Dzisiaj
moi drodzy pierwsza część opowiadania, które nie jest związane z
Ulą i Markiem. Lecz mimo wszystko wierzę, że Wam się spodoba. Do
opowiadań o "Brzyduli" obiecuję powrócić gdy skończę
publikować "Moje wszystko i nic". Lecz aby zrozumieć
sens tytułu trzeba dotrwać do końca. Nie wiem ile jest w Polsce
takich rodzin jak ta z opowiadania, ale chcę wierzyć, że nie tak
dużo. Zapraszam do czytania i miłej lektury życzę.
Autorka
Trzydzieści dziewięć lat temu na ślubnym kobiercu stanęło dwoje młodych ludzi.
Ona
piękna z blond włosami i oczach koloru niebieskiego. Miała wówczas
dwadzieścia cztery lata i wydawało się, że świat stoi przed nią
otworem. Zanim związała się z przyszłym mężem miała swoją
pasję. Uwielbiała podróże, zwłaszcza wspinaczki górskie. Niejeden szlak górski przeszła, niejedno widziała i zwiedziła.
Pochodziła z dobrego domu, gdzie rodzina i tradycja były najważniejsze. Oprócz niej było jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa, siostra i brat. Wszyscy mieszkali w niewielkiej miejscowości leżącej niedaleko Częstochowy. Jej rodzice posiadali dom z ogrodem. Z czasem, gdy ona i rodzeństwo byli już starsi, rodzice kupili jeszcze jeden dom z tą różnicą, że ten drugi był położony w malowniczej wsi. Do domu przylegały trzy pola uprawne, które rodziły plony. Tuż po sąsiedzku stały domy należące do rodziny jej matki. Ojciec pochodził z Garwolina położonego sześćdziesiąt kilometrów od Warszawy.
On rok starszy, szczupły blondyn o oczach koloru ciemnego piwa zasłoniętych okularami. Jego matka urodziła się w Niemczech, a ojciec w Radomsku, gdzie zamieszkali po ślubie i tam na świat przyszły ich dzieci. Trzech synów i dwie córki. Lecz jego rodzina była całkowitym przeciwieństwem jej rodziny. Dziś nazwano by to patologią. I tak w rzeczywistości było. Tam nikt nie stronił od alkoholu. To alkohol grał pierwsze skrzypce, był najważniejszy.
Kiedy zaczęli się spotykać, jej rodzice jeszcze na początku próbowali przemówić jej do rozsądku pytając. - Dziecko, czy ty wiesz z kim się spotykasz? Pytali tak, bo miasto nieduże, a i zakładów pracy nie było za wiele. Jej babcia doskonale znała rodzinę tego chłopaka, a zwłaszcza jego matkę. Obie panie razem pracowały w jednym z zakładów przez krótki czas.
-
To moja sprawa i nie wtrącajcie się. Jestem już dorosła i nic wam
do tego - odpowiadała wyniosłym tonem. Buntowała się
słysząc takie stwierdzenia, a jej krnąbrność i bunt sprawiały
kłopoty wychowawcze jej rodzicom jeszcze w czasach szkolnych. Mimo,
że potrafiła być ambitna, to jednak z trudem udało jej się
skończyć szkołę zawodową.
Była uparta i wciąż stawała w kontrze przeciwko argumentom rodziców. Kochała swojego wybranka i wiedziała, że żadna siła nie będzie w stanie ich rozdzielić. Któregoś dnia wyszło na jaw coś, co wstrząsnęło nie tylko nią i jej chłopakiem, ale rodzicami także. Okazało się, że młodzi zaliczyli klasyczną wpadkę. Teraz nie było już wyjścia. Ślub musiał się odbyć, bo środowisko, w którym mieszkali było hermetyczne i małe ze skłonnością do plotek i szukania niezdrowych sensacji. Klamka więc zapadła. Zaślubiny miały odbyć się w styczniu, ale w międzyczasie zmarł dziadek Agaty. Bardzo przeżyła tę śmierć. Dziadek był dla niej autorytetem, a ona jego ulubienicą, chociaż nie była przecież jedyną wnuczką. Rozważali wtedy przełożenie daty ślubu.
-
Dzieci nie ma powodu aby odwoływać czy też przesuwać ślub -
tłumaczyła babcia.
-
Ale... - próbowała protestować Agata.
-
Kochanie nie ma żadnego "ale". Dziadek z całą pewnością
by tego nie chciał, to po pierwsze, a po drugie to jemu życia nie
wróci - te słowa przekonały młodych i myśl o przesunięciu
lub odwołaniu ślubu odeszła.
I tak właśnie ta dwójka w jeden ze styczniowych weekendów złożyła przed Bogiem, rodziną i przyjaciółmi przysięgę wierności, miłości i uczciwości oraz że nie opuszczą się aż do śmierci. Po zaślubinach w domu jej rodziców odbyło się huczne wesele. W ten oto sposób Agata weszła do rodziny Zygmunta, a Zygmunt do rodziny Agaty. O ile jego rodzina prawie w całości ją zaakceptowała, tak członkowie jej rodziny za Zygmuntem nie przepadali. Uważali, że Zygmunt wżenił się w dobrze usytuowaną rodzinę Agaty wyłącznie ze względów materialnych.
Po
ślubie zamieszkali z rodzicami i rodzeństwem Agaty.
Jakiś
czas po ślubie teściowie Zygmunta po rozmowach z młodymi postanowili
powiększyć ich dom dobudowując dwa dodatkowe pomieszczenia. Jedno
miało być wspólne i spełniać funkcję ganku czy też
przedpokoju. Drugie miało należeć do młodych i służyć jako
kuchnia. I tak na wiosnę ruszyły prace nad dobudówką. Wtedy też
zaczęła ujawniać się druga natura Zygmunta. Jedna z takich
sytuacji bardzo zapadła w pamięci jego teściowej.
-
A co to mamusia robi? - zapytał z głupkowatym uśmiechem na
twarzy. Matka Agaty tylko spojrzała na niego i nie odzywając się
wróciła do przerwanej czynności.
Zygmunt
ominął teściową i poszedł do domu, bo przecież był zmęczony
po pracy. Lecz to, że teście kopali dół pod dobudówkę, która
miała służyć w dużej mierze młodym w ogóle go nie obeszło. Po
kilku minutach kobieta usłyszała kłótnię córki z mężem i
mimo, że nie starała się mieszać w ich życie to tym razem
postanowiła zareagować.
-
Zygmunt czego tak się wydzierasz, na całej ulicy cię słychać -
odezwała się kobieta.
-
Niech się mama nie wtrąca to nasze sprawy - padło z ust Agaty.
-
No właśnie nie wpierdalaj się. Zajmij się budową - usłyszała
od Zygmunta. Poczuła się tak jakby dostała w twarz.
Zacisnęła
tylko zęby i aby nie rozpłakać się przy nich opuściła
pomieszczenie.
Późnym
wieczorem gdy wrócił z pracy ojciec Agaty dowiedział się o całym
zajściu od żony.
-
Wierz mi, gdyby nie to, że Agata jest w ciąży pogoniłabym ich
oboje. Jedno warte drugiego.
-
Czasami zastanawiam się co ona miała w głowie wiążąc się z
nim. Przecież z jej urodą mogłaby mieć nie jednego. Wiesz
Halinko jakoś nie wróżę im dobrego życia. I jak mi Bóg
świadkiem chciałbym się mylić - mówił Franciszek, nie
zdając sobie sprawy jak bardzo staną się prorocze te jego słowa.
Czas
płynął, budowa nabierała kształtu. Wiosna zawitała w końcu na
dobre. Agata już nie pracowała, do rozwiązania zostały zaledwie
dwa miesiące. W ich małżeństwie coraz częściej dochodziło do
kłótni, często wówczas interweniował ktoś z rodziny Agaty.
Zygmunt nie był typem zięcia jakiego sobie wyobrażali jej rodzice.
Był często wulgarny, chamski, bezczelny, ale w jakimś sensie miał
na to pozwolenie Agaty, bo gdy obrażał kogoś z jej
najbliższych ona nie reagowała, a nawet stawała po jego stronie.
Natomiast Agata była bardzo lubiana przez rodzinę Zygmunta. Przez
swojego teścia Czesława i teściową Adelę była wręcz
uwielbiana. Często mówiono, że to dusza towarzystwa. Tylko jedna z
sióstr Zygmunta nie przepadała za Agatą, ale to była niechęć
obustronna. Obie kobiety jakoś nie darzyły się sympatią. Lecz na
Agacie nie robiło to większego wrażenia. Ona miała poparcie ze
strony teściów, co nawet samego Zygmunta czasami irytowało.
Jednego razu nawet sam na własnej skórze przekonał się o tej
zażyłości.
Wrócił
z pracy pijany i dość mocno pokłócił się z Agatą oraz jej
rodziną.
-
Wynoś się stąd – usłyszał od żony.
Grzecznie
zabrał się i wyszedł przy okazji przeklinając rodzinę Agaty pod
nosem. Po niespełna kwadransie był w domu rodzinnym i zamiast
zostać przyjętym z otwartymi ramionami dostało mu się jak tylko
wytrzeźwiał.
-
Wracaj do żony pijaku jeden. Założyłeś rodzinę to
wracaj do niej – usłyszał, gdy tylko wstał. Głowa bolała,
a matka ciosała mu kołki na głowie. I niby nic dziwnego, że matka
próbuje przywrócić go do porządku, ale przecież tam wszyscy byli
tacy.
Wreszcie nadszedł maj i dzień kiedy Agata urodziła córkę. Dziewczynka urodziła się zdrowa, co zakrawało na cud. Agata dzień wcześniej wraz ze swoją teściową dość hucznie obchodziły święto jakim jest Dzień Matki. Nie tylko hucznie, ale i mocno zakrapiane. Dziewczynka była wierną kopią ojca.
Identyczny kolor oczu, ten sam wykrój ust. Zygmunt chodził dumny jak paw. Agata najzwyczajniej w świecie wykonywała swoje obowiązki jako matka, ale bez większego entuzjazmu. Kilka miesięcy później ochrzczono dziecko nadając mu imię Bożena. Chrzestnymi zostali siostra Agaty oraz kolega Zygmunta.
Bożenka była oczkiem w głowie dziadków, cioć i wujków ze strony matki. Rodzina ojca po prostu ją tolerowała. Przez kolejne dwa lata niewiele się zmieniło w życiu Agaty i Zygmunta. Bożenka rozwijała się zdrowo i tylko dorastała w domu, gdzie rodzice coraz częściej zaglądali do kieliszka i robili awantury.
Jak
się okazało Zygmunt miał ciężką rękę, która niejednokrotnie
lądowała na twarzy Agaty. Często Bożenkę do siebie zabierali
dziadkowie Halina i Franciszek, co skutkowało dodatkowym powodem do
kłótni. Gdy tylko dziewczynka była na tyle już duża rodzice
Agaty od wiosny do jesieni zabierali ją do siebie na wieś. Dzięki
temu oszczędzali wnuczce widoku pijanych rodziców i awantur.
Dla
nich samych to też było wybawienie, bo mogli wyjść do znajomych
czy do rodziny Zygmunta bez zbędnego balastu jakim była córka.
Trzy
lata po urodzeniu Bożenki Agata urodziła drugie dziecko syna, który
był lustrzanym odbiciem matki.
Przemek w przeciwieństwie do Bożenki był ulubieńcem rodziny ze strony ojca. Narodziny dziecka w każdej rodzinie to radość dla wszystkich, ale jak się okaże nie do końca tak było w tym przypadku. Bożenka jako małe dziecko nie rozumiała tego.
-
Kochanie Przemuś jest malutki i potrzebuje więcej uwagi - próbowała
wnuczce tłumaczyć babcia Halina.
Chociaż
jej samej było trudno zrozumieć to dziwne zachowanie swojej córki
i zięcia, ale i jego rodziny.
Wielokrotnie
widziała jak Agata i Zygmunt zaczęli traktować córkę. Nic
dziwnego, że ta mała dziewczynka czuła się odtrącona przez
rodziców.
-
Bądź cicho bo Przemek śpi. Zajmij się bratem - tego typu
słowa padały z ust matki albo ojca Bożenki.
- Agata tak nie można - jednego razu mówiła matka do Agaty, gdy ta kolejny raz była światkiem ich zachowania wobec Bożenki.
-
O co ci mamie chodzi? - zapytała Agata nie
rozumiejąc o co chodzi matce.
-
Nie udawaj, od jakiegoś czasu wiecznie krzyczycie na nią, wymagacie
aby zajmowała się małym - wyjaśniła córce.
-
Mama przesadza. Co jest złego w tym, że czasami popilnuje Przemka,
przecież jest jego starszą siostrą. Ja sama zajmowałam się
młodszym rodzeństwem - odpowiedziała, ale tylko spowodowała
wybuch gniewu u swej matki.
-
Nie bądź bezczelna - padło z ust matki. Prawdą było, że
czasem Agata jako najstarsza z całej trójki miała zając się
rodzeństwem, ale nie miała wówczas zaledwie trzech lat. I były to
wyjątkowe sytuacje, a oni wręcz wyręczali się tą małą
dziewczynką.
Jedna
z takich sytuacji zwłaszcza zapadła w pamięci małej Bożenki.
Dziewczynka miała zaledwie trzy i pół roku, a jej braciszek
niecałe pół roku. Był to czas Świąt Bożego Narodzenia. Całą
czwórką wracali do domu od rodziny Zygmunta. Bożenka pchała przed
sobą wózek z bratem, a rodzice idąc za nią kłócili się,
wyzywali od najgorszych.
-
Proszę nie kłóćcie się - prosiła Bożenka.
-
Wypierdalaj do domu – usłyszała z ust rodziców.
Mała
odwróciła się i ze łzami w oczkach pchając przed sobą wózek
szła do domu nie odzywając się już nic.
Tego
typu sytuacje powtarzały się dość często.
-
Wiesz mamo czasami to wygląda tak jakby Agacie nie zależało na
Bożence - kiedyś padło takie stwierdzenie z ust siostry
Agaty.
CDN...
Ta historia zaczyna się wstrząsająco zwłaszcza w momentach, w których czyta się o losie biednej Bożenki. Jednak głównym motywem jest tutaj alkoholizm rodziców i dziadków ze strony Zygmunta. To rzeczywiście patologia a najbardziej pokrzywdzone są tu małe dzieci. Bożenka wciąż może liczyć na swoich dziadków ale jak długo? Miłością powinno obdzielać się po równo swoje dzieci a tu tego nie ma. Tu wyróżnia się dziecko młodsze i mimo, że Bożenka ma tylko trzy lata i niewiele jeszcze rozumie, to za chwilę pojmie, że rodzice traktują ją jak darmową niańkę do opieki nad bratem, czego ona wcale robić nie chce, a przez to, że jest do tego zmuszana poczuje się upokorzona i gorsza. Krzywda dziecka starszego jest tu ewidentna a głównym sprawcą tej krzywdy jest wódka. Aż boję się pomyśleć, co jeszcze ta mała będzie musiała przejść.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Przed małą Bożenką jeszcze wiele różnych sytuacji życiowych, ale jakich to w następnych częściach. Dzieci wychowują się w świecie pełnym patologii gdzie alkohol gra i będzie grał główną rolę. Bożenka nie umie zrozumieć tego wszystkiego bo jest jeszcze zbyt małym dzieckiem.
UsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam w piątkowo popołudnie.
Julita
Tak się zastanawiam czy ta historia wydarzyła się na prawdę, czy jest wymyślona.
OdpowiedzUsuńCiężko patrzeć jak piją rodzice. Tu w dodatku mąż rozpił żonę i przeciągnął na swoją żonę. Pół biedy jak jedno z rodziców pije, bo jest szansa, że ta druga osoba będzie radzić sobie z rodziną. Mam tylko nadzieję, że Bożenka nie pójdzie w ich ślady. Może prędzej Przemek skoro jest pupilem rodzinki tatusia.
Pozdrawiam miło.
Historia ta wydarzyła się na prawdę.
UsuńZygmunt nie rozpił żony, ona przecież miała własny rozum. Nikt jej alkoholu na siłę nie podawał i nie kazał pić pod groźbą kary. To był jej wybór. A co do dzieci to z czasem okaże się, które poszło w ślady rodziców.
Dziękuję ci bardzo za poświęcony swój czas oraz wpis.
Gorąco pozdrawiam w sobotni wieczór.
Julita
Witaj,Julitko, przepraszam,że późno wstawiam komentarz, ale miałam trochę problemów zdrowotnych.
OdpowiedzUsuńJestem wstrząśnięta początkiem opowiadania, jak napisałaś Ranczuli, ta historia jest prawdziwa, tym bardziej szkoda dzieci. Przemek będąc przy rodzicach, choć trudno ich tak nazywać, nie wiem na jakiego chłopca wyrośnie, bo dobrego przykładu nie ma, więc często zdarza się tak,że kto z kim przestaje takim się staje. Potwierdzenie, mam za ogrodzeniem.
Ojciec pił, matka piła, jak to w "Karierze Nikosia Dyzmy". Może i lepiej, że Bożenka jest z dziadkami, otoczona zapewne ich miłością, a nie będzie popychadłem i służącą u swoich rodziców. Boże, wódka jest dla ludzi, tylko ludzie nie umieją jej pić, a najgorsze, że coraz częściej nie umieją tego kobiety.Pozdrawiam Cię serdecznie,ciekawa rozwoju opowiadania, Agata
Początek zapowiada się ciekawie. Dobrze, że Ula nie jest zagubioną brzydulą, a zapewne pewną swoich walorów kobietą, prowadzi własną firmę odnosząc sukcesy. Nie wnikam jak to się stało, że to Aleks prowadzi firmę FD, a nie Marek jako pierworodny syn. Nie wiemy co z Pauliną, czy byli z Markiem blisko, ale może i do tego dojdziesz.Podoba mi się desperacja Marka by zrobić wszystko aby dorobek Febo-Dobrzańskich nie poszedł na marne, bo Alex robi wszystko aby tylko czerpać z firmy korzyści. Ciekawa jestem spotkania Uli i Marka. Pozdrawiam Cię serdecznie, Agata
Przepraszam, za bałagan w komentarzu, przez przypadek wkleiłam z Worda komentarz do opowiadania Małgosi, ten od słów ...początek zapowiada się ....Piszę w Wordzie komentarze i wklejam, po tym jak parę razy skasowałam sobie przez przypadek już napisany. Przepraszam, Agata
UsuńNie przepraszaj, bo nie ma za co. Czasem tak się dzieje, ja mówię na to złośliwość rzeczy martwych.
UsuńHistoria jest prawdziwa i jeśli dotrwasz do końca będziesz wiedziała czyja to historia.
Masz rację alkohol jest, był i będzie dla ludzi, ale trzeba znać umiar i wiedzieć kiedy można, a kiedy lepiej nie. To jakimi ludźmi staną się dzieci okaże się z czasem.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis i mam nadzieję, że już jesteś zdrowa.
Gorąco pozdrawiam w środowe popołudnie.
Julita
Nie jestem pewna ale chyba się domyślam. Oczywiście wszystko w swoim czasie. Pozdrawiam wiosennie, Agata
UsuńJeśli nadal nie będziesz miała pewności na koniec to wówczas wyjawię Ci o kim.
UsuńPozdrawiam serdecznie i gorąco.
Julita