Jechali już jakąś chwilę, gdy w końcu Marek zatrzymał się.
- Chodź - rzekł otwierając jej drzwi.
- To chyba nie jest dobre miejsce na taką rozmowę - odezwała się Ula widząc napis Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie.
- Spokojnie Ula. Nie będziemy rozmawiać w bibliotece - odparł i poprowadził w odpowiednim kierunku. Po kilku minutach już mogli podziwiać panoramę stolicy z dachu Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie w 2002 roku powstał ogród, z licznymi alejkami oraz miejscem do odpoczynku w postaci wielu ławek.
- Ale tu pięknie - zachwycała się Ula, kiedy to powoli przemierzali alejkami. Gdy doszli do niewielkiego oczka wodnego Ula zaproponowała aby usiedli. Zrobili tak jak chciała, przez chwilę milczeli. Jednak Marek nie zamierzał niczego przyspieszać. Widział jak próbuje sobie ułożyć w głowie to co chce powiedzieć.
- Marek obiecałam ci opowiedzieć o sobie - zaczęła i w tym momencie popłynęła opowieść o dziewczynie z niewielkiej miejscowości, która nigdy nie miała łatwego życia. Opowiedziała o tym jak bardzo była wyśmiewana przez rówieśników ze względu na swój wygląd, że lubiła się uczuć. O tym jak musiała nauczyć się radzić po śmierci matki. Jak pragnęła skończyć studia i jak bardzo się cieszyła, kiedy to się udało. A on siedział i słuchał nie przerywając. Wreszcie dotarła do tego jak poznała Piotra - poznałam go w szpitalu podczas badań kontrolnych mojego taty. Z czasem zaczęliśmy się spotykać. Początkowo były to takie zwykłe wyjścia na kawę, ale z czasem przerodziły się w regularne randki. Po niespełna roku takiego randkowania Piotr mi się oświadczył. Czułam się szczęśliwa, że ktoś taki jak on może chcieć związać się z kimś takim jak ja. Jednak czar prysł jak bańka mydlana w dniu ślubu. Piotr przez cały czas zachowywał się jak przystało na narzeczonego i przyszłego męża. Pomagał mi we wszystkim co związane było z przygotowaniami do ślubu. Na jakieś dwa no może trzy tygodnie przed ślubem mój tato widział go z jakąś kobietą. Ale nie będąc pewnym tego, poprosił Maćka aby mu pomógł. I tak Maciek porobił mojemu narzeczonemu zdjęcia na dowód, że mnie zdradza. Ja te zdjęcia zobaczyłam w dniu ślubu. Kilka dni później wyjechałam aby móc zapomnieć - skończyła. Ponownie zapanowała między nimi cisza, którą przerwał młody Dobrzański.
- Bardzo cię Ula podziwiam. Wiele w życiu przeszłaś i rozumiem, że teraz izolujesz się od ludzi. Wiem jak może boleć strata kogoś bliskiego. Ale masz prawo do szczęścia i prawdziwej miłości. Życie nie polega na ciągłym zamartwianiu się. Nie wszyscy są źli i tylko patrzą jak skrzywdzić drugiego. Uwierz mi Ula ja nie mam złych zamiarów wobec ciebie. Zależy mi na tobie, bo kocham cię. Zrozumiałem to już jakiś czas temu, ale dopiero niedawno postanowiłem o tym z tobą porozmawiać. Jednak nie bardzo miałem możliwość. Domyślam się, że słowa Pauliny mogło wprowadzić w błąd. Lecz tak jak ci już kiedyś mówiłem, nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy narzeczeństwem. Owszem byliśmy parą, ale rozstaliśmy się, ale ona najwyraźniej tego nie dopuszcza do siebie.
- Marek to nie tak, że nie jesteś mi obojętny - przerwała mu, a jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki na to co powiedziała. W mgnieniu oka postanowił kuć żelazo póki gorące.
- Ula jeśli tylko mi pozwolisz udowodnię ci jaki jestem. Ja nie oczekuję, że mnie pokochasz albo nawet, że zaraz wyjdziesz za mnie za mąż - dodał uśmiechając się łobuzersko pod koniec tego co mówił.
- Marek daj mi trochę czasu. Pozwól mi oswoić się z tym wszystkim co od ciebie usłyszałam - odparła widząc, że mężczyzna nie ma zamiaru odpuścić.
- W porządku, dam ci tyle czasu ile tylko będziesz potrzebowała - usłyszała w odpowiedzi.
A on sam miał cichą nadzieję, że to nie będzie trwało wiecznie. I w pewnym sensie nie pomylił się, bo od tej rozmowy może minął miesiąc kiedy ta dwójka stanowiła parę. Początkowo nie zamierzali się afiszować swoim związkiem. Dlatego też nie wszyscy w firmie wiedzieli o nich cokolwiek. Lecz świat w jakim żył sam Marek Dobrzański nie lubił próżni, ale lubił jak coś się działo. W sumie Rysiów też niewiele odbiegał od normy jeśli chodzi o plotki. A te lubią żyć własnym życiem. O ile te plotki jakim żywił się Rysiów nie były nawet w ułamku szkodliwe, dla żadnego z nich, tak te w wielkim świecie mody już nie do końca takie były. Mieli się o tym przekonać i to w niedługim czasie. Portale plotkarskie oraz wszelkiej maści brukowce zaczęły się rozpisywać na temat nowej zdobyczy młodego Dobrzańskiego. I jedynie prześcigali się w tytułach. "Młody Dobrzański ma nową kobietę", "Junior Dobrzański ponownie zakochany", "Kim jest nowa partnerka Marka Dobrzańskiego" takich tytułów było mnóstwo. Ulę te artykuły nieco martwiły, lecz Marek powtarzał.
- Ula nie martw się, zaraz znajdą sobie inny obiekt do plotek i przestaną. Jednak ją to nie bardzo uspakajało.
Nie przejmowała się gadaniem u siebie w Rysiowie największych plotkar. Kiedyś nawet dochodząc do sklepu usłyszała jak mówią na jej temat.
- Widziała pani, pani Dąbrowska jak to szybko młoda Cieplakówna się pocieszyła po stracie narzeczonego?
- Mówię pani, pani Stolarkowa, że ona już musiała wcześniej coś kręcić z tym drugim.
W tym momencie ujrzały Ulę i ucichły, ale ta nie zamierzała milczeć. Podeszła do obu kobiet mówiąc.
- Powiem paniom, że nie tylko z nim - odwróciła się na pięcie udając w stronę sklepu.
Po czym wieczorem przez telefon opowiedziała o tym Markowi, a on śmiejąc się rzekł.
- I bardzo dobrze im powiedziałaś kochanie - Ula jeszcze na słowo "kochanie" rumieniła się.
I kiedy już myśleli, że wszystko ucichło o ich związku, to się pomylili.
- Co to ma być? - usłyszała czyjś głos nad sobą, kiedy to siedziała na dokumentami. Podniosła głowę i ujrzała Paulinę.
- Nie rozumiem o co pani chodzi - odpowiedziała, nie siląc się na formułkę przywitania skoro ta również tego nie uczyniła. Paulina rzuciła na biurko jedną z kolorowych gazet.
- Jak śmiesz? On jest mój i tylko mój - mówiła na tyle głośno, że było ją słychać w gabinecie Marka albo i przy windzie. Ula nie zdążyła się odezwać kiedy otwarły się z impetem drzwi od pomieszczenia, gdzie siedział junior Dobrzański i usłyszeć można było jego samego.
- Możesz przestać wydzierać się na moją dziewczynę?
- To ja nią jestem - mówiła oburzona panna Febo. Marek chwyciwszy kobietę za ramią wprowadził do gabinetu i wrócił do Uli.
- Kochanie zaraz porozmawiamy - Ula skinęła głową rozumiejąc. On wrócił do środka i nie zamykając drzwi zaczął mówić.
- Posłuchaj mnie, bo powiem to po raz ostatni. My już nie jesteśmy ze sobą i nigdy nie będziemy. Nigdy cię nie kochałem i nigdy nie pokocham. Jesteś podłą, egoistyczną, roszczeniową osobą. Pełno w tobie jadu, którym opluwasz wszystkich dookoła - stała przed nim z zaciśniętymi pięściami i równie mocno miała zaciśnięte usta. Jednak jej włoski charakter wziął górę i wysyczała.
- Jeszcze mnie popamiętacie - obróciła się na pięcie i wychodząc spojrzała na Ulę takim spojrzeniem, że można by ponownie zamrozić Arktykę.
Czas płynął swoim rytmem. A oni coraz bardziej zbliżali się do siebie. Byli wręcz nie rozłączni. Tak jak mówił Marek prasa wreszcie dała im spokój. Mogli spokojnie zająć się pracą, no i rzecz jasna sobą nawzajem. Paulina znowu znikła, nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Nawet Aleks nie bardzo umiał cokolwiek na ten temat powiedzieć. Minęło kilka dobrych miesięcy od ich pierwszej randki, gdy Marek postanowił, że oświadczy się Uli. Przez jakiś czas zastanawiał się nad miejscem. Wreszcie postanowił, że będzie to Wrocław i Ogród Japoński.
- Ula jesteśmy po kolejnym już pokazie może wybralibyśmy się na jakiś mały odpoczynek? - zaproponował jednego wieczoru, gdy siedzieli u niej w pokoju.
- Myślę, że to nie taki głupi pomysł. Już dawno nigdzie nie byliśmy razem - ucieszyła go ta odpowiedź - a gdzie byś chciał pojechać? - dopytywała.
- Wiesz pomyślałem sobie o Wrocławiu. Poprzednio nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie.
- Niech będzie Wrocław - odparła.
Następnego dnia Marek wszedł na stronę hotelu, w którym byli poprzednio i zarezerwował pokój dla nich na pięć dni. Wyjechać mieli za dwa tygodnie. Nawet ucieszyła go ta data, bo gdy wrócił pamięciom to właśnie będzie ich pierwsza rocznica bycia razem.
Wyjechali tak jak planowali w piątek po pracy. Cieszyli się z tego wyjazdu oboje, ale każde w pewnym sensie z innego powodu. On, bo chciał się oświadczyć i czuł, że ona powie tak. Ona, że wreszcie mogą być tylko we dwoje i odpoczną nieco od tej codziennej harówki.
W sobotni wieczór wybrali się na spacer właśnie do Ogrodu Japońskiego. Szli już jakąś chwilę, gdy Marek nagle uklęknął przed nic nie świadomą Ulą.
- Ula klęczę tu przed tobą aby prosić cię o rękę. Jesteś moim największym skarbem, moje życie bez ciebie nie ma sensu. Każdy poranek zaczynam od myśli o tobie i każdy dzień kończy się myślami o tobie. Więc jeśli czujesz to samo to zostań moją żoną - ta przez chwilę milczała tak jakby ją coś wmurowało - Ula proszę cię powiedz coś - wyszeptał a tym samym wyrwał ją z odrętwienia.
- Tak wyjdę za ciebie - usłyszał w odpowiedzi i z niewielkiego czerwonego pudełeczka wyjął cudownie piękny pierścionek, który wsunął na jej palec.
Do Warszawy wracali szczęśliwsi niż z niej wyjeżdżali. W ciągu następnych dniach podzielili się swoim szczęściem z innymi. Obie rodziny cieszyły się szczęściem swoich dzieci. Gratulowali im wszyscy, których znali. Nawet Aleks.
- Gratuluję wam obojgu i życzę szczęścia - mówił.
A już miesiąc później ustalali datę ślubu. Ten najważniejszy dzień w ich życiu miał odbyć się w dniu kiedy spotkali się po raz pierwszy. Na podróż poślubną zaplanowali, że wyjadą na Mazury.
Na jakiś miesiąc przed ślubem dowiedzieli się od Aleksa nieco niepokojących wiadomości o Paulinie. Co było powodem odmówienia im zaproszenia na ślub.
- Wybaczcie, ale muszę jechać do Mediolanu aby zając się nią. Mimo tego co nawywijała i jak było między wami Marek to nadal moja siostra - tłumaczył.
- Aleks my to rozumiemy i nie mamy do ciebie żalu - uspokoił go Marek.
Jak się okazało Paulina popadła w coś w rodzaju depresji. Przez jakiś czas musiała być pod stałą kontrolą psychologa o brać jakieś leki. Towarzyszył jej cały czas Aleks. Wreszcie się wyciszyła, a brat mógł wrócić do Warszawy i zając się pracą. Od kiedy wyjechał pracował w formie online.
Młodzi Dobrzańscy doczekali się dwóch cudownych synów, którzy byli wiernymi kopiami swoich rodziców. A dziadkowie byli wniebowzięci i rozpieszczali do granic możliwości. Co nie do końca podobało się Markowi i zazwyczaj w takich chwilach wkraczała Ula łagodząc sytuację, mówiąc zazwyczaj.
- Kochanie dziadkowie właśnie od tego są aby rozpieszczać. A my jesteśmy od wychowywania - pomagało to na jakiś czas.
KONIEC.