„Ula
Przepraszam,
że w takiej formie, ale inaczej nie mogę. Chciałem Cię bardzo
przeprosić kolejny już raz. Powiedzieć jak strasznie żałuję
tego, że nie umiałem docenić tego co miałem – mianowicie Twojej
Miłości.
Gdybyś
tylko pozwoliła mi wszystko wyjaśnić. To powiedziałbym jakim
byłem sukinsynem, i że strasznie żałuję. A na koniec jak bardzo
Cię Kocham Ula.
Proszę
przemyśl to i jeśli będziesz gotowa zadzwoń albo napisz. Będę
czekał tak jak dotychczas.
Twój
na zawsze Marek”
Siedziała
i przez chwilę zastanawiała się co zrobić. Rozum ostrzegał, a
serce wyrywało się do tego jedynego. Tego którego kochało
nieprzerwanie od tak dawna.
Tak
samo kilkanaście ulic dalej od wczoraj niecierpliwie na jakikolwiek
znak, że przeczytała jego wiadomość siedział Marek. W pewnym
momencie nawet chciał zadzwonić, ale uznał to za nachalne
zachowanie z jego strony. Cieszył się, że zna jej numer i ma
możliwość próbowania skontaktowania z nią. Ale również obawiał
się o jej bezpieczeństwo, wciąż nie zamknęli Sosnowskiego. A
Marek był w stu procentach pewny, że to doktorek, zwłaszcza iż
podczas spotkania z Sebastianem ten opowiedział mu co usłyszał
od małej Beti.
-
Marek, przecież nikt normalny nie wystaje pod czyimś domem –
skończył swój wywód Olszański, gdy siedzieli po rozegranej
partyjce gry w tenisa.
-
Też tak myślę – powiedział Dobrzański – nawet gdy byłem na
komendzie to im mówiłem o tym dupku – dodał – obawiam się co
on może jeszcze wymyślić.
-
Pan Józef mówił, że to nękanie zaczęło się krótko po tym jak
doktorek przyznał się do swoich planów związanych z Ulą i wyjazdem do Stanów – mówił
kadrowy.
Te
wszystkie informacje tylko jeszcze bardziej potęgowały w prezesie
większy niepokój. A jej milczenie też nie pomagało. Sam już nie
wiedział co ma ze sobą począć, miał problem nawet w skupieniu
się na pracy.
-
Viola możesz do mnie przyjść – rzekł do słuchawki i kilka
chwil później jego sekretarka stała przed nim.
-
Viola mam do Ciebie prośbę – mówił do kobiety, gdy usłyszał
dźwięk przychodzącej wiadomości – przepraszam cię, ale muszę
sprawdzić – powiedział jednocześnie spoglądając
na wyświetlacz swojego telefonu, a jego twarz rozpromieniła się w
mgnieniu oka.
-
To co to za prośba – dopytywała blondynka.
-
Już nie ważne – odpowiedział kobiecie.
Violetta
nie pytając o nic więcej opuściła jego gabinet i mając pewność
co do autora wiadomości niemalże biegiem ruszyła w kierunku
gabinetu swojego narzeczonego. Wiedziała od Sebastiana, że Marek próbował skontaktować się z Ulą. Cieszyła się z tego, że Marek wreszcie może odzyska pannę Cieplak. Cieszyła się również, że jej plan pogodzenia prezesa z Olszańskim się powiódł. Nawet uważała to za swój osobisty sukces. Ale czy nie miała do tego prawa?
Usiadł
na fotelu i drżącą dłonią otwierał wiadomość na smartfonie.
„ Marek
Jeśli
Twoja propozycja spotkania nadal jest aktualna to możemy się
spotkać. Jutro nad Wisłą o tej samej porze co pisałeś w swoim
liście do mnie.
Ula”
Na
odpowiedź nie musiała długo czekać. Sygnał nadejścia wiadomości
usłyszała raptem kilka minut później.
„Ula
Spotkanie
jak najbardziej aktualne. Będę na pewno.
Twój
na zawsze
Marek”
Odczytała
wiadomość i uśmiechnęła się do siebie samej, a jej serce
nabrało jakiegoś dziwnego tępa. I mimo iż obawiała się, że ten
prześladowca może stać się jeszcze bardziej nieobliczalny nie chciała dłużej czekać, ale
miała wrażenie, że teraz jej życie będzie szczęśliwsze.
Następnego
dnia każde z nich nie potrafiło usiedzieć oraz niecierpliwie
wyczekiwało umówionej godziny spotkania.
-
Viola ja wychodzę i nie będzie mnie już do końca dnia –
poinformował sekretarkę kilka minut po trzynastej i opuścił
firmę.
Podjechał
najpierw pod restaurację „Moskwa” powinien to zrobić już
wczoraj, ale był tak pochłonięty tym co jej powie i samym
spotkaniem, że zupełnie zapomniał o tym. Kiedy rano wstał przez
chwilę zastanawiał się, gdzie mógłby zabrać Ulę aby uczcić
ten dzień. Czuł, a nawet był pewny, że od dziś jego życie
zmieni się o całe trzysta sześćdziesiąt stopni. Zastanawiał się
nad dwoma lokalami aż w końcu wpadł na pomysł o „Moskwie”. To
tam byli na swojej pierwszej nieoficjalnej randce. Dobrzański uznał,
że to będzie najlepsze miejsce na kolację. Podjechał pod lokal,
wszedł do środka. Po krótkiej rozmowie z pracownikiem restauracji
zamówił na godzinę siedemnastą stolik, następnym punktem była
kwiaciarnia gdzie kupił ogromny bukiet z czerwonych róż i już bez
żadnego problemu dotarł w umówione miejsce. Był tam prawie
godzinę przed czasem, usiadł na kamieniu trzymając w ręku torebkę
z krówkami. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, miał wrażenie
jakby minuty były godzinami.
-
No wreszcie jesteś. Ile można czekać? - odezwał się jeden z
mężczyzn.
-
Czekałem jak wszyscy wyjdą z domu i mam to czego chciałeś,
doktorku – odburknął mu Dąbrowski.
-
Dawaj – wysyczał przez zęby Sosnowski.
-
Najpierw kasa – odburknął Bartek.
Sosnowski
wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki kopertę z odliczoną
kwotą. Dąbrowski odebrał ją z rąk tego pierwszego i przeliczył.
-
Ale to tylko połowa kwoty – wysyczał przez zęby.
-
Reszta będzie jak zrobisz jeszcze coś – z szyderczym uśmiechem
na twarzy rzekł Sosnowski.
-
Ty chyba żartujesz. Mowa była tylko o zdobyciu jej numeru telefonu
– odburknął Dąbrowski.
-
Ale sytuacja się zmieniła – rzekł Piotr.
-
Mianowicie? - dopytywał ten drugi.
-
Pomożesz mi ją uprowadzić.
-
Co? - dopytywał Dąbrowski, bo miał wrażenie jakby jego słuch
płatał mu figla.
-
Dobrze słyszysz – usłyszał w odpowiedzi.
-
Muszę się zastanowić – odparł.
-
Masz czas do jutra – padło ze strony lekarza.
-
A co ci tak śpieszno? - zainteresował się Dąbrowski.
-
A to już chyba nie twoja sprawa – odburknął mu Sosnowski.
Wyszła
z pracy mając uśmiech na twarzy. Od miejsca, w którym pracowała
nad Wisłę miała zaledwie kwadrans spacerkiem. Będąc już prawie na miejscu
jej dobry humor rozpłynął się jak bańka mydlana.
„Jak
widzisz, ja nie rzucam słów na wiatr. Przede mną się nie
ukryjesz i nie uciekniesz.”
Już
miała zawrócić, gdy zauważyła Marka a on ją. Na twarz przybrała
uśmiech i podeszła do niego.
-
Dzień dobry – powiedzieli
jednocześnie.
-
Proszę to dla ciebie –
dał Uli to co trzymał w rękach.
-
Krówki – rzekła Ula z radością w głosie – dziękuję Ci.
-
Ula...- zaczął Dobrzański i nagle
zdał sobie sprawę, że to wszystko co chciał jej powiedzieć nagle
uleciało – chciałem ci tyle powiedzieć, układałem to sobie w
głowie przez ten cały czas - Chciał
zacząć wyjaśniać, ale coś mu nie pasowało, Ula wcale nie
wyglądała jakby cieszyła się z tego spotkania – Ula miałem
wrażenie, że chciałaś tego spotkania – powiedział.
-
Bo tak jest – usłyszał w odpowiedzi.
-
Ale? - nie odpuszczał, widział, że coś jest nie tak i w obecnej
sytuacji nie ważne było jego wyznanie lecz co się stało.
-
Nic takiego – próbowała brzmieć wiarygodnie.
-
Ula znam cię i wiem, że coś się stało. Proszę powiedz może uda
mi się ci pomóc. Wiem od twojego taty, ale i od policji o kimś kto
cię prześladuje – mówił spokojnym, pełnym troski głosem.
-
Masz rację ktoś mnie nęka,
a policja podejrzewa Piotra – mówiła, gdy nagle przyjście
kolejnej wiadomości jej przerwało.
„Dzisiaj
cię nie spotkałem, ale nic straconego”
Stała
z przerażeniem w oczach. Marek wyciągnął dłoń w jej kierunku.
-
Co się stało Ula? - dopytywał.
Ona
tak jakby wyczytała jego intencje, pokazała telefon i ostatnie
dwie wiadomości.
-
Spokojnie kochanie – użył tego określenia nawet nie
zastanawiając się jak ona zareaguje – nie zostawię cię z tym
samej. Oboje przez to przejdziemy – mówił tuląc ją do siebie.
A
ona poczuła się nagle bezpieczna. Miała wrażenie jakby ktoś. Nie
słowo „ktoś” było nie adekwatne do tego”. Tym kimś był
przecież Marek. Jakby to Marek zdjął z jej pleców ogromny ciężar.
I mimo obawy co dalej, była spokojniejsza.
CDN...