Biegali już od dłuższego czasu. Tak było od dawna, że w każdą sobotę rano biegali. Jedyną różnicą było, że tym razem nie musieli się spotkać w parku koło firmy, bo młody Dobrzański nadal mieszkał u przyjaciela. Byli już dość mocno zmęczeni.
- Może tak chwila przerwy? - zaproponował kadrowy.
- Czemu nie - usłyszał w odpowiedzi - spójrz mamy wolną ławkę - wskazał mu ręką Marek.
Siedzieli, a Markowi cały czas nie zamykały się usta. Sebastian tak słuchał i przyglądał się przyjacielowi.
- Czemu milczysz? - odezwał się Marek kiedy na chwilę umilknął.
- Tak siedzę, słucham cię i dochodzę do pewnych wniosków - odparł mu przyjaciel.
- Do wniosków, jakich znowu? - zaciekawił się młody Dobrzański.
- Otóż mój drogi przyjacielu ty jesteś zakochany - usłyszał w odpowiedzi.
- Zakochany? A to niby w kim? - dopytywał Marek.
- No jak to w kim? W pannie Cieplak - miał powiedzieć w Brzyduli, ale powstrzymał się.
- Co ty za głupoty pleciesz? To świeże powietrze chyba ci zaszkodziło albo ten wczorajszy wypad do klubu.
- Nic mi nie zaszkodziło, od kilku minut ty nie mówisz o nikim innym a o niej. Ula to, Ula tamto - mówił Sebastian.
- Nie wymyślaj przyjacielu. Mówię o niej to fakt, ale dlatego, bo jestem pod wrażeniem tego jaka jest. Gdyby Paulina chociaż w połowie była taka jak Ula, moje życie byłoby o niebo lepsze - odpowiedział Dobrzański.
- No dobra jak tam sobie uważasz - odburknął, a po chwili rzekł - i co rozmawiałeś z mamą?
- Nie, bo jak wczoraj zajechałem to jej nie było. Okazało się, że wyjechała na kilka dni do ciotki. A ojcu nie chciałem niczego mówić, bo podejrzewam, że o niczym nie wie - mówił.
- Co tak nagle wyjechała?
- Nie. To po prostu moja wina. Zapomniałem, że miała zaplanowany ten wyjazd już jakiś czas temu - wyjaśnił.
Było kilka minut przed ósmą kiedy obaj panowie przekroczyli próg firmy na Lwowskiej.
- Oby tylko był to spokojny początek tygodnia - rzekł kadrowy.
- Oby tak było przyjacielu - zaczął mówić prezes, kiedy to usłyszeli.
- No wreszcie raczyłeś się pojawić - wysyczała przez zaciśnięte zęby Włoszka.
- Nam też jest miło cię widzieć - usłyszała w odpowiedzi.
- Mamy do pogadania - ciągnęła dalej nie zwracając uwagi na obecność innych osób w windzie.
- Możesz się powstrzymać aż do momentu jak będziemy przynajmniej w moim gabinecie? - tymi słowami nieco przystopował jej plucie jadem. A tego to panna Febo miała ponad normę. Taką ilością mogła by powalić niejedno kłębowisko żmij.
- Dzień dobry Aniu - przywitał się z dziewczyną stojącą za ladą - Ula już odebrała pocztę?
- Dzień dobry - usłyszał na przywitanie, a dodatkowo odpowiedź na swoje pytanie - Uli jeszcze nie ma - te słowa go zaniepokoiły.
- Viola przyjdź do mnie za chwilę - wydał polecenie swojej sekretarce po tym jak się przywitał.
Wszedł do biura, włączył komputer.
- Muszę dowiedzieć się co u Uli - pomyślał, chwycił za telefon i z książki kontaktowej wybrał odpowiedni numer. Lecz za każdym razem słyszał jedynie pocztę głosową. Już miał wybierać kolejny raz kiedy to drzwi otworzyły się z takim impetem, że o mało co nie wypadły z futryny.
- Czy możesz pukać? - rzekł, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Wstał z zajmowanego przy biurku fotela i najpierw wyszedł na zewnątrz zwracając się do Violetty.
- Nie łącz mnie z nikim. Zapisuj kto dzwonił, ja oddzwonię - Kubasińska skinęła głową, że przyjęła do wiadomości.
- To co takiego sprowadza cię? - zapytał swoją narzeczoną, jednocześnie siadając na fotelu stojącym przy drzwiach.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałeś przez te ostatnie dni?
- A to przesłuchanie? Jak sobie przypominam to jeszcze nie jesteśmy małżeństwem abym musiał ci się tłumaczyć - odparł. Febo zacisnęła pięści tak mocno, że aż poczuła ból jak spowodowały jej długie paznokcie.
- Nie bądź bezczelny - usłyszał.
- A ty naiwna - odparł tym samym tonem co ona.
- Ale jesteś moim narzeczonym i mam prawo wiedzieć, gdzie się podziewasz.
- Nie masz takiego prawa. To jedynie moja dobra wola czy powiem, czy też nie. Dodatkowo zastanawiam się nad jedną kwestią - widząc pytającą minę Pauliny postanowił kontynuować - kto dał ci prawo do tytułowania się właścicielką mojego domu.
- Przecież po ślubie to będzie nasz dom - jego oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki. I kiedy minął pierwszy szok rzekł.
- Paulinko widać, że znajomość prawa u ciebie tak samo jest nijaka jak i dobre maniery - widać było, że dumna panna Febo została urażona. Podniosła się z zajmowanego miejsca na kanapie i tak jak przyszła tak opuściła gabinet swojego narzeczonego - no i na tyle z naszej rozmowy - pomyślał.
- Viola były jakieś telefony? - zapytał sekretarki.
- Nie - odpowiedziała i ponownie zajęła się pracą jaką jej zlecił.
Wiele można było jej zarzucić, przede wszystkim plotkowanie. Nie którzy mówili, że jest nawet szybsza niż Polska Agencja Prasowa. Jednak pracę starała się wykonywać solidnie i rzetelnie.
Urażona panna Febo prosto od Marka swoje kroki skierowała do Aleksa. I tu również nie zawracała sobie głowy aby chociażby zapukać. Z impetem weszła do gabinetu brata.
- Czy ty możesz najpierw zapukać? - usłyszała i przewróciła jedynie oczami.
- Co ty taka nabuzowana? - dopytywał po tym jak nie doczekał się jakiegokolwiek przywitania.
- To przez Marka. On potrafi skutecznie podnieść mi ciśnienie.
- Co tym razem zrobił takiego mój przyszły szwagier? - dociekał Aleks ze słyszalną ironią w głosie.
- Rozmawialiśmy o jego nieobecności przez kilka dni. I kiedy wreszcie doszliśmy do kwestii domu on zarzucił mi, że jestem głupia.
- Nie przejmuj się jego głupim gadaniem. Kiedy już weźmiecie ślub on będzie inaczej śpiewać - próbował pocieszyć siostrę. Chociaż miał serdecznie dość tych jej wiecznych narzekań na juniora Dobrzańskiego. To jednak tolerował tego dupka, jak to miewał w zwyczaju nazywać swojego przybranego brata, bo byli współwłaścicielami firmy. I chociaż nie bardzo pasował mu jako szwagier, musiał jeszcze trochę wytrzymać. Miał pewien plan, ale właśnie jego siostra musiała poślubić Dobrzańskiego.
W tym samym czasie kiedy Paulina żaliła się bratu na narzeczonego. Inni zajmowali się swoimi pracowniczymi obowiązkami.
Wreszcie mógł spokojnie zająć się przeglądaniem poczty. Odłożył kolejną kopertę i chwycił za następną nie zwracając uwagi od kogo, po prostu jednym ruchem rozerwał ją. Wyciągnął ze środka pismo, a za każdym kolejnym przeczytanym słowem jego niedowierzanie rosło.
- Aniu? - zaczął mówić do słuchawki jak tylko usłyszał sympatyczny głos dziewczyny z recepcji - czy ta poczta, którą mi dałaś rano jest z dzisiaj?
- Z dzisiaj i wczorajszego popołudnia - usłyszał. Podziękował i się rozłączył.
- Co robić, co robić - rozmyślał. Nagle poderwał się z fotela i pognał do gabinetu swojego przyjaciela.
CDN...