piątek, 30 listopada 2018

CZERŃ I BIEL część IV

Czas płynął swoim rytmem. Marek wrócił z urlopu, a ulubionym jego tematem był syn. W pewnym momencie wszyscy mieli tego po dziurki w nosie.
- Marek czy ty już nie masz innych tematów? - kiedyś usłyszał od swojego przyjaciela.
- Co masz na myśli? - pytał za zdziwieniem.
- Od kiedy wróciłeś z urlopu ciągle mówisz tylko o Mikołaju. Ja rozumiem, że jesteś dumnym tatą, ale to zaczyna być męczące. Wciąż słyszymy, że Mikołaj to, Mikołaj tamto. Z tobą już nie można o niczym innym porozmawiać. 
Marek był zszokowany słowami przyjaciela. Sądził iż Sebastian chociaż w ułamku go rozumie, ale okazało się, że nie. 
- Kiedy sam zostaniesz ojcem, to zobaczymy jak będziesz się zachowywał - odparł Dobrzański z irytacją w głosie.
- Z całą pewnością nie tak jak ty - usłyszał od przyjaciela. 
Był zły na przyjaciela, chwilami miał wrażenie jakby wszyscy zaczynali się od niego odsuwać. 

Na tydzień przed chrzcinami do Polski przyleciała Paulina. Bardzo chciała zobaczyć swojego chrześniaka, ale najpierw pojechała odwiedzić Helenę i porozmawiać.
- Helenko muszę ci coś pokazać. 
- Co to takiego?
- Wiesz mam pewne podejrzenie co do tego kto jest ojcem Mikołaja. 
- Skąd masz takie podejrzenia?
- Spójrz - wyciągnęła w kierunku kobiety rękę ze zdjęciami, na których widnieje niemowlę. Niby nic takiego, ale podobieństwo tego dziecka na zdjęciu z synem Sylwii i Marka jest uderzające.
- Paulinko czy możesz mi powiedzieć kto jest na tym zdjęciu?
- Tak, to jest... - zawahała się przez chwilę - Aleks.
- A...Aleks? - rzekła Dobrzańska z niedowierzaniem. 
Młodsza z kobiet tylko skinęła głową. 
- Dziecko kochane, ale skąd masz takie podejrzenia.
- Marek jak tylko przysłał mi zdjęcia dziecka zobaczyłam podobieństwo. Zaraz wyjęłam album ze zdjęciami i porównałam je ze sobą - wyjaśniała Paulina
- Czy...czy Marek o tym wie?
- Nic mu nie mówiłam. Postanowiłam najpierw porozmawiać z tobą i poradzić się co z tym zrobić. 
Uważam, że powinniśmy mu o tym powiedzieć. 
- Ale on mnie nie posłucha. Z resztą nie rozmawiamy ze sobą od dawna. Wysłał mi tylko zdjęcia dziecka i napisał, że to mój wnuk oraz jak ma na imię. Ja mu odpisałam iż to nie mój wnuk. Ale zgadzam się, że on powinien o tym wiedzieć. Chociaż sądzę, że nie uwierzy nam na podstawie zdjęcia. 
Siedziały w salonie i zastanawiały się nad tym jak przekazać tę informację prezesowi. Chociaż Helena rozmyślała jeszcze o czymś innym. 
- Wiesz zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz - odezwała się Helena Dobrzańska przerywając panującą ciszę - Dlaczego Aleks to zrobił? Co nim kierowało? I co chciała uzyskać Sylwia, wmawiając Markowi iż on jest ojcem dziecka. 
- Domyślam się dlaczego to zrobili. A przynajmniej Aleks. Od kiedy Krzysztof zmarł i prezesem został Marek to w Aleksa jakby diabeł wstąpił. Uważał iż to jemu należy się fotel prezesa. Chciał zrobić wszystko aby Marek odszedł z firmy. Natomiast jeśli chodzi o Sylwię to ona jakoś specjalnie nie grzeszyła wiernością. To wiem od ludzi z firmy, ale i od paru znajomych. Myślę, że Marek o niczym nie wiedział. Przypuszczam, że Aleks nie wiedział albo nie miał zamiaru brać odpowiedzialności za dziecko, a i Sylwia widziała niezłe korzyści ze związku z Markiem. 
W końcu doszły obie do wniosku, że za nim powiedzą Markowi prawdę spróbują zrobić badania DNA. Paulina uważała, że nie powinny mieć z tym problemu. 

Paulina w ciągu tego tygodnia kilka razy była w domu młodych państwa Dobrzańskich. Za każdym razem jak widziała małego miała coraz większą pewność, że to jest syn jej brata. W przeddzień chrztu spotkała się z Sylwią na mieście. 
- Posłuchaj wiem, że ojcem Mikołaja nie jest Marek lecz Aleks.
- To nieprawda. Marek jest jego ojcem - próbowała zaprzeczać, z tym że Paulina nie dała się nabrać.
- Spójrz - rzekła i pokazała zdjęcie Aleksa mniej więcej w tym samym wieku co mały Mikołaj - może i Marek ci uwierzył, ale mnie nie oszukasz. 
Przez chwilę panowała między kobietami cisza.
- Powiesz Markowi sama prawdę czy może ja mam to uczynić? -odezwała się Paulina.
- On i tak wam nie uwierzy. Przypuszczam, ba ja jestem pewna, że to Helena stoi za tym i wciąż chce nas ze sobą skłócić - odparła z całą pewnością w głosie Sylwia.
- Rozczaruję cię, lecz Helena nie ma z tym nic wspólnego - okłamała Sylwię. Nie chciała aby ta znów poleciała do Marka i próbowała jeszcze bardziej nastawić go przeciwko matce. 

Sylwia w swej naiwności sądziła, że Paulina jeśliby nawet powiedziała o wszystkim Markowi to ten jej nie uwierzy. Nie miała pojęcia co planuje Paula. A jej plan był iście szatański. Lecz jego realizacja musiała poczekać do poniedziałku. Dzięki temu Marek miał się dowiedzieć prawdy o swojej żonie. 

Ula zadomowiła się na Siennej. Jednego razu odebrała dziwny telefon. 
- Dzień dobry pani Dębska - odparła na przywitanie i przedstawienie się swej rozmówczyni.
- ...
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- ...
- Dobrze spotkajmy się jutro o osiemnastej w tej małej kawiarence w pobliżu kancelarii pani męża. 
- ...
- Proszę bardzo. Do zobaczenia w dniu jutrzejszym.
Ula zgodziła się na spotkanie z matką swojego byłego chłopaka, bo inaczej ta nie dała by jej spokoju. 

- Proszę mnie nie prosić o to abym wstawiła się za Olafem.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - weszła jej w słowo - Przez kilka miesięcy, niemalże przez rok znosiłam jego zachowanie wobec mnie. Awantury, pobicia to było częste, później dowiedziałam się o narkotykach. Odeszłam od niego, co i tak nie spowodowało abym miała od niego spokój. Prześladował mnie w pracy później w domu. Przez jego postępowanie straciłam pracę oraz mieszkanie. Więc proszę mnie nie namawiać abym poszła do sądu i wstawiła się za nim. To zły i podły człowiek, a ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego - wiedziała, że słowa wypowiadane przez nią mogą być bolesne. Chciała aby ta kobieta wreszcie zrozumiała jakim człowiekiem jest Olaf. 
Ona sama w końcu doszła do równowagi psychicznej, a ta kobieta chciała ten spokój zburzyć. 
Po tej rozmowie miała nadzieję, że więcej nie usłyszy o tym okropnym człowieku. 

Paulina w dniu chrztu ukryła smoczek Mikołaja, a z mieszkania Marka i Sylwii wyniosła szczoteczkę do zębów używaną przez Marka, a z domu swego brata zdobyła włos. W ten sposób postanowiła   przeprowadzić test na ojcostwo. Wiedziała, że jeśli nie będzie tego na piśmie to Marek jej nie uwierzy, a Sylwia będzie szła w zaparte. Aleks zachowywał się, tak jakby doskonale znał prawdę. I to utwierdzało ją w przekonaniu iż ta dwójka zdradziła Marka. 
Adres na, który miała przyjść odpowiedź to miejsce zamieszkania Heleny Dobrzańskiej. 
- Helenko podałam twój adres w klinice, wynik badania powinien przyjść w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Ja wracam do Włoch bo mam termin badania.
- A coś ci dolega - zmartwiła się nestorka.
- Nie, nic mi złego nie jest. Jestem przy nadziei to już drugi miesiąc.
Widać było, że Dobrzańska ucieszyła się z tej wiadomości. Chociaż najbardziej ucieszyłaby się gdyby została babcią dla dziecka Marka. No ale może jeszcze nie wszystko stracone. Teraz pozostało uzbroić się w cierpliwość na jakieś maksymalnie dziesięć dni. Doskonale wiedziała co się stanie jak jej syn dowie się prawdy. 
Dziękowała swojej przybranej córce za pomoc w udowodnieniu swoich racji. 
- Bardzo ci dziękuję Paulinko za pomoc.
- Nie masz za co mi dziękować - odparła.

Ten czas dłużył się niemiłosiernie. Helena siedziała jak na szpilkach wiedziała, że w kopercie jaka przyjdzie będzie pisało kto jest biologicznym ojcem. Ona sama była przekonana na sto procent, że jej syn nie jest ojcem tego maleństwa. Zdawała sobie sprawę iż swoim zachowaniem sprawić może, że to dziecko będzie wychowywać się bez ojca. Lecz nie mogła pozwolić aby jej syn był nieszczęśliwy, a tak niechybnie by było. Sądziła, że Sylwia zapewne nigdy nie będzie wierna Markowi i wcześniej czy później dojdzie do kolejnej zdrady. Postanowiła, że jak tylko sama pozna wyniki zadzwoni do całej trójki i zaprosi ich do siebie aby przekazać im nowinę. 

W końcu nadszedł dzień kiedy listonosz przyniósł pismo polecone, z wynikiem na ojcostwo. Drżącymi rękami otwierała kopertę. Odczytała wynik i już wiedziała kto jest ojcem małego Mikołaja. Jej i Pauliny przypuszczenia się potwierdziły. Tego samego dnia pod wieczór zadzwoniła do swojego jedynaka z zaproszeniem na sobotni obiad. Zaproszenie dotyczyło także Sylwii.
- Co się takiego stało, że zapraszasz nas oboje mamo? - usłyszała w słuchawce.
- Doszłam do wniosku, że najwyższy czas zakopać ten topór. I spróbować dojść do zgody - wyjaśniła. Młodzi Dobrzańscy nie przeczuwając w tym żadnego podstępu potwierdzili, że przyjadą. Nawet Sylwia niczego nie podejrzewała. 
Kolejny numer jaki wybrała był do Aleksa. 
- Nie odmawiaj mi synu. Tak dawno wszyscy się nie widzieliśmy. Ma przylecieć Paulinka z Ivo. Będzie Marek z Sylwią i Mikołajem - prosiła gdy ten próbował się wymigać.
Udało się jej zaprosić wszystkich. Tylko Pauli nie musiała bo z nią była umówiona już wcześniej. Miała tylko dać znać jak będą wyniki, a ta przyleci wraz z mężem.

W sobotę pod dom pani Dobrzańskiej zaczęły podjeżdżać samochody. Najpierw podjechał Marek wraz z rodziną, kilka minut później na podjazd podjechał Aleks, Paulina już od rana była u Heleny wraz z mężem. Wszyscy zasiedli do stołu, a gosposia już podawała do stołu. Gdy wszyscy skończyli jeść Helena wstała i zwróciła się do obecnych.
- Przepraszam was kochani, ale muszę na chwilę udać się do sypialni. 
- Ale wszystko w porządku mamo?
- Tak oczywiście, zaraz wrócę. Mam pewną niespodziankę dla was.
I tak oto piątka młodych została sama przy stole. Helena wróciła po kilku minutach trzymając małą kopertę w dłoni. 
- Moi drodzy chcę wam wszystkim coś pokazać, a dokładniej to tobie Marku, Aleksie i Sylwio. Proszę bardzo spójrzcie - mówiła, a z koperty wyciągnęła cztery identyczne kartki. Ona sama trzymała oryginał pozostała trójka miała w ręku kopię.
- To jakiś żart - odezwał się pierwszy Marek
- Nie to nie żart - usłyszał Paulinę
- A skąd ty możesz to wiedzieć? - dopytywał się
- Spójrz na to - pokazała mu zdjęcie - przyjrzyj się uważnie, a ujrzysz jakie jest podobieństwo i te testy tylko to potwierdzają. 
CDN...

piątek, 23 listopada 2018

CZERŃ I BIEL część III

Ula wróciła do domu zastanawiając się co dalej. Dopiero co wynajęła mieszkanie, a teraz okazuje się, że chyba będzie musiała je opuścić. Zrobiła kawy i usiadła przed komputerem w celu przejrzenia ogłoszeń o pracy. Te jej czynność przerwało pukanie do drzwi. Niechętnie wstała i poszła je otworzyć. 
- Dzień dobry policja. Starszy sierżant Piotr Dudek oraz młodszy inspektor Adam Sas.
- Dzień dobry - odpowiedziała nieco zaskoczona ich wizytą 
- Proszę pani mamy nakaz na przeszukanie pani mieszkania, gdyż mamy podejrzenie, iż jest pani w posiadaniu narkotyków - usłyszała.
- Panowie to jakaś pomyłka, ale skoro mają państwo nakaz to proszę - próbowała to wyjaśnić. Lecz dobrze wiedziała, że nie ma prawa stawiać oporu.
- Czy mogą mi panowie chociaż wyjawić kto stoi za takim donosem? Bo to już zaczyna nie być zabawne - odezwała się Ula .
- Przykro nam, ale nie możemy ujawniać takich informacji - usłyszała w odpowiedzi. 
W jej głowie zaczęła wykluwać się myśl, że może to Olaf za tym stoi. 
Policjanci przeszukali całe mieszkanie nie znajdując niczego, ale za to pozostawili straszny bałagan. Cieplak przez następne kilka godzin próbowała się z tym uporać.
- Boże z kim ja się związałam. On chyba nigdy mi nie odpuści - rozmyślała.

Dla Marka nadszedł najważniejszy dzień w życiu. To dziś miał złożyć przysięgę małżeńską. Helena Dobrzańska tak jak mówiła, nie przyjechała na ślub ani na wesele jedynego syna, co bardzo dziwiło gości. 
- Marek dlaczego twojej mamy nie ma? - słyszał kilka razy w ciągu pierwszych godzin od chwili opuszczenia USC.
Pytali zazwyczaj goście od niego z rodziny. Marek był bardzo zżyty z rodzicami i dlatego było to takie dziwne. 
- Pokłóciliśmy się z mamą. Poszło o moją żonę. Tydzień temu ostatni raz jak z mamą rozmawiałem to powiedziała, że nie przyjdzie - odpowiadał. 
Z jednej strony był zły i rozczarowany zachowaniem swojej rodzicielki, a z drugiej myślał, że przynajmniej na weselu jest spokój. Przypuszczał, że mogłoby dojść do sprzeczki między nimi obiema.

- Widzę, że dopięłaś swego. Usidliłaś Mareczka, a teściowa nie pojawiła się na weselu swego jedynaka.
- Całe szczęście, że nie przyszła - odpowiedziała swemu rozmówcy Sylwia. 
- O czym wy mówicie? - usłyszeli za plecami.
Oboje spojrzeli w kierunku, z którego dobiegł ich głos
i ujrzeli Paulinę.
- Niczym ważnym siostra. Gratulowałem pani młodej małżonka - usłyszała od brata lecz jakoś nie uwierzyła w jego słowa. Już od jakiegoś czasu nie potrafiła dogadać się z Aleksem. Nie rozumiała jego zachowania.

- Sylwia możesz mi wyjaśnić co to miało znaczyć? - mówiła Paulina po tym jak obie panie zostały same.
- Nic nie znaczyło, rozmawiałam tylko z twoim bratem. Przecież w jakimś sensie jesteśmy teraz rodziną - odpowiedziała 
- Zapomnij. Nigdy nie będziemy rodziną. To, że Marek jest dla nas przyrodnim bratem jeszcze nic nie oznacza - odparła jej Włoszka.
Sylwia nic jej już nie odpowiedziała. Zostawiła kobietę samą i udała się do stolika gdzie siedział jej już teraz mąż.
Paulina próbowała jeszcze porozmawiać z Aleksem, ale ten jakby zapadł się pod ziemię. Nie zamierzała go szukać. Postanowiła, że pojedzie do niego po weselu i wówczas postara się z nim porozmawiać i może wyjaśni kilka spraw. 



W niedzielne wczesne popołudnie w salonie seniorów Dobrzańskich rozmawiała Paulina z Heleną.

- Helenko ślub i wesele udało się - zaczęła Paulina 

- Tak słyszałam. Dzwonił do mnie wujek Sławek, wiesz młodszy brat Krzysztofa - odpowiedziała.

- A dlaczego ciebie nie było. Źle się czułaś? - pytała młodsza z kobiet.

- Nie, czułam się dobrze, ale pokłóciłam się tydzień temu kolejny już raz z Markiem i powiedziałam mu, że nie będzie mnie w tym dniu, bo nie chcę patrzeć jak unieszczęśliwia się wiążąc z Sylwią - odparła.
- O czym ty mówisz? - dopytywała
- Mam pewne informacje mówiące iż to nie Marek jest ojcem dziecka. Wiem, że ta cała Sylwia zdradzała go z kimś, kogo wszyscy znamy, ale nie wiem kto to jest. Powiedziałam o tym jej, a później Markowi - mówiła
- Jak rozumiem ona wszystkiego się wyparła, ale co na to Marek? 
- Nie uwierzył jak mu powiedziałam. Jest ślepo zakochany i nic do niego nie dociera. Powiedziałam mu o twoich udziałach. Chcę tę część zapisać swoim wnukom, ale zaznaczyłam, że przepisze je dopiero gdy będę miała potwierdzone to badaniami na ojcostwo. Wówczas obraził się i wyszedł - mówiła ze łzami w oczach Helena.
Widać było, że ta cała sytuacja bardzo ją dręczy. 
- On teraz odwrócił się ode mnie, a ja nie chcę się więcej wtrącać. Trudno widocznie tak miało być. Krzysztof jak to widzi - rzekła zwracając wzrok ku górze - chyba przewraca się w grobie. Nawet w najgorszych snach nie sądziłam, że dożyję takiej chwili, gdzie mój rodzony syn odwróci się ode mnie - mówiła ze łzami w oczach.
- Myślę, że on jeszcze przejrzy na oczy i wtedy  będzie cię przepraszał - rzekła Paulina i podeszła do swej przyrodniej matki aby objąć i spróbować uspokoić.
Paulina w przeciwieństwie do swego brata Aleksa potrafiła docenić to co Dobrzańscy zrobili dla nich po śmierci ich rodziców. Aleks był typem egoistycznym, zadufanym w sobie, nie liczącym się z nikim i niczym. Był całkowitym przeciwieństwem Pauliny. Nie uważał aby miał coś do zawdzięczania Dobrzańskim. 

Tydzień po tym jak straciła pracę i zrobiono przeszukanie w mieszkaniu odwiedził ją sam Olaf. Ponownie wzywała policję. 
- Zapamiętaj ode mnie się nie odchodzi - usłyszała gdy policjanci zabierali go do radiowozu.


Następnego dnia od właściciela mieszkania usłyszała, że ma się wyprowadzić, bo są skargi od innych lokatorów na hałas, a także doniesiono, że ona jest narkomanką. Nie miała siły ani ochoty kolejny raz udowadniać, że to nie prawda z tymi narkotykami. Poprosiła tylko właściciela aby dał jej chociaż dwa dni na znalezienie czegoś innego i przeprosiła za zachowanie Olafa. Ten zgodził się. Po rozmowie z właścicielem mieszkania udała się do kancelarii prawnej, która swą siedzibę miała na ulicy Różanej. Tam spotkała się z ojcem Olafa. Opowiedziała o wyczynach i zachowaniu jego syna. Jakież było jej zdziwienie gdy ten nie uwierzył w ani jedno słowo.
- Proszę pana jaki miałabym w tym cel aby pana okłamywać. Rozstałam się z pańskim synem właśnie dlatego, że kilka razy mnie pobił. A w jego kieszeni znalazłam narkotyki. To dzięki jego zachowaniu straciłam właśnie dach nad głową, a wcześniej pracę. Mam pewność, że to on złożył fałszywe doniesienia do pracy i na policję o  moim rzekomym  braniu narkotyków. Proszę z nim porozmawiać. A jeśli to nie przyniesie rezultatu wówczas ja złożę sprawę na niego. O prześladowanie, nękanie i składanie fałszywych doniesień. 
Sądziła, że ta rozmowa coś pomoże. 

Przez resztę dnia oraz niemalże cały następny przesiedziała przed komputerem w poszukiwaniu nowego mieszkania, oraz a raczej przede wszystkim pracy. Gdy w dniu następnym nie było rezultatów w poszukiwaniu mieszkania postanowiła na jakiś czas przenieś się do Rysiowa, ojciec nie miał nic przeciwko. Opowiedziała mu, że rozstała się z Olafem. Powód wówczas podała, że nie potrafili się porozumieć w wielu kwestiach. Nie chciała mówić prawdy, aby go nie denerwować. Na jakiś czas jej były uspokoił się. Sądziła, że widocznie dał sobie już spokój lub może jego ojciec z nim rozmawiał. Po miesiącu udało się jej znaleźć nową pracę. Dostała się do niewielkiej firmy zajmującej się księgowaniem oraz tłumaczeniem różnego rodzaju pism. 

Marek wciąż był obrażony na matkę. Uważał, że ta nie powinna tak się zachowywać i mówić takich rzeczy o jego żonie.
- Marco, powinieneś porozmawiać z mamą. Ona bardzo przeżywa tą sytuację - mówiła Paulina jednego razu gdy spotkała się z nim na lunchu. 
- Paula, sama tego chciała. Jak mogła mówić, że Sylwia jest mi niewierna, że dziecko nie jest moje. Czy tak postępuje matka? - mówił ze zdenerwowaniem w głosie.
- Nie unoś się, ale sądzę, że ona może mieć rację...
- Ty też - przerwał jej
- Co ty też. Posłuchaj podczas wesela słyszałam jej rozmowę z Aleksem. I wierz mi z tej rozmowy wynikało, że ze strony twojej żony to był nieźle uknuty plan. 
- Nie to nie może być prawda. Sylwia mnie kocha tak jak ja ją.
- Powiem ci tylko tyle. Zrobisz jak zechcesz tylko abyś później nie mówił, że cię nikt nie ostrzegał - odpowiedziała Włoszka po czym pożegnała się i wyszła z restauracji. Wiedziała, że nie uda jej się przekonać młodego Dobrzańskiego do rozmowy z matką.

Ona tak jak Helena miała pewnego rodzaju wątpliwości co do uczciwości Sylwii. Ale nie zamierzała na razie robić cokolwiek. Wolała poczekać do czasu jak urodzi się dziecko.
W samej firmie był spokój. Każdy wiedział co należy robić. Dzięki temu młody prezes mógł skupić się  wyłącznie na swojej młodej, ciężarnej żonie. I wraz z nią przygotowywać się do porodu. A ten zbliżał się coraz bardziej. 
Paulina wyleciała do Włoch na tydzień przed porodem. Wcześniej sfinalizowała sprzedaż swoich udziałów. Miała przylecieć do Polski na chrzest dziecka. Na prośbę Marka zgodziła się zostać matką chrzestną. 
- Muszę wrócić do Włoch. Ale gdy tylko będziecie znać dokładną datę chrztu dacie znać, a ja wówczas przylecę - mówiła gdy była u nich na dzień przed wylotem.
Chrzestnym miał zostać Sebastian tak młodzi Dobrzańscy zdecydowali. Sylwia była jedynaczką. I chociaż niezbyt była zadowolona z tego kto zostanie chrzestną, to chrzestny był jej zupełnie obojętny.
Bo tak jak jeszcze przed ślubem pokłóciła się z matką Marka, tak później Paulina zaczęła działać jej na nerwy. Obawiała się czy ta nie będzie chciała się mieszać. Lecz nie chcąc wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń ze strony swego męża zgodziła się na takie rozwiązanie.

W dwa miesiące po ślubie na świat przyszedł Mikołaj Dominik Dobrzański. Dziecko miało oczy Sylwii, ale już więcej podobieństw do rodziców nie było. Marek mimo nie kontaktowania się z własną matką od ponad dwóch miesięcy postanowił porobić kilka zdjęć i wysłać je swojej rodzicielce. 
- To twój wnuk mamo Mikołaj Dominik Dobrzański - pisał w wiadomości. 
- Przykro mi synku, ale to nie jest mój wnuk. I ja o tym wiem. Mam tylko nadzieję, że i ty kiedyś przejrzysz na oczy - dostał w zwrotnej wiadomości.
Był w szoku. Myślał, że matka w końcu zmieni zdanie. Ale nic takiego się nie stało. Nie mógł zrozumieć jej zachowania, było mu przykro z tego powodu. No ale cóż nie jest w stanie przekonać matki, że jest inaczej, a i ona nie jest w stanie tego uczynić w jego kierunku. 
Wysłał również zdjęcie do Pauliny z wiadomością iż to jest jej chrześniak. Ta bardzo uważnie przyjrzała się zdjęciu, lecz zostawiła sobie komentarz, coś ją zaniepokoiło. A przynajmniej na razie. Pogratulowała im tylko syna, i że czeka na wiadomość o chrzcie. Kila osób z ich otoczenia zaczęło dostrzegać całkowity brak podobieństwa Mikołaja do Marka. Jednak nikt głośno tego nie komentował. Młody ojciec przez kilka dni dzielnie pomagał swej jakże wiernej żonie w opiece nad noworodkiem, wziął nawet dwa tygodnie urlopu. W końcu ustalili termin kiedy miały odbyć się chrzciny małego Mikołaja. 

Ula pomału wychodziła na prostą, a raczej jej życie. Olaf tak jakby zapadł się pod ziemię. Ona pracowała nadal w księgowości. Szefostwo ją doceniało. Z czasem ponownie pomyślała o wyprowadzce do stolicy Józef nie miał nic przeciwko, rozumiał córkę. I tak w niedługim czasie panna Cieplak wyprowadzała się ponownie z rodzinnego domu. Wynajęła mieszkanie na Siennej. Jednego razu spotkała się ze znajomą, od której dowiedziała się o Olafie.
- Olaf trafił na długie lata za kratki. Podobno spowodował wypadek będąc pod wpływem alkoholu, a w dodatku w samochodzie znaleźli narkotyki.
- Wiesz jakoś mnie to nie dziwi. Właśnie między innymi z powodu narkotyków rozeszliśmy się. 
- Ja myślałam, że rozstaliście się bo wiecznie miałaś do niego o coś pretensje oraz podobno go zdradzałaś.
- Właśnie podobno. Robił mi z tego powodu nie raz i nie dwa awantury. Wiele razy mnie pobił a gdy z nim zerwałam sprawił, że straciłam pracę i musiałam się wyprowadzić z mieszkania. Przez ostatnie cztery miesiące mieszkałam w Rysiowie. 
- Nie wiedziałam, że tak się sprawy miały. Mam nadzieję iż teraz już będziesz szczęśliwa może nawet poznasz jakiegoś przystojniaka.
- Na razie mam dosyć facetów. 
Ula po tym co przeszła z Olafem nie miała ochoty na żadne spotkania z mężczyznami. Sądziła, że każdy facet jest taki sam, we wszystkich widziała Olafa. Gdy dowiedziała się, że ten drań trafił za kratki odetchnęła z ulgą. Jeszcze przez jakiś czas miewała koszmarne sny. Jak to młody Dębski znęcał się nad nią. Wiele nocy nie przespała. Chwilami myślała czy nie zacząć łykać jakiś leków na uspokojenie. 
CDN...

piątek, 16 listopada 2018

CZERŃ I BIEL część II

- Skarbie, o której masz to badanie dzisiaj? 
- O trzynastej. A czemu pytasz, czyżbyś nie mógł jechać razem ze mną? - odpowiedziała Sylwia i zapytała 
- No właśnie nie wiem czy się wyrobię. Violetta znowu pomyliła daty. I dzisiaj na godzinę dwunastą trzydzieści umówiła mnie na spotkanie z Terleckim - odparł
- Wiesz, ta kobieta do niczego się nie na daje. Wiecznie coś robi źle albo spóźnia się do pracy. A i ostatnio kilka razy przyłapałam ją jak przegląda strony z wyprzedażami - mówiła przyszła pani Dobrzańska. Ta od kiedy Marek jej się oświadczył zaczęła pouczać pracowników i rządzić w firmie. Co bardzo nie podobało się wielu - ale wracając do tematu. Trudno pojadę sama. A teraz już zbieraj się do pracy - rzekła i zniknęła na kilka minut w sypialni.
- Ty się gdzieś wybierasz - ni to zapytał ni to stwierdzi gdy ta wyszła wystrojona. 
- Tak umówiłam się z Roksaną. Wiesz muszę odreagować ten wczorajszy dzień. Pogadamy, powspominamy, a później pojadę na badania - wyjaśniła.
- To może podwiozę cię - zaproponował. Lecz ta propozycja była Sylwii wybitnie nie na rękę więc szybko musiała jakoś odwieść narzeczonego od tego pomysłu.
- Nie ma takiej potrzeby. Roksana ma po mnie przyjechać tak około dziewiątej.
Marek uspokojony taką informacją pożegnał się z dziewczyną i udał do pracy.

- Posłuchaj Marek nie może o niczym wiedzieć - mówiła Sylwia do osoby siedzącej na wprost niej.
- Spokojnie ja mu z całą pewnością nie powiem - usłyszała w odpowiedzi
- No mam nadzieję. 
- A możesz powiedzieć, co takiego się stało? 
- Helena zarzuciła mi niewierność wobec Marka. Nawet wczoraj był u niej i mu o tym powiedziała.
- A co on na to?
- Nie uwierzył jej. 
- Ha, ha, ha - usłyszała nagle - no to będziesz mieć nie łatwo. Zapewne jego matka będzie drążyć temat.
- Po pierwsze to nie jest śmieszne. A po drugie po wczorajszym dniu nie sądzę aby Marek miał ochotę rozmawiać z matką. Przypuszczam, że może nawet nie przyjść na nasz ślub.

- Olaf uspokój się i powiedz o co ci chodzi - próbowała uspokoić swojego chłopaka Ula.
Ten zachowywał się i działał jak w jakimś amoku. 
- Znowu oglądałaś się za innymi - usłyszała w odpowiedzi.
- Ty jesteś niepoważny. Przecież byłeś obok i widziałeś jak się zachowywałam - mówiła, ale jej przerażenie wzrastało 
- Uważasz, że nic nie zrobiłaś! A te uśmieszki do tego typa pod firmą gdy wychodziłaś. Co myślałaś, że nie zauważę - krzyczał
- Przecież to mój przełożony. To jest dyrektor finansowy. I odpowiedziałam mu do widzenia i tyle - próbowała się tłumaczyć.
Takich sytuacji zaczynało być coraz więcej. Sińce pod oczami ukrywała pod okularami słonecznymi oraz mocniejszym makijażem. Nie potrafiła poskarżyć się na swój los komukolwiek. Wszystko to tłamsiła w sobie, zamykała się. Była bardziej zamknięta w sobie. Wiele wieczorów i nocy przepłakała. On zazwyczaj po takich kłótniach przepraszał i błagał o wybaczenie. A ona przyjmowała je i przez kilka dni był spokój. Do rodziny jeździła zazwyczaj w towarzystwie Olafa. Bo ten nie chciał jej puszczać samej. Tłumaczył, że po to mają samochód aby nim jeździć. Chociaż prawda była nieco inna, on nie chciał aby ta powiedziała w domu co się u nich dzieje. Swoje siniaki tłumaczyła zazwyczaj swoją nieuwagą. O ile ojciec chyba w to wierzył. Tak już jej młodszy brat miał inne zdanie. Nawet powiedział o tym głośno. Lecz Ula zaprzeczyła.
- Jasiek nie dorabiaj żadnej ideologii - mówiła jakoś mało przekonywująco jak dla młodego Cieplaka.

Nie potrafiła zrozumieć tej podwójnej natury swojego chłopaka. Jednego dnia potrafił być dobrym, uczynnym, a dzień później wstępował w niego potwór. Awantury, krzyki i przemoc fizyczna stawały się czymś normalnym. Nie potrafiła mu się sprzeciwić. 

Któregoś dnia po jednej z awantur, wyszedł z mieszkania i nie było go przez dwa dni. Nie szukała go. To z resztą nie pierwszy raz. Po powrocie zauważyła coś dziwnego. Jego źrenice były rozszerzone, raz się śmiał aby za chwilę być smutnym. Istna huśtawka nastroju. Jakoś dziwnie się pocił. Wówczas po raz pierwszy pomyślała, że może on coś zażywa. Ale nie miała odwagi go zapytać. Postanowiła najpierw zasięgnąć nieco wiedzy w Internecie, a gdy ten będzie spać sprawdzi jego odzież. Tak jak postanowiła. To co wyczytała tylko potwierdziło jej przypuszczenia. Oprócz tego co zauważyła dziś, doszła ta jego nerwowość, agresywność. Następnym krokiem było sprawdzenie odzieży. 

Rano gdy tylko Olaf wstał położyła przed nim to wszystko co znalazła w kieszeniach spodni oraz kurtki.
- A ty co przeszukujesz moje kieszenie? - krzyknął i zamierzał uderzyć.
- Olaf ty musisz się leczyć. Jesteś niebezpieczny dla siebie ale i dla otoczenia - mówiła.
Lecz tym co powiedziała doprowadziła go do jeszcze większej złości. 
- Nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć. A zwłaszcza taka wiejska dziewucha - mówił trzymając ją za gardło i zaciskając mocniej dłonie. 
Ulka zaczęła tracić przytomność i to spowodowało iż młody Dębski się opamiętał. Puścił ją. Cieplak osunęła się po ścianie na podłogę i próbowała złapać haust powietrza. Z chwilą gdy ta doszła do siebie po chłopaku nie było w domu śladu. Siedząc pod ścianą zastanawiała się gdzie popełniła błąd. Co takiego złego w życiu zrobiła, że los tak ją doświadcza. Wtedy to zrozumiała, że trwanie u boku tego mężczyzny nie wróży niczym dobrym. Musi uwolnić się od niego.
- Mam pracę, zarobki nie są takie złe. Powinno mnie być stać na wynajęcie jakiejś kawalerki - rozmyślała.

Od dnia kiedy to Helena zarzuciła swojej przyszłej synowej niewierność oraz powiedziała o tym swojemu synowi relacje nie poprawiły się. Marek bardzo rzadko odwiedzał matkę. O co obwiniała o to Helena Sylwię. Do ślubu zostało już raptem tydzień czasu. I to pani Dobrzańska jako pierwsza zadzwoniła do Marka z prośbą o spotkanie.
- Synku proszę przyjedź. Chciałabym z tobą porozmawiać - prosiła niemal płacząc w słuchawkę
- Dobrze, przyjadę. Ale ostrzegam jeśli zaczniesz temat niewierności Sylwii wobec mnie od razu wychodzę - usłyszała w odpowiedzi
- Nie martw się, o niczym takim nie zamierzam rozmawiać - odpowiedziała. To była prawda matka Marka miała mu do powiedzenia coś czego on się kompletnie nie spodziewał.
- W takim razie będę około osiemnastej - rzekł i pożegnał się.
Pod koniec pracy zadzwonił do narzeczonej aby poinformować ją o wizycie u matki. Ta wysilając się na miły ton głosu powiedziała, że cieszy się iż próbuje się pogodzić z matką. Ale była wściekła, że ten tam jedzie. Obawiała się, że ta kobieta może chcieć skłócić Marka z nią. 

Wszedł do salonu przywitał z matką i po chwili usłyszał co ma mu do powiedzenia.
- Proszę abyś mnie najpierw wysłuchał do końca, a później wyraził swoje zdanie - Marek skiną głową na znak aprobaty i zaczął słuchać - Ja synu nie przyjdę na ślub ani na wesele. Wiem, że ranię cię tymi słowami, ale jak każda kochająca matka, ja nie zamierzam patrzeć na twoje pozorne szczęście. Mam dla ciebie prezent - z szuflady komody wyjęła kopertę, był tam zapis mówiący o przekazaniu własności domku letniskowego na Mazurach. Datowane na półtora tygodnia przed zawarciem przez Marka związku małżeńskiego - to jest już twoje. Wczoraj dzwoniła do mnie Paulinka i poinformowała, że zamierza sprzedać nam swoje udziały.  Zgodziłam się i odkupię je. Ale później przekażę je na mojego wnuka bądź też wnuczkę - podkreślając słowo mojego - A żeby mieć pewność, że to moje wnuk lub wnuczka chcę zobaczyć wynik badania DNA, potwierdzające twoje ojcostwo.
- Mamo dlaczego ty to robisz? Czy tobie nie zależy na moim szczęściu? - dopytywał
- Ależ bardzo mi zależy na twoim szczęściu. I dlatego już przed ślubem dostałeś prezent oraz całą resztę gdy wszystko będzie tak jak powinno. Nigdy nie mówiliśmy ci z ojcem z kim masz się związać na przyszłość. Ale ja nie pozwolę aby ta kobieta miała dostać coś z naszego majątku - odpowiedziała. Widziała, że to co powiedziała bardzo zabolało Marka. Lecz coraz częściej dochodziły ją słuchy o tym co robi Sylwia. Lecz do jej syna nie docierały żadne argumenty, a dowodów nie miała.

Wyszedł z rodzinnego domu wściekły na matkę. Nie potrafił, a może nie chciał zrozumieć postępowania swojej rodzicielki. Wrócił do domu wściekły. Sylwii powiedział tylko o nieobecności Heleny podczas ślubu i wesela o reszcie wolał nie mówić. Nie chciał jej denerwować. Ta udając zmartwienie rzekła
- Kochanie może jeszcze mama zmieni zdanie i pojawi się.
- Nie sądzę. Znam swoją mamę i wiem, że jak coś postanowi to zdania nie zmieni - odparł.
Ta informacja ucieszyła przyszłą panią Dobrzańską. Obawiała się, że przyszła teściowa mogłaby zepsuć im ten dzień.

Ula w dwa tygodnie od ostatniej awantury odeszła od Olafa i wyprowadziła się. Udało się wynająć kawalerkę i pod jego nie obecność spakowała swoje rzeczy i wyniosła się. Ale Olaf nie dawał za wygraną. Wydzwaniał, przyjeżdżał pod szwalnie. Gdy to nie dawało rady postanowił ją śledzić i w ten sposób zdobył jej adres.
- Ula otwórz, porozmawiajmy - krzyczał i walił pięściami w drzwi.
- Olaf odejdź bo wezwę policję - mówiła przez zamknięte drzwi. Nie chciała z nim ani rozmawiać ani tym bardziej wpuszczać go do mieszkania. Gdy ten mimo jej próśb nie ustępował zadzwoniła po służby mundurowe.
- Proszę otworzyć policja - usłyszała po niespełna kwadransie.
Podeszła do drzwi, spojrzała przez wizjer i upewniwszy się co do osób otworzyła drzwi.
- To pani wzywała policję? - usłyszała po wcześniejszym wylegitymowaniu i przedstawieniu się mundurowych.
- Tak ja. Ten mężczyzna od kilkudziesięciu minut dobija się do moich drzwi - wyjaśniła powody swojego powiadomienia.
- Czy zna go pani? - padło kolejne pytanie
- Tak. To mój były chłopak Olaf Dębski. Odeszłam od niego, gdy kolejny raz mnie pobił, a dodatkowo okazało się iż jest uzależniony od narkotyków. I gdy odeszłam zaczął mnie prześladować. Z początku to były tylko telefony, później wystawał pod firmą gdzie pracuję - odpowiedziała.
- Czy podawała mu pani swój adres? 
- Nie. Musiał mnie chyba śledzić.
Gdy jeden z policjantów rozmawiał z Ulą, drugi w tym czasie legitymował Olafa. W międzyczasie również sprawdzono stan trzeźwości mężczyzny. Okazało się, że był pod wpływem alkoholu. 
Po tym incydencie wydawać się mogło, że Olaf sobie odpuścił. Ale zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których Ula nie łączyła z byłym chłopakiem. Lecz wszystko miało się wyjaśnić w niedługim czasie. Były telefony od nieznanych mężczyzn z propozycjami seksualnymi, w firmie zaczęto dziwnie jej się przyglądać. Aż jednego razu została wezwana przez prezesa i to co usłyszała ścięło ją z nóg.
- Pani Urszulo wezwałem panią bo doszły mnie słuchy, że jest pani uzależniona od narkotyków.
- Ale to nie prawda - próbowała się bronić
- Przykro mi, ale w tej sytuacji nie mam innego wyjścia i muszę panią zwolnić - usłyszała w odpowiedzi. A prezes już podsuwał jej do podpisu wypowiedzenie - poszliśmy pani na rękę i nie wspomnieliśmy o tym na świadectwie pracy. 
Wówczas po raz pierwszy pomyślała o Olafie. Lecz nie miała namacalnych dowodów. 
CDN...

piątek, 9 listopada 2018

CZERŃ I BIEL część I

Był prezesem jednej z najlepszych firm modowych w Polsce. Fotel prezesa odziedziczył po ojcu, który przedwcześnie odszedł z tego świata. Marek Dobrzański bo o nim mowa. Był uważany za najgorętszą partię w stolicy. Ale on był wierny swej dziewczynie. Przystojny brunet z dołeczkami w policzkach i oczach koloru górskiego lodowca. Tylko jeden szczegół nie pasował, mianowicie od śmierci ojca zniknął uśmiech z jego twarzy. Minął już ponad rok, a on nie potrafił się otrząsnąć po tych wydarzeniach. Krzysztof był schorowany od kilku lat, jego serce niedomagało. Możliwe, że Marek nie przeżywałby tej śmierci tak boleśnie gdyby nie jeden mały fakt. Ojciec zmarł niemalże na jego rękach.
Było niedzielne popołudnie gdy Marek zawitał do domu rodziców. Siedzieli w salonie i rozmawiali o firmie, a dokładniej mówiąc to o Aleksie i jego postępowaniu. Senior czuł się rozczarowany zachowaniem swojego przybranego syna. Te wszystkie kłopoty, stres spowodowały, że Krzysztof Dobrzański źle się poczuł, a w końcu stracił przytomność. Junior Dobrzański  próbował reanimować ojca do czasu przyjazdu karetki, ale na próżno. Lekarz zaraz po przyjeździe oraz sprawdzeniu stanu chorego stwierdził śmierć. To podczas otwarcia testamentu okazało się iż Marek zostanie prezesem. Co nie wszystkim się spodobało. Krzysztof Dobrzański wraz z żoną Heleną przed laty przyjęli pod swój dach dzieci tragicznie zmarłych przyjaciół oraz wspólników Paulinę i Aleksandra Febo. O ile Paulina miała w nosie co dzieje się w i z firmą, tak już jej brat zawsze uważał się za lepszego od Marka i patrzył na niego zawistnym okiem. 
- To mnie należ się fotel prezesa - mawiał do Pauliny kilka godzin po odczytaniu testamentu.
- Brat nie przesadzaj. Przecież to było wiadome, że schedę po seniorze otrzyma Marek - próbowała tłumaczyć.
Ale on zdawał się tego nie słyszeć, a w jego głowie rodził się plan pozbycia się Marka.
Sądził, że gdy nie ma już Krzysztofa będzie mu łatwiej. Marek zawsze miał wsparcie ze strony obojga rodziców. Owszem były sytuacje gdy mieli różne zdania, ale raczej nie odbijały się na ich wspólnych relacjach. Jedną z takich rzeczy był wybór dziewczyny. Państwo Dobrzańscy nie przepadali za wybranką swego syna. Wiedział o tym, bo rodzice wyrazili swoje zdanie na ten temat. Mimo tego nie wywierali na nim presji w kwestii wyboru i szanowali jego decyzję. 

I tak w ciągu tego roku zaczęły dziać się dziwne rzeczy, a które dawnej również się zdarzały, ale teraz jakby były bardziej intensywne. Ginęły dokumenty, ktoś podmieniał specyfikacje robione przez Pshemko i wiele innych mniej lub bardziej szkodliwych działań. Paulina postanowiła wyjechać do Włoch, ale to było wiadomo już dawno. Ona chciała żyć po swojemu, a nie pod czyjeś dyktando. Owszem zachowała swoją część udziałów. 
- Przecież mimo wszystko to też moja firma, a i muszę mieć z czego żyć - tłumaczyła.
Helena z Markiem nie mieli nic przeciwko temu również Aleks nie widział problemu. Temu ostatniemu to nawet było na rękę. Bo ta nie wiedzieć czemu była po stronie Marka. A to nie podobało się Aleksowi. 
- Będę przylatywać na kwartalne zebrania zarządu i w razie gdyby była taka potrzeba - mówiła.

Młody Dobrzański od czasów studiów spotykał się z Sylwią Rachwał. Po ukończeniu studiów jego dziewczyna zaczęła pracę w firmie jako modelka. Była chodzącą pięknością. Długie blond włosy, zgrabny nosek, oczy niebieskie, zgrabne, szczupłe nogi. Jak oboje twierdzili kochali się bardzo. Ale coś miało w niedługiej przyszłości pokazać, że jednak tak nie jest. Jednak nie przyspieszajmy wydarzeń. 
Jeszcze przed śmiercią Krzysztofa junior Dobrzański miał pewien plan, ale cóż czasem tak bywa, że musimy nasze plany odłożyć na zaś. I tak było w tym przypadku. Najpierw śmierć ojca, zajęcie się pochówkiem bo Helena nie była wstanie funkcjonować przez dłuższy czas, później sprostanie zadaniom jakie na niego spadły po przejęciu firmy były powodem odłożenia swojego prywatnego życia na dalszy tor. Teraz po ponad roku od tego dnia wszystko zaczynało się jakoś układać. Paulina tak jak mówiła zjawiała się tylko na zebraniach zarządu. Tam we Włoszech ułożyła sobie życie. Znalazła narzeczonego i dwa miesiące temu wyszła za mąż. Aleks wciąż piastował stanowisko dyrektora finansowego i tenże fotel coraz bardziej go uwierał, a pomysły na pogrążenie i pozbycie prezesa się wyczerpywały. 

Ula. Ula Cieplak ukończyła dwa kierunki studiów zarządzanie i marketing oraz ekonomię. Oba kierunki ukończone z wyróżnieniem. Biegle mówiła trzema obcymi językami. Pochodziła z biednej rodziny mieszkającej w Rysiowie. Oprócz niej było jeszcze dwoje rodzeństwa nastoletni brat Jasiek oraz kilkuletnia siostra Beatka. Mama Uli zmarła gdy ta miała przystępować do matury. Mimo biedy panującej starała się wyglądać schludnie i czysto. Najczęściej odzież kupowała w sklepach z tanią odzieżą, aby nie obciążać domowego budżetu, który był i tak bardzo skromny i składał jedynie z renty ojca. Więc żeby mieć na odzież, ale i nie jednokrotnie dołożyć do opłat jak rok akademicki długi udzielała licznych korepetycji, a w okresie letnim wraz z bratem najmowali się do różnych prac sezonowych. Może i nie była chodzącą pięknością, ale i nie była brzydka.
- Jestem przeciętna - mawiała często.

Będąc na ostatnim roku poznała Olafa. On studiował prawo. Pierwszy raz spotkali się na urodzinach jednej z koleżanek ze studiów. Dominika jak co roku zapraszała większość ludzi z roku. W trakcie rozmowy okazało się iż Olaf jest kuzynem Dominiki. Tego wieczoru przetańczyli nie jeden kawałek. I tak od słowa do słowa w końcu umówiła się z nim na pierwszą randkę. Olaf Dębski był wysokim przystojnym szatynem. Pochodził z rodziny gdzie bycie kimś ze świata prawniczego było niemal tradycją. Ojciec adwokat z własną kancelarią, dziadek sędzia. Wiadome też było, że młody Dębski po ukończeniu studiów będzie pracował w kancelarii ojca.

Ula po ukończeniu studiów dość szybko znalazła pracę. W niespełna miesiąc po odebraniu dyplomów podjęła pracę w jednej ze szwalni, która szyła dla FD. Piastowała tam stanowisko zastępcy dyrektora finansowego. 
Pół roku później przeprowadziła się do Warszawy. Raz, że dojazdy do pracy były męczące, musiała dojeżdżać dwoma autobusami. A dwa Olaf coraz częściej namawiał ją na wspólne zamieszkanie. Z początku miała co do tego obiekcje. Jej światopogląd był zgoła inny, miało to swoje podłoże w wychowaniu i wartościach jakie przekazywali jej rodzice. Dodatkowym argumentem była jak dla niej zbyt krótka znajomość z chłopakiem. Fakt spotykali się od niemalże roku, lecz ona sądziła iż to krótki okres. Dopiero rozmowa z ojcem, pozwoliła podjąć jej właściwą decyzję. Miała tylko nadzieję, że nie będzie żałować. 

- Tato, ale jak tak bez ślubu? - mówiła
- Ula, nie patrz na to w ten sposób. Teraz są inne czasy. A i spójrz na to inaczej. Będziesz mieć znacznie bliżej do pracy. Przecież Warszawa nie jest na drugim końcu świata i w każdej chwili będziesz mogła tu przyjechać - tłumaczył Józef.

Od tej rozmowy minął raptem tydzień, a Ula już wprowadzała się do mieszkania Olafa. Sielanka jednak nie trwała zbyt długo. Może z kilka miesięcy, a przyszły pan mecenas zaczął ukazywać swoje drugie oblicze. Ten jakże dobrze ułożony młody człowiek potrafił wśród ludzi doskonale udawać kochającego i nie widzącego świata poza swoją dziewczyną. Lecz gdy byli sami we własnych czterech ścianach potrafił urządzać karczemne awantury. Powodem było wszystko. Ula od kiedy zaczęła zarabiać bardziej niż wcześniej zwracała uwagę na to w co się ubiera. Zainwestowała w nowe okulary, włosy również przeszły lifting. A te wszystkie zabiegi powodowały większe zainteresowanie jej osobę płci przeciwnej. Olaf z tego powodu czuł zazdrość. Chociaż ta nie dawała mu powodów. Ona nie zwracała uwagi na tych wszystkich facetów. Lecz jej chłopak uważał inaczej.
- Czy możesz przestać się wdzięczyć przed tymi śliniącymi się na twój widok facetami - wrzeszczał jednego razu gdy wrócili do domu z jakiejś kolacji.
- Ale przecież ja nic takiego nie robię - próbowała się tłumaczyć.
I po chwili poczuła silne uderzenie w twarz i  usłyszała
- Zachowujesz się jak dziwka.
Z piekącym policzkiem i zalewającym jej twarz łzami uciekła do łazienki, aby schronić się przed nim. Wtedy to po raz pierwszy podniósł na nią rękę. Przepłakała wówczas kilka godzin. W pracy wzięła dzień wolnego, aby nie musieć pokazywać się z sinym policzkiem. Zastanawiała się dlaczego.
- Może rzeczywiście zrobiłam coś nie tak - zaczęła się zastanawiać. 
Ten wrócił następnego dnie wieczorem do domu ze skruszoną miną i bukietem czerwonych róż. 
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Proszę nie gniewaj się. Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Wiesz przecież, że kocham cię wariat - mówił wręczając jej bukiet. 
Przyjęła przeprosiny i te kwiaty. 
- Też cię kocham - odparła.
W dwa tygodnie później wybrali się na wspólny weekend na Mazury. Tam rodzice Olafa posiadali w środku lasu domek letniskowy. I znowu było jak dawniej. Uli wydawało się, że może rzeczywiście to był tylko taki incydent z jego strony. W pewnym sensie chyba sama siebie próbowała przekonać, że tak właśnie jest.
On sam od dnia przeprosin zachowywał się tak jak na początku ich znajomości. Był szarmancki, dowcipny ba on nawet pomagał jej w różnych pracach domowych. Na ten moment nikt nie przypuszczał, że to tylko kwestia czasu i wszystko to co budowali do tej pory odwróci się w niwecz. 

W ostatnim czasie Marek działał z wielkim pośpiechem. Któregoś dnia Sylwia oznajmiła, że jest w ciąży. Młody Dobrzański niemal skakał ze szczęścia. I to co kiedyś musiał odłożyć na później miało odbyć się w najbliższym czasie. Długo nie zwlekając następnego dnia oświadczył się dziewczynie. Niby wszyscy cieszyli się, ale Helena Dobrzańska była tą która nie podzielała tej radości. Sądziła, iż Sylwia to nie jest dobra partia dla jej syna. Od samego początku obie panie za sobą nie przepadały. Sylwia bardzo rzadko bywała więc w domu seniorów, a gdy już była takowa potrzeba starała się być jak najkrócej albo nie wdawać się w dyskusje z matką swego wybranka. Prezes nie rozumiał tej niechęci wobec siebie obu kobiet. Sądził, że po śmierci ojca coś może się zmieni, ale okazało się to być tylko pobożnym życzeniem z jego strony.
Kiedy wybuchła wieść o ciąży Sylwii pani Dobrzańska jakoś nie wierzyła, aby to Marek był jej autorem. Lecz widząc szczęście swojego jedynaka nie chciała się mieszać. Kilka dni po oświadczynach Marek już ustalił termin ślubu. A ten miał się odbyć za trzy miesiące.
- Synku, ale skąd ten pośpiech - mówiła matka
- Jak ona pójdzie do ołtarza z takim brzuchem, przecież to będzie już siódmy miesiąc - argumentowała
- Ale my nie bierzemy kościelnego tylko cywilny. Sylwia nie ma bierzmowania, a i ja nie będę się jej sprzeciwiał. Zresztą jakie to ma znaczenie kościelny czy cywilny. Chcę aby dziecko jak się urodzi nosiło moje nazwisko - argumentował spokojnie.
Helena na temat ślubu nie co odetchnęła. A tematu samej ciąży, a raczej sprawcy nadal nie poruszała. Lecz kilka dni przed ślubem do Heleny Dobrzańskiej dotarły pewne informacje, które zmroziły jej krew w żyłach. Ktoś życzliwy doniósł jej, że to nie Marek jest ojcem lecz ktoś kogo również oni wszyscy znają. Tego było dla niej za dużo. Zadzwoniła i umówiła się na spotkanie ze swoją przyszłą synową. 
- Posłuchaj wiem, że ojcem twojego dziecka nie jest mój syn - usłyszała młodsza kobieta
- To nie prawda. Marek jej ojcem - odparła
- Nie kłam. Sądziłaś, że to nie wyjdzie? To jesteś w błędzie - mówiła Helena.
Sylwia już nic nie odpowiedziała tylko wstała od stołu i wyszła z lokalu. Będąc na zewnątrz rozejrzała się w celu zlokalizowania postoju taksówek i poszła w jego kierunku. Wsiadła do jednej ze stojących i kazała jechać na ulicę Lwowską do firmy FD. 

Wysiadła na piątym piętrze i udała do biura swego narzeczonego. Weszła bez pukania, a od progu rzekła
- Mam dość twojej matki. Czy ty wiesz co ona dziś zrobiła? - mówiła podniesionym głosem. Marek popatrzył na nią i nim zdążył się odezwać ona zaczęła mówić dalej.
- Umówiła się ze mną i twierdzi, że nie ty jesteś ojcem dziecka.
Marek przez chwilę stał jak zamurowany. Nie mógł zrozumieć zachowania matki. 
- Kochanie spokojnie. Porozmawiam z nią dzisiaj. Wrócisz dzisiaj sama do domu, a ja pojadę porozmawiać z mamą i wszystko wyjaśnić - odparł. 

Tak jak obiecał narzeczonej tuż przed osiemnastą był już w Konstancinie aby wyjaśnić wszystko z matką. Nawet nie przypuszczał jak może się skończyć ta rozmowa. 
- Mamo, czy ty możesz mi wyjaśnić co miało znaczy to dzisiejsze twoje zachowanie wobec Sylwii? - pytał zdenerwowany.
- Synku, doszły mnie słuchy iż to nie jest twoje dziecko - odpowiedziała spokojnie mu matka
- Coś ty znowu wymyśliła. Jak może nie być moje jak jest moje. Koniec i kropka. Jeśli sądziłaś, że w ten sposób nas ze sobą skłócisz to się pomyliłaś - odparł.
- Ja po prostu nie chcę abyś cierpiał - tłumaczyła
Po tej sprzeczce wrócił do domu, nie mógł zrozumieć zachowania matki. Przecież powinna się cieszyć jego szczęściem, a ona wymyśla jakieś dziwne rzeczy. 

- Musimy się spotkać - mówiła Sylwia do słuchawki
- ....
- Możesz być jutro w Baccaro? 
- ....
- Tak dziewiąta będzie w porządku 
- ...
- Cześć.
Tyle co się rozłączyła do mieszkania wszedł Marek. 
CDN...

piątek, 2 listopada 2018

ZAKAZANY OWOC częśćXVII

Trwali tak przez chwilę. Oboje jednakowo szczęśliwi. W końcu odsunęli się od siebie. Ula zajęła się na powrót robieniem śniadania, a on poszedł posprzątać w salonie. Uprzątnął z kanapy i miał zabrać się za porządek na stole. Spojrzał  na stół , a tam poza butelką z alkoholem, szklaneczką niedopitego trunku było coś jeszcze. Butelkę schował do barku, a szklanka powędrowała do zmywarki. Ula postawiła na stole śniadanie i sama chciała pójść do łazienki. 
- Marek śniadanie na stole, a ja idę pod prysznic - usłyszał. Długo nie myśląc chwycił małe pudełeczko w rękę i tak jakby mu się grunt pod nogami zaczął palić doszedł do niej i chwyciwszy jej dłoń w chwili gdy miała otwierać drzwi od łazienki.
- Co ty robisz? - odezwała się zszokowana zachowaniem młodego Dobrzańskiego, a on już klęczał przed nią i zaczął 
- Ula...ja wiem to może i nie jest ani miejsce ani sytuacja zbyt romantyczna. I zapewne nie tak to sobie wyobrażałaś. Przyznam, że ja w jakimś sensie też, ale...ale ja już nie chcę dłużej czekać. Jestem pewny swych uczuć, wiem doskonale z kim chcę spędzić resztę swego życia, na dobre i na złe. I mimo iż żadne z nas może i nie jest odpowiednio ubrane, to ja zaryzykuję i odważę się. Ula czy ty tak jak i ja czujesz to samo? Czy zgodzisz się przyjąć ten skromny pierścionek i zostać moją żoną? - mówił z wyczuwalną obawą i ukazując umieszczony w niewielkim pudełeczku w kształcie serduszka piękny pierścionek. 
Była tak zszokowana, że przez moment nie umiała wydusić z siebie ani jednego słowa. Jeszcze nie dawno marzyła o tym, później tak wiele się wydarzyło. A mimo tego gdy pierwszy szok minął spojrzała na Marka wiedziała, że odpowiedź może być tylko jedna. W jego oczach mogła odczytać jakiś rodzaj obawy, strachu. Ale dodatkowo te piękne oczy przepełnione są całymi pokładami miłości. Tak jak on kochał ją ona też kochała go.
- Tak zgadzam się zostać twoją żoną - odparła - A miejsce i czas na oświadczyny dobry jak każdy inny - dodała. Lecz on zdawał się już tego nie słyszeć. Po usłyszeniu zgody wsunął jej pierścionek na palec i wstał z kolan porywając w swe ramiona i obróciwszy w koło krzyknął 
- Kocham cię Ula - postawił na powrót na podłodze i zamknął w swych ramionach. Jego oczy błyszczały radosnymi iskierkami, serce śpiewało radośnie. 
W końcu wypuścił ją z objęć i mogła pójść do łazienki. Stojąc pod prysznicem nadal nie mogła uwierzyć w to co się wydarzyło chwilę temu. Co rusz przyglądała się temu cacku na swym palcu. Była niewyobrażalnie szczęśliwa. Wyszła z łazienki i ujrzała Marka ja siedzi zamyślony na kanapie, a na jego ustach widnieje uśmiech i te dwa cudowne dołeczki w policzkach. 
- O czym tak rozmyślasz  - przerwała mu
- Tak o wszystkim. A zwłaszcza o tobie. Zawsze myślę o tobie. Ale i o tych wszystkich wydarzeniach mających ostatnio miejsce. Jak wiele się zmieniło w moim życiu. Ile złego musiało się po drodze zdarzyć abym mógł zrozumieć co jest w życiu najważniejsze, a przede wszystkim kto jest najważniejszy. 
Usiadła obok przytulając swą głową do jego piersi i rzekła.
- Nie warto rozmyślać nad tym co było. Powinniśmy żyć tym co teraz i przyszłością. Każde z nas jest już innym człowiekiem. Kochamy się i to powinno być najważniejsze.

- Bardzo się cieszymy i gratulujemy - usłyszeli siedząc popołudniu w salonie rodziców Uli i ogłaszając nowinę. 
Widać było autentyczną radość na twarzach obojga jej rodziców.
- Ja bardzo chciałem państwa przeprosić, że zrobiłem to w nie tej kolejności co trzeba. Aczkolwiek miałem z tym wydarzeniem inaczej zaplanowane. Ale jak widać, nie zawsze jest tak jakbyśmy tego chcieli - próbował tłumaczyć się Dobrzański.
- Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że się pogodziliście i  jesteście szczęśliwi. A my możemy tylko cieszyć się z waszego szczęścia - usłyszał od jej rodziców. Ucieszyła go ta ich aprobata. Gdzieś tam z tyłu głowy obawiał się ich reakcji, chociaż wiedział jak są mu życzliwi. Głównym tematem rozmów był termin ślubu.
- Jeszcze tego nie ustaliliśmy - odpowiedziała Ula.
- Ja myślę, że dobrym terminem może będzie okres letni. Lipiec albo sierpień - co myślisz kochanie - zaproponował Marek zwracając się do narzeczonej.
- Myślę, że lepszy będzie sierpień. Ale jeszcze się zastanowimy - odparła - jak już wszystko ustalimy to was powiadomimy - zwróciła się do rodziców. 
Prawdę powiedziawszy to każde z nich jakby tylko się dało ślub wzięło by w najbliższą sobotę. Wieczorem wrócili na Sienną. Lecz ten wieczór i ta noc miała być inna niż ich poprzednie wspólne noce. A było ich nie wiele.  Wszystko zaczęło się od wspólnego prysznica, aby później wspólnie znaleźć się w sypialni. On nie ominąwszy żadnego nawet najmniejszego skrawka jej cudownego ciała wycałował i wypieścił. Ona pod wpływam jego gorących pocałunków niemal umierała. Ta rozkosz jaką dawali sobie nawzajem była niewyobrażalna. W tej chwili nie liczyło się nic więcej jak oni sami. Ona umierała z rozkoszy jaką on jej dawał. A i ona nie była mu dłużna. W tej miłosnej grze pasowali do siebie jak dwie połówki tego samego jabłka. Każde zasypiało ukołysane pięknymi wyznaniami o prawdziwej miłości. 

W poniedziałkowy ranek weszli do firmy. Marek nie mogąc się rozstać z narzeczoną odprowadził aż pod sam jej gabinet. Będąc już na miejscu pożegnali się namiętnym pocałunkiem. Całą scenę widziała Violetta. Nie chcąc im przeszkadzać wycofała się i niemal biegiem udała do Sebastiana z jakże wspaniałymi nowinami.
- Już się za mną stęskniłaś? - mówił rozbawiony jej ponownym widokiem.
- Sebastian mam dla ciebie coś ciekawego - odparła tak jakby nie słyszała jego pytania.
- Zamieniam się w słuch - odparł.
- Marek pogodził się z Ulą. Widziałam jak całowali się przed jej biurem - powiedziała na jednym wdechu.
Oczy Olszańskiego powiększyły się do wielkości pięciozłotówki. Fakt zależało mu na tym aby tych dwoje się pogodziło i trzymał kciuki. Lecz nie sądził, że uda się to tak szybko. Miał już nawet w głowie nowy plan aby tych dwoje mogło być razem. 
Fakt gdy Marek był z Pauliną to Seba nie raz wyciągał go do klubu na imprezy i namawiał do zdrady. Lecz uważał iż jego najlepszy przyjaciel nie kocha jej, bo gdyby było inaczej to zachowanie Marka było by inne. A widząc jak młody Dobrzański zachowuje się wobec panny Cieplak nie miałby sumienia namawiać go na coś takiego. Wbrew wszystkiemu co o nim myślało wielu w tej firmie nie był takim złym człowiekiem. W ostatnim czasie i on sam potrafił spojrzeć krytycznie na swoje zachowanie wobec tych wszystkich kobiet, które wraz z Markiem podrywali w klubach. Coraz częściej można było go zobaczyć z Violettą u boku. Ta blondynka podobała mu się już od jakiegoś czasu. A i ona zaczęła na niego spoglądać inaczej. 

Do lunchu było jeszcze trochę czasu, gdy Ula postanowiła zejść do bufetu na kawę, a i miała dla Marka dokumenty do podpisu.
Weszła do środka i stanęła przy bufecie.
- Dzień dobry Elu - odpowiedziała na standardowe - Cześć Ula - co trochę zaskoczyło bufetową. Przecież były przyjaciółkami. Słowo były bardzo dobitnie podkreślało co sądziła o tym Ula. 
- Poproszę kawę - dodała i usiadła przy stoliku oczekując na zamówienie.
Elka podała jej zamówienie i usiadła przy stoliku na wprost pani dyrektor.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi, czy coś ci zrobiłam? - pytała zaskoczona zachowaniem Uli.
Ta druga popatrzyła na swoją rozmówczynię by po chwili rzec.
- Jeśli nie wiesz to już twój problem. A teraz zostaw mnie w spokoju raz a na zawsze. Tym co zrobiłaś straciłaś moją przyjaźń na zawsze - mówiła - wiesz nie sądziłam, że możesz być taka. Nie wiem co chciałaś osiągnąć powtarzając te plotki. Ale już mnie to nie obchodzi - skończyła pić kawę i wyszła z bufetu zostawiając zszokowaną Elę. Poszła prosto do Marka. 
- Witaj kochanie, co się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną - pytał. Widział, że coś musiało się stać.
- Nic takiego. Poprostu zdenerwowałam się będąc w bufecie. Miałam niezbyt miłą rozmowę z Elką. Powiedziałam jej co myślę o tym jej zachowaniu, ale ona zdawała się nie rozumieć o co mi chodzi - odpowiedziała.
- Nie zadręczaj się tym kochanie. To nic nie zmieni. Ona i jej podobne zawsze będą gadać co im ślina na język przyniesie oraz powtarzać co usłyszą - mówił przytulając ją do siebie.
- Masz rację niepotrzebnie tym się przejmuję - odparła po chwili.
- Ula umówiłem nas na dzisiaj z moimi rodzicami na wieczór. Dzwoniła mama i pomyślałem, że to będzie okazja aby im również powiedzieć o zaręczynach. Mam nadzieję iż nie masz mi za złe, że zrobiłem to bez konsultacji z tobą.
- Oczywiście nie mam nic przeciwko. Oni też powinni wiedzieć - odparła.
Reszta dnia w pracy minęła spokojnie. Po godzinie siedemnastej witali się z rodzicami Marka. Ci tak samo jak jej rodzice cieszyli się szczęściem tej dwójki. Helena zadeklarowała swoją pomoc w znalezieniu sali jak tylko uzgodnią termin. W ciągu kilku najbliższych dni zdołali ustalić termin oraz zaklepać go w rysiowskim kościele. Ten szczególny dzień miał nastąpić w ostatnią sobotę sierpnia miało być niewielu gości. Jej i jego najbliższa rodzina, kilku znajomych. Z firmy postanowili zaprosić jedynie Sebastiana, który miał zostać świadkiem oraz Violetta i ona doświadczyła zaszczytu zostania świadkową. Stroje miał uszyć im sam mistrz Pshemko. 
Czas płynął swoim rytmem, a dzień ślubu zbliżał się coraz bliżej. Aż w końcu nastał ten dzień. 

Tuż przed godziną trzynastą pod dom w Rysiowie podjechała biała limuzyna, a z niej wysiadł Marek i jego rodzice. Poprowadził ich do domu swoich przyszłych teściów, a tam już czekano na nich. Z pokoju wyszła Ula, której widok niemal zwalił pana młodego z nóg. Nastał czas na błogosławieństwo młodych i już po kilku minutach wszyscy udali się na ceremonię do kościoła. Młodzi powtarzali słowa przysięgi z powagą i pewnością w głosie, że nigdy jej nie złamią. Gdy tylko ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, a oni opuścili świątynię posypały się życzenia, po skończeniu ich składania mogli udać się na salę gdzie mieli bawić się wszyscy. Po gorącym posiłku nadszedł czas na pierwszy taniec, po nim Ula tańczyła ze swoim ojcem, teściem również Marek nie próżnował najpierw taniec z matką chwilę później z teściową. Goście bawili się wyśmienicie. Na godzinę przed oczepinami młodzi postanowili złożyć podziękowania swoim rodzicom. 
- Kochani goście, nadszedł czas aby młodzi mogli powiedzieć kilka słów swoim rodzicom. Zapraszamy na środek państwa Cieplak oraz Dobrzańskich - mówiła dziewczyna z zespołu wynajętego na wesele. Na scenie stali już Ula i Marek. Pierwsza zaczęła mówić Ula.
 -                          Kochani Rodzice!
             U progu wspólnego życia we dwoje,
         chcielibyśmy w szczególny sposób zwrócić się
                             właśnie do Was.
         Przepełnia nas bowiem uczucie ogromnej
               radości i wdzięczności.
          Byliście z nami od samego początku
          Wyrastaliśmy na waszych oczach.
         Pokonując często wiele trudności,
         Opiekowaliście się nami, wychowywaliście,
         By w końcu wprowadzić nas w dorosłe życie. 

Następnie zaczął Marek.

-                      Dziś sami zakładamy rodzinę
                 Nie raz jeszcze zapewne skorzystamy
              z Waszej porady i doświadczenia życiowego
                          Mamy też nadzieję,
                 że sprawimy Wam jeszcze dużo radości
                   i będziemy dla Was pociechą.

Rodzice byli wzruszeni. Panie miały łzy w oczach, a i ojcowie mieli wilgotne oczy. Młodzi skończyli swe podziękowania po czym podeszli do rodziców wręczając im prezenty w kształcie szklanych statuetek w kształcie serca z wygrawerowanymi podziękowaniami. 
Wesele się udało, bawiono do późna. Ula miała jeszcze niespodziankę dla swojego już teraz męża i postanowiła powiedzieć mu gdy tylko zostaną sami. Około godziny czwartej oboje czuli już zmęczenie. Podziękowali gościom za przybycie i udali do wynajętego dla nich pokoju.
- Marek mam coś dla ciebie - mówiła i już sięgała do małej torebeczki wyciągając z niej coś.
- Ale ja nie mam nic dla ciebie kochanie - odparł z przykrością w głosie. 
Podeszła i podała ma zdjęcie z USG. Ten nie zrozumiał, ale jego spojrzenie mówiło samo za siebie. 
- To jest nasze dziecko - wyszeptała mu wprost do ucha.
- Cudowny prezent mi zrobiłaś - mówił rozradowany. 
- Kocham panią pani Dobrzańska
- Kocham pana panie Dobrzański - odpowiedziała jak echo.
KONIEC