- Tato o czym ty do mnie mówisz? - dopytywał.
- Okazało się, że firma ma kłopoty finansowe. W czasie kiedy ja byłem w Szwajcarii w szpitalu zastępował mnie Aleks i w tym czasie zawarł kilka nieodpowiednich umów - wyjaśniał senior.
- Ale jak to zawarł bez twojej wiedzy jakiekolwiek umowy? - dociekał junior.
- Przed moim wylotem dałem mu upoważnienie na czas mojej nieobecności - wyjaśnił Krzysztof. Marek tylko pokręcił z niedowierzaniem głową, że jego przyrodni brat był w stanie doprowadzić na skraj upadku firmę - finansowo firma stoi tak słabo, że jeśli czegoś nie wymyślimy to najdalej za pół roku będzie trzeba zacząć zwalniać ludzi - mówił ze smutkiem w głosie senior Dobrzański.
- Może jeszcze nie wszystko stracone - próbował dodać otuchy ojcu, chociaż tak naprawdę nie miał pojęcia co zrobić - w pierwszej kolejności muszę się spotkać z obojgiem Febo i porozmawiać, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Jutro przyjadę do firmy i spróbuję się spotkać z Aleksem i Pauliną.
Wieczorem zadzwonił do Uli aby dowiedzieć się czy u niej wszystko w porządku.
- Witaj kochanie. Co u ciebie? - mówił na przywitanie jednocześnie starając się nie dać poznać, że sam nie ma dla niej najlepszych wieści.
- Cześć Marek - usłyszał w odpowiedzi, ale coś mówiło mu, że nie jest dobrze.
- Ula czy coś się stało? - dopytywał. Ta milczała co jeszcze bardziej spotęgowało jego niepokój i jednocześnie zdenerwowanie - kochanie proszę powiedz mi.
- Kiedy byłam na zakupach w tej nowej galerii spotkałam Maćka wraz z Piotrem. Starałam się aby oni mnie nie zauważyli, ale zorientowali się. Potem czekali na parkingu aż wyjdę. Myślałam, że odpuścili, ale oni mnie śledzili i teraz wiedzą gdzie mieszkam. A przynajmniej, w którym bloku. Maciek chodził po klatce i wydzwaniał po mieszkaniach wypytując o mnie. Pukał również do nas, ale pani Ewa powiedział, że nie zna nikogo takiego. Marek obawiam się, że on nie da mi spokoju. Oboje również wydzwaniali do mnie na zmianę - mówiła z obawą w głosie.
- Skarbie kiedy następnym razem będą się kręcić pod blokiem zadzwoń po policję i wyjaśnij w czym rzecz - mówił w miarę możliwości spokojnym głosem tak aby ona mogła się uspokoić. A w środku aż w nim się gotowało, chciał być teraz przy niej, jednocześnie wiedział, że musi być tu na miejscu.
- Tak zrobię obiecuję - odpowiedziała - a co tam w kraju? - pytała.
- Rozmawiałem z ojcem i jutro jadę do firmy dowiedzieć się czegoś więcej. Muszę porozmawiać z moim przyrodnim rodzeństwem - odpowiedział.
Było kilkanaście minut po godzinie dziewiątej kiedy parkował przed firmą. Wysiadł z auta, zadarł głowę do góry, wzrokiem przebiegł po oszklonym budynku i ciężko westchnął.
- Miałem tu nigdy więcej nie wrócić - te jego rozmyślanie zostało przerwane przez dobiegający męski głos.
- Marek? - junior odwrócił się a tuż obok już stał nie kto inny jak Wieńczysław Wycior vel Pshemko.
- Witaj mistrzu - przywitał się z projektantem firmy.
- Jak dobrze, że wróciłeś - zaczął starszy mężczyzna.
- Nie wróciłem Pshemko. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Przyjechałem do kraju na prośbę rodziców, aby pomóc, bo coś złego ponoć dzieje się w firmie - mówił Marek - ale chodźmy może do środka i tam porozmawiamy - zaproponował. Postanowił w pierwszej kolejności zasięgnąć jakichkolwiek informacji od człowieka, który w pewnym sensie był najważniejszy w tej firmie. Z jego zdaniem liczył się sam Krzysztof Dobrzański.
- Ale jak to, to ty o niczym nie wiesz? - wręcz zapiszczał mistrz.
- Pshemko na ten moment wiem tylko, że Febo podpisał jakieś umowy, które sprowadziły tylko problemy dla firmy.
- Marco, umowy to jedno, ale ten włoski kretyn nie licząc się z moim zdaniem pozamawiał materiały w najgorszym gatunku. Ostatnie dwie kolekcje to jedna wielka klapa. Potem było jeszcze gorzej, bo zaczęły spływać co i rusz reklamacje - mówił załamany Pshemko. Marek słuchał tego z niedowierzaniem. Nie rozumiał jak można w tak krótkim czasie doprowadzić firmę do takiego stanu.
- Pożegnam się teraz z tobą przyjacielu i idę do ojca, a potem do Febo - rzekł junior, chwilę później wysiadał z windy dwa piętra wyżej wraz z Krzysztofem.
- Dzień dobry Aniu - przywitał się z modą kobietą.
- Marek? - odezwała się dziewczyna, a wyraz twarzy wyglądał jakby zobaczyła ducha.
- Tak to ja - odparł - możesz mi powiedzieć czy oboje Febo są w pracy? - Ania odpowiedziała potwierdzająco, co nieco ucieszyło Marka. doskonale wiedział, gdzie można ich zastać i to tam wraz z ojcem skierował swe kroki.
W tym samym czasie kiedy Marek miał rozmawiać ze swoim przyrodnim rodzeństwem Ula starała się zająć czymś pożytecznym. W końcu pracę miała zacząć dopiero jak wróci Marek.
Pani Ewa siedziała przy kuchennym stole rozmyślając nad czymś.
- Panie Ewo czy coś się stało? - zapytała starszą kobietę.
- Wszystko w porządku kochanie. Tak po prostu się zamyśliłam. Wiesz czasami człowiek potrzebuje zrobić sobie coś w rodzaju rachunku sumienia, poukładać w swojej głowie. A z wiekiem jest tego coraz więcej.
- To może spacer też w tym pomoże. Ja kiedy mieszkałam w Polsce miała swoje dwa takie miejsce, gdzie lubiłam chodzić. Jedno z nich było u mnie w Rysiowie. Był tam taki niewielki staw, gdzie porą letnią zabierałam jakiś pled i siadałam na jego brzegu. Mogłam wtedy rozmyślać.
- Lecz bardziej wolałam chodzić nad Wisłę. Tam najlepiej mi się rozmyślało nad moim życiem. Może i nie zawsze znajdowałam odpowiedzi na swoje rozterki i zmartwienia, ale w jakimś sensie mnie to uspakajało. Zwłaszcza po śmierci mamy potrafiłam się tam zaszyć i w samotności przeżywać tę żałobę - mówiła Cieplak. Starsza pani uśmiechnęła się serdecznie po czym wstała od stołu i rzekła.
- Daj mi kochana kilka minut.
Obie wyszły z bloku i Ewa poprowadziła Ulę w tylko sobie znanym kierunku. Ula przez całą drogę oglądała się za siebie. Mimo chęci wyjścia z domu, czuła niepokój, czy aby na pewno nikt za nimi nie idzie.
Po niespełna dwudziestu minutach dotarły do parku, który na pannie Cieplak zrobił ogromnie wrażenie.
- To Park Volksgarten - zaczęła opowiadać pani Ewa - słynie on między innymi z ogrodów różanych, gdzie posadzono ponad trzy tysiące krzewów i dwieście odmian róż. Jest tu kilka pomników w tym Cesarzowej Elżbiety - kontynuowała kobieta a Ula była zachwycona pięknem tego miejsca.
To wyjście pozwoliło odprężyć się obu paniom. Większą część spaceru przebyły w milczeniu, ale jak widać było to im potrzebne. Do domu wróciły po ponad trzech godzinach. Uznały, że tego dnia zjedzą gdzieś na mieście. Wróciły nieco zmęczone tym spacerem, ale zadowolone.
- O proszę, kogo my tu widzimy - padło z ust Febo - przecież do zebrania zarządu jeszcze trochę - dodał.
- Widzisz musiałem przylecieć dużo wcześniej, bo doszły mnie niepokojące wieści. I z tego co mi wiadomo to wasze działania doprowadziły firmę niemalże do upadku. W obecnej sytuacji na jutro zwołuję zebranie zarządu - poinformował Aleksa i Paulinę.
- A któż ci nagadał takich bzdur? - dopytywał Aleks.
- Bardzo wiele osób - odparł lakonicznie.
- To są brednie wyssane z palca - odezwała się dotychczas milcząca Paulina.
Oboje Dobrzańscy opuścili gabinet Febo.
- Ja jadę tato do domu - rzekł Marek kiedy stali czekając na windę.
- W porządku synu. A masz już jakieś plany?
- Tak mam, ale o wszystkim opowiem ci jak wrócisz z pracy. Nie chcę o tym mówić tutaj - mówił szeptem jednocześnie rozglądając się czy ktoś ich nie słyszy.
- Aleks i co teraz? - odezwała się Paulina kiedy zostali sami.
- Na razie nic - odparł jej brat.
- Jak to nic? - mówiła.
- Zobaczymy co wymyślił nasz Mareczek i ile wie - odpowiedział dyrektor finansowy.
- Obyś miał rację - rzuciła i pożegnała się z bratem.
Ten kiedy został sam w pierwszej kolejności poinstruował swoją sekretarkę, aby nikogo nie wpuszczała. Następnie chwycił telefon i wykonał telefon do swojego znajomego we Włoszech.
- Posłuchaj musimy przyspieszyć nasze sprawy.
- To nie jest możliwe - usłyszał w odpowiedzi.
- Ale jak to?
- Domyśl się - padło z drugiej strony słuchawki.
- Nie bardzo rozumiem.
- Porozmawiaj z własną siostrą.
Aleks był coraz bardziej poirytowany tą rozmową. Liczył, że w końcu uda mu się zrealizować swój jakże misternie ułożony plan.
Musiał również dowiedzieć się kto doniósł Dobrzańskiemu o tym co dzieje się w firmie.
- Dorota zadzwoń do Adama i każ mu tu przyjść natychmiast - wydał polecenie swojej sekretarce. Kilka minut później usłyszał pukanie i ujrzał Dorotę.
- Panie dyrektorze Adam już jest - rzekła i przepuściła księgowego.
- Co możesz powiedzieć mi o tej nagłej wizycie naszego Mareczka?
- To Marek przyjechał do firmy? - widać było, że Turek faktycznie jest zdziwiony po tym co usłyszał - może po prostu przyjechał odwiedzić rodziców - próbował jakoś wyjaśnić pojawienie się młodego Dobrzańskiego.
- No raczej nie jest tu przejazdem - wysyczał - masz się dowiedzieć, kto doniósł temu kretynowi o stanie firmy.
- Może Pshemko zadzwonił do niego i powiedział mu o tych materiałach - gdybał księgowy. Sugestia Turka dała mu do myślenia. Może faktycznie chodzi o te złej jakości materiały.
CDN...