- Cześć Marek - usłyszał w słuchawce - dzwoniłeś, a ja nie mogłam odebrać.
- Dziękuję ci, że oddzwoniłaś. Chciałbym się spotkać razem z tobą.
- W poniedziałek będę w pracy to będziemy się widzieć.
- Ula, przepraszam cię lecz praca nie jest odpowiednim miejscem. Powiedzmy, że nie dotyczy to firmy.
- To możemy po pracy wybrać się na spacer po parku i tam na spokojnie porozmawiać - usłyszał propozycję swojej asystentki.
- Myślę, że to już dużo lepsze miejsce - odpowiedział i dodał - muszę kończyć teraz, bo dojeżdżam do rodziców. Wróciłem właśnie z Włoch i mam im kilka rzeczy do przekazania.
Pożegnali się wspólnie wypowiedzianym "cześć" i rozłączyli się.
Ula zachodziła w głowę o co może chodzić jej szefowi.
- O czym on chce rozmawiać? - zastanawiała się. Te jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Chwilę później ujrzała swojego przyjaciela Maćka.
- Mam te moje dokumenty, o które prosiłaś - podał jej teczkę. Ta wzięła i odłożyła na niewielki stoliczek w pokoju - Ula coś ty taka jakaś taka nieobecna? - dopytywał Szymczyk.
- A to nic takiego. Tak po prostu o czymś się zamyśliłam. Ale już zamieniam się w słuch. Mów co udało ci się zdziałać - Maciek krok po kroku wyjaśniał co załatwił w ciągu ostatnich kilku dni. Na koniec dodał.
- Myślę, że jeśli ten twój szefunio się zgodzi to najdalej za tydzień ruszymy z tym wszystkim.
- Myślę, że nie powinien robić problemów. W końcu to również z korzyścią dla firmy - rzekła z całą pewnością w głosie.
- To co udało ci się dowiedzieć synku? - dopytywała go matka jak tylko usiedli przy stole.
- Oboje wychowywali się w domu dziecka - zaczął Marek.
- Jak to w domu dziecka? Przecież rodzina Francesco miała się zająć nimi obojgiem - odezwała się ponownie Helena.
- Tak było na samym początku. Ale nad tą rodziną to chyba jakieś fatum wisi. Przez dwa lata wychowywał ich brat Francesco. Jednak najpierw choroba jego żony a potem on sam podupadł bardzo mocno na zdrowiu. Wówczas Pauliną i Aleksem miała zająć się babcia. Lecz ta z niewiadomych przyczyn oddała wnuki do domu dziecka.
- Nie mieli łatwego życia - odezwał się senior i chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz Marek tak jakby wyczuwał o co zamierza zapytać go ojciec zaczął kontynuować.
- Po opuszczeniu placówki zamieszkali wraz z babcią. Jednak ta zmarła jakieś pół roku temu. I podczas porządkowania domu po staruszce znaleźli jakieś dokumenty. Papiery mają ponoć być dowodem, że Francesco miał pięćdziesiąt procent udziałów. Osobiście nie widziałem tego. Dlatego też zażądałem, aby przysłano nam ten dokument. Spotkałem się z ich adwokatem, ale ten próbował mnie zbyć, jakimiś tanimi tekstami. Zadzwoniłem jeszcze tego samego dnia do naszego adwokata i ten faksem przysłał mi nakaz aby wydano mi takowy dokument - przerwał ma moment aby wyciągnąć z teczki właściwy papier.
- Spójrzcie - dodał wręczając im pismo.
- To nie możliwe, aby Francesco miał jakiekolwiek udziały.
- Tato spokojnie. Jestem umówiony na jutro z naszym adwokatem. A on na pewno poprowadzi wszystko jak się należy - próbował uspokoić ojca, który najwyraźniej źle znosił tę całą sytuację.
- Szkoda, że to tylko kserokopia - odezwał się młody Dobrzański do mecenasa Knopa.
- To żaden problem - odparł mu adwokat i pospieszył z wyjaśnieniem - otóż potrzebna jest nam, a raczej grafologowi próbka pańskiego ojca. I na tej podstawie sprawdzimy czy to jest ten sam rodzaj pisma.
- Ja oprócz tej kopi mam również zrobione kilka zdjęć tego pisma - dodał Marek.
Informacja jaką otrzymał od adwokata nieco go uspokoiła.
- Prosiłbym aby w jak najszybszym czasie o dostarczenie takiej próbki pisma.
- Oczywiście. Najdalej jutro przyjedziemy wraz z ojcem.
Tak jak obiecał kolejnego dnia wraz z Krzysztofem stawili się w kancelarii i senior Dobrzański napisał kilka zdań zakończone podpisem.
- Tyle powinno wystarczyć - odezwał się Knap i dodał - jeszcze dzisiaj zawiozę wszystkie te dokumenty do analizy grafologicznej.
Podziękowali mężczyźnie, mieli już wychodzić kiedy usłyszeli.
- Wysłałem osobiście pismo do ich adwokata z żądaniem przysłania mi oryginału tego pisma.
Opuszczali firmę w milczeniu. Każde zastanawiało się jak zakończy się ta rozmowa. Szli już jakąś chwilę parkowymi alejkami. Marek milczał jednocześnie próbując ułożyć sobie jak jej to powiedzieć, Ula nie popędzała go, ale i tak obawiała się co może usłyszeć.
- To o czym chciałeś rozmawiać? - nie wytrzymała w końcu i przerwała tę ciszę.
- Ula wiem, że to co chcę ci powiedzieć może cię bardzo zszokować - zaczął.
- Zaczynam się niepokoić - weszła mu w słowo.
- Nie potrzebnie Ula. Z mojej strony nic ci nie grozi. Lecz ja obawiam się jak ty zareagujesz na to co chcę ci powiedzieć.
- To wyduś to wreszcie z siebie. I nie męcz nas oboje - rzekła.
- Ula ja wiem, że znamy się dość krótko. Niespełna pół roku, ale kiedy wyjechałem do Włoch zrozumiałem pewną rzecz - znowu zapadła krępująca cisza.
- No wyduś to z siebie. Co takiego zrozumiałeś będąc tam we Włoszech? - dociekała Cieplak. A młody Dobrzański rugał samego siebie w myślach, że zachowuje się jak jakiś młokos. Jak ktoś, kto nie potrafi wyznać swoich uczuć kobiecie. Wziął głęboki wdech i po chwili wypalił jak z procy.
- Zakochałem się w tobie Ula - ta zdawała się wyglądać jakby dostała czymś w głowę - Ula proszę cię powiedz coś - w końcu głosem pełnym niedowierzania wykrztusiła.
- To nie może być prawda.
- Dlaczego tak myślisz?
- Marek spójrz na mnie. My jesteśmy z dwóch różnych światów - mówiła. Teraz to on był w szoku tym co usłyszał.
- A co to ma do rzeczy? Czy to jakieś średniowiecze? Że aby tworzyć związek trzeba mieć ten sam status materialny? - mówił cały czas przyglądając się swojej jak na razie tylko asystentce - przyglądałem się tobie już wiele razy i patrzę na ciebie teraz i jeśli chcesz to ci powiem kogo widzę - mówił - cudowną, piękną, mądrą kobietę. I to skąd pochodzisz nie ma tu najmniejszego znaczenia. Zakochałem się w tobie, bo masz piękne i zarazem bardzo bogate wnętrze. Nie jesteś jak te wszystkie modelki pusta. Zrozumiałem to właśnie tam we Włoszech. Już po wejściu do samolotu poczułem jakąś pustkę, na początku nie umiałem tego zdefiniować. Jeśli można tak to nazwać. Ale kiedy byłem już tam na miejscu coraz bardziej doskwierało mi nieznane dotychczas uczucie tęsknoty. Tak Ula dobrze słyszysz tęskniłem właśnie za tobą. Chciałem jak najszybciej załatwić to co było do załatwienia i wrócić do kraju, do ciebie. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po opuszczeniu lotniska był właśnie telefon do ciebie. Chciałem cię usłyszeć i umówić na spotkanie - siedziała, słuchając tego wszystkiego będąc nadal w szoku. Prawdą było, że ten niesamowicie przystojny mężczyzna jej też nie był obojętny. Lecz próbowała zagłuszyć w sobie to uczucie. Właśnie z powodu pochodzenia. Ona z biednej rodziny, niezbyt atrakcyjna, z aparatem na zębach, w okularach zasłaniających pół twarzy. A on z majętnej rodziny, urodziwy, z dołeczkami w policzkach przy każdym uśmiechu.
- Marek ja nie wiem co mam powiedzieć. Ale jeśli możesz to daj mi czas - poprosiła.
- Dam ci Ula tyle czasu ile tylko będziesz potrzebować - mimo tego, że nie usłyszał wyznania z jej strony, to poczuł swojego rodzaju ulgę. Wiedział, że musi jej to wyznać. A teraz no cóż musi uzbroić się w cierpliwość, zapewne w całe pokłady cierpliwości.
- Marek a mogę cię o coś zapytać? Oczywiście jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać.
- Pytaj - usłyszała w odpowiedzi.
- O co chodzi z tymi Febo? Ludzie coś przebąkują, że ktoś wykupił firmę i kroją się zwolnienia. Jak ciebie nie było to ci Febo a zwłaszcza on kręcił się po firmie - widać, że to co usłyszał na końcu zszokowało go.
- Nikt nie przejął firmy i nie zamierzamy zwalniać ludzi. Tak jak ci już wspominałem to dzieci tragicznie zmarłych przyjaciół moich rodziców - w tym momencie Marek opowiedział Uli o początkach firmy - oni tu zjawili się, bo rzekomo mają prawo do połowy firmy. Dlatego też poleciałem do Włoch aby dowiedzieć się czegoś więcej o tej dwójce. Widziałem dokument, który podobno podpisał mój ojciec.
- Który? Podobno? Dziwnie to brzmi.
- Właśnie nie Ula. Faktem było, że Francesco miał zostać wspólnikiem ojca, ale ten wypadek to przekreślił - mówił Marek.
Zrobiło się już dość późno więc Marek nie zastanawiając się zaoferował jej podwiezienie. Zgodziła się bez słowa, a jemu serce się radowało. Dzięki temu mógł być z nią nieco dłużej.
- Ula jutro obiecuję przejrzeć to co mi przyniosłaś. Jak sama wiesz, nie bardzo było kiedy to dzisiaj zrobić - próbował się tłumaczyć.
- W porządku, nic się nie stało. Wiadomo, że czasem jest coś pilniejszego.
CDN...
No to Mareczek najważniejszą sprawą czyli Ula załatwił i to pozytywnie, bo Ula nie może dać innej odpowiedzi jak♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️ no a sprawa udziałów to już jest bardziej poważna, bo aż nie chce się wierzyć, że Febo są tak głupi by podrabiać podpis. Przecież muszą się liczyć z tym, że Krzysztof odda dokument do zbadania autentyczności. No chyba, że pazerność zaślepia rozum🤔 no cóż muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać na kolejną część. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia 🍀🌺
OdpowiedzUsuńMarek postanowił zagrać w otwarte karty wyznając swoje uczucia Uli.
UsuńFebo zawsze byli pazerni. I tym razem nic się nie zmieni.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielę wieczorem.
Julita
Markowi szybko poszło wyznanie uczuć i bardzo ładnie to.zrobił. Teraz wszystko w rękach Uli.
OdpowiedzUsuńPobyt rodzeństwa w domu dziecka mnie zaskoczył. Pewnie datego, że nie mają wiele pchają się do udziałów firmy i chcą odbić się życiowo.
Pozdrawiam milutko.
Uważają, że im też się coś należy.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielę wieczorem.
Czekam na kolejne wpisy na Twoim blogu.
Julita
pazernosc gubi a marek nie czekal z uczuciami do asystetki brawo
OdpowiedzUsuńTego nawet nie da się nazwać pazernością. Oni wyciągają łapy po nie swoje.
UsuńMarek wolał zagrać w otwarte karty z Cieplak.
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
Cieplutko pozdrawiam w poniedziałek rano.
Julita
Paulina i Aleks nie grzeszą rozsądkiem. Chęć bycia bogatym ich zaślepia. Na szczęście u Marka i Uli wszystko zmierza w właściwym kierunku. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń