piątek, 16 marca 2018

PRZEZNACZENI część20 ostatnia


W poniedziałek zaraz po wejściu do firmy spotkali się z Pauliną, która promieniała ze szczęścia. Widać było iż jest bardzo szczęśliwa. Że niemal unosi się nad ziemią. Z jej twarzy nie znikał uśmiech. 
- Witaj Paula - powiedzieli Ula z Markiem jednocześnie
- Witajcie kochani. Jak weekend udany? Odpoczęliście? - mówiła Febo
- Bardzo - odparł tajemniczo Marek - chodź z nami to porozmawiamy - dodał. Nie chciał rozmawiać przy całej firmie. Ula nie bardzo chciała się obnosić z tą miłością po firmie. Chociaż i tak wszyscy wiedzieli, że prezes i jego asystentka są parą.
Pauli nie umknął pewien drobiazg na palcu panny Cieplak. Ale nie chcąc wychodzić przed szereg udała się wraz z nimi do Marka gabinetu.
- Czy to na twoim palcu jest tym o czym myślę - rzekła Paulina gdy byli już w środku zwracając się do Uli. Jednak ciekawość zwyciężyła.
Ta nawet nie zdążyła odpowiedzieć bo junior z uśmiechem na ustach to potwierdził.
- W sobotę oświadczyłem się Uli, a ona mnie przyjęła - mówił obejmując ją
- Gratuluję kochani. Wiedziałem, że jesteście sobie pisani. To kiedy ślub - mówiła uradowana takimi wieściami Paula. Ona mimo, że była przecież kiedyś jego żoną. Szczerze im gratulowała. Wiedziała iż tych dwoje pasują do siebie jak dwie połówki tego samego jabłka. To przecież ona im kibicowała i wierzyła, że kiedyś będą razem. Nie nosiła w sobie urazy do Marka, że ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Zdawała sobie sprawę, że gdyby oboje się kochali to ich związek by przetrwał. A tak było w ich przypadku. To małżeństwo było czysto biznesowe i pozbawione jakichkolwiek uczuć. Zwłaszcza ze strony Marka. On jedynie ją zdradzał. Mirabelli nigdy nie zdradził. Ulę też nie zdradza. A ją gdy byli jeszcze parą zaczął zdradzać. Widziała iż ta skromna dziewczyna zmieniła go. Wcześniej ciągle włóczył się wraz z Olszańskim po klubach. Ulę bardzo polubiła. Kiedyś pomyślała nawet, że obie mogły by się zaprzyjaźnić. Może to i dziwne. Ale przecież jak ona mogła by zazdrościć im tego uczucia. Tak pięknego. Widziała jak Marek traktuje Ule i miała świadomość, że tak nigdy nie traktował jej ani Mirabelli. A ona teraz też jest szczęśliwa mając u boku Andrzeja. On był tym, przy którym jej serce biło jak szalone. 
Uwielbiała z nim przebywać. Potrafił ją rozśmieszyć, a jak była potrzeba to i pocieszyć. W jego ramionach czuła się wspaniale. Będąc z Markiem tak się nie czuła. Dzwonił do niej kilka razy dziennie. A każdą rozmowę zawsze kończył wyznaniem, że ją kocha. 
- Jeszcze nie rozmawialiśmy o tym. Dzisiaj po pracy jedziemy do rodziców. Bo póki co jeszcze o tym nie wiedzą - odparł Marek - A tu jak. Wszystko w porządku? - pytał 
- W jak najlepszym. Ale mam pewną nowinę. Nie mam pewności czy tak jest rzeczywiście. Ale ponoć Violetta zostawiła Olszańskiego - mówiła - widziałam się wczoraj z Aleksem i mówił mi. Aleks był wraz ze znajomym w jakimś klubie i tam go spotkał. Ponoć spił się i swe żale wylewał na barmana.
Tą informacją zaskoczyła ich. A zwłaszcza Marka. Przecież nic nie wskazywało aby tych dwoje miało się rozstać. Ale młody Dobrzański nie zamierzał sobie tym zajmować głowy. Ta dwójka nie interesowała go w najmniejszym stopniu. Owszem Violetta zachowała się jak należy na rozprawie. Za to Olszański sam mu przecież wymówił przyjaźń. Resztę dnia pracowali spokojnie.  
Ula przymierzała się do zrobienia budżetu w związku z nadchodzącym pokazem, a on w tym czasie przeglądał pocztę. O siedemnastej wyszli z firmy i udali się do rodzinnego domu Marka.
Tam tak jak i u Cieplaków informację o oświadczynach przyjęto z radością i gratulowano im.
- Kochani zrobiliście nam wspaniały prezent tymi oświadczynami - mówiła uradowana Helena
- W takim razie napijmy się szampana - rzekł Krzysztof i już otwierał butelkę i prosił Zosię, ich gosposię aby przyniosła kieliszki. 
Tego popołudnia też uzgodnili, że obie rodziny powinny się w końcu spotkać. Później Marek odwożąc swą dziewczynę powrócił do tematu jaki miał miejsce gdy wracali z Pragi.
- Ula myślałaś o mojej propozycji - mówił nie odrywając wzroku od przedniej szyby
- Trochę tak, ale nie wiem co na to mój tata. Muszę jeszcze z nim o tym porozmawiać - odparła
- A może ja z nim porozmawiam - zaproponował 
- Nie. Obiecuję, że dzisiaj a najdalej jutro z nim o tym porozmawiam - odparła. 
Widziała jak młodemu Dobrzańskiemu na tym zależy. Ona też tego chciała. Gdy byli tam w Pradze mimo, że to były tylko dwie noce polubiła budzić się obok niego. Ale nie wiedziała jak przyjmie to ojciec. Owszem wcześniej już mieszkała w Warszawie. Ale mieszkała wraz z przyjaciółką. A teraz miała zamieszkać z mężczyzną. Przecież on nie był jeszcze jej mężem tylko narzeczonym.
Chwilę stali jeszcze pod jej domem nie mogąc się od siebie oderwać. Jeszcze jeden pocałunek, jeszcze jedno przytulenie, kolejne wyznanie miłości i w końcu rozstali się. Życząc sobie wzajemnie miłej nocy i wspaniałych snów. Weszła do domu i po rozebraniu się oraz przywitaniu ze wszystkimi poprosiła ojca o rozmowę.
Naprawdę obawiała się tej rozmowy. Nie wiedzieć czemu. Przysiadła obok na krześle przy kuchennym stole i nie miała pojęcia jak ma zacząć tę rozmowę. W pewnym momencie wydało jej się to śmieszne. Dorosła kobieta, a nie potrafi powiedzieć własnemu rodzicowi iż chce zamieszkać z własnym narzeczonym. 
- Tato... chciałabym się wyprowadzić i zamieszkać razem z Markiem. Czy miałbyś coś przeciwko?  - wyrzuciła z siebie jednym tchem 
- Ula, jesteś dorosłą osobą. I sama stanowisz o sobie. Ja nie chcę i nie będę ingerować w twoje życie. Widzę jakim głębokim uczuciem się wspólnie darzycie. Więc jeśli tylko czujesz, że tak chcesz zrobić to ja nie widzę problemu - odpowiedział jej Cieplak
- Dziękuję. Jesteś wspaniałym tatą i bardzo cię kocham - odpowiedziała uradowana, a raczej uszczęśliwiona takim przebiegiem rozmowy
Siedzieli jeszcze jakiś czas i rozmawiali na różne tematy. Gdy była już w swoim pokoju pomyślała, że jutro rano zrobi Markowi niespodziankę i powie mu o przeprowadzce.
- Na pewno się bardzo ucieszy - pomyślała, a na jej twarz wypłynął promienny uśmiech. Postanowiła, że z przeprowadzką zaczekają do soboty. Przecież to tylko kilka dni. I na powrót będzie budzić się w jego ramionach. 
W końcu nastała ta upragniona sobota kiedy Ula przeprowadziła się na Sienną.
Marek wręcz szalał ze szczęścia. Jak tylko mu powiedziała, że zamieszkają wspólnie. Z początku chciał aby ta przeprowadzka odbyła się już. Ale racjonalne argumenty, typu że sobota jest dniem wolnym i będą mogli wszystko zrobić na spokojnie zwyciężyły. W sobotę już niemal od wczesnych godzin rannych był u niej. Ustalili również datę ślubu. Ten szczęśliwy dzień miał nastąpić jedenastego października. Świadkami tego wydarzenia mieli być rodzice Marka, Józef i rodzeństwo Uli oraz ich wspólni przyjaciele. Wiele pomogła im Helena angażując się w znalezieniu sali weselnej. Pshemko szył im stroje. A oni mieli tylko kupić obrączki i zaproszenia oraz co najważniejsze załatwić kościół. Marek dziękował Bogu, że poprzednie dwa śluby to śluby cywilne. Dzięki temu mogli wraz z Ulą przyjąć ślub kościelny. On sam sobie się dziwił. Bo gdy żenił się pierwszy raz to on nie chciał ślubu kościelnego, a przy drugim oboje tak zdecydowali. 
Przez ten czas młody Dobrzański zaprzyjaźnił się z Andrzejem Wielgoszem. I tak jak Paulina kibicowała jemu i Uli, tak teraz on kibicował im. Wierzył, że przy tym facecie jego była żona będzie szczęśliwa. Wiele razy był świadkiem jak on traktuje Paulinę. 
- Wiesz Ula, myślę iż Andrzej nie długo oświadczy się Paulinie - mówił jednego razu do narzeczonej gdy siedzieli wtuleni w siebie na kanapie
- Myślę, że masz rację. Widziałam nie raz jak na nią patrzył - odparła
- Jak tak teraz myślę nad tym swoim dawnym życiem, to jest mi wstyd. I myślę, że gdyby nie ty, to moje życie dziś wyglądało by zupełnie inaczej - mówił 
- Nie ma co gdybać. Co by było. Teraz jest teraz i tym powinniśmy żyć. Cieszyć się i nie myśleć o przeszłości. Każde z nas ma jakąś przeszłość - powiedziała wtulając się w niego jeszcze bardziej
Niespełna tydzień później w niedzielne popołudnie do seniorów Dobrzańskich zawitał nie kto inny jak właśnie Paulina. A wraz z nią Andrzej i poinformowali o zaręczynach. Co bardzo uszczęśliwiło przybranych rodziców Pauliny. 
W końcu nastał ten najważniejszy dla nich dzień. 
Tego dnia Ula miała się ubierać w swoim rodzinnym domu, a Marek u swoich rodziców. Ich drużbami zostali Paulina z Andrzejem. 
O godzinie dwunastej pod jej dom podjechała limuzyna, z której wysiadł Marek wraz z rodzicami. Po wejściu do domu i ujrzeniu swej ukochanej niemalże zaniemówił. Wyglądała jak najpiękniejszy z aniołów. Jeszcze błogosławieństwo i wyruszali do kościoła. Ten mały aczkolwiek urokliwy kościółek w Rysiowie był dziś oblężony nie tylko przez gości weselnych ale i gapiów. Wśród, których znaleźli się również Dorota i Bartek. Ale na całe szczęście poza bycia tylko gapiem nie zrobili nic więcej. Widocznie zrozumieli, że tej dwójki nikt i nic nie rozdzieli.
Gdy młodzi kroczyli środkiem kościoła w stronę ołtarza wszyscy zebrani podziwiali ich. Oboje młodzi, piękni, szaleńczo w sobie zakochani, a przede wszystkim szczęśliwi. Tak byli bardzo szczęśliwi. A to szczęście było widać z daleka. 
Słowa przysięgi wypowiadali z powagą ale i wzruszeniem. Wiedzieli, że słowa przez nich wypowiadane są jak najbardziej szczere i prawdziwe. I że nigdy ich nie złamią. Przysięgali sobie miłość i wierność, w zdrowiu i chorobie. Jak tylko ksiądz wymówił ostatnie zdanie mianowicie
- Przedstawiam wam Ulę i Marka Dobrzańskich
Marek chwycił rękę Uli i wybiegł z nią przed kościół. Po czym objął ją w pasie i uniósł do góry obrócił wokół własnej osi wykrzykując ile tylko miał siły 
- KOCHAM CIĘ
-  KOCHAM CIĘ - odpowiedziała jak echo
Nastąpił czas życzeń, a później wszyscy zaproszeni goście udali się do wynajętej sali. Całe wesele trwało do wczesnych godzin rannych. Będąc już w pokoju wynajętym dla nich Marek miał dla swojej żony pewien prezent
- Ula mam coś dla ciebie. To taki mały prezent ode mnie dla ciebie - z kieszeni marynarki wyjął pewne pudełeczko a w środku znajdowała się bransoletka


Ona przyjęła ten prezent ze wzruszeniem. 
- Dziękuję jest śliczna. Ale ja też mam coś dla ciebie. W zasadzie to miałam ci dać dopiero w domu ale skoro ty dałeś mi dzisiaj prezent to ja nie będę gorsza - mówiła podając mu małe pudełeczko
On powoli je otwierał, a to co ujrzał było najwspanialszym prezentem jaki dostał. Spojrzał w oczy swej żony i niemal szeptem 
- To jest to o czym myślę - zapytał wzruszony
Ula tylko pokiwała głową.


- Ula to najpiękniejsza rzecz jaką dostałem. KOCHAM CIĘ  - mówił pełen szczęścia.

Czas płynął swoim rytmem. 

Pół roku później Paulina wyszła za mąż za przystojnego prawnika. Ich wesele było bardziej wystawne. Lecz jak to Paula lubiła gdy się o niej mówiło. A świadkami byli Ula i Marek. O Mirabelli słuch zaginął i nikt się tym nie przejmował. 
Violetta po rozstaniu z Olszańskim wyjechała na drugi koniec kraju. I tam też znalazła swoją drugą połówkę. A on sam stoczył się. Nie mając pracy, dziewczyny, a nawet przyjaciela coraz częściej zaglądał do kieliszka. Ale nawet to, że został sam nie potrafiło spowodować u niego przełamania się. I spróbowania porozmawiać z Markiem oraz przeproszenia go. Olszański wciąż tkwił w przekonaniu niesprawiedliwego potraktowania go przez Dobrzańskiego. 
W maju Ula urodziła syna trzy lata później na świat przyszły bliźniaki syn i córka. Cała trójka miała coś z każdego z rodziców. Po Marku wdzięczne dołeczki i oczy jak górski lodowiec obaj synowie, dziewczynka miała oczy po Uli, każde z dzieci miało również po kilka piegów. 
Po trzech latach od zawarcia małżeństwa również Paulina z Andrzejem doczekali się potomka. 
KONIEC

Serdecznie chcę podziękować Anecie za możliwość rozwinięcia tego opowiadania. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Dziękuję 

10 komentarzy:

  1. Zacznę od ostatniego zdania. Z całą pewnością nie zawiodłaś. bo opowiadanie rozwinęłaś bardzo pięknie. Dobrze się czytało i co najważniejsze z zaciekawieniem. Ostatni rozdział, to już cud, miód i orzeszki nie tylko w przypadku Marka i Uli, ale też Pauliny. Okazała się w tym opowiadaniu bardzo pozytywną postacią i nie raz mnie zaskoczyła. Bardzo się cieszę, że i dla niej znalazłaś człowieka, przy którym może się spełnić jako żona, a co najważniejsze kocha go i nie wychodzi za niego za mąż z pobudek biznesowych, ale z tych właściwych. Olszański dostał to, na co zasłużył i w ogóle mi go nie żal. Za głupotę się płaci, czasami wyciąga się nauczkę, ale jak się okazało Sebastian jest odporny na wiedzę. Mirabella rozpłynęła się w niebycie. Nareszcie, bo była niczym ten wrzód na tyłku. Dzięki temu Marek wreszcie nie będzie nękany przez tę pijawkę i będzie miał spokój.
    Dzieci są największym szczęściem a młodzi Dobrzańscy doczekali się aż trójki. To tylko świadczy o tym jak bardzo Marek spełnił się w roli męża i ojca i jak trafnego dokonał wyboru idealnej kobiety.
    Opowiadanie naprawdę udane, a teraz czekam na kolejne.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że nie zawiodłam. Paulina, miała być pozytywna od początku. Marek od zawsze marzył o założeniu rodziny. I mimo, że dwa poprzednie małżeństwa okazały się niewypałem to nadal dążył do spełnienia swych marzeń. I właśnie przy Uli to się udało.
      Jeśli chodzi o Olszańskiego to taki niereformowalny typ.
      Dziękuję za wpis
      Pozdrawiam serdecznie
      Julita

      Usuń
  2. Do trzech razy sztuka jak to mówią. Markowi tutaj się sprawdziło w 100% procentach. Do tego jeszcze trójka dzieci. On kocha Ulę ona jego, rodziny akceptują wybranków, wszyscy zdrowi i szczęśliwi i nic więcej nie potrzeba do szczęścia. Chociaż ja wierzyłam na przemianę Sebastiana. Ale wszystkiego nie można mieć.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaźń tych dwóch panów nie mogła przetrwać. Bo w przyjaźni jak i w miłości nie można tylko brać, ale trzeba również dawać. A Olszański był nastawiony aby tylko brać. On tak naprawdę nie wiele różnił się od Mirabelli.
      Za tydzień zapraszam na kolejną część "Kopciuszka". Zdradzę ci iż tam ich przyjaźń będzie trwała.
      Dziękuję za wpis
      Pozdrawiam serdecznie
      Julita

      Usuń
  3. Zakończenie opowiadania bardzo wspaniałe aż się wzruszyłam. Najważniejsze to, że wszyscy są szczęśliwi w swoich związkach. Co mi pozostało jak tylko pogratulować Ci wszystkich części "Przeznaczonych". Każda część miała coś w sobie, że czytało się wspaniale i oczu nie szło oderwać. Teraz czekam na "Kopciuszka"
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkie części są moje. Ja zaczęłam od trzeciej części. Ale bardzo mnie cieszy to iż się podobało. A to, że wszyscy są szczęśliwi to nie do końca. Przecież paru z nich nie ułożyło się tak jak chcieli. Ale tak jak w życiu nie wszystkich można uszczęśliwić.
      Dziękuję za wpis
      Pozdrawiam serdecznie
      Julita

      Usuń
  4. Miód malina. Wszystko dobrze się skończyło. Uwielbiam takie zakończenia. Ula i Marek byli sobie przeznaczeni i nikt nie mógł sprawić, że ta dwójka nie będzie razem. Mirabella zapadła się pod ziemię i nikt nie wie co się z nią dzieje. Ale chyba nikt się nią nie przejmuje. No bo po co? Sebastian ma za swoje i jest teraz sam. Zasłużył naprawdę na to. Paulinka jest szczęśliwa z swoim Andrzejem. Chociaż, że kiedyś była z Markiem to fajnie że nie czuje do niego nienawiści za to wszystko co się między nimi stało. Ona zasługiwała na szczęście i dobrze, że je odnalazła.
    Oczywiście, że mnie nie zawiodłaś. Bardzo się cieszę, że ktoś mógł to dokończyć. Fajnie, że podjęłaś to wyzwanie, bo opowiadanie wyszło rewelacyjne :)
    Pozdrawiam A.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że nie zawiodłam. Paulina nie nosi urazy do Marka ani do Uli. Zdaje sobie sprawę, że jej związek z juniorem Dobrzańskim był tylko czymś w rodzaju biznesu. Widziała jak Marek traktuje Ulę on nigdy tak przecież jej nie traktował.
      Dla mnie to opowiadanie było pewnego rodzaju wyzwaniem. Ale jak widać podołałam.
      Dziękuję za wpis
      Pozdrawiam serdecznie
      Julita

      Usuń
  5. Z góry zakładałam ,że tak się właśnie skończy i pozytywnym zaskoczeniem jest ustabilizowane, szczęśliwe życie Pauliny. Marek po drugim rozwodzie ,nie przestał wierzyć w miłość i szansę na znalezienie tej przeznaczonej i znalazł. Trójkę śmiało może uznać za szczęśliwą liczbę. trzecia żona, trójka cudownych dzieci i długie życie z ukochaną.Szkoda ,że Olszański się nie opamiętał. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w swoich bazgrołach nie przewiduję innych zakończeń jak tylko szczęśliwych. Tak trójka to jak widać jest w tym opowiadaniu dość bardzo pokazana. Trzecie małżeństwo, trójka dzieci. A i nawet Olszański stracił trzy rzeczy - przyjaźń, pracę i partnerkę. To, że Sebastian pozostał sam i był negatywnym bohaterem było celowe. Pokazałam iż nie każda przyjaźń jest w stanie przetrwać. Co do Pauliny ja chyba mam do niej jakiś mimo wszystko sentyment tak samo jak do Aleksa. A może po prostu z góry zakładam, że każdy ma prawo do szczęścia i miłości.
      Dziękuję za wpis
      Pozdrawiam serdecznie
      Julita

      Usuń