówiła coraz bardziej rozżalona jego słowami.
Siedział chwilę i przyglądał się jej i nie mógł zrozumieć.
- Czy ona jest taka głupia czy naprawdę nic nie rozumie - myślał
- Ty nie kochasz mnie, ale moje konto, mój dom i to wszystko co się wiąże z moją osobą. A ja ciebie również nie kocham. Bo kocham Ulę. I tak już zostanie. Przecież my wzajemnie nawet się nie znamy. Mało tego ja nigdy od ciebie nie usłyszałem słowa wsparcia, nigdy ciebie nie było jak tego potrzebowałem...
- A co to ma do rzeczy i na co ci byłam potrzebna przecież radziłeś sobie sam - powiedziała dumnie wchodząc mu w słowo
- Owszem radziłem sobie bez ciebie. Ale nie sam tylko z pomocą Uli. To ona od kiedy tylko przyszła do tej firmy mnie wspierała. Ula po kilku miesiącach będąc tylko moją asystentką znała mnie lepiej niż ty po pięciu latach bycia i mieszkania razem. To ona wie co lubię słuchać, jakie potrawy najlepiej mi smakują. Nie uważa mnie za prostaka i nie poniża mnie przy innych. Gdy firma miała kłopoty, a co za tym idzie również ja, pomagała mi. Stawała za mną murem. Dawała od siebie wiele nie oczekując niczego w zamian. To ona pokazała mi na czym polega miłość. Właśnie przy niej zrozumiałem, że to nie z tobą mi po drodze. Ona nie jest taka zwyczajna jak ci się wydaje. Jest szczera, uczciwa, porządna, chętnie niosąca pomoc innym, szanuje innych - próbował po raz kolejny tego dnia jej to wytłumaczyć
- Ale ona ciebie nie chce. Czy ty tego nie widzisz. Prowadza się z tym gościem, który przychodzi do firmy. O nawet teraz gdzieś razem wychodzą. Spójrz - powiedziała i wskazała Markowi kierunek
- To nie tak - odparł - oni są tylko przyjaciółmi - dodał, jednocześnie przekonując samego siebie, że tak właśnie jest - przecież Ula tak mówiła - pomyślał.
- A jak. Robisz niemalże jej za podnóżek, skomlesz jak pies aby chociaż na ciebie spojrzała, jak nigdy przykładasz się do pracy. Wychodzisz niemal ze skóry i co? Nic. Ona nie zwraca na ciebie uwagi. Gdyby cię kochała tak jak ty ją była by teraz z tobą - mówiła z pogardą. I wiedziała, że uderzyła w czuły punkt.
- Skąd możesz wiedzieć co ona do mnie czuje? Poza tym nie masz nawet pojęcia co tak naprawdę wydarzyło się między nami - mówił zirytowany. Owszem chciał z nią porozmawiać i wyjaśnić wszystko. Lecz teraz zaczynała ta rozmowa go co raz bardziej irytować. Ale ona wydawała się jakby nic do niej nie docierało. To było jak przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę. Miał wrażenie jakby słowa, które mówił nie docierały do niej. Postanowił podjąć jeszcze jedną próbę.
- To mi wyjaśnij. Co takiego się wydarzyło - odparła od niechcenia.
- Bardzo ją skrzywdziłem. Zakpiłem z jej uczuć. A gdy już zrozumiałem co do niej czuję cała intryga wyszła na jaw - tłumaczył
- Więc skoro ona teraz nie zwraca na ciebie uwagi, to może wcale tak mocno cię nie kochała - odezwała się Febo
- I tu jesteś w dużym błędzie. Ona kochała mnie prawdziwie, tylko ja to wszystko schrzaniłem. I teraz ponoszę tego konsekwencje. Paulina bez znaczenia jest z kim Ula będzie ja będę ją kochał. Nawet za cenę bycia do końca życia samym. Mimo to liczę, że ona w końcu mi wybaczy - mówił nad wyraz spokojnie sądząc iż tylko tak może przemówić do niej.
Panna Febo spojrzała na niego i wciąż nie rozumiała jego zachowania. Lecz chyba zaczynało to do niej docierać. Widziała jego wzrok gdy Cieplak szła z Sosnowskim. On nigdy tak na nią nie patrzył. Mieli już wracać do firmy gdy Paulina zauważyła coś dziwnego. Z początku miała zamiar udać, że niczego nie widzi, ale coś mówiło aby zareagować.
- Marek spójrz - rzekła wskazując mu kierunek, z którego wracała Ula.
Ten spojrzał w skazanym kierunku i coś było nie tak.
Ula szła ze spuszczoną głową i trzęsącymi się ramionami. Zrozumiał, że płacze. Nie myśląc zerwał się i pobiegł w jej stronę. W tym samym momencie Paulina zrozumiała, że straciła Marka na zawsze. Wobec niej nigdy tak się nie zachowywał. Nawet gdy było jej smutno nie słyszała słów pocieszenia, ale przecież ona wobec niego też tak się zachowywała.
- Ula? - usłyszała swoje imię. Otarła wierzchem dłoni twarz i obróciła się w stronę, z której dobiegał głos.
- O Marek... - zaczęła spuszczając głowę chcąc ukryć łzy, ale on dobrze wiedział.
- Dlaczego płaczesz, czy coś się stało? - pytał. Ula pokręciła głową nadal jej nie podnosząc.
- Proszę spójrz na mnie - mówił łagodnym głosem. Lecz gdy nadal nie podnosiła głowy on delikatnie chwycił jej twarz w swe ręce i podniósł tak aby spojrzała na niego. Uważnie się jej przyjrzał i dostrzegł zaczerwieniony policzek
- Co to jest?- dopytywał wskazując palcem na jej twarz. Ona nie musiała nawet odpowiadać, bo sam się zaczął domyślać. Ale chciał to usłyszeć od niej samej. A jej milczenie jeszcze potwierdzało jego domysły.
- To on ci to zrobił - bardziej stwierdził niż zapytał - zabiję gnoja - dodał gdy ta skinęła głową potwierdzając jego przypuszczenia.
- Gdzie on jest? - dopytywał. Miał zamiar iść pokazać doktorkowi co myśli o takich jak on i gdzie jego miejsce
- Marek proszę zostaw. Nie warto - odezwała się nadal płacząc.
Ten przytulił ją nie zważając uwagi czy go odepchnie czy nawet ochrzani i próbował uspokoić. Postanowił zabrać do parku. Tam zawsze mogli porozmawiać, a on postanowił spróbować wyznać jej wszystko i może wreszcie mu uwierzy, bo czy zapomni to sam w to nie wierzył. Poprowadził do ich ławki.
- Usiądźmy Ula, może tu się trochę uspokoisz - rzekł jak byli na miejscu. Siedzieli tak zatopieni we własnych myślach.
- Ula czy możemy porozmawiać? Ale tak na sto procent prawdy, tak jak to robiliśmy kiedyś? - odezwał się Marek przerywając panującą ciszę i ukrywając w swoich dłoniach jej.
- Ale o czym chcesz rozmawiać. Już dawno wyjaśniliśmy sobie wszystko, a i ty przecież wróciłeś do Pauliny - odparła
- Z Pauliną to nie jest tak jak myślisz. A i ja chciałem ci coś powiedzieć. Być może ważnego dla nas obojga. Dlatego proszę pozwól mi wyjaśnić - odpowiedział wpatrując się w jej nadal smutne oczy. Wiedział iż w dużej mierze to z jego winy są one takie smutne.
- Gdybym nie był takim sukinsynem. Dzisiaj ona nie miałaby śladu na twarzy, a jej oczy by się śmiały - pomyślał
- Przecież widziałam - rzekła
- To była gra ze strony Pauliny. Robiła to celowo, a i sądziła iż skoro kręci się koło ciebie Piotr może wrócimy do siebie. Ale wyjaśniłem jej, że to nie możliwe. Ula ja wiem jak bardzo cię skrzywdziłem, lecz tam nad Wisłą zrozumiałem sam siebie. I to co miało być tylko intrygą okazało się czymś wspaniałym. Okazało się miłością. A będąc w SPA już tylko utwierdziłem się, że bardzo cię kocham. Kocham tak mocno, że nie potrafię żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie jak powietrze, a bez powietrza nie da się żyć, bez ciebie moje życie nie ma sensu. Wiem, że trudno jest zapomnieć to co zrobiłem i jak się zachowałem. Lecz mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i dasz jeszcze jedną i zapewniam ostatnią szansę. Szansę, której nie zmarnuję, bo o niczym innym nie marzę jak tylko móc cię uszczęśliwiać, być zawsze przy tobie - mówił wpatrując się w jej oczy.
Znowu zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Nie chciał jej poganiać. Wiedział, że musi miech chwilę aby pomyśleć, zastanowić się nad tym co usłyszała. W końcu odważyła się i spojrzała na niego by powiedzieć to co chciał usłyszeć.
- Marek ja również bardzo cię kocham - to mu wystarczyło, przytulił ją do siebie.
Wreszcie oboje poczuli się szczęśliwi. Koniec ich męczarni. Marek nareszcie mógł oddychać spokojnie, odzyskał spokój, a przede wszystkim odzyskał Ulę. No może nie w pełnym tego słowa znaczeniu, bo musi jej teraz udowodnić swoją miłość, pokazać, że jest wart jej miłości. Wiedział, że temu podoła, bo nie ma nic piękniejszego jak móc mieć przy sobie osobę, którą się kocha i która kocha nas.
KONIEC
piątek, 14 grudnia 2018
CZERŃ I BIEL część VI
Od rozwodu minęło już kilka miesięcy. Sylwia jeszcze przez jakiś czas nachodziła Marka w firmie.
- Marek, proszę daj nam szansę. Przecież możemy spróbować jeszcze raz - mówiła jednego razu.
- Ty żartujesz czy mówisz poważnie? Przyjmij do wiadomości, że między nami już nic nie będzie. Ja nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki. Okłamywałaś, zdradzałaś, przez ciebie pokłóciłem się z własną matką. I sądzisz abym po tym wszystkim mógł być z kimś takim jak ty. Zapomnij - rzekł.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym czasie zadzwonił Marka telefon. Spojrzał na kobietę wymownie dając do zrozumienia, że skończył z nią rozmawiać. W końcu dała mu spokój. Przestała przyjeżdżać do firmy, wydzwaniać, pisać, a on wreszcie odetchnął. Od momentu jak wszystko wyszło na jaw przestało go interesować co się dzieje z Sylwią oraz jej synem. Więc jej zniknięcie z życia Marka bardzo go cieszyło.
Marek znalazł nowe mieszkanie dla siebie. Nie chciał cały czas mieszkać z matką. Owszem Helena mówiła.
- Marek, przecież możesz tu mieszkać
- Tak wiem mamo. Ale wiesz, jestem już dorosły i najwyższy czas się usamodzielnić - mówił.
- No dobrze. Tylko pamiętaj, że twój pokój zawsze będzie gotowy gdybyś potrzebował - odparła Helena.
- Co to? - zapytał zdziwiony junior odbierając jakieś pismo z rąk Aleksa
- To moje wypowiedzenie. Odchodzę z firmy. Zachowam jedynie moje udziały - odparł
- Dlaczego chcesz odejść z firmy - dociekał Dobrzański, chociaż w środku ucieszyła go ta wiadomość.
- Doszedłem do wniosku, że w tej firmie nie ma miejsca dla nas dwojga. Odchodzę i chcę wyjechać do Włoch - powiedział.
- Zatrzymasz się u Pauli? - dociekał prezes. Chociaż wiedział, że oni się nie pogodzili. Paulina szczęśliwie urodziła córeczkę, tak bardzo podobną do obojga rodziców. Marek skrycie zazdrościł im. Pamięta, że gdy poleciał na weekend do Włoch zaraz po urodzeniu się małej próbował namówić Paulę aby pogodziła się z bratem, lecz ta kategorycznie odmówiła. A gdy to jego zamiast Aleksa poprosiła o zostanie ojcem chrzestnym swojej córeczki był pewien, że nie tak szybko to nastąpi.
- Nie, zatrzymam się na początku u babci - usłyszał w odpowiedzi.
- No cóż. Skoro tak zdecydowałeś, nie będę cię zatrzymywał - rzekł po czym złożył podpis na jego wypowiedzeniu.
- W pracy będę jeszcze jutro. Muszę spakować swoje rzeczy, dzisiaj zabiorę część, a resztę jutro - powiedział, pożegnał się i udał do siebie.
Marek wreszcie mógł całkowicie odetchnąć będzie mógł samodzielnie zarządzać.
We firmie wszyscy ucieszyli się z takiego obrotu sprawy. Nikt nie przepadał za Aleksandrem Febo. Jego obecność powodowała nerwową atmosferę. Był całkowitym przeciwieństwem Marka. Lecz mimo odejścia Aleksa prezes nadal się nie uśmiechał. Fakt nikt nie mógł narzekać bo nie było ku temu powodów. Młody Dobrzański całkowicie swoje życie podporządkował pracy. Zawsze swoje obowiązki wykonywał sumiennie, nawet jak był tylko dyrektorem, ale teraz można śmiało powiedzieć, że stał się pracoholikiem.
- Marek, proszę daj nam szansę. Przecież możemy spróbować jeszcze raz - mówiła jednego razu.
- Ty żartujesz czy mówisz poważnie? Przyjmij do wiadomości, że między nami już nic nie będzie. Ja nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki. Okłamywałaś, zdradzałaś, przez ciebie pokłóciłem się z własną matką. I sądzisz abym po tym wszystkim mógł być z kimś takim jak ty. Zapomnij - rzekł.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym czasie zadzwonił Marka telefon. Spojrzał na kobietę wymownie dając do zrozumienia, że skończył z nią rozmawiać. W końcu dała mu spokój. Przestała przyjeżdżać do firmy, wydzwaniać, pisać, a on wreszcie odetchnął. Od momentu jak wszystko wyszło na jaw przestało go interesować co się dzieje z Sylwią oraz jej synem. Więc jej zniknięcie z życia Marka bardzo go cieszyło.
Marek znalazł nowe mieszkanie dla siebie. Nie chciał cały czas mieszkać z matką. Owszem Helena mówiła.
- Marek, przecież możesz tu mieszkać
- Tak wiem mamo. Ale wiesz, jestem już dorosły i najwyższy czas się usamodzielnić - mówił.
- No dobrze. Tylko pamiętaj, że twój pokój zawsze będzie gotowy gdybyś potrzebował - odparła Helena.
- Co to? - zapytał zdziwiony junior odbierając jakieś pismo z rąk Aleksa
- To moje wypowiedzenie. Odchodzę z firmy. Zachowam jedynie moje udziały - odparł
- Dlaczego chcesz odejść z firmy - dociekał Dobrzański, chociaż w środku ucieszyła go ta wiadomość.
- Doszedłem do wniosku, że w tej firmie nie ma miejsca dla nas dwojga. Odchodzę i chcę wyjechać do Włoch - powiedział.
- Zatrzymasz się u Pauli? - dociekał prezes. Chociaż wiedział, że oni się nie pogodzili. Paulina szczęśliwie urodziła córeczkę, tak bardzo podobną do obojga rodziców. Marek skrycie zazdrościł im. Pamięta, że gdy poleciał na weekend do Włoch zaraz po urodzeniu się małej próbował namówić Paulę aby pogodziła się z bratem, lecz ta kategorycznie odmówiła. A gdy to jego zamiast Aleksa poprosiła o zostanie ojcem chrzestnym swojej córeczki był pewien, że nie tak szybko to nastąpi.
- Nie, zatrzymam się na początku u babci - usłyszał w odpowiedzi.
- No cóż. Skoro tak zdecydowałeś, nie będę cię zatrzymywał - rzekł po czym złożył podpis na jego wypowiedzeniu.
- W pracy będę jeszcze jutro. Muszę spakować swoje rzeczy, dzisiaj zabiorę część, a resztę jutro - powiedział, pożegnał się i udał do siebie.
Marek wreszcie mógł całkowicie odetchnąć będzie mógł samodzielnie zarządzać.
We firmie wszyscy ucieszyli się z takiego obrotu sprawy. Nikt nie przepadał za Aleksandrem Febo. Jego obecność powodowała nerwową atmosferę. Był całkowitym przeciwieństwem Marka. Lecz mimo odejścia Aleksa prezes nadal się nie uśmiechał. Fakt nikt nie mógł narzekać bo nie było ku temu powodów. Młody Dobrzański całkowicie swoje życie podporządkował pracy. Zawsze swoje obowiązki wykonywał sumiennie, nawet jak był tylko dyrektorem, ale teraz można śmiało powiedzieć, że stał się pracoholikiem.
- Marek może byśmy tak gdzieś wyszli. Violka wyjechała na weekend do rodziców - proponował Sebastian jednego razu w piątkowe popołudnie. Gdy skończył swój dzień pracy.
- Seba daj spokój. Nie mam ochoty na żadne wypady - odparł odmawiając tym samym przyjacielowi.
- A co masz innego do roboty? - zapytał.
- No trochę mam jeszcze do zrobienia - wskazał na kilka dokumentów leżących na biurku.
- Daj spokój jest weekend. Zdążysz to zrobić w poniedziałek - próbował go przekonać.
- Naprawdę nie mam ochoty na żadne wypady. Posiedzę jeszcze trochę, skończę to co zacząłem i pojadę do domu - mówił.
Sebastian nie miał więcej pomysłów jak wyciągnąć go do klubu myślał, że może pomoże mu się rozerwać. Widział jak przyjaciel od czasu rozwodu zamknął się w sobie. To już nie był ten sam Marek sprzed całej tej afery. Kadrowy uważał iż chyba najbardziej odbiła się na nim sprawa ojcostwa. Na kilometr było widać jak kochał to dziecko. A parę miesięcy później okazało się, że to nie on jest ojcem. To był dla młodego Dobrzańskiego cios, po którym ciężko mu się pozbierać. Nawet sam kiedyś do Sebastiana powiedział.
- Wiesz mógłbym jej wybaczyć tą zdradę, ale tego kłamstwa o dziecku nigdy. Dopiero teraz, gdy przeanalizowałem sobie wiele sytuacji zrozumiałem, że ona była ze mną dla pieniędzy.
- Wiesz mógłbym jej wybaczyć tą zdradę, ale tego kłamstwa o dziecku nigdy. Dopiero teraz, gdy przeanalizowałem sobie wiele sytuacji zrozumiałem, że ona była ze mną dla pieniędzy.
Sebastian pożegnawszy się wyszedł z firmy i pojechał do domu.
Było już dobrze po dwudziestej gdy wyszedł z firmy. Czuł się zmęczony te kilkanaście godzin ślęczenia przed komputerem i nad dokumentami dawało o sobie znać. Uprzątnął biurko, pogasił światła, wychodząc z firmy pożegnał się z pracownikiem ochrony i podszedł do swojego samochodu wsiadł za kierownicę, odpalił silnik by po chwili powoli włączyć się do ruchu. Jechał już kilka minut, gdy nagle przed maską swojego Mercedesa ujrzał młodą kobietę. Gwałtownie nacisnął na pedał hamulca, a mimo to zatrzymał się tuż przed nią. Wyskoczył z samochodu podbiegając do kobiety.
- Nic się pani nie stało? - pytał ze strachem w oczach.
- Nie - usłyszał w odpowiedzi.
- Bardzo przepraszam, ale tak nagle mi pani wyszła.
- To ja przepraszam. Zamyśliłam się - odpowiedziała i spojrzała na Marka. A ten przez chwilę wpatrywał się w jej twarz.
- To ja się już pożegnam - tymi słowami wyrwała go z jak jej się wydawało zamyślenia.
- Może ja panią podwiozę - zaproponował.
- Nie dziękuję. Nie chcę robić kłopotu - usłyszał w odpowiedzi - a i mieszkam tu w pobliżu - dodała.
- Żaden kłopot - odpowiedział - To może w ramach przeprosin, że panią omal nie potrąciłem da się zaprosić na kawę. Tu w pobliżu jest bardzo przytulna niewielka kawiarenka - mówił wciąż wpatrując się w jej oczy - proszę mi nie odmawiać - prosił.
Miała odmówić, po dzisiejszym dniu chciała się tylko zamknąć w domu i zostać samej. Najpierw miała przeprawę z szefem, który po raz kolejny chciał się z nią umówić. Potem telefon od matki Olafa całkowicie wytrącił ją z równowagi. Ale coś jej mówiło aby się zgodzić.
- No dobrze niech będzie. Widzę, że pan nie ustępuje - rzekła. A na jego twarzy można było dostrzec coś na kształt uśmiechu - Chociaż ja nie umawiam się z obcymi mężczyznami - dodała.
- Przepraszam za to niedopatrzenie. Marek, Marek Dobrzański - przedstawił się
- Ula Cieplak - rzekła podając mu dłoń, którą ten ucałował.
- Zapraszam, podjedziemy tam jest parking - odezwał się i gestem zaprosił do samochodu.
Ula wsiadła, a Marek chwilę później ruszył, by po kilku minutach już parkować pod kawiarnią. Weszli do środka zajmując miejsce przy jednym ze stolików. Wnętrze lokalu było bardzo przytulne. Stoliki były od siebie oddzielone ściankami z profili stalowych z wypełnieniami szklanymi, a na ścianach położono tapety z motywem liści kawowych.
Wspólnie spędzili niemal dwie godziny. Rozmawiało im się bardzo dobrze.
Podczas rozmowy Ula przyznała, że wie kim jest Marek. Ten zrobił wielkie oczy.
- Pracowałam jakiś czas temu w jednej ze szwalni, która szyje dla twojej firmy. Tej na Zydygiera. Stąd znam Febo-Dobrzański i wiem, że jesteś tam prezesem - wyjaśniła.
- Czyli wiesz o mnie wszystko - rzekł.
- Nie. Wiem tylko tyle co ci powiedziałam. Nie należę do osób, które interesują się innymi. W szwalni pracowałam na stanowisku zastępcy dyrektora finansowego, więc rzeczą jasną było, że wiedziałam z kim współpracowaliśmy - wyjaśniła.
- A czemu już tam nie pracujesz - zapytał.
- Przepraszam cię, ale wolę o tym nie mówić - odpowiedziała.
Zrozumiał i więcej nie pytał. Większość wieczoru rozmawiali na różne tematy, lecz żadne nie mówiło zbyt wiele o sobie samym. Albo nie chcieli, albo sądzili iż nie widzą powodu aby o tym mówić. W końcu nadszedł czas na rozstanie. Marek podwiózł Ulę do domu, następnie sam wrócił do siebie.
Przez kilka kolejnych dni często rozmyślał o dziewczynie z oczami kolory błękitnego nieba. Zrobiła na nim wrażenie. Jej głos był taki ciepły, miły dla ucha. Ton z jakim mówiła nie ociekał wyniosłością.
Był zły na własną głupotę i biczował się w myślach.
- Dobrzański jesteś idiotą, jak mogłeś nie poprosić jej o numer telefonu.
W weekend był u niej dwa razy, lecz nie zastał jej. Wiedział gdzie mieszka bo przecież ją podwoził. A i ona sama mówiła mu o tym iż jej mieszkanie mieści się na ostatnim piętrze i ma przepiękny widok na Warszawę. Przez pierwsze dwa dni nowego tygodnia nie miał czasu aby tam pojechać. Musiał załatwić kilka spraw związanych z firmą.
- Nic się pani nie stało? - pytał ze strachem w oczach.
- Nie - usłyszał w odpowiedzi.
- Bardzo przepraszam, ale tak nagle mi pani wyszła.
- To ja przepraszam. Zamyśliłam się - odpowiedziała i spojrzała na Marka. A ten przez chwilę wpatrywał się w jej twarz.
- To ja się już pożegnam - tymi słowami wyrwała go z jak jej się wydawało zamyślenia.
- Może ja panią podwiozę - zaproponował.
- Nie dziękuję. Nie chcę robić kłopotu - usłyszał w odpowiedzi - a i mieszkam tu w pobliżu - dodała.
- Żaden kłopot - odpowiedział - To może w ramach przeprosin, że panią omal nie potrąciłem da się zaprosić na kawę. Tu w pobliżu jest bardzo przytulna niewielka kawiarenka - mówił wciąż wpatrując się w jej oczy - proszę mi nie odmawiać - prosił.
Miała odmówić, po dzisiejszym dniu chciała się tylko zamknąć w domu i zostać samej. Najpierw miała przeprawę z szefem, który po raz kolejny chciał się z nią umówić. Potem telefon od matki Olafa całkowicie wytrącił ją z równowagi. Ale coś jej mówiło aby się zgodzić.
- No dobrze niech będzie. Widzę, że pan nie ustępuje - rzekła. A na jego twarzy można było dostrzec coś na kształt uśmiechu - Chociaż ja nie umawiam się z obcymi mężczyznami - dodała.
- Przepraszam za to niedopatrzenie. Marek, Marek Dobrzański - przedstawił się
- Ula Cieplak - rzekła podając mu dłoń, którą ten ucałował.
- Zapraszam, podjedziemy tam jest parking - odezwał się i gestem zaprosił do samochodu.
Ula wsiadła, a Marek chwilę później ruszył, by po kilku minutach już parkować pod kawiarnią. Weszli do środka zajmując miejsce przy jednym ze stolików. Wnętrze lokalu było bardzo przytulne. Stoliki były od siebie oddzielone ściankami z profili stalowych z wypełnieniami szklanymi, a na ścianach położono tapety z motywem liści kawowych.
Wspólnie spędzili niemal dwie godziny. Rozmawiało im się bardzo dobrze.
Podczas rozmowy Ula przyznała, że wie kim jest Marek. Ten zrobił wielkie oczy.
- Pracowałam jakiś czas temu w jednej ze szwalni, która szyje dla twojej firmy. Tej na Zydygiera. Stąd znam Febo-Dobrzański i wiem, że jesteś tam prezesem - wyjaśniła.
- Czyli wiesz o mnie wszystko - rzekł.
- Nie. Wiem tylko tyle co ci powiedziałam. Nie należę do osób, które interesują się innymi. W szwalni pracowałam na stanowisku zastępcy dyrektora finansowego, więc rzeczą jasną było, że wiedziałam z kim współpracowaliśmy - wyjaśniła.
- A czemu już tam nie pracujesz - zapytał.
- Przepraszam cię, ale wolę o tym nie mówić - odpowiedziała.
Zrozumiał i więcej nie pytał. Większość wieczoru rozmawiali na różne tematy, lecz żadne nie mówiło zbyt wiele o sobie samym. Albo nie chcieli, albo sądzili iż nie widzą powodu aby o tym mówić. W końcu nadszedł czas na rozstanie. Marek podwiózł Ulę do domu, następnie sam wrócił do siebie.
Przez kilka kolejnych dni często rozmyślał o dziewczynie z oczami kolory błękitnego nieba. Zrobiła na nim wrażenie. Jej głos był taki ciepły, miły dla ucha. Ton z jakim mówiła nie ociekał wyniosłością.
Był zły na własną głupotę i biczował się w myślach.
- Dobrzański jesteś idiotą, jak mogłeś nie poprosić jej o numer telefonu.
W weekend był u niej dwa razy, lecz nie zastał jej. Wiedział gdzie mieszka bo przecież ją podwoził. A i ona sama mówiła mu o tym iż jej mieszkanie mieści się na ostatnim piętrze i ma przepiękny widok na Warszawę. Przez pierwsze dwa dni nowego tygodnia nie miał czasu aby tam pojechać. Musiał załatwić kilka spraw związanych z firmą.
W środę po przyjściu do pracy udał się bezpośrednio do gabinetu swojego przyjaciela.
- Cześć Seba - przywitał się z przyjacielem i usiadł na fotelu.
- Cześć. Co ty taki dziwny - dopytywał dyrektor.
- W piątek poznałem w dość nie fortunny sposób dziewczynę... - popłynęła opowieść o wydarzeniach z piątkowego wieczoru i błękitnookiej kobiecie.
- I na co czekasz. Zadzwoń i umów się z dziewczyną - usłyszał w odpowiedzi.
- No tak łatwo mówić. Tylko, że nie znam jej numeru telefonu.
- No to klops - odparł przyjaciel.
Siedzieli chwilę w kompletnej ciszy, zastanawiając się nad rozwiązaniem tej sytuacji.
- Ale ze mnie głupek - wypalił nagle prezes.
Olszański spojrzał na niego nie bardzo rozumiejąc.
- Przecież ona swojego czasu pracowała w szwalni na Zydygiera - rzekł.
- I co z tego - zapytał przyjaciel, ale wciąż nie mógł zrozumieć o co chodzi Markowi.
- Przecież mają zapewne jeszcze jej dane personalne i dzięki temu posiadają również numer telefonu - wyjaśnił.
- Racja. To zadzwoń tam i poproś. Może ci udostępnią - powiedział Sebastian.
Marek nie zwlekając dłużej poszedł do swojego biura i wyszukał danych kontaktowych do szwalni gdzie kiedyś pracowała Ula. Po czym zadzwonił i poprosił o połączenie z działem kadr.
- Dzień dobry Marek Dobrzański z tej strony - przedstawił się
-...
- Proszę pani potrzebuję danych kontaktowych pani Urszuli Cieplak
-...
- Wiem, że ta pani już u was nie pracuje.
-...
- Wiem, że ta pani już u was nie pracuje.
-...
- Tak to bardzo ważne.
-...
- Dziękuję pani bardzo - powiedział gdy tylko udzieliła mu informacji i rozłączył się.
Siedział przez chwilę bawiąc się kartką z zapisanym numerem telefonu.
Ula od chwili jak rozstała się z Markiem rozmyślała o tym spotkaniu, nie uważała tego wieczoru za zmarnowany. Ten niesamowicie przystojny mężczyzna z dołeczkami w policzkach, o oczach górskiego lodowca zrobił na niej dobre wrażenie. Chociaż te jego oczy były jakieś smutne. Niby się uśmiechał, potrafił ją rozśmieszyć to jednak było w nich widać jakąś pustkę. Zastanawiała się czy będzie dane spotkać im się jeszcze raz.
Dzięki temu spotkaniu chociaż na moment zapomniała o tym czego dowiedziała się kwadrans wcześniej. A już myślała, że o Olafie może zapomnieć. Jakże się pomyliła.
Matka Olafa wydzwaniała do niej od kilku godzin. W końcu odebrała dla świętego spokoju. Kobieta poinformowała ją o pobiciu młodego Dębskiego przez współwięźniów.
- Proszę panią, ale co ja mam z tym wspólnego - rzekła do matki swojego byłego chłopaka.
- Myślałam, że może jeszcze się pogodzicie - usłyszała - on zrozumiał swój błąd. Mówił mi o tym. Nawet pisał do ciebie list - kontynuowała matka Olafa.
- Tak dostałam list od niego. Lecz nawet go nie czytałam. Odesłałam mu go z powrotem. Zrozumcie wreszcie państwo, że odeszłam od waszego syna raz na zawsze i nie mam zamiaru wiązać się z nim ponownie. Proszę więcej do mnie nie dzwonić w jego sprawie. Bo on mnie już nie obchodzi. Do widzenia - mówiła próbując nie wybuchnąć i nie krzyczeć.
Nie rozumiała zachowania jego rodziców.
Za wszelką cenę chcieli aby tych dwoje było ponownie razem. Tylko, że ona po tym wszystkim co przez niego przeszła nie miała zamiaru być z nim.
CDN...
Matka Olafa wydzwaniała do niej od kilku godzin. W końcu odebrała dla świętego spokoju. Kobieta poinformowała ją o pobiciu młodego Dębskiego przez współwięźniów.
- Proszę panią, ale co ja mam z tym wspólnego - rzekła do matki swojego byłego chłopaka.
- Myślałam, że może jeszcze się pogodzicie - usłyszała - on zrozumiał swój błąd. Mówił mi o tym. Nawet pisał do ciebie list - kontynuowała matka Olafa.
- Tak dostałam list od niego. Lecz nawet go nie czytałam. Odesłałam mu go z powrotem. Zrozumcie wreszcie państwo, że odeszłam od waszego syna raz na zawsze i nie mam zamiaru wiązać się z nim ponownie. Proszę więcej do mnie nie dzwonić w jego sprawie. Bo on mnie już nie obchodzi. Do widzenia - mówiła próbując nie wybuchnąć i nie krzyczeć.
Nie rozumiała zachowania jego rodziców.
Za wszelką cenę chcieli aby tych dwoje było ponownie razem. Tylko, że ona po tym wszystkim co przez niego przeszła nie miała zamiaru być z nim.
CDN...
Subskrybuj:
Posty (Atom)