-
Moi już wiedzą o ciąży – oznajmił Łukasz Bożenie, gdy ta
chciała się upewnić czy tego dnia powiedzą jego rodzicom.
-
Jak to wiedzą? Mieliśmy im powiedzieć wspólnie – rzekła ze
zdenerwowaniem w głosie kobieta.
-
Kojarzysz może to małżeństwo u mnie na osiedlu z pudlem? On tak
kuleje na jedną nogę, a ona taka grubsza babka – tłumaczył.
-
No wiem o kim mówisz. Ale co oni mają do tego?
-
To właśnie ten facet zaczepił ojca dzisiaj jak wracał z targu i
pytał czy przypadkiem nie jesteś w ciąży. Dlatego, gdy oboje z
matką mnie zapytali, potwierdziłem, że tak – wyjaśniał,
wpatrując się w twarz Bożeny, a ta mieniła się kolorami strachu,
przerażenia i sam Pan Bóg wie czego jeszcze.
Oboje
zdawali sobie sprawę, że zwłaszcza jego matka nie przyjmie tego z
uśmiechem na ustach. Doskonale wiedzieli, że ona nie lubi Bożeny i
wiele razy to okazywała. Ta jej niechęć była dzięki ciotce,
która wciąż mieszała, mówiąc niestworzone rzeczy na temat Agaty
i Zygmunta oraz na samą Bożenę. I mimo że Łukasz próbował
odpierać ataki w stronę jego dziewczyny, tłumacząc iż wiele z
tego to wyssane z palca brednie nic nie dawało.
Po
dotarciu do jego domu niemalże od progu zostali zaatakowani przez
jego matkę. Mimo, że próbowali jej tłumaczyć to i tak nic to nie
dało. Nie docierały do niej żadne argumenty, jak zwykle próbowała pokazać,
że ona jest najmądrzejsza i wie wszystko najlepiej. Przez kolejnych
kilka dni chodziła obrażona i nie rozmawiała z żadnym z nich. Jak
się później okazało to była cisza przed burzą i to taką z
piorunami i trąbą powietrzną, która niszczy wszystko po drodze.
Od tego dnia minął jakiś tydzień.
-
Muszę z wami obojgiem porozmawiać – rzekła, gdy zjawili się u
Łukasza.
-
Słuchamy – odpowiedział za nich oboje Łukasz, siadając obok
Bożeny na kanapie, a ją samą trzymając za rękę.
-
Mam dla was propozycję – zaczęła – oboje jesteście jeszcze
bardzo młodzi – no tak oboje mieli po dwadzieścia trzy lata –
ty Bożena nie masz pracy i doświadczenia w byciu matką, a Łukasz
może i pracuje, ale kokosów nie zarabia, dodatkowo jest osobą
niepełnosprawną i tak samo jak ty nie ma pojęcia o byciu
rodzicem. I tu mam pewien pomysł, abyście zaraz po urodzeniu się
dziecka zrzekli się praw do niego. A mnie wskazali jako rodzinę
zastępczą ze wskazaniem. W ten sposób wy byście pozbyli się
problemu, ja natomiast pobierałabym pieniądze z opieki z tytułu
bycia rodziną zastępczą. Oczywiście zawsze będziecie mogli
zabierać je do siebie, na wakacje i takie tam inne – Bożena
siedziała jakby dostała czymś w głowę również Łukasz był w
szoku.
-
Rozumiem, że to jakiś żart z pani strony – odezwała się w
końcu Bożena.
-
Nie, to nie żart. Oboje nie macie bladego pojęcia co to znaczy być
rodzicem. Ja sama wychowałam dziecko, które jest niepełnosprawne,
jaką macie pewność, że wasze będzie zdrowe? - zapytała, by po
chwili samej odpowiedzieć – żadnej. Ty dziewczyno nawet w domu
nie miałaś odpowiedniego przykładu jak być rodzicem – próbowała
argumentować przyszła teściowa Bożeny.
-
A ja zapewne miałem przykład jak wygląda prawdziwa rodzina. W koło sami rozwiedzeni. Nie ma co świetny przykład rodziny –
odezwał się w końcu wściekły Łukasz – może i jesteśmy
młodzi, ale przypominam ci, że ty miałaś trzy lata mniej jak mnie
rodziłaś, bo zaledwie dwadzieścia lat.
-
Nigdy nie oddam mojego dziecka. Czy to się komuś podoba czy nie.
Jak pani chce mieć jeszcze dziecko to niech sobie sama zrobi albo
zaadoptuje. A nie szuka sposobu na zdobycie pieniędzy, w tym celu proponuję
udać się do pracy – wykrzyczała kobiecie Bożena po czym wstała
i wyszła tuż za nią uczynił to Łukasz.
Był
tak wściekły na matkę, że w tym momencie z wielką chęcią by
się upił. Odprowadził Bożenę do domu, przez całą drogę
próbował ją uspokoić i przepraszał za słowa i zachowanie matki.
W dniu następnym dostał telefon od dziewczyny, że ta trafiła do
szpitala, a ciąża jest zagrożona.
-
Widziałaś co narobiłaś. Bożena przez ciebie trafiła dzisiaj
rano do szpitala. Jeśli coś się stanie jej albo dziecku to możesz
zapomnieć, że miałaś syna – wykrzyczał matce w twarz.
W
szpitalu była przez tydzień i tylko Łukasz ją odwiedzał
codziennie. Po jej wyjściu ze szpitala matka Łukasza przeprosiła
ich oboje, ale oboje czuli, że nie jest to do końca szczere ani
prawdziwe. Ale postanowili tym na razie się nie przejmować i zaczęli
planować ślub. W Urzędzie Stanu Cywilnego ustalili datę
jedenastego października. To miał być tylko ślub cywilny, co
bardzo nie spodobało się rodzinie ze strony Bożeny i głośno to
komentowali.
-
Jak to tak bez ślubu kościelnego? Tego jeszcze w naszej rodzinie
nie było – powtarzali wszyscy jak utartą regułkę.
-
Dla nas nie ma znaczenia jaki ślub – tłumaczyła Bożena – sama
jestem zdania, że jak dwoje ludzi ma być ze sobą to będą bez
względu jaki ślub wezmą czy też będą żyć bez tego papierka.
Doszło
do zapoznania obu rodzin i tak jak oboje się domyślali jedni nie
polubili drugich. Oni mieli to gdzieś. Cieszyli się swoim
szczęściem. Początkowo wesele miało się odbyć na sali, bo takie
wielkie aspiracje przyświecały jej rodzicom, a zwłaszcza matce.
Ona sama zastanawiała się skąd na to wezmą pieniądze. I kiedy
Agata wystawiła matkę Łukasza nie przychodząc na umówione spotkanie w restauracji i powodując zrzucenia wszystkiego
na jej barki włącznie z opłaceniem tejże sali ta nie wytrzymała.
-
Przykro mi to mówić dzieci, ale ja nie mam zamiaru wszystkiego
pokrywać z własnej kieszeni. Twoi rodzice Bożena w ogóle się nie
angażują w przygotowania, a ja nie mam na tyle aby jeszcze wyżywić
twoich gości – mówiła do nich, po tym jak Agata z Zygmuntem nie
pojawili się na umówionym spotkaniu po raz kolejny. Bożena
rozumiała to, ale i tak było jej przykro. Ten najważniejszy dla
niej dzień miała spędzić bez swoich najbliższych. Faktem było,
że nie zapraszała ich wielu bo oprócz jej brata oraz rodziców
miało być jeszcze siedmioro osób a od Łukasza wraz z matką i jej
konkubinem dwanaścioro. Postanowili, że w obecnej sytuacji zrobią
przyjęcie weselne w mieszkaniu Łukasza. I jedyną osobą z jej
strony będzie jej brat, który miał być świadkiem. Zdecydowali
się na Przemka, gdyż od młodego ze strony nie mieli kogo wziąć
na świadka jako mężczyznę. Świadkową została dalsza kuzynka
Łukasza.
Bożena
poinformowała swoich rodziców, że wesela nie będzie, no chyba, że
sobie sami zorganizują coś w domu. Myślała, że ta wiadomość
jakoś ich zmobilizuje aby wziąć się w garść i coś zacząć
robić, ale nie, za to usłyszała.
-
Zrobicie jak chcecie – była w szoku. Ona, ich własna córka
wychodzi za mąż, a oni mają ją kompletnie gdzieś.
Na
jakieś półtora miesiąca przed ślubem Agata wpadła na pomysł
aby jej córka mimo ślubu cywilnego ubrała białą suknię jak do
kościoła.
-
Ty chyba jesteś niepoważna. Ja nie biorę kościelnego tylko
cywilny. To po pierwsze a po drugie nie mam tyle pieniędzy aby za
nią zapłacić.
-
To ciekawe w czym idziesz? - grzmiała Agata.
-
Już pożyczyłam sukienkę od Ewki, a ciotka tylko ma ją trochę
przerobić by nie była zbyt obcisła – odparła jej Bożena.
Agata
wzruszyła ramionami i rzekła.
-
A rób jak chcesz. Wiecznie byłaś krnąbrna wobec nas i
niewdzięczna – Bożena popatrzyła na matkę i czuła się tak
jakby dostała w twarz. Od urodzenia mieli ją za nic, nawet teraz
jak wychodzi za mąż olewają ją i śmią powiedzieć takie rzeczy.
-
Łukasz dostałam ponownie odmowę co do przyznania nam mieszkania.
Już nie wiem co jeszcze mam wymyślać. Przecież napisałam im w
piśmie, że od października wychodzę za mąż, że spodziewamy się
dziecka. Przedstawiłam papiery o odciętym prądzie, wyrok sądu o
eksmisji i że miasto ma im przydzielić lokal zastępczy. Opisałam
jakie tam panują warunki, że oboje nadużywają alkoholu. A ci
pieprzeni biurokraci piszą, że wciąż przekracza metraż –
mówiła na kilka dni przed ślubem.
-
Spokojnie, nie denerwuj się. Po ślubie zamieszkamy u mojej matki i
wówczas kolejny raz napiszemy pismo. A jak nie to coś wynajmiemy –
mówił spokojnie Łukasz. Widząc, że na niewiele zdały się jego
słowa rzekł – chodź mama prosiła abyśmy przyszli, bo mówiła,
że potrzebna jej nasza pomoc – prawda była inna, ale on w tym
momencie łapał się wszystkiego aby tylko zajęła swoje myśli
czymś innym.
Prawdą
było, że żadne z nich nie chciało mieszkać z rodzicami ani
jednymi, ani drugimi. Ale w obecnej sytuacji nie mieli wyjścia.
W
piątek dziesiątego października było już wszystko przygotowane.
Ten dzień był również przełomowy dla samej Bożeny. To tego dnia
stało się coś co powinno było stać się dużo wcześniej.
-
O której to się wraca do domu – wrzeszczał Zygmunt na córkę,
gdy ta spóźniła się kilkanaście minut.
-
A co ciebie to może obchodzić. Jestem już dorosła jakbyś nie
zauważył – odpyskowała ojcu, a głos jej nawet nie zadrżał.
-
Nie pyskuj, bo wstanę do ciebie i ci przypierdolę – wrzeszczał
jeszcze bardziej.
-
Tak, to chodź, i co może jeszcze mi szlaban dasz? To muszę cię
rozczarować, ale tylko do jutra najpóźniej do godziny dwunastej. O
tej godzinie jeśli nie pamiętasz ja wychodzę z tego patologicznego
domu – odpowiedziała.
Leżąc
później we własnym pokoju czuła się dumna z siebie, ale i
poniekąd zła, że nie postawiła się im wcześniej.
Wreszcie
nastała ta upragniona sobota, ale oczywiście bez kłótni w tym
domu obejść się nie mogło.
-
Mam nadzieję, że postawicie weselną wódkę? - usłyszała Bożena
pytanie, które padło z ust matki.
-
A dałaś na tę wódkę, czy na cokolwiek związanego z tym ślubem?
- odpowiedziała jej córka pytaniem.
-
Ja nie muszę nic dawać, a ty…
-
Dobra skończ. Znam ten tekst na pamięć… - wymianę zdań obu
przerwało pukanie do drzwi. Przemek poszedł otworzyć.
-
Bożena Gabi przyszła – usłyszała.
Gabi
z zawodu była fryzjerką i obiecała, że uczesze Bożenkę i pomoże
jej się ubrać. Wkrótce przyjechali dziadkowie Bożeny. Ta
poinformowała ich, że przez to co zrobili rodzice wesela nie
będzie.
Punktualnie
o godzinie dwunastej pod blok panny młodej przyjechał pan młody z
rodzicami i gośćmi ze swojej strony. Weszli do jej domu gdzie
miało nastąpić błogosławieństwo.
-
Rany co za hipokryzja. Ślub cywilny, a ci się uparli na
błogosławieństwo. Co za chora rodzina – myślała w duchu
Bożena.
O
godzinie trzynastej w Urzędzie Stanu Cywilnego w Sosnowcu mieli
oboje składać przed urzędnikiem oraz rodziną przysięgę
małżeńską. Bożenie ze szczęścia poleciały łzy. Tak tego dnia
ta wiecznie nękana przez własnych rodziców dziewczyna czuła się
szczęśliwa i nawet przez myśl jej nie przeszło, że ktoś może
wyprowadzić ją z równowagi, a jednak. Po uroczystym złożeniu
przysięgi i podpisaniu dokumentów w sali obok był czas na wypicie
szampana i składanie życzeń młodym małżonkom.
Po
wszystkim, gdy młodzi i wszyscy zgromadzeni zbierali się do
wyjścia matka Bożeny poprosiła ją na bok.
-
Bożena możesz pożyczyć mi trochę pieniędzy? - Bożena stanęła
jak wryta, a jej oczy przypominały wielkością spodki od filiżanek.
-
Co? - wydukała tak jakby chciała się upewnić, że dobrze
usłyszała.
-
Pytam czy masz pożyczyć jakieś dwieście złotych, bo nawet nie
mam co na stół postawić – rzekła kobieta.
-
Nie, nie mam – odparła bez namysłu Bożena.
-
Przecież widziałam, jak dostaliście koperty – mówiła starsza z
kobiet.
-
Tam były tylko kartki z życzeniami. Tylko wujek dał nam pieniądze,
ale to są Euro – powiedziała i za całą premedytacją wspomniała
o pieniądzach od chrzestnej.
-
A nie możesz ich wymienić?
-
Ty chyba sobie żartujesz. Właśnie wyszłam za mąż i mam latać po mieście i szukać kantoru? Powiedziałam, że ci nie pożyczę i
zdania nie zmienię – mówiła coraz bardziej zdenerwowana Bożena.
Do
obu pań doszedł Łukasz, bo martwiło go, że Bożena gdzieś
znikła.
-
Bożena wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, chodźmy. Później ci powiem o co chodzi – odpowiedziała i
chwyciwszy swojego męża pod rękę wyszli z Urzędu. Tam zrobiono
im kilka zdjęć i obie rodziny rozjechały się w swoją stronę.
Młodzi
dojechali do domu pana młodego i aby tradycji stało się zadość
zostali przywitani chlebem i solą przez matkę Łukasza po czym
chwycił ją i przeniósł przez próg.
Kiedy
z samochodu wypakowali wszystkie prezenty i zjedli ciepły posiłek
przeprosili gości i wezwaną taksówką wraz z bratem Bożeny
pojechali do jej domu. Mimo wszystko chcieli chwilę spędzić z jej
rodziną, zwłaszcza z jej dziadkami oraz wujem i kuzynką. Po
godzinie dziadkowie Bożeny postanowili wracać.
-
Babciu poczekajcie odprowadzę was – zawołała Bożenka i już
zmierzała z nimi na dół do samochodu.
-
Przepraszam was jeszcze raz, ale nie było wyjścia. Ona nawet miała
czelność w urzędzie prosić mnie o pieniądze – tłumaczyła się
Bożena.
-
Nie przepraszaj dziecko. To nie twoja wina, że masz takich rodziców.
Ode mnie też dzisiaj pożyczyła sto złotych. Pożegnamy się i
jeszcze raz wszystkiego najlepszego na nowej drodze dziecko –
usłyszała jeszcze od babci i już machała im na pożegnanie.
Kilkanaście
minut później do drogi szykował się wuj i kuzynka więc młodzi
małżonkowie postanowili skorzystać z propozycji podwiezienia ich
do domu Łukasza.
Reszta
dnia i prawie cała noc minęła spokojnie. Przyjęcie weselne wbrew
obawom udało się wyśmienicie. Nikt nie narzekał. Wszystko
skończyło się o czwartej nad ranem, ale nikt z sąsiadów nie miał
pretensji, gdyż wszyscy byli wcześniej poinformowani o tym fakcie.
Snu
mimo to mieli niewiele, bo popołudniu również mieli przyjść
goście.
Ale
wszystko skończyło się dość wcześnie gdyż Bożena poczuła się
źle i wzywano do niej pogotowie.
CDN...