niedziela, 24 listopada 2024

MIAŁ BYĆ ŚLUB część IV

 - Seba - zawołał od progu co najwyraźniej przestraszyło kadrowego, bo aż podskoczył na fotel. 
- Co jest? Stało się coś, że tak tu wparowałeś? - zaczął dociekać blondyn. 
- Muszę mieć adres Uli? 
- Adres? Przecież wiesz gdzie mieszka. Byłeś kiedyś tam u niej - odparł Sebastian. 
- Nie ten w Rysiowie, ale ten teraz co mieszka - wyjaśnił. A po jego zachowaniu widać było, że coś musiało się stać. 
- Marek, ale ja nie mam tego nowego adresu, bo Brzyd... tzn. Ulka nie podawała. A powiesz mi o co chodzi? Co takiego się wydarzyło? 
- Masz czytaj - podał kadrowemu pismo od swojej asystentki. Ten niewiele myśląc palną tylko tyle.
- I czym ty się stary martwisz? Znajdziesz sobie inną. No wiesz taką, którą można się zainteresować w nieco inny sposób - Dobrzański popatrzył na Olszańskiego takim wzrokiem, że gdyby mógł to zabiłby go tym spojrzeniem. 
- Będzie Ula albo żadna inna. I nie waż się jej nazywać Brzydulą - Sebastian w poddańczym geście uniósł obie ręce mówiąc. 
- Spoko stary. Tak jak mówiłem nie mam nowego adresu panny Cieplak. 
- To na razie - rzekł i opuścił gabinet przyjaciela. 
Nie wiedział za bardzo co robić. Ulka nie odbierała telefonu, on nie znał jej nowego adresu. A dodatkowo coś mu mówiło, że ona ma jakieś problemy. I nie mógł zrozumieć dlaczego nie przyszła z tym do niego, przecież są przyjaciółmi. Nie zostawił by jej samej z problemami. 
Pracę skończył jak zwykle o szesnastej, uprzątnął biurko, powyłączał wszystko i ubrany wyszedł z gabinetu. 
- Viola koniec na dzisiaj - zwrócił się do sekretarki po czym pożegnał i wyszedł z firmy.
Będąc już na zewnątrz przy swoim aucie ujrzał Paulinę. 
- To co wracamy do domu? - rzekła przemiłym głosikiem tak jakby jeszcze kilka godzin wcześniej nie pluła na niego jadem. Bez zbędnych słów otworzył jej drzwi i zamykając je kiedy ta znalazła się w środku. Sam zajął miejsce za kierownicą i powoli ruszył z pod firmy. Całą drogę milczeli. 
On, bo nie dość, że był zły na swoją narzeczoną, to jeszcze jego myśli dodatkowo krążyły wokół Cieplak. Ona znowu nadal czuła się urażona jego zachowaniem, a ten przemiły ton był jedynie dobrą miną do złej gry. Oj tak panna Febo doskonale wiedziała jak grać na cudzych emocjach. Ale i też wiedziała, że musi nieco przystopować aby cały misterny plan się udał. Lecz nie wiedziała, że jej narzeczony też mam w zanadrzu pewien plan. Plan, który raczej więcej niż pewne nie spodoba się pannie Febo. Mało tego nie spodoba się również paru innym osobom. Lecz o wszystkim mieli dowiedzieć się w odpowiednim czasie. Najpierw musi jeszcze porozmawiać z matką. A dodatkowo wyjaśnić sprawę z Ulą. I poniekąd to był teraz jego priorytet. 
- A ty nie wysiadasz? Jedziesz gdzieś jeszcze? Znowu do tego durnego Olszańskiego? - mówiła kiedy to podjechali pod dom, a Marek nie wysiadał. 
- Mam jeszcze coś do załatwienia - odparł nie wdając się w szczegóły. Nie uważał aby jego narzeczona musiała wiedzieć o wszystkim. 
Po niespełna godzinie parkował swój samochód pod bramą z numerem ósmym. 
- Dzień dobry panie Józefie - zawołał do starszego mężczyzny, który wychylił się z garażu słysząc, że ktoś podjechał. 
- O pan Marek. Dzień dobry. Proszę wejść - zaprosił gościa - napije się pan kawy albo herbaty? - zaproponował Cieplak. 
- Z przyjemnością napiję się kawy - rzekł i kiedy starszy mężczyzna szykował wszystko Marek zaczął wyjaśniać w jakiej sprawie zjawił się w Rysiowie. 
- Panie Józefie ja bardzo przepraszam, że tak zjawiam się bez uprzedzenia, ale chciałem wyjaśnić coś z Ulą. Lecz nie znam jej nowego adresu a to dość ważna sprawa. 
- Ale jak to wyjaśnić z Ulą, przecież widujecie się w pracy - rzekł Józef.
- No właśnie w tym rzecz, że nie. Mnie przez kilka dni nie było w pracy i wiem, że Uli też. Miała zwolnienie lekarskie. A dzisiaj kiedy przyszedłem do pracy znalazłem w poczcie pismo od niej samej. Pomyślałem, że może pan będzie wiedział, gdzie mieszka. Bardzo bym chciał to wyjaśnić. 
- Niestety panie Marku, ale ja również nie znam jej adresu. Mieliśmy do niej jechać już parę razy, ale zawsze coś się działo, że wizyty odwoływała. Tłumacząc się pracą albo innymi sprawami. Ale zaniepokoił mnie pan tym pismem od niej. Czy może mi pan je pokazać? - poprosił. Marek wyjął z teczki dokument i podał Cieplakowi. Starszy mężczyzna przebiegł wzrokiem po tym co tam było napisane i po chwili rzekł. 
- To niemożliwe, aby ona to napisała. Pamiętam jak cieszyła się, kiedy zadzwoniliście z wiadomością o jej przyjęciu. I stale powtarzała, że ta praca, to spełnienie marzeń. Przez długi czas szukała pracy - zaczął opowiadać Józef, a Marek słuchał tego i był pod ogromnym wrażeniem. Owszem niby coś tam wiedział o niej, ale to co usłyszał od jej ojca tylko utwierdziło go w przekonaniu jakim wspaniałym człowiekiem jest Ula - dlatego też nie wierzę w to aby ona sama miała coś takiego zrobić - dokończył Cieplak wziął łyk kawy i po chwili rzekł - i co teraz panie Marku? 
- Mam pomysł - odezwał się młody Dobrzański - jutro rano sprawdzę ile Ula ma urlopu i na ten moment wypiszę jej urlop. Ale dobrze by było jakoś się z nią samą skontaktować. Lecz problem w tym, że ona ma wyłączony telefon, bo za każdym razem odzywa się poczta głosowa - mówił Marek i dodał - to ja będę się zbierał - Józef siedział wpatrując się w okno tak jakby wypatrywał swojej najstarszej córki a po chwili odparł. 
- Proszę poczekać. Chyba wiem, kto może nam pomóc - Marek ponownie zajął miejsce przy stole. A starszy mężczyzna chwycił za słuchawkę telefonu i wystukał ciąg kilku cyfr. 
- Dzień dobry Marysiu tu Józef Cieplak. Zastałem Maćka? 
- ...
- To poproś go aby przyszedł do mnie. 
Mie minęło wiele kiedy to w progu stanął Maciej Szymczyk wieloletni przyjaciel Uli a jednocześnie sąsiad. 
- Dzień dobry - przywitał się ogólnie i następnie zwrócił do Cieplaka - co się stało panie Józefie?
- Maciek pozwól, że ci przedstawię to jest pan Marek Dobrzański, szef Uli - obaj panowie uścisnęli sobie dłoń a Józef kontynuował - Maciek potrzebujemy twojej pomocy. 
- Zamieniam się w słuch - odparł i w tym momencie odezwał się milczący Dobrzański. Wyjaśnił co i jak. 
- Stąd moja i taty Uli prośba czy nie znasz adresu Uli. 
- Dokładnie nie znam ulicy, ale pamiętam jak tam dojechać. Pomagałem jej w przewiezieniu kilku rzeczy - mówił i na koniec dodał - od samego początku nie podobała mi się ta cała znajomość z tym doktorkiem. Również tak jak i wy ja również nie wierzę aby sama chciała odejść z pracy. 
Obaj panowie umówili się na następny dzień. Szymczyk miał przyjechać w porze lunchu na Lwowską i pokazać gdzie mieszka Cieplak. 
Cały wieczór i całą noc czuł jakiś wewnętrzny niepokój. Nie bardzo wiedział czy chodzi o Ulę i to jej zniknięcie, czy o tę rozmowę z matką. 

Prosto z Rysiowa pojechał do swoich rodziców. Dokładniej mówiąc chciał wreszcie porozmawiać z matką. 
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić to całe zamieszanie związane ze ślubem? 
- Jakie zamieszanie? Po prostu wraz z Paulinką ustaliłyśmy, że nie ma sensu zwlekać z ustaleniem daty ślubu. 
- A to znaczy, że to ty żenisz się z Paulą a nie ja? Świetny pomysł.
- Mareczku nie bądź złośliwy. Po prostu wiem, wiemy wszyscy jaki jesteś zajęty i z całą pewnością nie masz czasu aby o tym pomyśleć. 
- Przypominam ci mamo, że dopiero co odbyły się zaręczyny. A ona nie jest w ciąży aby trzeba było się spieszyć ze ślubem. 
- Heleno co ja słyszę? Postanowiłaś za plecami naszego syna ustalić datę ich ślubu? - odezwał się Krzysztof. 
- A co w tym takiego dziwnego? 
- A to moja droga, że nie masz prawa ingerować w ich życie, życie naszego syna. Wystarczy, że tak nalegałaś na te zaręczyny. 
Jednak najwyraźniej kobieta nic sobie nie robiła z tego co mówili jej obaj panowie. Tylko szła w zaparte, próbując argumentować swoje zachowanie różnymi tłumaczeniami. A ci dwaj nie wierzyli własnym uszom. W końcu Marek przerwał ten jej wywód mówiąc. 
- Ślub odbędzie się wtedy, gdy ja uznam to za stosowne. Siłą mnie tam żadna z was nie zaciągnie. A te twoje argumenty mamo są wręcz śmieszne. Jednocześnie chciałbym wraz z Pauliną wpaść do was w niedzielę na obiad. 
- Oczywiście synu - odparł mu ojciec. Wiedział, że ma poparcie w ojcu i kiedy przedstawi swój plan w niedzielne popołudnie to ten go również wesprze. 

Rano był nieprzytomny, całą noc nie mógł zasnąć. Było kilka minut przed dwunastą kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia. 
- Cześć, tu Maciek. Jestem pod firmą. 
- Cześć. Już schodzę. 
Po niespełna pięciu minutach już obaj panowie witali się uściskiem dłoni. 
- Obawiam się, że ten doktorek mógł jej coś zrobić - odezwał się Szymczyk kiedy to jechali - teraz skręć w lewo. 
- Nawet tak nie myśl. Dojedziemy to się dowiemy - Marek próbował odgonić takie myślenie, ale sam obawiał się najgorszego. 
Wreszcie parkował samochód pod jedną z kamienic na obrzeżach Warszawy. 
- To tu - rzekł Szymczyk i dodał wskazując palcem - drugie piętro. To te okno na rogu. Oboje spojrzeli w górę i mieli wrażenie, że poruszyła się zasłona w oknie.   
CDN...

2 komentarze:

  1. No litości, skończyć w takim momencie. 🙆‍♀️ Mam nadzieję, że Uli się nic nie stało i Marek z Maćkiem odstawią Ją bezpiecznie do Rysiowa.Już sama nie wiem, która jest głupsza Paula czy Helena. 🤔 jestem bardzo ciekawa co Marek ma za plan. Ale coś czuję, że Paula i Helena niezbyt będą szczęśliwe. 😉 życzę miłego tygodnia i czekam niecierpliwie na kolejną część. 🍀🌺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moment jak każdy inny. Z całą pewnością tych dwoje spotka się z Ulą.
      Plan Marka z całą pewnością nie uszczęśliwi żadnej z pań, ale ucieszy Krzysztofa.
      Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny oraz komentarz na blogu.
      Cieplutko pozdrawiam w niedzielę wieczorem.
      Julita

      Usuń