Dwa dni po tym jak zaczęła swoją pracę w F&D Marek zwołał zebranie.
- Witajcie kochani - przywitał się z przybyłymi - w pierwszej kolejności chcę wam przedstawić moją asystentkę Urszula Cieplak - wskazał na stojącą obok kobietę - a teraz przejdę do konkretów w jakim celu to zebranie. Wiem, że zastanawiacie się co dalej. A nawet powiedziałbym, że zamartwiacie się o swoją pracę. Przyznam się szczerze to nie bardzo sam wiedziałem co uczynić, bo raporty mówią same za siebie lecz po kolejnej analizie i konsultacjach z Ulą oraz paroma innymi osobami mam dla was propozycję. Otóż, aby nie zwalniać kogokolwiek, potrzeba na pewien okres obniżyć pensje do poziomu minimalnego wynagrodzenia. Tak jak mówię to tylko na pewien czas, a potem zaczniemy przywracać dotychczasowe wynagrodzenia. Ja osobiście na ten czas zrzekam się swojego wynagrodzenia. Jedynie z czego nie możemy zrezygnować z materiałów do szycia - wszyscy słuchali go - teraz decyzja pozostaje po waszej stronie. Wiem, że ta kwota jest bardzo niska, ale nie mam innego wyjścia, aby uchronić przed utratą zatrudnienia każdego z was. Nie chcę podawać żadnej konkretnej daty, bo to jest uzależnione od kilku czynników. Jednym z nich jest wyrok jaki zapadnie na rozprawie przeciwko Febo. Drugim jaki mógłby pozwolić zwiększyć uposażenie to wyniki sprzedaży kolekcji po pokazie - patrzył na zgromadzonych i próbował wyczytać coś z ich min, ale nie bardzo mu to szło - na pewno czujecie się rozczarowani, ale uwierzcie to było jedyne rozwiązanie.
- Ja jestem za - usłyszał gdzieś z tłumu, a za chwilę kolejni pracownicy zgadzali się na propozycję prezesa.
- Dziękuję kochani, w takim razie to wszystko na dzisiaj - pożegnał się ze zgromadzonymi i już mieli wychodzić, gdy doszła do nich Ela. Drobna blondynka, która prowadziła bufet.
- Panie prezesie mogę zająć chwilkę?
- Oczywiście Elu. Co się stało?
- Ja mam pewną propozycję względem prowadzenia bufetu, a raczej sprzedaży w nim - mówiła, a widząc zainteresowaną miną prezesa kontynuowała - moja kuzynka niedawno skończyła szkołę gastronomiczną i muszę przyznać, że ma talent do pieczenia różnego rodzaju ciast, ciastek i takich tam różnych przekąsek na słodko. Może zamiast płacić tak wysokie faktury tym wszystkim dostawcą, moglibyśmy ją zatrudnić chociażby na umowę zlecenie. Sądzę, że zakup tych wszystkich artykułów byłoby znacznie tańsze.
- Pomyślimy nad tym Elu. Najdalej jutro dam odpowiedź. Ale prosiłbym cię abyś przyniosła mi faktury jakie posiadasz.
- Już lecę - odparła i pognała do bufetu aby za kilka minut pukać do drzwi gabinetu Dobrzańskiego.
- Wiesz myślę, że to byłby dobry pomysł z tymi wypiekami - mówiła Cieplak i dodała - ja ze swojej strony też mogę się zaangażować.
- Ula a niby jak? Co będziesz stać i piec ciasta?
- Ciasta nie, ale powiedzmy, że w każdy poniedziałek przywoziłabym pierogi albo gołąbki. Dla mnie to żadne problem. Przecież to nie muszą być nie wiadomo jakie ilości, ale to zawsze jakiś zastrzyk do firmowego budżetu - Ula.
- Kochanie, ale ty też musisz mieć czas na odpoczynek, a to tylko dodatkowa robota - mówił lecz ta nie dawała za wygraną.
- W obecnej sytuacji to każdy zastrzyk gotówki jest nam potrzebny aby wyjść z tego marazmu - doskonale wiedział, że Ula ma rację. W takich chwilach jego złość na siebie samego sięgała zenitu. Wyrzucał wówczas sobie jakim był idiotom, że zostawił to wszystko i wyjechał. Po części czuł się współwinny temu co się wydarzyło.
- Czuję się winny temu co się stało - mówił do Uli kiedy wieczorem siedzieli u niej w pokoju na kilka dni przed jej przyjściem do pracy.
- Marek nie możesz tak mówić. Przecież nie mogłeś przewidzieć jak poprowadzą firmę Febo - mówiła spokojnie.
- Ale powinienem, w końcu znam ich tyle lat. Aleks wiecznie utrudniał mi pracę, knuł przeciwko mnie. Wiele razy próbował pogrążyć mnie w oczach moich rodziców, zwłaszcza ojca. Szczęście w nieszczęściu, że oni byli ponad to i nie dali się wciągnąć w te jego gierki. A jego knucie nasiliło się jeszcze bardziej kiedy zostałem prezesem. Paulina natomiast zawsze udawała przed mamą jaka to ona jest szczęśliwa - mówił - a oni musieli już wtedy knuć i coś kombinować. Myślałem, że on chce samemu rządzić firmą, ale nie przypuszczałem aby był skłonny do doprowadzenia do upadku firmy - mówił.
- Nie zamartwiaj się już tym. Teraz musimy wyprowadzić tego kolosa na glinianych nogach na prostą, a potem piąć się w górę. Febo już siedzą, zapewne w niedługim czasie dostaniecie wezwanie na rozprawę. Najważniejsze, że cała firma jest w waszych rękach, dzięki temu nie ma potrzeby aby konsultować się z kimkolwiek - mówiła i zmieniła temat - a jak twój tato, kiedy go wypisują?
- Z tatą w miarę dobrze. Lekarz mówił, że najdalej w piątek za tydzień powinien być w domu. Chociaż on sam wolałby już być w domu - odparł.
- O to dobrze, zawsze najlepiej dochodzi się do zdrowia w domu - mówiła, a on był jej wdzięczny za te wszystkie słowa. Dodawała mu otuchy, wsparcia.
W poniedziałek kiedy Marek wprowadzał Ulę w obowiązki zadzwonił adwokat.
- Dzień dobry panie Marku - przywitał się adwokat i kiedy to samo uczynił junior Dobrzański mecenas przeszedł do sedna sprawy.
- Mam dla pana dobre wiadomości. Otóż, przed chwilą dostałem wyniki badania grafologicznego. Potwierdzają one podrobienie podpisu każdego z was. W tym momencie posiadamy już wystarczający komplet dokumentów aby móc złożyć sprawę przeciwko im obojgu.
- Dziękuję bardzo za wiadomość. W takim razie czekamy teraz na samą rozprawę - odparł prezes. Przekazał te wieści Uli i wrócili do tego co przerwali.
- Wiesz Marek mam pomysł, ale nie wiem czy ci się spodoba - rzekła Cieplak kiedy ten skończył tłumaczyć jej zawiłości związane z obowiązkami na stanowisku asystentki.
- Zamieniam się w słuch - odparł. Wówczas to Ula zasugerowała obniżenie pensji pracownikom na pewien czas - do dobry pomysł kochanie, ale nie wiem co na to ludzie.
- Może zwołaj zebranie i wytłumacz co i jak - zasugerowała Ula. Był jej wdzięczny za pomysł. Poprosił Ulę aby obdzwoniła działy i powiadomiła o zebraniu w środę na godzinę jedenastą.
Obawiał się reakcji pracowników, ale zdawał sobie sprawę, że to jedyny słuszny sposób na ocalenie miejsc pracy i samej firmy. Na całe szczęście ludzie zgodzili się na tego rodzaju rozwiązanie. Uznali najwyraźniej iż lepsze obniżenie wynagrodzenia niż utrata zatrudnienia. Przeczuwali, że powrót Marka do firmy to gwarancja pracy. Byli mu w pewnym sensie wdzięczni za to jak próbuje uratować, to co stworzył jego ojciec. Jednak najbardziej zaskoczył ich, ale i samą Ulę tym, że rezygnuje z własnej pensji. Uznali, że skoro on sam jest zdolny do poświęceń to oni sami również mogą.
Zaczęto przygotowania do kolejnego pokazu nowej kolekcji. Pshemko kiedy tylko wiedział, że dostanie najlepsze gatunki materiałów zaczął tworzyć jak natchniony. Zbliżała się zima, a co za tym szło Święta, Nowy Rok oraz czas karnawału. Z pod jego ręki zaczęły wychodzić piękne suknie wieczorowe, męskie garnitury, fraki oraz płaszcze zimowe dla pań i panów. Pokaz planowany był pod koniec października.
Szukając rozwiązań na oszczędności postanowili w tym roku cały pokaz zorganizować dla mniejszego grona lecz Krzysztof nie był przekonany co do tego.
- Synu nie sądzę aby to był dobry pomysł. Mniejsze grono to i mniejsza sprzedaż.
- Zgadzam się z tobą tato. Jednak nas nie stać na wynajęcie sali w hotelu oraz całej tej oprawy - wówczas odezwała się Ula.
- Marek a może spróbujmy wynająć salę gdzieś poza hotelem. Myślę o Łazienkach, tak jest o tej porze pięknie. Dodatkowo przecież firma posiada własnego fotografa, dźwiękowców. Modelki i modeli myślę, że również wystarczy - obaj Dobrzańscy słuchali tego co mówi Ula i przyznawali jej rację.
Następnego dnia Ula już prowadziła wstępne rozmowy z kierownikiem sali w Łazienkach. I z każdą kolejną sekundą cieszyła się coraz bardziej. Okazało się, że będą mogli zorganizować ten pokaz i to o ponad połowę taniej niż w hotelu.
- Marek wstępnie udało mi się załatwić salę - mówiła pełna entuzjazmu - nie zgadniesz za jaką kwotę.
- Żartujesz? - rzekł kiedy usłyszał kwotę. Ula pokręciła tylko głową przecząco - przecież to połowa tego ile płaciliśmy dotychczas.
- Mam jeszcze jeden pomysł na oszczędności - rzekła.
- To mów kochanie.
- Pomyślałam o kwiatach. Owszem te dla Pshemko jak najbardziej muszą być prawdziwe, ale czy już te stojące jako wystrój też muszą być prawdziwe? A nie na przykład sztuczne, można takie później zawsze wykorzystać przy innych okolicznościach czego nie można zrobić rzecz jasna z prawdziwymi - siedział i słuchał tego co mówi i zastanawiał się skąd u niej tyle świetnych pomysłów. Niemalże każdego dnia zaskakiwała go czymś nowym, świeżym. Nawet jednego razu mówił to do swoich rodziców.
- Nie wiem skąd ona bierze te pomysły, ale muszę przyznać, że są świetne - mówił kiedy siedzieli wieczorem w trójkę w salonie po kolacji i rozmawiali.
- To może być wynikiem świeżego spojrzenia na to wszystko. A i samo wykształcenie też ma tu znaczenie, w końcu uczą ich tam ekonomicznego myślenia. Dodatkowo wspominałeś, że Ula nie pochodzi z zamożnej rodziny, to też jest powód jej pomysłów. Musiała nauczyć się gospodarowania tym co posiadała i zrobić tak aby starczyło jak najdłużej - mówiła Helena.
- Mama na rację synku - poparł żonę Krzysztof.
- Synku a może przyjechałbyś z panią Urszulą do nas powiedzmy w sobotę. O ile tata miał już tę przyjemność poznać twoją ukochaną kiedy był w firmie tak ja jeszcze nie miałam takiej okazji - zmieniła temat pani Dobrzańska.
- Dziękuję za zaproszenie w imieniu Uli i na pewno przyjedziemy. Czy godzina szesnasta będzie odpowiednia?
- Oczywiście, że będzie odpowiednia - odpowiedziała mu rodzicielka.
- W takim razie jesteśmy umówieni na sobotę. A teraz chciałem jeszcze coś z wami konsultować, a raczej zapytać.
- Mów synu - odparł senior.
- Wiecie, że zrezygnowałem ze swojej pensji. Pomyślałem również o sprzedaniu mieszkania. I tu moje pytanie czy byłoby dużym problemem jakbym ponownie zamieszkał w swoim dawnym pokoju?
- Oczywiście, że to żaden problem - usłyszał w odpowiedzi.
- Bardzo wam dziękuję. Myślę, że w przyszłym tygodniu będę mógł już wystawić mieszkanie na sprzedaż. Do tego czasu chciałbym jeszcze je uprzątnąć i opróżnić z tego co tam jest. Meble można by sprzedać albo dać komuś potrzebującemu. Może znalazłaby się jakaś rodzina w fundacji? A zabrałbym jedynie te najpotrzebniejsze rzeczy - słuchali tego co mówił, a ich serca radowały się. Cieszyli się, że ich jedyny syn nie wyrósł na snoba, podłego egoistę.
W sobotnie popołudnie tuż przed szesnastą parkował swoje auto przed domem rodzinnym. Ula nieco obawiała się tej wizyty, co nie uszło jego uwadze.
- Kochanie nie denerwuj się. Tatę już zdążyłaś poznać, a mama nie gryzie. Wiele jej o tobie opowiadałem i to był pomysł mamy abym dzisiaj cię tu przywiózł - uspokajał ją Marek podczas drogi.
Wizyta przebiegła wspaniale. Ula bardzo szybko znalazła wspólny język z Heleną. A swoją opowieścią o rodzinie i niełatwym życiu seniorzy Dobrzańscy jeszcze bardziej ją podziwiali. Mimo iż nie pochodziła z wyższych sfer nie dano jej tego odczuć, wręcz przeciwnie przyjęto ją jak równą sobie.
- Masz cudownych rodziców - rzekła kiedy wieczorem odwoził ją do Rysiowa.
- Twoja rodzina też jest cudowna - odpowiedział z uśmiechem.
- Oboje mamy szczęście do rodzin. Chociaż moja nie jest pełna, ale nie zawsze możemy mieć wszystko - mówiła.
- Ula, może i nie jest pełna, ale twój tato dba o was wszystkich i wychodzi mu to doskonale.
Podjechał pod bramę z numerem ósmym, wysiadł z auta obszedł je otworzył drzwi swojej ukochanej. Stali jeszcze przez chwilę przed wejściem na podwórze, żegnając się.
- Może wejdziesz - proponowała.
- Nie chcę przeszkadzać, już dość późno - odparł.
- Na pewno nie będziesz przeszkadzać. A wręcz przeciwnie oni wszyscy się ucieszą z twojej wizyty.
- A ty?
- A co ja?
- Też się ucieszysz?
- Zawsze się cieszę kiedy cię widzę. A widzimy się codziennie od wczesnego ranka aż do wieczora - odparła.
CDN...