Gdy Marek wyszedł już ze szpitala Dorota usiadła przy łóżku przyjaciółki. I zaczęła się zastanawiać nad słowami, które padły z ust mężczyzny.
- Czy to w ogóle możliwe aby on zakochał się w Ulce. Przecież go trochę znała. Lecz czy na pewno? Owszem często widywała go w tym klubie. Ale nie wie tak naprawdę co było a raczej jest tego powodem. Przecież nigdy z nim nie rozmawiała. Ona miała swoje towarzystwo a on swoje. Ich światy różniły się od siebie. Pomyślała, że gdy on wróci do tego szpitala ona postara się z nim porozmawiać tak szczerze.
W tym samym czasie Marek po dotarciu pod firmę zabrał swoje auto i udał w kierunku Rysiowa.
Ustawił jeszcze GPS aby nie błądzić raz bo nigdy tam nie był, a dwa było już późno. Jechał i zastanawiał jak ma to im powiedzieć. Miał również świadomość iż ojciec Uli jest chory na serce. Ale na przekazanie takich wiadomości nie ma złotego środka. Wiedział tylko, że musi zrobić to bardzo delikatnie. Dobre sobie. A do tego wszystkiego dochodziły jakieś wyrzuty sumienia.
- Gdybym tylko nie szarpał się z tym bandziorem, Uli nic by nie było
Po niespełna czterdziestu minutach dotarł na miejsce. Miał już wysiadać, gdy zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz "mama"
- Halo, mama
-...
- Nie nic mi nie jest
-...
- Dzisiaj nie dam rady. Postaram się przyjechać do was jutro
-...
- Dobrze przyjadę.
Skończył rozmowę z matką i wysiadł z samochodu. Jego oczom ukazał się niewielkich rozmiarów dom. Wszedł na podwórze a z domu w tym czasie wyszedł mężczyzna mniej więcej w wieku jego ojca.
- Dzień dobry panu. W czymś mogę pomóc - odezwał się pierwszy Cieplak
- Dzień dobry. Ja nazywam się Marek Dobrzański i przyjechałem do pana w związku z Ulą - odpowiedział Marek
- Ale Ula tu już nie mieszka. Przyjeżdża tu tylko na weekendy - odparł mężczyzna
- Tak wiem. Ale czy możemy wejść do środka ja wówczas wszystko panu wyjaśnię - mówił młody Dobrzański
Cieplak przyjrzał się młodemu mężczyźnie po czym zaprosił go do środka. Gdy tylko usiedli przy kuchennym stole Cieplak najpierw zaproponował Markowi kawę po czym nie wytrzymał i zadał pytanie
- To co ma mi pan do powiedzenia
Po minie Marka można było wnioskować, że próbuje zebrać myśli
- Panie Cieplak przyjechałem aby poinformować was, że Ula jest w szpitalu, gdzie przeszła skomplikowaną operację - mówił i obserwował Cieplaka. Strasznie się bał aby starszy mężczyzna nie przypłacił tego zdrowiem, które i tak nie było już w najlepszym stanie.
- Jak to w szpitalu, jak to operacja, co się stało - zadawał pytania z prędkością niemalże światła Cieplak
- Ula została ranna - odpowiedział junior
- Jak to ranna, kiedy, gdzie, czy możemy do niej jechać, w którym jest szpitalu - znowu cała seria pytań
- Byliśmy z Ulą w kawiarni gdy wpadło dwóch zamaskowanych bandziorów. Można do niej jechać chociaż w tej chwili jest w śpiączce farmakologicznej. Jeśli pan chce to mogę zawieźć was do niej. Sam miałem tam wrócić po wizycie u was. Teraz jest z nią Dorota jej przyjaciółka - odparł Marek
Józef poprosił Marka aby ten na niego poczekał. Dzieciakom powiedział aby zostały w domu. Z początku trochę się buntowały, lecz Józef im wytłumaczył iż nie ma sensu aby jechali wszyscy. On jak tylko wróci to im wszystko powie.
Wsiedli do samochodu i udali się w kierunku Warszawy i szpitala gdzie leżała Ula.
- Panie Marku, czy mogę o coś zapytać? - odezwał się Cieplak w czasie jazdy
- Proszę mi mówić po imieniu - poprosił Marek - a i oczywiście może mnie pan pytać, ja postaram się odpowiedzieć na pańskie pytania
- Dobrze Marku. Czy możesz mi powiedzieć kim jesteś dla mojej córki - zapytał mężczyzna
- Ulę poznałem jakiś czas temu, a dzisiaj spotkaliśmy się po raz kolejny - nie chciał mówić konkretnie ile razy już się widzieli i jak długo się znają - do tej pory byliśmy tylko dobrymi znajomymi. Lecz będąc w tej restauracji chciałem poprosić Ulę aby została moją dziewczyną - gdy kończył swą wypowiedź jego głos zaczął się łamać
- Czyli, jak rozumiem zakochałeś się niej - dopytywał Cieplak
- Dokładnie tak. Panie Józefie ja zrobię wszystko co tylko możliwe aby ona wyzdrowiała i była szczęśliwa - odparł Marek
Józef o nic więcej nie pytał. Miał tylko nadzieję iż jego córka w końcu będzie szczęśliwa. A Marek na tą chwilę wydawał się odpowiednim kandydatem na chłopaka a może w przyszłości na męża dla jego najstarszej córki. Mimo iż nie znał go jeszcze miał wrażenie, że to dobry i szlachetny człowiek. Bo przecież jak inaczej nazwać to co robił w tej chwili Marek.
Dotarli w końcu do szpitala gdzie Marek bez przeszkód zaprowadził Józefa na oddział intensywnej terapii.
- Marku ja chciałem porozmawiać z jej lekarzem nie wiesz może gdzie go znajdę - zapytał jej ojciec
- Już pana do niego zaprowadzę - odparł Marek
Zaprowadził Józefa do gabinetu gdzie pełnił dyżur lekarz operujący Ulę.
- To ja was zostawiam panie Józefie i wracam do Uli na salę i tam na pana poczekam - rzekł Dobrzański
Wszedł po cichu na salę i szeptem rzekł do Doroty
- Dziękuję, że byłaś przy niej
- O Marek jesteś już. I jak pan Cieplak - odezwała się Dorota wyrwana z zamyślenia
- Tak już wróciłem. Pan Józef zaraz tu będzie, przywiozłem go, ale najpierw udał się do jej lekarza - odpowiedział - a tu co? - zapytał
- Bez zmian. Lecz lekarz tu był przed twoim przyjazdem i twierdzi, że jest dobrze i jak wszystko będzie w porządku to najdalej za cztery dni będą chcieli ją wybudzić - odparła, a w oczach Marka ujrzała iskierki radości
- A Marek, ja wiem już rozmawialiśmy o tym, ale czy możesz mi poświęcić trochę czasu, chciałabym z tobą porozmawiać - rzekła z prośbą w głosie Dorota
- Dobrze nie ma problemu. Ale wiesz co może nie tu. Jak przyjdzie tata Uli to my wyjdziemy gdzieś na kawę. Co? - odparł, ale o czym on ma z nią rozmawiać. Zaczęło go to trochę denerwować. Zamiast siedzieć przy Uli on będzie gadał z jakąś dziewczyną i tłumaczył się jej. Lecz przez grzeczność nie odmówił
Wkrótce na salę wszedł ojciec Uli. Widząc swoją córkę leżącą w plątaninie kabli i taką bladą, jemu samemu zrobiło się słabo, co nie uszło uwadze Marka.
- Panie Józefie niech pan usiądzie. Ja idę zawołać lekarza - mówił Marek
- Nie, nie trzeba zaraz mi przejdzie, to z emocji - odparł Józef
Józef usiadł na krześle, ujął dłoń Uli i płaczliwym głosem mówił do niej
- Witaj córciu, musisz walczyć, jesteś taka silna. Nie poddawaj się
- Panie Józefie ja muszę jeszcze na chwilę wyjść. Jeśli pan chce to jak wrócę odwiozę pana do domu. Powinienem wrócić do godziny czasu - rzekł Marek
Józef pokiwał tylko głową w geście zgody. Dorota pożegnała się z Cieplakiem i wyszła tuż za Markiem.
- To co idziemy na kawę i przy okazji porozmawiamy - rzekł Marek zaraz po opuszczeniu szpitala
- Wiesz trochę jestem głodna, może byśmy poszli coś zjeść i przy okazji porozmawiali - odparła Dorota
- No dobrze niech będzie - powiedział.
Udali się do jednej z restauracji w pobliżu szpitala. Chciał przeprowadzić tą rozmowę jak najszybciej i móc wrócić do szpitala do Uli. Miał też jeszcze odwieźć jej ojca do domu. Nie chciał aby Cieplak musiał tłuc się autobusem.
CDN...