Czas mijał
a Ula wydawała się być zadomowiona w domu Marka. Rano zazwyczaj wstawała przed
nim i w ramach podziękowań jak mawiała robiła im śniadanie oraz drugie dla
niego.
- Ula nie
musisz – mawiał w takich razach Dobrzański.
- Może i nie muszę, ale chcę. To w ramach
podziękowań za to wszystko co dla mnie robisz – odpowiadała.
- W końcu
jesteśmy przyjaciółmi – ostatnie słowo coraz trudniej przechodziło mu przez
gardło - ty kiedy ja potrzebowałem wsparcia również mi pomogłaś, byłaś ze mną.
Tak chyba wygląda przyjaźń? A może się mylę – ciągnął dalej, mając wielką chęć
powiedzenia jej prawdy o swojej wielkiej miłości jaką do niej czuje. Lecz
kolejny raz pohamował się. Chociaż słowo pohamował nie było adekwatne on znowu
stchórzył. Już parę razy próbował jej powiedzieć jak bardzo kocha, a jednak za
każdym razem wycofywał się z tego. W duchu sam siebie wyzywał.
-
Dobrzański ty skończony idioto, kretynie ile jeszcze masz zamiar to przed nią
ukrywać. Masz, miałeś już tak wiele możliwości.
On po
takim śniadaniu wychodził do pracy a ona zostawała w tym wielkim domu sama. A
każdy dzień niemalże wyglądał tak samo. Trochę krzątała się, szła na zakupy, a
po powrocie szykowała obiad. W końcu nastał dzień kiedy kończyło się Uli
zwolnienie. Był piątek Marek wrócił do
domu i w przedpokoju zauważył spakowaną walizkę.
- Ula? –
zawołał, lecz odpowiedziała mu kompletna cisza. Widział co oznacza ten widok.
Po chwili zauważył wychodzącą z pokoju kobietę swojego życia. Istotę, którą
kochał bardziej niż własne życie, dla której był gotów zrobić dosłownie
wszystko.
- O Marek,
jesteś już – rzekła – przepraszam, nie usłyszałam jak wszedłeś. Zaraz podam
obiad – mówiła.
- Ula co
ta walizka robi na przedpokoju? – zapytał, mimo że wiedział jak głupie to było.
Wiedział, że ona wyprowadzi się od niego jak tylko wyzdrowieje. Nagle przez
myśl przeszło mu, że ona wróci do tego typa, nawet chcąc upewnić się co do tego
zapytał – zamierzasz do niego wrócić, zamieszkać ponownie? – Ula spojrzała na
niego i przeczącą pokręciła głową i rzekła.
- Nie
zamierzam nawet z nim rozmawiać – Dobrzański wypuścił powietrze z płuc jak to
usłyszał – jedynie któregoś dnia będę musiała tam podjechać aby zabrać swoje rzeczy.
- To co
chcesz ponownie zamieszkać w Rysiowie?
- Tak. Dzieciaki się ucieszą a i tacie przyda
się moja pomoc – mówiła, lecz młody Dobrzański miał wrażenie iż ton jej głosu
jest jakiś dziwny. Czyżby nie chciała wracać do rodzinnego domu, a może to coś
innego.
- Ula a
nie lepiej było by gdybyś poszukała czegoś w Warszawie… - pytał lecz Ula weszła
mu w słowo.
- Marek
nie stać mnie na wynajem a o kupnie nawet nie wspomnę. Zaraz po pokazie oddam
ci stanowisko, a samej będę musiała poszukać jakieś pracy – ona mówiła a on nie wierzył w to co słyszy – mam do
ciebie jeszcze tylko jedną prośbę, gdy zjesz i weźmiesz prysznic mógłbyś mnie
odwieź do Rysiowa? – dodała.
- Jeśli
tak postanowiłaś to oczywiście odwiozę cię – odparł.
W tym
samym czasie, gdy ta dwójka przyjaciół a raczej Ula podejmowała jedną z ważniejszych
jak jej się wydawało na ten moment decyzji pod siedzibą działo się coś
dziwnego.
Na
parkingu nieopodal firmy Febo&Dobrzański stało zaparkowane auto. Niby nic
szczególnego, sam parking nie należał tylko do firmy lecz był ogólnie dostępny.
Lecz coś dziwnego przykuło uwagę pana Władka ochroniarza pracującego w tym
miejscu. Widział jak ktoś parkuje tym autem, ale nie wysiada. Z początku nie
było to nic dziwnego, lecz ów mężczyzna siedział tam już jakiś czas. Mówiąc
dokładniej to ten czas miał ponad godzinę.
- Wszystko
w porządku? – zapytał ochroniarz po tym jak podszedł do samochodu i przez
odsłonięte okno zapytał. Rozpoznał go i wiedział, że to nie ciekawy typ. I gdy
ten odpowiedział.
- Tak.
Czekam tylko na kogoś – nie wdawał się w dyskusję. Wrócił na swoje stanowisko i
chwycił za telefon jednocześnie nie spuszczając wzroku z auta.
- Panie
dyrektorze może pan zjechać na dół?
- …
- Myślę,
że to bardzo ważna sprawa.
Pięć minut
później Władek wskazał kierunek w którym stało zaparkowane auto.
- Nie zła bryka
– odezwał się Olszański nie mając pojęcia o co chodzi.
- Auto
może i jest fajne, ale nie o to chodzi.
- A o co?
- W jego
środku siedzi ten chłopak od pani Urszuli.
- Panie
Władku jest pan tego pewny? – ten tylko skinął głową potwierdzając swoje słowa
i dodał.
- Wiele
razy widziałem tego faceta. Dodatkowo pan Marek pokazywał mi jego zdjęcie i
zabronił wpuszczać do firmy.
Olszański
przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Wyjął w wewnętrznej kieszeni marynarki
telefon i wybrał w pierwszej kolejności numer na posterunek policji prosząc o
interwencję i wyjaśnił w czym rzecz. Kolejny telefon był do Dobrzańskiego
lecz ten nie odbierał więc postanowił
wysłać mu wiadomość.
„ Marek
pod firmą od dłuższego czasu przebywa ten typ od Ulki. Powiadomiłem policję.”
Wystukał
te kilka słów i wysłał wciąż obserwując pojazd zaparkowany pod firmą
jednocześnie oczekując przybycia funkcjonariuszy.
- Już są –
odezwał się ochroniarz widząc podjeżdżający radiowóz. Sebastian również ich
zauważył postanowił podejść i objaśnić dokładnie dlaczego ich wezwał, dodatkowo
chciał usłyszeć co takiego ma do powiedzenia ten typ spod ciemnej gwiazdy.
- To ja do
was dzwoniłem – mówił po przedstawieniu się Olszański.
- Proszę
nam powiedzieć co tu się wydarzyło – mówił jeden z policjantów.
- Ten
facet, ten pan – poprawił się Olszański – od dłuższego czas przesiaduje w tym
samochodzie pod naszą firmą.
- To chyba
nie jest zakazane – odparł wyniośle Andrzej.
- Ma pan
rację - usłyszeli wszyscy zgromadzeni.
- Fakt to
nie, ale na tego tu – wskazał dłonią na Andrzeja i zaczął kontynuować – dwa tygodnie
temu mój przyjaciel wraz ze wspólnym znajomym złożyli doniesienie na komendzie
o pobiciu nijakiej pani Urszuli Cieplak. Ta pani oraz mój przyjaciel pracują w
tej firmie. Mówiąc bardziej dokładnie ona jest pełniącą obowiązki prezesa, on
to jeden z trzech właścicieli. A ten odgrażał się kilka razy, że popamiętają go
oboje za to doniesienie. Dodatkowo najwyraźniej szuka Uli, która odeszła od
niego i wyprowadziła się, ukrywając – policjanci wysłuchali Sebastiana po czym
jeden z nich zwrócił się do drugiego z mężczyzn. A drugi odszedłszy kawałek od
zgromadzonych sprawdzał te informacje w bazie.
- Czy to
prawda? – ten widać było, że nie zamierza odpowiadać na jakiekolwiek pytania.
-
Zabieramy pana ze sobą – usłyszeli drugiego z funkcjonariuszy. Andrzej zaczął
stawiać opór, ale tylko do chwili gdy został skuty i umieszczony w radiowozie.
Marek
zjadł przygotowany jak co dzień przez Ulę obiad. Jedynym wyjątkiem był jeden
szczegół. Zawsze jadali wspólnie, lecz w
czasie jak on jadł panna Cieplak kończyła dopakowywać swoje rzeczy. Następnie
wziął dość szybki prysznic. Wyszedł z łazienki gotowy do drogi. Drogi, której
wyjątkowo nie chciał pokonać. Ula siedziała w salonie przy stole była
zamyślona, do tego stopnia, że nie usłyszała jak ten wyszedł.
-
Królestwo za twoje myśli – wyszeptał aby jej nie wystraszyć.
- O niczym
szczególnym. Tak sobie rozmyślam jak to teraz będzie. Od poniedziałku mam
zamiar wrócić do pracy.
-
Żałujesz, że się rozstałaś z nim? – spytał, ale sam nie wiedział dlaczego.
Przecież to nie jego sprawa.
- Nie, nie
żałuję, bo nie mam czego. A nie skłamałabym z tym żałowaniem. Jedynie czego mi
żal to tego czasu jaki spędziłam z tym człowiekiem. Wiesz za pierwszym razem, gdy
mnie pobił a później tak żarliwie przepraszał i obiecywał, że się zmieni, że to
się już nie powtórzy uwierzyłam mu. Jaka ja byłam głupia i naiwna. A z czasem
było coraz gorzej, a on nie panował nad tym i stawał bardziej agresywny.
Agresywny i zaborczy. Do domu wracał pod wpływem alkoholu, a może i jakiś
narkotyków – mówiła. Marek siedział słuchając tego wszystkiego, a w jego
wnętrzu aż się gotowało. Był zły na tego typa, ale i na siebie samego. Obwiniał
się za to, że swoim postępowaniem wepchnął ukochaną w ramiona tej bestii. W
końcu postanowił się odważyć i zapytać.
- Ula - zawahał się, przesunął dłonią po głowie w charakterystyczny dla siebie sposób. Ula spojrzała na niego wzrokiem, który wydawało się, że zachęca do kontynuowania. Odważył się w końcu i dokończył swoją myśl - Ula, a może zamieszkałabyś w mnie. Masz tu swój pokój, nikt ci nie będzie przeszkadzać. Do Rysiowa jeśli tylko będziesz chciała będę cię zawozić - Ula słuchała tego wszystkiego i nie wiedziała co ma odpowiedzieć. W końcu odezwała się.
- Marek daj mi proszę czas na zastanowienie się. Powiedzmy do poniedziałku. Dziś pojadę do Rysiowa i zostanę tam przez weekend - Marek zgodził się bez zastanowienia. W końcu nie powiedziała nie. Odwiózł ją tak jak obiecał, ale nie chciał zostawać dłużej niż to konieczne.
CDN...