niedziela, 26 lutego 2023

NARZECZONA część VII

 Podeszła do młodej dziewczyny stojącej z drugiej strony lady recepcyjnej i z nie małym skrępowaniem przedstawiła się oraz wyłuszczyła w jakiej sprawie przybyła. 
- Tak, tak Marek mówił, że pani przyjdzie - usłyszała w odpowiedzi. Dziewczyna jeszcze chciała coś dodać jednak nie zdążyła. 
- Dzień dobry Aniu - usłyszały obie. Ula odwróciła się i ujrzała niesamowicie przystojnego mężczyznę. Próbowała sobie przypomnieć skąd zna tego człowieka.
- Witaj - odparła i dodała - Marek pani Urszula na ciebie czeka. 
- Dzień dobry pani - przywitał się - bardzo mi miło, że zgodziła się pani przyjść. 
- Dzień dobry - wydukała. W końcu przyszło olśnienie, przecież to ten sam facet co był na tym pokazie.
- W takim razie zapraszam do siebie - zwrócił się do Cieplak a następnie do Ani - Aniu jeśli możesz sprawdź czy przyszedł już Sebastian oraz jeśli to nie kłopot prosiłbym o dwie kawy - ta skinęła jedynie głową i już zabrała się za wykonanie tego co zlecił sam prezes. 
- Proszę - gestem ręki wskazał na otwarte drzwi od swojego biura - bardzo się cieszę, że będzie pani u nas pracować. Stanowisko jakie chciałbym pani zaproponować to asystentka prezesa. Czyli mówiąc dokładniej moją. Zapewne zauważyła pani dwa biurka przed gabinetem. Jeden będzie należał do ciebie. Przepraszam za taką formę zwracania się, ale tu wszyscy mówimy do siebie po imieniu. Z kilkoma wyjątkami, jednak myślę, że już nie długo - wyjaśnił swoje bezpośrednie przejście z formy pan - pani. Ula skinęła głową zgadzając się, następnie ten dalej kontynuował - drugie należy do Violetty, mojej sekretarki. Dzisiaj jej nie będzie. Ale myślę, że się obie polubicie - w pewnym momencie usłyszeli pukanie.
- Proszę - padło z ust Dobrzańskiego i ujrzeli dyrektora do spraw kadrowych. Marek przedstawił ich sobie po czym rzekł do kumpla - masz tę umowę? 
- Tak właśnie z tym przychodzę - odparł po czym zwrócił się już bezpośrednio do Uli - proszę przeczytać oraz podpisać. A i jeśli posiada pani jakieś zdjęcie to bardzo bym o nie prosił, musimy wyrobić pani kartę aby nie było problemów z wejściem. 
- Przepraszam, ale nie mam przy sobie - mówiła. 
- To nie szkodzi. Ja też nie pomyślałem, aby o tym pani wspomnieć podczas rozmowy. Jeszcze dzisiaj zgłosimy ochronie, że jutro pani wejdzie bez przepustki - kiedy skończył Ula zagłębiła się w treści dokumentu jaki został jej przedstawiony. Niemalże wszystko się zgadzało, poinformowała o zmianie adresu. 
- Adres jaki był podany w CV jest nieaktualny, bo mieszkam obecnie w Warszawie - rzekła i nagle jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki od filiżanek. 
- Czy wszystko w porządku? - odezwał się Marek. 
- Tu chyba jest pomyłka - odparła. Prezes spojrzał o czym mowa i z uśmiechem rzekł. 
- Tu nie ma żadnej pomyłki. Umowa opiewa na taką kwotę, bo takie są stawki na takim stanowisku - kiedy już skończyli wszelkie formalności związane z jej przyjęciem Marek wyjął z wazonu stojącego na biurku ogromny bukiet kwiatów. 



- Ula wiem, że tak po prawdzie to najpierw powinienem wręczyć ci ten bukiet kwiatów - widząc zdziwioną minę kobiety pospieszył z dalszą częścią wyjaśnień - bardzo chciałem ci podziękować za uratowanie mnie z tego nieszczęsnego wypadku po pokazie. Ale jednocześnie przeprosić, że tak późno to czynię. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to iż nie wiedziałem jak mam cię znaleźć - Ula nie bardzo wiedziała co ma w tym momencie począć. W jej mniemaniu nie zrobiła niczego szczególnego ani tym bardziej wyjątkowego. 
- Nie musisz mi dziękować. Po prostu zrobiłam to co chyba każdy z nas by zrobił - teraz to on był w szoku. Jednak już nic nie odpowiedział. 
Pracę Ula miała zacząć dopiero od następnego dnia. Po wyjściu z firmy zajrzała jeszcze do szpitala. Rodzeństwo tego dnia miało dla siebie wspólnie dobre wiadomości. Jasiek miał następnego dnia wyjść ze szpitala, a Ula pokazała mu swoją umowę i opowiedziała historię bukietu jaki przyniosła ze sobą, na widok, którego młody Cieplak żartował. 
- To dla mnie, jak miło siostra - a na słowa, że to nie dla niego zrobił minę zasmuconego. Jednak po tym co usłyszał rzekł jedynie - nieźle siostra. 

- Spóźniliście się kochani - mówił młody Dobrzański do swoich rodziców. 
- No trudno, podziękujemy pani Urszuli w innym dniu - odparła Helena. 
- Od jutra będziecie mieli taką okazję. Właśnie podpisała umowę o pracę i właśnie została moją asystentką. Ale mam pewne obawy. 
- Jakie synu? - odezwał się senior. 
- Wiecie, oni chyba faktycznie klepią straszną biedę. Nawet przez moment pomyślałem, aby może dać jakąś zaliczkę by mogła coś kupić bardziej stosownego. Jednak obawiam się, że odbierze to nie tak jak trzeba i poczuje się urażona. A po dzisiejszym dniu wywnioskowałem, że jest bardzo skromną osobą. Widziałem w jakie zakłopotanie ją wprowadziłem swoimi podziękowaniami oraz bukietem kwiatów. Nie jedna paplałaby o tym czego to nie dokonała a ona odparła, że niczego specjalnego nie zrobiła. Ze skromnością w głosie podziękowała za bukiet i tyle. Obawiam się czy nie padnie ofiarą głupich docinek i niewybrednych komentarzy na swój temat. 
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli na samym początku zostawić wszystko tak jak jest. Zobaczymy jak się rozwinie sprawa. I jeśli trzeba będzie interweniować to dopiero wtedy pomyślimy co i jak. 

Ula pracowała już od kilku dni cieszyła się z tego powodu. Praca w wymarzonym zawodzie, umowa na czas nieokreślony, wysokie zarobki. Oprócz Ali poznała jeszcze inne dziewczyny, z którymi nawet się polubiła również Violetta okazała się dobrą koleżanką. I ta ostatnia nawet była już w domu Uli, niby przypadkiem. Podobno przyjechała do kuzynki a tej nie zastała więc postanowiła wejść do koleżanki z pracy. Trochę to naciągane, ale Ula naprawdę lubiła tę nieco szaloną dziewczynę. Podczas tych nieco dziwnych odwiedzin Ula przekonała się jak bardzo panna Kubasińska lubi plotkować. 
- Musisz Ula szczególnie uważać na już byłą narzeczoną Marka Paulinę - zaczęła w pewnym momencie sekretarka. 
- Byłą? - zdziwiła się Cieplak.
- No byłą, byłą - potwierdziła dwukrotnie wymawiając słowo "byłą" - Marek rozstał się z nią podczas przyjęcia w  domu jego rodziców. To znaczy oficjalnie w tym konkretnym dniu, ale podobno zrobili to wcześniej - Violetta tę swoją opowieść o wspólnym ich życiu ciągnęła przez dłuższy czas, z małymi przerywnikami, kiedy to udało się coś wtrącić Cieplak. Z tej opowieści można było wyciągnąć różne wnioski na temat Marka oraz Pauliny. Lecz puenta może być tylko jedna ta dwójka za nic na świecie nie pasowała do siebie. Byli jak woda i ogień, jak słońce i deszcz. 
Jednak oprócz plusów jakie niosła za sobą ta praca były też i minusy. Ula codziennie starała się przychodzić do pracy jako jedna z pierwszych i wychodzić niemalże ostatnia. Jeśli to było możliwe to nie odchodziła od swojego biurka, starała się unikać ludzi. Wszystko spowodowane było częstymi docinkami na jej temat, zwłaszcza plotkowano a raczej wyśmiewano się z jej stroju, okularów. Zauważyła to w pewnym momencie sama Violetta i nie myśląc długo powędrowała z tym do Marka. Jeszcze początkowo sama próbowała interweniować kiedy słyszała uwagi na temat swojej nowej koleżanki. 
- Marek, ja już poległam - zaczęła dość tajemniczo po wejściu do gabinetu prezesa. 
- A możesz tak jakoś jaśniej? Bo wybacz, ale nie rozumiem w czym rzecz, z czym poległaś. Mówiłem ci abyś jeśli to możliwe to sprawy z pracą konsultowała z Ulą - mówił.
- Ale tu nie chodzi o moją pracę, ani o mnie samą. 
- Nie? To o co chodzi? 
- Nie o co a o kogo Mareczku - usłyszał, jednak wciąż nie rozumiał. Spojrzał na kobietę i sprowokował tym samym aby dalej mówiła - chodzi o Ulę. Nie wiem czy wy faceci macie klapki na oczach albo jakieś inne zasłonki - Dobrzański nie wdając się w dyskusję oraz nie poprawiając jej oczekiwał na dalsze wyjaśnienia - dzisiaj kolejny raz słyszałam jak dwie modelice wyśmiewały się z naszej Uli. Podejrzewam iż ta słyszała to, bo cudem udało mi się ją wysłać na lunch do bufetu. A takich sytuacji jest bardzo wiele. I obawiam się, że tak szybko się nie skończą. Dodatkowo jest jeszcze panna Febo, która na następny tydzień ma wrócić. Zapewne domyślasz się co może się wydarzyć - mówiła nie będąc nawet świadomą tego jak tak naprawdę zachowa się ta Włoska furiatka. 
- Może nie będzie aż tak źle jeśli chodzi o Paulinę - odparł w pierwszej kolejności na ostatnie zdania a potem na całą resztę - obiecuję porozmawiać z modelkami i wyjaśnić tę niemiłą sytuację. Powiem ci, że ja również zauważyłem, że Ula prawie wcale nie wychodzi na przerwach chociażby do bufetu. 
- No to trzeba coś z tym zrobić - zasugerowała Kubasińska. 
- Viola, ale co ja mogę? - rozłożył ręce w geście bezradności. 
- Ty Mareczku możesz bardzo dużo aby nie powiedzieć, że wszystko - padło z ust kobiety. 
- W porządku, daj mi czas do końca przyszłego tygodnia, spróbuję coś z tym zrobić. Najpierw załatwię sprawę z modelkami, tylko musisz mi powiedzieć które. A następnie zastanowię się nad resztą. I jeśli mogę cię o coś prosić... -
- proś o co tylko chcesz - weszła mu w słowo. 
- Miej wszystko na oku i w miarę możliwości informuj mnie. 
- Sie wie prezesie kochany - ta nie byłaby sobą jeśli nie powiedziała by czegoś takiego. Marek podziękował swojej sekretarce i każde zajęło się swoimi obowiązkami. Skończył przeglądać coś na laptopie i poszedł do pracowni mistrza. Wiedział, że to tam zastanie modelki wymienione przez Violettę. 
- Witaj Pshemko - przywitał się z mężczyzną siedzącym w wielkim czerwonym fotelu - chciałem porozmawiać z Domi, Patti oraz Klaudią - wyjaśnił swój powód przybycia. 
- Witaj Mareczku. Wszystkie trzy są w trakcie przymierzania sukien, ale za chwilę powinny się tu pokazać - ten skinął głową w geście zrozumienia. 
- W takim poczekam. Jeśli rzecz jasna pozwolisz. 
- Jak najbardziej mój  drogi - nie minęło wiele a obaj panowie ujrzeli całą trójkę pięknych kobiet w sukniach zaprojektowanych przez samego mistrza Pshemko. 
- Wyglądacie pięknie moje drogie panie - wyraził swój podziw Marek a zaraz dodał - po przymiarkach widzę was u mnie w gabinecie - najwyraźniej żadna nie przeczuwała o co może chodzić, gdyż jednogłośnie odparły. 
- Oczywiście panie prezesie. 
- Czyli tak jak myślałem nie będzie jej tu łatwo - zaczął rozmyślać junior - muszę coś wymyślić, bo inaczej ona odejdzie, bo nie wytrzyma takiego traktowania - spojrzał na zegarek ustawiony na biurku było kilka minut po czternastej kiedy kolejny raz już tego dnia rozległo się pukanie do jego gabinetu, po zaproszeniu ujrzał w drzwiach trójkę modelek. 
- Jesteśmy Mareczku, tak jak sobie życzyłeś - usłyszał. 
- Siadajcie - rzekł - mamy moje drogie panie do pogadania. 
- A o czym? - wyrwało się Patti.
- Już mówię. Doszły mnie słuchy, że szykanujecie jedną z pracownic - zaczął. 
- To ciekawe co mówisz - odezwała się Domi. 
- Uważasz to za coś ciekawego? - zwrócił się w formie pytania do modelki - to ja ci powiem, że nie jest to ani ciekawe, ani tym bardziej zabawne. Natomiast zapowiadam, że może zrobić się bardzo niemiło i niefajnie jeśli jeszcze raz się dowiem o takim waszym zachowaniu. 
- Ciekawe co nam możesz zrobić? 
- Na obecną chwilę wręczę waszej trójce te oto pisemka. To teraz są upomnienia, następnym razem będą to zerwane kontrakty - kobiety zrobiły wielkie oczy, nie sądziły aby Marek mógł posunąć do czegoś takiego - na dzisiaj to tyle. Żegnam panie. 
CDN...

niedziela, 19 lutego 2023

NARZECZONA część VI

 Marek spojrzał na Violę a jego oczy aż się uśmiechały.
- Kiedy? Gdzie? Rozmawiałaś z nią? - zasypał kobietę pytaniami. Viola już miała odpowiedzieć, kiedy z hukiem otworzyły się drzwi od jego gabinetu, a w nich ukazał się nie, kto inny jak Aleks Febo. 
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - zaczął od progu. 
- Mnie również jest miło cię widzieć - odparł Dobrzański. Viola bez słowa opuściła gabinet swojego szefa. 
- Jak mogłeś tak potraktować Paulinę? 
- Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz? 
- Nie udawaj - wysyczał przez zęby Febo - swoim zachowaniem na przyjęciu twoich rodziców skompromitowałeś ją, upokorzyłeś w oczach tak wielu ludzi - mówił.
- Ona sama się skompromitowała i upokorzyła swoim zachowaniem. Mimo iż rozstaliśmy się kilka dni wcześniej ta przez cały czas łaziła za mną udając moją narzeczoną. Ignorowałem ją cały czas, aż do momentu, kiedy powiedziała jak to niby planujemy ślub. Nie zamierzałem milczeć i powiedziałem, jaka jest prawda. W porównaniu do twojej siostry nie będę udawać szczęśliwego narzeczonego, tylko dla publicznej wiedzy - odparł spokojnym głosem - a teraz bądź tak miły i opuść mój gabinet. Chyba, że masz jeszcze coś dotyczącego spraw firmowych - dodał. Febo wściekły opuścił pomieszczenie tak samo szybko jak i przyszedł. A Marek nie przejmując się całą rozmową poprosił ponownie do siebie Violę. 
- Viola to, co z tą Ulą? Masz może jakiś kontakt do niej? - dalej dopytywał. 
- Spokojnie Marek. Zacznę może od początku. Wczoraj, kiedy prosiłam o wcześniejsze wyjście musiałam jechać do kuzynki. I kiedy tam zajechałam oprócz dwójki dzieci mojej kuzynki była tam jeszcze mała dziewczynka nie zwróciłam szczególnie uwagi na to. Po około godzinie ktoś zapukał do drzwi, a ja byłam w tym momencie sama z małymi, bo kuzynka skoczyła do apteki, wówczas przyszła po tę małą początkowo myślałam, że mama. Otworzyłam drzwi i ujrzałam w nich właśnie Ulę. Ta chyba mnie nie rozpoznała, a w międzyczasie wróciła kuzynka. Od niej dowiedziałam się, że ta mała to jej siostra i jest jeszcze brat. A ta cała Ula jest najstarsza. Oni wynajmują mieszkanie obok mojej kuzynki od około miesiąca - mówiła Kubasińska, zauważyła, że Marek chce jeszcze o coś zapytać i tak jakby czytała w jego myślach uprzedziła go dodając - nie mam do niej numeru. Sama specjalnie nie dopytywałam, wiem tylko tyle i ta mi sama o nich powiedziała. Ale jeśli chcesz podam ci adres. 
- No wiesz adres nie za bardzo. Bo niby, co miałbym jej powiedzieć, gdybym się tam pojawił. Telefon byłby najlepszy - mina Violetty mówiła, że nie bardzo rozumie - Viola, dzwoniąc mogę powiedzieć, że odpowiadam na jej CV w sprawie pracy - i nagle jakby doznał olśnienia - że ja na to wcześniej nie wpadłem - podziękował Kubasińskiej za wszystko i pognał do swojego przyjaciela Sebastiana. 
 
Ula coraz bardziej obawiała się o przyszłość swoją i swojego rodzeństwa a szczególnie o Beatkę. Miała niejasne przeczucie, że będą jeszcze kłopoty. A z sądu nadal żadnego pisma. Po tym jak pobito Jaśka postanowiła wypisać Beatkę z tamtejszego przedszkola. Obawiała się, że to może się powtórzyć. Rozmawiała również z Jaśkiem. 
- Jasiu trzeba wypisać małą z tego przedszkola w Rysiowie - brat poparł ten pomysł. 
- Widzę siostra, że jest coś jeszcze - rzekł widząc zakłopotaną minę siostry.
- Martwię się o ciebie Jasiu. Pomyślałam, że może i ty powinieneś zmienić szkołę. Chociaż z drugiej strony zmiana szkoły nie wiem czy jest dobra. To ostatnie półrocze i zaraz matura - mówiła. 
- Nie martw się dam radę. I masz rację nie byłoby to dobrym rozwiązaniem zmiana szkoły. Mogę ci obiecać uważać na siebie. Dodatkowo myślę, że już ich znaleźli - próbował uspokoić siostrę - a powiedz czy jest jakiś odzew z sądu? - Ula zaprzeczyła kiwnięciem głowy i odparła. 
- Boję się, co będzie dalej. Nie dość, że nie ma żadnego odzewu z sądu, to dodatkowo ja nie mam wciąż stałej pracy. My już we dwójkę ledwo, co dajemy radę a co tu mówić o trójce. O ile nie było problemu z twoją rentą, tak już z Betti tak nie będzie. Jej prawnym opiekunem jest ojciec i my nie możemy zmienić numeru konta bez jego zgody. Nawet gdybym poszła do opieki to nic nie wskóram, a jedynie mogę zaszkodzić małej. 
 
- Cześć Seba - przywitał się z dyrektorem HR i jednocześnie swoim najlepszym przyjacielem. 
- Witam prezesa, co takiego sprowadza cię w moje skromne progi - żartował pucołowaty blondyn. 
- Czy możesz mi powiedzieć, jakie są efekty w poszukiwaniu dla mnie asystentki? 
- Rekrutacja jeszcze trwać będzie przez tydzień czasu. Potem zajmę się przeglądaniem zgłoszonych CV. 
- Możesz mi pokazać już nadesłane? - niby zapytał niby poprosił prezes. Sebastian włączył odpowiedni plik na komputerze, Marek przejrzał te nadesłane, ale tam nie było tej konkretnej.
- Słuchaj, a jak długo przechowujemy wszystkie takie dokumenty? 
- Przez pół roku. Ale to nie w tym dokumencie, tylko w innym - odpowiedział i włączył kolejny. Dobrzański przesuwał kursorem po ekranie, aż w końcu ujrzał prawdopodobnie imię i nazwisko tej, którą szukał. Dwukrotnie nacisną myszką i otworzyło mu się kolejne okno na monitorze. Przeczytał dokładnie CV, ale wciąż nie był pewny czy to ona. Owszem było zdjęcie, lecz to mu nic nie mówiło. 
- Seba zadzwoń po Alę - poprosił kumpla i kilka minut później ta już była - Alu spójrz czy to jest ta Ula? - poprosił sekretarkę. 
- Tak to jest ta Ula z pokazu - odparła bez namysłu widząc zdjęcie. Widać było radość wymalowaną na twarzy młodego Dobrzańskiego. 
- Że ja głupi od razu o tym nie pomyślałem - wyrzucał sobie w obecności Sebastiana oraz Alicji. 
- Marek nie musisz być zły sam na siebie, przecież ja również mogłam pomyśleć i tym i ci zasugerować abyś od tego zaczął - próbowała jakoś uspokoić Dobrzańskiego. 
- Seba proszę abyś zadzwonił do niej i umówił na rozmowę - zwrócił się do Olszańskiego. 
- Jesteś pewien? Nie za bardzo wygląda na taką, co mogłaby być twoją asystentką. Taka powinna coś sobą reprezentować - mówił dyrektor, kiedy zostali już sami. Jednak tymi słowami jedynie rozzłościł prezesa. 
- Nie ty będziesz decydował, kogo chcę przyjąć i kto ma mnie reprezentować. Obiecuję ci, że jeśli usłyszę jakiekolwiek obraźliwe określenie, odpowiednie wyciągnę wnioski - rzekł i dodał - dzwoń i najdalej na jutro umów nas na rozmowę. A dodatkowo możesz już wstępnie przygotować umowę o pracę dla niej, ze stawką pięć i pół tysiąca. 
- Czy ty nie przesadzasz z tą stawką? - zapytał Olszański. 
- A ty czytałeś jej CV czy może jedynie patrzyłeś na zdjęcie i w ten sposób odrzuciłeś kandydaturę? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Blondyn już nic więcej się nie odezwał. Skończyli rozmowę i każdy zajął się swoimi obowiązkami. 
 
Była jeszcze w szpitalu, kiedy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz nie znała tego numeru, nacisnęła zieloną słuchawkę. Pomyślała, że to może z sądu.
- Słucham Urszula Cieplak. 
- Dzień dobry pani. Nazywam się Sebastian Olszański i dzwonię z firmy Febo&Dobrzański w sprawie pracy. Jakiś czas temu składała pani u nas swoje podanie. Chciałem zapytać, czy nadal poszukuje pani pracy? - pytał a jednocześnie w duchu liczył na słowa odmowy. 
- Wciąż poszukuję pracy - odpowiedziała bez żadnego namysłu. 
- W takim, więc razie zapraszam panią na jutro na godzinę dziesiątą na rozmowę. SMS-em prześlę dokładny adres i do kogo należy się zgłosić - odpowiedział i pożegnał się. 
Ta przez moment była w szoku. 
- Ula, co jest? - odpytywał Jasiek. 
- Właśnie dzwonili do mnie w sprawie pracy. Ja tam wysyłałam swoją kandydaturę już jakiś czas temu - mówiła, kiedy przyszło powiadomienie o wiadomości, spojrzała na wyświetlacz i rzekła do brata - jutro mam być na ulicy Lwowskiej na godzinę dziesiątą. 
- To świetnie siostra. Może wreszcie uda nam się odbić od dna. Ja jeszcze tylko kilka miesięcy i też poszukam stałego zatrudnienia - mówił młody Cieplak. 
 
- Mam dla ciebie mamo bardzo dobrą wiadomość - zaczął dość tajemniczo, kiedy to po pracy pojechał do rodziców. 
- No to mów  - niecierpliwiła się pani Dobrzańska. 
- Znalazłem panią Urszulę - odparł - wyobraź sobie, że jakiś czas temu odpowiedziała na nasze ogłoszenie w sprawie mojej asystentki. Tylko, że jak wiadomo tymi sprawami zajmuje się nie, kto inny jak Sebastian. Ten nie czytając CV odrzucił jej kandydaturę ze względu na zdjęcie. Kazałem mu zadzwonić pod numer podany w dokumencie i umówić na jutro na rozmowę. Sam przeczytałem dokładnie. Uznając jednocześnie, że zostanie moją asystentką. Mam tak gruntowne wykształcenie, że aż dziw bierze, dlaczego nie może znaleźć pracy w zawodzie. 
- Myślę, że właśnie z powodu wyglądu - odezwał się dotychczas milczący senior Dobrzański - widzisz synu wciąż istnieje przekonanie, że jak ktoś brzydki to zapewne z biednej rodziny. A jak z biednej to zapewne nic sobą nie reprezentuje i nawet wykształcenie, jakie posiada to, co najwyżej zawodówka. Ale sam dobrze wiesz, że wygląd nie zawsze idzie w parze z rozumem - Marek przytaknął skinieniem głowy, zgadzając się na słowa ojca. Miał dobitny tego dowód w swoim sekretariacie. Violetta przecież urodą nie grzeszyła, jednak rozumu to jakoś ze świecą by szukać. 
- Ale chyba jest coś jeszcze, co cię synu martwi - dociekała Helena. 
- I tak, i nie - odparł dość mało zrozumiale. Widząc pytające miny obojga rodziców pospieszył z wyjaśnieniami. 
- Obawiam się, czy aby nikt nie będzie jej chciał ubliżać. Skoro sam Olszański ocenił ją po wyglądzie ze zdjęcia, to co będzie jak już zacznie pracę? 
- Tym się synu nie martw na zapas - uspakajała go matka. 
- A tak zmieniając nieco temat synu - zaczął senior Dobrzański - widziałeś te wszystkie nagłówki? 
- Widziałem, ale co miałem zrobić? Do niej nic nie dociera. Nie miałem tego w planach. Uwierzcie mi, gdybym miał taką możliwość to cofną bym czas i nawet nie pomyślał o tych całych zaręczynach. Była u mnie wczoraj z awanturą, a dzisiaj jej ukochany braciszek. Sama dała pożywkę tym pismakom zamiast przyjąć to rozstanie z klasą. Ale ona wolała odstawić szopkę, to ma, to co chciała. Rozgłos. 
- My doskonale rozumiemy twoje postępowanie. Jednak coś nam z tatą mówi, że ona tak łatwo nie odpuści - rzekła Helena. Było mu nieco głupio, że w pewnym sensie zepsuł obchody z okazji ich rocznicy, ale cóż miał innego zrobić. Mimo to cieszył się, że ma oboje rodziców po swojej stronie. 

Przejrzała szafę, w której i tak niewielki miała wybór. Uszykowała na następny dzień ubranie oraz teczkę ze wszystkimi dyplomami i certyfikatami. Cieszyła się i obawiała jednocześnie. Wieczorem, gdy mała już spała Ula włączyła komputer i poczytała nieco o samej firmie. 
- Przecież ja tam kompletnie nie pasuję - zaczęła rozmyślać - będę tam wyglądać jak kopciuszek. To chyba nie jest dobry pomysł abym tam pracowała - spojrzała na zegarek i uznając, że nie jest jeszcze tak bardzo późno zadzwoniła do brata. 
- No co tam siostra? 
- Jasiu ja tam chyba jutro nie pójdę - mówiła i natychmiast pospieszyła z wyjaśnieniami. W odpowiedzi usłyszała.
- Ula i co z tego, że oni tam się zajmują modą. Sama dobrze wiesz, że najważniejsze jest to co ma się w głowie. A cała reszta stanowi tylko tło. Na pewno poznają się na tobie. Tak więc idź tam i pokaż na co cię stać - Ula podziękowała bratu za słowa otuchy. Zamienili jeszcze kilka mało istotnych zdań po czym rozłączyli się. Była dumna ze swojego młodszego brata. Jak na osiemastolatka był zupełnie inny niż jego rówieśnicy. Zawsze i o każdej porze mogła na niego liczyć. 
CDN...

niedziela, 12 lutego 2023

NARZECZONA część V

 A jednak pojawili się oboje, co nie ucieszyło szczególnie Marka. Obawiał się, czy aby na pewno nie odstawią jakiejś szopki, zwłaszcza Paulina. Również z pojawienia się rodzeństwa nie byli zadowoleni sami seniorzy. W duchu każde liczyło, że nie ich nie będzie. W obecnej sytuacji nie mieli wyjścia jak robić dobrą minę do złej gry. Po około godzinie nieco odetchnęli. Powód był jeden Aleks po złożeniu życzeń i wymianie kilku niezobowiązujących zdań z jubilatami oraz wzniesieniu toastu za zdrowie pożegnał się. Ale wciąż gościła na przyjęciu Paulina. Chociaż samo gościła to mało powiedziane, ona wręcz krążyła wokół Marka jak jego nieodzowny satelita. Kilka razy nawet próbowała chwycić go pod ramię, że niby to są wciąż ze sobą i tworzą cudowną parę. Jednak w pewnym momencie przeszła samą siebie, a Marka wprowadziła w niemałe osłupienie i zakłopotanie. 
- Witajcie kochani - usłyszeli za plecami znajomy głos - ależ wy pięknie wyglądacie. Cudowna z was para. 
- Witaj Julio - odpowiedziała Paulina i przywitała ze znajomą. 
- Słyszałam o zaręczynach, moje gratulacje - mówiła kobieta - to co teraz tylko zostaje wyczekiwać zaproszenia - ciągnęła dalej. Marek już miał powiedzieć jak jest, ale ubiegła go Paulina. 
- Już możesz czuć się zaproszona. A termin zapewne ustalimy już niebawem. Wiesz kochana teraz mieliśmy inne rzeczy do zrobienia - młody Dobrzański z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez tę kobietę robił coraz większe oczy. W końcu nie wytrzymał i rzekł dość doniosłym głosem, tak aby usłyszeli to inni. 
- Paulina co ty za brednie opowiadasz? Dobrze wiesz, że ślubu żadnego nie będzie. Czyżbyś miała aż tak krótką pamięć? To ja ci przypomnę, że prawie tydzień temu rozstaliśmy się. Dodatkowo nie przypominam sobie abyś ruszyła choćby palcem w przygotowaniach tego przyjęcia - skończył mówić do panny Febo a następnie zwrócił się gości - bardzo państwa przepraszam za to całe zamieszanie. 

Ula szykowała się właśnie do wyjścia kiedy rozległ się telefon. Numeru nie znała, nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Słucham.
- Dzień dobry czy rozmawiam z panią Urszulą Cieplak? 
- Tak, słucham panią. 
- Nazywam się Danuta Stępień i dzwonię ze szpitala na ulicy Banacha. chodzi o pani brata. 
- Co z moim bratem? 
- Pan Jan został do nas przewieziony pobity. Ma złamaną rękę, potłuczone żebra oraz kilka mniejszych ran. Prosiłabym o przyjazd do szpitala.
- Tak oczywiście przyjadę - w tej sytuacji nie miała co zrobić z małą. Postanowiła poprosić sąsiadkę, która ma dwoje dzieci w wieku Beatki i już nie raz dzieciaki spędzały ze sobą czas. Wyjaśniła co się wydarzyło.
- Ula nie ma najmniejszego problemu. Zostaw małą i leć do szpitala - podziękowała sąsiadce i już gnała do szpitala. Zastanawiała się co się takiego wydarzyło. Rano pojechał do Rysiowa był umówiony ze swoją dziewczyną, ale miał wrócić przed jej wyjściem. 
Nie minęło nawet pół godziny a Ula już była przed salą brata. Jednak w pierwszej kolejności postanowiła iść do lekarza prowadzącego i zasięgnąć wiadomości co z jej bratem. 
- Pani brat będzie musiał przez kilka dni zostać w szpitalu na obserwacji. Została sporządzona dokumentacja w formie obdukcji lekarskiej i wszystko przekazane policji - podziękowała lekarce i udała do brata. 
- Jasiu - wyszeptała ze łzami w oczach na widok brata. 
- Ula już jest dobrze - próbował uspokoić siostrę. 
- Co się stało? - dopytywała. 
- Kiedy wracałam już od Kingi dopadło mnie trzech osiłków. A na koniec dodali, abym przekazał ojcu, że czas na spłatę już mija. 
- Jasiu to trzeba powiedzieć na policji. 
- Już to zrobiłem. Zanim przyjechałaś rozmawiałem z funkcjonariuszami. Jeszcze dzisiaj mają przysłać rysownika abym podał rysopis tych typów. Podałem również adres domu - Ula siedziała i nie mogła uwierzyć w to co się stało - nie umiem tego ogarnąć, co ten ojciec wyczynia. Czy on nie wie jak mogą się skończyć takie sprawy? 
- Nie wiem Jasiu. Mam tylko nadzieję, że szybko ich złapią i poniosą zasłużoną karę - tę rozmowę przerwało wejście dwóch mężczyzn. Obaj się przedstawili i wyjaśnili powód przybycia. W tym czasie kiedy młody Cieplak podawał rysopisy Ula wyszła na korytarz i zadzwoniła w pierwszej kolejności do sąsiadki aby upewnić się, że z Beatką wszystko w porządku. Następnie zadzwoniła z wyjaśnieniem dlaczego nie pojawiła się na przyjęciu u Dobrzańskich.  

Marek rozglądał się w poszukiwaniu konkretnej kobiety. Nie wiedział co jest powodem nieobecności Uli, kobieta, z którą załatwiał formalności zapewniała o jej obecności. Kolejnego dnia postanowił skontaktować się z agencją i dowiedzieć o powód. 
- Coś ty taki zamyślony? - dopytywał Pshemko kolejnego dnia - wołam za tobą a ty nawet nie reagujesz.
- Przepraszam cię Pshemko, po prostu kilka spraw mi się nałożyło na głowę. I próbuję jakoś je rozwikłać - wyjaśnił swoje zachowanie. Mistrz o więcej nie pytał, rozumiał młodego prezesa. 
W gabinecie rozebrał się z płaszcza, włączył komputer i zajął przeglądaniem poczty. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi a po chwili ujrzał w nich głowę swojej sekretarki. 
- Marek czy mogę dzisiaj wcześniej skończyć pracę. To ważna sprawa rodzinna. 
- Jasne, jeśli musisz to tak. Możesz nawet już iść - podziękowała mu, pożegnała się, wyłączyła komputer oraz uporządkowała biurko i opuściła firmę. 
Miał dzwonić do agencji, która zatrudnia osoby obsługujące przyjęcia jednak postanowił tam przejść podczas lunchu. 
- Dzień dobry, Marek Dobrzański - przywitał się z kobietą siedzącą na recepcji. 
- Dzień dobry panu - odpowiedziała mu - w czym mogę pomóc? 
- Chciałbym rozmawiać z panią prezes - odparł. 
- A czy był pan umówiony? - te pytania irytowały go. 
- Nie, nie byłem - odpowiedział dość mało przyjemnym tonem i jeszcze dodał - to dla mnie bardzo ważna sprawa. 
- Proszę poczekać, sprawdzę czy pani prezes będzie miała teraz możliwość spotkania się z panem - Marek skinął głową na potwierdzenie. 
- Proszę wejść - usłyszał po chwili. Wszedł do wskazanego pomieszczenia, przedstawił się siedzącej za biurkiem kobiecie i przeszedł do sedna sprawy. 
- Przychodzę do pani z bardzo ważną sprawą. Mianowicie poszukuję pewnej kobiety - mina jego rozmówczyni oznajmiła, że nie bardzo rozumie w czym rzecz, dlatego pospieszył z dalszymi wyjaśnieniami - ta kobieta ma na imię Ula. Obsługiwała ostatnio na naszym pokazie w Łazienkach gości. Zostawiła tam wówczas torebkę i chciałbym jej oddać zgubę - wiedział, że to na szybko wymyślone kłamstwo raczej może nie zadziałać i się nie pomylił. 
- Skoro zostawiła torebkę, to zapewne znajduje się tam jakiś dokument z adresem zamieszkania.
- No właśnie, że nie było nic takiego - jeszcze próbował brnąć w to kłamstwo lecz widząc, że to nie skutkuje postanowił powiedzieć jak jest.
- I nie można było tak powiedzieć od samego początku? 
- Proszę mi uwierzyć, bardzo mi zależy na znalezieniu tej pani Urszuli - mówił ze skruchą w głosie. 
- Widzi pan nam niewolno podawać takich rzeczy. Obowiązuje nas ochrona danych osobowych. Za ujawnienie takich rzeczy możemy mieć potem problemy - mówiła pani prezes. 
- Ja pani obiecuję, że nikt się nie dowie, skąd mam te dane - widząc, że nic z tego nie będzie postanowił spróbować jeszcze jednej rzeczy - to może chociaż numer telefonu - prosił. 
- Tyle myślę, że mogę dla pana zrobić. Proszę poczekać - rzekła i chwyciwszy za telefon wystukała kilka cyfr, po czym poprosiła o przyniesienie teczki personalnej pani Urszuli Cieplak. W ten sposób oprócz imienia poznał również jej nazwisko. 
Kobieta na niewielkiej kartce zapisała imię, nazwisko oraz ciąg dziewięciu cyfr. Marek podziękował jej za pomoc, pożegnał się i wrócił do firmy. Tego dnia kilka razy próbował dodzwonić się do Cieplak, ale za każdym razem odzywała się poczta głosowa. Jednak nie zamierzał się poddać i będzie próbować do skutku. Nawet nie przypuszczał co czekać go może kolejnego dnia. Lecz kolejne wydarzenia dzisiejszego dnia a raczej wczesnego popołudnia nieco zepsuły mu resztę dnia. 
- Jak mogłeś...- usłyszał od progu swojego gabinetu, wściekły głos swojej byłej narzeczonej.
- A możesz tak jaśniej? Bo nie bardzo rozumiem? - odparł chociaż domyślał się o co może chodzić. 
- Jak mogłeś mnie tak upokorzyć? Nie musiałeś tak obscesowo mówić o tym, że cię zostawiłam.
- Że kto kogo zostawił? Ty mnie a to ciekawe co mówisz? - mówił z niemałym szokiem w głosie - po pierwsze to tylko wyprowadziłem wszystkich z błędu, że jesteśmy wciąż parą, a po drugie nie mówiłem kto kogo zostawił. Ale tobie przypomnę, bo najwyraźniej zapomniałaś. To ja zerwałem z tobą a nie na odwrót. Upokorzyłaś się sama swoim zachowaniem. A ja nie mam zamiaru udawać i robić z siebie idioty. Po cichu liczyłem, że żadne z was się nie pojawi na tym przyjęciu. Ale się przeliczyłem. Tylko tyle, że Aleks potrafił zachować się, czego nie można powiedzieć o tobie - mówił a w niej aż kipiała złość - a teraz opuść mój gabinet - dodał. 

Ula coraz bardziej zastanawiała się jak to będzie. Czy uda się jej zostać rodziną zastępczą dla małej Beatki. Obawiała się, że brak stałego zatrudnienia może być główną przeszkodą. W sądzie złożyła pismo o pomoc prawną, aby jak najlepiej się przygotować do całego procesu. Jasiek miał do końca tygodnia jeszcze pozostać w szpitalu. 

- Marek mam dla ciebie wspaniałą wiadomość - usłyszał zaraz po przyjściu do biura. 
- Viola, a czy te rewelacje mogą poczekać jakieś dwa kwadranse? 
- Skoro muszą to poczekają - odparła. 
- W porządku. Ja tylko wejdę do naszego mistrza i kiedy wrócę to mi powiesz - Kubasińska skinęła głową, po czym zajęła się swoją pracą. 
Marek wrócił z pracowni i zaprosił sekretarkę do swojego gabinetu. 
- No to mów co to za wspaniała wiadomość - rzekł do kobiety. 
- Czy ty nadal szukasz tej dziewczyny z przyjęcia? - zapytała
- Jak najbardziej tak - odparł i zapytał - a co znalazłaś ją? 
- Tak. Wczoraj przez przypadek ją spotkałam - usłyszał w odpowiedzi.
CDN...

wtorek, 7 lutego 2023

NARZECZONA część IV

 Marek spojrzał na swoją sekretarkę.
- Ale jak to nie? Przecież na zdjęciach widać...- Violetta przerwała.
- Zdjęcia zdjęciami, ale prawda jest zupełnie inna - mówiła - widzisz kiedy ja dotarłam do tego miejsca, to już taka jedna dziewczyna wyciągała cię z auta. Moja rola zaczęła się dopiero od momentu wykonania telefonu na pogotowie. 
- Zaraz przecież na pogotowie dzwoniła Paula - wszedł jej w słowo.
- To nie może być prawda. Z tego co mi wiadomo to twoja narzeczona dotarła do ciebie w chwili przyjazdu karetki - wyjaśniła Kubasińska. Marek nie do końca wierzył w słowa o Paulinie, dlatego też postanowił to wyjaśnić - Viola a wiesz która to dziewczyna? - kobieta przecząco pokręciła głową i dodała. 
- Jedynie co mogę powiedzieć to nie wyglądała zbyt atrakcyjnie. Oczywiście nie mówię tego złośliwie, a jedynie opisuję jak wyglądała. Wydaje mi się, że była z obsługi. 
Według tego jak opisała Violetta kobietę, która uratowała jego życie to najwyraźniej Ula, ale nie miał pewności. 

Jasiek pokazał Uli zdjęcie jakie przysłał mu Szymczyk.
- To faktycznie jest prawda - wyszeptał młody Cieplak. 
- W tej sytuacji powinnam złożyć sprawę do sądu o pozbawienie go praw do małej, ale obawiam się czy to się uda. 
- A dlaczego miało by się nie udać?
- Spójrz jak mieszkamy, tu ledwo co jest miejsca dla nas dwojga. Dodatkowo nie mam żadnego stałego dochodu. A to może skutkować zabraniem Beatki do rodziny zastępczej - mówiła ze smutkiem w głosie - zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. 
- Co takiego? - dopytywał Jasiek.
- Dlaczego? Co skłoniło ojca do takich czynów. 
- Kiedy rozmawiałem z Szymczykami to starszy Szymczyk powiedział, że ojciec wpadł w szpony hazardu po śmierci mamy. Ula to tak wygląda jakby on w ten sposób próbował nie wiem pogodzić się z jej śmiercią albo zagłuszyć ból - mówił młody Cieplak chociaż sam od poprzedniego dnia zastanawiał się nad tym. 
Następnego dnia ojciec kolejny raz domagał się odwiezienia najmłodszej córki do domu. Zjawił się na kilkanaście minut przed ósmą i zaczepił syna. Jednak młody Cieplak nie dał się sprowokować. 
- Co zrobisz jak tego nie zrobimy? - dopytywał. 
- Nie pyskuj gówniarzu - Jasiek odwrócił się i nic sobie nie robiąc ze słów ojca poszedł do szkoły. 

Marek wrócił do domu i niemalże od progu zażądał od swojej jeszcze narzeczonej wyjaśnień co do przebiegu wydarzeń z dnia a raczej wieczoru po pokazie. 
- Możesz mi powiedzieć co robiłaś kiedy miałem wypadek po pokazie? 
- No jak to co?... - widać było jak próbuje coś wymyślić. 
- Może ja ci pomogę. Zapewne plotkowałaś z kimś. Zgadłem?
- A co to ma zaznaczenie? 
- Ma i to bardzo duże. Dzisiaj właśnie dowiedziałem się, że nawet nie zadzwoniłaś po pogotowie. Lecz nie to jest najgorsze, bo oczywiście mógł to zrobić ktoś inny. Ale ty przypisałaś to sobie samej i nawet się nie zająknęłaś. 
- Co za różnica, kto to zrobił? 
- To nie ma znaczenia, ale sam fakt, że przypisałaś to sobie jest okropne. I gdyby nie uczciwość innych, zapewne nigdy bym się o tym nie dowiedział. 
- Już nie rób afery tam gdzie jej nie ma - wysyczała przez zęby, a dla samego Marka tego było już stanowczo za dużo. 
- Masz godzinę, aby opuścić mój dom - rzekł i opuścił salon. Zamknął się w swoim gabinecie, zastanawiając się co jeszcze może zrobić aby znaleźć tę tajemniczą kobietę. Teraz oprócz spróbowania jej pomóc tak jak prosiła go matka, doszły jeszcze podziękowania za uratowanie jego życia. 
Siedział przy biurku i nagle przyszło olśnienie. W pewnym momencie spojrzał na stojący kalendarz. 
- Mam - rzekł sam do siebie. 

- Seba potrzebuję namiary na tę agencję co zajmuje się obsługą naszych przyjęć - rzucił do przyjaciela zaraz po otwarciu drzwi do jego gabinetu. 
- Mnie również jest miło cię widzieć - usłyszał w odpowiedzi. 
- Seba...
- No co ty taki w gorącej wodzie kąpany?
- Bo chyba wiem jak mogę odnaleźć tę dziewczynę - zaczął wyjaśniać. Olszański więcej tłumaczeń nie potrzebował. I po chwili już wręczał przyjacielowi tekturowy kartonik z danymi do kontaktu.
- Viola nie łącz mnie z nikim - rzekł do swojej sekretarki. 
Wyjął z kieszeni marynarki telefon i wystukał ciąg dziewięciu cyfr. Po kilku sygnałach usłyszał kobiecy głos. Przedstawił się i zaczął wyjaśniać w jakiej sprawie dzwoni. 
- Proszę pani chciałem aby kilka osób z państwa agencji obsługiwało przyjęcie moich rodziców z okazji ich trzydziestej piątej rocznicy ślubu.
- Oczywiście nie ma problemu, proszę tylko o podanie dokładnej daty oraz adres, gdzie będzie miało odbywać się całe przyjęcie. Jeszcze dziś prześlemy umowę oraz cały kosztorys na pana adres email - usłyszał w odpowiedzi. 
- Zaraz po otrzymaniu wszystkich danych zrobię przelew na całą kwotę. Jednak ja mam jeszcze jedną małą prośbę. 
- Słucham pana. 
- Widzi pani podczas ostatniej naszej współpracy, przysłaliście państwo bardzo kompetentną osobę i bardzo chciałbym aby również tego dnia była. Nie wiem jak się nazywa a jedynie znam imię. To Urszula - wyjaśnił. 
- To raczej jest nie możliwe do zrealizowania. 
- Ale dlaczego. W końcu to ja płacę i mam chyba prawo oczekiwać jak najlepszej obsługi. A ta pani właśnie jest jej gwarancją - mówił. Kobieta zdawała się jednak być nieprzejednana. Jednak kiedy usłyszała ostatnie zdanie - płacę podwójnie - zmieniła swoją decyzję i odparła. 
- Postaram się jakoś to zorganizować - te słowa ucieszyły młodego prezesa. Teraz pozostało mu jedynie czekanie. 

 Szykowała się do wyjścia kiedy zadzwonił jej telefon. Podczas tej rozmowy dowiedziała się o możliwości kolejnego zlecenia. Zgodziła się bez żadnego problemu, to zawsze był dodatkowy zastrzyk gotówki. Skończyła rozmowę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. 
- Dzień dobry komisarz Zawada oraz młodszy aspirant Świderski czy zastaliśmy Jana Cieplaka? 
- Brata nie ma jeszcze w domu. 
- A gdzie go znajdziemy. 
- Jasiek ma teraz lekcje, a w domu będzie po godzinie szesnastej wraz z młodszą siostrą Beatką. Czy możecie mi panowie powiedzieć o co chodzi? 
- Nijaki pan Józef Cieplak zgłosił nam kradzież pieniędzy, jakie wpływały na jego konto z tytułu renty rodzinnej. 
- Józef Cieplak to nasz ojciec. A Jasiek niczego nie ukradł. Brat jest pełnoletni, i z chwilą przeprowadzki założył własne konto w banku, po czym poszedł do ZUS z wnioskiem o przelew renty na swoje konto. O ile mi wiadomo miał do tego prawo. To jego renta a nie ojca - wyjaśniła Ula. 
- W porządku proszę pani. My przyjmujemy te pani wyjaśnienia, ale proszę aby brat stawił się na komisariacie i jeszcze raz sam nam to wyjaśnił. Jest to koniecznie, bo musimy mieć jego wyjaśnienia oraz podpis. 
- Przekażę bratu i najdalej w dniu jutrzejszym stawi się u państwa na komendzie - odpowiedziała. 
Była wściekła na ojca. Nawet nie przypuszczała, że ojciec posunie się do czegoś takiego jak pójście na policję i zgłoszenie kradzieży. Kiedy Jasiek wrócił ze szkoły Ula opowiedziała mu o wizycie mundurowych. 
- Coś mi się wydaje, że naszemu tatusiowi zaczyna brakować pieniędzy na swoje hazardowe zabawy. Albo co gorsze na spłatę długów jakie mógł zaciągnąć w tym kasynie - podejrzewał młody Cieplak i nawet nie wiedział, jak bardzo jest bliski prawdy. 
- W tej sytuacji pasowałoby aby Beatka również miała takie swoje konto, ale chyba jest za mała - rzekła Ula i rozłożyła ręce w geście bezradności. Obawiali się oboje, że ojciec może roztrwonić pieniądze małej - jutro przejdę się do kilku banków i zobaczę co można z tym zrobić oraz podjadę do sądu. W pierwszej kolejności muszę postarać się o jakiegoś adwokata z sądu. 
Jasiek następnego dnia zamiast do szkoły udał się na komisariat w celu złożenia odpowiednich wyjaśnień. Ula w tym czasie załatwiała sprawy sądowe oraz związane z kontem. Dowiedziała się, że owszem Beatka może mieć konto w banku, ale Ula nie będąc prawnym opiekunem nie może jej tego założyć. Postanowiła zasięgnąć informacji w ZUS co można zrobić. Przedstawiła całą sprawę, ale w odpowiedzi usłyszała. 
- Do chwili aż nie stanie się pani prawnym opiekunem siostry nic nie można zrobić - to nie napawało Uli optymizmem. 

Prosto po pracy postanowił pojechać do rodziców miał dla mamy wiadomości, które sądził, że ją ucieszą. Jednak nie przypuszczał spotkać swojej już byłej narzeczonej. 
- Możesz mi powiedzieć co tu robisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. 
- No jak to co ustalam z Helenką przebieg przyjęcia - próbowała się przymilać. 
- A ciekaw jestem czy powiedziałaś o naszym rozstaniu? 
- Rozstaniu? O czym ty synu mówisz? - odezwał się milczący dotychczas senior Dobrzański. 
- Jednak miałem rację i nie powiedziałaś rodzicom - zwrócił się najpierw do Febo, a potem do swoich rodziców - dwa dni temu zerwałem zaręczyny - widząc pytające miny obojga Dobrzańskich seniorów pospieszył z wyjaśnieniem - wieczne awantury, posądzanie mnie o kochanki. Ale to nie wszystko. Od dnia kiedy poprosiłaś mnie mamo o próbę znalezienia i ewentualną pomoc dla pani Uli ta codziennie ciosa mi kołki na głowie, abym odpuścił. Mawiając, że po jakie szczęście nam jakaś tam dziewucha. A przedwczoraj okazało się, że okłamała mnie mówiąc jak to ona pomagała mnie ratować. I zapewne nigdy by to nie wyszło, gdyby niewyjaśnienia Violi. Otóż chciałem podziękować Violi za wyciągnięcie mnie z auta. Ale ta wyjaśniła, że to nie ona a ta sama Ula, o której mówiłaś - Paulina była w tym momencie wręcz purpurowa ze złości, jednak Marek postanowił dokończyć swoją opowieść i opowiedział o całej reszcie. 
- Paulinko muszę przyznać, że mnie bardzo mocno rozczarowałaś. Myślę, że również Krzysiu mnie poprze - padło z ust Heleny
- Jak najbardziej tak i jestem w pełni po stronie Marka. Nie tak was wszystkich wychowaliśmy. Lecz tylko wy z Aleksem nie umiecie docenić tego co macie i wciąż zadzieracie nosy i uważacie się za najważniejszych. To muszę cię Paulino rozczarować, ale tak nie jest - panna Febo nie odpowiedziała, a jedynie wstała z fotela, na którym siedziała i opuściła dom Dobrzańskich wściekła. 
Marek wreszcie mógł spokojnie opowiedzieć co udało mu się załatwić w sprawie odnalezienia Uli. Helenę ta wiadomość ucieszyła. W tej sytuacji nie pozostało im nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać do soboty już za dwa tygodnie.

Wreszcie nadeszła ta wyczekiwana sobota.  W posiadłości Dobrzańskich zaczęły pojawiać się pierwsi zaproszeni oraz obsługa przyjęcia. Cała trójka zastanawiała się czy przybędą Febo albo chociaż jedno. Jednak sam Marek w duchu liczył, że nie pojawi się tu żadne z rodzeństwa. 
CDN...