poniedziałek, 30 grudnia 2024

ŻYCZENIA NOWOROCZNE I PODZIĘKOWANIA

NA NOWY ROK ŻYCZĘ WAM POMYŚLNOŚCI, POTĘGI MIŁOŚCI, SIŁY MŁODOŚCI, SAMYCH SPOKOJNYCH, POGODNYCH DNI I MNÓSTWA CUDOWNYCH I WZNIOSŁYCH CHWIL!!! 




AUTORKA BLOGA JULITA
 

niedziela, 22 grudnia 2024

WESOŁYCH ŚWIĄT

Moi kochani w związku z okresem Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku kolejne części "Miał być ślub" pojawią się dopiero od 5 stycznia. Dlatego też z niewielkim wyprzedzeniem przesyłam dzisiaj życzenia. Pozdrawiam Julita. 



 ŻYCZY AUTORKA BLOGA
JULITA

niedziela, 15 grudnia 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część VII

 Wrócił do domu później niż zakładał chociaż nie w takim stanie jak poprzednimi razami. Przekręcił klucz w zamku i już nastawiał się na kolejną awanturę ze strony Pauliny. Jakież było jego zdziwienie kiedy to nie zastał jej w salonie. 
- Czyżby jej nie było? - pomyślał.  
Rozebrał się po czym swoje kroki skierował do łazienki. 
- Jak ci minął wieczór? - usłyszał następnego dnia kiedy robił sobie kawę. Owszem wrócił do swojego domu, ale nie do ich wspólnej sypialni. Zajął drugi pokój. 
- Nie mów, że nagle zaczęły cię interesować moje wypady do klubu - odparł. 
- W końcu jesteśmy narzeczeństwem a w niedalekiej przyszłości małżeństwem - odparła panna Febo. 
- A czyli stąd ta troska o mnie? Rozumiem, że zmieniłaś zdanie i podpiszesz intercyzę - bardziej oznajmił niż zapytał. 
- A ty nadal o tym samym - odparła już zmienionym tonem. 
- Bądź pewna, że zdania nie zmienię. Albo intercyza albo nici ze ślubu - Paulina usłyszała w odpowiedzi. 
Tę jakże miłą rozmowę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. 
- Marek jeśli możesz przyjdź wcześniej do firmy. Sprawa pilna - odczytał i w pośpiechu wyszedł z domu. Wsiadł do auta, miał już wyjeżdżać kiedy to zorientował się o braku telefonu. Nie gasząc silnika wrócił  do domu. 
- Znalazłaś coś tam ciekawego? - wysyczał przez zęby kiedy jego oczom ukazał się dość niemiły widok. Otóż jego narzeczona próbowała uruchomić jego telefon. Na całe szczęście miał blokadę dwustopniową i dzięki temu nie tak łatwo można było go odblokować. 
- O Marek, właśnie miałam ci go przynieść - odparła. 
- No to już nie musisz - rzekł. Wyciągnął z jej dłoni swój telefon. 
Ten sms od Seby teraz ta próbująca uruchomić jego smartfon. Zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak. Przypuszczał nawet, że to jej szybkie parcie na ślub jest podyktowane czymś konkretnym. Podjeżdżał pod firmę, kiedy dostrzegł swojego przyjaciela oraz Violettę. 
- To co takiego się stało, że wysłałeś do mnie tę wiadomość? - dociekał kiedy tylko cała trójka się przywitała. 
- Marek to ja poprosiłam Sebastiana aby napisał do ciebie - pospieszyła z wyjaśnieniem Kubasińska - kiedy dzisiaj przyszłam do firmy to jakiś dziwny typ kręcił się przed twoim gabinetem. Oczywiście zapytałam co tu robi, ale on nic nie odpowiedział tylko wyszedł z sekretariatu i poszedł do Aleksa - Marek nie mógł uwierzyć, że Aleks może posunąć się do czegoś takiego. Lecz z drugiej strony oboje rodzeństwo naciska na ten szybki ślub i to bez intercyzy. 
- Dziękuję wam obojgu, że mnie poinformowaliście o tym - rzekł i dodał - wracajcie do firmy. Ja muszę coś załatwić. Ty Viola odbieraj telefony i zapisuj mówiąc, że potem oddzwonię. A w razie czego ty Seba jej pomóż - oboje skinęli głowami i już ich nie było. 
W jego głowie wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Rodzeństwo Febo potrzebują pieniędzy, a małżeństwo jego z Pauliną miało im je dać. Miał już plan jak ich zdemaskować. Musiał jednak mieć odpowiednie dowody na ich chytry plan. Miało to mu posłużyć nie tylko w sądzie, ale i aby udowodnić jego matce, że ta dwójka nie jest taka wspaniała. Ojca owszem zawsze miał po swojej stronie. Senior Dobrzański starał się traktować całą trójkę jednakowo, ale mimo wszystko z rezerwą i nieco chłodniej. Za to Helena zdawała się bardziej być po stronie Febo niż swojego syna. Od Marka wymagała więcej i mniej pobłażała. A kiedy ten się buntował ta mawiała. 
- Synku ty masz nas oboje. A Paulinka i Aleks nie mają nikogo - i na koniec zawsze padało to samo pytanie - też byś tak chciał jak oni? - nigdy nie odpowiadał matce, ale zawsze po czymś takim czuł się nieswojo. 

- Dzień dobry. Chciałem zakupić kamerkę - wyjaśnił sprzedawcy. 
- Interesuje pana jakaś konkretna marka, model? 
- Nie bardzo się na tym znam. Jednak potrzebowałbym takiej, która rejestrowałaby co się dzieje w moim biurze oraz sekretariacie jemu przyległym. Dobrze gdyby również był nagrywany dźwięk. 
- Czy zależy panu aby nagranie było w kolorze czy wystarczy czarnobiałe? 
- To akurat jest mi bez znaczenia - odpowiedział. 
I już po chwili sprzedawca prezentował mu sprzęt, opisując zakres działania. Po nieco półgodzinie młody Dobrzański jechał już do firmy. Tam ponownie spotkał się najpierw z kadrowym, który tak jak Marek myślał okazał się pomocny. 
- Nie ma sprawy. Poproszę mojego kuzyna i on ci tak zamontuje te kamerki, że nikt się nie zorientuje. 
- A możesz to załatwić jeszcze dzisiaj? 
- Jasne - usłyszał w odpowiedzi, po czym pożegnał się z przyjacielem. 
Początkowo pomyślał, aby powiedzieć o tym monitoringu Violi, ale zrezygnował z tego pomysłu. 

W tym samym czasie kilka ulic dalej Ula rozmawiała z prowadzącym ją lekarzem. 
- Pani Urszulo widzę, że wszystko ładnie się goi. Owszem gips na ręce musi pozostać jeszcze przez jakiś czas. Ale myślę, że najdalej za dwa dni wypiszemy panią do domu. 
- Dziękuję panie doktorze - odparła. 
- Piotr na pewno się ucieszy. 
- Mam prośbę, proszę nie informować o mnie i moim stanie Piotra. 
- A rozumiem, chce pani zrobić niespodziankę narzeczonemu - Ula zrobiła wielkie oczy na dźwięk ostatniego słowa. 
- My nie jesteśmy narzeczeństwem i nigdy nie byliśmy, a za to co mi zrobił - wskazała na gips i dokończyła - nigdy nie będziemy. Teraz to lekarz wydawał się być zdziwiony. 
- Nie do końca rozumiem - zaczął medyk - czy chce mi pani powiedzieć, że to za sprawą Piotra się tu pani znalazła? - Cieplak pokiwała głową potwierdzająco - bardzo mi przykro pani Urszulo, nie miałem pojęcia. 
- Proszę nie przepraszać, w końcu to nie pańska wina. 
Lekarz tak jak obiecał nie wspomniał ani słowem o swojej pacjentce Sosnowskiemu. Lecz postanowił, że porozmawia z nim o tym, ale to dopiero kiedy ta opuści szpital. Wiedział, że ta nie wróci do mieszkania swojego już byłego chłopaka a wyjedzie do  domu rodzinnego.  
Siedziała na szpitalnym łóżku i rozmyślała o swoim dotychczasowym życiu. 
- Prawie żadnych zysków, większość to straty w tym moim pogmatwanym życiu. Jedynie w pracy mi się jakoś powiodło, ale w sferze uczuć jakoś kompletnie nie. Większość moich znajomych są w stałych związkach, a ja za każdym razem trafiam na tych nieodpowiednich. Za to ten, który może i byłby odpowiedni jest już zajęty - te jej rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. 
- Witaj Ula - jej twarz w momencie rozpromieniła się na widok swojego przyjaciela oraz swojej rodzinki. 
- Witajcie kochani - przywitali się i przez jakiś czas rozmawiali o tym co w domu, jak tam dzieciaki i pan Józef. Aż w końcu pan Cieplak chciał wiedzieć co swojej najstarszej córki. 
- Wszystko w porządku tatko. I mam dobrą wiadomość już za dwa dni mnie wypiszą - skierowała swój wzrok na Maćka mówiąc - Maciuś przyjechałbyś po mnie? Poprosiłabym Marka, ale wypis na pewno będzie do południa i nie chciałabym aby musiał zwalniać się wcześniej z firmy. 
- Nie ma sprawy. Przyjadę, tylko daj mi znać, kiedy będziesz miała ten wypis - opowiedział Szymczyk. 
- Córcia, ale ja nie wiem czy to dobry pomysł abyś nadal była z tym potworem - mówił zaniepokojony ojciec. 
- Spokojnie tatusiu - uspakajała poklepując ojca po dłoni - nie zamierzam do niego wracać. Na początku wrócę do domu, a może z czasem przeprowadzę się wynajmując coś dla siebie samej. No ale to melodia przyszłości. 
Wieczorem jeszcze napisała do Marka, że wychodzi  ze szpitala. I tak jak przypuszczała ten natychmiast zaoferował swoją pomoc. Podziękowała i wyjaśniła, że Maciek po nią przyjedzie. Lecz zaprasza go do siebie w sobotę na kawę oraz ciasto. 
- Na pewno przyjadę - odpisał.
CDN.. 

niedziela, 8 grudnia 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część VI

 Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni. Ula wciąż leżała w szpitalu. A Sosnowski po wpłaceniu kaucji wyszedł na wolność. Jednak jego wyjście nie oznaczało niczego dobrego dla panny Cieplak. 
- Wynoś się stąd - usłyszał podniesiony głos kiedy był już przy drzwiach od sali, gdzie leżała jego asystentka. Nie zastanawiając się z impetem otworzył je, a jego oczom ukazał się Piotr Sosnowski stojący przy jej łóżku. 
- Nie wyjdę stąd jeśli będę tylko tego chciał. Nie pozwolę ci...- mówił.
- Ula chyba mówiła abyś wyszedł - odezwał się Dobrzański. 
- Nie wtrącaj się. To nie twoja sprawa - wysyczał przez zęby doktorek. 
- Tak długo jak Ula jest moją asystentką tak długo to jest również moja sprawa - odparł i dodał - wyjdziesz dobrowolnie czy mam wezwać kogo trzeba? 
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - rzekł do Uli wskazując na nią palcem i skierował swoje kroki w stronę wyjścia - ty nie zawsze będziesz w pobliżu - wyszeptał niemalże do ucha Markowi. 
- Żebyś się nie zdziwił - odparł, a po chwili stał już przy jej łóżku i z troską w głosie rzekł - Ula wszystko w porządku? - ta pokiwała głową potwierdzająco, by po chwili wyksztusić z siebie. 
- Dziękuję ci Marek.
- Nie masz za co mi dziękować Ula - odpowiedział, a z kieszeni marynarki wyjął chusteczki podając Cieplak - nie płacz już. Powiedz co on chciał i tak w ogóle to jakim cudem tak szybko cię odnalazł? 
- On tym szpitalu pracuje. I jeden z jego kumpli powiadomił go, że tu jestem - Marek zaciskał ze złości zęby, że jakim prawem ktoś poinformował tego dupka o tym. Lecz z drugiej strony przecież nikt ze szpitala nie wie jakim podłym draniem jest ich współpracownik - przyszedł mnie prosić abym nie składała skargi na niego i abym wycofała pozew - wyjaśniła. 
- A ty co zamierzasz? - dopytywał mężczyzna. 
- Marek ja nie mam ochoty ciągać się po sądach. A na dodatek nie stać mnie na porządnego adwokata. Zwłaszcza, że przecież jestem bezrobotna - mówiła. 
- Ula nie powinnaś mu odpuścić. Nawet jeśli nie będziecie ponownie razem, to pomyśl o innej, która stanie się jego ofiarą. Co do twojej pracy, to nie chciałem na razie poruszać tego tematu. No ale skoro sama zaczęłaś to na pewno jej nie straciłaś - widząc pytające spojrzenie Cieplak pospieszył z wyjaśnieniem - Ula kiedy tylko dostałem od ciebie to wypowiedzenie wiedziałem, że coś jest nie tak. Od razu chciałem o tym z tobą porozmawiać, jednak cały czas włączała się poczta głosowa...- przerwała mu wyjaśniając.
- Piotr mi go zniszczył.
- Wówczas chciałem pojechać do ciebie, ale w firmie nikt nie znał twojego nowego adresu. W tej sytuacji pojechałem do Rysiowa, wyjaśniając o co chodzi twojemu tacie. Oboje uznaliśmy, że na pewno napisałaś to pod przymusem. Lecz również pan Józef nie znał adresu, ale wiedział kto może znać. Zadzwonił po Maćka a ten owszem znał. Resztę znasz. Ula ja tego wypowiedzenia nie przyjąłem i nie mam zamiaru przyjmować. Jeśli tylko się zgodzisz to za te kilka dni wystawimy urlop. A od dnia jak trafiłaś do szpitala będziesz miała zwolnienie lekarskie - ta słuchała tego i była wdzięczna Markowi za to co zrobił. 
- Jeszcze raz bardzo ci mocno dziękuję za to wszystko co dla mnie robisz - kolejny raz tego dnia dziękowała mu. 
- Ula naprawdę nie musisz mi za nic dziękować. Najważniejsze abyś doszła do siebie i wróciła do nas - mówił kiedy to kolejny raz ktoś próbował się dodzwonić do niego a ten odrzucał połączenie. I tak też było i tym razem. 
- Może odbierz - powiedziała, po kolejnym takim odrzuconym połączeniu. 
- To tylko Paulina na przemian z moją matką - odparł mówiąc to tak jakby informował ją o zbliżającym się załamaniu pogody. 
- Może coś ważnego - mówiła Ula. Marek jedynie pokiwał przecząco głową - Marek czy coś się stało? - zapytała. 
- Nic takiego. Po prostu pokłóciliśmy się jak to u nas bywa a ta zapewne znowu poleciała do mojej matki - odparł, nie chciał jej zawracać głowy swoimi problemami. Uznał, że ona swoich ma na tyle, że nie potrzebuje jeszcze jego. 
- Przecież widzę, że coś jest nie tak - dociekała. 
- Przed tobą to się nic nie ukryje - uśmiechnął się do swojej asystentki. 
- To powiesz co się stało? Myślę, że po ostatnich wydarzeniach możemy nazywać się przyjaciółmi - rzekła. A on poczuł jakieś dziwne ukłucie z lewej strony na słowo przyjaciel. Nie bardzo rozumiał tego co się z nim działo. 
- Ula jak wydobrzejesz to ci powiem. A teraz to ty skup się na sobie. Wiesz kiedy wychodzisz? - na szybko zmienił temat. 
- Lekarz mówi, że możliwe jest moje wyjście jeszcze w tym tygodniu. Prawdopodobnie w piątek - odparła. 
- To może odwiozę cię? - zaproponował. 
- A ty nie masz niczego lepszego do roboty? Tylko zajmować się taką... - chciała coś powiedzieć lecz Marek jej nie pozwolił. 
- Ula nawet nie kończ. W końcu jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy sobie pomagać. 
- W porządku, to jeszcze dam ci znać kiedy - odparła. 
Wymienili jeszcze kilka zdań i pożegnali się. Marek na pożegnanie jeszcze tylko rzekł.
- Gdyby coś się działo to dzwoń - Ula skinęła głową i jego już nie było. 

- Mam nadzieję, że podjęłaś właściwą decyzję - zaczął mówić do swojej narzeczonej kiedy wrócił do domu - skoro tak natrętnie wydzwaniałaś na przemian z moją matką. 
- Niczego nie będę podpisywać - odparła - chciałyśmy jeszcze raz z tobą na ten temat porozmawiać. 
- Ja powiedziałem co jest warunkiem mojego ożenku z tobą i zdania nie mam zamiaru zmieniać. 
- Jesteś podły.
- A ty wyrachowana - odpowiedział jej tym samym tonem i dodał - co myślałaś, że nie przejrzałem twojego planu? Chociaż powinienem powiedzieć twojego oraz Aleksa. 
- Jakiego znowu planu? - dociekała. 
- Już ty wiesz o czym ja mówię. I nie udawaj, że jest inaczej - rzekł po czym poszedł się przebrać w bardziej luźniejszy strój. 

- Ten głupek cały czas upiera się przy tej intercyzie - mówiła do swojego brata następnego dnia rano, kiedy spotkali się w firmie.
- To nie dobrze sorella - odparł Aleks i po chwili dodał - mówiłem ci abyś tak nie naciskała na ten ślub. Trzeba było nieco odczekać. 
- Myślałam, że zależy nam na czasie. A druga sprawa, że nie mam ochoty być z nim dłużej niż to możliwe braciszku.
- Tak zależy nam na czasie. ale nie aż tak aby zaraz po zaręczynach miał być ślub. No chyba, że jest coś więcej na rzeczy. 
- Co masz na myśli? 
- Ciąża. 
- Ty chyba sobie żartujesz. Ja nie zamierzam zostać matką ani teraz ani nigdy. 
- Spokojnie siostra. Wiesz tak sobie teraz myślę, że może porozmawiaj z nim i powiedz mu, że możecie poczekać ze ślubem. 
- I co to niby ma dać? 
- A to że zmieni wówczas zdanie na temat intercyzy. 
Paulina nie odpowiedziała nic na ten pomysł. Jednak pomyślała, że to może być dobry plan.
Wprost od Aleksa powędrowała najpierw do pracowni mistrza, bo musiała skonsultować dodatki do nowej kolekcji. W tym samym czasie w gabinecie kadrowego rozmawiało ze sobą dwóch mężczyzn. 
- Marek może wyskoczymy na jakieś piwko po pracy? Wtedy będziemy mogli spokojnie pogadać - zaproponował Olszański. 
- Wiesz przyjacielu, że to świetny pomysł? - odpowiedział mu Dobrzański pytaniem.
- To co Klub 66? 
- Jasne. To widzimy się przed wejściem do firmy po robocie - Sebastian skinął przyjacielowi zgadzając się.
CDN...

niedziela, 1 grudnia 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część V

Nie zwlekając ruszyli w stronę klatki schodowej. 
- Ula otwórz - mówili raz jeden raz drugi wręcz dobijając się do mieszkania. 
- Maciek to chyba nic nie da? - mówił już prawie zrezygnowany Marek. Ten drugi nie zamierzał odpuścić, wpadając na pewien pomysł. 
- Mam pomysł, ale musimy stąd wyjść - rzekł Szymczyk. 
- Co takiego wymyśliłeś? - dociekał Dobrzański, przyglądając się jak Maciek wyciąga telefon. Wybrał jakiś numer a następnie kazał Markowi przeparkować auto. 
- Ale po co policja? - dociekał Marek.
- Zobaczysz. Słyszałeś co mówiłem. W ten sposób ona otworzy. 
Faktycznie ten pomysł wypalił, bo niespełna pół godziny później obaj ujrzeli Ulę w drzwiach. Kiedy policja przyjechała wyjaśnili w czym rzecz, że obawiają się o życie Cieplakówny. 
- A kim panowie są dla tej pani? - padło pytanie. 
- Ja jestem jej bratem, a to nasz kuzyn - pospieszył z wyjaśnieniem Maciek. Jak widać to niewinne kłamstewko działa. 
Widok jaki ujrzeli wręcz ich przeraził. Rozcięty łuk brwiowy, opuchnięty policzek oraz ręka uniesiona na wysokości piersi umieszczona na prowizorycznym temblaku. 
- Co się pani stało? - zapytał jeden z policjantów. 
- Nic takiego. Upadłam - próbowała tłumaczyć Cieplak. 
- Ula możesz go nie bronić? - wtrącił się Dobrzański. 
W tym momencie do mieszkania wszedł nie kto inny jak sam Sosnowski. Widać było, że obecność tego człowieka spowodowała iż Ula stała się bardziej niespokojna. Policjanci sporządzili notatkę i opuścili mieszkanie, uznając, że nie mają nic więcej do roboty. 
- Ale panowie, przecież widać, że tam się źle dzieje. A ona jest pobita - mówili Szymczyk z Dobrzańskim. 
- Owszem widać, że to jest pobicia. Lecz pani Urszula nie zgłasza tego więc my nie możemy niczego zrobić. 
- Ale jak to? 
- Bez twardych dowodów lub też jeśli sama pokrzywdzona nie zgłosi przemocy mamy związane ręce - usłyszeli w odpowiedzi. 
Kiedy pod blokiem trwała wymiana zdań, tak dwa piętra wyżej rozgrywał się kolejny dramat. 
- Co to miało być? - mówił podniesionym głosem - policję wzywasz? 
- To nie ja ich wezwałam - próbowała się tłumaczyć Cieplak i zanim skończyła mówić poczuła silne uderzenie w brzuch. 
- Co kochanków ci się zachciewa? Musiałaś sobie ich aż dwóch tu sprowadzić? - mówił Sosnowski przez zaciśnięte zęby okładając ją raz po raz. 
W końcu udało jej się resztką sił wydostać spod kolejnych spadających na nią ciosów. Nacisnęła za klamkę, ale zamek nie ustąpił a ona usłyszała za sobą. 
- Co myślałaś, że uda ci się uciec? Powiedziałem ci, że jesteś moja i tylko moja - nie wiedzieć skąd zebrała w sobie tyle siły, że zaczęła krzyczeć i resztką sił doszła do okna. Otworzyła je i zaczęła wołać. 
- Ratunku, pomocy. 
- Słyszeliście? - odezwał się Marek. 
- Co takiego?
- Ktoś woła pomocy - odparł i za chwilę już cała czwórka mężczyzn usłyszała. 
- To Ulka - wyrzucił z siebie Maciek. 
- Proszę otworzyć drzwi, bo inaczej użyjemy siły - wołał jeden z funkcjonariuszy. W pewnym momencie drzwi otworzyły się a w nich ujrzeli Sosnowskiego. 
- Zabije cię draniu. Co jej zrobiłeś? - krzyczał wściekły Marek dociskając go do ściany. 
- Panie Dobrzański proszę się uspokoić - próbował uspokoić go policjant i odrywając go od Piotra. W tym czasie Maciek pobiegł w stronę pomieszczenia, gdzie mogła znajdować się jego przyjaciółka. 
- Marek - zawołał go Szymczyk - chodź tu szybko. 
Te słowa spowodowały, że oderwał się od doktorka i pognał. 
- Ula, matko boska co on ci zrobił? - mówił tuląc ją do siebie i zwrócił się do Maćka - dzwoń po pogotowie. 
- Już to zrobił policjant - wyjaśnił Maciek. 
Po niecałym kwadransie zjawiło się pogotowie. Na miejscu opatrzono powierzchowne rany i zabrano Ulę do szpitala. W tym czasie funkcjonariusze skuli Sosnowskiego odczytując mu jego prawa i wyprowadzili z mieszkania wprost do radiowozu.  

Było kilka minut po godzinie dziewiątej kiedy wstał. Nadal pomieszkiwał u swojego przyjaciela Sebastiana. 
- Będę po ciebie około jedenastej i pojedziemy do rodziców - rzekł przez słuchawkę. 
- A to dlaczego tak późno? - dopytywała. 
- Bo wcześniej mam co innego do załatwienia - odparł nie wchodząc w szczegóły. Nie widział powodu aby się tłumaczyć, dodał jeszcze kilka słów i rozłączył się. 
- Co jedziesz do rodziców? - usłyszał za plecami swojego kumpla. 
- Tak, ale najpierw chciałem zajrzeć do Uli. Kupiłem jej kila rzeczy, a i obiecałem panu Józefowi, że zajrzę do niej - odparł. 
W szpitalu nie siedział za długo, bo nie wiele miał czasu. Dowiedział się jak ona się czuje i czegoś nie potrzebuje. Nie zamierzał nadal poruszać tematu tego jej wypowiedzenia. Uznał, że na to przyjdzie czas.
- Możesz mi powiedzieć co takiego było ważniejsze ode mnie? - wysyczała mu narzeczona jak tylko wsiadła do samochodu. 
- Nie twoja sprawa - odparł i ruszył w stronę rodzinnego domu. 
- Skoro już jesteśmy po posiłku to chciałem coś ogłosić a raczej poinformować - odezwał się młody Dobrzański. 
- Zamieniamy się w słuch - rzekł Krzysztof. 
- Otóż w związku z ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce postanowiłem poczynić pewne kroki - mówił i zwrócił się do swojej narzeczonej - chcę abyś podpisała intercyzę. 
- Co takiego? - rzekła Paulina. 
- Synu coś ty znowu wymyślił? - odezwała się Helena. 
- Nic takiego. Chcę jeszcze przed ślubem spisać intercyzę.
- Ty chyba sobie kpisz - rzuciła panna Febo. 
- Nic z tych rzeczy moja droga. Skoro twierdzisz, że mnie kochasz to spisanie takiego dokumentu nie powinno stanowić dla ciebie żadnego problemu - odparł. 
- A ty Krzysztofie nic nie powiesz? - zwróciła się do męża pani Dobrzańska. 
- Myślę, że Marek ma rację - odparł senior - jeśli się kochają to to tylko formalność - dokończył. 
- Dziękuję tato - zwrócił się do ojca. Wiedział, że na pewno będzie miał poparcie w osobie ojca. 
- No, ale Krzysztofie jak to będzie wyglądać? - odezwał się dotychczas milczący Aleks. 
- Normalnie. Ludzie podpisują takie dokumenty i nie widzą w tym niczego złego - mówił senior Dobrzański. 
- A możesz mi powiedzieć co takiego się zadziało, że wpadłeś na taki chory pomysł? - dociekała Paulina. 
- Twoje ostatnie zachowanie, ale i wszystkie wcześniejsze - odparł.
- Bądź pewny, że nie zamierzam niczego podpisywać. 
- To żadnego ślubu nie będzie. 
Jeszcze przez dobrą chwilę trwała wymiana zdań na temat podpisywania przez pannę Febo jakiegokolwiek dokumentu. Oprócz tego w kościele. W końcu obrażona Paulina poprosiła swojego brata aby zawiózł ją do domu. Po ich wyjściu jeszcze Helena próbowała przekonać swojego syna aby zrezygnował z tego pomysłu.
- Synku przecież to bez sensu. Po co ci ta intercyza? 
- Mamo zdania nie zmienię i nie próbuj mnie przekonywać. Mam ku temu swoje powody, a z których nie muszę się nikomu tłumaczyć. 
- Ale taki dokument jest dobry jeśli jedno jest mniej usytuowane od drugiego. A Paulinka jest tak samo jak i my. Na tym samym poziomie - Marek nie skomentował tego. 
CDN...

niedziela, 24 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część IV

 - Seba - zawołał od progu co najwyraźniej przestraszyło kadrowego, bo aż podskoczył na fotel. 
- Co jest? Stało się coś, że tak tu wparowałeś? - zaczął dociekać blondyn. 
- Muszę mieć adres Uli? 
- Adres? Przecież wiesz gdzie mieszka. Byłeś kiedyś tam u niej - odparł Sebastian. 
- Nie ten w Rysiowie, ale ten teraz co mieszka - wyjaśnił. A po jego zachowaniu widać było, że coś musiało się stać. 
- Marek, ale ja nie mam tego nowego adresu, bo Brzyd... tzn. Ulka nie podawała. A powiesz mi o co chodzi? Co takiego się wydarzyło? 
- Masz czytaj - podał kadrowemu pismo od swojej asystentki. Ten niewiele myśląc palną tylko tyle.
- I czym ty się stary martwisz? Znajdziesz sobie inną. No wiesz taką, którą można się zainteresować w nieco inny sposób - Dobrzański popatrzył na Olszańskiego takim wzrokiem, że gdyby mógł to zabiłby go tym spojrzeniem. 
- Będzie Ula albo żadna inna. I nie waż się jej nazywać Brzydulą - Sebastian w poddańczym geście uniósł obie ręce mówiąc. 
- Spoko stary. Tak jak mówiłem nie mam nowego adresu panny Cieplak. 
- To na razie - rzekł i opuścił gabinet przyjaciela. 
Nie wiedział za bardzo co robić. Ulka nie odbierała telefonu, on nie znał jej nowego adresu. A dodatkowo coś mu mówiło, że ona ma jakieś problemy. I nie mógł zrozumieć dlaczego nie przyszła z tym do niego, przecież są przyjaciółmi. Nie zostawił by jej samej z problemami. 
Pracę skończył jak zwykle o szesnastej, uprzątnął biurko, powyłączał wszystko i ubrany wyszedł z gabinetu. 
- Viola koniec na dzisiaj - zwrócił się do sekretarki po czym pożegnał i wyszedł z firmy.
Będąc już na zewnątrz przy swoim aucie ujrzał Paulinę. 
- To co wracamy do domu? - rzekła przemiłym głosikiem tak jakby jeszcze kilka godzin wcześniej nie pluła na niego jadem. Bez zbędnych słów otworzył jej drzwi i zamykając je kiedy ta znalazła się w środku. Sam zajął miejsce za kierownicą i powoli ruszył z pod firmy. Całą drogę milczeli. 
On, bo nie dość, że był zły na swoją narzeczoną, to jeszcze jego myśli dodatkowo krążyły wokół Cieplak. Ona znowu nadal czuła się urażona jego zachowaniem, a ten przemiły ton był jedynie dobrą miną do złej gry. Oj tak panna Febo doskonale wiedziała jak grać na cudzych emocjach. Ale i też wiedziała, że musi nieco przystopować aby cały misterny plan się udał. Lecz nie wiedziała, że jej narzeczony też mam w zanadrzu pewien plan. Plan, który raczej więcej niż pewne nie spodoba się pannie Febo. Mało tego nie spodoba się również paru innym osobom. Lecz o wszystkim mieli dowiedzieć się w odpowiednim czasie. Najpierw musi jeszcze porozmawiać z matką. A dodatkowo wyjaśnić sprawę z Ulą. I poniekąd to był teraz jego priorytet. 
- A ty nie wysiadasz? Jedziesz gdzieś jeszcze? Znowu do tego durnego Olszańskiego? - mówiła kiedy to podjechali pod dom, a Marek nie wysiadał. 
- Mam jeszcze coś do załatwienia - odparł nie wdając się w szczegóły. Nie uważał aby jego narzeczona musiała wiedzieć o wszystkim. 
Po niespełna godzinie parkował swój samochód pod bramą z numerem ósmym. 
- Dzień dobry panie Józefie - zawołał do starszego mężczyzny, który wychylił się z garażu słysząc, że ktoś podjechał. 
- O pan Marek. Dzień dobry. Proszę wejść - zaprosił gościa - napije się pan kawy albo herbaty? - zaproponował Cieplak. 
- Z przyjemnością napiję się kawy - rzekł i kiedy starszy mężczyzna szykował wszystko Marek zaczął wyjaśniać w jakiej sprawie zjawił się w Rysiowie. 
- Panie Józefie ja bardzo przepraszam, że tak zjawiam się bez uprzedzenia, ale chciałem wyjaśnić coś z Ulą. Lecz nie znam jej nowego adresu a to dość ważna sprawa. 
- Ale jak to wyjaśnić z Ulą, przecież widujecie się w pracy - rzekł Józef.
- No właśnie w tym rzecz, że nie. Mnie przez kilka dni nie było w pracy i wiem, że Uli też. Miała zwolnienie lekarskie. A dzisiaj kiedy przyszedłem do pracy znalazłem w poczcie pismo od niej samej. Pomyślałem, że może pan będzie wiedział, gdzie mieszka. Bardzo bym chciał to wyjaśnić. 
- Niestety panie Marku, ale ja również nie znam jej adresu. Mieliśmy do niej jechać już parę razy, ale zawsze coś się działo, że wizyty odwoływała. Tłumacząc się pracą albo innymi sprawami. Ale zaniepokoił mnie pan tym pismem od niej. Czy może mi pan je pokazać? - poprosił. Marek wyjął z teczki dokument i podał Cieplakowi. Starszy mężczyzna przebiegł wzrokiem po tym co tam było napisane i po chwili rzekł. 
- To niemożliwe, aby ona to napisała. Pamiętam jak cieszyła się, kiedy zadzwoniliście z wiadomością o jej przyjęciu. I stale powtarzała, że ta praca, to spełnienie marzeń. Przez długi czas szukała pracy - zaczął opowiadać Józef, a Marek słuchał tego i był pod ogromnym wrażeniem. Owszem niby coś tam wiedział o niej, ale to co usłyszał od jej ojca tylko utwierdziło go w przekonaniu jakim wspaniałym człowiekiem jest Ula - dlatego też nie wierzę w to aby ona sama miała coś takiego zrobić - dokończył Cieplak wziął łyk kawy i po chwili rzekł - i co teraz panie Marku? 
- Mam pomysł - odezwał się młody Dobrzański - jutro rano sprawdzę ile Ula ma urlopu i na ten moment wypiszę jej urlop. Ale dobrze by było jakoś się z nią samą skontaktować. Lecz problem w tym, że ona ma wyłączony telefon, bo za każdym razem odzywa się poczta głosowa - mówił Marek i dodał - to ja będę się zbierał - Józef siedział wpatrując się w okno tak jakby wypatrywał swojej najstarszej córki a po chwili odparł. 
- Proszę poczekać. Chyba wiem, kto może nam pomóc - Marek ponownie zajął miejsce przy stole. A starszy mężczyzna chwycił za słuchawkę telefonu i wystukał ciąg kilku cyfr. 
- Dzień dobry Marysiu tu Józef Cieplak. Zastałem Maćka? 
- ...
- To poproś go aby przyszedł do mnie. 
Mie minęło wiele kiedy to w progu stanął Maciej Szymczyk wieloletni przyjaciel Uli a jednocześnie sąsiad. 
- Dzień dobry - przywitał się ogólnie i następnie zwrócił do Cieplaka - co się stało panie Józefie?
- Maciek pozwól, że ci przedstawię to jest pan Marek Dobrzański, szef Uli - obaj panowie uścisnęli sobie dłoń a Józef kontynuował - Maciek potrzebujemy twojej pomocy. 
- Zamieniam się w słuch - odparł i w tym momencie odezwał się milczący Dobrzański. Wyjaśnił co i jak. 
- Stąd moja i taty Uli prośba czy nie znasz adresu Uli. 
- Dokładnie nie znam ulicy, ale pamiętam jak tam dojechać. Pomagałem jej w przewiezieniu kilku rzeczy - mówił i na koniec dodał - od samego początku nie podobała mi się ta cała znajomość z tym doktorkiem. Również tak jak i wy ja również nie wierzę aby sama chciała odejść z pracy. 
Obaj panowie umówili się na następny dzień. Szymczyk miał przyjechać w porze lunchu na Lwowską i pokazać gdzie mieszka Cieplak. 
Cały wieczór i całą noc czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Nie bardzo wiedział czy chodzi o Ulę i to jej zniknięcie, czy o tę rozmowę z matką. 

Prosto z Rysiowa pojechał do swoich rodziców. Dokładniej mówiąc chciał wreszcie porozmawiać z matką. 
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić to całe zamieszanie związane ze ślubem? 
- Jakie zamieszanie? Po prostu wraz z Paulinką ustaliłyśmy, że nie ma sensu zwlekać z ustaleniem daty ślubu. 
- A to znaczy, że to ty żenisz się z Paulą a nie ja? Świetny pomysł.
- Mareczku nie bądź złośliwy. Po prostu wiem, wiemy wszyscy jaki jesteś zajęty i z całą pewnością nie masz czasu aby o tym pomyśleć. 
- Przypominam ci mamo, że dopiero co odbyły się zaręczyny. A ona nie jest w ciąży aby trzeba było się spieszyć ze ślubem. 
- Heleno co ja słyszę? Postanowiłaś za plecami naszego syna ustalić datę ich ślubu? - odezwał się Krzysztof. 
- A co w tym takiego dziwnego? 
- A to moja droga, że nie masz prawa ingerować w ich życie, życie naszego syna. Wystarczy, że tak nalegałaś na te zaręczyny. 
Jednak najwyraźniej kobieta nic sobie nie robiła z tego co mówili jej obaj panowie. Tylko szła w zaparte, próbując argumentować swoje zachowanie różnymi tłumaczeniami. A ci dwaj nie wierzyli własnym uszom. W końcu Marek przerwał ten jej wywód mówiąc. 
- Ślub odbędzie się wtedy, gdy ja uznam to za stosowne. Siłą mnie tam żadna z was nie zaciągnie. A te twoje argumenty mamo są wręcz śmieszne. Jednocześnie chciałbym wraz z Pauliną wpaść do was w niedzielę na obiad. 
- Oczywiście synu - odparł mu ojciec. Wiedział, że ma poparcie w ojcu i kiedy przedstawi swój plan w niedzielne popołudnie to ten go również wesprze. 

Rano był nieprzytomny, całą noc nie mógł zasnąć. Było kilka minut przed dwunastą kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia. 
- Cześć, tu Maciek. Jestem pod firmą. 
- Cześć. Już schodzę. 
Po niespełna pięciu minutach już obaj panowie witali się uściskiem dłoni. 
- Obawiam się, że ten doktorek mógł jej coś zrobić - odezwał się Szymczyk kiedy to jechali - teraz skręć w lewo. 
- Nawet tak nie myśl. Dojedziemy to się dowiemy - Marek próbował odgonić takie myślenie, ale sam obawiał się najgorszego. 
Wreszcie parkował samochód pod jedną z kamienic na obrzeżach Warszawy. 
- To tu - rzekł Szymczyk i dodał wskazując palcem - drugie piętro. To te okno na rogu. Oboje spojrzeli w górę i mieli wrażenie, że poruszyła się zasłona w oknie.   
CDN...

niedziela, 17 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część III

 Biegali już od dłuższego czasu. Tak było od dawna, że w każdą sobotę rano biegali. Jedyną różnicą było, że tym razem nie musieli się spotkać w parku koło firmy, bo młody Dobrzański nadal mieszkał u przyjaciela. Byli już dość mocno zmęczeni.
- Może tak chwila przerwy? - zaproponował kadrowy.
- Czemu nie - usłyszał w odpowiedzi - spójrz mamy wolną ławkę - wskazał mu ręką Marek. 
Siedzieli, a Markowi cały czas nie zamykały się usta. Sebastian tak słuchał i przyglądał się przyjacielowi.
 - Czemu milczysz? - odezwał się Marek kiedy na chwilę umilknął. 
- Tak siedzę, słucham cię i dochodzę do pewnych wniosków - odparł mu przyjaciel. 
- Do wniosków, jakich znowu? - zaciekawił się młody Dobrzański.
- Otóż mój drogi przyjacielu ty jesteś zakochany - usłyszał w odpowiedzi. 
- Zakochany? A to niby w kim? - dopytywał Marek. 
- No jak to w kim? W pannie Cieplak - miał powiedzieć w Brzyduli, ale powstrzymał się.
- Co ty za głupoty pleciesz? To świeże powietrze chyba ci zaszkodziło albo ten wczorajszy wypad do klubu. 
- Nic mi nie zaszkodziło, od kilku minut ty nie mówisz o nikim innym a o niej. Ula to, Ula tamto - mówił Sebastian. 
- Nie wymyślaj przyjacielu. Mówię o niej to fakt, ale dlatego, bo jestem pod wrażeniem tego jaka jest. Gdyby Paulina chociaż w połowie była taka jak Ula, moje życie byłoby o niebo lepsze - odpowiedział Dobrzański. 
- No dobra jak tam sobie uważasz - odburknął, a po chwili rzekł - i co rozmawiałeś z mamą? 
- Nie, bo jak wczoraj zajechałem to jej nie było. Okazało się, że wyjechała na kilka dni do ciotki. A ojcu nie chciałem niczego mówić, bo podejrzewam, że o niczym nie wie - mówił. 
- Co tak nagle wyjechała? 
- Nie. To po prostu moja wina. Zapomniałem, że miała zaplanowany ten wyjazd już jakiś czas temu - wyjaśnił.

Było kilka minut przed ósmą kiedy obaj panowie przekroczyli próg firmy na Lwowskiej. 
- Oby tylko był to spokojny początek tygodnia - rzekł kadrowy. 
- Oby tak było przyjacielu - zaczął mówić prezes, kiedy to usłyszeli. 
- No wreszcie raczyłeś się pojawić - wysyczała przez zaciśnięte zęby Włoszka. 
- Nam też jest miło cię widzieć - usłyszała w odpowiedzi. 
- Mamy do pogadania - ciągnęła dalej nie zwracając uwagi na obecność innych osób w windzie. 
- Możesz się powstrzymać aż do momentu jak będziemy przynajmniej w moim gabinecie? - tymi słowami nieco przystopował jej plucie jadem. A tego to panna Febo miała ponad normę. Taką ilością mogła by powalić niejedno kłębowisko żmij. 
- Dzień dobry Aniu - przywitał się z dziewczyną stojącą za ladą - Ula już odebrała pocztę? 
- Dzień dobry - usłyszał na przywitanie, a dodatkowo odpowiedź na swoje pytanie - Uli jeszcze nie ma - te słowa go zaniepokoiły. 
- Viola przyjdź do mnie za chwilę - wydał polecenie swojej sekretarce po tym jak się przywitał. 
Wszedł do biura, włączył komputer. 
- Muszę dowiedzieć się co u Uli - pomyślał, chwycił za telefon i z książki kontaktowej wybrał odpowiedni numer. Lecz za każdym razem słyszał jedynie pocztę głosową. Już miał wybierać kolejny raz kiedy to drzwi otworzyły się z takim impetem, że o mało co nie wypadły z futryny. 
- Czy możesz pukać? - rzekł, jednak nie uzyskał odpowiedzi. 
Wstał z zajmowanego przy biurku fotela i najpierw wyszedł na zewnątrz zwracając się do Violetty. 
- Nie łącz mnie z nikim. Zapisuj kto dzwonił, ja oddzwonię - Kubasińska skinęła głową, że przyjęła do wiadomości. 
- To co takiego sprowadza cię? - zapytał swoją narzeczoną, jednocześnie siadając na fotelu stojącym przy drzwiach. 
- Możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś przez te ostatnie dni? 
- A to przesłuchanie? Jak sobie przypominam to jeszcze nie jesteśmy małżeństwem abym musiał ci się tłumaczyć - odparł. Febo zacisnęła pięści tak mocno, że aż poczuła ból jak spowodowały jej długie paznokcie. 
- Nie bądź bezczelny - usłyszał. 
- A ty naiwna - odparł tym samym tonem co ona. 
- Ale jesteś moim narzeczonym i mam prawo wiedzieć, gdzie się podziewasz. 
- Nie masz takiego prawa. To jedynie moja dobra wola czy powiem, czy też nie. Dodatkowo zastanawiam się nad jedną kwestią - widząc pytającą minę Pauliny postanowił kontynuować - kto dał ci prawo do tytułowania się właścicielką mojego domu. 
- Przecież po ślubie to będzie nasz dom - jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki. I kiedy minął pierwszy szok rzekł. 
- Paulinko widać, że znajomość prawa u ciebie tak samo jest nijaka jak i dobre maniery - widać było, że dumna panna Febo została urażona. Podniosła się z zajmowanego miejsca na kanapie i tak jak przyszła tak opuściła gabinet swojego narzeczonego - no i na tyle z naszej rozmowy - pomyślał. 
- Viola były jakieś telefony? - zapytał sekretarki.
- Nie - odpowiedziała i ponownie zajęła się pracą jaką jej zlecił. 
Wiele można było jej zarzucić, przede wszystkim plotkowanie. Nie którzy mówili, że jest nawet szybsza niż Polska Agencja Prasowa. Jednak pracę starała się wykonywać solidnie i rzetelnie. 

Urażona panna Febo prosto od Marka swoje kroki skierowała do Aleksa. I tu również nie zawracała sobie głowy aby chociażby zapukać. Z  impetem weszła do gabinetu brata. 
- Czy ty możesz najpierw zapukać? - usłyszała i przewróciła jedynie oczami. 
- Co ty taka nabuzowana? - dopytywał po tym jak nie doczekał się jakiegokolwiek przywitania. 
- To przez Marka. On potrafi skutecznie podnieść mi ciśnienie. 
- Co tym razem zrobił takiego mój przyszły szwagier? - dociekał Aleks ze słyszalną ironią w głosie. 
- Rozmawialiśmy o jego nieobecności przez kilka dni. I kiedy wreszcie doszliśmy do kwestii domu on zarzucił mi, że jestem głupia. 
- Nie przejmuj się jego głupim gadaniem. Kiedy już weźmiecie ślub on będzie inaczej śpiewać - próbował pocieszyć siostrę. Chociaż miał serdecznie dość tych jej wiecznych narzekań na juniora Dobrzańskiego. To jednak tolerował tego dupka, jak to miewał w zwyczaju nazywać swojego przybranego brata, bo byli współwłaścicielami firmy. I chociaż nie bardzo pasował mu jako szwagier, musiał jeszcze trochę wytrzymać. Miał pewien plan, ale właśnie jego siostra musiała poślubić Dobrzańskiego.

W tym samym czasie kiedy Paulina żaliła się bratu na narzeczonego. Inni zajmowali się swoimi pracowniczymi obowiązkami. 
Wreszcie mógł spokojnie zająć się przeglądaniem poczty. Odłożył kolejną kopertę i chwycił za następną nie zwracając uwagi od kogo, po prostu jednym ruchem rozerwał ją. Wyciągnął ze środka pismo, a za każdym kolejnym przeczytanym słowem jego niedowierzanie rosło. 
- Aniu? - zaczął mówić do słuchawki jak tylko usłyszał sympatyczny głos dziewczyny z recepcji - czy ta poczta, którą mi dałaś rano jest z dzisiaj? 
- Z dzisiaj i wczorajszego popołudnia - usłyszał. Podziękował i się rozłączył. 
- Co robić, co robić - rozmyślał. Nagle poderwał się z fotela i pognał do gabinetu swojego przyjaciela. 
CDN...

niedziela, 10 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część II

 - Nie mogłam - odparła. Jednak widząc nieme pytanie wymalowane na twarzy swojego przełożonego postanowiła wyjaśnić - Piotr źle się czuł i nie chciałam go zostawiać - mówiła. Młody Dobrzański niby uwierzył w to jej tłumaczenie lecz coś mu mówiło, że to nie jest prawda. 
- Współczuję - odparł i dodał - mam nadzieję, że już czuje się lepiej - Cieplak skinęła głową. 
Więcej nie dociekał, bo znał swoją asystentkę na tyle aby wiedzieć, że jeśli ona sama nie chce czegoś powiedzieć to nie powie. Lecz od jakiegoś czasu zauważył jakieś zmiany w jej zachowaniu. A dokładniej mówiąc od czasu kiedy zamieszkała ze swoim chłopakiem Piotrem. Wiedział, że spotka się z nijakim Piotrem Sosnowskim, początkującym kardiologiem. Ale ten nie zrobił szczególnie dobrego wrażenia na Marku i chyba na panu Cieplaku również. Pamiętał ich pierwsze spotkanie niby to przypadkowe. Siedział wraz z Ulą w restauracji po skończonym spotkaniu z kontrahentem, kiedy to do środka wszedł nie kto inny jak właśnie Piotr. W momencie mina Uli zmieniła się. W jej oczach można było zauważyć coś w rodzaju lęku. A gdy ten doszedł do ich stolika ta zrobiła się jakaś spięta. Doktorek tłumaczył się, że niby przypadkiem tu jest. Ula przez kolejne kilka dni wręcz unikała Marka i jedynie rozmawiali w sposób bardzo służbowy. A na godzinę przed końcem pracy Marek widywał tego typa pod firmą. Chciał jeszcze z nią porozmawiać lecz nie dane im było, gdy nagle z impetem otwarły się drzwi, a w nich stanęła Paulina. 
- Możesz nas zostawić? - rzekła do Cieplak nie siląc się na jakiekolwiek formy grzecznościowe. 
Cieplak nie wdając się w dyskusję wstała i opuściła gabinet. 
- A może jakieś dzień dobry? - usłyszała zanim zamknęła za sobą drzwi. 
- A niby komu mam się kłaniać? Tej pokrace? - wysyczała przez zęby. 
- Ona ma na imię Ula i tak samo jak tobie, mnie czy komukolwiek innemu należy się szacunek - odparł Marek a po chwili dodał co takiego cię sprowadza? 
- Nasz ślub - prezes spojrzał na swoją narzeczoną z niedowierzaniem. 
- Paula dopiero co wczoraj ci się oświadczyłem, a ty już chcesz iść do ołtarza? 
- No a dlaczego nie? 
- A może dlatego, że na to wszystko potrzeba czasu. Odpowiednich przygotowań - mówił. 
- No przecież już prawie wszystko jest ustalone. Ślub odbędzie się w Katedrze w Mediolanie - zaczęła wymieniać a ten siedział i z każdym kolejnym jej otwarciem ust był w coraz to większym szoku. 
- Paula widzę, że masz wszystko już ustalone i zaplanowane. A ja się pytam z kim to ustalałaś i konsultowałaś? Bo chyba nie ze mną. 
- Z Helenką - odparła.
- A czyli mam rozumieć, że wychodzisz za mąż za moją matkę? - jego wściekłość w tym momencie chyba sięgnęła zenitu. 
- Ale Marco to nie tak - mówiła kobieta. 
- Wyjdź - rzekł podniesionym tonem. Był zły na swoją narzeczoną oraz na swoją matkę. 

- No, ale jak to wszystko za ciebie zaplanowały? - dopytywał go przyjaciel. 
- Jak widzisz. Wczoraj dopiero co były zaręczyny a one obie już mają gotowy plan na ślub. Wcale nie byłbym zdziwiony gdyby już nawet datę ustaliły - mówił między jednym a drugim łykiem piwa. Nie miał nawet ochoty wracać tego wieczoru do domu. 
- Seba możesz mnie przenocować? - zapytał a kumpel bez słowa zgodził się. 
Następnego dnia w pracy pojawił się tylko Olszański. 
- Cześć Viola - przywitał się z sekretarką prezesa i poinformował, że Marka dziś nie będzie. Spojrzał na zegarek po czym zapytał, 
- A tej - wskazał na puste biurko Uli - też nie ma? 
- No właśnie jeszcze jej nie ma. A to dość dziwne, bo Ulka zawsze jest przed czasem - te słowa zaskoczyły kadrowego. 
- Wiesz co Viola, to może zadzwoń do niej i dowiedz się dlaczego jej nie ma. Mam dla niej kilka rzeczy do przekazania od Marka. Kubasińska wykręciła numer do Cieplak lecz ta nie odbierała. 
- Dziwne - rzekła. 
- Próbuj się do niej dodzwonić i powiedz aby zadzwoniła do mnie - poprosił a następnie poszedł do siebie. 
Nie długo popracował, gdy usłyszał stukot obcasów, a chwilę później ujrzał w drzwiach ich właścicielkę. 
- Nie widziałeś Marka? - zapytała. 
- Może widziałem, a może nie - odparł. 
- Uważaj do kogo mówisz - usłyszał. 
- Jeśli nie wiesz, gdzie jest, to może zadzwoń - zaproponował. 
- Ty nie mów co mam robić. A Markowi przekaż, że czekam na niego w moim domu -ostatnie dwa słowa wbiły Sebastiana niemalże w fotel, na którym siedział. I tylko, gdy doszedł do siebie po tym postanowił zadzwonić do Dobrzańskiego. 
- Ona Marek twierdzi, że twój dom jest jej domem - rzekł na koniec. Dla Marka było tego już wystarczająco za wiele. 
- Przekazałeś Uli to co ci mówiłem? 
- Niestety nie, bo Cieplak nie przyszła do pracy. I nie można się z nią skontaktować - odparł zgodnie z prawdą, a co zaniepokoiło młodego Dobrzańskiego. 
- W porządku Seba. 
Pod koniec dnia okazało się, że Ula wzięła kilka dni zwolnienia lekarskiego. A Marek postanowił jeszcze tego dnia pojechać do swoich rodziców aby wyjaśnić sprawę ze ślubem. 

W tym samym czasie kiedy Marek ukrywał się przed swoją narzeczoną kilka ulic od firmy działy się ważne sprawy. 
- Powiedziałem ci, że masz zwolnić się z tej firmy - mówił podniesionym głosem mężczyzna. 
- Nie zamierzam się zwalniać, bo dzięki tej pracy ja i moja rodzina żyjemy lepiej - w tym momencie poczuła silne uderzenie w twarz. 
Chwyciwszy się za policzek z płaczem uciekła do łazienki. 
Ten dobijał się przez chwilę, wrzeszcząc. 
- Ula otwórz te cholerne drzwi, bo je wywalę. 
Ta jednak nie zamierzała otwierać, usiadła podpierając się o stojącą pralkę. Nie wiedziała ile czasu tak tkwiła, aż w końcu usłyszała jak jej chłopak wychodzi z mieszkania. 
CDN...

niedziela, 3 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część I

 Młody, przystojny, z dołeczkami w policzkach kiedy tylko się uśmiechnął i tym magnetycznym spojrzeniem w kolorze górskiego lodowca. Tak właśnie prezentował się Marek Dobrzański prezes świetnie prosperującej firmy modowej znanej z szycia odzieży dla tych bardziej majętnych Polaków i Polek. Przez lata żył nie biorąc niczego na poważnie, nawet stanowisko jakie piastował nie sprawiło aby spoważniał. Wieczne zabawy w nocnych klubach z przyjacielem. Jednak wielkimi krokami zbliżał się dzień, który miał zmienić wiele w jego życiu. 
Stał na schodach i zastanawiał się czy to dobry pomysł. Sama idea zaręczyny a potem ślub i wesele nie były niczym złym same w sobie. Jednak nie koniecznie z tą kobietą. Jednak ugiął się pod presją otoczenia. Chociaż to otoczenie liczyło raptem trzy osoby. Matka, przyszła narzeczona oraz ojciec. Z tym, że senior Dobrzański był bardziej powściągliwy. Za to Helena i Paulina parły do tego ożenku wręcz po trupach. Paulina Febo była piękną, smukłą kobietą. Zawsze ubrana szykownie z elegancją i gracją. Jednak jej charakter nie szedł w parze z tym wszystkim. Pochodziła z Włoch i charakter miała równie iście włoski. Dodatkowo nie wiedzieć czemu uważała się za kogoś lepszego od innych. Traktowała z wyższością każdego, kto był mniej majętny od niej. Była posiadaczką części udziałów tej samej firmy, której prezesem był Marek. 
Wszystko wyglądało jak dobrze wyreżyserowana scena do jakiegoś kiepskiego serialu. W pewnym momencie dołączyła uśmiechnięta Paulina. 
- Paula po co tyle osób pospraszałaś? - wyszeptał. Ta uśmiechnęła się i odpowiedziała. 
- Kochanie takie wydarzenie musi mieć odpowiednią oprawę - Marek tylko przewrócił oczami. Nie umiał zrozumieć tego, ale nie miał ochoty wykłócać się z nią. 
Paulina ponownie gdzieś zniknęła, a on miał jeszcze chwilę do rozmyśleń. 
- A może tak uciec? - przeszło mu przez głowę - przecież to jeszcze nie ślub - te jego rozmyślania przerwał Sebastian Olszański. 
- I co stary gotowy jesteś? 
- Seba ja chyba nigdy nie będę gotowy na coś takiego - odparł zgodnie z prawdą - zobacz co ona za cyrk z tego zrobiła. Naspraszała całą śmietankę Warszawy - mówił. 
- Fakt twoja przyszła narzeczona uwielbia rozgłos - odparł mu przyjaciel. 
Stał tak i denerwował się aż w końcu usłyszał głos swojego ojca. 
- Moi mili zebraliśmy się tutaj aby być świadkami wspaniałego wydarzenia. Jak zapewne wiecie dzisiejszego wieczoru mój syn postanowił zrobić kolejny krok w związku z Pauliną - odwrócił się w stronę swojego jedynaka i rzekł - synu oddaje ci głos. 
Senior zszedł dwa schody niżej ustępując miejsca młodym. 
- Kochani - zaczął młody Dobrzański - dziękuję wam za przybycie i uczestniczenie w tym szczególnym dniu wraz z nami. W związku, że jesteśmy już wszyscy, to w waszej obecności chciałem - odwrócił się w stronę Pauliny - Paulino w obecności wszystkich zgromadzonych chciałem prosić cię abyś została moją żoną. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i przyjmiesz ten pierścionek na znak naszej miłości? - wymawiając każde z tych słów czuł a wręcz wiedział, że są wypowiadane pod przymusem i nieszczere. 
- Och Marku - zrobiła teatralny gest i dodała - oczywiście, że wyjdę za ciebie - wyciągnęła przed siebie dłoń, a Marek wsunął na jej palec pierścionek z diamentem. 
Wszystko było nagrywane przez jednego z kamerzystów, których również wynajęła Paulina. A bynajmniej tak miało być. Kiedy kamerzysta zorientował się, że coś jest nie tak ze sprzętem do narzeczonych ustawiła się kolejka chętnych na złożenie życzeń. Drugą osobą, która miała to dokumentować był fotograf Czarek. W końcu goście zajęli się w pewnym sensie sobą i Marek mógł odetchnąć. Zaczął się rozglądać za jedną z osób, ale nigdzie jej nie widział. 
- I jak tam bracie? - usłyszał ponownie dobrze mu znany głos. 
- Daj spokój Seba - odparł i dokończył - w żaden sposób nie były to szczere i prawdziwe słowa z mojej strony. Uwierz mi, że gdyby nie naciski ze strony matki oraz Pauliny tego cyrku by nie było. 
- Może nie będzie tak źle. W końcu to tylko zaręczyny a nie ślub - próbował go pocieszać przyjaciel. 
- A tak z innej beczki. Nie widziałeś Uli? 
- Nie. ale to chyba dobrze, że Brzydula nie przyszła. 
- Seba tyle razy mówiłem abyś jej tak nie nazywał. 
- Ale ona tak wygląda. Spójrz ile tu pięknych kobiet, a tobie w głowie ktoś taki jak ona - junior Dobrzański zrozumiał aluzję co do tych kobiet. Lecz od jakiegoś czasu jakoś nie ciągnęło go do takiego trybu życia jakie wiódł dotychczas.  
- Seba ty chyba jesteś niepoważny. Czy ty sądzisz, że w dniu własnych zaręczyn miałbym szukać sobie jakieś panny? 
- No jakoś Brzy...Ulki szukasz. 
- To zupełnie co innego - rzekł, ale nie miał zamiaru niczego tłumaczyć. Przeprosił za to kumpla i zniknął za drzwiami swojej sypialni. Drzwi zamknął na klucz, celowo aby nikt mu nie przeszkodził. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał dobrze znany numer. Jednak po drugiej stronie nikt nie odbierał. Za każdym razem słyszał ten sam tekst.
"Tu Ula, Ula Cieplak. Zostaw wiadomość" 
Kiedy kolejny już raz usłyszał, że ktoś usilnie dobija się do drzwi, odłożył telefon. 
- Marku dlaczego nie jesteś wraz z Paulinką? - dociekała matka. 
- Musiałem się przebrać i chciałem przez chwilę pobyć sam. Zaraz zejdę - odpowiedział. Lecz prawdą było, że nie miał ochoty na przebywanie z nimi wszystkimi. 
Jakieś dwie godziny później mógł odetchnąć, goście zaczęli opuszczać rodzinny dom Dobrzańskich. A on wraz z Pauliną wrócili do swojego domu. Chociaż w sumie to ten dom był tylko jego. Paulina cały czas coś tam trajkotała lecz on był myślami zupełnie gdzie indziej. Cały czas zastanawiał się dlaczego jego asystentka a jednocześnie przyjaciółka nie przyszła. 
- Marco czy ty mnie słuchasz? - dotarły do niego słowa narzeczonej. 
- Przepraszam cię Paula zamyśliłem się - odparł w pewnym sensie zgodnie z prawdą. 
- Cóż takiego ważnego może być powodem, że mnie nie słuchasz? - zaczęła mówić podniesionym głosem.
- Nic związanego bezpośrednio z nami - rzekł a czym jeszcze bardziej rozzłościł narzeczoną. Bo jakim prawem on myśli o czymś innym niż oni w takim dniu. 
- Która tym razem? 
- Paula nie nakręcaj się. Zastanawiam się na sprawami firmy - skłamał i zakończył rozmowę. 

- Mówię ci kochaniutka, żałuj, że nie przyszłaś - usłyszał jak Violetta relacjonowała wczorajsze wydarzenia do Uli kiedy dochodził do sekretariatu. Wszedł i przywitał się z obiema kobietami ogólnym "dzień dobry" a następnie zwrócił się do Cieplak. 
- Ula mogę liczyć na kawę? 
- Oczywiście. Zaraz ci przyniosę kawę oraz te raporty do podpisu dla Aleksa. 
- W porządku, to czekam - rzekł i zniknął za drzwiami gabinetu. 
Cieplak odetchnęła, bo wreszcie nie będzie musiała słuchać tej postrzelonej Violetty. Mimo iż wspólnie pracowały już jakiś czas nie polubiła tej kobiety. I miała ku temu wiele powodów. 
Weszła do gabinetu, na biurku ustawiła filiżankę z aromatycznie pachnącą kawą. W drugiej ręce trzymała dokumenty, które miały jeszcze tego dnia trafić na biurko dyrektora finansowego Aleksa Febo. A który jednocześnie był bratem Pauliny Febo i odwiecznym wrogiem Marka. 
- Proszę to są te raporty dla Aleksa. Podpisz i zaraz zaniosę mu - mówiła. 
Młody prezes chwycił za pióro, na każdej z wyznaczonych stron zostawił podpis. Ula wyciągnęła rękę aby odebrać plik kartek, jednak Marek wstał od biurka i minąwszy asystentkę opuścił gabinet. 
- Viola zanieś to do Aleksa - wydał polecenie pannie Kubasińskiej i wrócił do środka. 
- Usiądź Ula - poprosił kobietę, ta usiadła na fotelu stojącym tuż przy drzwiach. Marek usiadł na kanapie. Spojrzał na Cieplak i po chwili padło pytanie - dlaczego nie przyjechałaś? 
CDN...