piątek, 24 września 2021

SIEROTY część V

 Z remontem mieszkania poszło dość sprawnie. Krzysztof wynajął kilku ludzi, którzy po otrzymaniu wytycznych co i jak ma być zrobione oraz solidnej zaliczce wzięli się za pracę. Wszystko było gotowe w niespełna tydzień. Wymienili niemalże wszystko począwszy od armatury wodnej do okna i drzwi. Jednak w życiu Dobrzańskich zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Do Heleny fundacji przyszło pismo o planowanej kontroli z Urzędu Skarbowego.  Wydawać by się mogło, że to nic takiego i tak też odebrała to pani Dobrzańska lecz wszystko się zmieniło w dni kontroli. 
- Prosimy aby pani przedstawiła nam wszystkie rozliczenia finansowe od dnia kiedy powstała fundacja - mówił jeden z urzędników.
- Ale w jakim celu? Przyznam szczerze proszę państwa, że ta kontrola zaczyny być nad wyraz dziwna - rzekła Helena. 
- Mamy podejrzenie o wystawianie fałszywych faktur oraz prowadzeniu pod przykrywką fundacji nielegalnych interesów w postaci przemytu substancji psychotropowych. A mówiąc bardziej dokładnie chodzi o dopalacze, ale w tej sprawie zapewne zajmie się odpowiednia jednostka policji - Helena słuchała tego wszystkiego i czuła się tak jakby dostała w głowę. 
- To są jakieś kompletne bzdury. W mojej fundacji nigdy nic takiego nie miało miejsca. Faktury są jak najbardziej prawdzie, wszystko jest udokumentowane. Rozliczamy się z najmniejszej kwoty jaką wydajemy nawet są faktury na takie rzeczy jak mydło czy ręczniki papierowe. A co do reszty to nawet nie mam pojęcia skąd miałabym coś takiego zdobyć - mówiła przerażona całym zajściem. Siedziała i przyglądała się działaniom pracowników urzędu z niedowierzaniem kiedy usłyszeli pukanie. 
- Dzień dobry podkomisarz Olgierd Mazur i aspirant sztabowy Krystian Górski - przedstawili się dwaj mężczyźni.


- Szukamy pani Heleny Dobrzańskiej - dodał aspirant Górski.
- To ja - odparła Helena. 
- Proszę panią mamy nakaz - mówił Olgierd Mazur jednocześnie pokazując kobiecie pismo z prokuratury - przeszukania całej fundacji. Mamy przypuszczenia iż mogą się w budynku znajdować zakazane środku psychotropowe. 
- Możecie szukać, ale i tak niczego nie znajdziecie - odparła Helena. Po jej słowach w całej fundacji zaczął się istny Armagedon. Przeszukiwano dosłownie każdy kąt, każdą szafkę, półki. Helena widząc te poczynania pomyślała nawet, że jeszcze chwila a zaczną zrywać podłogi. W pewnym momencie postanowiła zadać nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie.
- Wybaczcie, ale czy mogą mi panowie powiedzieć skąd takie podejrzenia co do mojej fundacji? Przez wszystkie te lata jak powstała nie było czegoś takiego.
- Przykro nam, ale nie możemy zdradzać takich informacji do chwili zakończenia śledztwa - odparł jeden z funkcjonariuszy. Jednak ona miała przypuszczenia kto mógł za tym stać lecz nie mając dowodów niewiele mogła zrobić.
- A czy w tej sytuacji mogę zadzwonić do adwokata oraz męża? - dopytywała czując, że jej zdenerwowanie zaczyna sięgać zenitu.
- Oczywiście, że może pani zadzwonić. W tej chwili nie jest pani aresztowana ani nic z takich rzeczy - Helena chwyciła za telefon, wybrała jeden z dobrze znanych jej numerów, po chwili oczekiwania usłyszała. 
- Co tam Helenko? Ile jeszcze potrwa ta kontrola? 
- Krzysiu zadzwoń proszę do naszego adwokata i jeśli możesz przyjedź do fundacji - mówiła.
- Ale co się stało? Po co ci adwokat? - zadawał kolejne  pytania.
- Wszystko wyjaśnię jak tu przyjedziesz. To nie jest na telefon. 
- Dobrze, będę za około półgodziny - odparł i rozłączyli się. 
Senior Dobrzański zastanawiał się co takiego się wydarzyło. Zadzwonił jeszcze do mecenasa Dębskiego informując, go o dość dziwnym telefonie od żony. Adwokat zaproponował, że również pojawi się w fundacji. Dobrzański przystał na tę propozycji. 

W tym samym czasie Marek miał niezbyt miłą rozmowę z Pauliną. 
- Możesz mi powiedzieć czego tak wrzeszczysz na całą firmę? - dopytywał Marek. 
- Czy ty nie widzisz co się tu dzieje? - mówiła poirytowana widząc kolejny raz Beatkę w firmie. 
- A cóż takiego ma się dziać? 
- Ta znowu przyprowadziła tego ba... 
- Uważaj na słowa Paulino - wszedł jej w słowo ktoś za jej plecami. Odwróciła się i ujrzała Pshemko. Po czym zwrócił się do Uli - cieszę się, że przyprowadziłaś małą. Mam już gotową tę sukienkę, o której rozmawialiśmy. Jednak musimy jeszcze przymierzyć i sprawdzić czy wszystko jest w jak najlepszym porządku  - Febo stała przez moment jak słup soli, a za moment odparła. 
- Od kiedy to szyjesz dla pospólstwa? - Uli zrobiło się przykro, bo nigdy nie prosiła o to aby dostawać cokolwiek za nic. A słowa panny Febo wywołały takie właśnie odczucie. 
- Paula możesz przestać? - odezwał się Marek - jakim prawem ubliżasz innym? To sprawa Pshemko dla kogo i co szyje i tobie moja droga nic do tego. 
- Phi - tylko tyle wydała z siebie ta niby kobieta z klasą, odwróciła się na pięcie i poszła do gabinetu brata.

- Słyszałeś brat? - rzekła od progu Paulina.
- Mnie też jest miło cię widzieć sorella - rzekł i dodał - co takiego miałem słyszeć? Od rana siedzę w gabinecie i prowadziłem kilka telekonferencji. A za około dwie godziny jestem umówiony z prezeską Fox Fashion Beatą Lange. Mam pewną sprawę do załatwienia. 
- Temu kurduplowi coś się w głowę chyba zrobiło - mówiła, a pytające spojrzenie brata sprowokowało ją do dalszych wyjaśnień - wyobraź sobie, że zaczął szyć ubrania dla małych dziewczynek, a jego modelką została siostra tej dziewuchy z recepcji. 
- Może coś źle zrozumiałaś Sorella? - próbował jakoś wyjaśnić zachowanie mistrza, jednak mina jego siostry mówiła sama za siebie. 
- Aleks wiem co widziałam i słyszałam - tłumaczyła. 
Dla Aleksa to była świetna wiadomość, którą chciał wykorzystać. Wiedział doskonale, że co zamierza uczynić jest działaniem na niekorzyść firmy. Lecz dla niego to się nie liczyło. 

- Bardzo cię Ula przepraszam za Paulinę - mówił spokojnym głosem Marek. Chociaż on sam gotował się w środku na zachowanie swojej byłej narzeczonej - nie przejmuj się tym jej gadaniem, ona już taka jest. Widziałem tę sukienkę dla małej i muszę przyznać, że mistrz przeszedł samego siebie - mówił tak, aby odwrócić jej uwagę id tych okrutnych słów Pauliny. I jak można było wywnioskować udało mu się to uczynić. Nawet można było ujrzeć coś w rodzaju delikatnego uśmiechu na jej twarzy.
- Dziękuję - odparła i już miała zająć się swoimi zajęciami. Miała ich niewiele, ale nie lubiła kiedy sprawy się nawarstwiały. 
- Mam jeszcze do ciebie Ula jedną sprawę i jeśli byś mogła podczas lunchu przyjść do mojego gabinetu byłbym wdzięczny. Wówczas będą również moi rodzicie - rzekł.
- Dobrze przyjdę - odparła nie podejrzewając co takiego może chcieć od niej cała rodzina Dobrzańskich. 

Jednak przez sprawy w fundacji wspólne plany na ten dzień całej trójki Dobrzańskich mogły runąć w gruzach. Pierwszy na miejscu pojawił się mecenas, zaparkował lecz postanowił zaczekać na Krzysztofa. Nie minęło więcej jak może pięć minut, kiedy tuż obok zaparkował mąż Heleny.
- Witaj - przywitali się obaj panowie.
- Wiesz o co może chodzić? - dopytywał Dębski. Krzysztof pokręcił przecząco głową. 
- Wiem jedynie tylko, że Helena dostała kilka dni temu pismo z urzędu skarbowego w związku z kontrolą  skarbową. 
- W porządku. Chodźmy zobaczymy co takiego się wydarzyło - rzekł adwokat. 
Weszli do środka. Widok jaki ujrzeli zwalił ich niemalże z nóg. 
- Helenko co tu się dzieje? - dopytywał Krzysztof. 
- O przywiozłeś adwokata to wspaniale - rzekła ze łzami w oczach pani Dobrzańska - widzicie, ktoś doniósł na mnie do skarbówki o rzekome fałszowanie faktur oraz na policję, że niby pod przykrywką fundacji przemycam jakieś dopalacze czy jakieś tam narkotyki. Policja ma nakaz na przeszukanie - mówiła. 
Mecenas Dębski podszedł do komisarzy przedstawił się i poprosił o wyjaśnienia w tej sprawie. 
- Panie mecenasie dostaliśmy donos, który mówi o posiadaniu oraz handlu dopalaczami. 
- W takim razie proszę o podanie mi danych tego pseudo donosiciela. Oczywiście jeśli takowe dane posiadacie - mecenas wiedział, że jemu muszą podać takie informacje. Widząc dziwne miny obu panów funkcjonariuszy  podążył z wyjaśnieniami - zamierzamy wraz z państwem Dobrzańskich złożyć pozew o fałszywe oskarżenia oraz o zniesławienie. 
- Do zgłoszenia doszło w dniu wczorajszym i był złożony przez nijaką Paulinę Febo - rzekł aspirant Krystian Górski. 
- A kto zgłosił fałszerstwo w finansach? - dopytywał mecenas zwracając się do urzędników. 
- Przykro nam, ale pismo nie było podpisane - usłyszeli wszyscy zgromadzeni. 
W końcu policja zakończyła swoje działania. Z fundacji wyszli jak można było się domyśleć z niczym. Nawet odrobiny śladu po czymś takim jak jakiekolwiek narkotyki czy też dopalacze. Również skarbówka niczego nie znalazła.
Dobrzańscy kiedy usłyszeli kto jest sprawcą tego całego zamieszania mieli ochotę udusić ją gołymi rękoma. 
- Gdybym ją teraz dorwał to nie wiem co by się z nią działo.
- Jak można być tak podłym, zawistnym i okrutnym człowiekiem. 
- Ich rodzice chyba w grobie się przewracają. 
- Proszę abyście państwo nie robili niczego na własną rękę. Ja jeszcze dzisiaj zredaguje pismo do sądu przeciwko tej kobiecie - mówił mecenas Dębski.
W tym całym zamieszaniu zapomnieli o umówionym spotkaniu z Markiem na Lwowskiej. 
- Marek synu wraz z mamą musimy przeprosić cię, ale nie damy rady dziś przyjechać tak jak się umawialiśmy. Prosiłbym abyś sam załatwił sprawę z panią Cieplak - zadzwonił senior do syna, kiedy tylko przypomniało mu się spotkanie.
- Nie ma problemu mogę to załatwić - odpowiedział i dopytywał - co się stało? Źle się poczuło, któreś z was? - zarzucił ojca kilkoma pytaniami. Pod skórą podejrzewał, że coś się stało. 
- Wszystko ci opowiemy, ale nie przez telefon.
- W porządku. Jeśli to możliwe, to przyjadę jeszcze dziś do was. 
CDN...

piątek, 17 września 2021

SIEROTY część IV

 Rozmawiała z Jaśkiem po powrocie o zamieszkaniu w Warszawie. 
- Ula myślę, że to bardzo dobry pomysł - poparł ją brat. 
- Ale wiesz z czym to się wiąże? 
- Sądzę, że z niczym takim z czym byśmy sobie wspólnie nie poradzili. Zapewne zastanawiasz się nad tym skąd weźmiemy pieniądze - Ula potwierdziła tylko kiwnięciem głowy - przecież mamy pieniądze ze sprzedaży domu.
- Jasiu ja chciałam je przeznaczyć na założenie wam lokat, które moglibyście wykorzystać za jakiś czas - mówiła.
- To załóż lokatę dla małej. A moją część weź na mieszkanie w stolicy. Siostra nas tu poza grobem rodziców nic nie trzyma - mówił - dodatkowo to ułatwi ci dojazdy do pracy. Może udałoby się znaleźć takie, które byłoby stosunkowo blisko twojej firmy. Wiesz też, że chce iść na studia w Warszawie. Ty również mogłabyś pomyśleć o studiach - w duchu przyznawała rację bratu. 
- Przez weekend moglibyśmy przejrzeć ogłoszenia w internecie. Może uda nam się znaleźć coś ciekawego - zaproponowała Cieplak. Jasiek skinął głową na zgodę i poszedł do swojego pokoju aby przygotować się na następny dzień do szkoły. 

Zaparkował swoją najnowszą zabawkę pod posesją swoich rodziców. Tak miał w zwyczaju mawiać młody Dobrzański o autach. Niespełna tydzień wcześniej kupił nowy model Jaguara.


Sportowe auta to jego największa pasja. W swoim gabinecie na biurku miał kilka modeli, a w domu specjalną gablotę. Paulina wielokrotnie wyśmiewała te jego zbiory, nawet kiedy byli w towarzystwie różnych osób. 
- Mój narzeczony to taki duży dzieciak wciąż zbiera autka - mówiła z wyraźną szyderą w głosie. Z początku Marek próbował jakoś się tłumaczyć najczęściej mawiał. 
- To tylko modele sportowych aut - jednak z czasem uznał, że to nie ma sensu. W końcu każdy ma jakieś hobby. Jedni zbierają znaczki inni coś innego a on modele aut. 
Jak na październik było ciepło, na tyle aby można było przedpołudnie i wczesne popołudnie spędzić na zewnątrz. Tak też uczynili seniorzy Dobrzańscy. Marek przeszedł przez przestronny salon i wyszedł na taras, gdzie siedzieli jego rodzice. Przywitał się z matką pocałunkiem w policzek oraz uściskiem dłoni z ojcem. 
- Siadaj synku. Czego się napijesz, a może coś byś zjadł? - dopytywała syna Helena. 
- Z chęcią napiłbym się kawy. Rano była jakaś awaria prądu u mnie na ulicy, a w firmie też zamieszanie i nie miałem czasu kiedy się napić - wyjaśnij. 
- To o czym chciałeś rozmawiać, że dzwoniłeś wczoraj późnym popołudniem synu? - zaczął Krzysztof kiedy zostali już tylko we trójkę. 
- Wczoraj usłyszałem pewną rozmowę u nas w bufecie. Z tej rozmowy dowiedziałem się, że jedna z naszych pracownic znajduje się dość trudnej sytuacji mieszkaniowej. Później rozmawiałem jeszcze z Elą i ta opowiedziała mi nieco więcej o Uli. Tak o tej samej Uli co pracuje w recepcji. Wiem, że chciałaby zamieszkać w Warszawie i podjąć studia. Mówił o wszystkim, bo nie widział takiego powodu. Pomyślałem, że moglibyśmy dziewczynie jakoś pomóc - mówił.
- Wszystko ładnie, pięknie synu, ale jak chcesz to zrobić? - dopytywał go ojciec. 
- Mam pewien pomysł i zrobiłem nawet mały rekonesans przez internet. Mogli byśmy pomóc jej w wynajęciu jakiegoś niedużego mieszkanka. Mieszkanie można by wynająć na firmę wówczas taki wynajem jest znacznie tańszy , a od niej samej pobierać jakąś niewielką kwotę. Albo wesprzeć finansowanie studiów. Z tego co wiem chciała iść na ekonomię, a w obecnej sytuacji robi jakieś kursy językowe. Sam widziałem jak podczas każdej możliwej wolnej chwili uczy się niemieckiego - opowiadał.
- Z tego co mówisz to widać, że to ambitna osoba - odezwała się Helena. 
- Nawet bardzo ambitna, mamo - poprawił matkę, a raczej dodał słowo bardzo. 
- To bardzo szlachetne z twojej strony synu, że chcesz pomóc, ale jaką masz pewność czy ta pani Urszula chce naszej pomocy - zasugerował senior. 
- Tego to nie wiem. Jeszcze nie rozmawiałem z Ulą, najpierw chciałem to skonsultować z wami - wyjaśnił. 
- Myślę, że to nie jest taki zły pomysł. Jednak trzeba o tym porozmawiać z samą panią Urszulą - poparli syna oboje Dobrzańscy. 
Posiedział jeszcze jakiś kwadrans u rodziców i po ustaleniu, że seniorzy zjawią się następnego dnia w firmie i opuścił posiadłość. 

- Jestem bardzo dumny Helenko z Marka. Udało nam się wychować go na wspaniałego syna - mówił z dumą w głosie Krzysztof. 
- Tak masz rację, wyrósł na wspaniałego, pełnego empatii i współczucia człowieka. Jak widać bogactwo go nie sprowadziło na złą drogę - poparła męża.
- To racja. Ale w dużej mierze kochana - uchwycił dłoń żony ucałował i kontynuował - to twoja zasługa. To ty wpajałaś mu te wszystkie maniery i jak powinien zachowywać się człowiek.
- Nie przesadzaj Krzysiu. Ty również masz w tym wszystkim swój udział - mówiła Helena, chwyciła filiżankę z kawą, zrobiła łyk i jakby doznała dzięki temu olśnienia - kochany mam chyba rozwiązanie w sprawie tego mieszkania. 
- Co masz na myśli? - dopytywał senior. 
- Przecież my mamy takie wolne mieszkanie. Pamiętasz o mieszkaniu po siostrze mojej babki? 
- Tak pamiętam. Ale przecież tam trzeba by zrobić generalny remont, po tych ostatnich lokatorach - odparł senior. 
Faktycznie pani Dobrzańska była w posiadaniu mieszkania, które dostała w spadku. Przez jakiś czas wynajmowali je lecz od około miesiąca stało puste i nadawało się jedynie do generalnego remontu. Pourywane krany, zniszczona kabina prysznicowa. W pokoju pourywane klamki w oknach, i takich mniejszych bądź też większych usterek można by wyliczać w nieskończoność. 
- No tak, ale można by wynająć jakąś firmę i może udałoby się odremontować to mieszkanie, a następnie wynająć je pani Urszuli - mówiła Helena. 
- To nie jest taki głupi pomysł - odparł Krzysztof - tak teraz pomyślałem, że po południu mógłbym podjechać tam i zobaczyć jak to wszystko wygląda. A potem podzwonić i zamówić jakąś ekipę remontową - Helena poparła pomysł męża. 

- Możesz powiedzieć co to ma być? Czy to przedszkole? - wrzeszczała Febo na Ulę. 
- Przepraszam pani Paulino, ale nie miałam z kim zostawić małej - próbowała tłumaczyć Cieplak lecz Febo nie zamierzała słuchać. 
- A co to mnie obchodzi - dalej mówiła podniesionym głosem. 
- Paulino czemu tak krzyczysz? - usłyszała za plecami głos swojej niedoszłej teściowej. 
- Sami zobaczcie - odburknęła i odeszła zadzierając nos do góry. 
 - Ja bardzo przepraszam, ale nie miałam z kim zostawić małej - wskazała Cieplak na swoją małą siostrzyczkę, która siedziała za ladą recepcyjną i kolorowała jedną ze swoich kolorowanek. Helena obeszła ladę i podeszła do małej. 
- Witaj kochanie jak masz na imię?
- Jestem Beatka Cieplak proszę pani - odparła dziewczynka - dzisiaj Ulcia zabiera mnie na badania - dodała. 
- Tak mam dzisiaj wizytę u kardiologa z małą. I stąd powód dlaczego małą przywiozłam ze sobą. W innym przypadku musiałabym prosić o dzień wolnego albo zwolnić się wcześniej z pracy aby zdążyć jechać do Rysiowa i wrócić do Warszawy - tłumaczyła się Cieplak. 
- A, któryś z rodziców nie mógł...?  - zaczął Krzysztof jednak Beatka wyprzedziła z odpowiedzią swoją siostrę. 
- Mamusia i tatuś są u aniołków - to wystarczył aby Dobrzańscy nie drążyli tematu dalej. Natomiast Helena wpadła na pewien pomysł. 
- Kochanie a może chcesz zobaczyć prawdziwe suknie księżniczek - zaproponowała widząc co malowała Beatka. 
- Nie chcemy robić kłopotu a mała siedzi tutaj i nikomu nie przeszkadza - próbowała odwieść żonę prezesa Ula. 
- To żaden kłopot - rzekła starsza kobieta i chwyciwszy Beatkę za rękę powędrowały do pracowni Pshemko, zwróciła się jeszcze do męża - a ty Krzysiu idź i powiedz Markowi co udało się załatwić. 

- Witaj mistrzu - zwróciła się do niewielkiego wzrostu mężczyzny siedzącego w czerwonym fotelu.
- Dzień dobry Helenko - odparł Pshemko - a kogo ty mi przyprowadziłaś? 
- To Beatka, siostra Uli i chciała bardzo zobaczyć te twoje suknie księżniczek  zwróciła się do mężczyzny jednocześnie zerkając na małą i puszczając jej oczko. 
Ten łasy na pochlebstwa nie protestując poprowadził dziewczynkę gdzie było mnóstwo wieszaków z sukniami. 
- A czy pan szyje też takie suknie dla takich małych dziewczynek jak ja? - zapytała nagle Beatka. 
- Dotychczas nie, bo nie miałem takiej małej księżniczki jako modelki - odparł - chociaż teraz chyba będę już miał. Oczywiście jeśli twoja siostra się zgodzi - dodał.
- Na pewno się zgodzi - odpowiedziała mu mała z całą pewnością w głosie. 
Wróciły do recepcji i Beatka od razu powiedziała co usłyszała od Pshemko.
- Ulcia pan Pshe...Przemysław powiedział, że jeśli się zgodzisz to będę mogła zostać jego modelką - Ula słuchała co ma do powiedzenia siostra i nie bardzo rozumiała, spojrzała pytająco na Helenę. 
- Pshemko chyba właśnie wpadł na pomysł nowej kolekcji dzięki twojej siostrze kochanie. 
- Zobaczymy - zwróciła się do siostry. 
Dobrzańska nie chcąc ingerować, zwróciła się tylko do Cieplak z zapytaniem czy jej mąż oraz syn wciąż są w firmie, a usłyszawszy potwierdzającą odpowiedź poszła w wyznaczonym kierunku. 

- I co ustaliliście? - dopytywała Helena po wejściu do gabinetu.
- Uzgodniliśmy razem z tatą, że najpierw zrobimy tam remont a potem zaproponuję jej mieszkanie.
- To świetny pomysł - poparła go pani Dobrzańska .
CDN...

piątek, 10 września 2021

SIEROTY część III

 Febo siedziała słuchając tego wszystkiego, ale tylko sam Pan Bóg wiedział co się dzieje w tej chwili w głowie. Z całą pewnością aż się gotowała w środku.
- To nie do końca jest tak jak mówisz - rzekła kiedy senior Dobrzański  skończył mówić.
- Nie? A ciekawe jak? - padło z ust Heleny. Chociaż te pytania wypowiedziane były tonem domagającym się wyjaśnień a nie czegoś w rodzaju pytania o pogodę na następny dzień - jak można wytłumaczyć obściskiwanie się z innym mężczyzną na środku chodnika? I takich pytań można by mnożyć, moja droga. Krzysztof ma rację mówiąc, że ten związek nie ma sensu. Owszem jakiś czas temu myślałam, że pasujecie do siebie i możecie stworzyć wspaniałą kochającą się rodzinę. Lecz od kilku miesięcy zauważam, że byłam w wielkim błędzie. Dla nas najważniejsze jest szczęście Marka. A patrząc na to wszystko co wyprawiasz to on szczęśliwy nigdy nie będzie - mówiła Helena. Marek w pewnym sensie tak jak Paulina nie wierzył w to co słyszy. Z tą różnicą, że panna Febo liczyła na wsparcie ze strony Heleny. Marek za to miał wrażenie jakby miał omamy słuchowe, jego matka, taka obrończyni jego narzeczonej odwraca się przeciwko tej podłej kobiety. To co usłyszała Febo od swojej niedoszłej teściowej tylko jeszcze bardziej wywołało gniew i chęć zemszczenia się już nie tylko na samym Marku, ale i na jego rodzicach. A w jej głowie już rodziły się plany. I gdyby tylko ta trójka wiedziała co ich czeka to wysoce prawdopodobne inaczej by to załatwili. Te czarne chmury zbliżały się wielkimi krokami. 

Ula zaaklimatyzowała się już w firmie. Większość osób tam pracujących była życzliwa, uprzejma a z kilkoma osobami nawet miała dość dobry kontakt.  Jednak najbardziej zaprzyjaźniła się z dwiema dziewczynami. Ela młoda, niewiele starsza od Uli samotnie wychowująca małego synka, pracująca w Febo&Dobrzański od kilku lat jako bufetowa. Druga z nich to krawcowa Iza. Lecz było również kilka mniej sympatycznych osób. Chociaż mniej sympatyczni to takie lekkie określenie dla co poniektórych. Szczególnie uszczypliwe były modelki oraz oboje Febo. W jakimś sensie Ula bała się rodzeństwa, a zwłaszcza Aleksa. Za każdym razem kiedy jedno z nich pojawiało się na firmowych korytarzach a przede wszystkim w okolicy recepcji Ula cała dygotała w środku. Ona sama była jedną z tych osób, które zostały znieważone na oczach innych pracowników przez jedno z Febo. Również sam Adam Turek główny księgowy był mało sympatyczny. Ula miała nawet wrażenie jakby ten był bardzo nachalny, nawet parę razy próbował się z nią umówić. Dopiero interwencja Sebastiana Olszańskiego oraz jednego z informatyków spowodowała iż ten się odczepił.  W tym niedługim jakby mogło się zdawać okresie swojej pracy poznała również seniorów Dobrzańskich. Tak jak ona zrobiła na prezesie i jego małżonce bardzo dobre wrażenie, tak Ula podziwiała tę dwójkę ludzi. Zawsze uśmiechnięci, życzliwi, nie przeszli obok żadnego z pracowników aby chociażby zapytać jak mija dzień, czy wszystko jest w porządku. Widać było, że ludzie cenią swoich pracodawców, ale i szanują ich tak samo jak sami by tego chcieli. Taki sam był Marek. 

Była pora lunchu kiedy to dziewczyny spotkały się w bufecie. 
- No teraz mam trochę czasu aby usiąść razem z wami kochane - rzekła Ela. 
- Ula a co ty taka jakaś markotna? - dopytywały.
- Nic takiego - odparła.
- Coś kręcisz moja droga. Mów co jest - ciągnęła Cieplakównę za język krawcowa. 
- Te dojazdy są bardzo uciążliwe, szczególnie kiedy to ja dodatkowo muszę odprowadzić małą do przedszkola - mówiła Ula. 
- To może pomyśl nad przeprowadzką do Warszawy. Pamiętam jak wspominałaś, że Jasiu chciał iść do jakiegoś liceum właśnie tu. Małą też można zapisać do jakiegoś przedszkola - mówiła Ela. 
- Ty również mogłabyś pomyśleć wówczas o studiach - mówiła Iza. Dziewczyny tak rozmawiały jeszcze przez krótką chwilę nie mając pojęcia, że ktoś przysłuchuje się tej rozmowie. A był to nie kto inny jak sam Marek Dobrzański. 
- Wiecie, że bardzo chciałabym pójść na studia, ale w obecnej sytuacji to nie jest możliwe. Praca, oczekiwanie na zabieg małej, nie mogę Jaśka obciążać opieką nad Beatką on ma w tym roku maturę. A ja mogłabym podjąć tylko naukę w systemie zaocznym albo wieczorowym - mówiła z jakimś wyczuwalnym smutkiem w głosie. 
Pora lunchu dobiegła końca i każda z dziewczyn wróciła do swoich zajęć. W bufecie wciąż jeszcze było kilka osób w tym również junior Dobrzański. Dopił kawę i podszedł do bufetu. 
- Jeszcze jedną? - zapytała Ela odbierając filiżankę z rąk Marka. 
- Nie, za kawę serdecznie dziękuję. Ale mam do ciebie prośbę - mówił, a spojrzenie bufetowej zadawało pytanie co to za prośba - nie chciałbym rozmawiać tutaj, więc jeśli możesz kiedy skończysz pracę to przyjdź do mojego gabinetu. 
- W porządku będę kilka minut po szesnastej - usłyszał w odpowiedzi. 
Zgodziła się na tę rozmowę mimo iż nie miała pojęcia co takiego chce od niej syn właścicieli firmy. 

Uli ta rozmowa z dziewczynami w bufecie dała nieco do myślenia. W duchu przyznawała im rację, co do mieszkania w stolicy. Lecz ona dopiero co zaczęła pracę i nie stać jej na kolejne wynajęcie. 
- Wieczorem po pracy porozmawiam z Jasiem - rozmyślała. 
- Królestwo za twoje myśli - usłyszała nagle podniosła wzrok i ujrzała uśmiechniętą twarz Marka. 
- A nic takiego. Zastanawiam się nad jedną sprawą - odparła lecz nie chciała swoimi sprawami zawracać głowy młodego Dobrzańskiego. 
- W porządku. Ale jeśli byś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to wal jak w dym - odparł. Nie chciał być nachalnym. 
- Dziękuję, zapamiętam - odparła z uśmiechem na ustach. 
Zamienili jeszcze kilka zdań i każde ponownie zajęło się swoimi obowiązkami. 

Było kilka minut przed piętnastą kiedy to drzwi windy się otwarły i wyszła z niej Ela. 
- Co ty tu robisz. Nie idziesz jeszcze do domu? - zaciekawiła się Cieplak widząc przyjaciółkę na tym piętrze tuż przed końcem pracy. 
- Marek prosił abym przyszła do niego przed wyjściem do domu - wyjaśniła. 
Ula spakowała swoje rzeczy, pożegnała się z Elą i opuściła recepcje. 
- Wejdź Elu - usłyszała, kiedy tylko doszła do gabinetu. W sekretariacie nie było już nikogo a drzwi biura były otwarte i widać było, że Marek czeka na nią - proszę usiądź - dodał wskazując fotel stojący obok kanapy, na której sam zasiadł. 
- Na początku chciałem przeprosić, że podsłuchałem część waszej rozmowy dzisiaj w bufecie - zaczął kiedy tylko usłyszał pytanie o czym chciał rozmawiać - możesz mi powiedzieć coś więcej o Uli. Słyszałem coś o studiach, że chciałaby takowe podjąć. 
- Zapewne wiesz, że Ula samotnie wychowuje dwójkę rodzeństwa - Marek tylko pokręcił przecząco głową. Ela rozumiała, bo sama Ula nie chwaliła się tym - wiem, że ukończyła jakieś liceum w Rysiowie, miała plany oraz marzenia o studiach. Jednak życie zweryfikowało to wszystko. Jej rodzice zginęli w wypadku, a ona po szkole poszła do pracy aby móc odzyskać opiekę nad dzieciakami. Wciąż mieszkają w Rysiowie a to jest męczące dla niej, bo jakby nie patrzeć to jest niemalże godzina jazdy. 
- Nie wiedziałem, że to tak wygląda - mówił jakby ze skruchą w głosie, że czuje się głupio. 
- Marek nie musisz mieć wyrzutów. Ula nie mówi o tym nikomu. Ona się nie skarży i przyjmuje wszystko co daje jej los. Nam z Izą zajęło to jakiś czas aby wzbudzić w niej zaufanie do nas i opowiedzieć cokolwiek o sobie samej. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która spędza jej sen z oczu to choroba małej. 
- A co to za choroba, może mógłbym jakoś pomóc? - dopytywał - wiesz, że moja mama prowadzi fundację dla chorych dzieci.
- To jakaś wada serca. Tyle wiem i wiem, że za jakiś miesiąc czy dwa ma mieć zabieg - wyjaśniła. 
Rozmawiali jeszcze chwilę i pożegnali się. 
- Dziękuję ci Elu za to co mi powiedziałeś. Mogę ci obiecać, że ta rozmowa zostanie między nami - rzekł do kobiety kiedy ta była tuż przy drzwiach. 
Usiadł ponownie przy swoim biurku i czuł złość na siebie samego.  
- Dobrzański jesteś ślepcem, który nie widzi wielu rzeczy - wyrzucał sobie. Zastanawiał się jak można pomóc Uli. Po tym co usłyszał od Eli podziwiał Ulę za to jaka jest silna. Mimo tego co przeszła stale się uśmiecha, jest pierwsza do pomocy innym. 
Wrócił do domu, który dzielił ze swoją byłą narzeczoną. Tak rozstał się z panną Febo tego samego dnia a raczej już wieczoru kiedy wrócili od jego rodziców. Usłyszał wiele inwektyw pod swoim i swoich rodziców adresem podczas pakownia się Pauliny. Odgrażała się, że ją popamiętają, nie brał tych słów do siebie. Uznając, że ta mówi to wszystko pod wpływem emocji. Z chwilą opuszczenia domu przez Febo Marek poczuł ogromną ulgę. 
Zrobił sobie kolację i nagle jakby dostał olśnienia wpadł na wydawało się genialny pomysł. Jednak wcześniej musi to skonsultować. I mimo późniejszej już pory zadzwonił do rodziców mówiąc, że musi z nimi porozmawiać. 
- Marku, ale czy to jest takie pilne, że nie może to poczekać chociażby do jutra rana? - usłyszał głos swojego ojca. Marek przeczesał ręką włosy i doszedł do wniosku, że przecież jedna noc nie zmieni niczego. 
- Przepraszam tato masz rację. Podjadę do was w porze lunchu i wówczas wszystko wyjaśnię - odparł przyznając rację ojcu. Zamienił z Krzysztofem jeszcze kilka zdań na temat firmy po czym przekazując pozdrowienia dla obojga rodziców rozłączył się, dokończył kolację, wziął prysznic i położył się. Zasypiał z postanowieniem pomocy Cieplakom. 
CDN...

piątek, 3 września 2021

SIEROTY część II

 Dwa tygodnie minęły nad wyraz szybko. Dla Uli jakby zbyt za szybko. Nie zdążyła znaleźć nowej pracy, jednak nie to było najgorsze. Tydzień po tym jak dzieciaki ponownie z nią zamieszkały Ula dostała wiadomość z przedszkola gdzie chodziła mała Beatka. 
- Dzień dobry pani Urszulo - usłyszała w słuchawce - nazywam się Dorota Bąk, jestem dyrektorem przedszkola, do którego chodzi pani siostra. Proszę przyjść do  placówki - usłyszała prośbę.
- Czy coś się stało mojej siostrze? - zdołała wydukać do słuchawki.
- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę przyjść w miarę możliwości jak najszybciej.
- Dobrze będę najdalej za półgodziny - odparła. 
Prawie biegła a w duchu modliła się aby nie stało się nic poważnego. Wpadła do przedszkola zdyszana w chwili kiedy z pokoiku przeznaczonego na punkt medyczny wychodzili dwaj  sanitariusze trzymając nosze a na nich leżała jej mała siostrzyczka. 
- Betti? - rzekła - kochanie co jest? - niby pytała małej a tak naprawdę liczyła na jakąś informację od lekarza.
- Pani siostra podczas zabawy straciła przytomność. Z tego powodu zabieramy siostrę do szpitala na badania. 
- Czy mogę jechać z wami? - dopytywała.
Lekarz przez chwilę się wahał, jednak po chwili stwierdził.
- Proszę usiąść tu z boku. 
Wyniki nie pozostawiały złudzeń Beatka miała wrodzoną wadę serca, a co za tym idzie czekała ją operacja. Ula była tym wszystkim przerażona. 
- Najpierw śmierć rodziców, rozdzielenie z dzieciakami, brak pracy i teraz jeszcze choroba Beatki - wyliczała siedząc w kuchni przy filiżance kawy - ile jeszcze tego złego musi się wydarzyć? - zastanawiała się. W Rysiowie już chyba złożyła w każdym możliwym miejscu swoje CV, a i tak nikt nie odpowiadał. Z tych jej wieczornych rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu. 
- Słucham - odezwała się nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Cześć Ula - usłyszała radosny głos przyjaciela - posłuchaj znalazłem ogłoszenie o pracę u mnie na uczelni. Pomyślałem o tobie i spisałem numer.
- A co to za praca? - dopytywała z nadzieją w głosie. 
- Piszą tam, że jakaś firma, kurde nie pamiętam nazwy. No, ale to mało istotne. Poszukują kobiety na stanowisko recepcjonistki.
- To jeśli możesz to prześlij mi ten numer. Jutro z rana tam zadzwonię. Dziękuję Maciuś, że pomyślałeś o mnie. 
- Nie masz za mi dziękować. Niczego nie zrobiłem takiego, jedynie spisałem numer. Będę trzymał kciuki. A teraz z innej beczki. Jak czuje się mała? 
- Tak sobie. Na przyszły tydzień mamy kolejną wizytę i zobaczymy co powiedzą. 
Chwilę jeszcze rozmawiali o Jaśku, studiach, na które dostał się Szymczyk, a zaraz po tym jak się rozłączyli Maciek przesłał jej spisany numer. 
- Może się uda - pomyślała. 

- Dzień dobry ja w sprawie ogłoszenia o pracę jako recepcjonistka. Czy to ogłoszenie jest wciąż aktualne?  - mówiła, kiedy tylko usłyszała jakiegoś mężczyznę z drugiej strony słuchawki. 
- Dzień dobry. Tak ogłoszenie jest wciąż aktualne. Jeśli jest pani zainteresowana to zapraszam na rozmowę kwalifikacyjną w dniu... - nastała cisza w słuchawce, a jedynie co można było usłyszeć to coś w rodzaju jakby wertowania kartek - dzisiejszym na godzinę jedenastą piętnaście? - Ula spojrzała na zegarek, który wskazywał za dziesięć dziewiątą i odparła. 
- Postaram się przybyć. Prosiłabym jedynie o podanie adresu. 
- Ma pani jak zapisać czy może prześlę SMS-em? - Ula przystała na SMS. 
Sprawdziła przez internet rozkład jazdy i ciężko westchnęła.
- Kurde blaszka nie ma mowy abym zdążyła. Chyba zadzwonię tam i poproszę o inny termin - zastanawiała się kiedy usłyszała pukanie. Podeszła do drzwi spojrzała przez wizjer i na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. 
- Maciuś jak miło cię widzieć - mówiła z radością w głosie zaraz po otwarciu drzwi. 
- Też się cieszę, że cię widzę. Jadę właśnie na uczelnię i pomyślałem, że wpadnę zapytać czy dzwoniłaś tam a i mama przesyła trochę przetworów oraz pasztet z królika - mówił.
- Podziękuj mamie - zaczęła odbierając od przyjaciela reklamówki pełne przetworów oraz dwie blaszki w formie keksówek z pasztetem. Wszystko wyjęła na stół i dodała - tak dzwoniłam tam i jestem umówiona na dzisiaj na godzinę jedenastą piętnaście i  tu mam problem, bo nie zdążę dojechać na czas. 
- To idź się uszykować - mówił.
- Naprawdę możesz mnie zawieźć? - dopytywała. 
- Jasne. Ja zrobię sobie kawy a ty rób co masz zrobić - Ula już więcej nie mitrężyła czasu i po niespełna dwudziestu minutach była gotowa do wyjścia. Sprawdziła jeszcze teczkę z dokumentami czy są wszystkie. Zostawiła kartkę z wiadomością dla Jasia, gdzie jest i w jakim celu pojechała do stolicy. Wsiedli do samochodu Maćka, którym było leciwe Volvo. Ta podała mu adres jaki odczytała z wiadomości i już jechali w kierunku stolicy, a tam na ulicę Lwowską. 
- Przepraszam, ale nie będę mógł zabrać cię w drogę powrotną. Zajęcia dziś kończę późno - tłumaczył się Szymczyk. 
- Spokojnie przyjacielu. Dam sobie radę. Jeszcze raz bardzo dziękuję za podwózkę i podziękuję mamie za te wszystkie przetwory - powiedziała, pożegnała się z Maćkiem i wysiadła. 

Podeszła do okazałego budynku, zadarła głowę do góry i w duchu pomyślała.
- Może tym razem się uda? 
Weszła do środka, przedstawiła się i kierując wskazówkami portiera bez większych przeszkód dotarła w wyznaczone miejsce. Podeszła do pokoju z napisem HR dyrektor Sebastian Olszański zapukała, usłyszała zaproszenie i weszła do środka.
- Dzień dobry panu. Nazywam się Urszula Cieplak, była umówiona na rozmowę w sprawie pracy. Dzwoniłam dzisiaj rano.
- Dzień dobry pani Sebastian Olszański - wstał od biurka, zapiął marynarkę i wyciągnął dłoń na przywitanie - tak pamiętam. Proszę usiąść i powiedzieć kilka słów o sobie. 
Ula powiedziała o sobie co uważała za ważne. Kiedy skończyła kadrowy wyjaśnił na czym polega praca i w jakich godzinach. 
- To bardzo dogodne warunki zwłaszcza godziny. Sama wychowuję dwójkę młodszego rodzeństwa - odezwała się.
- A pani rodzice? - zapytał.
- Zginęli w wypadku - odparła, jej głos załamał się a w oczach pokazały łzy.
- Przepraszam panią nie chciałem sprawić przykrości - rzekł ze skruchą w głosie i podał pudełeczko z chusteczkami. 
Podziękował jej za przybycie, i że się odezwą do końca tygodnia. Wyszła z firmy z przekonaniem iż raczej nie dostanie tej pracy. Swoje kroki skierowała w stronę przystanku. Sprawdziła rozkład do najbliższego autobusu miała około półgodziny usiadła na niewielkiej ławeczce. Nie minęło wiele czasu, kiedy rozdzwoniła się jej komórka. Na wyświetlaczu ukazał się ten sam numer pod, który dziś już ona dzwoniła. 
- Dzień dobry pani Urszul. Z tej strony Sebastian Olszański była dzisiaj pani na rozmowie w sprawie firmy. Prezes pan Krzysztof Dobrzański wyznaczył mnie abym poinformował panią iż została pani przyjęta na stanowisko recepcjonistki. W tej sytuacji proszę przyjechać w dniu jutrzejszym na godzinę siódmą trzydzieści. Wówczas wprowadzę panią w obowiązki jakie należy wykonywać na tym stanowisku oraz podpiszemy umowę - w odpowiedzi usłyszał słowa podziękowania i obietnicę stawienia się w wyznaczonym czasie. Czuła się niesamowicie szczęśliwa. Według tego co mówione było na rozmowie miała zarabiać więcej niż w niejednym Rysiowskim sklepie. Do domu wracała z uśmiechem na ustach.
- I jak siostra? - dopytywał ją brat, jednak widząc radość w oczach nie musiał pytać o nic więcej.
- Dostałam pracę w domu mody jako recepcjonistka. Zaczynam od jutra. Dlatego chciałam cię Jasiu prosić o pomoc w opiece nad Beatką. Ja będę pracować od ósmej do szesnastej, ale ze względu na dojazdy ktoś będzie musiał ją odbierać z przedszkola.
- Nie ma problemu siostra - padło z ust brata - Ula a może skoro będziesz pracowała w Warszawie to moglibyśmy się tam przeprowadzić. Ja poszedłbym do szkoły średniej już tam a małą zapisalibyśmy tam do zerówki - zasugerował młody Cieplak.
- Zobaczymy Jasiu. Nie zastanawiałam się nad tym. Na razie najważniejsze, że mam pracę. Cała reszta to może nie odległa, ale jednak przyszłość. 

Siedział w salonie wraz z rodzicami i swoją narzeczoną, której mam serdecznie dość. Ale i co można było również zauważyć państwo Dobrzańscy też byli poirytowani zachowaniem swojej przyszłej synowej. Marek Dobrzański przystojny brunet, z oczami koloru górskiego lodowca. Wysportowany, z dołeczkami w policzkach jak tylko uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Chociaż w ostatnim czasie miał coraz mniej powodów do radości i to właśnie dzięki swojej narzeczonej Paulinie. Ta półkrwi Włoszka z iście włoskim charakterem panna Paulina Febo potrafiła jak mawiało wielu świętego wyprowadzić z równowagi. Była wysoką, szczupłą, piękną kobietą, za którą nie jeden się obejrzał. I jak sama mawiała jest kobietą z klasą. Lecz poza walorami piękna niewielu widziało cokolwiek innego, a wręcz przeciwnie. Większość uważała ją za podłą, egoistyczną, roszczeniową osobę. Co nie którzy mieli wrażenie jakby to świat był coś winny Paulinie. Ona sama miała jeszcze brata, ten mimo dzielącej ich różnicy wieku charakterem nie był lepszy, a można by się pokusić o stwierdzenie iż był nawet gorszy. Aleksander Febo, bo o nim mowa. Podły intrygant, traktujący ludzi z góry. Wrzeszczący i wyzywający swoich pracowników. Poniżanie ludzi to ta dwójka chyba miała we krwi i nie miało to dla nich kompletnego znaczenia gdzie się znajdowali. Aleks knuł za plecami Dobrzańskich tylko po to aby pozbyć się ich z firmy. Dodatkowo Aleks pałał chęcią zemsty na Marku za grzechy młodości. W czasach studiów Marek przespał się z dziewczyną, w której był zakochany Aleks. Z początku nikt o tym nie wiedział, lecz posłuchana rozmowa wywołała lawinę zdarzeń. Marek wraz ze swoim przyjacielem Sebastianem Olszańskim wpadli na głupi pomysł, który z panów a mowa rzecz jasna o młodym Dobrzańskim i Febo pierwszy ją zaliczy. Oczywiście sam Febo nie miał o niczym takim pojęcia. Przez jakiś czas starał się uwieść pannę lecz wydawało się mało skutecznie. Jednego razu Marek wraz z Sebastianem wybrali się w sobotni wieczór do klubu. Jakie było ich zdziwienie kiedy to przy barze spotkali nie kogo innego jak obiekt westchnień Aleksa Febo. Kilka mocniejszych drinków i panna wylądowała wraz z Markiem w łóżku. Kilka dni później wieść rozeszła się lotem błyskawicy po uczelni. Panna najwyraźniej liczyła na cos więcej ze strony juniora Dobrzańskiego. Lecz kiedy ten powiedział, że nic z tego panna zaczęła rozgłaszać wszem i wobec jaki to słaby kochanek z tego całego Mareczka. Tego też dnia Marek Dobrzański skończył z przelotnymi znajomościami a przynajmniej na okres studiów. Rodzice Febo nie żyją od kilkunastu lat, zginęli tragicznie w wypadku samochodowym. Od tego czasu rodzeństwo wychowywali Dobrzańscy.  Na samym początku kiedy ta trójka była jeszcze w wieku nastoletnim i w czasie studiów rodzice Marka myśleli, że związek ich syna z Pauliną to dobre rozwiązanie, że to scementuje firmę lecz z  czasem przekonywali się sami przed sobą do pomyłki. 
- On kolejny weekend wolał spędzać z tym kretynem Olszańskim gdzieś na wędrówkach po górach niż jechać razem ze mną do ekskluzywnego SPA - żaliła się panna Febo. 
- A co ja miałbym tam niby robić co? Siedzieć i się gapić w sufit? A może kolejny dzień wysłuchiwać twoich narzekań i to jak z całą pewnością poniżałaś cały personel? - odbił piłeczkę w jej stronę. Ta wyglądała tak jakby miała zaraz eksplodować. 
- Paulino czy ty nie przesadzasz? - usłyszała z ust swojej przyszłej teściowej - co jest złego w wędrówkach górskich? 
- No wiesz Helenko - zaczęła Paulina lecz nie było dane jej  skończyć.
- Właśnie nie wiem - mówiła poirytowana Helena. 
- W SPA można się zrelaksować, odpocząć,  zażyć różnych zabiegów odmładzających i relaksacyjnych - próbowała tłumaczyć Paulina. 
- Kobieto ty mogłabyś robić w reklamie niejednego takiego SPA - roześmiał się Marek. 
- Krzysztofie a co ty o tym myślisz? - zwróciła się do milczącego cały czas seniora narzeczona jego syna. 
- Jesteś pewna, że chcesz usłyszeć co ja myślę? - zadał wydawać by się mogło głupie pytanie. Tym bardziej, że od zawsze powtarzał iż nie należy odpowiadać pytaniem na pytanie. Jednak kiedy ta skinęła głową, że chce Krzysztof zaczął. 
- To co powiem z całą pewnością może nie spodobać się wszystkim tu zgromadzonym. Otóż moja droga mam serdecznie dość tych twoich wiecznych skarg, pretensji i kłótni. Wiecznie masz powody aby narzekać na naszego syna. Skoro tak ci z nim źle to go zostaw. Na świecie jest bardzo wielu mężczyzn, może w końcu trafisz na takiego co będzie w stanie sprostać twoim wymaganiom. Ciągle masz pretensje o coś, a co ty dajesz w zamian? Co wnosisz takiego wartościowego do tego związku? Posądzasz go o liczne romanse, a samej nie jesteś mu wierna. Tak my doskonale wiemy, że miałaś romans z Korzyńskim. Przeszkadza ci w Marku dosłownie wszystko. 
CDN...