niedziela, 23 lutego 2025

DZIEDZICTWO część II

 Marek po skończonych studiach podjął pracę w firmie. Na początek miał zająć stanowisko dyrektora do spraw rozwoju i promocji firmy. Wraz z młodym Dobrzańskim pracę znalazł tu Sebastian Olszański. Byli przyjaciółmi z czasów studiów i to było niemalże pewne, że pucołowaty blondyn nie będzie miał trudności z podjęciem pracy. On również zajął wysokie stanowisko. Od początku piastował stanowisko dyrektora HR. 
- Wiesz Seba powinienem mieć jakąś asystentkę - zwierzał się swojemu przyjacielowi, któregoś wieczoru podczas spotkania w klubie. 
- To świetny pomysł przyjacielu - poparł go Olszański i dodał - jutro zredaguje ogłoszenie - Marek skinął głową zgadzając się. 
Wysiadł z windy na piątym piętrze, a jego wygląd wskazywał na nieprzespaną noc. 
- Dzień dobry Aniu - podszedł do lady recepcyjnej witając się z młodą dziewczyną. 
- Cześć Marek - odpowiedziała, podała mu klucz od gabinetu oraz pocztę. 
Tak wyglądały niemalże wszystkie jego przyjścia do pracy. Podkrążone oczy, wręcz przepite. I nierzadko przychodził spóźniony. Najwyraźniej sądził, że skoro jest synem prezesa, to nie musi jak inni zaczynać pracy o ósmej. Kadrowy miał nieco podobne myślenie co do godziny zaczynania pracy. Sądzili najwyraźniej, że Krzysztof tego nie zauważy. Ale i na pewno nikt nie doniesie prezesowi. Jakże się mylili. Ledwo co wszedł do gabinetu, a rozdzwonił się stojący na biurku telefon. Jednak zignorował go. Kolejny raz usłyszał dźwięk kilka minut później. 
- Matko Boska nawet chwili spokoju - pomyślał. 
- Dobrzański, słucham - rzucił do słuchawki. 
- Za pięć minut widzę cię u siebie w gabinecie - usłyszał głos ojca. 
- Ale teraz nie mogę - odparł próbując się wymigać od tej wizyty. Nie chciał aby ojciec widział go w takim stanie. 
- Tak? A co masz takiego pilnego? - dociekał senior - powiedziałem za pięć minut - dodał i się rozłączył. 
Zjechał windą na trzecie piętro, a tam przed gabinetem ojca stał jego  przyjaciel. W pierwszej kolejności przywitał się z sekretarką Krzysztofa, a potem zwrócił się do przyjaciela. 
- Co tu robisz? 
- Twój ojciec mnie wezwał - odpowiedział kadrowy. 
Chwilę później otworzyły się drzwi od gabinetu a w nich ukazał się prezes. 
- Zapraszam panów - usłyszeli. Weszli do środka i zajęli miejsca w stojących przed biurkiem dwóch fotelach. 
- Co takiego się stało, że wezwałeś nas obu? - dopytywał Marek.
- Wasze podejście do pracy. A raczej do tego w jakim stanie przychodzicie do pracy oraz kiedy. Prawie codziennie jesteście spóźnieni przynajmniej o godzinę, a wasz wygląd również mówi wiele. Zastanawiam się co zrobić z wami. Najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli was zwolnię - obaj pobledli na tę wiadomość. 
- Ale to nie tak - próbował bronić się junior. 
- Panie prezesie proszę mnie nie zwalniać. Właśnie co wziąłem kredyt na zakup mieszkania - próbował uprosić Olszański.
- Nie tak? A jak? Nigdy nie zaczynacie pracy tak jak wszyscy. Czy wy uważacie, że jesteście nie do ruszenia, bo jeden jest moim i synem a drugi to przyjaciel syna? - wyrzucał z siebie Krzysztof - jeśli tak myślicie, to jesteście w dużym błędzie. 
Ta rozmowa trwała jeszcze jakiś czas w końcu dało się przekonać seniora aby ich pozostawił, jednak postawił warunki.
- Codziennie przychodzicie punktualnie do pracy i nie opuszczacie firmy do końca dnia. Wyjątkiem są twoje wyjścia - zwrócił się do syna - jeśli trzeba załatwić coś związanego z firmą. Jeżeli nie zastosujecie się do tego, wylecicie. A teraz opuście mój gabinet, bo mam mnóstwo roboty - podziękowali za daną szansę i wrócili do swoich gabinetów. 
Widać było, że Olszański wziął sobie słowa Krzysztofa Dobrzańskiego do serca. Marek w pewnym sensie też. Jednak nie aż tak jak przyjaciel. 
- Marek ja będę się zbierał. Jutro trzeba wstać. 
- Nie przesadzaj. Ojciec już zapewne zapomniał o całej sprawie. 
- Wiesz jakoś nie jestem skory tego sprawdzać.  Ty możesz wystawiać cierpliwość swojego ojca na próbę ile tylko chcesz. Ja nie zamierzam. Mam zobowiązania finansowe, które jeśli stracę posadę to nie będę mógł spłacać. Tobie to nie grozi, bo jesteś spadkobiercą tej fortuny, a obecnie posiadasz już połowę udziałów. 
- Nie przesadzaj przyjacielu - zaczął junior Dobrzański - przecież zawsze cię wybronię. 
- Przykro mi przyjacielu, ty jeśli chcesz to zostań. Ale ja wracam do domu - odparł i jeszcze dodał - pamiętaj, że masz jutro umówione rozmowy na asystentkę - Marek skinął głową i pożegnał się z przyjacielem. 
Następnego dnia było już dobrze po dziewiątej, a młodego Dobrzańskiego wciąż nie było w firmie. 
- Stary, gdzie ty jesteś? - kolejny raz nagrał się na pocztę kadrowy. 
Coraz bardziej obawiał się o młodego Dobrzańskiego. Kolejny raz wybierał dobrze znany numer kiedy usłyszał pukanie. Zaprosił gościa. 
- Witaj Sebastian - usłyszał ten dobrze znany tembr głosu. 
- Dzień dobry panie Krzysztofie.
- Marek się dzisiaj spóźni i to dość mocno. Wiem, że miały odbyć się dzisiaj rozmowy w sprawie asystentki dla mojego syna - mówił senior. 
- Czy coś się stało? - zaniepokojony dopytywał Sebastian. 
- Jest na komisariacie, został okradziony - odpowiedział prezes - co do tych rozmów, to przeprowadź je sam. A potem zdasz relację Markowi i on zdecyduje, którą zatrudnić. 
Sebastian tak jak nakazał mu Krzysztof przeprowadził rozmowy z kandydatkami. Z grupki dziesięciu wybrał trzy, które według niego nadawały się najlepiej. Każdej z dziewczyn przekazał następującą informację. Owszem nie do końca było to prawdą, ale nie uważał za koniecznie mówienia wszystkiego. 
- Dziękuję pani za rozmowę. Odezwiemy się do pani do końca tygodnia. 

Było dobrze po dwunastej kiedy to Marek pojawił się w firmie. Najpierw swoje kroki skierował do gabinetu ojca, aby wyjaśnić co się wydarzyło. 
- To musiało się tak w końcu skończyć - usłyszał na koniec od ojca - zadajesz się z kobietami niewiadomego pochodzenia i z jakimi intencjami. Chociaż jeśli chodzi o intencje to raczej są im dobrze znane. Jakby nie było jesteśmy znaną rodziną i w dodatku rozpoznawalną.
Ten siedział ze spuszczoną głową, w myślach przyznając ojcu racje.
- Powiesz co ci zginęło? - zapytał go Krzysztof, ale tym razem tonem zatroskanego rodzica. 
- Gotówka, aparat cyfrowy, karta bankomatowa, telefon - wyliczał. 
- Najważniejsze, że tobie nic się nie stało - rzekł prezes i potem dodał - zanim wrócisz do domu idź jeszcze do Sebastiana. On przeprowadził te umówione na dzisiaj rozmowy. Miał wybrać trzy najbardziej odpowiednie. Z tej trójki ty sam zdecydujesz. 
Marek nie tracąc czasu udał się do gabinetu przyjaciela. 
- Cześć przyjacielu - rzekł wchodząc do środka. Sebastian oderwał wzrok od komputera i przyjrzał się przyjacielowi. Zaraz po przywitaniu dopytywał. 
- Co się stało? 
- Jak się rano obudziłem okazało się, że mnie okradziono - wyjaśnił. 
- Okradli? Kto? Kiedy? - dociekał kadrowy. 
- To dłuższa opowieść. Jeśli chcesz ją usłyszeć to przyjedź do mnie  do domu po pracy. A teraz jeśli możesz to pokaż mi kogo wybrałeś. 
- W porządku wpadnę po robocie - mówił jednocześnie biorąc z regału trzy teczki - masz zobacz. I wiesz co, najlepsze wrażenie zrobiła na mnie ta - rzekł i wskazał na konkretną kandydatkę. Marek na sam widok zdjęcia skrzywił się. 


CDN...

niedziela, 16 lutego 2025

DZIEDZICTWO część I

 Warszawa ulica Lwowska 19, to tam mieściła się od kilkudziesięciu lat firma modowa High Fashion Dobrzański. Od około dwudziestu lat prowadzona przez Krzysztofa Dobrzańskiego. Chociaż sama firma powstała we Włoszech. Jednego roku młode małżeństwo Helena i Krzysztof Dobrzański oraz ich wówczas kilkuletni syn Marek z Polski spędzało swoje pierwsze wakacje na południu Europy we Włoszech. Tam też poznali mieszane małżeństwo z dwójką dzieci. Agnieszkę i  Francesco Febo oraz ich córkę Paulinę i syna Aleksandra. Wspólnie spędzany czas pozwolił się zaprzyjaźnić tym rodzinom. Dzieciaki też zdawały się lubić te wspólne zabawy na jednej z piaszczystych plaż. Podczas jednego z takich spotkań rozmowa zeszła na marzenia każdego z małżeństw. 
- Od dawna marzyłem o tym aby móc założyć własną firmę - rzekł Krzysztof. 
- O, to bardzo konkretne marzenia - padło z ust Włocha. 
- Gdyby tylko mieć jakiś fajny pomysł - poparła słowa męża Helena i dodała - kiedyś samej myślałam o czymś takim. 
- Ale oprócz fajnego pomysłu trzeba mieć jeszcze wkład finansowy - usłyszeli kolejny raz Francesco. 
- Z tym w naszym przypadku nie ma większego problemu - rzucił Krzysztof. Helena tylko skinięciem głowy potwierdziła słowa swojego męża. 
- No my nie bardzo mamy - odezwała się dotychczas milcząca Agnieszka. 
Po tym wieczorze nie wracali do tego typu rozmowy. Dobrzańscy wyczuli, że tamci poczuli się chyba nieco niezręcznie. 

- Francesco, a może spróbować ich przekonać do pomysłu stworzenia firmy. Moglibyśmy się z nimi jakoś dogadać? - mówiła do swojego męża Agnieszka następnego dnia przy śniadaniu. 
- No ale jak ty to sobie wyobrażasz? Na coś takiego trzeba mieć jakieś pieniądze. Nikt o zdrowym rozsądku nie wejdzie do spółki z kimś takim jak my - mówił Włoch. 

- Francesco mam dla ciebie pewną propozycję - zaczął mówić Krzysztof na dzień przed wylotem do Polski. 
- To znaczy? 
- Ostatnio rozmawiałem z Heleną i pomyśleliśmy o stworzeniu firmy modowej. 
- Ale co ja mam z tym wspólnego? 
- Otóż moglibyśmy otworzyć taką firmę, która miałaby dwie siedziby jedna tu na miejscu. Byłbyś jej właścicielem a druga w Polsce, prowadzona przeze mnie.
- To miłe z twojej strony Krzysztof, że pomyślałeś o nas. Jednak jestem zmuszony odmówić ze względu na naszą sytuację finansową - odparł. 
- Spokojnie przyjacielu. My z Heleną wyłożymy pieniądze na rozruch firmy, a kiedy zaczniemy wszyscy zarabiać wówczas staniesz się współwłaścicielem. 
- No nie wiem - wahał się Francesco. 
- Nie daj się prosić - przekonywał Dobrzański. 
- Daj mi kilka dni - prosił Włoch. 
- W porządku. My jutro rano wylatujemy, ale bądźmy w kontakcie. Odezwij się kiedy tylko podejmiesz decyzję - mówił Krzysztof. 
- Bądź pewny, że się odezwę - obiecał Włoch. 

Francesco opowiedział o całej propozycji swojej żonie. Ta widziała w tym całkiem niezły interes. 
- Kochanie, to bardzo intratna propozycja. Nie powinieneś odmawiać. 
- No, ale...
- Nie ma żadnego "ale" to dla nas szansa, na lepsze życie. 
Ta rozmowa małżeństwa Febo trwała jeszcze dłuższy czas. Agnieszka wymieniała plusy a jej mąż szukał minusów i bardziej realistycznie patrzył na to wszystko. W końcu udało się jej przekonać do pomysłu Dobrzańskiego. 

Początki firmy były niełatwe, ale parli do przodu. W pewnym momencie zatrudnili młodego projektanta, który dopiero zaczynał swoją karierę. Po pierwszym pokazie, to przyjęcie Pshemko okazało się strzałem w dziesiątkę. Kolejne dwa lata były istnym rozkwitem dla firmy. A obie rodziny zaczęły się bogacić, powiększali swoje majątki. Dzieciaki rosły. Dobrzańscy kolejny już raz mieli spędzać wakacje w gościnnym domu swoich przyjaciół. 
- Francesco, skoro jesteśmy na dobrym poziomie finansowym to czas na spełnienie mojej obietnicy - Włoch zdawał się nie rozumieć tego co mówił przyjaciel - obiecałem, że kiedy staniemy na nogi zrobię z ciebie wspólnika. Czas dopełnić formalności. 
- Krzysztofie nie sądziłem, że mówiłeś wtedy poważnie. 
- Jak najbardziej bardzo poważnie - odparł. 
- Jeśli możesz to poszukaj jakiegoś dobrego notariusza, który pomoże nam to wszystko zrobić jak należy. 
- Jutro poszukam. 
Następnego dnia Francesco będąc jeszcze w firmie wykonał kilka telefonów. 
- No i co udało ci się załatwić tego notariusza? - dopytywał przyjaciel, kiedy się już spotkali wieczorem. 
- Tak. Jesteśmy umówieni na środę na godzinę jedenastą. 
- Świetna wiadomość. 
Jednak nieszczęśliwy wypadek sprawił, że nie doszło do podpisania żadnych dokumentów. 
Dzień przed podpisaniem przekazania połowy udziałów miał miejsce wypadek, który przekreślił wszystko. 
Dobrzańscy siedzieli w salonie oczekując przyjazdu Febo. 
- Coś długo nie wracają - rzekła zaniepokojona Helena. 
- Spokojnie kochanie może coś ich zatrzymało. Wiesz jacy są rodzice Francesco. 
Nagle tę rozmowę przerwał dźwięk połączenia. 
- Francesco z Agnieszką i dziećmi mieli wypadek - usłyszeli przez telefon. 
- Jak to wypadek? Co z nimi? - dopytywała Helena matkę Francesco. 
- Wyjechali od nas. Ale byli pokłóceni ze sobą - zaczęła starsza kobieta - nie wiem o co. 
- A co z nimi? - powtórzył tym razem Krzysztof. 
- Mój syn zginął na miejscu, Agnieszka trafiła do szpitala lecz jej stan jest ciężki. Tylko dzieciom nic takiego się nie stało. Są trochę poobijani. 
Niestety po kilku dniach w szpitalu zmarła Agnieszka. 
Helena wraz z Markiem wyjechali z Włoch tydzień po pogrzebie. Na miejscu został Krzysztof aby zająć się sprawami firmy. Dobrzańscy chcieli aby dzieci ich przyjaciół zostały z nimi. Jednak rodzina ojca Aleksa i Pauliny stanowczo się temu przeciwstawiła.  
W ciągu kolejnych dwóch miesięcy Dobrzański wrócił do Polski, zamykając definitywnie tę we Włoszech. Była to dość trudna decyzja, ale po wielu rozmowach z małżonką podjęli ostateczną decyzję. 

Przez kolejne lata firma rozkwitała, pnąc się  na szczyty. Mieli coraz większy prestiż w świecie mody. Marek dorastał. W końcu nastał czas kiedy, to on miał zająć miejsce swojego ojca. 
CDN...

niedziela, 9 lutego 2025

MIAŁ BYĆ ŚLUB część XIII

 Do firmy a raczej do Warszawy przyjechała znacznie wcześniej. Jeszcze przed spotkaniem z Markiem chciała przemyśleć wszystko, to co miała mu do powiedzenia. Spacerowała wzdłuż Wisły kiedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. 
- Ula, gdzie ty jesteś? - padło z drugiej strony. 
- Nad Wisłą - odparła i po chwili dodała - przepraszam cię bardzo, za kilka minut będę w firmie. 
- Wiesz co? Tak sobie teraz pomyślałem, że tam gdzie jesteś będzie lepszym miejscem na rozmowę - rzucił młody Dobrzański - powiedz mi tylko dokładnie gdzie mam cię szukać. 
- W pobliżu tego niewielkiego pomostu, co ostatnio odbywała się sesja - odpowiedziała. 
- Świetnie, będę za około kwadrans - rzekł i rozłączył się. 
Niemalże biegiem ruszył w stronę swojego auta. 
- Marek, Marek - usłyszał swoje imię wołane przez jakąś kobietę. No może nie jakąś, bo doskonale znał ten głos i jego właścicielkę. 
- O to ty - rzucił. 
- No ja, a spodziewałeś się kogoś innego? - padło z ust kobiety. 
- Raczej nie, a już na pewno nie ciebie - odparł zgodnie z prawdą. 
- No to skoro już się spotkaliśmy, to może zaprosisz mnie na kawę? - kobieta najwyraźniej nie zamierzała odpuścić. 
- Niestety, ale nie tym razem moja droga. 
- Dlaczego, przecież skoro nie jesteś już z Pauliną, to moglibyśmy spróbować być razem - nie ustępowała. 
- Klaudia, to że nie jestem z Paulą, nie oznacza że będę z tobą albo inną modelką - odparł zgodnie z prawdą, ale najwyraźniej nie spodobało się to jego rozmówczyni - a teraz wybacz, ale jestem umówiony i nie chcę się spóźnić - dokończył. 
Nie zatrzymywany już przez nikogo wsiadł do swojego auta i ruszył w umówionym kierunku. Zanim dojechał na miejsce zadzwonił do swojego przyjaciela. 
- Cześć Seba.
- No cześć przyjacielu. Co tam u ciebie? Widziałem jak rozmawiałeś z Klaudią. Czyżbyś gdzieś wybrał się z naszą modeleczką? Bo w firmie was nie ma.
- Nie jestem z Klaudią ani z żadną z jej podobną. Jadę na spotkanie z Ulą. A do ciebie mam prośbę abyś przypilnował mi działu. My powinniśmy przyjechać nieco spóźnieni. 
- Z Brzydulą? - to określenie rozzłościło juniora Dobrzańskiego. 
- Nie nazywaj jej tak - kadrowy jedynie przewrócił oczami. Nie umiał zrozumieć swojego przyjaciela, co on takiego widzi w tej swojej asystentce. Owszem niby zmieniła trochę wygląd, ale wciąż nie powala urodą. Bynajmniej tak uważa Olszański.  
- No dobra, przypilnuję ci działu - rzekł i rozłączyli się. 
Dojechał na miejsce, zaparkował na prowizorycznym parkingu, przeszedł na drugą stronę ulicy. Już z oddali dostrzegł tę, do której wzdychał od jakiegoś czasu. Był już w pobliżu kiedy zrozumiał, że kompletnie nie wie, co ma jej powiedzieć. Jedynie czego był pewien, to, to że ją kocha i musi jej to wyznać. I pragną aby ona też to czuła wobec niego co on wobec niej. 
- Cześć Ula - wyszeptał aby nie przestraszyć jej. Odwróciła się z uśmiechem na twarzy, ale w momencie zniknął. Jego miejsce zastąpił jakiś rodzaj smutku, lęku, obawy. 
- Witaj Marku - odparła. 
Ruszyli w nieznanym im obojgu kierunku, zdawało się jakby chcieli ukryć się przed otaczającym ich światem. Tak aby nikt im nie przeszkadzał. W pewnym momencie dotarli miejsca, które było osłonięte wysokimi trawami a w środku był kawałek piaszczystej plaży. 
- Może usiądźmy na tym zwalonym pniu? - zaproponował mężczyzna. 
- Marek...- zaczęła Cieplak jednak on wszedł jej w słowo. 
- Ula jeśli możesz pozwól mi pierwszemu - ta skinęła głową zgadzając się - domyślam się o czym chcesz rozmawiać - zapanowała cisza, która pozwoliła na zebranie myśli - aż się boję jak zareagujesz - odezwał się i zaczął mówić dalej - wiem, że moje wyznanie po wypadku mogło cię zaskoczyć. Ula już jakiś czas temu dotarło do mnie, a raczej zrozumiałem pewną oczywistość - wziął głęboki oddech i patrząc jej prosto w oczy wyznał - zakochałem się w tobie - ta milczała, chociaż przypuszczała, że tak może być - Ula proszę cię powiedz coś. 
- Marek proszę cię nie żartuj sobie - wydukała jakby wbrew sobie samej. 
- Ula - zaczął, chwycił jej twarz w swoje ręce i patrząc prosto w te niesamowicie piękne oczy z całą powagą w głosie powtórzył - kocham cię. I proszę cię uwierz, to nie jest żaden żart. Wiem co czuję do ciebie. Nigdy niczego takiego nie czułem do Pauliny. Martwię się o ciebie kiedy tylko cię nie widzę, tęsknię za każdym razem, gdy nie możemy być razem - mówił - a ten ostatni wypadek tylko uświadomił mi, że wreszcie muszę wyznać ci wszystko. Jednak chciałem zrobić dopiero po tym jak zakończą się wszystkie sprawy sądowe. Jednak kiedy wczoraj poprosiłaś o rozmowę, uznałem, że nie ma co zwlekać. W końcu oboje jesteśmy wolni. Jak wiesz już dawno rozstałem się z Febo. 
- Ja też cię kocham - odważyła się przyznać co czuje do swojego szefa - to co czuję do ciebie zrozumiałam na kilka dni przed twoimi zaręczynami. Lecz doskonale zdawałam sobie sprawę, że jedynie co mogę to kochać cię w skrytości. A i byłam w związku z Piotrem, który okazał się być podłym człowiekiem. 
Od tej rozmowy stali się wręcz nierozłączni. Marek zdawał się nie widzieć nic więcej poza swoją nową partnerką. Za to Ula wydawała się być bardziej ostrożna. Tak jakby bała się tego co jest, a może tego, że coś może się stać. 
- Ula czy wszystko jest w porządku? - zapytał jednego razu, gdy odwoził ją do domu po pracy. 
- Tak. Dlaczego pytasz? 
- Bo mam wrażenie jakbyś nie była szczęśliwa ze mną - odpowiedział zgodnie z prawdą. 
- Oczywiście, że jestem szczęśliwa i to bardzo - odparła. 
Pół godziny później parkował swoje auto pod jej domem. 
- Wejdziesz? - zapytała. Widząc, że najwyraźniej ta odpowiedź jaką usłyszał nie przekonała go. Odwróciła twarz w jego stronę - Marek spójrz proszę na mnie - poprosiła. Lecz ten nie bardzo miał ochotę, najwyraźniej obawiał się co może usłyszeć. Ta niewiele myśląc otworzyła drzwi i wysiadła z auta. Uznała, że nie będzie go prosiła. Pochyliła się jeszcze mówiąc - jak ci przejdzie to wiesz, gdzie mnie znajdziesz - zamknęła za sobą drzwi i poszła do domu. 
- Dobrzański ty kretynie - zaczął się wyzywać w myślach - idź do niej - ponaglał sam siebie. 
- Przepraszam cię Ula - mówił kilka minut później. 
- Nie przepraszaj mnie. Nie wiem skąd u ciebie takie myśli abym nie była szczęśliwa z tobą - mówiła, nie usłyszawszy jednak odpowiedzi postanowiła powiedzieć to co zamierzała już w samochodzie - kocham cię panie Dobrzański i jestem niewyobrażalnie szczęśliwa, że jesteśmy razem. Ale zrozum też mnie, obawiam się, że to tylko piękny sen. Że coś może się wydarzyć i nie będziemy mogli być razem. 
- Ale ze mnie kretyn - pomyślał a na głos rzekł - Ula nie ma niczego takiego ani nikogo takiego, który by nas rozdzielił. Kocham cię jak wariat i na pewno, to się nie zmieni. 

Wreszcie nastał dzień kiedy to miała odbyć się rozprawa związana z wypadkiem Marka. Tak jak przypuszczali Paulina próbowała się wybielić. 
- Rozumiem, że przyznaje się pani do podżegania do popełnienia przestępstwa w postaci uszkodzenia auta mojego klienta? A co za tym idzie pozbawić go życia lub też zdrowia - dopytywał adwokat Marka. 
- To jego wina, gdyby mnie inaczej traktował, gdyby nie zerwał zaręczyn oraz nie domagał się intercyzy - mówiła, a na koniec dodała - z całą pewnością zrobiłabym to kolejny raz. 
Te słowa wprawiły w osłupienie nie tylko jej adwokata, prawnika Dobrzańskich, ale i samą Helenę Dobrzańską. 
Wyrok okazał się dość niski, bo jedynie dwa lata więzienia. Jednak ciążył nad panną Febo jeszcze jeden wyrok. Lecz musieli na to poczekać jeszcze kilka dni. To miała być już ostatnia sprawa sądowa, gdzie oskarżonymi byli oboje Febo. Zarzuty jakie im postawiono, to próba wyłudzenia pieniędzy od Dobrzańskich oraz działanie przeciwko firmie.
Za nim miało dojść do tej rozprawy Helena postanowiła odwiedzić swoją niedoszłą synową. Poprosiła ich prawnika aby pomógł jej to załatwić. O swoim planie powiedziała Krzysztofowi. 
- Muszę z nią porozmawiać. Bardzo mnie dręczy jej wypowiedź podczas rozprawy. 
- Nie mogę ci tego zabronić. Jednak, gdybyś tylko posłuchała co mówił Marek, ale i ja dzisiaj nie miałabyś potrzeby tam pójść - odparł jej mąż. 
Dwa dni później odbyła się rozmowa obu pań. I chyba żadna z nich nie wiedziała, że takie spotkania nie tylko są nagrywane w formie wizji lecz również nagrywane są rozmowy. 
- A coś ty Helenko myślała, że ja kocham twojego syna? To bardzo cię rozczaruję, nigdy go nie kochałam, byłam z nim jedynie dla pieniędzy. Dla waszych pieniędzy. Oboje z Aleksem od dawna mamy taki plan. Stąd te wszystkie nasze działania na niekorzyść firmy - Helena była kompletnie zszokowana tymi słowami. 
Po tej rozmowie bezpośrednio pojechała do firmy aby porozmawiać z synem. Poprosiła aby mogli wyjść na lunch. Podczas tego wyjścia przeprosiła Marka za swoje zachowanie wobec niego. 
- Proszę cię synku wybacz mi. Nie sądziłam, że ona może być tak podła i wyrachowana. 
- Przykro mi, że tak się rozczarowałaś jej zachowaniem. Ale ja o tym mówiłem wiele razy. 
Wreszcie odbyła się kolejna rozprawa. Początkowo Aleks próbował się jakoś bronić, ale wówczas puszczono nagranie z rozmowy Pauliny z  Heleną. To już było gwoździem do trumny tej dwójki. Rodzeństwo dostało po osiem lat więzienia. A Paulinie do tego wyroku doliczono jej ten z poprzedniej sprawy. 

Pół roku później Marek postanowił oświadczyć się pannie Cieplak. Przez jakiś czas zastanawiał się gdzie mógłby to uczynić. 
- Już wiem - mówił sam do siebie. I jeszcze tego samego dnia zabrał Ulę w to cudowne miejsce. Miejsce gdzie oboje wyznali sobie  miłość. 
- Ula, kocham cię nad życie. Jesteś moją pierwszą myślą kiedy się budzę i ostatnią kiedy zasypiam - mówił wpatrując się w jej oczy, a na koniec dodał - czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na tej planecie i zostaniesz moją żoną? 
- Tak zostanę twoją żoną - odparła i dodała - kocham cię nad życie. 
KONIEC!!!

niedziela, 2 lutego 2025

MIAŁ BYĆ ŚLUB część XII

- Dzień dobry - przywitała się jakiemuś policjantowi siedzącemu w recepcji i po przedstawieniu pospieszyła z czym przyszła - nazywam się Urszula Cieplak. Chciałabym rozmawiać z policjantem, który prowadzi sprawę Marka Dobrzańskiego. Mam coś do przekazania. 
- Proszę chwilę poczekać - usłyszała w odpowiedzi. Mundurowy chwycił słuchawkę telefonu, wybrał odpowiedni numer wewnętrzny i po chwili rzekł - zaraz przyjdzie do pani sierżant Kopeć. 
Kilka minut później wchodziła do jednego z pokoi na komendzie. 
- Miałem dzisiaj dzwonić do pani - padło z ust policjanta. 
- Dzwonić? Do mnie? - dopytywała.
- Tak, bo jesteśmy w posiadaniu pewnych informacji i możliwe, że może pani nam pomóc. 
- No a ja również przyniosłam coś co dał mi Marek, a co może być ważne - odparła, jednocześnie szukając czegoś w torebce - proszę jest tu nagranie, które może być pomocne - wyciągnęła rękę podając funkcjonariuszowi pendrive. 
- Pozwoli pani, że zobaczę? - dopytał i podłączył urządzenie do laptopa. Nie minęło wiele czasu, gdy policjant zwrócił się do Cieplak - my mamy dokładnie te same nagranie i zdjęcia. Otrzymaliśmy je wczoraj popołudniu od nijakiego pana Olszańskiego. 
- To przyjaciel Marka - pospieszyła z wyjaśnieniem  Ula. 
- Tak, tak wiem o tym. Ale mam do pani kilka pytań. Czy zna pani Grzegorza Wasika? - ta przecząco pokręciła głową - a Zenona Drabika?
- Nic mi to nie mówi - odparła zgodnie z prawdą. 
- A rozpoznaje pani kogokolwiek z tych fotografii? - dopytywał mężczyzna. Ula chwyciła zdjęcia i natychmiast wskazała palcem na dwie inne osoby. 
- Tę dwójkę znam - rzekła podając ich dane - ten facet to Piotr Sosnowski, był moim chłopakiem. Rozstaliśmy się po tym jak kolejny raz mnie pobił aż wylądowałam w szpitalu. Za niecałe dwa tygodnie odbędzie się rozprawa w związku z tym pobiciem. Za to ta kobieta to nie kto inny a Paulina Febo, była narzeczona Marka. 
- Powiada pani, że nie są już ze sobą? 
- Z tego co mi wiadomo, to rozstali się ze sobą jakiś czas temu. Jednak nie są mi znane powody. Ale dlaczego pan tak w ogóle pyta o nich? 
- Bo widzi pani, cała ta czwórka jest podejrzana o ten wypadek - usłyszała. 
- Cała czwórka? 
- Dokładnie tak, proszę pani - Ula byłą niesamowicie zaskoczona tą wiadomością. Zastanawiała się co może mieć z tym wspólnego Piotr - z naszych informacji wynika, że Piotr chciał się zemścić na pani szefie, za wasze rozstanie. Natomiast panna Febo również miała swoje powody. Ta dwójka skumała się ze sobą i uknuli niezły plan. Ale jak widać chyba nie do końca się powiódł - tę rozmowę przerwało wejście do pomieszczenia innego policjanta. 
- Andrzej przywieźli jednego z podejrzanych. 
- Dziękuję, za chwilę przyjdę - odpowiedział. 
Podziękował Cieplak za przekazane informacje, po czym pożegnali się. Będąc już na korytarzu ujrzała jak prowadzą skutego w kajdanki Piotra, odwróciła głowę w drugą stronę. 

Kilka dni później młody Dobrzański opuścił szpital, ale miał spędzić jeszcze kilkanaście dni w domu. Cały czas był w kontakcie z Sebastianem oraz Ulą. Przez te dni kiedy był w szpitalu ani razu nie odwiedziła go matka. Jedynie kiedy była to dzień samego wypadku. 
- Witajcie - rzekł kiedy ujrzał oboje rodziców w progu swojego mieszkania - co cię sprowadza mamo? Jakoś nie przyjeżdżałaś do mnie do szpitala? - mówił głosem pełnym pretensji. 
- Bo byłam, i nadal jestem na ciebie zła. Ale nie chciałam robić scen w szpitalu - odparła.
- Zła, a niby to o co? - dociekał. 
- Chodzi o Paulinkę. Nie rozumiem jak możesz być taki bezduszny. 
- Bezduszny? 
- Pozwoliłeś aby ją zamknęli jak jakiegoś pospolitego bandziora. 
- Bo nim jest. Jakbyś nie zauważyła ma postawione zarzuty nakłaniania do popełnienia przestępstwa. Jeśli jeszcze nie wiesz, ten wypadek to jej pomysł. Spotkała się z tymi bandytami, zapłaciła im aby spowodowali mój wypadek. 
- Bo ona cię kocha - usłyszał, złapał się ceremonialnie za brzuch i wydał z siebie.
- Ha, ha, ha - po czym dodał - i z tej wielkiej miłości chciała mnie zabić? A kiedy to się nie udało wpadła na kolejny głupi plan. 
- Synku nie mów tak. 
- Mamo, czy ty nie widzisz jaka ona jest? Że jej jedynie zależy na naszych pieniądzach, tak samo jak i Aleksowi. Oboje uknuli plan pozbycia nas pieniędzy. Ślub miał być tylko jednym z etapów ich planu - mówił lecz Helena zdawała się nie wierzyć w jego słowa. Wiedział natomiast, że może liczyć na wsparcie ze strony ojca. I nie mylił się. 
- Heleno, Marek ma rację oni są pozbawieni jakichkolwiek uczuć. Nimi rządzi chciwość i pazerność. 
Obrażona pani Dobrzańska nie odezwała się już ani słowem. Jedynie ojciec z synem wymienili jeszcze kilka zdań. 
- Dzwonił dzisiaj do mnie nasz adwokat. Powiedział, że ma już wystarczająco dowodów i może zacząć pisać pozew przeciwko Aleksowi. 
- To dobrze tato. Mam nadzieję, że szybko się upora z tym pismem. A i szybko wyznaczą rozprawę. Chciałbym mieć już to wszystko za sobą i móc zacząć nowy rozdział w swoim życiu. 
- Z panną Cieplak? - niby to zapytał go ojciec z jakimś błyskiem w oku. 
- Skąd wiedziałeś? Nikomu nie mówiłem o tym. Ba nawet ona sama o tym nie wie. 
- Synku może i jestem już starym człowiekiem, ale nie ślepym. 
- No tak mogłam się domyślić, że to z jej powodu rozstałeś się z Paulinką - usłyszeli. 
- Ula nie ma z tym nic wspólnego - odparł lecz nie zamierzał tłumaczyć się matce. 

Dwa tygodnie później odbyła się rozprawa przeciwko Piotrowi w związku z pobiciem Uli. Ta na jakieś dwa dni przed rozprawą chodziła jakaś nieobecna. Widać było, że obawia się. 
- Ula weź może te parę dni wolnego - zaproponował jej prezes. 
- Nie, wolę być w pracy, przynajmniej mogę czymś innym zająć głowę - odparła. 
- W porządku jak chcesz - rzekł i dodał - wczoraj dostałem pismo z sądu w związku z moimi sprawami. Pierwsza sprawa, tego wypadku odbędzie się za miesiąc. Nadal nie znam terminu tej drugiej.
Podczas rozprawy Piotr próbował się wybielić. Na pytanie czy przyznaje się do zarzucanych czynów odparł.
- Proszę wysokiego sądy, ta kobieta zdradzała mnie na prawo i lewo. W końcu moje nerwy niw wytrzymały, co spowodowało, że może raz czy dwa razy podniosłem na nią rękę. Ale proszę mnie zrozumieć ona swoim zachowaniem psuła moją reputację. 
- To nie lepiej było się rozstać? - padło pytanie ze strony adwokata Cieplak.
- Ale ja ją kochałem - rzekł i dodał - nawet zamierzałem się jej oświadczyć. 
- I z tej wielkiej miłości mnie pobiłeś? - odezwała się Ula, którą niemalże natychmiast pouczał sędzia. Kobieta przeprosiła i zajęła ponownie swoje miejsce obok adwokata. 
Podczas całej rozprawy zeznawali również Marek Dobrzański, Maciek Szymczyk oraz rodzina Uli oprócz małej Beatki. Wyrok został ogłoszony jeszcze tego samego dnia, a Sosnowski został skazany na pięć długich lat odsiadki. Jednak czekała go jeszcze jedna sprawa karna, ale to już w innym terminie. 
Ula wreszcie mogła odetchnąć. Była pewna, że jej najbliższym nic już nie grozi. 
Tego samego dnia, ale już wieczorową porą napisała krótką wiadomość do swojego szefa. 

"Marek chciałabym jutro się spotkać przed pracą i porozmawiać" 

Dość szybko otrzymała odpowiedź zwrotną. 

"W porządku. Będę czekać przed wejściem do firmy" 

Ucieszyła ją ta odpowiedź. To była kolejna rzecz jaką chciała mieć już za sobą. Planowała tę rozmowę od dnia wypadku, kiedy to usłyszała wyznanie Marka. Miała jakieś nie jasne wrażenie, że to może być prawdą. Widziała jak on się zachowuje wobec niej. 
Młody Dobrzański przeczuwał o czym może być ta rozmowa. Również on planował przeprowadzić ze swoją asystentką taką rozmowę. Lecz chciał to zrobić jak już zakończą się te wszystkie sprawy sądowe. 
- A może to i dobrze, że porozmawiamy już teraz - rozmyślał. Długo nie mógł zasnąć, układając sobie w głowie co jej powie. 
CDN...