piątek, 26 lutego 2021

SIŁACZKA część VIII

Powiedz mi dlaczego kiedy myślę, myślę tylko o Tobie 
Powiedz mi dlaczego kiedy widzę, widzę tylko Ciebie 
Powiedz mi dlaczego kiedy wierzę, wierzę tylko w Ciebie wielka miłości..."
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,il_volo,grande_amore.html



Od dnia rozprawy, coś się zmieniło. A raczej zachowanie Marka się zmieniło. Wyglądał chwilami jakby miał nieprzespaną noc. I tak było w rzeczywistości. Bywały noce kiedy nie mógł zasnąć, bo albo o niej myślał, albo śnił.
Już sam nie wychodził przed szereg, nie pytał czy może jej w czymś pomóc. Pomagał tylko na jej wyraźną prośbę. W rozmowach z nią też można było wyczuć jakiś rodzaj dystansu. Zauważyła to nawet sama panna Cieplak.
- Marek, możemy porozmawiać? - zapytała jednego razu, gdy wracali ze spotkania z klientem.
- Pewnie - odparł. 
- To może chodźmy do tego parku przed firmą - zaproponowała. Marek wzruszył ramionami po czym skinął głową na znak zgody. Doszli do jednej z ławek usiedli i przez jakiś czas oboje milczeli. 
- Chciałaś mnie o coś zapytać - przerwał tę ciszę Dobrzański. 
- Możesz mi powiedzieć co się stało? Czy czymś cię uraziłam? Jeśli tak to proszę powiedz mi. Widzę, że od dnia rozprawy coś jest nie tak - wydukała z siebie Cieplak. 
- Nie nic się nie stało. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - mówił jedno, a w środku wszystko krzyczało co innego. 
- Proszę cię przecież widzę, że coś jest nie tak - mówiła.
- Nie chcę się narzucać. Sama powiedziałaś, że nie umiem odpuścić. Uznałem, że może i masz trochę racji - znowu skłamał. To już drugi raz w ciągu dosłownie paru minut. A najchętniej to powiedziałby jej prawdę co czuje, ale jak zwykle stchórzył. 
Tę ich rozmowę przerwał telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz i rzekł.
- Przepraszam cię, ale muszę odebrać - nacisnął zieloną słuchawkę - tak mamo. W którym jest szpitalu? - usłyszał w odpowiedzi, obiecał przyjechać jak najszybciej i rozłączył się. Spojrzał na swoją towarzyszkę rozmowy i rzekł.
- Muszę jechać do szpitala. Mój tato miał chyba zawał - pożegnał się zwykłym cześć i niemal biegiem doszedł do auta tam spotkał Aleksa. 
- Też jedziesz do szpitala? - zapytał Febo. Ten potwierdził krótkim tak - a mogę zabrać się razem z tobą? - Aleks otwarł drzwi od swojego auta. 
- Spokojnie Marek, będzie dobrze. Krzysztof to silny facet wyjdzie z tego - mówił Aleks. 
- Tu nie tylko o to chodzi. Owszem martwi mnie to jego zasłabnięcie, ale nie tylko o to chodzi - odparł młody Dobrzański. 
- A możesz tak jaśniej, bo nie rozumiem - odparł Febo.
- Jestem zły, tylko nie wiem na kogo bardziej - mówił. Febo odwrócił twarz w kierunku przyjaciela i nie bardzo rozumiał. Marek widząc pytającą minę postanowił wyjaśnić to, ale nie w tym momencie, dlatego odparł - porozmawiamy jak już wyjdziemy od ojca ze szpitala. Teraz to on jest najważniejszy.
- Jasne - usłyszał w odpowiedzi - słyszałeś, że Paulina jednak postanowiła wyjechać do Mediolanu na stałe? - dodał po chwili Aleks. Chciał w ten sposób chociaż na chwilę odwrócić uwagę Marka od tego co go trapiło.
- Tak, słyszałem. Mama mi wspominała o tym przedwczoraj. Paula była u nich i żaliła się jak wszyscy podle ją potraktowaliśmy i stąd ta jej decyzja o wyjeździe. 

Ula wróciła jeszcze do firmy. Miała coś do skończenia, a nie chciała tego zostawiać na następny dzień. Dodatkowo był to czas kiedy firma przygotowywała się do kolejnej kolekcji i faktycznie tej pracy było mnóstwo. Przypomniała sobie, że przecież miała również wejść do Pshemko. Mistrz był tą osobą, która nie komentowała jej wyglądu od samego początku. Potrafił docenić w niej to, że podchodziła do swoich obowiązków solidnie. Ale i zawsze łaskotała jego ego mówiąc jakie piękne cuda tworzył. Kilka takich pochwał z jej strony a miała go w kieszeni. Dodatkowo jako jedna z nielicznych w firmie poznała jego prawdziwe imię i nazwisko. Zapukała i po usłyszeniu zaproszenia weszła do pracowni mistrza. 
- Co Urszula taka jakaś smutna? - pytał jak tylko ta weszła do środka.
- A nic takiego mistrzu - odparła chociaż prawda była nieco inna, ale nie chciała o tym mówić - Pshemko przyszła zapytać czy masz już specyfikację na materiały do kolekcji - mistrz wyciągnął z szuflady zapisaną kartkę. Ula wzięła ją, podziękowała mu i już jej nie było. Skończyła pracę, uprzątnęła biurko i wróciła do domu. 
Wysiała z autobusu i po drodze postanowiła wejść do osiedlowego sklepiku. Będąc w środku miała wrażenie jakby wszyscy znajdujący się przyglądali jej się bardziej niż zwykle. Podeszła do lady, gdy usłyszała jedną z kobiet stojących obok.
- Zobacz pani zrobiła sobie bachora, a teraz biedną Dąbrowską i jej syna po sądach ciąga - mówiła jedna z kobiet, a druga nie będąc dużo lepszą dodała.
- Ja słyszałam, że podobno prowadza się ostatnio z jakimś Warszawiakiem i ten nawet ją podwozi - dla samej Uli było tego za dużo. Zostawiła zakupy i ze łzami w oczach wyszła. 
- Ulcia a gdzie zakupy, miałaś kupić na ciasto - mówiła jej młodsza siostra jak tylko ta weszła do domu. Ula nic nie odpowiedziała tylko zaszyła się w swoim pokoiku i tam rozpłakała. Za matką do pokoju wszedł mały Przemek ujrzawszy zapłakaną matkę popędził w kierunku dziadka wołając.
- Dziadzia mama płace - wyseplenił. Cieplak prosząc Jaśka aby zajął się małym wszedł po cichu do pokoju i ujrzał zapłakaną córkę leżącą na łóżku.
- Córcia co się stało? - pytał zatroskanym głosem. Kiedy ta nie odpowiadała pytał dalej - coś z pracą? - Ula skinęła głową, że nie. Chociaż w tej chwili żałowała, że nie ma z nią Marka. Nagle jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zrozumiała jego dotychczasowe zachowanie. 
- Cieplak jesteś idiotką, przecież on odsunął się od ciebie na twoją wyraźną prośbę - pomyślała jednocześnie jeszcze bardziej zalewając się łzami. Jednak nie powiedziała o niczym ojcu. Ten bezradny opuścił pokój córki uznając, iż jak będzie chciała to sama powie. 
Wieczorem odwiedził ich Szymczyk i on zauważył, że jego przyjaciółkę coś trapi. I jak tylko miał ku temu okazję zapytał co się dzieje. 
- Pogadamy jak mały pójdzie spać - odpowiedziała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjaciel nie odpuści. Było już dość późno, gdy Ula opowiedziała o tym co usłyszała w sklepie. Jednak ten sądził, że jest coś jeszcze i nie mylił się. I po tym jak Cieplak wyznała co ją trapi w związku z Dobrzańskim ten skwitował to jednym prostym zdaniem.
- On się w tobie zakochał - ta spojrzała na Maćka i rzekła.
- Maciuś co ty za głupoty pleciesz.
- To żadne głupoty. Spójrz, pomaga ci, jest na twoje niemalże każde zawołanie, wspiera jak tylko może. A gdy dałaś mu do zrozumienia, że jest nachalny to wycofał się. Ale jestem przekonany, że jedno twoje słowo, jeden telefon z prośbą o pomoc i on tu jest - mówił pewny swoich słów Szymczyk czym dał jej do myślenia. 
Wrócili jeszcze tego wieczoru do sytuacji z Dąbrowskimi i  do kilku innych tematów. 
Ula północy nie zmrużyła oka zastanawiając się nad sensem tego co powiedział Maciek. Koniec końców postanowiła przyjrzeć się bardziej zachowaniu Marka przez najbliższe dni.

- To co idziemy pogadać gdzieś przy drinku czy jedziemy do ciebie albo do mnie? - zapytał Febo jak tylko wyszli ze szpitala i mogli odetchnąć. Okazało się, że to tylko stan przedzawałowy, a zagrożenie już minęło. 
- Możemy do mnie - odparł młody Dobrzański. 
- Powiesz o co chodzi? - odezwał się Aleks jak tylko zasiedli na wysokich krzesłach w kuchni. Marek opowiedział o dzisiejszej rozmowie z Ulą, ale i o tym co mu powiedziała zaraz po rozprawie. Ten pokręcił głową po czym rzekł.
- Oj Dobrzański, Dobrzański. A pomyślałeś, że ona potrzebuje po takich wydarzeniach pobyć samej. Że musi odreagować. 
- Ja chciałem być tylko pomocny. Czy to źle?
- Z całą pewnością to bardzo dobrze. Ale z tego co zauważyłem to Ula jest typem siłaczki, która wszystko dźwiga sama na  swoich ramionach, bo tak ją życie nauczyło. Daj jej trochę odetchnąć, pozwól aby poskładała sobie wszystko na spokojnie samej. Bądź w pobliżu, ale nie narzucaj się. Myślę, że ona sama jeśli będzie potrzebować pomocy to cię poprosi - mówił Febo a w głowie wykluwał się pewien pomysł jak pomóc tej dwójce. Bo jak sądził inaczej nigdy nie dojdą do porozumienia i będą się tak miotać. Ale potrzebować będzie pomocy swojej narzeczonej. Postanowił nie wtajemniczać w ten pomysł Marka, a przynajmniej nie na samym początku. Zdawał sobie sprawę, że ta niby parapetówka nie wypali więc musi wymyślić coś innego. 
Od Dobrzańskiego wrócił dość późno i nie chciał budzić Julii, dlatego tę rozmowę przełożył na dzień następny. 
- Późno wczoraj wróciłeś - usłyszał za plecami kiedy nalewał kawy do kubków, które sprezentowali sobie na wzajem z Julią. 


- Tak. Prosto ze szpitala pojechaliśmy do Marka. Chciał pogadać. 
- A co z Krzysztofem, mam nadzieję, że w porządku - mówiła Julia odbierając jednocześnie kubek z napojem bogów jak mawiali oboje na ten czarny płyn. 
- Krzysztof miał stan przed zawałowy. Myślę, a nawet jestem pewien, że to dzięki mojej kochanej siostrzyczce. Lekarze są dobrej myśli i potrzymają go jakiś czas na oddziale i wypuszczą do domu - odpowiedział. Widać było, że ta wiadomość szczerze ucieszyła narzeczoną Aleksa. Julia znała rodzinę Dobrzańskich i bardzo szybko polubiła ich wszystkich można by rzec, że ze wzajemnością. Rodzice Marka nawet kilka razy mówili do Aleksa.
- Wiesz synu, twoi rodzice byli by bardzo szczęśliwi, że masz tak wspaniałą narzeczoną - jego serce w takich chwilach jeszcze bardziej się radowało. Młody Febo był wdzięczny Dobrzańskim za troskę, opiekę nad nimi po śmierci rodziców. Przez wszystkie te lata nigdy nie odczuł aby traktowali ich inaczej niż Marka. Zawsze na równi i może dzięki temu, mimo różnicy wieku zawsze dogadywali się z juniorem Dobrzańskim. On sam był dużym przeciwieństwem siostry. Wiecznie z zadartym nosem, wywyższająca się, patrząca na innych z góry. Pozbawiona całkowicie empatii do kogokolwiek i czegokolwiek. W jakimś sensie można rzec, że ten jej wyjazd ucieszył go. Pamiętał jak zawsze chodziła naburmuszona, w firmie wiecznie zawalała to co miała w obowiązkach. Dodatkowo często przychodziła do niego i próbowała coś wymusić ewentualnie ponarzekać.
Na miejsce Pauliny awansowali Violettę Kubasińską, która od kilku lat piastowała stanowisko asystentki Pauliny. Uznali oboje z Markiem, że dziewczyna nadaje się na to stanowisko. Chociaż sam młody Dobrzański miał pewne obawy, w końcu to dziewczyna Olszańskiego. Ale jak widać dziewczyna potrafiła podejść do tego profesjonalnie. Nawet samej powiedziała im tuż po nominacji.
- Możecie być spokojni. Potrafię rozdzielić sprawy służbowe od prywatnych - te słowa uspokoiły Dobrzańskiego. I tak też było, panna Kubasińska wywiązywała się ze swych obowiązków. Wszystko zawsze na czas, wywiady dla prasy przygotowane perfekcyjnie. 

Chociaż gdyby tak wiedzieli co knuje Paulina to raczej ich radość znikłaby szybciej niż się pojawiła. A jej wyjazd był związany z tym co zamierzała uczynić panna Febo. 
- Mam nadzieję, że sprawi się pan - mówiła do swojego adwokata.
- Uczynię co w mojej mocy aby była pani zadowolona - usłyszała w odpowiedzi - chociaż nie ukrywam, że nie będzie to łatwe.
- Dlatego płacę taką kwotę aby się udało - odparła.
Po wyjściu z kancelarii udała się w jeszcze jedno miejsce. Tam miała się spotkać ze znajomą. 
- Pamiętam, że jesteś mi winna przysługę - wysyczała przez zęby do swojej rozmówczyni, gdy ta nie chciała jej pomóc - chyba, że mam sprawić aby twoja matka straciła prawa do tej dwójki bachorów - widać było, że dziewczyna się przestraszyła, bo wyszeptała.
- Co mam zrobić - Febo uśmiechnęła się szyderczo i wyjaśniła co ta ma zrobić. 
Plan był prosty jak się wydawało Paulinie. A zemsta miała być słodka i  nie liczyło się dla niej nic i nikt. Nawet Aleks się nie liczył jak to rzekła do mecenasa.
- Na każdej wojnie są ofiary w cywilach.

- Jak tata? - zapytała Ula jak tylko Marek przyszedł. Jednocześnie obserwując jego zachowanie. 
- Dziękuję jest dobrze. Możliwe, że do końca tygodnia wyjdzie do domu - odparł i wszedł do gabinetu. Niby rozmawiał jak zawsze, ale jednak nie tak jak jeszcze przed sprawą o alimenty. 
Miała właśnie iść po kawę dla siebie, gdy zatrzymał ją Aleks i poprosił aby przyszła do niego. 
CDN...

piątek, 19 lutego 2021

SIŁACZKA część VII

 Wyszła z kancelarii i czuła się tak jakby ktoś dodał jej skrzydeł, że może wreszcie coś się zmieni. Cały czas słyszała słowa mecenasa.
- Pani Urszulo proszę mi uwierzyć ta sprawa jest do wygrania. A ja już się postaram aby wyrok był jak najbardziej korzystny dla was. 
Dochodziła do samochodu, w którym czekał Marek. Tak jak obiecał przywiózł ją, ale nie wchodził wolał pozostać w aucie.
- Ty Ula idź, a ja zostanę tutaj. Tak jak obiecałem odwiozę cię po tym spotkaniu do Rysiowa. Z całą pewnością będziesz czuła się swobodniej podczas tej rozmowy - była mu wdzięczna. Faktycznie nie bardzo wiedziała jakby miała rozmawiać z adwokatem przy Marku. 

Wysiadł  z auta jak tylko ją zobaczył. 
- I jak rozmowa? Wszystko w porządku? - zasypał ją kilkoma krótkimi pytaniami. Chociaż był niemalże pewny jaką usłyszy odpowiedź. Miała to wymalowane na twarzy. A on po raz pierwszy widział uśmiech na jej twarzy. Nawet kilka razy zastanawiał się jak może wyglądać jej twarz, gdy się uśmiecha. Był zachwycony.

- Jaki ona ma piękny uśmiech. Szkoda tylko, że tak nie uśmiecha się do mnie - pomyślał w duchu i dodał - cierpliwości Dobrzański i na to przyjdzie pora. 

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ten mecenas obiecał mi pomóc i poprowadzi moją sprawę. Umówiłam się z nim na następne spotkanie we wtorek, mam dostarczyć mu wszystkie dokumenty związane ze sprawą. I wówczas sporządzi odpowiednie pismo do sądu - odpowiedziała jakie zostały poczynione kroki. A już po chwili dodała - dziękuję ci Marek za pomoc. Proszę abyś przekazał moje podziękowania również swojej mamie - mówiła. 
- Nie masz za co dziękować Ula. Zrobiłem tylko to co mogłem, tak samo jak moja mama. Resztę i tak musiałaś sama załatwić - odpowiedział.
- Nie bądź taki skromny. Myślę, że gdyby nie twoja i twojej mamy pomoc nie wiedziałabym o takiej możliwości jak pozwanie o alimenty jego matkę. W ramach podziękowań zapraszam do siebie na kawę i pyszne ciasto. No chyba, że masz jakieś inne plany na dziś - jego to zaproszenie bardzo ucieszyło. Każda taka możliwość spędzenia z nią chociażby kilku dodatkowych minut było czymś wyjątkowym. 
- Zaproszenie na kawę i ciasto mogę przyjąć, ale nie w ramach podziękowań - dodał z uśmiechem po czym wsiedli do samochodu i ruszyli do Rysiowa. 

- Panie Józefie - usłyszał wołanie senior Cieplak robiąc porządki w garażu, odwrócił się i ujrzał zmierzającą w jego kierunku matkę Bartka Dąbrowskiego. Widać było po jej minie, że jest w bojowym nastroju.
- Cóż takiego się stało pani Dąbrowska, że krzyczy aż na pół Rysiowa.
- To pan nie wie co takiego zrobiła Ula?
- A dlaczego mam wiedzieć. Ula jest dorosła i nie musi mi się ze wszystkiego tłumaczyć - odparł Cieplak. 
- Jak ona mogła tak postąpić?
- A może pani mówić jaśniej?
- Proszę sobie wyobrazić, że pańska córka podała mnie o alimenty - mówiła oburzona Dąbrowska.
- I co w tym dziwnego pani Dąbrowska. Skoro Bartek miga się od płacenia to będzie musiała to robić pani. W końcu Przemek to syn Bartka, a pani wnuczek. Nie wiem jak pani wychowywała swojego syna, ale ja moje nauczyłem brania odpowiedzialności za swoje czyny. Mam tylko nadzieję, że z waszej dwójki pani okaże się tą, która jest bardziej odpowiedzialna. 
- Nie zamierzam płacić żadnych pieniędzy na tego dzieciaka. Bartuś twierdzi, że nie ma pewności co do tego, czy to on jest ojcem.
- Sugeruje pani, że moja córka puściła się z innym? To już podłość pani Dąbrowska. Kobieta spojrzała na Cieplaka i wysyczała przez zęby.
- A może ojcem pańskiego wnuka jest ten goguś co ostatnio tak często podwozi Ulę.
- To są brednie pani Dąbrowska. Ten mężczyzna jest tylko jej szefem.
Kobieta nie odpowiedziała odwróciła się i udała do swojego domu. 
Po swoim powrocie z pracy Ula usłyszała od ojca o rozmowie z Dąbrowską.
- Córcia, żebyś ty słyszała jak ona wrzeszczała, że nie zapłaci ani grosza, że mały nie jest synem Bartka. Sugerowała nawet, że może jego ojcem jest pan Marek.
- Mecenas przewidział taki obrót sprawy. I jeśli oni wciąż będą obstawać, że Przemek nie jest synem Bartka sądownie wystąpi o przeprowadzenie badań na ojcostwo. 
- Myślisz, że to coś pomoże? 
- Nie wiem, ale może jak będą mieć wyniki czarno na białym to Dąbrowska weźmie sobie to do serca. I zacznie płacić albo wpłynie na swojego synusia.
Od tej rozmowy minęło zaledwie może kilka dni, gdy Ula spotkała na swojej drodze samego Bartka, wracała tego dnia nieco później z pracy. 
- Jak możesz być taka podła i bezduszna - mówił.
- A możesz jaśniej - odpowiedziała na jego słowa, chociaż domyślała się o co mu chodzi.
- Jak mogłaś podać moją mamę do sądu o alimenty i to w dodatku tak wysokie. Nie wystarcza ci to co zarobisz? To może poproś swojego gościa od Lexusa o podwyżkę.
- Gdybyś płacił nie musiałabym tego robić twojej mamie. Więc pretensje miej do siebie samego. A te alimenty nie są dla mnie tylko dla Przemka. I bądź pewien, że jeśli będziecie twierdzili, że mały nie jest twoim synem. To mój adwokat zażąda badań na ojcostwo - odwróciła się poszła do swojego domu. Nie zamierzała komentować ostatniego zdania.

W pracy niewiele się zmieniło, wciąż Ula była typem samotnika. W dalszym ciągu nie znalazła nikogo z kim mogła pogadać jakoś nie umiała nikogo obdarzyć zaufaniem. Wciąż unikała kontaktów z innymi osobami. Jedyne co się zmieniło to, że umilkły głosy i docinki na temat jej wyglądu. A bynajmniej tak to wyglądało. Rzeczą jasną jest, że nie da się zamknąć wszystkim ust, ale z całą pewnością nie robiono tego jak dotychczas. Kilka razy Marek próbował ją wyciągnąć na jakiś lunch, ale zazwyczaj odmawiała wymigując się różnymi pracami, a niekiedy mówiła. 
- Marek ja nie chcę narażać ani ciebie ani siebie na kolejne docinki i jakieś plotki - tłumaczyła. 
Jedynie kiedy wspólnie gdzieś wychodzili to tylko w sprawach służbowych. On sam zaczynał wątpić w to, że kiedykolwiek będą razem. Że ona spojrzy na niego inaczej, nie jak na swojego przełożonego. Pewnego razu nawet powiedział o tym Aleksowi. 
- Marek poczekaj. Ona jak sam wiesz ma co innego na głowie. Za parę dni rozprawa, która z całą pewnością wiele ją kosztuje zdrowia i nerwów. A zwłaszcza tego drugiego. Wczoraj widziałem tego gościa pod firmą, ale was nie było. Może to i dobrze, przynajmniej Ula miała spokój - mówił Febo.
- Wiesz może i masz rację - w pewnym sensie poparł go Dobrzański, chociaż w sobie aż krzyczał jak bardzo pragnie aby panna Cieplak pozwoliła mu się do siebie zbliżyć - jedynie co mi pozostaje to starać się być przy niej i wspierać - Febo pokiwał głową, że tak właśnie jest na obecną chwilę.
- Mam pewien pomysł i myślę, że to może się udać - zaczął dość tajemniczo Aleks. A widząc pytającą minę przyjaciela podążył z wyjaśnieniem - jak będzie już po sprawie urządzimy małe spotkanie u mnie. Powiesz Uli, że zaprosiłem cię do siebie no nie wiem, może, bo zmieniłem adres i urządzam parapetówkę. I ty nie masz z kim pójść - mówił Aleks - tak wiem co powiesz, że Ula nie lubi kłamstw. Lecz to takie małe i niewinne kłamstewko. Dzięki temu może zaprzyjaźni się z moją Julią, a wówczas to już krótka droga aby spojrzała na ciebie przychylnym okiem.
- Ty to masz fantazję. Chwilami zastanawiam się czy nie pomyliłeś zawodów - mówił z uśmiechem na ustach - ale muszę przyznać, że całkiem niezły ten pomysł. Zobaczymy co da się zrobić. Rozprawa za dwa tygodnie.
- O to dość szybko.
- Tak masz rację. Ale to chyba dlatego, że Ula już wcześniej składała sama wniosek i tylko zmienili albo dołączyli jeszcze drugi egzemplarz gdzie jest mowa kogo będą pozywać o alimenty. Wiem też od niej samej, że ten koleś i jego matka wciąż idą w zaparte i  odgrażają się, że nie zamierzają płacić. 

Dzień przed rozprawą Ula przyszła do Marka z prośbą. 
- Marek czy mogę mieć do ciebie małą prośbę.
- Oczywiście. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Chciałam...chciałam spytać czy nie pojechałbyś jutro ze mną na rozprawę? - wydusiła z siebie.
- Jesteś pewna, że chcesz abym tam był z tobą? - Ula skinęła głową na zgodę. Lecz, gdyby wiedziała jaki będzie przebieg tej sprawy z całą pewnością nie poprosiłaby Dobrzańskiego o pomoc - w takim razie zróbmy tak. Na jutro mamy wolne. Ja przyjadę po ciebie do Rysiowa - Ula chciała mu przerwać i coś powiedzieć, lecz on widząc i przewidując co może powiedzieć ubiegł ją - Ula nie ma żadnego ale. To już postanowione. Nie ma sensu abyś przyjeżdżała do firmy na godzinę czy też dwie. Myślę, że i tak niewiele byłabyś wstanie zrobić, bo głowę miałabyś zaprzątniętą tym co będzie w sądzie - mimo iż z początku nie chciała się zgodzić na takie rozwiązanie to argumenty Marka dały jej do myślenia i  w duchu przyznała mu rację. A co potwierdziła na głos.
- Dobrze niech będzie tak jak mówisz - rzekła i wróciła do swoich obowiązków. 
Marek miał rację co do tego, że nie będzie umiała się skupić w dniu jutrzejszym. Lecz ona w dniu dzisiejszym już tak właśnie się czuła. Nie umiała skupić się nad tym co robiła. Do końca pracy zostały jeszcze ponad dwie godziny. Wstała od biurka i ponownie tego dnia zapukała do gabinetu swojego szefa. 
- Marek, możesz mi dać na dzisiaj wolne? 
- A co się stało?
- Wiesz jakoś nie mogę się skupić nad tym co robię - wyjaśniła. Ten nie zamierzał jej zatrzymywać i pozwolił skończyć na dzień dzisiejszy. Zaproponował, że może ją odwieźć do domu. Odmówiła przepraszając, ale chciała pobyć samej. Rozumiał i nie nalegał. Umówili się, przyjedzie po nią o godzinie dziesiątej. Pożegnała się i wyszła. 

- Proszę wysokiego sądu ja nie mam pewności, czy to dziecko jest synem mojego Bartusia - mówiła Dąbrowska podczas składania zeznań przed sądem. Ula mimo iż liczyła się z takim obrotem sprawy, ale jednak była w szoku. 
- Skąd u pani takie wątpliwości? - padło z ust sędziego.
- Tak twierdzi mój syn. Dodatkowo w ostatnim czasie ta dziewucha widywana była w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Kto wie proszę sądu może to jest ojciec tego chłopca - padło z ust przesłuchiwanej.
- Wysoki sądzie w obecnej sytuacji wnoszę o nakaz przeprowadzenia badań na ojcostwo - odezwał się adwokat Uli, gdy tylko sąd pytał o jakieś wnioski. 
Sąd przychylił się do tego i nakazał zrobienie takowych badań. Dąbrowska jak można było przewidzieć zaczęła się unosić i podważać sensowność takiego badania. 
- Proszę się uspokoić, bo inaczej zostanie pani ukarana karą porządkową - grzmiał główny sędzia. 
Kolejną rozprawę wyznaczono na następny tydzień. Liczyła wraz ze swoim adwokatem, że to będzie ostatnia i wówczas zapadnie wyrok o alimentach. 
Czas od jednej rozprawy do drugiej ciągnął się niemiłosiernie.
Dąbrowska przed salą odgrażała się, że jej syn nie będzie robił żadnych badań. Dopiero po słowach adwokata, który postraszył ją konsekwencjami odpuściła. 
Na następnej rozprawie w końcu ustalono wysokość alimentów, które miała płacić Dąbrowska. Tym razem wydawało się, że przyjęła do wiadomości orzeczenie sądu, a Ula liczyła iż ta będzie płacić. Lecz nie przewidziała tego co czekać ją i małego Przemka będzie w Rysiowie. 
- Ula teraz zapraszam cię na obiad - rzekł jak tylko wyszli z sądu. 
- Przepraszam cię Marek, ale nie mam ochoty. Chciałabym zostać dzisiaj samej. Muszę to wszystko odreagować - mówiła przepraszającym tonem. 
Rozumiał i zaproponował odwiezienie jej do domu. 
- Czy ty nigdy nie odpuszczasz? - zapytała. 
- Co mam odpuścić? Chcę tylko pomóc - odparł. Ale ton jego wypowiedzi nagle się zmienił. 
- Marek nie bądź zły. Bardzo doceniam to, że mi pomagasz, że wspierasz, ale zrozum, ostatnio tak wiele się działo, że chcę zostać samej - próbowała załagodzić sytuację. 
CDN...

piątek, 12 lutego 2021

SIŁACZKA część VI

Wszedł do sekretariatu i pierwsze co zauważył to brak Uli przy biurku. 
- Może poszła do bufetu - pomyślał i drugim kompletem kluczy otworzył swoje biuro. Podchodząc do biurka ujrzał teczkę oraz białą kopertę na której pisało " Dla Marka Dobrzańskiego". Rozciął kopertę i wyjął z niej list. Z chwilą jak zaczął czytać jego nogi ugięły się pod nim i gdyby nie fotel to zapewne upadłby na podłogę.

" Drogi Marku
Wiem, że nie tego się spodziewałeś, ale uważam iż tak będzie najlepiej. Zapewne zastanawiasz się teraz dla kogo. Myślę, że dla wszystkich. Nigdy nie chciałam być powodem do tego aby ktokolwiek utracił zatrudnienie. Tak wiem co byś w tym momencie powiedział, ale wolę usunąć się z firmy teraz. Dzięki temu będziesz mógł przywrócić zwolnionych do pracy. Nie chcę wiecznie czuć na swoich plecach zawistnych spojrzeń i traktowania jak jakąś trędowatą. Ja wiem jak wyglądam i nie użalam się nad sobą, ale też nie widzę powodu aby kogokolwiek zwalniać...
W teczce jest moje wypowiedzenie. Proszę abyś je podpisał, a świadectwo przesłał pocztą.
Ula"

- Siedział i z niedowierzaniem czytał list od Uli. Był zły  na siebie samego, że nie zauważył jej dziwnego zachowania. 
- Co ze mnie za szef? - wyrzucał sobie w myślach. Chwycił za telefon i wybrał jej numer, ale ona nie odbierała. Próbował jeszcze kilka razy lecz bez jakiegokolwiek efektu. Jego złość była coraz większa. Już chyba sam nie bardzo wiedział na kogo, na tę trójkę, którą zwolnili razem z Aleksem, może na siebie samego albo na Ulę. Czuł, że musi coś zrobić. Nie może pozwolić jej odejść. Ta złość na siebie samego, że dopuścił do takiej sytuacji, że był takim ślepcem. 
- Jak mogłem nie zauważyć, jak inni traktowali Ulę, ile ona musiała znosić. W dodatku w samotności - wyrzucał sobie - no dobra Dobrzański musisz coś z tym zrobić, a jej nie pozwolić na odejście z firmy, a co za tym idzie w jakimś sensie ode mnie - postanowił działać. Kolejny raz próbował się do niej dodzwonić lecz bez efektów. Chciał pojechać do Rysiowa, ale miał umówione spotkanie z jednym z kontrahentów i nie mógł tego odwołać. Wpadł na jeszcze jeden pomysł, ale musiał iść do kadr po teczkę personalną Uli. Tak jak sądził znalazł tam numer telefonu domowego. Zapisał na niewielkiej karteczce i wrócił ponowienie do swojego gabinetu. Usiadł w fotelu i na klawiaturze wystukał ciąg liczb odczekał chwilę. Zrezygnowany już miał odłożyć słuchawkę, gdy usłyszał jakiś męski głos, przedstawił się i poprosił czy może rozmawiać z Ulą. 
- Bardzo pana przepraszam, ale córki nie ma teraz w domu. Pojechała z dzieckiem do lekarza.
- A nie wie pan kiedy wrócą? Chciałem porozmawiać z Ulą, ale nie odbiera telefonu - dopytywał Dobrzański.
- Powinni wrócić za około godzinę. Córka zapomniała zabrać telefon ze sobą. Może jak wróci to przekażę aby do pana zadzwoniła - usłyszał.
- Ja zadzwonię. Nie będę mógł rozmawiać przez jakiś czas, mam spotkanie - odpowiedział po czym rozłączył się. 
Spakował do teczki dokumenty i wyszedł na umówione spotkanie, ale jakoś nie umiał się skupić na tym co mówił klient. Cały czas miał w głowie to co napisała Ula. 
- Przepraszam pana, ale czy możemy przełożyć to spotkanie na inny dzień? - zaproponował Dobrzański.
- Pan raczy żartować - usłyszał w odpowiedzi.
- Proszę mi uwierzyć, że jestem bardzo daleki od żartowania - odpowiedział mężczyźnie Marek. 
- W takim razie proszę podać mi powód, który sprawi, że umówimy się na inny termin. Ale nie obiecuję, że nastąpi to dość szybko.
- Otóż w mojej firmie wystąpiły pewnego rodzaju sprawy, które muszę wyjaśnić - mówił prezes, nie chciał wdawać się w konkrety. Uważał, że sprawy wewnątrz firmy nie powinny nikogo z zewnątrz interesować. Lecz widząc niewyraźną minę swojego rozmówcy uznał iż musi powiedzieć - w ostatnim czasie okazało się iż doszło do czegoś w rodzaju mobbingu. I aby sprawy nie zaszły za daleko muszę wszystko wyjaśnić w miarę możliwości jak najszybciej - skończył i zanurzył usta w szklaneczce z wodą mineralną. Najwyraźniej w jego wyjaśnienia uwierzył Kubacki, bo zgodził się na przesunięcie terminu i to już za dwa dni.  Marek podziękował i wrócił do firmy, ale tylko na kilka minut. Nie zamierzał dzwonić, sądził iż może okazać się, że ona nie będzie chciała rozmawiać. W firmie od razu poszedł do Aleksa i wyjaśnił mu co się wydarzyło i jakie ma w związku z tym plany. Opowiedział mu również o rozmowie z matką na temat tego co usłyszeli podczas kłótni Uli z Bartkiem. Febo poparł Marka w tym co zamierzał zrobić, a sam wpadł na pewien pomysł. Marek wyszedł, a Aleks poprosił Anię aby zwołała zebranie.
- Proszę abyś powiedziała, że to zebranie jest obowiązkowe dla każdego - mówił Febo. Ania bez słowa sprzeciwu wykonała polecenie. I mimo iż nie wszystkim to się podobało w sali zjawili się wszyscy. 
- Posłuchajcie moi drodzy widzę, że nie wiele wynieśliście z tego jak zostało zwolnionych parę osób w ostatnim czasie. Sądzicie, że to było na pokaz? Jeśli tak, to jesteście w błędzie. Nikt nikogo nie będzie poniżał, ubliżał drugiemu, wyśmiewał. Bądźcie pewni, że tak długo jak ja i Marek będziemy rządzić w tej firmie nie pozwolimy na takie zachowanie. Każdy kto wciąż tak będzie się zachowywał wobec kogokolwiek z firmy to straci zatrudnienie. Czy wszystko jasne? 
- Panie dyrektorze czy wy nie przesadzacie. Przecież nic takiego się nie stało - usłyszał  kogoś z tyłu sali.
- Tak myślisz. A co jakbyś to ty stał się obiektem takiego zachowania? I co milczysz? Powtórzę nie ma naszej zgody na takie traktowanie kogokolwiek. Teraz pożegnam się z państwem. Proszę rozejść się do swoich zajęć - wszyscy po kolei opuszczali salę i coś szeptając komentowali. Febo domyślał się co było tematem tych szeptów. Ale też wiedział, że nie jest w stanie zwolnić wszystkich pracowników, a jednak wpadł na jeszcze jeden pomysł. Następnego dnia zamierzał podzielić się tym z Markiem. 

W tym samym czasie co Aleks załatwiał sprawy w siedzibie FD do Rysiowa dotarł Marek. 
- Dzień dobry, nazywam się Marek Dobrzański - przywitał się i przedstawił po tym jak otworzył mu młody mężczyzna. 
- Dzień dobry Maciek Szymczyk. Pan zapewne do Uli - rzekł Maciek.
- Tak jestem jej szefem. Dzwoniłem dzisiaj, ale jej nie zastałem. Chciałem z nią porozmawiać. Czy ją zastałem? 
- Jest w domu. Proszę wejść - zaprosił gościa do środka - Ula masz gościa - zawołał i po chwili dodał - to ja nie przeszkadzam. Dowiedzenia panu - pożegnał się i opuścił dom przyjaciółki. 
- Marek? Co ty tu robisz? - wydukała Cieplak, gdy tylko ujrzała go w przedpokoju.
- Chyba mamy do pogadania - rzekł.
- Marek wszystko co miałam do powiedzenia napisałam ci w liście - mówiła po tym jak weszli do jej pokoju. 
- Może i ty powiedziałaś według ciebie wszystko, ale ja nie. Ula nie zgadzam się z tym co napisałaś oraz nie zamierzam podpisać twojego wypowiedzenia. Proszę cię abyś wróciła do pracy. Obiecuję ci, że to się nigdy nie powtórzy - mówił.
- Marek przecież, nie wszystkim zamkniesz usta, nie zwolnisz każdego kto tylko coś powie nie tak - mówiła.
- Ula wiem, że to co powiem może być ciosem poniżej pasa. Masz dziecko, rodzinę na utrzymaniu, twój tato potrzebuje leków. Nie możesz wiecznie uciekać - użył argumentów, które mimo iż zabolały dały jej do myślenia - Ula jeśli potrzebujesz kilku dni wolnego, aby to sobie przemyśleć to proszę bardzo - dodał Dobrzański. Cieplak tylko skinęła głową na tak. W jakimś sensie poczuł ulgę, że nie obstawała przy odejściu z pracy. Liczył iż jednak zostanie a dzięki temu będzie miał ją blisko siebie.
Czuł, że z każdym dniem coraz bardziej się w niej zakochuje. 
- Ula chciałem coś jeszcze powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie - odezwał się po chwili milczenia, ale nie widząc żadnej reakcji z jej strony postanowił wyjść.
- Co takiego? - usłyszał.
- Na początku chcę przeprosić, ale mimo woli byliśmy wraz z Aleksem świadkami jak mówiłaś coś o alimentach. Doszedłem do wniosku, że chyba ten facet nie jest chętny do ich płacenia. Rozmawiałem później z moją mamą na ten temat. I jest jeszcze jeden sposób na to abyś otrzymywała alimenty... - Ula siedziała i słuchała tego co mówił Marek i nagle mu przerwała.
- Ja już chyba wyczerpałam wszystkie możliwości - wzruszyła ramionami.
- A co jeśli jest jeszcze jeden? - zapytał i pospieszył z wyjaśnieniami - możesz podać o alimenty jego rodziców - oczy panny Cieplak zrobiły się wielkości pięciozłotówki. 
- Ale mnie nie stać na adwokata - argumentowała.
- Posłuchaj moja mama prowadzi fundację, która wspiera i pomaga osobą potrzebującym pomocy. Z jej fundacją współpracuje bardzo dobry adwokat. Jeden z lepszych w stolicy. Za usługę nie zapłacisz ani grosza. Jeśli się zgodzisz to jutro zadzwonię do mamy i spróbuję umówić cię na spotkanie.
- Jeśli możesz to umów - rzekła po chwili namysłu. Uznała, że to skoro nie może wyegzekwować pieniędzy od ojca małego to niech babcia to robi. 
Posiedział w rodzinnym domu Uli jeszcze krótką chwilę i wrócił do siebie. 

Kwadrans później po tym jak mały Przemek bawił się z Betti Ula mogła spokojnie porozmawiać z ojcem.
- Miły i taki uprzejmy ten twój szef córcia - zaczął Józef.
- Tak - odparła - wyobraź sobie, że przyjechał aby powiedzieć mi co załatwił w mojej sprawie - nie zamierzała mówić ojcu o tym co działo się w firmie - mówiłam ci jakiego wstydu narobił mi Bartek pod firmą - Cieplak pokiwał głową, że pamięta - właśnie, a Marek był tego świadkiem. I w moim imieniu skontaktował się ze swoją mamą prosząc o radę. Ta podpowiedziała mu o alimentach od dziadków. Postanowiłam skorzystać z tej rady. Jutro jak będę w pracy Marek ma mi powiedzieć na kiedy umówił mnie z adwokatem. 
- Córcia jeśli tylko jest taka możliwość to warto skorzystać. Ale czy Dąbrowska będzie płacić to już inna sprawa - wiedziała, że ojciec ma w jakimś sensie rację, lecz te pieniądze należały się jej synowi. 
Wieczorem uszykowała sobie ubranie na następny dzień i miała już się położyć, gdy usłyszała przychodzącą wiadomość.

"Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie powiedziałaś mi na ile dni bierzesz wolnego?"

"Jutro będę w pracy" - wystukała i wysłała wiadomość zwrotną. 
Marek odczytał wiadomość i uśmiechnął się do siebie, widać było jak ucieszyła go ta wiadomość. 

Następnego dnia Ula pojawiła się w firmie kilkanaście minut przed Markiem. Zajęła swoje miejsce, włączyła komputer i zaczęła przeglądać pocztę. Tak zajęła się pracą, że nie zauważyła jak minęło te kilkanaście minut. Oderwała się od swoich obowiązków, gdy usłyszała czyjś głos. Podniosła głowę i ujrzała stojącego obok biurka Aleksa. 
- Marek coś ty z nią zrobił? - padło z ust Febo jak tylko ujrzał Dobrzańskiego wchodzącego do biura. 
- Ja nic - odparł mu z uśmiechem - przypominam ci, że to ty mi podsunąłeś takiego pracusia.
- Cześć Ula - zwrócił się do swojej asystentki i jednocześnie kobiety, którą pokochał, a która nie miała o tym pojęcia. 
- Cześć - odparła - zaraz przyniosę ci pocztę - dodała. 
- Dziękuję Ula. Ja też mam dla ciebie coś ważnego - usłyszała. 
Marek w pierwszej kolejności załatwił sprawę z Aleksem, a następnie poprosił Cieplak o przyniesienie poczty i poinformował o rezultatach swojej rozmowy z mamą.
- Ula jeśli możesz to mecenas spotka się z tobą dwunastego w siedzibie fundacji o godzinie czternastej.
- Jeśli tylko ty nie masz nic przeciwko to jak najbardziej. Dasz mi adres, a ja sprawdzę jak tam dojechać. 
- Nie widzę problemu. Powiem więcej jeśli się zgodzisz to sam cię tam zawiozę - widział, że chce zaprotestować - Ula nie ma żadnego problemu. W ten sposób nie będziesz błądzić. 
CDN...

piątek, 5 lutego 2021

SIŁACZKA część V

 Było już dość późno, gdy Ula kładła się spać. W jej głowie ciągle brzmiało pytanie, a raczej myśl co takiego chciał od niej Marek. Ona sama zastanawiała się nad zwolnieniem się z tej firmy. Czuła zmęczenie tym wszystkim co się działo. Te wieczne kpiny, szydzenie, docinki ze strony innych powodowało, że Ula miała serdecznie dość. 

Marek tak jak i jego asystentka też miał o czym rozmyślać. Wciąż zastanawiał się jak to możliwe, że Aleks i Julia byli w stanie to zauważyć. Czyżby faktycznie aż tak było to po nim widać? Nie wstydził się tego, ale też nie chciał aby Ula miała mieć problemy. 
- Muszę być bardziej ostrożny - pomyślał - nie chcę jej wystraszyć. Metoda małych kroczków będzie najlepszą - rozmyślał. Jednak zmęczenie wzięło górę i z postanowieniem, że zrobi wszystko aby być z panną Cieplak zasnął. 

Wyszła z windy na piątym piętrze i miała wrażenie jakby wszyscy skupiali na niej swój wzrok. Nie rozumiała tego zachowania. 
- Aniu możesz mi powiedzieć co się stało jak mnie nie było w piątek? - pytała Ula dziewczynę stojącą za ladą recepcyjną. 
- Ludzie twierdzą, że przez ciebie lecą głowy - zaczęła mówić Ania po chwili milczenia.
- Jak to lecą głowy? - pytała Ula nie rozumiejąc o co chodzi. 
- To ty nic nie wiesz? W piątek Marek razem z Aleksem zwolnili Sebastiana Olszańskiego oraz Adama Turka. Podobno nawet Paulina dostała wilczy bilet i musiała odejść z firmy - Ula słuchała tego wszystkiego i nie rozumiała co ona ma z tym wspólnego. Wzięła klucze oraz pocztę i skierowała swoje kroki do sekretariatu. Usiadła przy swoim biurku, posegregowała pocztę i  czekała na Marka. Chciała przede wszystkim wyjaśnić to co usłyszała od Ani. 
- Dzień dobry Ula - czyjś głos oderwał ją od rozmyślania. Cały czas rozmyślała o tym co się wydarzyło w ubiegłym tygodniu. Podniosła głowę i ujrzała Marka.
- Dzień dobry - odparła - zaraz przyniosę ci pocztę i kilka pism do podpisu - dodała. Marek kiwną głową i miał już wchodzić do biura, gdy odwrócił się w jej stronę i rzekł.
- Ula a czy mogę prosić abyś zrobiła mi kawy. Późno wstałem i nie zdążyłem nawet się napić.
- Oczywiście zaraz przyniosę ci wszystko - odpowiedziała. 

- Marek, chciałam jeszcze o coś zapytać - rzekła Cieplak chwilę po tym jak zrobiła to o co ją prosił. 
- Pytaj śmiało. Jak coś to nie odpowiem - odparł uśmiechając się. Widział, że coś ją trapi. 
- Możesz mi powiedzieć dlaczego w firmie ludzie szeptają po kątach, że z mojej winy zostali zwolnieni ludzie? - Dobrzański nagle spoważniał, co zaniepokoiło jego asystentkę - proszę powiedz o co chodzi - dodała, gdy wciąż nie usłyszała odpowiedzi. 
- Ula - zaczął, wstał z fotela i wskazując ręką w kierunku kanapy poprosił aby usiedli - nikt nie został zwolniony przez ciebie. Po prostu ostatnio wydawałaś się być coraz bardziej przygnębiona, zauważyliśmy, że coś jest nie tak...
- My? - weszła mu w słowo.
- Tak my to znaczy ja, Aleks a nawet moja mama. Postanowiliśmy to sprawdzić. Poprosiliśmy ochronę o pomoc i w ten sposób dowiedzieliśmy się o tym jak traktowali cię Olszański, Turek oraz Paulina.... 
- Czyli to moja wina - kolejny raz mu przerwała.
- Nie, to nie jest twoja wina. I proszę cię nawet tak nie myśl. Nikt nie ma prawa źle traktować drugiej osoby. A ja jak długo będę tu prezesem nie pozwolę na takie traktowanie kogokolwiek. Tak samo postąpił Aleks z Adamem, bo to jego podwładny - Ula siedziała i słuchała tego co on mówił i z każdą kolejną sekundą podejmowała pewną decyzję. Kiedy Marek  skończył opuściła jego gabinet i wydawało się, że zajęła się swoimi pozostałymi obowiązkami. Lecz było inaczej. Nie umiała, a nawet nie mogła skupić się nad pracą. W jej głowie wciąż huczały słowa Ani, o tym, że zostali zwolnieni przez nią.
Marek również zajął się pracą. Miał nadzieję, że Ula zrozumiała to co powiedział. 
Kiedy tak siedział obok niej i widział jej tak bardzo smutne oczy miał wielką ochotę zamknąć w swoich ramionach. Pragnął zobaczyć jej uśmiech, to jak jej twarz promienieje szczęściem lecz wiedział, że to jeszcze nie czas. Obawiał się iż może to źle odebrać. Czuł ten dystans, którego Ula bardzo nie chciała zmniejszyć. Liczył jednak, że teraz wszystko zacznie się zmieniać. On sam postara się być jak najbliżej i pomóc jeśli to tylko możliwe. A dzięki temu ona może przekona się do niego i spojrzy nie jak na szefa a kogoś bliskiego. Te jego rozmyślania przerwało pukanie drzwi a zaraz ujrzał w nich postać samego Aleksa. 
- O Aleks. Co cię sprowadza w moje skromne progi.
- Przyniosłem te raporty co to miał zrobić Turek w związku z pokazem - usłyszał a na biurku już leżał plik zadrukowanych kilku kartek -  a gdzie masz Ulę? Nadal na zwolnieniu? - zmienił temat.
- Chyba poszła na lunch - odparł Dobrzański po uprzednim spojrzeniu na zegarek. Faktycznie była pora na przerwę. I tak jakby coś mu mówiło aby spojrzał przez okno. To co zobaczył spowodowało, że wyminął bez słowa Aleksa i biegiem skierował się w kierunku schodów. Nie chciał tracić czasu na czekanie aż przyjedzie winda. 
- Ula wszystko w porządku? - odezwał się Marek podczas, gdy tak sprzeczała się z jakimś facetem. 
 - Nie wpieprzaj się koleś - usłyszał w odpowiedzi. 
Marek ponowił pytanie skierowane do Uli.
- Tak wszystko w porządku. Wracaj do firmy ja też zaraz przyjdę - usłyszał od swojej asystentki. Mimo to nie zamierzał jej posłuchać. Jedynie co to odszedł kilka kroków dalej i mieć wszystko na oku i móc w razie konieczności zareagować. Chwilę później dołączył do niego Febo. 
- Marek czy to nie jest ten koleś co na nagraniu? - zapytał Aleks. Prezes baczniej się przyjrzał mężczyźnie i odparł.
- Faktycznie. To ten sam. 
W pewnym momencie usłyszeli jak Ula najwyraźniej będąc już poirytowana tą rozmową mówiła podniesionym głosem.
- Posłuchaj, nie zamierzam wycofać pozwu o alimenty, a wręcz przeciwnie zamierzam wnieść o ich podwyższenie - tymi słowami tylko go rozzłościło. A jego dłoń zmierzała w kierunku jej twarzy. Gdy nagle Dąbrowski poczuł siny uścisk w nadgarstku. 
- Tknij ją jeszcze raz a będziemy inaczej rozmawiać - usłyszał i ujrzał wściekłe twarze dwóch mężczyzn. 
Dąbrowski wyrwał swoją rękę z mocnego uścisku i miał już odchodzić, ale zwrócił się w kierunku Uli.
- Ja jeszcze nie skończyłem. Pogadamy sobie jak wrócisz do Rysiowa - Ula słuchała tego a jej twarz zalewały łzy. Była jednocześnie zła na Bartka i zawstydzona tym co się wydarzyło. Nie chciała aby ktokolwiek z firmy widział coś takiego. 
Dąbrowski oddalił się, a oni mieli wracać do firmy, gdy odezwała się Ula.
- Marek przepraszam cię, ale chciałabym zostać samej przez kilka minut - ten skinął głową na tak. Chociaż nie zamierzał tego tak zostawić. 
- Dobrze Ula. Jeśli chcesz to możesz już dzisiaj nie wracać do pracy.
- Przejdę się tylko aby ochłonąć i za jakieś maksymalnie półgodziny powinnam wrócić - odpowiedziała. 

- Marek czy ty coś z tego rozumiesz? - padło z ust Febo jak wrócili do FD.
- Przypuszczam, że ten koleś to ojciec jej synka - odpowiedział Dobrzański. 
- To może trzeba jej pomóc. Bo z tego co się zorientowałem to facet ma jakiś problem z płaceniem - dodał Aleks po chwili namysłu. 
- Że trzeba to z całą pewnością, ale czy ona będzie chciała tej pomocy to już inna sprawa - Febo doskonale rozumiał to co usłyszał. Wiedział tak jak Marek, że Ula nie prosi nikogo o pomoc. Nie narzeka, nie skarży się. Przecież tak właśnie było z tym co działo się w firmie w ostatnim czasie - spróbuję z nią delikatnie porozmawiać jak tylko wróci. 

- O jesteś już - usłyszała za plecami znajomy głos kiedy wieszała kurtkę na wieszaku. 
- Tak wróciłam i zaraz zajmę się tym co zostało niedokończone. Ale najpierw chciałam cię bardzo przeprosić za to co się wydarzyło przed firmą.
- Ula nie musisz mnie za nic przepraszać. Ty niczego złego nie zrobiłaś - mówił Dobrzański, po chwili dodał - Ula może mógłbym ci jakoś pomóc? 
- Raczej nie - odpowiedziała, a z jego twarzy można wyczytać coś na kształt smutku - przepraszam, ale nie sądzę aby ktokolwiek mógł mi pomóc - Marek odpuścił. Wiedział, że na siłę niczego nie wskóra, to ona musi chcieć. Mimo tego postanowił się nie poddawać i znaleźć sposób aby jej pomóc. Po tym co usłyszeli wraz z Aleksem domyślał się, że chodzi o alimenty na dziecko. Nie zastanawiając się chwycił za telefon i wybrał numer do swojej matki. Uznał, że może skoro prowadzi swoją fundację to będzie umiała coś doradzić. 
- Dzień dobry mamo mam do ciebie sprawę, ale wolałbym nie rozmawiać przez telefon. Będziesz później w domu?
- Synku na godzinę siedemnastą jesteśmy z tatą umówieni. Dlatego jak to coś bardzo ważnego to podjedź teraz do fundacji - Marek spojrzał na kalendarz i uznając, że nie ma na dzisiaj niczego ważnego oraz żadnego spotkania odpowiedział.
- Będę u ciebie za około trzy kwadranse - spakował swoją teczkę, uprzątnął na biurku wyszedł.
- Ula ja już dzisiaj wychodzę i raczej nie wrócę do końca dnia. Ty również możesz wyjść wcześniej jeśli nie masz niczego pilnego - rzekł i pożegnał się. 
Cieplak za nim opuściła biuro postanowiła zrobić jeszcze jedną rzecz. Z firmy wyszła półgodziny później wcześniej zostawiając pismo jedno w formie urzędowej a drugie bardziej w formie prywatnej. Było jeszcze dość wcześnie, a FD miało swoją siedzibę w niedalekiej odległości od sądu postanowiła tam pójść. Tak jak mówiła Dąbrowskiemu zamierzała wnieść pozew o zwiększenie kwoty alimentów. Z sądu chciała pobrać odpowiednie druki dotyczące sprawy oraz chciał złożyć wniosek o przyznanie jej adwokata z urzędu. Mimo to, że pracowała nie było jej stać na adwokata. Faktycznie dzięki pensji żyło im się znacznie lepiej i to ją cieszyło.

- Mamo chciałem dowiedzieć się czegoś o alimentach - to zdanie zdziwiło Helenę, Marek widząc zdziwiona minę matki pospieszył z wyjaśnieniami - chodzi mi o Ulę. Wiem, że ma ona dziecko, a ojciec najwyraźniej wymiguje się od płacenia. Tak mogę wnioskować po tym czego byliśmy świadkami wraz z Aleksem dzisiaj pod firmą. Ula kłóciła się z jakimś facetem i powiedziała, że zamierza wnieść o podwyższenie kwoty alimentów a nie odstąpienie od niech - Helena wysłuchała syna i po krótkiej chwili powiedziała.
- Zawsze można złożyć pismo do komornika aby ten ściągał z niego kwotę jaką zasądził sąd. Drugim sposobem jest wniesienie do sądu wniosku o alimenty na dziecko, ale we wniosku podać rodziców ojca dziecka jako tych, którzy mają płacić - to czego dowiedział się od matki uznał za bardzo ważną informację. Teraz jedynie zostało jakoś to przekazać Uli. Nie chciał aby ta pomyślała, że wtrąca się w jej sprawy. Musi coś wymyśleć. W końcu wpadł na według niego genialny plan. Uznając, że musi się udać. Pożegnał się z matką i życząc udanego wieczoru wyszedł z fundacji i pojechał do siebie.
CDN...